
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Ok. Ciekawy jestem co sądzicie, fragment powieści którą bawię się w wolnym czasie, zalecam czytanie słuchając Papa Roach :)
Panowała absolutna ciemność. Ani jedna latarnia, lampa ani nawet ognisko nie rozświetlało nocy. Nie widać było nawet łuny zazwyczaj unoszącej nad małym miasteczkiem znajdującym się za południowym horyzontem.
Rezo wpatrywał się w miliony migocących na niebie gwiazd, nie myśląc o swoim domu, o sytuacji w której się znalazł, ani o tym co dzieje się w tej chwili kilka kilometrów dalej za wzgórzami. Po prostu patrzył. Otworzył hełm i od razu poczuł uderzenie zimnego górskiego powietrza wypełniającego jego płuca. To była naprawdę piękna noc.
Czerwony punkt zalśnił niemal dokładnie nad umocnieniem który zajął jego oddział. Tak szybko jak się pojawił, punkt zniknął, a z miejsca w którym się znajdował wystrzeliło kilkanaście lśniących linii przecinając nieboskłon niczym spadające gwiazdy. Gdzieś, prawdopodobnie ponad 1000 kilometrów nad nim, w egzosferze planety, rozpoczęła się bitwa która pochłonęła właśnie swój pierwszy, ale na pewno nie ostatni, statek. To właśnie jego szczątki z impetem uderzyły w atmosferę planety i spłonęły nad głowami oddziału K-339. Rezo przypomniał sobie fajerwerki odpalane co roku podczas festiwalu światła w jego małym miasteczku. Być może przez ułamek sekundy na jego ustach pojawił się uśmiech. Ale nawet gdyby tak było, to z powodu zalegającego mroku i tak nikt nie miałby szansy go zobaczyć.
Nocną ciszę w końcu przerwały trzy odległe wybuchy, którym towarzyszył z każdą chwilą nasilający się świst. „Wszyscy na ziemię!” krzyknął ktoś znajdujący się w sąsiednim umocnieniu. Żołnierze padli na dno okopu, zakrywając głowę rękami. Rezo nadal siedział oparty o wzmocnioną drewnem ścianę swojej lisiej nory i patrzył z zaciekawieniem na kolejne wybuchy coraz liczniej pojawiające się na nieboskłonie. Trzy pociski, jeden po drugim, uderzyły kilkanaście metrów od linii frontu tworząc idealny trójkąt równoboczny, o ramionach długości dwóch metrów. Pociski rozerwały dobry kawałek pobliskiej łąki rozrzucając strzępy trawy i błota. Tym razem nikomu nic się nie stało.
Bombardowanie trwało już od dobrych czterdziestu minut. Dokładnie co trzy minuty i dwadzieścia pięć sekund trzy pociski spadały w idealnej formacji i jak się wydawało za każdym wystrzałem coraz bliżej.
Trzy minuty i dwadzieścia pięć sekund, strzał w formacji. Rezo studiował schematy broni RPI i rozpoznał ten styl ataku. Były to prawdopodobnie trzy działa samobieżne typu Bizon. Niewielkie, stosunkowo szybkie, czas przeładowania około trzy i pół minuty, skoordynowane systemy celownicze. Sądząc po trajektorii i czasie lotu pocisków znajdowały się niecałe 2 kilometry na południowy wschód od aktualnej pozycji 339.
I znowu, trzy odległe uderzenia, świst, trzy eksplozje. Tym razem eksplozją towarzyszył jeszcze krzyk „MEDYK!”. Jeden z pocisków uderzył w sąsiadujący okop.
„Próbowałeś skontaktować się z dowództwem?” – Byk zapytał Teka. „Tak jest Sierżancie.” – ten odpowiedział. „Nadal bez zmian. My zagłuszamy ich, a oni nas. Żaden sygnał się nie przebije.”
„Musimy zniszczyć tą artylerię.” – odezwał się Rezo. „Nie mam zamiaru tu siedzieć i czekać aż jakiś pieprzony heretyk zabije mnie wciskając guzik dwa kilometry dalej. Jak dobrze liczę zostały im jeszcze dwa pociski w automatycznym podajniku Bizonów. Kiedy je wystrzelą, przeładowanie zajmie im przynajmniej dwanaście – piętnaście minut. W tym czasie musimy ruszyć.”
„Jaskiniowiec ma rację, szefie. Nie zdobędziemy chwały siedząc w tej dziurze.” – odezwał się Marine w ciemno czerwonej „koszuli” pancerza. „OK. Dwie sal..”, pociski wrogiej artylerii szczęśliwie ominęły umocnienia 339, „ ..jedna salwa i biegniemy. DR skoro to był twój pomysł to przebiegnij się między bunkrami i powiedz wszystkim.” – odezwał się Byk. „Tek, masz jeszcze te skorpiony ?” – dodał odwracając się do Teka.
Piętnasta salwa artylerii uderzyła w wykopaną pośpiesznie latrynę nieopodal okopów. „Teraz to już na pewno się stąd wynoszę” – odezwał się Tek. Uśmiech pojawił się na twarzy Byka. Skierował karabin w powietrze i nacisnął trzykrotnie przycisk latarki, sygnalizując rozpoczęcie odprawy polowej.
W oddziale szturmowym K-339, który lądował na Sar jako grupa trzydziestu żołnierzy, pozostało zaledwie dwunastu. Pozostali przy życiu marines wyszli z okopów i zebrali się wokół Sierżanta o pieszczotliwym pseudonimie Byk. „OK Panowie. Prawdopodobnie zginiemy chwalebnie w tym ataku.” – optymistycznie rozpoczął odprawę Byk. „Ale zanim spotkamy się po śmierci z Kreatorem, postarajmy się zaaranżować naszym ‘kolegom’ po drugiej stronie tego wzgórza spotkanie z ich pokręconym stwórcą, ok ? Atakujemy w standardowej formacji linii, odstępy co dwa metry, DR idzie razem ze mną na szpicy w nagrodę za to, że wpadł na pomysł przeprowadzenia tej samobójczej operacji. Cel znajduje się około dwa kilometry stąd, za wzgórzem, więc oszczędzajcie siły. Mamy jeszcze jakieś 10 -12 minut zanim nakarmią te przeklęte działa wiec ruszajmy.” – dokończył Byk.
„ Trzy Trzy Dziewięć GO!” – wyszeptali energetycznie Marine i zajęli pozycję w ustalonym szyku. Rezo wraz z Bykiem znajdowali się jakieś półtora metra przed pozostałymi i ruszyli biegiem w kierunku wrogich dział tak cicho jak tylko M-Pancerz im na to pozwalał. Pozostali ruszyli za nim.
Ziemia była twarda, zmarznięta. To oraz fakt, że grawitacja na Sar wynosiła zaledwie 0,87 G sprawiło, że marines odziani we wspomagające pancerze poruszali się niezwykle szybko. Ich plecy były ugięte nisko, a ich wyprostowane ręce skierowane były do tyłu, zablokowane ciągle w tej samej pozycji. Z każdym krokiem układy mechaniczne kombinezonu wybijały ich ponad dwa metry do przodu.
„Masz poruszać się w ten sposób bo ja tak mówię!” – Rezo przypomniał sobie słowa kapitana musztrującego go w obsłudze M-Pancerza. „Przez ponad pół roku jajogłowcy z R&D przeprowadzali tysiące symulacji, żeby określić jaki sposób poruszania się we Wspomaganym Mechanicznie Pancerzu będzie najbardziej korzystny dla naszych dzielnych wojaków! Swoje fenomenalne odkrycia wyszeptali następnie na uszko mojemu instruktorowi, a on z kolei przekazał je mi! A teraz ja, demonstruję je tobie idioto, żebyś miał jakąkolwiek szansę przynieść swój pancerz z powrotem do bazy w takim stanie, aby nieszczęśnik który dostanie go po tobie w spadku, po zalepieniu uszkodzeń przypadkowymi kawałkami metalu nie wyglądał jak pieprzony potwór doktora Frankensteina!! Czy masz jeszcze jakieś pytania tępaku?!” – wykrzyczał kapitan robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy z każdym wydanym przez siebie dźwiękiem. Te szkolenia miały z pewnością bardzo negatywny wpływ na jego system sercowo-naczyniowy. „Miał facet powołanie pedagogiczne..” – pomyślał z rozrzewnieniem Rezo.
Marines 339-tej przebyli już dobre półtora kilometra gdy z ciemności zaczął wyłaniać się pagórek, który wcześniej widzieli tylko na niewyraźnych zdjęciach satelitarnych. Wzniesienie porastał gęsty las, złożony ze smukłych, wysokich drzew iglastych, które drastycznie ograniczały widoczność.
„Przygotujcie się.” – z komunikatora Rezo wydobył się głos Byka. „Wroga artyleria znajduje się prawdopodobnie niedaleko za tym wzgórzem. Bardzo możliwe, że na wzniesieniu czekają na nas jakieś nieprzyjacielskie niespodzianki.”
Jak na zawołanie ciemność przez którą przedzierali się żołnierze rozświetlił pojedynczy błysk znajdujący się u podnóża góry. Huk przeszył mroźne nocne powietrze, a następnie rozpędzony kawałek metalu przeleciał ze świstem nad głową jednego z marines.
„Kontynuować biegiem! Trzymajcie głowy nisko!” – krzyknął Byk. Nagle, z sekundy na sekundę, na pogrążonej w morzu ciemności polanie odległej planety Sar rozpętało się piekło. Grad pocisków wystrzeliwanych z okopów u podnóża wzniesienia, na granicy lasu, zalał 339-tą. System wspomaganej rzeczywistości w hełmie Rezo wyświetlił przypuszczalne obramowania wrogich kombatantów, bazując na danych ze skanera ciepła, na którym jak na dłoni pokazały się rozgrzane do czerwoności nieprzyjacielskie karabiny. Na wyświetlaczu pojawiło się przynajmniej 40 czerwonych punktów. Pomimo tego, z odległości 440 metrów nawet te pociski które trafiały w rozpędzonych marines po prostu odbijały się z brzdękiem od ich pancerza.
„Tek, odpalaj skorpiony!” – kolejny raz z komunikatora wydobył się głos Byka. Tek, który znajdował się o dwie pozycje na prawo od Rezo zatrzymał się gwałtownie i padł z impetem na ziemię.
Nagle na lewej flance zapłonęły dwa działa dużego kalibru. Komputer pokładowy Reza sklasyfikował je jako stanowisko przeciwlotnicze A35, dwa bliźniacze działa o kalibrze 35 milimetrów. Na wyświetlaczu Reza pojawił się zarys działa, było ono zamocowane w 3 punktach stabilizującymi stalowymi podstawami, koła na których działo było normalnie przewożone były zablokowane w pozycji poziomej stanowiąc dwa dodatkowe punkty oparcia. Broń była obsługiwana przez jednego strzelca, zajmującego nieco podwyższone siedzenie dokładnie za działami i dwóch specjalistów po przeciwnych stronach dział wymieniających amunicję.
Strumień 35mm pocisków zaczął przesuwać się w stronę biegnących marines od lewej do prawej strony. Trzy pociski przebiły z impetem pancerz na lewym barku najbardziej wysuniętego na lewo żołnierza, przebijając mięśnie i odrzucając go do tyłu. Żołnierz padł bezwładnie na plecy. Dwie spośród spowolnionych drastycznie przez gruby pancerz kul przeszły na wylot przez mięśnie i zatrzymały się na tylnej ścianie pancerza, jedna natomiast odbiła się od twardej kości i zatrzymała wewnątrz barku. System operacyjny kombinezonu natychmiast wstrzyknął do żył zranionego marine koktajl leków złożony z antybiotyków, czynników hamujących krwawienie oraz silnych środków przeciwbólowych, po czym przesłał automatyczny sygnał do wszystkich pobliskich sojuszniczych jednostek – „Error 1-0-3”, oznaczający, że żołnierz jest żywy, nie posiada zdolności bojowej a stan jego zdrowia wynosi 3, gdzie 10 oznacza brak ran, a 1 oznacza stan krytyczny.
Bezlitosny ciąg pocisków z działa A35 kontynuował dalej wzdłuż szyku bojowego marines. Grad 35 mm naboi rozerwał na strzępy kolejnego w szyku żołnierza, marine odzianego w ciemno czerwony pancerz. „Error 0-0-0” pojawił się komunikat na wyświetlaczach pozostałych marine, kiedy odziany w czerwony pancerz żołnierz runął martwy na ziemię.
„Nie zatrzymujcie się!” – ryknął przez komunikator Byk. „Musimy dobiec do tych umocnień, albo poszatkują nas tu w otwartym polu na kawałki! I gdzie do cholery są moje Skorpiony?!”
Nagle, tak szybko jak otworzyły ogień, 35mm działa umilkły. „Chyba anioł stróż czuwa dziś nad 339” – pomyślał Rezo.
Marines byli już 300 metrów od wrogich fortyfikacji i pociski wystrzeliwane z wrogich karabinów nie tylko częściej uderzały we wspomagane pancerze 339-tej, ale z każdym uderzeniem robiły coraz większe wgięcia. Nowy komunikat pojawił się w pancerzu Rezo – dwie przyjacielskie flary typu skorpion zostały wystrzelone w powietrze, odległość 100 metrów, kierunek 193 na 161 i wzrasta. Kilka sekund później zapłonęły dwa potężne słońca.
Flary za plecami marines zaczęły synchronicznie pulsować wyrzucając z siebie imponujące ilości światła i energii elektormagnetycznej w półtora sekundowych interwałach. Rozrywające noc światło wystarczyło żeby oślepić wszystkich zwróconych w kierunku flar, a przerwy w jego emisji uniemożliwiały aklimatyzację wzroku. Natomiast promieniujące z flar fale elektromagnetyczne skutecznie zakłócały większość urządzeń mechanicznych takich jak skanery, czujniki ciepła czy noktowizory.
Rezo wyłączył pełny statycznych zakłóceń wyświetlacz HUD w swoim hełmie. W oddalonych już o niecałe 200 metrów okopach co półtorej sekundy pojawiały się postacie wykonujące coraz bardziej paniczne ruchy. Zdecydowanie zmniejszyło się nasilenie ostrzału, a tym bardziej jego celność. Kątem oka Rezo zobaczył jak Byk wyprostowuje się i chwyta przyczepiony do pleców karabin. Wszyscy pozostali zrobili to samo. Otwarli ogień.
Rezo odbezpieczył swój karabin i ustawił go na tryb krótkiej serii. Za każdym razem gdy flary zza jego pleców rozpalały się do białości i odsłaniały pozycję przeciwników z karabinu Reza wylatywały 3 zabójcze kawałki neostali rozrywające nieszczęśnika znajdującego się na ich drodze. Na lewej flance linii 339 Owen, ogromny marine uzbrojony w ciężki karabin wyznawał inną filozofię zalewając całą nieprzyjacielską linię na lewo od jego pozycji ogniem ciągłym. Była to technika którą ciężcy piechociarze nazywali pieszczotliwie pruj i módl się. Owen najwyraźniej potrafił modlić się bardzo dobrze, gdyż z nieprzyjacielskich okopów wydobyły się krzyki przerażonych obrońców i jęki ranionych.
Marine byli niecałe sto metrów od fortyfikacji kiedy wroga linia załamała się. Spanikowani żołnierze wyskakiwali z okopów i starali się uciec w kierunku szczytu wzgórza mając nadzieję, że gęste zalesienie zapewni im nieco osłony podczas ucieczki. Jednak ogień 339 był zabójczo celny, wszyscy dezerterzy padali zanim zdążyli dobiec do linii drzew. W momencie gdy Rezo i Byk dobiegli do pierwszych okopów nie pozostał przy życiu już nikt kto mógłby stawić im opór. Marines 339 zwolnili nieznacznie, dobijając po drodze rannych wrogich kombatantów. Rezo wystrzelił swój ostatni nabój skracając cierpienia żołnierza który leżał w jednym z okopów krwawiąc mocno z poszarpanego przez pociski ramienia.
Skorpiony rozświetlające mrok nocy zaczęły powoli słabnąć i w końcu całkiem zgasły. „Zabezp… ..oń” – rozległ się z komunikatora głos Byka. Komunikacja została częściowo przywrócona. „Mamy niec… dwie minuty … dotrzeć do artylerii po drugiej stro…! Biegiem!”.
Marines 339 zamontowali karabiny z powrotem w magnetycznych uchwytach na plecach kombinezonów i ruszyli w górę wzgórza pełnym biegiem, omijając większe drzewa i przebijając się ponad półtonowym kombinezonem przez mniejsze.
Rezo znalazł się na szpicy, gdy na drodze Byka pojawiło się ogromne drzewo i ten musiał odskoczyć na bok aby uniknąć kolizji. „Zostało 50 sekund. Szybciej!” – odezwał się Byk, ale Rezo był już prawie na szczycie.
50 metrów, 20, 10. Rezo wybiegł na szczyt i jego oczom ukazał się upiorny obraz. Las po drugiej stronie wzgórza był spalony do ziemi, więc ze szczytu roztaczał się idealny obraz całej doliny. U podnóża wzniesienia znajdował się minimalnie oświetlony wrogi obóz. Fortyfikacje złożone z okopów, stanowisk ciężkich karabinów i dział przeciwczołgowych otaczały cały jego teren. W środku znajdowały się trzy samobieżne artylerie Bizon, które były właśnie przeładowywane przez obsługę. Komputer pokładowy pancerza obliczył biorąc pod uwagę rozmiar obozu i wykryte sygnatury cieplne, że w obozie znajduję się pomiędzy 380 a 520 wrogich kombatantów, o czym szybko poinformował właściciela poprzez wyświetlacz HUD.
Nagle dwa ogromne reflektory znajdujące się pomiędzy umocnieniami skierowały swoje światło prosto w stronę Reza. Dźwięk syreny alarmowej wypełnił dolinę. Średni czołg T43, który znajdował się u podnóża wzgórza na które właśnie wbiegała 339 skierował swoją lufę w kierunku intruza. Przygotowywał się do wystrzału. Nie było dokąd uciekać. Nie było gdzie się schować. Rezo wyciągnął swój ciężki pistolet przymocowany klamrami magnetycznymi do prawego uda. Odbezpieczył go, wycelował w sam środek czołgu i nacisnął spust…
Widać, że tradycje taktyki działania piechoty giną w mroku niepamięci... Wszystko to bardzo pięknie, co wypisuje autor, tylko jedno pytanie pozostaje bez odpwiedzi - czemu przeciwnik tego znakomitego oddzialu marines nie stoswal prostego i skutecznego środka rozpoznawczego,. jakim jest: Pocisk oświetlający – artyleryjski lub rakietowy pociskprzeznaczony do oświetlania terenu podczas działań bojowych w nocy.
Stosuje się go celem rozpoznania pozycji przeciwnika, śledzenia jego zmian w ugrupowaniu bojowym, wskazywania celów dla własnych środków ogniowych, oraz oświetlania obiektów. Z uwagi na sposób działania wyróżnia się pociski oświetlające o rozcalaniu jednostopniowym bezpośrednim (posiadające jeden ładunek rozcalający) i dwustopniowym (z dwoma ładunkami rozcalającymi polegający na tym, że w pierwszym etapie pojemnik z gwiazdką jest odłączany od pocisku, w drugim od pojemnika odłączana jest gwiazdka oświetlająca). Przy rozcalaniu bezpośrednim predkość pocisku nie powinna przekraczać 230 m/s, ponieważ przy większych prędkościach może nastąpić zerwanie połączenia gwiazdki ze spadochronem. Ograniczenia związane z prędkością pocisku w momencie rozcalania eliminuje dwustopniowe rozcalanie.
Typowy pocisk oświetlający zbudowany jest z korpusu zamkniętego wkładanym lub wkręcanym dnem, zapalnika czasowego, ładunku lub ładunków rozcalających, wyrzutnika, oraz gwiazdki oświetlającej która połączona jest ze spadochronem.
Najczęściej stosowane pociski oświetlające są w artylerii o kalibrze 105 – 155 mm zapewniające oświetlenie terenu w promieniu 500 – 2000m.
A nadto --przeciwnicy nie mieli obserwatora artyleryskiego? Ciućmoki do kwadratu, a nawet sześcianu...
Wytłuściło nie to, co trzeba... Sorry.
(...) w obozie znajduję się pomiędzy 380 a 520 wrogich kombatantów, (...). --- kombatantów? Ejże...
(...) dwa ogromne reflektory znajdujące się pomiędzy umocnieniami skierowały swoje światło (...) --- dwa reflektory, jedno światło?
50 metrów, 20, 10. --- w beletrystyce liczebniki zapisujemy słownie.
(...) trzy samobieżne artylerie Bizon, (...) --- no to działa samobieżne czy całe, na przykład armijne, artylerie?
(...) jego oczom ukazał się upiorny obraz. Las po drugiej stronie wzgórza był spalony do ziemi, więc ze szczytu roztaczał się idealny obraz całej doliny. --- ło jeżu kolczasty, raz upiorny, raz idealny, a jedno i drugie w połowie bez sensu. Co upiornego w widoku lasu, który spłonął w całości? Po prostu go nie ma, zostały osmolone kikuty pni. Obraz idealny miał być, jak rozumiem, widokiem dokładnym i pełnym, niczym nie przesłanianym, nie zniekształcanym --- więc tak należało napisać, a nie powtarzać się.
Ogólnie: tak sobie, wyraz fascynacji militarnych, często spotykanych. Językowo nie najlepiej, niestety, jak o tym świadczą przykłady ze samej końcówki.
Otworzył hełm i od razu poczuł uderzenie zimnego górskiego powietrza wypełniającego jego płuca. – Uderzyło go powietrze, które miał w płucach? Zdanie do przeróbki.
Czerwony punkt zalśnił niemal dokładnie nad umocnieniem który zajął jego oddział. – Które. Bo zajął przecież umocnienie, nie punkt.
Gdzieś, prawdopodobnie ponad 1000 kilometrów nad nim, w egzosferze planety, rozpoczęła się bitwa która pochłonęła właśnie swój pierwszy, ale na pewno nie ostatni, statek. – Statek należał do bitwy, która go pochłonęła? Nie bardzo to deczka. Zaimek „swój” do wywalenia.
To właśnie jego szczątki z impetem uderzyły w atmosferę planety i spłonęły nad głowami oddziału K-339. – Ze względu na niedużą gęstość atmosfery, ciężko w nią uderzyć. Szczątki mogły wpaść w atmosferę.
Tym razem eksplozją towarzyszył jeszcze krzyk „MEDYK!”. – eksplozjom.
Ich plecy były ugięte nisko, a ich wyprostowane ręce skierowane były do tyłu, zablokowane ciągle w tej samej pozycji. – drugie „ich” i „były” do usunięcia.
wykrzyczał kapitan robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy z każdym wydanym przez siebie dźwiękiem. – To „z każdym wydanym…” też nie jest potrzebne.
Bardzo możliwe, że na wzniesieniu czekają na nas jakieś nieprzyjacielskie niespodzianki.” – Te nieprzyjacielskie niespodzianki też dziwnie brzmią. A może tak: Bardzo możliwe, że na wzniesieniu nieprzyjaciel przygotował dla nas jakąś niespodziankę.
Jak na zawołanie ciemność przez którą przedzierali się żołnierze rozświetlił pojedynczy błysk znajdujący się u podnóża góry. – Błysk znajdował się u podnóża góry, czy coś, co błyskało? Tu pasowało by sformułowanie, że u podnóża góry coś błysnęło. I pierwsza część zdania do przerobienia pod ten kontekst.
Bezlitosny ciąg pocisków z działa A35 kontynuował dalej wzdłuż szyku bojowego marines. – Jak ciąg pocisków może być bezlitosny i coś kontynuować? Tu pasuje stwierdzenie, że żołnierze obsługujący działo A35 kontynuowali ostrzał.
Grad 35 mm naboi rozerwał na strzępy kolejnego w szyku żołnierza, marine odzianego w ciemno czerwony pancerz. – Wystarczyłoby, że grad pocisków, albo seria rozerwała na strzępy kolejnego żołnierza. Informację, że biegli w szyku, podałeś wcześniej, a kolor jego pancerza nie jest dla fabuły istotny. Choć w tym wypadku bardziej pasuje seria, bo grad pocisków odnosi się do np. bomb, bo one spadają jak grad.
„Error 0-0-0” pojawił się komunikat na wyświetlaczach pozostałych marine, kiedy odziany w czerwony pancerz żołnierz runął martwy na ziemię. – zamiast „odziany w czerwony pancerz żołnierz” wstaw „ich kolega”. Unikniesz powtórzeń.
dwie przyjacielskie flary typu skorpion zostały wystrzelone w powietrze, odległość 100 metrów, kierunek 193 na 161 i wzrasta. – Kierunek wzrasta? Prędkość chyba…
Faktycznie, widać fascynację militariami, ale niestety jest sporo niezgrabnych sformułowań i nielogicznych zdań. Jednak pomimo tego opowiadanie przypadło mi do gustu. Jest dynamiczna akcja, jest sieczka, tylko porządna korekta by się przydała.
Autorowi mogę polecić poszperanie po antykwariatach i zaopatrzenie się w jakieś książki z serii "Żółty tygrys". Mozna się z nich nauczyć bardzo dużo jesli chodzi o wojskową gwarę i opisy walk.
Ps. A o co chodzi z tymi kombatantami? Oddział 339 walczył przeciwko zbuntowanym emerytom?
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.