- Opowiadanie: RobertZ - Sen o Genesis

Sen o Genesis

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sen o Genesis

Na samym początku istniała jedynie pustka. Nie wypełniała jej materia, ani też jej przeciwieństwo, które się przyjęło zwać próżnią. Drażniła Go, a imię Jego na wiele sposobów jest wymawiane, jej jednostajność i monotonia. Rozdzielił więc światło od ciemności. Nowo narodzona światłość Zachwyciła Go. Oszołomiony jej pięknem brodził pośród miliardów ogników, a te, widząc w Nim swego rodziciela i pana, głaskały Go, łasiły się do Niego próbując mu okazać swoją miłość i przywiązanie. Czuł bijące od nich szczęście. Uśmiechnięty, a był to uśmiech, którego nie sposób opisać, dotknął mroku. Nie wyczuł w nim jednak tego samego szczęścia, lecz uczucie jakże odmienne, stanowiące siłę szczęściu przeciwstawną. Mrok oblepił Go, starał się Nim zawładnąć. Z niechęcią strzepywał ciemność przylepioną do Swojego ciała. Ta zaczęła mieszać się z ognikami światła. Zdumiony ujrzał jak mrok ponownie połączył się ze światłem. Nie odrodziła się jednak wcześniejsza nicość. Iskierki światła jaśniały pośród ciemności nadając jej sens i znaczenie. Wtedy zrozumiał, że światło nie może istnieć bez ciemności. Ogniki światła nazwał gwiazdami. Mroku nie chciał nazywać, wystarczyła Mu jedynie świadomość, że jest on przeciwieństwem światła, a co za tym idzie zaprzeczeniem piękna i dobra. Cieszyło Go to, że pustkę zapełnił istnieniem, lecz to Mu nie wystarczyło. Czuł potrzebę dalszego tworzenia, dalszej kreacji. Wyrwał kawałek niepokornego mroku, dodał do niego szczyptę gwiazd, aby nadać mu pokory i pozbawić go wcześniejszej kleistości. Dopiero gdy dorzucił czwartą garść gwieździstego pyłu mrok zaczął tężeć i w końcu, gdy już stwardniał, udało mu się ulepić z niego niewielką kulę. Przyjrzał jej się zaciekawiony. Obracał w swoich dłoniach to niepozorne dzieło, które udało Mu się wykreować w chwili natchnienia. Nie dostrzegł w nim jednak niczego ciekawego. Mały kawałek zmrożonej przez mrok materii. Zniechęcony rzucił ją między gwiazdy. Jedna z nich, młoda i nieśmiała przechwyciła nowo zrodzoną planetę. Przytuliła ją do swojego rozgrzanego łona. Pieściła małe dzieciątko ciesząc się jego niezdarnością, radując jego pierwszymi nierównymi okrążeniami.

I tak w promieniach młodziutkiej, piegowatej gwiazdy narodził się pierwszy maleńki świat. Zaciekawiony tym co się zdarzyło przyjrzał się nowo narodzonej planecie. Ujrzał oblewający ją ocean. Jego fale w nieustannej, nieskończonej monotonii przelewały się od jednego krańca horyzontu po drugi pozorny jego koniec. I tak to trwało, a czas płynął odmierzany nieustannym rytmem fal. Monotonia oceanu okazała się wyjątkowo nużąca. Nie chciał spocząć nie dokończywszy swojego dzieła, a Jego celem było przecież pokonanie wszechobecnej władzy pustki i jej sprzymierzeńców, a do jednego z nich należała właśnie monotonia. W otaczającym świat oceanie pływały resztki światła gwiazd, które dorzucił do niepokornego mroku. Ciasto okazało się wyjątkowo niejednorodne. Wiedział, że mrok ukrył się gdzieś w głębi stworzonego przez Niego globu. Z pewnym niepokojem zanurzył się w falach przyprószonego resztkami światła oceanu i dosięgnął znajdującego się pod nim dna. Szarpnął tylko raz wytężając wszystkie swoje siły. Pomarszczyło się skażone monotonią lustro wody, zadrżało w posadach całe uniwersum. W końcu rozstąpiły się wody, a spod nich wynurzył się nagi, kamienisty ląd. Poczuł się wyjątkowo znużony. Przysiadł na chwilę wśród obłoków, aby tam odpocząć.

Mimo swojej potęgi nie był istotą w pełni doskonałą. Doskonałość musiałaby sprowadzać się do nijakości, a On nie potrafiłby tego zaakceptować Chciał wykreować coś co będąc bliskim doskonałości posiadałoby w sobie element działania, tą niedoskonałą zmienność, która jednak występując w nadmiarze prowadziłaby do chaosu, a chaos do nicości. Budując świat, który miał być trwały, a jednocześnie zmienny, szukając tej wyważonej równowagi, która sprawia, że byt staje się barwny i ciekawy, musiał się zmęczyć, gdyż im dalej sięgał w swoim dziele stworzenia tym większego wysiłku wymagało zachowanie równowagi między porządkiem, a chaosem.

Gdy odpoczął spojrzał ponownie na nagi ląd i puste głębiny oceanu. Ląd okazał się nietrwały. Wody uparcie wgryzały się w kamienisty brzeg zabierając go w głębiny oceanu kawałek po kawałku. Zmartwiło Go to, gdyż nie chciał, aby świat wykreował od samego swojego zarania dążył do powolnego unicestwienia, zagłady. Stworzył więc życie, którego szczególnym wyróżnikiem jest zdolność da narodzin i śmierci. Najpierw ofiarował światu rośliny, które bujnie rozpleniły się w oceanie i na lądzie. Następnie podarował światu zwierzęta, a wraz z nimi przybyła na młody świat miłość, nienawiść, cierpienie, ból i radość. Na samym końcu stworzył na swoje podobieństwo człowieka, a obdarował go darem najcenniejszym ze wszystkich; zdolnością rozumienia świata, pojmowania złożoności otaczających go rzeczy. Jedynie on był w stanie podziwiać i czcić Jego twór………………………………………

„Jestem podobny do człowieka”. – pomyślał budząc się z głębokiego snu. Chciał dotknąć swojego dzieła, ale ono zdało mu się papierowe, nienaturalne. Rozbolała go głowa, poczuł parcie na pęcherz.

-Stałem się-szepnął patrząc na swoje drobne, blade ręce.

Świat przez niego stworzony stawał się coraz bardziej wyblakły, nierzeczywisty. Spod niego wyzierały brudne, odrapane ściany niewielkiego pokoju. Czuł bezgłośne pulsowanie, które przelewało się na kształt wzbierającej fali przez jego organizm, coraz wolniejsze słabło, aby w końcu zaniknąć, przenieść się w miejsce niespełnionych marzeń, nieistniejących rzeczywistości. Próbował dotknąć znikający świat, ale jego już nie było. Rozpłynął się pozostawiając po sobie posmak rozczarowania, poczucie niedoszłej potęgi i piękna, które już dawno temu zgubił. Poczuł silny ból w swojej lewej ręki Spojrzał na nią po to tylko,. aby zobaczyć niezliczone ślady pozostawione przez igłę. Spuchła nadmiernie wymęczona szukaniem kolejnym snów i niespełnionych marzeń. Do połowy zakrywał ją brudny rękaw koszuli, której nie mógł wyprać, gdyż za resztę pieniędzy, które miał, kupił zamiast proszku, jeszcze jedno senne marzenie, tak ułudne, nierzeczywiste i tak bardzo ulotne. Zatęsknił za snem co się właśnie skończył. Zamarzyło mu się bycie po raz kolejny Stwórcą. Chciał ponownie poczuć smak potęgi, radość bycia kimś, ale co najważniejsze osiągnąć cel-poczucie sensu. To nigdy nie zostało mu dane.

„Stworze świat"– pomyślał i rozejrzał się po swoim pokoju. Nic w nim nie było poza walającymi się na podłodze śmieciami. Nie potrafił znaleźć w nim nawet pustki, z której mógłby wykreować nowe, jasne gwiazdy. Rozdrażniony tym co zobaczył poderwał się z łóżka, podbiegł do okna i szarpnął spajające je ramy. Przez otwarte okno wdarł się do pokoju smród zagonionego miasta.

-Chce śnić– szepnął do siebie i do nikogo więcej. Marzył o snach o innych, lepszych światach, tak samo realnych jak ten, w którym mu przyszło żyć. Nie chciał jednak, gdy ponownie poczuje smak szczęścia obudzić się, gdyż przebudzenie zawsze było gorsze od najbardziej potwornego koszmaru.

Wdrapał się na parapet i stanął na nim. Spojrzał w górę. Poraziło go światło wiszącego nad jego głową słońca. Z pewną niechęcią, obawą spojrzał w dół i ujrzał mrowie tłoczących się u podnóża budynku istnień ludzkich. Zagonionych, ciągle pędzących przed siebie ludzików. Poczuł w sobie żal, ulotny ucisk bólu. Wiedział co czuli, należał bowiem do tej samej co oni rasy. I stał tak na parapecie okiennym Bóg, który stworzył nieprawdziwy świat, ludzki demiurg tęskniący za nierzeczywistym pięknem. Nie potrafił jednak wybrać. Nie umiał się zdecydować na ten jeden niepozorny ruch nogą.. On, Adam, kuszony przez rozpacz, nie zerwał jabłka z drzewa nierzeczywistości. Zbyt dobrze bowiem pamiętał, że ten świat miał także swojego stwórcę.

Prawdziwego Boga.

Koniec

Komentarze

rozbij ten tekst na akapity, bo zlewa się w słowotok, nie idzie spokojnie czytać

dla potomnych, tzn tych co beda czytali za mną: wciskać ctrl X, bedzie lepiej widac :)

A może od razu dam drukowane literki i kupie szkło powiększające :)?

Bardzo w moim guście i pojawiają się (przynajmniej moim zdaniem) trafne spostrzeżenia, dlatego oceniam wysoko. Niestety opisy są trochę męczące. Mam  ten sam problem w swoich opowiadaniach:/

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka