- Opowiadanie: Michaangel - Moje ostatnie minuty życia

Moje ostatnie minuty życia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Moje ostatnie minuty życia

Piątek, 21 Grudnia 2012 rok

Godzina 17:18 – pokój w domu studenckim w dużym mieście.

 

Siedząc z kolegami w pokoju, oglądamy jakiś durnowaty program rozrywkowy, który jest tylko pretekstem do zejścia się i rozmów na tysiące tematów. Od piłki nożnej do polityki poprzez religie i życiowe prawdy, z ciągłym przewijaniem się wdzięcznego tematu kobiet. Nagle telewizor zamilkł. Czarny obraz. Ktoś rzuca tekst, że nie zapłaciliśmy abonamentu to nam telewizję wyłączyli. Nikt się nie śmieje. Nagle z szybkością prawie świetlną pojawia się nasz prezydent Janusz Palikot. Ze stoickim spokojem, ale i nieukrywanym smutkiem ogłasza, że właśnie dostał potwierdzenie z NASA, że kometa Gamma-SX01 przetnie trajektorie Ziemi, a do kolizji i prawdopodobnie do końca naszej cywilizacji pozostało niecałe 40 minut. Godzina zero to 17:54 czasu polskiego. Słowa, że NASA już od dziesięciu lat pracowała bezskutecznie nad ewentualnym planem ocalenia, choć części populacji – nie zrobiły na nikim wrażenia.

 

"Do zobaczenia w innym, mam nadzieję lepszym życiu" to ostatnie słowa, jakie zdało się słyszeć, po czym ekran znowu stał się czarny.

 

Zdziwienie i przerażenie to jedyne, co dało się zauważyć. Panowie, co robimy ??– rzekł znajomy głos. Mamy za mało czasu żeby dotrzeć do domu, do dziewczyn, w ogóle tego czasu nie starczy właściwie na nic konkretnego.

 

Życie trzeba skończyć w sposób nadzwyczaj efektowny – wrzasnął najwyższy z nas. Wszyscy nieśmiało przytaknęliśmy.

 

Idziemy na miasto – rzekł najchudszy. Ale to już, bo przez nasze gadanie ubyło nam sporo czasu.

 

Spojrzałem na zegarek.

 

17:25

 

Panowie patrzcie, co się dzieje !!!! –rzucił ten, co się zawsze uśmiechał. Wszyscy dobiegliśmy do okna. Zdawało się, że stado ludzi pierwotnych wybiegło na ulicę, niszcząc wszystko, co akurat stawało na drodze. W tłumie nie było dziewczyn. Dziwne.

 

Patrzcie tego – odrzekł najwyższy. Facet w skórzanej kurtce i jeansach zaczął rzucać się na bezbronny znak „ustąp pierwszeństwa”. Robił to z taką furią i z takim zaangażowaniem, jakiego nigdy nie widziałem.

 

Co z tego, że jest niebezpiecznie – odrzekłem – przecież chyba wcześniej nas nie zabiją. Nikt się nie śmiał. Właściwie to nawet nie miało być śmiesznie.

 

Znowu spojrzałem na zegarek

 

17:31

 

Najmądrzejszy z nas podszedł ze spokojem do lodówki.

 

Kur** – wrzasnął z furią – nawet piwa nie ma. Nikt nie negował jego pomysłu, właściwie w tej sytuacji każdy pomysł by przeszedł.

 

Nagle jakbym się ocknął i wyciągnąłem telefon. Nie ma sygnału. Logika wypierała myśl że do końca świata sieć będzie już na tyle przeciążona, że aż niedostępna.

 

Rozwaliłem telefon o podłogę. To było głupie – usłyszałem – a jak by Ci się jednak udało połączyć??

 

Nic nie odpowiedziałem, ale spojrzałem na zegarek

 

17:34

 

Chodźmy panowie – rzekł najmądrzejszy – nie chce zginąć w takim miejscu. W tym momencie zdecydowanym ruchem wstał i pomalutku kierował się do drzwi. Wszyscy jak owce za baranem podążali niemrawo w tym samym kierunku.

 

Windy nie działają. Właściwie nie wiadomo, dlaczego, ale nikt nie zadawał takich pytań. Idziemy schodami. Po drodze mijamy jakieś kółko modlitewne. Większość z nas przeżegnała się.

 

Stoimy przed wejściem. Wszystko dookoła zniszczone. Zauważyłem, chyba, jako jedyny, że zniknął telewizor. No, co komu teraz telewizor – zastanowiłem się w myślach.

 

17: 36

 

Nie mogłem się powstrzymać nie patrzeć na zegarek. Ręce mi drżały. Nie tylko mi zresztą. Ktoś z potwornym krzykiem wybiegł i niczym struś pędziwiatr udał się w bliżej nieokreślonym kierunku.

 

Szliśmy przed siebie. Ulica wyglądała pozornie na opuszczona. Co chwila słychać było jakieś krzyki, śmiechy, oraz bliżej nieokreślone odgłosy.

 

12 minut nam zostało – ktoś z przodu krzyknął

 

Spojrzałem na zegarek

 

17:39

 

Nieprawda bo kwadrans – odpowiedziałem bez namysłu.

 

Gdzie my właściwie idziemy?? – ten zwrot padał coraz częściej i coraz bardziej nas irytował.

 

W stronę najbliższego kościoła – odpowiedział najmądrzejszy. Chyba wszyscy tam idą…

 

Patrzcie !!!!!! – znowu ten glos na zatrzymał. Patrzcie w niebo – to właściwie nie był głos, to krzyk jakby zwierzęcia.

 

 

 

Podniosłem oczy ku niebu i wpadłem już w autentyczna i nieukrywaną panikę. Dlaczego dopiero teraz widać tak olbrzymia kule. Przeogromną. Z mojej perspektywy jakiś 2 razy większą od księżyca. Błękitno-fioletowy odcień nadawał jej sympatycznego wyrazu. Na tyle sympatycznego, że gdyby nie fakt, że ta kula zniszczy całą planetę, chętnie popatrzyłbym z balkonu, z piwkiem w ręku na to cudowne zjawisko.

 

 

 

Idziemy, bo nie zdążymy – najmądrzejszy nas ponaglił

 

Jednak nie wszystkim kościół był po drodze, także część z naszej grupy usiadła na najbliższej zaśnieżonej ławce i ze spokojem patrzyła w niebo.

 

17:45

 

Znowu to zrobiłem. A obiecałem sobie, że już nie spojrzę.

 

Już chciałem zostać i patrzeć się w niebo, kiedy wrzask najmądrzejszego przeszył ciszę – Dawaj szybko, bo nie zdążymy!!

 

Po chwili podbiegłem i ruszyłem z już mało liczną częścią grupy w stronę kościoła. Nie pamiętam już, pod jakim wezwaniem, chociaż ta nazwa pojawiała się nad wyraz często.

 

17:51

 

Wypalił najwyższy. Dopiero teraz zobaczyłem, że także dołączył do nas.

 

Nie szkodzi – najmądrzejszy z biegiem czasu, wydawał się naszym przywódcą – już jesteśmy.

 

Stanęliśmy równo za klęczącym tłumem. Na moje oko było ok. 2 tysięcy osób. Do kościoła było jakieś 40 metrów, ale bliżej nie dało się podejść.

 

17:53

 

minuta do końca, a wszystko normalnie funkcjonuje – rzekłem bez zastanowienia.

 

Potężny wstrząs i hałas nie pozwolił mi usłyszeć odpowiedzi.

 

Stojąc ciągle rozglądałem się dookoła.

 

 

 

"Ojcze nasz któryś jest w niebie – powtarzałem za pozostałymi, ciągle się rozglądając – Święć się imię Twoje – coś wielkiego zadało się zauważyć na horyzoncie – przyjdź królestwo Twoje – 17:55mimowolnie zerknąłem na zegarek – bądź wola Twoja………………………………

Koniec

Komentarze

Ech... Radzę na początek zapoznać się z zasadami zapisu dialogów. Anyway, spacja powinna znaleźć się po obu stronach myślnika. Masz też niejakie problemy z właściwą odmianą wyrazów czasami. Są też literówki. Pod względem warsztatowym tekst sprawia niestety wrażenie spisanego na kolanie.

 

Co do warstwy fabularnej... no, niewiele się dzieje. Skoro już piszesz tekst w którym przedstawiasz czyjeś ostatnie chwile, niech one nie będą... nudne. Wypadałoby pokazać jakąś ciekawą scenę, strach, panikę, może jakieś zezwierzęcenie, cokolwiek. Za spokojne toto: Zbliża się koniec świata, idziemy do kościoła. Koniec. Nie czuć tu emocji.

 

Pokaż coś mocniejszego, co sam będziesz czuł. I poświęć trochę czasu na dopieszczenie tekstu pod względem warsztatu również.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ok, cofam kwestię spacji i myślników, widzę, że tylko w jednym miejscu mi to mignęło. Ale najwyraźniej zapadło mi w pamięć, bo to popularna przypadłość... ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Szału nie ma. Jedynym plusem tego tekstu jest, moim skromnym zdaniem, jakaś tam delikatna inność. Bo sam temat był wałkowany gęsto, często i - przede wszystkim - lepiej. Jeśli miała to być abstrakcyjna humoreska, to nie wyszła chyba do końca tak jak chciałeś, autorze. 

"Nikt się nie śmieje" i "nie zrobiły na nikim wrażenia" - tymi dwoma cytatami można najkrócej podsumować to opowiadanie. Oprócz tego jest sporo nielogiczności.

Nastaje koniec świata, jakaś apokalipsa (czy coś takiego), a tutaj niemal nic się nie dzieje - ludzie gwałtowniej reagowali po podpisaniu ACTA. Po drugie, myślę, że nawet jeśli NASA nie pisnęłaby ani słówka, to kometa zostałaby zauważona dużo szybciej niż 40min przed uderzeniem w Ziemie.

Z drugiej strony za bardzo przyspieszasz - nieco ponad 15min po ogłoszeniu wiadomości w telewizji, iż "nastąpi wielkie BUM", piszesz, że "Wszystko dookoła zniszczone."  Myślę, że w takim czasie większość ludzi nie zdążyłaby nawet usłyszeć, że nastąpi koniec świata, a co dopiero zniszczyć wszystko wokół.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Ale po co właściewie wszystko niszczyć?

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Może żeby zdążyć przed kometą ;P

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Niestety nie mogę się wypowiedzieć obiektywnie na temat tego tekstu, ale daję znac że przeczytałam.

Nowa Fantastyka