- Opowiadanie: gadatiela - Duchy 2012 - Gdzie ducha nie pośle...

Duchy 2012 - Gdzie ducha nie pośle...

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Duchy 2012 - Gdzie ducha nie pośle...

-Co ty do zrobiłeś?! – Wykrzyknął, duszołap. – Miałeś ją tylko spętać a nie egzorcyzmować! Po to tutaj jesteśmy! – Patrzył na młodego chłopaka z oczami pełnymi łez. – No i pięknie teraz na pewno odejdzie z zakonu magów – Pomyślał duszołap Martin. No cóż trudno trzeba będzie go jakoś pocieszyć lub zacząć uczyć od nowa. A teraz muszę zachować spokój. Bo jeszcze ze zdenerwowania on może mnie egzorcyzmować. – Patrzył jeszcze przez chwile w puste wypalone miejsce po byłym duchu, który niedawno tu urzędował. Westchnął

i powiedział:

-No cóż trudno, stało się niema, co się rozwodzić nad rozlanym mlekiem. A teraz słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru dwa razy powtarzać. – Popatrzył na chłopaka i mówił. – Duchy, które są dla nas przyjazne i chcą nam pomagać, pętamy je poprzez słowa „Litera, ingiesia” i gest ręki – pokazał ręką układ palców. Ty zrobiłeś odwrotnie, pierwsze zrobiłeś gest a potem powiedziałeś inkantację a do tego źle ją wypowiedziałeś, z czego powstał egzorcyzm i usunąłeś ją z tego świata do świata duchów teraz nam się na nic nie przyda, ponieważ kto raz tam już poleci ten nie wraca. Zrozumiałeś mnie Karenie? – Zapytał chłopaka. On patrzył na nauczyciela niebieskimi oczami, zmarszczył lekko czoło

i powiedział:

-Tak zrozumiałem mistrzu, tylko ona mówiła takie dziwne rzeczy, że nie wiedziałem, co mam zrobić i się wystraszyłem. – Chłopak otarł ręce, na których było jeszcze widać ślady pyłu przez usuniętego ducha. Odwrócił na chwilę wzrok patrząc na wypaloną dziurę, była wielkości małego boiska do zapasów. Zastanowił się przez chwilę:

-A, co takiego mówiła, że cię wystraszyła? – Zapytał Martin. Wiedział, że chłopak jest zdolny tylko brakowało mu pewności siebie, ale ma za to bystry umysł i zmysł obserwacji oraz wyciągania wniosków.

-Ona mówiła, nadejdzie czas, gdy duchy wrócą z krainy umarłych i że spętane duchy będą uwolnione i będą się mścić na ludziach, którzy ich spętali, powiedziała, jak ją spętam a ona się uwolni to będzie mnie prześladować do końca życia… I przy tym się strasznie śmiała

a oczy jej zrobiły się całe czerwone i śmierdziało trupem… – No i tu tkwi problem – Myślał Martin. Nie dość, że on nie wierzy w siebie to stracił całkowitą motywację do pracy. I co mam z nim teraz zrobić nie mogę stracić dobrego ucznia… Nastała cisza, chłopak stał przed swoim nauczycielem i czekał na werdykt. Martin dalej myślał, co ma z tym wszystkim zrobić, wiedział, że chłopak tego nie chciał. W końcu powiedział:

-Nie ukarze cię, tylko dam naganę i przez miesiąc będziesz pomagał w bibliotece akademickiej. A teraz zapomnijmy

o sprawie, musisz odpocząć i odnowić energię, którą straciłeś podczas egzorcyzmu, masz wolny wieczór. – Karen schylił głowę i się ukłonił mówiąc:

-Dziękuję, ale jest jeszcze coś, co muszę mistrzowi powiedzieć… Nie wiem czy to normalne u nowicjuszy, ale…

-Mów.

-Nie poczułem upływu energii z mojego ciała. – Powiedział szybko Karen i popatrzył na mistrza. – Ten popatrzył na niego i szeroko otwarł oczy.

-Słucham? To niemożliwe po każdym zaklęciu lub użyciu magii musisz poczuć zmęczenie nie ważne czy to był mały czar czy egzorcyzm. – Powiedział mistrz, nie wiedząc czy uczeń się z niego nabija czy mówi poważnie.

-Ale to prawda, podczas rzucania nie poczułem zmęczenia, ani teraz go nie czuję. – Powiedział cicho Karen,

i popatrzył w podłogę. Mistrz stał i patrzył na niego nie rozumiejąc jak to możliwe. Przecież musi być jakieś wytłumaczenie, chłopak nie może być samowystarczalny…Był kiedyś taki człowiek, ale to było stulecia temu… – Myślał mistrz.

-Zrobimy tak ja przeskanuję magicznie twoje ciało i umysł, sprawdzimy faktycznie czy tak jest. To nie jest normalne żebyś nie stracił ani trochę siły podczas użycia magii.

-Dobrze mistrzu. – Karen zgodził się. Ten zamknął oczy i wysłał myśl umysłu przed siebie do umysłu ucznia. W umyśle chłopaka był zamęt, myśli kłębiły mu się, zastanawiając się nad magią. Sięgnął głębiej w umysł, poczuł wielką energię i siłę, to było nie do pomyślenia, uczeń był silniejszy od niego, pomimo tego, że był najsilniejszym magiem w akademii. Nie zobaczył ubytku magii ani zmęczenia w jego umyśle. – Szybko wycofał się poza umysł ucznia.

-Nie kłamałeś, możliwe, że to jest chwilowe… Na razie tego nie mów nikomu, muszę sprawdzić w źródłach czy jest coś na ten temat. Możesz wrócić do swojego pokoju, jutro staw się tak jak zawsze w moim gabinecie.

-Dobrze mistrzu – Karen skłonił się i wyszedł z magazynu, przy drzwiach spojrzał jeszcze raz na wypaloną dziurę

i zamknął drzwi za sobą. Martin stał jeszcze przez chwilę, i także wyszedł nie patrząc na dziurę. Poszedł do swojego gabinetu, siadając w miękkim fotelu, zamknął oczy. Będę musiał sprawdzić wszystkie możliwe źródła, jakie są

w bibliotece. Pamiętał maga, który nie tracił energii, nazwano go wtedy, Arcyduch, jego czyny do dziś widać na świecie. No cóż, nic nie wymyślę jak będę tak siedział i rozmyślał. Otworzył oczy i popatrzył przez okno, nawet nie wiedział, że upłynął dzień i słońce zaczęło zachodzić. Zszedł do kuchni i zrobił sobie kolację. Poszedł do swojej biblioteki i siadł w fotel przed kominkiem, nalał sobie czerwonego wina. Zaczął czytać manuskrypt, który znalazł na targu dusz. Zaczytany nie zauważył, że nastała noc. Zasnął przed kominkiem, manuskrypt wypadł mu z ręki. Na dworze była cisza, co jakiś czas zegar na dziedzińcu wybijał godziny. Ciemna sylwetka przeszła przez dziedziniec

i ukryła się w cieniu murów.

Karen obudził się, promienie słońca wpadały przez okno jego małego pokoju. Cicho westchną i wstał. Poszedł do kuchni, zrobił sobie herbatę i śniadanie. W końcu poszedł do sypialni i się ubrał w długą szatę nowicjusza. Gdy siadł do stołu przypomniał sobie poprzedni dzień. Pomyślał. Nie dość, że egzorcyzmowałem dobrego ducha to jeszcze mistrz się wkurzył, a jak mu powiedziałem o mojej mocy to nie chciał uwierzyć. Gdy mistrz był w jego umyśle usłyszał, że był taki mag, który nie tracił magii. Wpadł na pomysł. Pójdzie do biblioteki i zacznie poszukiwać maga, i tak mam szlaban w bibliotece, więc nie będzie to podejrzane. Uśmiechnął się, wyobraził sobie minę pana Litra jak zacznie szukać w księgach, oczywiście nie powie mu, czego szuka. Większość nowicjuszy omijała bibliotekę jak tylko może najwięcej ruchu jest przed egzaminami, gdy większość nowicjusz przypomni sobie o sesjach. On oczywiście był wyjątkiem, wystarczało mu same słuchanie wykładowców. Na dziedzińcu zegar wybił godzinę ósmą. Karen szybko posprzątał, zabrał potrzebne mu książki

i wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach i poszedł do gabinetu swojego opiekuna. Zapukał do drzwi. Nie usłyszał stanowczego „wejść” jak to zwykle było. Zapukał jeszcze raz. Cisza. Zbierając w sobie odwagę popchnął lekko drzwi, otwarły się bez niczego. Przekroczył próg

i stanął zszokowany. Gabinet był zdemolowany. Papiery leżały na podłodze a książki zostały zrzucone z regałów. Ktoś tu czegoś szukał – pomyślał chłopak. Zawołał:

-Jest tu ktoś? – Nikt się nie odezwał. Przeszedł przez pokój i stanął przed biurkiem i popatrzył na leżące papiery. Stanął niezdecydowany, co ma zrobić. Nigdy nie był jeszcze w części mieszkalnej domu mistrza. Myślał jeszcze przez chwilę aż podjął decyzję. Poszedł do drugich drzwi znajdujących się po drugiej stronie gabinetu. Zapukał, i uchylił drzwi, które także otwarły się bez niczego, nawet nie były zaklęte. Ale drzwi do gabinetu także były niezaklęte! Przypomniał sobie Karen. Mistrz nigdy nie zostawiał drzwi niezaklętych, dlatego zawsze musiał pukać. Poszedł korytarzem, który po bokach miał kilka zamkniętych drzwi. Na końcu była smuga światła, podszedł do niej, okazało się, że były to drzwi uchylone do biblioteki. Przeszedł przez próg i podszedł do kominka. Przed kominkiem zobaczył duży fotel a obok niego stolik z kieliszkiem czerwonego wina. W fotelu siedział mistrz, w pierwszym odruchu chciał wyjść z pokoju zapukać jeszcze raz, ale zauważył nienaturalny układ ciała. Głowa mistrza była pochylona na bok

a oczy miał zamknięte. Nie wiedząc, co ma zrobić, podszedł do fotela. Kieliszek po winie był pusty, na dnie zostało trochę białego osadu. Powąchał, przypomniał sobie lekcje z trucicielstwa. Zapach był cierpki i trochę słodkawy. Rozpoznał silny środek nasenny z wyciągu z kwaczora. Z tego, co im mówił wykładowca ta roślina jest silnie trująca, ale w niewielkich ilościach działa, jako środek nasenny, wykładowca zastrzegał, że duża dawka może doprowadzić do śpiączki a nawet do powolnej śmierci. Na obudzenie ze snu, jest zaklęcie, ale nie wiedział czy mu się uda. Stał jeszcze przez chwilę niezdecydowany. Podjąwszy decyzję, przypomniał sobie zaklęcie wybudzające. Pamiętając, że należy pierwsze wymówić słowa a potem zgiąć palce w odpowiednim układzie i położyć na czole śpiącego. Zebrał się w sobie

i powiedział: Lista on drukaka – Złączył palce i położy na czole mistrza. Uwolnił moc, efekt był natychmiastowy. Mistrz głęboko westchnął

i otworzył oczy. Przez chwilę patrzył wprost przed siebie, potem odwrócił głowę, zobaczył swojego ucznia. Karen patrzył na mistrza, zauważył, że podczas zaklęcia nie ubyło mu nic energii i nawet teraz nie czuje zmęczenia. Mistrz zapytał:

-Co ty tutaj robisz? Co się stało? – Karen przez chwilę milczał, zastanawiając się, od czego zacząć.

-Hmm… Przyszedłem punktualnie tak jak zwykle i zapukałem do gabinetu mistrza, ale nikt mi nie odpowiedział, więc wszedłem, w gabinecie panuje bałagan wszystko jest porozrzucane. Poszedłem do drugich drzwi i nikt mi nie odpowiedział, otworzyłem drzwi, poszedłem wzdłuż korytarza. Na końcu zobaczyłem światło, podszedłem do niego. Drzwi do biblioteki były otwarte. Zobaczyłem ciebie mistrzu w fotelu. Potem rozpoznałem wyciąg

z kwaczora. Przypomniałem sobie wykłady o nim i wypowiedziałem zaklęcie. To tyle. – Zakończył Karen patrząc wprost na mistrza. Nastała chwila ciszy. Martin siedział dalej

w fotelu i próbował przypomnieć sobie, co robił wieczorem, oraz jak to mogło się stać, że nie wyczuł środka nasennego i jak mu go podano. Zapytał:

-Jak przeszedłeś przez osłony, które były na wszystkich drzwiach?

-Nie było żadnych osłon na drzwiach mistrzu. – Odpowiedział Karen.

-Co?! Przecież zakładam je zawsze. To niemożliwe żebym nie zauważył, że nie było osłon. – Znów chwila ciszy. – Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś mi powiedzieć? – Zapytał Martin. Popatrzył na chłopaka, ten spuścił wzrok i powiedział:

-Podczas zaklęcia znów nie poczułem ubytku mocy i teraz też nie czuję zmęczenia.

-Jesteś pewien?

-Tak, mistrzu. – Odpowiedział Karen tym razem patrząc Martinowi w oczy. Mag siedział dalej w fotelu. Pomyślał: nie ma, co tak siedzieć trzeba rozpocząć ślectwo, musi wyjaśnić, co się stało i dlaczego. Nie chciał angażować w to ucznia, ale wiedział, że go nie powstrzyma, bo jeśli raz się czymś zaciekawi to dąży do celu. Wolał mu pozwolić pomagać prowadzić ślectwo niż nie mieć nad nim kontroli. Wstał z fotela, kości miał obolałe po nie wygodnej pozie. Popatrzył na kieliszek po winie i podniósł go do nosa, wyczuł cierpko słodki zapach wyciągu. Na ziemi zobaczył manuskrypt, który czytał wczoraj. Podniósł go i położył na stoliku. Uczeń rozglądał się z ciekawością po bibliotece. Był to duży pokój, wzdłuż ścian stały regały, które sięgały wysokiego sufitu z książkami. Na podłodze leżał duży gruby dywan. Pod oknem stał stolik, na którym także leżały książki. Karen nie pytając mistrza o nic podszedł pod okno, odchylił lekko zasłonę i wyjrzał przez nie. Okno wychodziło na ogród, w którym rosły jabłonie i inne drzewa owocowe. Niektórzy uczniowie akademii przeskakiwali przez niski mur i uczyli się pod drzewami. Mistrz pozwalał im na to. Uczeń otwarł okno przechylił się patrząc w dół, do ziemi było kilka metrów. Chłopak wyciągnął rękę i po coś sięgnął. Mistrz podszedł do okna. Karen trzymał w ręku mały skrawek materiału. Materiał był czarny i błyszczący. Po tkaninie rozpoznał, że to atłas. Uczeń długo przyglądał się tkaninie

i podał ją mistrzowi. Usłyszał dzwony na dziedzińcu. Domyślił się, że musi być dziewiąta, jeśli Karen przyszedł punktualnie. Zobaczył, że uczeń przechyla się ponownie przez okno, jeszcze trochę, aby przez nie wyleciał. Już miał mu powiedzieć żeby uważał, gdy ten stanął prosto. Nie pytając mistrza o nic, wszedł na okno i stał przez chwilę. Zszedł na kratkę, która podtrzymywała rosnący tam bluszcz. Klatka lekko się zachwiała pod jego ciężarem. Mistrz nie wytrzymał i powiedział;

-Przestań robić za małpę i wchodź do środka, nie chcę żebyś spadł, ta klatka cię nie utrzyma. – Karen popatrzył na mistrza i niechętnie go posłuchał, wszedł przez okno i zamknął je. Stali przez chwilę i uczeń powiedział:

-Włamywacz tędy nie wszedł, no chyba, że potrafił latać. Ale próbował schodzić tędy, doszedł do wniosku, że kratka go nie utrzyma i wyszedł drzwiami, czyli tak jak wszedł. –Marin patrzył na ucznia z niedowierzeniem. Jak chłopak się mógł tego dowiedzieć?

-Jak…

-Po prostu, gdy wszedłem na kratkę ona się wygięła i zatrzeszczała, nie doszedłbym do połowy a ugięłaby się pode mną i bym zleciał. A materiał, który mistrz trzyma w ręce oderwał się, gdy wracał prawdopodobnie pochodzi

z peleryny z kapturem. Włamywacz wrócił wiedząc, że mistrz śpi głębokim snem. Tylko jedno mnie zastanawia, po co włamywacz wrócił do biblioteki? – Karen marszczył czoło zamyślony. Mistrz parzył na ucznia z podziwem, nie wiedział, że chłopak jest aż tak bystry. Zwrócił się do ucznia:

-Chodź trzeba zobaczyć, co się stało z moim gabinetem sprawdzić, dlaczego moje blokady nie zadziałały. I muszę zobaczyć czy coś nie zginęło. I porozmawiamy o twojej mocy, wczoraj było za późno żebym coś znalazł, ale dziś mamy cały dzień na to.

-Ale mistrzu… – Zaczął Karen. Niechciał stracić okazji przeszukania biblioteki.

-Tak?

-A mój szlaban za wczoraj? I dzisiejsze wykłady? – Zapytał z nadzieją w głosie uczeń. Co szczególnie zdziwiło Martina. Ciekawe, co ten chłopak znowu knuje. Pomyślał. Będę musiał go mieć na oku.

-Z tego, co pamiętam dziś masz praktyki ze mną cały dzień, a co do szlabanu to go odwołuję.

Wyszli z biblioteki, mistrz zamknął za sobą drzwi i nałożył blokady. Doszli do otwartych drzwi gabinetu mistrza. Marin wszedł, Karen za nim. To, co zobaczył w gabinecie było dla niego wstrząsem. Gabinet wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Podszedł do biurka, wszystkie manuskrypty były wyciągnięte z szuflad, książki leżały na podłodze. Karen stał naprzeciwko niego i zapytał:

-Mistrzu czy coś zginęło? – Mistrz patrzył przez chwilę na ucznia.

-Nie jestem pewien, musiałbym tutaj posprzątać i poukładać manuskrypty. Będę musiał przywołać ducha żeby mi pomógł.

-Przecież ja mogę pomóc. – Wtrącił Karen. Martin wiedział, dlaczego uczeń zaoferował pomoc. Ale wolał sam to zrobić. Miał tutaj tyle źródeł, których nie mógł jeszcze mu pokazać. Miał także manuskrypty, które nie powinien chłopak czytać. Powiedział:

-Nie, ale dziękuję ci za pomoc Karenie, muszę tutaj sam posprzątać razem duchem. Teraz masz wolne, możesz robić, co chcesz. Za niedługo będzie przerwa obiadowa. Zawołam cię jak tutaj ogarnę i będę wiedział czy coś zginęło. Możesz iść. – Karen stał przez chwilę niezdecydowany. Odwrócił się i wyszedł. Martin wszedł na środek pokoju. Zamknął oczy

i powiedział: „Literaz koma”, złączył dłonie w geście. Zrobiła się mgła i wyłonił się z niej duch. Duch był mlecznobiały, unosił się w powietrzu, na czole miał znak spętania. Patrzył na Martina.

-Czego chcesz? – Zapytał opryskliwie. Głos miał lekko zachrypnięty jakby go od dawna nie używał. Martin mając duże doświadczenie z duchami nie dał się sprowokować

i odpowiedział:

-Pomożesz mi w sprzątaniu gabinetu.

-Co tego będę miał? – Tak oczywiście nic za darmo. Pomyślał mistrz.

-A, co byś chciał? – Zapytał ostrożnie mistrz wiedząc, co duchy mogą wymyśleć. Raz duch chciał przelecieć prostytutkę w jego ciele za śledzenie kogoś. Oczywiście nie zgodził się. Duch dalej unosił się w powietrzu.

-Drożdżówkę? – Zapytał.

-Zgoda. – Zgodził się bez wahania mistrz. Duch zaklął szpetnie. Mistrz uśmiechnął się, dawno nie miał tak dobrego utargu z duchem. Marin złożył ręce w geście i nałożył zaklęcie wiążące z nim. Gdy duch wykona swoją pracę otrzyma drożdżówkę i będzie mógł odejść. Na razie jest z nim związany. Martin zapytał:

-Jak masz na imię?

-Figaro. – Odpowiedział duch lekko zażenowany. Martin ledwo powstrzymał śmiech. Duch patrzył na niego, zmrużył lekko oczy.

-Ta nie jest śmieszne, nie moja wina, że mama miała poczucie humoru… A ty jak masz na imię? –

-Martin. – Odpowiedział.

-Co mam robić?

-Musimy tutaj posprzątać, ty zajmiesz się układaniem książek a ja poukładam manuskrypty

w biurku. Książki mają być ułożone alfabetycznie według autorów. – Duch patrzył na regały. Regały sięgały sufitu, książki także. Duch zaklął jeszcze raz.

-I to wszystko za marną drożdżówkę, a może być przynajmniej z czekoladą? – Zapytał

z nadzieją Figaro.

-Jak się postarasz to będzie z czekoladą. – Figaro uśmiechnął się. Zabrał kilka książek i zaczął je układać. Martin usiadł za biurkiem i przeglądał manuskrypty układając je według autorów. Pracowali w milczeniu. Figaro szybko radził sobie z książkami. Układał i sortował. Marin nie przestawał myśleć o swoim uczniem. Nie znał jeszcze maga, który by otwierał drzwi i rzucał zaklęcia bez użycia słów a do tego nie czuł ubytku magii!!! To było nie do pomyślenia. Ale dlaczego teraz nie czuje ubytku? Kilka lat po odkryciu w chłopaku magii. Przecież go uczył

i wychowywał, widział jak dorasta. Pamiętał ich pierwsze spotkanie. Szedł przez targ, szukał pewnego zioła do mikstury. Ktoś go potrącił, usłyszał krzyki „Łapać złodzieja”. Wystarczyło mu przypadkowe dotkniecie chłopaka żeby odkrył w nim magię. Dokładnie mu się wtedy przyjrzał. Twarz miał brudną, oczy lekko zmrużone. Nie mógł się napatrzeć w nie. Oczy były błękitne, czysty błękit. Chłopiec usłyszał krzyki, przeskoczył przez jeden ze straganów

i uciekł w zaułek. Pamiętał, że nie namyślał się długo pobiegł za złodziejaszkiem. Gdy wbiegł w uliczkę zauważył, że to ślepy zaułek, ale chłopka niegdzie nie było. Użył sondy poszukującej, znalazł go za kubłem na śmieci, podszedł, ale nie zobaczył nikogo, wiedział, że tam jest. Domyślił się, że złodziej użył zaklęcia niewidzialności. Mistrz był w szoku. Powiedział do niego:

-Nie bój się mnie pomogę ci. – Nie wiedział, co skłoniło chłopaka do zdjęcia z siebie zaklęcia. Patrzył na niego niebieskimi oczami, były pełne strachu. Mistrz podał mu rękę. Chłopak podał mu swoją, w drugiej ściskał mocno kawałek bochna chleba. Był wychudzony

i wysoki.

-Mam na imię Martin i jestem duszołapem. A ty jak masz na imię? – Widział w oczach chłopaka strach, ludzie bali się takich ludzi jak on.

-Nazywam się Karen, panie. – Odpowiedział szybko Karen.

-Dlaczego to ukradłeś? Wiesz, że kradzieże są złe i do tego okrutnie karane w tym mieście.

-Co odda mnie pan strażnikom? Miałem umrzeć z głodu? – Zapytał ze złością Karen

i popatrzył wyzywająco prosto w oczy mistrzowi.

-Nie nie oddam cię strażnikom, mam dla ciebie propozycję. – Karen patrzył dalej na Martina

i czekał. – Masz w sobie magię, chcę żebyś został moim uczniem w Akademii Duchów

i Magii. – Karen otworzył szerzej oczy. Nie wiedział jak to się stało, ale wyszarpnął rękę

z uścisku i popchnął Martina, wskoczył na murek i przeskoczył na drugą stronę. Dopiero dwa dni później, gdy pracował w swoim gabinecie usłyszał drapanie w okno i uchylane okiennice. Małe ciało weszło przez nie i stanęło przed biurkiem. Martin rozpoznał Karena, był jeszcze bardziej chudy i brudny. Stał przed nim niezdecydowany, ale powiedział:

-Chcę być pańskim uczniem, panie. – Mistrz powrócił myślami do teraźniejszości. Figaro dalej układał książki, miał jeszcze trzy regały z pięciu do ułożenia.

W tym samym czasie Karen poszedł do ogrodu, w który przesiadywali inni nowicjusze. Usiadł pod drzewem. Był trochę zły, że nie będzie pomagał w bibliotece, stracił okazję na legalne przeglądnięcie książek. Cóż, trudno będzie trzeba zrobić to nielegalnie, może nawet dotrze do zakazanych książek. Ciekawe czy coś skradziono mistrzowi

z gabinetu… I jakim cudem udało się komuś złamać blokady mistrza, nawet jemu się nie udało, a próbował kilka razy. Dzwon wybił godzinę na porę obiadową. Karen wstał, otrzepał ubranie z liści i trawy. Poszedł do dużej sali, w której już podano talerze z zupą. Usiadł przy jednym ze stołów i zaczął jeść. Po chwili dosiadł się do niego Iral, poznali się w pierwszym dniu przyjmowania nowicjuszy. Polubili się.

-Coś ciekawego się działo? – Zapytał Iral, sięgając po chleb.

-No nie wiem…, co rozumiesz przez ciekawe sytuacje. – Odpowiedział Karen lekko się uśmiechając. Iral parsknął.

-Hmpf ty to zawsze odwrócisz kota ogonem.

-Chyba ducha – Karen się zaczął śmiać. Iral jeszcze raz parsknął.

-Dobrze już dobrze, nie działo się nic ciekawego, no chyba, że ciekawe jest wyegzorcyzmowanie ducha zamiast go spętanie, i mam zamiar odwiedzić bibliotekę. – Iral patrzył na Karena jakby go pierwszy raz zobaczył.

-Co zamierzasz zrobić?! Chyba już całkowicie duchy cię opętały. Przecież wiesz, że żaden szanujący się nowicjusz nie pójdzie do biblioteki chyba, że zmusi go potrzeba. A z tego, co pamiętam w najbliższym czasie nie mamy żadnych egzaminów, ale po pierwsze ty jesteś najlepszy i nie potrzebujesz biblioteki… – Mówił w szybko, Iral.

-Jeśli przestaniesz gadać to ci powiem. – Iral zamilkł. Karen mówił. – Mam zamiar iść do biblioteki żeby znaleźć coś na temat nieograniczonych magów.

-A, po co? – Zdążył wtrącić, Iral.

-Powiem to tylko tobie i nikomu innemu, mój mistrz już wie. Gdy używam magii nie odczuwam upływu mocy ani zmęczenia. – Zapadła cisza. Iral patrzył na Karena, myślał, że ten go chce wkręcić. Ale coś głosie Karena kazało mu czuć, że tak nie jest. Jedząc dalej obiad, siedzieli w milczeniu. Iral nie wytrzymał i krzyknął:

-Ale to nie jest możliwe!!!

-No widzisz jednak jest. – Powiedział cicho Karen, sam nie mógł w to uwierzyć. – A i ty idziesz ze mną do biblioteki pomożesz mi szukać. – Iral patrzył na Karena, przyjaciel rzadko o coś prosił. Skończyli obiad i wyszli za sali. Szli obok siebie w stronę drzewa, przy którym ostatnio siedział Karen.

-Pójdę z tobą do biblioteki, kiedy chcesz iść? – Zapytał Iral. Karen uśmiechnął się do przyjaciela i odpowiedział:

-Przed północą, kiedy będzie zamknięta brama, i zrobimy to dziś.

-Co?! Chyba ci rozum odjęło, chcesz iść przed godziną duchów!!! – Wykrzyczał Iral. Teraz, gdy dał słowo Karenowi nie mógł się wycofać. – Czemu nie możemy iść jak przyzwoici nowicjusze w dzień i nawet bibliotekarz by nam pomógł w szukaniu, i nie byłoby tak niebezpiecznie. Słyszałeś, co może się dziać w godzinie duchów.

-Wiem, co może się dziać, ale my pójdziemy przed godziną duchów i nic nam się nie stanie. – Powiedział spokojnie Karen.

-A, dlaczego chcesz iść w taką nienormalną godzinę do biblioteki? – Zapytał, Iral.

-Bo chce przeszukać regał z zakazanymi księgami. – Odpowiedział Karen. – Więc skoro się zgodziłeś iść ze mną to podejdź pod mój pokój, gdy tylko słońce zajdzie. Przejdziemy przez dziedziniec i pójdziemy prosto do biblioteki. – Iral patrzył na Karena i myślał czy go duch opętał czy uderzył się w głowę. Przyszła mu jeszcze do głowy jedna myśl, wypowiedział ją na głos:

-Jak zmierzasz wejść do biblioteki jak tam będzie mnóstwo blokad, i to samo będzie

z regałem zakazanym. – Karen siedział przez chwilę w ciszy. Iral miał nadzieje, że przyjaciel zrezygnował z tego. Ale usłyszał:

-Złamię blokady.

-Przecież nie dasz rady sam mistrz je zakładał a on jest jednym z najsilniejszych magów

w Akademii.

-Wiem, dlatego dam rady złamać jego zabezpieczenia. – Zabił dzwon. Iral wstał i otrzepał się.

-Muszę iść na praktyki, przyjdę pod twój pokój tak jak powiedziałeś, ale będę się modlił żebyś zrezygnował z tego pomysłu.

-Twoje modlitwy na nic się zdadzą. – Iral westchnął i poszedł do magazynów. Karen siedział pod drzewem, nie miał nic ciekawego do roboty.

Nadszedł wieczór. Mistrz Martin siedział przy biurku w gabinecie, duch skończył już układać książki na regałach i Martin go wypuścił. Dowiedział się, co mu zginęło. Była to księga magów. W niej opisani byli w niej najsłynniejsi magowie i duszołapowie w historii. Był to rzadki egzemplarz, wiedział o kilku z nich gdzie są umieszczone. Magowie jednogłośnie zagłosowali o zakazaniu tej księgi. W Mirital byli zapisani nie tylko najsłynniejsi magowie, ale także ci, którzy dążyli do władzy nad duchami i krainą dusz. Gdyby przeczytał to któryś z nowicjuszy, mógłby przez przypadek wywołać ich umysł, który by nim zawładnął. Mistrz był pełen niepokoju. Komu zależało na księdze? W głębi umysłu poczuł jeszcze większy niepokój. Miał przeczucie, że w bibliotece coś się dzieje. Wstał

i wyszedł z gabinetu blokując jednocześnie drzwi. Skierował się w stronę biblioteki.

W bibliotece panowała ciemność, tylko przy jednym z stolików zapalony był mały pulsar światła. Karen chodził tam i powrotem obok regału zakazanego. Iral siedział przy stoliku i milczał. Regał lekko pulsował blokadami. Karen próbował już kilka razy otworzyć je, ale zawsze coś zablokowywało jedną a drugą otwierało drugą. W końcu Iral nie wytrzymał i powiedział:

-Nie dasz rady tego otworzyć, za dużo blokad, zaraz będzie godzina duchów. A co będzie jak nas ktoś przyłapie?

-Ciszej mów, to nikt nas nie przyłapie, wiem, że zaraz będzie godzina, i wiem, że dam radę otworzyć ten cholerny regał. – Odpowiedział Karen cicho i nerwowo. Podszedł jeszcze raz do regału, dotknął jednej z półek. Jak to otworzyć? Myślał. Wpadł na pomysł. Złączył palec wskazujący i kciuk, w myślał wyobraził sobie kłódkę i klucz w swoim ręku. Przekręcił rękę. Poczuł upływ magii, i ciche kliknięcie. Otworzył oczy. Regał przestał pulsować. Dotknął jednej

z książek, nie poczuł mrowienia. Wyciągnął książkę i otworzył ją, przekartkował, dalej nic.

-Udało mi się!!! – Krzyknął Karen. Iral wstał i podszedł do regału. Nie mógł uwierzyć, że przyjacielowi się udało, dotykał z niedowierzeniem zakazanych ksiąg.

-Co teraz? – Zapytał

-Musimy znaleźć jakąś księgę, która będzie mówiła nieograniczony magach. – Zabrali się do roboty. Karen przeglądał górne półki a Iral dolne. Pracowali w milczeniu. Karen wyciągnął duży czarny wolumin, na brzegach miał złote wykończenia. Chłopak otworzył księgę na pierwszej stronie. Kursywą było napisane „Mirital księga magów dusz”.

-Iralu znalazłem. – Iral podszedł do stolika i popatrzył na księgę. Karen przebiegł palcem po spisie treści. – Mam – powiedział tylko. Otworzył księgę na odpowiedniej stronie. W prawym górnym rogu tą samą kursywą pisało: Magowie niezależni, czyli nieograniczeni. Nowicjusze zaczęli czytać. Karen dowiedział się, że w historii magii było tylko kilku magów niezależnych, a ostatni urodził się około trzysta lat temu. Dalej były wypisane cechy maga. Usłyszeli ciche zgrzytanie. Karen i Iral wyprostowali się, nadsłuchując. Karen wstał i schował księgę do torby.

-Co ty wyrabiasz?!

-Ja tylko ją pożyczam. Cicho. – Poczuli mrowienie mocy, ktoś ściągał blokady, które Karen założył na drzwi. Drzwi się otworzyły z cichym zgrzytem.

-Szybko za regały. Ktoś idzie. – Weszli między regały. Wstrzymali oddech. Usłyszeli kroki. Ktoś podszedł pod zakazany regał.

-Jak będzie zajęty wznoszeniem blokad to wyjdziemy, chodź za mną. – Powiedział Karen

w myślach do Irala. Karen patrzył na zakazany regał i cicho się wycofywał. Szli na palcach między regałami, byli coraz bliżej drzwi. Karen podniósł rękę, zatrzymali się. Chłopak odwrócił się w stronę regału, nie mógł powstrzymać ciekawości, kto wszedł do biblioteki. Osłupiał. Był to jego mistrz. Mistrz chodził wzdłuż regału, znów poczuli mrowienie, zakładano blokady na zakazany regał. Karen jak najciszej odwrócił się do Irala.

-Wychodzimy, tylko szybko. – Ruszyli w stronę drzwi, brakowało im kilku kroków, gdy na dziedzińcu zabił dzwon wybijając godzinę duchów. Trzy postacie zastygły w przerażeniu. Karen opamiętał się pociągnął Irala za ubrani

i wybiegł z biblioteki. Zbiegli po schodach. Na dziedzińcu panował chaos. Kilkadziesiąt sylwetek kłębiło się wkoło. Karen zawrócił na schody, ale było za późno, zauważono go. Kilka duchów podleciało pod niego. Chłopak próbował wznieść bariery w umyśle. Nie zdążył. Jakiś duch opętał go i kazał wejść na środek dziedzińca. Wir, który duch utworzyły lekko się otwarł. W środku stała postać w czarnym płaszczu. Karen poznał materiał, który znalazł

u mistrza. Zobaczył także, że postać to mężczyzna, był wysoki, miał opalona twarz. Chłopak spojrzał mu w oczy, były niebieskie tak jak jego, wzdrygnął się. W ręku mężczyzny zobaczył czarny wolumin taki sam, jaki on miał

w torbie. Duch wyszedł z ciała Karena, zawisł tuż obok niego. Przez wir, który utworzył duchy nic nie wiedział. Krążyły wkoło, wyczuwał u nich wściekłość i nienawiść. Mężczyzna odezwał się głos miał miękki z obcym akcentem:

-Jak się nazywasz chłopcze? – Karen milczał. – Mów! – Krzyknęła postać. Poczuł w umyśle ból. Myśl obcego była silna przechodził przez jego bariery jak nóż. Zebrał w sobie moc

i odbił myśl. Mężczyzna zachwiał się lekko. Wyraz jego twarzy z pogardliwego przeszedł

w niedowierzenie. Jeszcze raz zaatakował, ale Karen był gotowy. Odbił ponownie myśl. Stali w milczeniu. Karen próbował znaleźć wyjście z wiru. Mężczyzna w końcu powiedział:

-Źle zaczęliśmy naszą znajomość. Nazywam się Sorian. Uczyłem się w tej akademii, ale kilku mistrzów uznało, że nie jestem godzien mieć mocy. – Karen dalej milczał. – Splątali mi magię i wygnali. Ale teraz nadszedł czas zemsty nad tymi starymi piernikami. Pokażę im ja się włada duchami i krainą zmarłych! – Wykrzyczał Sorian.

-Nie zrobisz tego. – Powiedział spokojnie Karen.

-A to niby, dlaczego?! Kto mi przeszkodzi, wszystkie duchy są na moje zawołanie! Nikt mi nie przeszkodzi, jestem silniejszy od nich wszystkich!

-Nie zrobisz tego, powstrzymam cię. – Odpowiedział Karen. Czuł w sobie spokój i magię,

w końcu uwierzył w siebie i swoją moc. Odnalazł swoje miejsce i cel w życiu.

-Ty!!! Ha ha ha ha – Zaśmiał się Sorian. – Jesteś tylko marnym nowicjuszem! – Karen już wiedział, co ma zrobić. Podszedł do Soriana, popatrzył mu w oczy. Sorian dalej się złośliwie uśmiechał. Karen zatrzymał się, Sorian otworzył księgę i zaczął czytać: „Lista teraz kinadae miral!!!” Karen poczuł jak księga ożywa. Kartki rozbłysły zielenią. Duchy zaczęły szybciej krążyć wokół. Karen nie rozumiejąc do końca, co robi, wyciągnął rękę. Palce skrzyżowały się nie wypowiedział słowa. Z palców wyleciał niebieski ogień. Ogień skierował się w stronę księgi. Sorian próbował ją zakryć przed niszczycielskim płomieniem. Nie dał rady. Ogień dotknął kart. Usłyszeli krzyk. Karen pierwsze myślał, że to jakiś człowiek na zewnątrz. Ale to były strony księgi. Duchy, które były w tej księdze płonęły. Sorian nie utrzymał księgi

w rękach i upuścił ją na bruk. Księga dalej się paliła. Duchy wirowały im nad głowami, czuł od nich wściekłość

i nienawiść. Po chwili nastała cisza. Księga została spalona doszczętnie. Został tylko popiół. Sorian krzyknął

z wściekłością.

-Co ty zrobiłeś?!!! Zniszczę cię!!! Duchy zabić go!!! – Karen przestraszył się. Duchy ruszyły do ataku. Rozglądnął się wokół. Duchy atakowały go każdej strony. Na jego ciele pokazywały się liczne zadrapania. Miał także kilka zadrapań na twarzy. Karen upadł. Zasłonił się rękami. Gorączkowo myślał, co robić. Sorian śmiał się opętańczo. Karen znów poczuł spokój w sobie i magię. Niewiele myśląc złączył palce i wypuścił magię. Duchy przestały go atakować, wszystkie zamarł w miejscu. W powietrzu było czuć magię. Wszystkie znaki na czołach duchów zalśniły na niebiesko. Karen powiedział:

-Przestańcie – Duchy odsunęły się od niego. Wstał. Sorian patrzył na niego z szokiem

i wściekłością.

-Co zrobiłeś?! One są moje! Powinieneś już dawno nie mieć w sobie magii!!Jesteś tylko nowicjuszem!! – Krzyczał. Karen stał i popatrzył na Soriana.

-Nie jestem zwykłym nowicjuszem. Nazywam się Karen i jestem magiem niezależnym, czyli nieograniczonym. Arcyduchem. – Odpowiedział. – I nie pozwolę atakować nikogo

w akademii. – Zwrócił się do duchów. – Zwiążcie go, oddamy go władzom akademii. – Duchy zrobiły to, co im kazał. Karen odwrócił się od Soriana. Duchy przepuściły go. Na dziedzińcu stał tłum uczniów i mistrzów. Do Karena podszedł mistrz Martin. Objął go rękami i poklepał po plecach.

-Dobra robota. Mam nadzieję, że nie ty włamałeś się do biblioteki. Bo głupi oby mi było dać szlaban Arcyduchowi. – Powiedział z uśmiechem mistrz. – Karen uśmiechnął się do niego. Ruszyli stronę jego pokoju. Tłum rozstąpił się przed nim.

KONIEC

 

Koniec

Komentarze

Przejrzyj uważnie tekst, drogi Autorze. Masa literówek, błędny zapis dialogów, "przecinkologia" szwankuje i to bardzo. Nawet brakuje niektórych słów, co utrudnia lekturę np:

-Co ty do zrobiłeś?! - Wykrzyknął, duszołap - zrobiłeś do czego? do diabła? do kurwy nędzy?

A to pierwsze zdanie...

Nie przebrnąłem przez całość.

Pozdrawiam

Mastiff

Tekst jest właściwie nieczytelny z powodu nieporozbijanych na zdania ciągów słów.

pozdrawiam

I po co to było?

Niestety, próbowałam, ale poległam.

Błędy w zapisie dialogów, błędy interpunkcyjne, brakujące wyrazy, dziwne długie zdania, w ogóle dziwne zdania, niekoniecznie logiczne... Nie sposób przebić się przez tę dżunglę, by poznać fabułę i zamysł autora. Nawet jeśli przedstawiłaś tu jakiś genialny, nowatorski pomysł, utonął on w złym warsztacie.

Najpierw stylistyka, gramatyka i interpunkcja. Potem dopiero reszta, niestety. Staraj się jak najwięcej czytać i uczyć. No i próbuj dalej, ale dbaj przy tym o swoje teksty - i o swoich czytelników. Nie wolno ich zrażać niedbalstwem.

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie dałam mu rady...

Gadatielo, załamałam się po zdaniu Zamknął oczy i wysłał myśl umysłu przed siebie do umysłu ucznia. W umyśle chłopaka był zamęt, myśli kłębiły mu się, zastanawiając się nad magią. Boję się, że jeśli przeczytam dalej, "kłębiące się w moim umyśle myśli przestaną zastanawiać się nad czymkolwiek".

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niestety słabe. Problemy zynikające z wklejania tekstu rozumiem, sam przez to przechodziłem (sprawdź kodowanie znaków w swoim edytorze tekstu). Pozdrawiam.   

Nowa Fantastyka