- Opowiadanie: Lupusek - Czternasty

Czternasty

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czternasty

Pierwszy raz tutaj, więc liczę na spore besztanie, chociaż nie pogardzę i dobrym słowem. Enjoy!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z mozołem wspinał się ku górze. Uwielbiał wysiłek fizyczny, a skała zapewniała mu wiele uchwytów.

 

W końcu dostał się na szczyt.

 

Z góry widać było jego rodzinne miasto, Merengarot. Miasto, a raczej spora wioska, położona była w malowniczej kotlince, otoczonej górami. Kilkadziesiąt domów okalał niewysoki murek, a gdzieniegdzie rozstawione wieżyczki obronne mówiły, że okolica nie jest aż tak bezpieczna. Albo po prostu ludzie są przezorni. Może jedno i drugie.

 

 

 

***

 

 

 

Smukły wojownik o ciemnych, kręconych włosach, spoglądał ze szczytu skał na zachód słońca.

 

– Całkiem długo tu siedzisz, przyjacielu.– odezwał się nagle za nim dźwięk. Mężczyzna drgnął, ale nie odwrócił się. Znał dobrze ten głos.

 

– Spoglądanie z góry na świat, który znam i który kocham, sprawia, że czuje się lepiej.– odpowiedział.– Ale miło cię słyszeć, Achazu, kope lat.

 

– Owszem, trochę czasu minęło. – odrzekł nieznajomy i usiadł koło mężczyzny. Jego długie, jasne włosy jak zawsze luźno powiewały na wietrze, skrzydła natomiast złożył wygodnie. Jego chłodne, niebieskie oczy ze spokojem patrzyły na rozpościerający się widok.

 

Zachód był bardzo malowniczy. Topazowe słońce powoli kryło się za górami, rozlewając wokół czerwono-złote promienie, które chowały się pod malowniczymi jesiennymi liśćmi. Całość przywodziła na myśl malowany na płótnie obraz, któremu mistrz poświęcił wiele czasu.

 

Jakiś czas siedzieli w milczeniu, chłonąc widoki. Po jakimś czasie odezwał się Gauril.

 

– Dobra, widzę, że nie przyszedłeś tu oglądać krajobrazu, najwidoczniej chcesz porozmawiać o czymś ważnym. Co się stało?

 

Anioł powoli odwrócił głowę, jak gdyby chciał nadal patrzeć na otocznie, i spojrzał na swojego przyjaciela.

 

– Jeszcze nic, ale obawiam się, że niedługo może się coś stać. Pamiętasz przepowiednie o Wielkiej Powodzi, Potopie, który zmyje rodzaj ludzki z ziemi?

 

– Owszem– powoli powiedział Gauril. – Czyżby nas coś takiego czekało?

 

– Nie w dosłownym sensie. Chodzi o to, że ta przepowiednia może się odnosić do Królestwa Searan.

 

Stosunki między ich krajem, a naszym, nie są ostatnio przyjazne. Mimo, że jesteśmy o wiele słabsi, ciągle ich prowokujemy do ataku, robiąc wypady na ich wioski. Obawiam się, że już niedługo może rozpocząć się wojna, której będziemy żałowali.

 

– Co nas to obchodzi? Żyjemy wśród gór, praktycznie odcięci od reszty świata. Nawet poborcy podatkowi króla nie przyjeżdżają do nas.

 

– Ciebie to może nie martwi, ale pomyśl o tych wszystkich rodzinach, które zostaną zabite, o majątkach, które zostaną zniszczone, bądź zgrabione. Mówię ci o tym, byś wrócił do regularnego wojska, byśmy mieli chodź cień szansy.

 

– Czyżby wojsko nie miało dowódców? – spytał z ironią Gauril.

 

– Daj spokój– żachnął w odpowiedzi anioł– potrafią tak dowodzić wojskiem, że zapewne by przejść przez rzekę, kazali by ją zasypać, bo nie widzieli by innego wyjścia! Dlatego jesteś nam potrzebny, sam sobie nie poradzę.

 

– Wiesz, że mam duszę wojownika. Moje życie było od zawsze wypełnione wojną, więc zgadzam się, nie musisz mnie przekonywać. Żal tylko będzie opuszczać to miejsce.

 

– Owszem, ale czego się nie robi dla swojego powołania– uśmiechnął się Achazu, z dziwnym blaskiem w oczach.– Spotkamy się w Dearlis, w Karczmie Strzygi. Żegnaj, przyjacielu. Spokojnej drogi.

 

– Żegnaj.. przyjacielu.– odpowiedział wojownik, ale anioła już tam nie było. Zawsze znikał bez ostrzeżenia. Gaurila to irytowało, ale zdążył się już przyzwyczaić.

 

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

Minęły dwa dni, odkąd wyruszył. Szedł raźnym krokiem, nie napotykając żadnych przeszkód. Kierował się ruchami słońca i gwiazd, bo przez las nie biegła żadna ścieżka.

 

Pogoda zaczęła się teraz psuć. Ciemne chmury zakryły niebo, zabraniając promieniom słońca dotknąć ziemi. Wielkie krople deszczu zaczęły uderzać w ziemię, zamieniając się w tysiące malutkich kropelek. Inne uderzały w drzewa, wygrywając wesołe melodie. Niektóre rośliny, pobudzone pierwszymi kroplami wody na swych delikatnych twarzyczkach, z radością kierowały swe oblicza ku górze.

 

Ale Gaurilowi nie było tak wesoło. Maszerowanie przez błoto w taką ulewę nie było zbyt przyjemne, zwłaszcza dla kogoś, kto już dawno odzwyczaił się od takich niewygód. Dlatego postanowił znaleźć jakieś schronienie. Nie zajęło mu to nawet pięciu minut. Uśmiechnął się.

 

Niewielka jaskinia, leżąca kilkaset metrów na zachód od jego drogi, wydawała się niezamieszkana. Szybko rozpalił ognisko, przebierając się w suche ubrania, mokre wieszając przy ogniu. Z ciężkiego plecaka wyjął niewielki kociołek, zebrał do niego deszczówki, po czym wrzucił do niego trochę mięsa i przypraw.

 

– Niewiele już tego zostało– mruknął.– Będę musiał pomyśleć o nowych zapasach.

 

Gulasz zaczął się z wolna gotować, a mężczyzna wyjął swój miecz i zaczął go czyścić. Rękojeść zdobił u dołu malutki smok, wykonany ze złota. Klinga, długa i błękitna, wciąż pełna była siły i nienawiści, jaką darzyła wrogów. Gauril mógł się założyć, że chętnie by się zanurzyła w ciele człowieka, który chciał skrzywdzić jej pana, błyszcząc przy tym delikatnie. Nosiła miano Efialtesa. Imię nadały jej gnomy. Ale nie tylko imię było ich zasługą, bowiem to one wykuły ten wspaniały oręż. Obłożyły go zaklęciami odpornymi na złamanie, silnymi czarami obronnymi i paroma czarami ofensywnymi. Nikt nie wiedział jak miecz znalazł się w rękach Gaurila, ale wszyscy znakomicie wiedzieli, do czego razem byli zdolni. Każdy, kto śmiał stanąć im na drodze, kto rzucił im wyzwanie, ginął. Szybko i niekoniecznie bezboleśnie. Razem potrafili wykonać taniec śmierci tak skutecznie, że nigdy nie przegrali żadnej walki.

 

Gauril uśmiechnął się do wspomnień, jakie wywołał u niego miecz, ale gdy doszedł do niego zapach obiadu, odłożył miecz i z jeszcze większym uśmiechem zaczął pałaszować jedzenie. Mimo swej prostoty było wyborne. Gdy skończył, wyczyścił kociołek i miskę piaskiem, po czym opłukał je wodą.

 

Położył się w kącie jaskini i powoli zaczął zapadać w sen. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, był ból głowy.

 

 

 

 

 

***

 

 

 

Obudziło go tępe pulsowanie z tyłu głowy. Na karku i włosach czuł skrzepniętą krew. Ciekawe jak długo spałem, pomyślał. Słysząc głosy dobiegające z drugiego końca jaskini, starał się powoli odwrócić. Przy każdym ruchu jego głowę wypełniał ból przypominający wbijanie drzazg do paznokcie.

 

Udało mu się zobaczyć trzech ludzi grzebiących w jego plecaku i rozmawiających głośno. Teraz już wiem, jak rozbolała mnie głowa, zdołał pomyśleć. Więcej już nie widział. Zemdlał.

 

 

 

 

 

***

 

 

 

Nie wiedział, jak długo był nieprzytomny. Równie dobrze mogło minąć kilka minut jak i kilka dni.

 

Nadal leżał ze związanymi rękoma, ale już nie w kącie, a przy ognisku. Widział jak przez mgłę. Gdy jego wzrok wreszcie dostosował się do światła, zobaczył, jak jeden z trójki ludzi mu się przygląda.

 

– No no, nareszcie się obudziłeś– jego głos brzmiał nieprzyjemnie. Nieznajomy uśmiechnął się paskudnie, a oczy zdradzały chęć przebicia go sztyletem i patrzenia, jak w cierpieniu uchodzi z niego życie. – Długo czekaliśmy. Teraz powiesz nam, co tutaj robisz, Gaurilu.

 

Wojownik nadal nie myślał trzeźwo, więc nie zastanawiał się, skąd obcy zna jego imię.

 

– Hmpf.. jadę.. do ciotki.. czy… to cooś.. złego?– zdołał wysapać.

 

– Tak, w twoim przypadku tak. Nie jedziesz do żadnej zasranej ciotki, więc mów prawdę, albo co godzinę będę ci obcinał jeden palec. Albo co pół godziny.

 

W oczach Gaurila pojawił się dawno nie widziany błysk. – Gówno ci powiem. Twoje sadystyczne zachowanie sprawia, ze prawie współczuję twojej matce. Czyżby była tak brzydka, że dopiero baran chciał ją pokryć?– Wycharczał. Chciał dopiec nieznajomemu, ale w tym stanie nie wymyślił nic lepszego.

 

– Jak uważasz. Dam ci jeszcze jedną szansę, prześpij się, może będziesz bardziej rozmowny. – To powiedziawszy, kopnął swojego więźnia mocno w głowę, po czym wyjął sztylet i odciął mu kciuka.

 

 

 

 

 

***

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Obudził go kubeł zimnej wody. Głowa nadal go bolała, ale mimo to czuł się odrobinę lepiej.

 

– Przykro mi Gaurilu, że muszę cię budzić, ale śpieszy nam się. Za długo tu zabawiliśmy. Ale nie bój się, zanim odejdziemy, zdążymy odciąć ci wszystkie palce, uszy i język. O tak, żebyś miał po nas pamiątkę. – głos jednego z braci brzmiał dziwnie nieprzyjemnie.

 

– Możecie mi obciąć co tylko chcecie, tylko błagam, nie każ mi dłużej słuchać twojego głosu. To gorsze niż sikanie konia na blachę. Zresztą i tak was zabiję. – wycharczał wojownik. Nie bał się śmierci. Szczerze mówiąc wolał umrzeć na polu bitwy, walcząc z przeważającym liczebnie wrogiem, ale śmierć to śmierć. Zawsze nadejdzie.

 

– Nie kwicz tak, prosiaku, tylko ciesz się z ostatnich chwil życia! Zobacz jak słońce pięknie świeci!

 

– Jedyny blask, jaki widzę, odbija się od twoich zębów, ale niekoniecznie mi się to podoba– odparł ze spokojem.

 

Mężczyzna z wściekłym grymasem dał znać braciom, żeby poszli poszukać jakiś odpowiednich narzędzi. Po chwili każdy trzymał nóż, metalową żyłkę, a jeden niósł wiadro ze szczurem w środku. Gauril zbladł. Wiedział, co chcą z tym zrobić.

 

– Widzę, że podoba ci się nasz pomysł. Dopiero, co zaczynamy, więc nie miej nam za złe, jak by szczur rozszarpał ci nierówno brzuch, dobrze?

 

Odpowiedziało mu milczenie, co go tylko zezłościło.

 

– Zobaczymy jak będziesz kwiczał niedługo! – krzyknął i kopnął Gaurila w brzuch. Ten zwinął się z bólu, ale nadal nie wydobył z siebie choćby pisku.

 

We trójkę podeszli do niego wolnym krokiem. Nagle, bez ostrzeżenia jeden z nich osunął się za ziemię. Ze sztyletem w plecach. Zanim pozostała dwójka zrozumiała, co się stało, następny leżał na ziemi, z poderżniętym gardłem. Wiaderko ze szczurem potoczyło się po ziemi.

 

Trzeci, najszybszy z trójki, uskoczył w bok, wyjmując miecz. Szybko rozejrzał się po jaskini. Jego wzrok spoczął na mężczyźnie, ubranym w skórzaną kurtkę i ze związanymi w kucyk włosami. W lewej ręce trzymał miecz, prawą miał za plecami.

 

W oczach ostatniego z braci wybuchł gniew. Ten człowiek zabił jego kompanów, jego rodzinę! Z rykiem podniósł miecz i rzucił się na nieznajomego. Błyskawicznie pokonał połowę odległości, po czym.. przewrócił się. Mężczyzna zbliżył się. Dopiero teraz rabuś zobaczył coś dziwnego. Skrzydła? Na Boga! To anioł!

 

Achazu wolnym krokiem zbliżał się ku powalonemu przeciwnikowi. Ze spokojem w oczach uklęknął przy nim, wbijając mu w serce miecz. Wyjął go, wytarł o trupa, a następnie wyciągnął mu z brzucha sztylet. Kocham te zabawki, mruknął. Kto by pomyślał, ze taka mała rzecz, a pokona kogo tylko chcę.

 

Achazu wstał. Rozejrzał się, jakby dopiero teraz zauważając leżącego na ziemi przyjaciela. Podszedł do niego, rozciął więzy i pomógł mu usiąść. Dał mu wody ze swojego bukłaka, a Gauril zachłannie sączył ciecz.

 

– Powoli braci, nie udław się.

 

– Na litość, zawsze wiesz, kiedy się zjawić!- krzyknął wojownik, gdy tylko skończył pić– ci dranie o mało mnie nie zabili!

 

– Właśnie. O mało. Więc zdążyłem, nie czepiaj się.

 

– Skąd u cholery wiedziałeś, gdzie mnie szukać?

 

– Stęskniłem się za tobą i nie chciało mi się czekać, aż przyjdziesz do Dearlis. A jak cię znalazłem? Nie zapominaj, że jestem aniołem. – uśmiech Achazu sięgał oczu.

 

– I to cholernie dobrym aniołem, o ile rzeczywiście nim jesteś! Tylko następnym razem zjawiaj się trochę wcześniej, bo jak tak dalej pójdzie, to zanim przyjdziesz, zdążą mnie poćwiartować!

 

– Dobra, nie gorączkuj się. Odpoczniemy tutaj do jutra, a potem spokojnie ruszymy dalej. A teraz idę coś upolować na obiad.

 

 

 

 

 

***

 

 

 

Achazu wrócił po godzinie z dwoma królikami w ręku. Polecił Gaurilowi rozpalić ognisko, a sam kilkoma sprawnymi ruchami wypatroszył zwierzęta. Ostrugał kija, przypalił go na ogniu by pozbyć się zapachu żywicy, a potem nadział na niego króliki i zawiesił sprytnie nad ogniskiem.

 

– A teraz opowiadaj, jak to się stało, że ta trójka cię tak złapała.

 

– Głupia historia– mruknął Gauril.– Dwa dni po tym, jak wyruszyłem rozpadało się cholernie, więc poszukałem jakiegoś schronienia. Jak kładłem się spać, podeszli mnie i walnęli w głowę. Nie wiem, skąd tu się wzięli, ale wiem, ze miałem pecha, nadziewając się na nich.

 

W kilku zdaniach zrelacjonował przyjacielowi to, co zapamiętał.

 

– Tym bardziej się cieszę, że zdążyłem – w oczach Achazu grały radosne iskierki– nie musiałem cię grzebać.

 

– Śmiejesz się? To do ciebie niepodobne. Do cholery, mnie prawie zatłukli, a ty się śmiejesz! – wrzasnął Gauril.

 

– Co się tak irytujesz? Próbuję tylko nie myśleć, że ledwo zdążyłem. Gdybym przybył kilka minut później, nie rozmawialibyśmy teraz. Nie zniósł bym tego.

 

Wojownik nie zauważył chyba ironii zawartej w głosie przyjaciela, albo po prostu nie chciało mu się ciągnąć dłużej tej kłótni.

 

– Dobra, mniejsza z tym. Jeżeli ci to nie przeszkadza, jutro wyruszamy. A tymczasem opowiedz mi jak się ma sytuacja naszego królestwa.

 

– Nie najlepiej. – anioł westchnął i usiadł wygodniej– podobno stoczono już pierwsze potyczki przy granicy. Jak było wiadomo, zdołali nas roznieść. Uratowało się tylko niewielu z całego garnizonu.

 

Król nadal myśli, że mamy ogromne szanse na wygranie, ale ja mam inne zdanie. Jeżeli szybko nie wyszkolimy kilku dobrych magów i nie zbierzemy żołnierzy, tamci pozostawią po nas pył.

 

– Jeżeli się nie mylę, w tym lesie ma swoją wieżę pewien mag. Tak się składa, że byliśmy kiedyś przyjaciółmi. Jeden czarodziej to mało, ale może on coś wymyśli. Co ty na to?

 

Achazu uśmiechnął się. Nie lubił magów. Bardzo ich nie lubił.

 

– Zgoda. Zatem, jeżeli wiesz, gdzie on mieszka, pójdziemy.

 

Gauril przyjrzał się uśmiechowi anioła, ale nie potrafił stwierdzić, dlaczego się uśmiecha.

 

– O ile się nie mylę, powinien być gdzieś na wschodzie.

 

 

 

 

 

***

 

 

 

Około trzech godzin po wschodzie słońca, życie w lesie odżyło. Zwierzęta obudziły się i niemal natychmiast z ochotą przystąpiły do swoich codziennych obowiązków. Wiewiórki zbierały żołędzie, młode wilki ganiały się z zapałem. Samotny niedźwiedź łowił ryby w niewielkim strumieniu.

 

Kolorowy ptak przyglądał się z gałęzi dwóm postacią idącym w jego stronę. Szli w ciszy, szybko pokonując kolejne odległości. Gdy byli już pod jego drzewem, poderwał się z gałęzi i chwilę krążył nad drzewem. Wreszcie poleciał na dwoma wędrowcami.

 

– Czy ty na pewno wiesz, gdzie my idziemy?– odezwał się w końcu Achazu.

 

– Trochę. Wiem niewiele, prócz tego, że mamy iść na wschód, aż dojdziemy do sporej skały. Gdzieś obok powinna być ta wieża.

 

– Dobre i to.

Koniec

Komentarze

"Z mozołem wspinał się ku górze" - ha, pierwsze zdanie i już błąd. Klasyka klasyk. Domyślnym kierunkiem wspinania jest góra, ba, powiedziałbym nawet, że nie można wspinać się w inną stronę, tak więc zaznaczanie, że ktoś "wspinał się ku górze" jest pleonazmem, masłem maślanym.
" spoglądał ze szczytu skał na zachód słońca." - "skały" - niby pierwotna wersja jest dobrze, ale wcześniej pisałeś o jednej skale, więc trzymajmy się jednej wersji.

"odezwał się nagle za nim dźwięk" - dźwięki się nie odzywają. Mogą za to się "rozlegać" albo "roznosić", albo "dobiegać".

"Achazu, kope lat." - "kopę"

"Stosunki między ich krajem, a naszym, nie są ostatnio przyjazne. Mimo, że jesteśmy o wiele słabsi, ciągle ich prowokujemy do ataku, robiąc wypady na ich wioski. Obawiam się, że już niedługo może rozpocząć się wojna, której będziemy żałowali." - tu chyba zabrakło myślnika. Albo narracja z niewyjaśnionych przyczyn nagle zaczęła być prowadzona w pierwszej osobie. Jedno i drugie, w gruncie rzeczy, jest błędem. Możnaby też zaznaczyć, że są to przemyślenia bohatera, jeśli są to takowe.

"byśmy mieli chodź cień szansy." - błędy błędami, ale to mnie akurat nie bawi. Czytamy własne teksty przed publikacją, autorze. Naprawdę. "Choć".

"kazali by ją zasypać, bo nie widzieli by" - "kazaliby", "widzieliby"

"Żegnaj.. przyjacielu" - niby bzdura, ale diabeł tkwi w szczegółach. Wielokropek ma trzy kropki. Zawsze. Nie mniej. Nie więcej.

Reszta jak wstanę.

 

 


 


 

Z mozołem wspinał się ku górze. – samo wspinanie się wskazuje kierunek, nie trzeba pisać, że ku górze, bo raczej ciężko wspinać się w dół.

- Całkiem długo tu siedzisz, przyjacielu.- odezwał się nagle za nim dźwięk. – dźwięk można usłyszeć, może dobiec czyichś uszu, może zabrzmieć, może się rozlec, ale nie może się odezwać.

- Spoglądanie z góry na świat, który znam i który kocham, sprawia, że czuje się lepiej. – odpowiedział. - niepotrzebna kropka na końcu zdania.

Jego długie, jasne włosy (…)Jego chłodne, niebieskie oczy (…) – niepotrzebne powtórzenia, których można było uniknąć.

Zachód był bardzo malowniczy. (…) które chowały się pod malowniczymi jesiennymi liśćmi. Całość przywodziła na myśl malowany na płótnie obraz. – malowniczy zachód, malownicze liście, malowany obraz, jak w muzeum.

Anioł powoli odwrócił głowę, jak gdyby chciał nadal patrzeć na otocznie (…) – otoczenie, tylko literówka.

Stosunki między ich krajem, a naszym, nie są ostatnio przyjazne. przyjazne może być spojrzenie, klepnięcie lub inne zachowanie, a stosunki mogą być dobre, ciepłe, chłodne i tym podobne.

Daj spokój- żachnął w odpowiedzi anioł- potrafią tak dowodzić wojskiem, że zapewne by przejść przez rzekę, kazali by ją zasypać, bo nie widzieli by innego wyjścia! – czasowniki w trybie przypuszczającym (z cząstką by) piszemy łącznie – kazaliby, widzieliby.

- Żegnaj.. przyjacielu. – w wielokropku występują trzy, nie dwie kropki.

Przy każdym ruchu jego głowę wypełniał ból przypominający wbijanie drzazg do paznokcie. – nie rozumiem tego zdania. Czy to chodziło o wbijanie drzazg do paznokci? Jeśli tak, to co to ma wspólnego z bólem głowy?

Obudził go kubeł zimnej wody. Głowa nadal go bolała (…) obudził go, głowa go bolała – niepotrzebne powtórzenia

(…) głos jednego z braci brzmiał dziwnie nieprzyjemnie. – skąd nagle informacja, że to są bracia?

jak by szczur rozszarpał ci nierówno brzuch, dobrze?jakby. A w tym przypadku lepiej byłoby użyć słowa gdyby.

Ostrugał kija, przypalił go na ogniu by pozbyć się zapachu żywicy, a potem nadział na niego króliki i zawiesił sprytnie nad ogniskiem. – ostrugał kij, nie kija. I nie wiem jak można sprytnie coś zawiesić nad ogniskiem.

Około trzech godzin po wschodzie słońca, życie w lesie odżyło. – zdanie mistrzowskie. Życie odżyło – klasyczny przykład pleonazmu.

Sporo błędów w zapisach dialogów. Gdzieniegdzie brakuje kropek, w innych miejscach stoją niepotrzebnie. Oprócz tego brak dużych liter. Poza tym sporo błędów interpunkcyjnych, których tu nie wymieniałem.

Do tego możemy dodać, jak ktoś nazwał pięknie to zjawisko, zaimkozę. Zaimki w tekście dwoją się i troją. Podobnie jak powtórzenia. W opowiadaniu aż roi się od „być” oraz innych temu podobnych.

Fabuła według mnie słaba. Nie widzę związku tytułu z treścią. Ponadto nie widać, aby utrata kciuka sprawiła wielki ból głównemu bohaterowi. Nie boli go, nie wykrwawił się, nie cierpi z powodu odniesionych ran. Skoro kiedyś był zawodowym żołnierzem i rzeczywiście był śmiertelnie niebezpieczny, to jakim cudem dał się tak łatwo podejść?

Dużo pracy przed tobą jeszcze. Ale pracuj dalej, bo jesteś na dobrej drodze.

Pozdrawiam.

"Twoje sadystyczne zachowanie sprawia, ze prawie współczuję twojej matce" - "że"

"To powiedziawszy, kopnął swojego więźnia mocno w głowę, po czym wyjął sztylet i odciął mu kciuka." - "kciuk"

Szczerze powiedzawszy, tekst jest średni. Robisz dużo bezmyślnych błędów, których dałoby się uniknąć, gdybyś uważnie przeczytał własny tekst przed publikacją. Wierz mi, że ogonki i kropki przy literkach naprawdę mają znaczenie. Poza tym, polecałbym czytać dużo książek i zaprzyjaźnić się  ze słownikiem języka polskiego, bo poprawnej odmiany i zasad stylistycznych trzeba się, niestety, nauczyć.

Fabuła mnie nie przekonuje. Nie rozumiem, dlaczego główny bohater dał się tak po prostu podejść jakimś rzezimieszkom. Jeśli ktoś jest zaprawiony w wojaczce, potrafi dowodzić ludźmi i sprawnie macha mieczem, powinien chyba być bardziej ostrożny, prawda? No i oczywiście anioł ratujący przyjaciela w najbardziej dramatycznym momencie. Prawdziwy deus ex machina.

Tak czy inaczej, opowiadanie nie jest najlepsze. Jednak, nie jest to powód, żeby się poddawać. Sam piszesz, że dopiero zaczynasz. Pozostaje ci tylko ćwiczyć i stawać się lepszym


Podpisuję się pod melambretem i vyzartem. Dużo lektur na poziomie, bliska znajomość ze słownikiem. Będzie lepiej, a w końcu, kiedyś, dobrze.

Popieram przedmówców, a nadto dodam coś od siebie. Łapanka za chwilę, a na początek wnioski: Widać, że dopiero zaczynasz swoją przygodę z pisaniem. Twój tekst jest niestety naiwny i niewiarygody, dodatkowo najeżony potknięciami i brakiem logiki... Skoro bohaterem jest wytrawny wojownik, jakim cudem dał się tak łatwo podejść? Stracił kciuk i się nawet nie przejął, martwił się tylko tym, że go cięgiem głowa bolała? A bez kciuka jak utrzyma miecz w dłoni? Przyjaciel przybywa na ratunek w osrtatniej chwili i mówi: No dobra, stary, to idziemy dalej?

Pomijając warsztat, myślę, że czeka Cię jeszcze sporo pracy nad nauczeniem się konstruowania fabuł. Bo opowieść musi być logiczna i warygodna, nawet jeśli (a może: zwłaszcza jeśli) jest to fantastyka. Twoja jest po prostu infantylna. Nie chcę przez to być złośliwa, to stwierdzenie faktu. Jesteś jeszcze bardzo młody, prawda? Nic w tym złego, każdy od czegoś zaczynał. Chwali Ci się, że próbujesz. ; )

Nie zniechęcaj się, pracuj nad sobą, dużo czytaj. Pisanie to ciężka praca, ale przy odpowiedniej dozie cierpliwości każdy może osiągnąć wyniki.

 

Teraz łapanka. Postaram się nie powtarzać tego, co wypisali Vyzart i Melambret.

Na początek - konstrukcja dialogów. Przeczytaj sobie ten wątek. Cały. Selena odwaliła kawał dobrej roboty, a znajdziesz tam między innymi wskazówki, jak powinien wyglądać dialog.

 

„Z mozołem wspinał się ku górze. Uwielbiał wysiłek fizyczny, a skała zapewniała mu wiele uchwytów. (...) Z góry widać było jego rodzinne miasto, Merengarot. Miasto, a raczej spora wioska, położona była w malowniczej kotlince, otoczonej górami.”

Pomijając nieszczęsne „wspinanie się do góry”, robisz bardzo dużo powtórzeń, Autorze. Staraj się ich unikać.

 

„- Spoglądanie z góry na świat, który znam i który kocham, sprawia, że czuje się lepiej” - Literówka: czuję.

 

„Jego chłodne, niebieskie oczy ze spokojem patrzyły na rozpościerający się widok.” Rozpościerający się gdzie? Zapewne „przed nim”.

 

„Po jakimś czasie odezwał się Gauril.”

To znaczy kto? Nie poinformowałeś czytelnika wcześniej, jak ma na imię główny bohater. To ta sama przypadłość, którą zrobiłeś później z „braćmi”. Że jeden z braci zrobił cośtam – a skąd wiemy, że to byli bracia? Niestety, to, że Ty o czymś wiesz, nie oznacza, że czytelnik też będzie wiedział. Musisz go najpierw o tym poinformować. ; )

 

„...o majątkach, które zostaną zniszczone, bądź zgrabione.” - Zgrabione to są liście jesienią. Myślę, że tu bardziej odpowiednim określeniem będzie „zagrabione”, albo „rozgrabione”.

 

„- Daj spokój- żachnął w odpowiedzi anioł- potrafią tak dowodzić wojskiem, że zapewne by przejść przez rzekę, kazali by ją zasypać, bo nie widzieli by innego wyjścia! Dlatego jesteś nam potrzebny, sam sobie nie poradzę.”

1. Abstrahując od tego, że zwroty takie jak „kazaliby” pisze się łącznie, wygenerowałeś tu znów mnóstwo brzydkich powtórzeń.

2. Żachnął się w odpowiedzi anioł.

 

„- Żegnaj, przyjacielu. Spokojnej drogi.
- Żegnaj.. przyjacielu.- odpowiedział wojownik, ale anioła już tam nie było. Zawsze znikał bez ostrzeżenia. Gaurila to irytowało, ale zdążył się już przyzwyczaić.”

Skreśliłabym „tam”, bo z tego typu zaimków należy rezygnować. Poza tym anioł nie zniknął przecież bez ostrzeżenia, dopiero co się pożegnał!

 

„Kierował się ruchami słońca i gwiazd, bo przez las nie biegła żadna ścieżka.
Pogoda zaczęła się teraz psuć. Ciemne chmury zakryły niebo, zabraniając promieniom słońca dotknąć ziemi. Wielkie krople deszczu zaczęły uderzać w ziemię, zamieniając się w tysiące malutkich kropelek. Inne uderzały w drzewa, wygrywając wesołe melodie. Niektóre rośliny, pobudzone pierwszymi kroplami wody...”

Powtórzenia.

 

„...zebrał do niego deszczówki, po czym wrzucił do niego trochę mięsa i przypraw.” - j.w.

 

„Nikt nie wiedział jak miecz znalazł się w rękach Gaurila, ale wszyscy znakomicie wiedzieli...” - pomijając powtórzenie, „znakomicie wiedzieli”? Oczywiście to moje osobiste odczucie, ale chyba nie można czegoś znakomicie wiedzieć. Dobrze, doskonale, tak, ale raczej nie znakomicie.

 

„Gauril uśmiechnął się do wspomnień, jakie wywołał u niego miecz, ale gdy doszedł do niego zapach obiadu, odłożył miecz i...”

Ponownie kwestia powtórzenia, tym bardziej przykra tutaj, że używasz tego samego słowa dwa razy w jednym zdaniu. Postaraj się zwracać na to większą uwagę.

 

„Obudziło go tępe pulsowanie z tyłu głowy. Na karku i włosach czuł skrzepniętą krew. Ciekawe jak długo spałem, pomyślał. Słysząc głosy dobiegające z drugiego końca jaskini, starał się powoli odwrócić. Przy każdym ruchu jego głowę wypełniał ból przypominający wbijanie drzazg do paznokcie.
Udało mu się zobaczyć trzech ludzi grzebiących w jego plecaku i rozmawiających głośno. Teraz już wiem, jak rozbolała mnie głowa, zdołał pomyśleć...”

Powtórzenia. Poza tym drzazgi wbija się raczej POD paznokcie niż W paznokcie, nie?

 

„Nadal leżał ze związanymi rękoma...” - Nadal? Ani słówkiem wcześniej nie wspomniałeś, że miał związane ręce. Zbyt duże skróty myślowe niestety szkodzą tekstom.

 

„Gdy jego wzrok wreszcie dostosował się do światła, zobaczył, jak jeden z trójki ludzi mu się przygląda.
- No no, nareszcie się obudziłeś- jego głos brzmiał nieprzyjemnie. Nieznajomy uśmiechnął się paskudnie, a oczy zdradzały chęć przebicia go sztyletem i patrzenia, jak w cierpieniu uchodzi z niego życie.”

Brak dookreślenia, kogo kto chce przebić i z kogo ma niby uchodzić życie.

 

„Zobacz jak słońce pięknie świeci!” - Brak przecinka po „zobacz”.

 

Nie znam zwyczajów szczurów, ale w sumie coś mi się nie widzi, żeby łatwo było złapać takowego w środku lasu...

 

„- Jedyny blask, jaki widzę, odbija się od twoich zębów, ale niekoniecznie mi się to podoba- odparł ze spokojem.” - No dobra, ja nie rozumiem. Co to właściwie znaczy? Bo nie wydaje mi się ani sensowne, ani zabawne. Podobnie jak i pozostałe odzywki bohatera, który chyba miał zgrywać chojraka, ale wychodzi raczej na średnio rozgarniętą fajtłapę. ; / Przykro mi, ale tak to widzę.

 

„Dopiero, co zaczynamy, więc nie miej nam za złe, jak by szczur rozszarpał ci nierówno brzuch, dobrze?” -> Zdanie do przeróbki, tak pod względem interpunkcji jak i stylistyki. Może: „Dopiero zaczynamy, więc nie miej nam za złe, jeśli szczur rozszarpie ci brzuch nierówno, dobrze?”

 

„Odpowiedziało mu milczenie, co go tylko zezłościło.”

Nie dookreślasz podmiotów. Niby wiadomo, kto mówił, i kogo zezłościło, ale podmiot ważna rzecz. Ostatnim podmiotem był Gauril, a tu przecież mówisz już o jednym z obcych mężczyzn.

 

„Nagle, bez ostrzeżenia jeden z nich osunął się za ziemię.” - Brak przecinka po „ostrzeżenia” (wtrącenie w zdanie wydzielamy przecinkami z obu stron), poza tym literówka: na ziemię.

 

„Jego wzrok spoczął na mężczyźnie, ubranym w skórzaną kurtkę i ze związanymi w kucyk włosami.”

W kucyk? Na początku pisałeś przecież: „Jego długie, jasne włosy jak zawsze luźno powiewały na wietrze.” No to zawsze były luźne czy nie zawsze?

 

„W oczach ostatniego z braci wybuchł gniew.” - Nie, wybuch gniewu w oczach nie brzmi najlepiej.

 

„Achazu wolnym krokiem zbliżał się ku powalonemu przeciwnikowi. Ze spokojem w oczach uklęknął przy nim, wbijając mu w serce miecz. Wyjął go, wytarł o trupa, a następnie wyciągnął mu z brzucha sztylet. Kocham te zabawki, mruknął. Kto by pomyślał, ze taka mała rzecz, a pokona kogo tylko chcę.”

Raz, że powtarzasz „mu”, dwa – wyciągnął mu z brzucha sztylet, ale kiedy niby go tam umieścił? Poza tym od „Kocham” powinna być kwestia dialogowa.

 

„- Powoli braci, nie udław się.” - Literówka: bracie.

 

„Nie wiem, skąd tu się wzięli, ale wiem, ze miałem pecha, nadziewając się na nich.” - Literówka: że.

 

„...albo po prostu nie chciało mu się ciągnąć dłużej tej kłótni.” - Ciągnięcie dłużej nieładnie brzmi, to pleonazm. Po prostu ciągnąć.

 

„Kolorowy ptak przyglądał się z gałęzi dwóm postacią idącym w jego stronę. Szli w ciszy, szybko pokonując kolejne odległości. Gdy byli już pod jego drzewem, poderwał się z gałęzi i chwilę krążył nad drzewem. Wreszcie poleciał na dwoma wędrowcami.”

Literówka: dwóm postaciom.

Kolejne odległości? Co to właściwie oznacza?

Powtórzenie drzewa.

„Nad” dwoma wędrowcami, ale całe „Poleciał nad dwoma wędrowcami” i tak brzmi jakoś niezgrabnie.

 

Tyle.

 

Dużo pracy przed Tobą, Autorze, ale nie myli się tylko ten, co nic nie robi. ; ) Spróbuj więc przemyśleć to i owo zanim zabierzesz się za kontynuację tego tekstu, dobrze?

 

Pozdrawiam i powodzenia.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

opowieść potopowa mogłaby być ciekawa, jeśli 1) zawierałaby jąsniejsze stylizacje starożydowskie/mezopotamskie lub 2) niosłaby oryginalną treść i mniej językowych sucharów. a tak jest średnio 4/10

Nowa Fantastyka