- Opowiadanie: gostow - Bestia

Bestia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bestia

Przyszłość Księcia zapowiadała się w ciemnych barwach.

– Musi być jakieś wyjście, po prostu musi– rzekł Książę, chodząc nerwowo w tę i nazad po komnacie. Jego kroki z przestrachem obserwowali dwaj zaufani doradcy.

– no co tak stoicie barany, wymyślcie coś – rzekł niemal błagalnie – dlaczego to padło na mnie co za pech, jestem za młody na ofiarę.

Nie mogło to paść na jakiegoś cholernego barona albo nawet jakiegoś kmiotka? Albo na któregoś z moich kochanych braci?

Ale nie, los chał że on Książę Andrzej Barabut syn króla Alberta Barabuta zwanego tłustym został przeznaczony jak to było od lat w zwyczaju w takich przypadkach do oddania w ręce Bestii.

– Może Panie wynająć jakiś zbójów lub skrytobójców – odrzekł starszy z doradców – może im się udać.

Książę zgromił go wzrokiem – gówno im się uda ilu już próbowało a potem wąchało kwiatki od spodu a nawet jakby nawet im się udało i tak podejrzenie spadło by na mnie. Za późno na to.

– A może później tą sprawę da się załatwić po cichu?– zasugerował młodszy

– A co o Potworze słyszeliście? No co, da się ?

– no fakt nie da się – przytaknął młodszy – cholera to i czary odpadają.

– Uciekać? – zaryzykował starszy – unikniesz wtedy Panie strasznego losu.

– Jak uciekać ? Gdzie ? Zostać banitą na cale życie? Nie, nie odpada.

Ale z drugiej strony spotkanie z bestią budziło w nim strach i przerażenie. Znana powszechnie była historia Księcia Pafnucego Waligóry zwanego grzmotem z powodu częstych głośnych dźwięków wydawanych bynajmniej nie z ust. Stary ten hulaka przepił już pół swego księstwa i dla pieniędzy jak mówili gotów był sprzedać nawet swoją babcię.

Gdy więc ów Waligóra dowiedział się jaka jest nagroda za załatwienie sprawy z Bestią, nałożył na siebie najlepszą zbroję i wsiadł na najlepszego konia i w te pędy pogonił by sprawę załatwić. Ale gdy stanął oko w oko z Potworą wystarczyło pięć minut by wziął nogi za pas. A że był wtedy wyjątkowo trzeźwy, i dzięki temu miał jasność umysłu co jak mówił uratowało mu życie. Za cudowne ocalenie zaprzysiągł rok nie wziąć alkoholu do gęby i słowa dotrzymał. Ponoć i inni rycerze i książęta próbowali swoich sił ale na próżno.

Teraz przyszła kolej na Księcia Andrzeja lecz jego sytuacja była gorsza od poprzedników, nie mógł się wycofać.

Narada nic nie dała. Zrozpaczony z nerwowym bólem brzucha Książę udał sie tam gdzie zwykle chadzał piechotą i chciał mieć spokój a gdzie w latach wzburzonych hormonów oglądał potajemnie ryciny mistrza Playboyusa .

I tym razem miał przy sobie książeczkę. Gdy był jeszcze bardzo młody często ją przeglądał.

Stara i kolorowa książeczka zawierała w sobie opowieści oraz wspaniałe rysunki o dzielnych rycerzach walczących ze wszelkiego rodzaju bestiami. Przenosiła go wtedy we wspaniały świat wyobraźni gdzie był niezniszczalnym herosem. Taak ale nie było w niej nic o takiej potworze z którą on sobie musi poradzić.

Smętnie przerzucał kartki, gdy nagle jego wzrok padł na rysunek przedstawiający smoka o potężnych zębach. Przyglądał mu sie pilnie. Gdzieś w jego umyśle błysnęła ulotna myśl czemu towarzyszyło głośne pierdnięcie. Dwa kolejne i przeciągłe pierdnięcia świadczyły że Książę nie dał jej umknąć.

– tak to jest to – rzekł z przejęciem

Ponownie zawołał swoich doradców i przedstawił swój pomysł.

Gdy skończył – obaj słudzy patrzeli z rozdziawionymi minami na siebie.

– no i co sądzicie? Może sie udać? – zapytał

– noooo prawdę mówiąc – rzekł ostrożnie starszy ze sług – ponoć w dawnych czasach podobne przypadki były tylko jak by tu powiedzieć trochę jakby odwrotnie. Ale to bardzo niebezpieczne zadanie mości Książę.

– owszem niebezpieczne– ale pamiętajcie tam gdzie ja idę pójdziecie i wy – toteż zastanówcie się co będzie gorsze.

Długo sie nie zastanawiali.

-Tylko czy znajdą wśród nich na tyle odważni by załatwić zadanie, ostatnio jakoś cicho o nich – zasugerował drugi

– z odpowiednia nagrodę zawsze się znajdą – rzekł pewnym siebie głosem – ogłoście wśród nich że za załatwienie Bestii dam we władanie połowę mego księstwa oraz pięć skrzyń ze złotem. W sumie w razie powodzenie Książę niewiele tracił gdyż wspomniana połowa to były góry i inne bezdroża.

– no a teraz w drogę rzekł– i pamiętajcie wszytko musi być w tajemnicy bo i inaczej – tu przejechał wymownie po szyi.

Doradcy ukłonili się i ruszyli by wykonać zadanie.

Mijały tygodnie a termin nieuchronnego spotkania z bestią zbliżał się, a o sługach słuch zaginął. Książę by umilić sobie ostatnie chwile wspaniałego życia, pił wino na umór i uganiał się za dziewicami. O ile z pierwszym nie było problemu o tyle z drugą sprawą było gorzej. Jako ze dziewic w obecnych czasach jak na lekarstwo, kuracją psychiczną i fizyczną zajęły sie profesjonalistki.

– Książę, Książe – okrzyk doradcy zabębnił w głowie Księcia niczym grzmot pioruna – ciszej do diabła rzekł. Głowa mu pękała od nadmiaru wykonywanych obowiązków książęcych, które wlał w siebie wieczorem.

Mości Książę – rzekł niemal szeptem sługa – kilku z nich podjęło się zadania. Tym razem częstotliwość i barwa dźwięku została dostrojona do obecnej percepcji mózgu Księcia.

Mimo kaca giganta poderwał się natychmiast z łóżka i uściskała sługę, by po chwili puścić na niego pawia w całej swej krasie.

I znowu mijały dni a oczekiwana informacja o załatwieniu sprawy z potworą nie napływała. Ostateczny termin zbliżał się. Książę pogodzony ze swoim losem przestał nawet pić i korzystać z usług psychoterapeutek z ulicy czerwonych latarni.

Pewnego popołudnia rwest i okrzyki w zamku obudził Księcia, wybiegł ze swojej komnaty. Wokół służba jak i dostojnicy dworscy nad czymś debatowali i ciekawie zerkali na niego. Nagle zobaczył że w jego kierunku nadbiega mniejszy z zaufanych sług. Weszli obaj do komnaty i zamknęli grube drzwi za sobą. Panie, udało się, potwora nie żyje. Wielkie westchnienie ulgi wyrwało sie Księciu.

– opowiadaj jak to było.

– no więc zaczaiłem sie w pobliżu i czekałem na rozwój wypadków. Potwora jak to miała często w zwyczaju wyszła na zewnątrz baszty. Wtedy ochotnicy rzucili sie w jej kierunku. W życiu takiej bitwy nie widziałem. Ogień z paszczy buchał, grad strzał latał w powietrzu. Zbroje pękały z trzaskiem. Trzech ochotników poległo i już myślałem ze reszta zrezygnuje gdy czwarty z nich największy i najszybszy załatwił sprawę ot tak i tu sługa pokazał co miał na myśli.

Wspaniale – Książę zatarł ręce z radości – kiedy będę mógł się spotkać ze śmiałkiem by mu wręczyć nagrodę?.

Dziś w nocy w jaskini śnieżnej – rzekł szeptem doradca.

Było dobrze po północy gdy sprawdziwszy że nie są śledzeni zagłębili się w trzewiach wielkiej i szerokiej jaskini.

Ochotnik sprawiał wrażenie to trzeba mu przyznać. Książę pierwszy raz widział z tak bliska smoka. Był wielki co najmniej na 15 kroków i miał wielką najeżoną zębami szczękę z której ledwie widoczny wydobywał sie dym. Smok wyraźnie był osłabiony.

– Witaj Książę wypełniłem swoje zadanie, gdzie obiecana nagroda – z przerażającej paszczy wydobył się mocno zniekształcone ale zrozumiałe słowa. Słudzy na skinienie ręki szybko podjechali bliżej z mułami z przypiętymi do boków skrzyniami złota.

– co do drugiej części nagrody jak rozumiesz nie mogę dać ci póki co żadnego glejtu, sprawa musi przyschnąć. – ale o to moja ręka i obietnica że północna część mego księstwa przechodzi w twoje władanie hmm jak cie zwą?

– Klapas drugi

– A więc Klapasie drugi o to moją ręka.

– Ale jakoś mości smoku słabo wyglądacie, czyżby rany w czasie bitwy poniesione ci doskwierają, słyszałem że ostro z wami służba pałacowa walczyła.

– a gdzie tam – tamten wyryczał – to ta księżniczka tak mi doskwiera. Od kiedy ją zjadłem coś tak mnie pali w środku że już myślałem że wykituję. Jakaś trująca cholera czy co, już podejrzewałem że mnie załatwili tak jak mego wuja Beklapsa pierwszego dla którego podrzucili napchana siarką i smołą owcę w królestwie Krakusa. A ja zawsze mówiłem że jego ciągoty do owieczek źle się skończą.

Książę pokiwał ze współczuciem głową.

Dawno jednak nie czuł się tak wspaniale. Był wolny i nie związany żadnymi umowami. W wyniku zbiegu wielu okoliczności zmuszono go do poślubienia księżniczki Brunchildy córki potężnego władcy Jana Opijusa. Córka owa była najbardziej szpetnym i złośliwym babksiem na świecie. Na dodatek była czarownicą. Z tego powodu zwana była powszechnie jako potwora lub bestia.

Król Jan na wszelki sposobu próbował pozbyć się córki z zamku. Ogłosił więc kto ją weźmie za żonę dostanie pół królestwa w posagu. Na próżno, wszyscy kandydaci po spotkaniu z królewną uciekali gdzie pieprz rośnie. Nawet wspomniany wcześniej Księże Pafnucy Waligóra skapitulował.

Znalazł się ponoć jeden niewidomy książę którego rodzina pchnęła do ożenku ale w niewyjaśnionych okolicznościach umarł nagle podczas wizyty w zamku Króla Jana. Mówiło się że księżniczka maczała w tym palce.

Zdesperowany Król Opijus wpadł na pewien chytry pomysł. Zaatakował pod byle pretekstem królestwo Albera Barabuta czyli ojca Księcia Andrzeja.

Po tygodniu zatrzymał swoje wojska wysyłając jednocześnie posłów do króla Barabuta. Za zaprzestanie działań wojennych zażądał niewielkiej kontrybucji oraz dla wzmocnienia rozejmu i w ramach sojuszu zaproponował małżeństwo jego córki Brunchildy z jednym z synów Barabuta. Krol Barabut nie miał wyjście, jego armia była dużo słabsza.

Pech oraz stopień dziedziczenia spowodował ze synem wytypowanym do żeniaczki została Książę Andrzej.

Teraz zacierał ręce z zadowolenia. Pozbył się księżniczki a po za tym był czysty w sprawie. Wszystko spadło na smoki które jak powszechnie było wiadomo lubiły porywać księżniczki a że przy tym została zjedzona no cóż wypadki się zdarzają.

W przypływie radości pozwolił jeszcze dla smoka złupić dwie wioski z zastrzeżeniem by uważał na dziewice.

Przyszłość Księcia zapowiadała się w jasnych barwach.

Koniec

Komentarze

Dużo błędów, sporo nieporadności i fabuła wątła. Plus za zaangażowanie podjęcie próby, ale długa droga przed autorem, jeśli poważnie myśli o pisaniu.
Pozdrawiam. 

Ojej...
Masło maślane i zamyślone marynowane maślaki. Gostow, mimo najlepszych chęci nie mogłam się zbytnio skupić na treści, bo całą moją uwagę przyciągały takie oto cudaki:

"Za cudowne ocalenie zaprzysiągł rok nie wziąć alkoholu do gęby i słowa dotrzymał. Ponoć i inni rycerze i książęta próbowali swoich sił ale na próżno."

Książęta próbowali nie brać alkoholu do gęby? Kolektywna abstynencja, czy co?

"Gdzieś w jego umyśle błysnęła ulotna myśl czemu towarzyszyło głośne pierdnięcie. Dwa kolejne i przeciągłe pierdnięcia świadczyły że Książę nie dał jej umknąć."

Wróżkę Perdziuszkę mogę kupić, bo jest fajna. Ale Książę Bączek Myśliciel? No proszę ja Ciebie... 

"- Książę, Książe - okrzyk doradcy zabębnił w głowie Księcia niczym grzmot pioruna - ciszej do diabła rzekł."

A skąd tam nagle się pojawił ten diabeł? Z szafy wyskoczył?

"Głowa mu pękała od nadmiaru wykonywanych obowiązków książęcych, które wlał w siebie wieczorem."

Tia, widzę, jak wtyka sobie lejek do... żeby nie było ordynarnie, to powiedzmy, że do ucha i wlewa weń wiadro obowiązków.

"Mimo kaca giganta poderwał się natychmiast z łóżka i uściskała sługę, by po chwili puścić na niego pawia w całej swej krasie."

Ło Matyldo! To nie Książę Bączek, ale Księżniczka Rzygowniczka! Ratuj się kto może!!!

"Słudzy na skinienie ręki szybko podjechali bliżej z mułami z przypiętymi do boków skrzyniami złota."

Rozumiem, że skrzynie były przypięte do boków zwierząt. Ale do czego były przypięte muły?  

"Córka owa była najbardziej szpetnym i złośliwym babksiem na świecie."

Czym była? Bobaskiem? Baskiem? A może babskiem? 

Tekst cienki jak makaron nitki, niestety. Trzeba uważać na to, jak się formułuje zdania, aby nie powstawały takie oto "perełki", jak widać powyżej. Chyba wcale nie poprawiałeś tego opowiadanka, tylko wrzuciłeś je na stronę bez uprzedniego sprawdzenia. Tak nie wolno! Może następnym razem będzie lepiej, czego Ci życzę. :-)

Pzdr. 

Nowa Fantastyka