- Opowiadanie: Raezes - "Poza świadomością", Rozdział 5 - Nowe oblicze

"Poza świadomością", Rozdział 5 - Nowe oblicze

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Poza świadomością", Rozdział 5 - Nowe oblicze

Wycięte z kontekstu.

 

 

Rozdział 5

Nowe oblicze

 

Szedłem ścieżką prowadzącą mnie przez gęsty, ciemny, uderzający we mnie nieprzyjemną aurą, las. Nie widziałem go wyraźnie jednak czułem, że jest z nim coś, co nie pozwoli mi odejść bez tego, po co zostałem tu ściągnięty. Pod stopami czułem drobne kamienie, którymi owa ścieżka była wyścielona. Wzrokiem świdrowałem cel mojej wędrówki. Na samym końcu widniała jakby fontanna jaśniejąca światłem, które wręcz oślepiało. Nie słyszałem szumu wody. Za obłokiem światła widać było zarys dużego budynku. W tym momencie poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię. Drygnąłem, aczkolwiek nie obracałem się gwałtownie. Zrobiłem to powoli, z wymuszonym spokojem. Moim oczom ukazała się twarz, z siną skórą i podkrążonymi oczyma. Z kącików oczu wyciekały stróżki ciemnej, wręcz czarnej krwi. Rysy twarzy bez wątpienia wskazywały na kobietę, której ramiona zakryte były rudymi pozlepianymi włosami… Wstrzymałem oddech z osłupieniem patrząc się nań.

Gdy otwarłem oczy, przerażająca twarz zamieniła się w dwie inne, nowe, nieznane. Dłonie automatycznie ścisnęły się na tym, na czym leżałem. Poczułem chłód. Leżałem na jakiejś skale, pojęcia nie mam co tam robiłem. Krępowały mnie świdrujące spojrzenia dwóch osób, które najwyraźniej czekały aż się zbudzę. Jeden z mężczyzn rzucił porozumiewawcze spojrzenie na drugiego, a ten odwracając się, bez pośpiechu wyszedł z pomieszczenia, w którym się znajdowałem.

– Gdzie jestem? – w końcu z siebie wydusiłem

– W domu! – mężczyzna się jeno nieznacznie uśmiechnął i po chwili dodał – nic ci nie grozi, odpocznij. – po tych słowach także wyszedł.

Wziąłem głęboki oddech, drugi, trzeci. Zdenerwowanie ustępowało. Rozglądałem się po komnacie, w której byłem. Przez półmrok, który panował w środku nie mogłem nic dokładnie zobaczyć. Kilka świec oświecało starą drewnianą komodę i płytę na której leżałem. Chłód bijący od skały zaczął stawać się dokuczliwy tak więc wnet się podniosłem. Dopiero teraz odczułem promieniujący ból na czubku głowy. Zacząłem sobie przypominać co i gdzie się działo. Zrozumiałem, że moje zadanie zlecone przez Jeassta nie zostało wykonane. Mało tego, naraziłem Heraull na ujawnienie… Ja, szara myszka. Przestawałem myśleć, że się im nadal przydam.

Ręką zacząłem rozmasowywać obolały kark i głowę. Chłód dłoni ukoił na krótką chwilę ból. W ten czas drzwi komnaty się otwarły a półmrok zniknął pod światłem pochodni. Pod błysk płomienia trudno było mi zauważyć postać, która uraczyła mnie swoją obecnością.

– Chodź ze mną… – odezwał się stanowczy i zdecydowany kobiecy głos.

Wstałem, zachwiałem się na ugiętych nogach. Przed oczami obraz zawirował, aż w końcu ustał a ja na nowo złapałem równowagę. Krokiem niepewnym ruszyłem w stronę kobiety, minąłem ją i wyszedłem na korytarz oświetlony pochodniami przy ścianach. Kobieta wyszła za mną i zetknęliśmy się spojrzeniami po raz pierwszy. Smukłe rysy twarzy, bystre piwne oczy. Pełne, lekko uchylone usta, i niskie czoło zalane rudymi włosami. Ruse włosy… skojarzenie zaparło mi dech w piersiach. Kobieta ze snu, łudząco podobna… ale to nie mogła być osoba, która dopiero teraz poznałem. Nie… to nie możliwe. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to spotkanie zapamiętam do końca życia.

– Nie czekałam długo na to spotkanie – zaczęła – mam na imię Ann.

– Powiesz mi co się tu do cholery dzieje? – bez zastanowienia odpowiedziałem, żałować zacząłem zaraz po tym. Rudowłosa zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem z posągową miną. Nastała cisza. – Przepraszam… ale mam prawo… zresztą chyba nie ważne.

– Masz prawo wiedzieć, jednak obawiam się, że twój ton niczego tutaj nie przyspieszy i nie zmieni twojej sytuacji. Rozumiemy się? – tym razem to od niej powiało chłodnym tonem.

– Oczywiście… – uciekłem wzrokiem gdzieś na jedną pochodni. Głowa samowolnie opadła z czasem w dół.

– Czy znasz mnie? – ocknąłem się, odpływając myślami do mojego pierwszego spotkania z Jeasstem. Zacytowałem sobie: „Podziemnym Namiestnikiem Bractwa Heraull w Afilonii jest Ann, rudowłosa piękność”. O rety…

– Nie kojarzę… – mruknąłem mając nadzieje, że dosłyszała. – a czy powinienem? – wzrok uniosłem by zobaczyć jej reakcje, ta wpatrywała się we mnie a moje oczy po raz kolejny opadły na koniuszki butów.

– Powiedzmy, że to ja pociągam za sznurki. Może jednak zacznijmy od czegoś łatwiejszego – mówiła powoli i wyraźnie. Sam fakt, że jest kompletnie spokojna i opanowana wywoływał u mnie gęsią skórkę. Dziwne rzeczy się tu dzieją, znajdujemy się w dziwnym miejscu, a ona zachowuje się jakby szła na wieczorny spacer. – Wiesz po co tu jesteś?

– Pracuj dla was… więc jestem? – wydawało mi się to logiczne, no bo po co miałbym tu być? – te wszystkie tajemnice, pytania, na które nie znam odpowiedzi a wy dobrze o tym wiecie… to wszystko zaczyna mnie irytować – i nie było w tym krzty kłamstwa. No bo ile można zastanawiać się nad każdym słowem przy odpowiedzi. Najpierw Jeasst, teraz ona. Szybko jednak zrozumiałem, że podnoszenie tonu i okazywanie swojego nie zadowolenia tutaj nie pomogą. Głowa znów powędrowała na dół.

– To jest nasza wspólna cecha… wolisz zadawać pytania niż na nie odpowiadać, osobiście to cenie. – odpowiedziała z pełnym spokojem nadal wiejąc tajemniczym chłodem. – Niezależnie od tego co powiedział ci nasz posłaniec emm…

– … Jeasst

– Tak właśnie, to jego wypowiedzi na pewno nie były kompletne. Nie miał możliwości wtajemniczenia cię zbyt bardzo na wypadek gdybyś odmówił, a nie sądzę by chciał ryzykować.

– Czyli dowiedziałem się tylko części?

– Owszem… – przytaknęła. Informacje od Jeassta i tak wydały mi się bardzo obszerne i trudne do połączenia w jedną sensowną całość. Jedno mnie jednak zastanowiło.

– Nie wiesz jak nazywa się posłaniec, który miał mnie tu zaciągnąć?

– Nie miał zaciągać tylko zaproponować współpracę. Oczywiście, że nie znam. Niby jak mogę pamiętać imię każdego z osobna przy tak dużej ilości osób?

– Ale… on służy tu od… pewnie od dawna a ja jestem tu od 2 dni i znam Namiestnika…

– Czyli jednak wiesz kim jestem? Może i lepiej, choć pewnie i tak będzie trzeba tłumaczyć wszystko od początku. Będę opowiadać a ty mi przerywaj jeśli będę powtarzać to co już wiesz. Szkoda naszego cennego czasu – zaczęła i po raz pierwszy zmierzyła mnie wzrokiem. Po plecach przebiegł mi zimny nieprzyjemny dreszcz. Przytaknąłem i czekałem.

– Bractwo Heraull, do którego przynależymy i dla którego służymy powstawało przez kilka lat wraz z rozwojem krainy. Nasi poprzednicy nieźle musieli się napracować by ukryć wszelakie ślady istnienia i łamania wszelkich praw. Organizacja grupy ludzi nie znających się nawzajem podejrzewam także kosztowała ich nie lada nerwów. Helarr zapewne nie wiedział, że tworzy jedną z najbardziej niebezpiecznych organizacji w dziejach tej śmierdzącej krainy. – przerwała na chwilę i otrząsnęła z obrzydzeniem, po czym kontynuowała – Tak czy inaczej powstaliśmy. Jeszcze zanim kraina zaczęła liczyć tak dużą ilość mieszkańców nie musiano aż tak bardzo się chować. Przyjmowano zlecenia wprost… zlecenie, wykonanie, zapłata.

– Nikt Bractwa nie wydał władzy? W końcu mordowanie na zlecenia nie jest taką cicha sprawą.

– Nie tylko mordowanie, to jedynie legenda… – odpowiedziała szybko – wydać nie wydali. Może dlatego że się bali? Często się nad tym zastanawiam. Był to okres fanatyków. Jeśli nawet Helarra by pojmano, to nim wykonano by egzekucję, kaci by nie żyli a on sam pewnie zniknął by w tłumie i już więcej się nie pokazał. – wyjaśniła by za chwilę wrócić do wątku, który przerwałem – Jak już wspomniałam, nie obejmowaliśmy tylko egzekucji ale też np. kradzieży czy nielegalnego handlu. Tworzyliśmy czarny rynek, który przynosił niezwykłe korzyści. Handlarze migrujący do innych krain samowolnie zaczęli tworzyć nielegalne skupiska. No cóż, moim zdaniem było to nieuniknione. Dopiero po kilku latach, gdy członkowie Heraull rozproszyli się po trzech krainach: Afilonia, Huria, Kanis. Helarr postanowił zwołać przedstawicieli z każdej z krain do lasów Vanae. Było to raczej mądre posunięcie. Pomogło to w ogarnięciu trzech krain, czyli zrobili wszystko co w ten czas było potrzebne. Siebie mianowali Podziemnymi Namistnikami, czyli osobami mającymi władzę absolutną. Co roku spotykali się by uaktualniać swoją wiedzę na temat krainy. Wiedzieli więcej niż wszyscy urzędnicy z krain razem wzięci. Za którymś razem w końcu uświadomili sobie, że nie dadzą więcej rady opanować wszystkiego sami. Trzy osoby to stosunkowo bardzo mało. Postanowili pomóc sobie osobami zaufanymi…

– Trzej asystenci – mruknąłem pod nosem przypominając sobie streszczoną hierarchie Heraull przez Jeassta.

– Dokładnie… właściwie to pięciu. To znaczy, to trudne do zrozumienia. Oficjalnie jest ich trzech, nieoficjalnie pięciu. O pozostałych dwóch wiedzą tylko namiestnicy plus trójka asystentów. Potocznie nazywamy ich dłonią.

– Pięć palców?

– Powiedzmy… Od samego początku uważa się, że namiestnik powinien jedną ręką twardo władać, drugą ma do pomocy – miałem wrażenie że wszystko staje się bardziej jasne. Wsłuchiwałem się w to co mówiła i po swojemu układałem w głowie. – Od jakiegoś dłuższego czasu współpracujemy także z Tarwarią. Oczywiście to Heraull zaczęło współpracę najpierw, dopiero potem oficjalnie królestwo wraz z tą zgrają na czele państwa. Wraz z wstąpieniem Tarwarii do naszego bractwa pojawił się jeden dodatkowy Podziemny Namiestnik i jego ręka, czyli jak już wspomniałam: pięciu członków.

Przerwała po raz kolejny łapiąc oddech. Korytarz stawał się jakby coraz węższy. Nagle drygnąłem tracąc grunt pod nogami. To stopień… po 2 krokach następny. Zdawało się, że schodzimy w dół. Ann zniknęła w cieniu mimo, iż podążała ciągle tuż obok. Blask pochodni zniknął, pojawił się blask jej oczu.

– Tak więc w sumie całym bractwem zarządza czworo ludzi wraz z dwudziestoosobową Radą Podziemia.

– Czym zajmuje się Rada?

– Są niezbędni jeśli chodzi o większe projekty czy decyzje, które podejmujemy. Despocja prowadzona przez 4 osoby na pewno wywołała by bunt. Nie każde decyzje odpowiadają reszcie. Bunty z kolei narażałyby nas. Sam rozumiesz… W dodatku nie wyobrażam sobie wszystkich spraw i grzeszków rzucać na swoje ramiona… to też powinieneś rozumieć. Wprowadzają w dodatkowe pomysły, które my Namiestnicy akceptujemy lub odwołujemy. Projekty zazwyczaj dążą do udoskonalenia naszego systemu i wzbogacenia.

Westchnąłem cicho widząc w ciemnościach coraz więcej. Wzrok przyzwyczajał się do mroku jaki panował w ciasnym korytarzu, którym podążałem. Ann wydawała się uprzejma a jednak było w niej coś co nie pozwoliło zaufaniu się wzbudzić. Wzbudzała się jednak ciekawość i chęć poznania jej bliżej. Wiedziałem, że teraz nie na to pora.

– A gdzie w tym wszystkim ja? Wyjaśniłaś mi wszystkie podstawy, streściłaś historię powstania i omówiłaś hierarchie trochę dokładniej niż wcześniej omawiał Jeasst. Nadal jednak nie wiem czemu po dniu czy dwóch rozmawiam z najwyższym organem władzy jaki tutaj istnieje. To jak jakby przybysza postawić od razu przed królem, czy to normalne?

– Właśnie do tego dążę, nie martw się nie zapomniałam – odparła suchym tonem, do którego mimo wszystko zacząłem się przyzwyczajać – obserwowałeś kiedyś siebie samego?

– Emm… – mruknąłem zdziwiony – nie rozumiem pytania.

– Czy dostrzegłeś kiedyś, że nie podejmujesz pochopnych decyzji, myślisz nawet z sytuacjach które cię ponaglają. Wykazujesz się sprytem nawet w prostych obowiązkach. Jesteś spostrzegawczy i bystry… – przerwała i nastąpiła oczekująca cisza.

– Jeśli chodzi o to… raczej nigdy nie miałem siebie za głupca. Samoocenę miałem na dość dobrym poziomie. Jeśli chodzi o te cechy, które wymieniłaś… nie wiem czy mogę je sobie przypisać. – drygnąłem ramionami, czego zapewne nie zauważyła.

– Derriku, obserwowaliśmy cię. Nie bierzemy byle bachora, któremu będziemy płacić i…

– Bachora? Wypraszam sobie. – prychnąłem przerywając, ta jednak kontynuowała

– i zlecać mu zadania, których pewnie i tak nie wykona. Potrzebujemy takich jak ty. Myślę, że zrozumiesz już niedługo.

 

Ann pchnęła mnie na jedną z kamiennych ław tuż przy ścianie. Na plecach poczułem nieprzyjemny chłód. Dotarliśmy do dużego pomieszczenia, którego krańce znikały w cieni. Oświetlony był jedynie stół stojący na samym środku. Gruby blat o grubości ok. 4 cali grawerowany był motywami jakichś walk. Nie zdążyłem przyjrzeć się im dokładniej. Przy masywnym stole stały równie masywne krzesła z tego samego drewna, te jednak bez zdobień, proste i praktyczne. Z daleka wydawały się niemożliwe do przesunięcia. W powietrzu krążył mdlący zapach wilgoci i kurzu. Czułem jak wdychany kurz zaczyna się zbierać i wysuszać mi wnętrze nozdrzy. Zakręciło mi się w nosie, kichnąłem. Po pustej sali, w której się znajdowałem, rozniosło się głośne i dźwięczne echo. Nastała cisza…

Przez jeszcze kilka sekund cisza pozwalała mi na niezwykle efektywne przemyślenia, z dala od gwaru i krzyku. Potem do Sali, w której się znajdowałem weszły trzy osoby, w tym Ann. Przyjrzałem się im uważnie. Uderzyła we mnie ściana chłodnego powietrza, który wywołany został szybkim energicznym krokiem owej trójki. Ann, niższa od pozostałych przy stole usiadła jako pierwsza. Druga osoba, zakapturzona. Długi zgniłozielony płaszcz ciągnął końcówką po ziemi. Trzecią osobą był mężczyzna. Wysoki i dobrze zbudowany. Miał także rzucającą się w oczy ciemną cerę. Mimo słabego oświetlenia łatwo było to wywnioskować. Brunet w ciemnobrązowej koszuli mierzył niespokojnie wzrokiem pomieszczenie do momentu, w którym trafił na mnie. Popatrzył chwile jakby niepewnie i usiadł plecami do mnie.

Postać, której twarzy ujrzeć nie mogłem, dopiero siedząc, zsunęła z głowy kaptur odsłaniając facjatę. Kobieta… niezwykle atrakcyjna. Kasztanowe kręcone włosy rozlały się jej na ramionach co jedynie zaparło mi dech w piersiach. Ta w odróżnieniu do dobrze zbudowanego bruneta spojrzenie miała spokojnie. Każdym mrugnięciem okazywała znudzenie jakie ją ogarniało. Podparła głowę na dłoni na coś oczekując.

Z cienia, ku mojemu zaskoczeniu, wychodzić zaczęły kolejne postacie, które trudno było mi uchwycić jednym spojrzeniem. Zajmowały miejsca wyborczo, jakby każde miało przypisane stałe stanowisko przy wielkim masywnym stole. Wszystko odbywało się jedynie przy cichej rozmowie Ann z brunetem. Zagłuszani byli jedynie szmerami zajmowanych miejsc. Gdy już miejsca zostały zapełnione po raz kolejny nastała cisza. Każdy się wyprostował i zamknął oczy na sekundę czy dwie. Zauważyłem puste miejsce tuż obok namiestnika Afilonii. Zastanawiać się zacząłem dla kogo może należeć… Ann wstała i zabrała głos.

– Bracia, siostry, witajcie… Nie jesteśmy jeszcze w komplecie, jednak poinformowana zostałam o ewentualnym spóźnieniu. Posiedzenie Rady nr 124 uważam za otwarte!

Oczekiwałem choćby oklasków, jak to zwykle w takich sytuacjach bywało. Wszyscy jednak w milczeniu wpatrywali się w rudowłosą. Teraz wszystko jakby było jaśniejsze. Czwórka Namiestników, jednego brak. Rada Podziemia w komplecie. Wywnioskowałem licząc miejsca po obydwu stronach Ann, bruneta i piękności, która mnie mamiła. Równe dwadzieścia. Ciekawe było to, że czwórka, jak podejrzewałem Namiestników nie wyróżniała się od reszty. Nie mieli żadnych bransolet, koron czy innych symboli, które mogły wskazywać na ich „wyższość”.

Do sali pośpiesznie weszła jeszcze jedna, brakująca osoba. Równie dobrze wyglądający mężczyzna, jednak szczuplejszy od bruneta. Rysy twarzy wskazywały na jego młody wiek. W oczy rzucała się łysina. Ukłoniwszy się wcześniej do wszystkich, usiadł zaraz obok Ann.

– Tak więc możemy zaczynać. Na początek chciałam podziękować wszystkim za przybycie. Być może to problem dla niejednego z was by przybyć tu i poświęcić swój cenny czas na koszt Bractwa Heraull. Wiedzcie, że doceniam wasze poświęcenie. – odetchnęła oparłszy się rękami o stół – Jak wiecie, nie gromadzimy się tutaj nigdy bez powodu. Ostatnie wydarzenia zmusiły nas jednak do działania. Korespondencja obawiam się, że nie wystarczy. Mamy do omówienia trzy sprawy… które stają się z dnia na dzień bardziej niepokojące. Niestety wymykają się spod kontroli i przestają iść po naszej myśli – wszyscy zebrani zaczęli wymieniać porozumiewawcze spojrzenia. Jedni jakby już wiedzieli o co chodzi, inni wyrazami twarzy sprawiali wrażenie zdezorientowanych. – Pierwszą sprawą jest Las Myrath. Jak wiecie lub jeszcze nie, blisko starego grobowca, znajdującego się mniej więcej w centrum, znaleziono mogiły. Okolice mogił zarosły tytoniem failleasa. Ostatnimi czasy takie znalezisko przyniosło nam wiele zysku. Dwójka zielarzy wysłana została by zbadać jakość rośliny, niestety żaden nie wrócił. Czekaliśmy dzień, drugi aż w końcu na poszukiwania ruszył zwiad. Ci przepadli także. – Ann skończyła wywód i mierzyć zaczęła siedzących.

– Nie mamy czasu na takie głupoty… wyślijmy tam kogoś z państwa – ochrypłym głosem odezwał się jeden siedzący na rogu stołu

– Nie możemy roztrząsać tej sprawy tak bardzo… tym bardziej, że państwo nie trzyma języka za zębami, wzbudzą panikę, nie potrzebną zresztą – ze spokojem odparł łysy, wystukując rytm o blat.

– Tak mój drogi Draesie, jednak czy jest sens ryzykować naszym Bractwem o kilka liści tytoniu? – bez zastanowienia wyrzuciła Ann.

– Zielarze, zwiadowcy… to nie osoby, które mogły by sprzeciw stawić się ewentualnemu zagrożeniu.

– Co proponujesz?

– Zbierzmy grupę ludzi, która wyruszy do Myrath posprzątać to co zaczęliśmy. – w tym momencie większość rąk powędrowała ku górze.

– Zatem postanowione. Zbiorę doświadczonych wojów - jakby z ulgą Ann zakończyła konwersacje z Draesem. – Do tej sprawy jeszcze będziemy wracać, a przynajmniej takie mam przeczucie. Drugą sprawą jest bra…

– Czy istnieje możliwość, że oni uciekli? – kobieta o kasztanowych włosach przerwała wypowiedź Ann. Pytanie zdziwiło resztę.

– Skąd ten pomysł?

– W końcu sama wspomniałaś, że liście failleasa przyniosły nam duże zyski. Dlaczego mieliby nam je oddawać, skoro mogli sami je zabrać?

– Byli nie doświadczeni, baliby się nas – zaczęła Ann – poza tym równie dobrze mogliby się wycwanić i stwierdzić, że liście znalezionego tytoniu nie nadają się do użytku. Tak czy inaczej… nie sądzę by uciekali.

– Cóż, ale prosiłabym nie zapominać o tej możliwości – uśmiechnęła się uroczo i złożyła ręce na blacie stołu. Zamilkła pozwalając dokończyć Ann.

– Tak więc… drugą sprawą jest brak asystenta, który był jednym z zielarzy wysłanych po tytoń. Bractwo w Afilonii potrzebuje trzeciego… – stwierdziła i czekała na jakieś sugestie.

– Pani… – odezwał się jeden siedzący obok niej – jako jeden z pozostałych dwóch, chętnie pomogę znaleźć nam zaufaną osobę. Doświadczenia też jej nie zabraknie… Jeśli tylko zechcesz, przedstawię ci ją. – skłonił się i uniósł brodę wysoko jakby dumny z ciekawej propozycji.

– Dziękuje za twe zaangażowanie, jednak znalazłam już kogoś. Pozwólcie, że przedstawię. Derrik Ardo… – Ann wskazała na mnie. Większość głów powędrowała za jej ręką. Oblała mnie fala chłodu. Nie… tu chodzi o innego Derrika prawda? – Proszę podejdź i zajmij puste miejsce. – gdy się podniosłem, poczułem jak nogi zaczynają się pode mną uginać. Rzuciłem przestraszone spojrzenie na puste miejsce, którego wcześniej nie zauważyłem. Było zasłonięte barczystym brunetem.

Lustrowałem spojrzeniem wszystkich zebranych i każdego z osobna. Gdy w końcu przełamałem się i wolno ruszyłem ku przodowi zauważyłem kilka uśmiechniętych twarzy, nieznajomych twarzy. Widocznie nie ja pierwszy tak reagowałem. Nie myślałem o niczym pobocznym. Chciałem tylko dojść na miejsce nie plącząc się o własne nogi w między czasie. Gdybym wtedy pomyślał, ta historia pewnie tutaj by się kończyła.

– Wszystko w porządku? – wyszeptała Ann, patrząc na mnie jak na idiotę. Przytaknąłem. Gdy odetchnąłem a spojrzenia innych się odwróciły poczułem olbrzymią ulgę. Nie wiedząc czemu wzbudził się we mnie gniew, który przysłonił lęk przed tym co się stało. Nawet nie zapytała, nie wiem jakbym to przyjął, nie wiem czy bym się zgodził… może właśnie dlatego nie pytała.

Krępującą cisze przerwał Draes.

– Astiano, jakieś wieści na temat gildii kupców?

– Niestety, jest ich mało, przez co trudno do nich dotrzeć. Wiedzą o nas tak samo dobrze jak my o nich. Oczywiście większość rzemieślników nadal stoi po naszej stronie. Nie chciałabym by było inaczej… – odpowiedziała nader delikatnym tonem.

– Informuj nas na bieżąco, to ważne. Nie możemy ich ignorować. Błąd może nad dużo kosztować. – odpowiedział bez dłuższego namysłu i odpłynął. Przynajmniej sprawiał wrażenie zamyślonego.

Nikt nie zwracał na mnie uwagi, o nic nie pytał, nie przejmował się moją obecnością. Dalej nie wiedziałem co o tym myśleć. Wszystko odziało się za szybko, stanowczo za szybko.

Na Posiedzeniu, którego byłem stu procentowym członkiem poruszano jeszcze wiele tematów. Jedne ważne, inne mniej. Wymiana zdań, czasem krótka a treściwa, wywierała na mnie zdziwienie i zszokowanie. Nie byłem przygotowany na taką dawkę informacji od „drugiej strony”. Czasem miałem ochotę się roześmiać, jednak sytuacja w której się znajdowałem, nie była odpowiednia.

Poruszono dogłębniej temat gildii kupców, o której wcześniej nie słyszałem. Z tego co zrozumiałem, byli pierwszym poważniejszym konkurentem Heraull. Działali w większości legalnie. Przekupywali rzemieślników należących do Bractwa. Inne mniejsze organizacje, również przechodziły na ich stronę. Jeśli Bractwo nie zareaguje straci respekt w oczach wszystkich, nawet moich…

Innym tematem były zaś państwa południowe. Dużo o nich słyszałem. Teraz dowiedziałem się, że jeśli nie dojdzie do porozumienia między czarnym rynkiem na południu, a tym którym zarządza Heraull na północy, może wyniknąć nie mały konflikt. Zdaniem Ann, państwo też może na tym ucierpieć.

Lacrim, kraina leżąca po drugiej stronie M. Nimf wodnych, odmawia dostępu do wyspy Qu. Był to magazyn dla naszego Bractwa. Przechowywano tam wszelakie towary, począwszy od tkanin, zakończywszy na alkoholach i uzbrojeniu. Lacrim, kraina nie współdziałająca z bractwem, pobiera jedynie opłaty za przechowywanie tam towary, zażądała przetransportowania towaru w inne miejsce. Astiana podejrzewa, że ma to ścisły związek z ich nową konkurencją – Gildią kupców.

 

Po zebraniu, większość rozmyła się w cieniu. Próbowałem znaleźć wzrokiem Astane, ta jednak zmyła się chyba jako pierwsza. Nie zwróciłem nawet uwagi kiedy wyszła. Przy stole zostało dwóch. Brunet, którego imienia nie zdążyłem poznać i Draes – łysy namiestnik jednej z krain. Obydwoje o czymś zacięcie rozmawiali, wyraz ich twarzy mówił jedynie o powadze owej dyskusji.

W ten czas Ann postukała mnie po ramieniu. Stała za mną. Nie odwracając się drgnąłem dając jej znak, iż zdaję sobie sprawę z jej obecności.

– Często rozmawiają… nie lubią przedstawiać niczego przed zgromadzeniem, póki nie są tego pewni

– Rozumiem… – zamilkłem na chwilę – dlaczego mi nie powiedziałaś? O tym, że aż takiej „pomocy” potrzebujesz

– Bo byś się nie zgodził, nie mogłam pozwolić sobie na odmowę. W najlepszym przypadku poprosił byś o czas, którego niestety nie mam. Potrzebuje cię. – odpowiedziała z pełnym spokojem w głosie.

– Co teraz?

– Właśnie, co teraz? To ja powinnam zadać to pytanie.

– Co mi pozostało? Wymyślić coś, by rodzice się o mnie nie martwili, gdy nie będę mieszkał pod ich dachem.

– Poradzisz sobie? – można było wyczuć troskę, jednak czy oby na pewno szczerą?

– Oczywiście. – znów nastało milczenie. Draes obejrzał się w naszą stronę. Wargi jego drgnęły. Odwrócił się w stronę bruneta kontynuując rozmowę – jestem zdziwiony…

– Czym?

– Że w Radzie są dwie kobiety. Dwie przepiękne kobiety…

– Z tym, że uroda Astiany jest naturalna.

– Jak mam to rozumieć?

Odpowiedzi nie otrzymałem. Gdy obejrzałem się za siebie, jej już tam nie było. Nie przejąłem się tym. Westchnąłem, miałem wielką ochotę przysiąść się do rozmawiających… czułem jednak, że to byłoby niewłaściwe posunięcie.

Koniec

Komentarze

Odrobinę przeszkadza mi stylizacja, słówka typu "owa", "nań" itp. Moim zdaniem, albo to powinno być zrobione wyraziściej w kierunku staropolszczyzny, albo w ogóle sobie darować zwroty, których współcześnie się nie używa. Konsekwencja jakaś. Sam tekst do poczytania. Nie powala, ale i nie odrzuca.
Pozdrawiam. 

Znalazłem po jednym słówku tego typu ale dziękuję za uwagę, zapamiętam na przyszłość :)

Tak, po jednym jest. Po prostu rzuciło mi się w oczy.
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka