- Opowiadanie: maxtorion - Sąd Lustrzany

Sąd Lustrzany

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sąd Lustrzany

Ciemność pokoju rozpraszało jedynie bladoniebieskie światło, emitowane przez stary telewizor. W tym chłodnym blasku można było dostrzec dobrze zbudowanego mężczyznę, wlewającego do ust morze alkoholu. Przypominał starego goryla, ubranego w Poplamiony, dziurawy podkoszulek oraz zdarte jeansy.

 

Oglądał telewizję, nie zwracając uwagi na to co leci. Wódka zrobiła swoje. Trwając w poczuciu oderwania od rzeczywistości, uśmiechał się do swoich myśli. Zwykłych ludzi napełniły by one wstrętem i pogardą do samych siebie. Mu natomiast sprawiały olbrzymią przyjemność.

 

Nagle jego „kontemplacje” przerwało coś dziwnego. Zauważył ludzki kształt, siedzący przy kuchennym stole. Leonard zaczął się zastanawiać, co to kurwa jest? Wyraźnie widział jakiegoś człowieka na krześle. Może mu się tylko wydaje, w końcu sporo wypił. Ale nie, ten cień się porusza.

 

– Kim jesteś do chuja!? I co do kurwy nędzy robisz w mojej chacie!?

 

Cień nie odpowiedział. Zamiast tego przyłożył sobie coś do twarzy, po czym zapalił zapałkę. Leonard nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. W czasie trzysekundowego błysku ujrzał kogoś wyglądającego dokładnie tak jak on. Bijąc się z myślami, patrzył na zawieszony w ciemności ognik.

 

Nagle zapaliła się wisząca pod sufitem żarówka, rozwiewając wszystkie potencjalne wątpliwości. Obaj byli tacy sami.

 

Ten, który zajmował miejsce przy stole, uśmiechnął się, wyjął peta z ust i z nieskrywaną pogardą rzekł:

 

– I jak, zatkało kakao dupku?

 

– Kim, kim ty kurwa jesteś? – pytał oszołomiony sytuacją mężczyzna.

 

– Nie widzisz żałosny śmieciu? Jestem tobą – Przerwał aby się zaciągnąć – Tylko znacznie lepszym.

 

– Nie możesz być mną! Ja jestem tutaj do chuja! – krzyczał przerażony.

 

– A jednak – Odrzekł gość, po czym odsunął krzesło i wskazał na nie dłonią – Siadaj psie, musimy pogadać.

 

– To tylko sen, tak? Urżnąłem się, zasnąłem i mi się śni. Ty nie istniejesz, wymyśliłem cię– starał przekonać siebie Leonard. Jednak coś w jego umyśle mówiło mu że to nie jest żaden majak. Coś szeptało, że ten koleś istnieje oraz że wszystko toczy się w złym kierunku.

 

– Posłuchaj tego głosu chujku, ma pierdoloną rację.

 

– Skąd wiesz co myślę?

 

– Ile razy imbecyle będę musiał ci powtarzać że jestem tobą? – zgasił papierosa po czym dodał– Zanim usiądziesz przydaj się do czegoś. Otwórz flaszkę i przygotuj osiem kieliszków, dwa dla nas, sześć dla moich kumpli.

 

– Twoich kumpli?

 

– To widzisz będzie taka, powiedzmy, narada rodzinna.

 

– O czym ty pierdolisz!? Jaka kurwa narada!?

 

– Nie drzyj się na mnie. Osiągnąłem znacznie więcej niż ty, więc nie masz kurwa prawa tak się do mnie zwracać – odrzekł zirytowany.

 

W sercu Leonarda zagubienie i strach zaczęły ustępować miejscu złości. Dlaczego to coś ma mu narzucać warunki? To moje mieszkanie, moja wóda oraz moje krzesło. Nie będzie mi cwel rozkazywał.

 

– Niby co kurwa osiągnąłeś!? Skoro jesteś mną to możesz się pochwalić tylko tym czym ja mogę. Nie jest wcale lepszy chuju!! A poza tym wypierdalaj!

 

Przybysza to dotknęło. Czuł że jest ważny. A ten pacan nie zasługuje na posiadanie jego imienia.

 

Zdenerwowany, uniósł się z miejsca po to, aby za z całej siły kopnąć stół. Ten wpadł na ścianę z hukiem, roztrzaskując się na kawałki.

 

– Co ty odpierdalasz!? Nie niszcz moich mebli!

 

– To są moje meble! Dla takiego jełopa jak ty karton to za dużo!

 

– Zaraz cię kurwa zajebie!!

 

Jego plan przerwało pukanie w łazience. Leonard poczuł się lekko wytrącony z równowagi. Pytająco spojrzał na swojego gościa. Ten tylko popatrzył na niego z drwiną i powiedział:

 

– Kumple przyszli. Zaraz zaczniemy rozmowę koleżko.

 

Nie wierząc słowo gościa, ruszył w stronę toalety. Gdy już był przy łazience, zaczął żałować swojego pomysłu. Oto odbywała się scena rodem z najgorszych koszmarów. Ujrzał jak jego odbicia wychodzą z lustra, jedno po drugim. Łącznie było ich sześć. Niby każdy wyglądał jak on, ale jeśli im się przyjrzeć, istniały subtelne różnice. Pierwszy na przykład miał twarz wykrzywioną nienawiścią. Inny który nie zapiął rozporka, chodził po łazience z obleśnym uśmiechem na twarzy. Każdy z czymś mu się kojarzył, ale nie wiedział z czym dokładnie. Nagle pierwszy klon, ten z okrutnym grymasem, z całej siły uderzył Leonarda w twarz. Brudny korytarz ustąpił miejsca morzu gwiazd, które nagle rozbłysło przed jego oczyma. Nim stracił przytomność, zapamiętał jeszcze sadystyczne spojrzenie, którym spoglądał na niego klon.

 

Obudził się na kanapie. Pierwszym co dostrzegł było siedem postaci, stojących w półokręgu. W ustach czuł metaliczny posmak krwi, a nos zamienił się w epicentrum bólu. Nagle jeden głos wykrzyknął – DOBRZE CI TAK, TY TĘPA, TANIA KURWO!! CHCESZ WIĘCEJ DZIWKO, CHCESZ!?

 

– Uspokój się, nic niewarta kopio –wtrącił się „pierwszy” przybysz – Nie jesteśmy tu po to, aby zajebać go gołym pięściami. Kapujesz cymbale?

 

– TAK NIEWDZIĘCZNA SUKO!! JAK ŚMIESZ TAK SIĘ DO MNIE ODZYWAĆ!! ROZPUSZCZONA SZMATA!!

 

W czasie ich utarczki słownej, Leonard doszedł nieco do siebie, przez co zdołał lepiej przyjrzeć się zgromadzonym. Każdy z nich miał jakąś charakterystyczną cechę. Jeden obsesyjnie wpatrywał się w kilka monet, które trzymał na powierzchni dłoni. Drugi za to trzymał w ręku flaszkę wódki, którą co chwila przykładał do swoich ust. Trzeci ciągle powtarzał jakieś frazy, typu: „ To ja powinienem dostać te robotę”, „ Dlaczego on może mieć takie fajne auto a ja nie?” i tym podobne. Ostatni natomiast sprawiał wrażenie pogrążonego w letargu, nie zwracając uwagi na to co się dzieje.

 

– Więcej was tu przylezie? Bo wiecie, picie się skończyło dupki. – powiedział z irytacją.

 

Kłótnia ucichła, jakby nagle jej uczestnicy przypomnieli sobie o jego obecności. Ten pierwszy zwrócił się w stronę Leonarda i z paskudnym uśmiechem rzekł:

 

– Jest nas cały Legion gnojku, ale dzisiaj skończy się na naszej siódemce. Ale to bez znaczenia, teraz najwyższy czas przejść do rzeczy, nie sądzisz?

 

Mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty „przechodzić do rzeczy”. Zamiast tego walczył z narastającym strachem, graniczącym z paniką. Chciał stąd uciec.

 

– Nie masz się co bać, my tylko pogadamy. – powiedział stwór z radością.

 

– A ile będzie trwać ta rozmowa?

 

– Cóż, to zależy od ciebie. Może to być godzina albo cała wieczność. Wszystko w twoich rękach. Ale o tym za chwilę. Wiesz kim jesteśmy, prawda?

 

Leonard, miał wrażenie że ktoś wbija mu lodowaty szpikulec w mózg, ale znał odpowiedź.

 

– Jesteście mną ,tak? Jesteście moją winą? – wyszeptał.

 

– Otóż to ciołku, zapewne domyślasz się również po co tu przyszliśmy?

 

Niestety, tego również był świadomy.

 

– Żeby upomnieć się o swoje.

 

– Masz racje, dokładnie oto nam chodzi. Narobiłeś sobie długów chłopcze, oj narobiłeś. Teraz czas je spłacić. Masz dwie że tak powiem, „formy płatności”. Pierwsza polega na tym, że wysłuchasz świadectwa każdego z nas. Drugą natomiast jest stare, dobre samobójstwo. Znaj moją łaskę. Pozwolę ci wyskoczyć przez to okno już teraz, oszczędzając ci cierpienia, jakim będą zeznania oraz oskarżenia. A wierz mi, nie dotrwasz do końca. Nikt nie dotrwał.

 

Leonard jednak nie zamierzał umierać. Po prostu za bardzo się bał. Wątpił czy może czekać go los gorszy od śmierci, albo przynajmniej miał taką nadzieję.

 

– Przetrzymam was gnojki.

 

– Wątpię – skomentował klon– Ale jak tam sobie chcesz. No cóż, nie ma na co czekać. Zaczynajmy.

 

W tym momencie do „podsądnego” podeszłą ta wiecznie wkurwiona kopia, po czym położyła na jego ramieniu dłonie i bardzo intensywnie spojrzała mu się w oczy.

 

Leonard czuł że odpływa, tak jakby źrenice stwora były dwiema czarnymi dziurami, zasysającymi rzeczywistość. Po chwili wszystko zasłoniła czerń.

 

Ze stanu niebycia wyrwał go nagły ból, rozlewający się po brzuchu. Otworzył oczy. Zobaczył iż leży na podłodze, a nad nim stoi jakiś mężczyzna. Chwila, to on był tym mężczyzną. A gdzie jest teraz? Zauważa że ma pomalowane lakierem dłonie, długie blond włosy oraz o zgrozo, piersi! Zamienili go w laskę?!

 

Rozważania przerwał mu następny kopniak w brzuch połączony z wiązanką przekleństw.

 

– I jak dziwko!? Lubisz to, co!? Tak samo jak dawaniu dupy wszystkim dokoła ,nie? Nie rób takiej niewinnej mordy, bo ci ją kurwa połamie!! Wiem że się puszczasz i nie próbuj kurwa kłamać!!

 

Czy on gdzieś tego już nie widział? Ten tandetny obraz Chrystusa na kwiecistej tapecie wydawał mu się znajomy. Tak samo jak ta stara lodówka, którą dostał od kumpla, kiedy żenił się z Różą…

 

Wtedy zrozumiał co się dzieje. Te skurwysyny wsadziły go w ciało jego żony w momencie ich ostatniej kłótni,. Zrozumiał także, że jeśli ma rację, to znajduję się w naprawdę chujowej sytuacji.

 

„Stary” Leonard podszedł i zaczął okładać go/ją pięściami, wyzywając równocześnie od kurw oraz dziwek. „ Podsądny” chciał wykonać jakikolwiek ruch aby obronić się przed napastnikiem, ale ciało kobiety nie wykonywało żadnych poleceń. Było ono celą, z której miał obserwować proces.

 

W pewnym momencie bicie ustało. Kat, najwyraźniej zmęczony maltretowaniem swojej żony, wygodnie rozłożył się w fotelu. Zamilkł na chwilę i zaczął bacznie przyglądać się swojemu „dziełu”. Jego twarz wyrażała zmęczenie. Po wybuchu szału nie pozostał najmniejszy ślad. Sprawiało to wrażenie, jakby właśnie dotarło do niego co zrobił. Ale z jego ust nie padły żadne przeprosiny czy wyrazy troski, ale suche i chłodne:

 

– Umyj się – Tylko tyle.

 

Cała pobijana podniosła się, po czym poszła do łazienki zamykając za sobą drzwi.

 

Pozostała za nimi już na zawsze, woląc śmierć niż życie z domowym sadystą. Czuł jak krew, a wraz z nią i życie, wypływa z otwartych nadgarstków.

 

Retrospekcja dobiegła końca. Ponownie znalazł się w brudnym pokoju, otoczony przez swoje demony. Jednak tym razem było ich już sześciu. Jednak za bardzo nie zmieniało to faktu, iż miał wrażenie że jest jakimś cholernym workiem treningowym. Paskudne uczucie.

 

Za jego głową rozległ się ten ohydny, szyderczy głos: – I jak kochanie? Podobała się wycieczka? Jeśli nie to nie ma problemu, jest jeszcze sześć innych – Po wypowiedzeniu tych słów, wybuchnął okrutnym, złośliwym śmiechem. Chwilę zajęło mu uspokojenie, a kiedy już to zrobił, dodał:

 

– Wiesz, moja oferta jest ciągle aktualna – Jakby na potwierdzenie tych słów, jeden z klonów wyciągnął z szafki pistolet i rozłożył ostentacyjnie na ławie. Dokładnie na wyciągnięcie ręki.

 

Lecz Leonard nie zamierzał się poddać. Wydawało mu się że najgorszy moment ma już za sobą. Nie wiedząc że właśnie podjął najgorszą decyzję w swoim bezwartościowym życiu powiedział krótkie:

 

– Pierdol się.

 

Na twarzy Demona/Leonarda pojawił się szeroki, drapieżny uśmiech, do których dołączyły słowa:

 

– Za chwilę to ty będziesz się pierdolił. Lubieżność, przedstaw proszę swój akt oskarżenia.

 

No cóż, w tym świetle, samobójstwo stało się nagle bardzo ciekawą opcją…

 

 

Koniec

Komentarze

No i? Facet był jakimś sadomasochistą, zoofilem, nekrofilem, pedofilem, seryjnym gwałcicielem mordercą, że tak się bał spotkanie z tą lubieżnością?

 

Zaczynało się nawet ciekawie, ale zdechło. Sprawia wrażenie niedokończonego, a chętnie poczytałbym jakie jeszcze niespodzianki przygotowały kolony tego kolesia.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jest co prawda kilka pomniejszych błędów, ale nic specjalnie rażącego (paru przecinków brakuje, jakieś tam literówki). Razi (przynajmniej mnie) za to duże zagęszczenie wulgaryzmów. Czy aby na pewno wszystkie są konieczne? Sam pomysł interesujący, ale wywołał u mnie deja vu. Może to tylko wrażenie, a może coś więcej, sam nie wiem.

Mam podobne wrażenia, jak Fasoletti. Większa część opowiadania to wstęp, a gdy sąd się już zaczął, to tekst po pierwszej wizji się kończy. Faktycznie sprawia wrażenie niedokończonego.

 

Pozdrawiam.

 

wlewającego do ust morze alkoholu. ---> niekiepską miał paszczękę... Bałtyk na raz...

w Poplamiony, ---> z małej

Mu natomiast sprawiały ---> Jemu

Zauważył ludzki kształt, siedzący przy kuchennym stole. ---> nadnaturalnie szerokie miał pole widzenia. I takiż wzrok, przypuszczam. Przez ściany widzieć... Zakładam typowy rozkład pomieszczeń, a jeśli był to pokój z aneksem kuchennym, to takie rzeczy się zaznacza, Autorze. Inaczej wychodzi dziwnie, śmiesznie i głupawo.

Jest tego jeszcze trochę, ale przeskakuję na koniec. szeroki, drapieżny uśmiech, do których dołączyły słowa: ---> ciekawe, jak mozna od liczby pojedynczej przeskoczyć do mnogiej. Uśmiech, do których...

Przecinkologia leży i kwiczy.

--------------------------

Pomysł jako pomysł nie taki zły, ale zmarnowany przez wyraźną jednostronność. Ani jednej pozytywnej cechy? Już Fasoletti wyraził zdumienie, więc jest nas dwóch nieco zdezorientowanych postacią Leonarda, poza tym jak Fasoletti uważam, że opowiadanie jest niedopracowane, zakończone w pierwszym pozwalającym na to momencie. Brak konkretnych pomysłów? Nic dziwnego, monotonia kolejnych oskarżeń znużyłaby każdego, z Autorem włącznie...

A mnie pomysł zachwycił. I mi przykro, że tak wczesnie się skończyło (i tutaj pewnie każdy sobie pomyśli, że jestem zboczeńcem:)).

 Utwór jest dokończony, po prostu lubię kiedy czytelnik sam dopowiada sobie pewne wydarzenia. Moim zdaniem rozbudza to wyobraźnię i czyni lekturę bardziej osobistą, w końcu wymagany jest jakiś wkład własny. Zresztą uznałem że opisywanie kolejnych retrospekcji będzie w pewnym momencie nużący.

 Nie ma sensu wypisywać tych ścianek z błedami językowymi. Wiem że się myle, ale ja nie jestem jakimś pedantem językowym, nie robi mi czy przecinek jest zawsze tam gdzie być powinnien, albo może do tekstu zakradnie się jakaś literówka i tak dalej. Bardziej interesuje mnie krytyka treści oraz pomysłu.

 Uważam też że czasami można sobie pozwolić na jednostronność. Postać nie miała wzbudzać sympati. Tekst był o winie i kosekwencjach, więc uważam że użycie tej metody tutaj jest w porządku. Pozatym istnieją ludzie o których trudno powiedzieć dobre słowo, wystarczy poczytać biografie seryjnych morderców.

Dziękuje za wszystkie wpisy.

Pozdrawiam. 

To, że utwór jest skończony, to widać (nie ma charakterystycznych literek "CDN"), ale to, że sprawia wrażenie niedokończonego, to zupełnie inna kwestia. Rozumiem, że taki był zamysł, by w odpowiednim momencie po prostu urwać akcję. Wprawdzie kolejne opisy retrospekcji mogłyby faktycznie być nużące, ale konstruując tekst w ten sposób, musisz liczyć się z tym, że ktoś powie, że utwór wygląda na niedokończony. Co do jednostronności, czy przerysowania, to nie mam zastrzeżeń, bo to czasami faktycznie pożyteczny zabieg jest. Co do pomysłu, już mówiłem, że coś mi przypomina, ale nie bardzo pamiętam co.

Nie ma sensu wypisywać tych ścianek z błedami językowymi. Wiem że się myle, ale ja nie jestem jakimś pedantem językowym, nie robi mi czy przecinek jest zawsze tam gdzie być powinnien, albo może do tekstu zakradnie się jakaś literówka i tak dalej.

I tu mamy do czynienia z "drobniutką" różnicą w podejściu do kwestii językowych. Tobie może nie przeszkadzać nagromadzenie błędów, wielu innym osobom także może nie wadzić, ale weź pod uwagę, że żyje na tym świecie, a nawet udziela się na tym portalu, bardzo wiele osób o podejściu odmiennym od Twojego. To nie jest kwestia tylko pedanterii, lecz szacunku. Dla siebie, czytelników, języka.

 

cześć

Jestem tobą - Przerwał aby się zaciągnąć –  przerwał, kropka na końcu

- A jednak – Odrzekł gość, po czym odsunął krzesło i wskazał na nie dłonią – odrzekł, z kropką tak samo.

- Ile razy imbecyle będę musiał ci powtarzać że jestem tobą? przecinek przed że

- Wątpię – skomentował klon-  brakuje kropki

bardzo intensywnie spojrzała mu się w oczy. -  usuń zaimek

Dalej nie chciało mi się sprawdzać.

Warszta jest marny, a Twoja wypowiedź nie na miejscu. Tak szanujesz czytelnika, że nie chce CI się wstawić kilku przecinków lub przeczytać tekstu dwa razy i poiprawić błędów? Czy może uważasz się za geniusza literatury, któego pomysły są tak genialne, że natychmiast go wydadzą i dostanie najlepszego korektora?

Co do treści to mnie nie porwała. Pomysł nie najgorszy, ale też nie najlepszy.

@Kale co do deja vu to może "Opowieść Wigilijna"?

Tyle z mojej strony.

Pozdrawiam

Opowiadanie jest dobrym przykładem tego, że ciekawy pomysł - bo moim zdaniej jest całkiem niezły - to nie wszystko. Bo Wykonanie pogrzebało Pomysł parę metrów pod ziemią.

Po pierwsze za dużo przekleństw - klnięcie nadaje "smaczku" niektórym tekstom, osobiście przepadam, np. za Bukowskim, ale tutaj... ani to ciekawie, ani śmiesznie - jest tylko po to żeby być.

Zakończone za szybko - mówisz, że lubisz jak czytelnik sam sobie dopowie zakończenie. Ale tekst musi zainteresować czytelnika na tyle, żeby chciało mu się dopowiadać. Poza tym, nie zawsze taki zabieg pasuje. Tutaj jest to moim zdaniem nieco się z tym pospieszyłeś.
maxtorion
"Nie ma sensu wypisywać tych ścianek z błedami językowymi. Wiem że się myle, ale ja nie jestem jakimś pedantem językowym, nie robi mi czy przecinek jest zawsze tam gdzie być powinnien, albo może do tekstu zakradnie się jakaś literówka i tak dalej. Bardziej interesuje mnie krytyka treści oraz pomysłu. "

Takie słowa na portalu literackim są nieco, hm... zaskakujące.

Wprawdzie nie interesuję się zbytnio sportem, ale... To jest trochę tak, jakby piłkarz stwierdził, że nie obchodzi go, że ciągle jest na spalonym, fauluje, itp. bo jest zainteresowany tym, by oddać strzał - co z tego, że będzie niezaliczony, bo jest już dawno po gwizdku? - trochę dziwnie, nie? ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

@Elanar

Jak ludzie grają w piłkę dla frajdy, to zapewniam cię, nie przejmują się takimi rzeczami jak spalone czy też poprawne wykonywanie rzutów wolnych. I mógłby mi ktoś zdefiniować na czym polega szacunek do języka polskiego? Bo zawsze jak widzę reklamę społeczną dotyczącą tego zagadnienia, to  nieświadomie odsłaniam kły.

Autor napisał ciekawe opowiadanie. Audytorium zauważyło, że tu i ówdzie można znaleść niewielkie błędy językowe. Autor stwierdził, że nie ma zamiaru ani chęci się tym zajmować. AdamKB napisał, że nie ma on szacunku to czytelnika i (wrrrr!) Języka Polskiego. CzubekxD z niewiadomych powodów zakłada, że Autor marzy o publikacji i jest arogantem. Elanar też sądzi, że śni mu się kariera zawodowa. 

To może ja powiem kilka słów w obronie. Jeśli ktoś nie chce się przejmować gramatyką, to jego i tylko jego sprawa. Nie podoba ci się? OK, możesz skrytykować jego błędy, ale po co od razu naskakiwać na jego nastawienie? Nic nowego mu nie powiedzieliście, więc jeśli wam się nie podoba, to po prostu nie czytajcie.

Trochę się rozpisałem, ale lekko wpieniły mnie te trzy pod rząd identyczne Poważne Komentarze. I pomyślałem, że przyda się jakaś przeciwwaga.

(Szum w eterze)

Propagujesz bylejakość?

@Lassar

To, czy naskoczyłem, czy nie to już zależy od odbioru mojej wypowiedzi, ale wydaje mi się, że nie rzuciłem się na nikogo z zębami. Wyraziłem tylko swoje zaskoczenie, bo jednak błędy zmniejszają przyjemność z czytania, dlatego sądzę, że warto zwracać na nie uwagę. " trochę dziwnie, nie? ;)" - to było naprawdę takie sztraszne naskoczenie na Autora (ba, nawet uśmieszek dałem na końcu)?

Poza tym w części komentarza, w której odnoszę się do tekstu, nie ma ani słowa na temat błędów. Zarzuciłem mu jedynie za dużo klnięcia i zbyt wczesne zakonczenie, więc tak jak prosił Autor, zająłem się wyłącznie "krytyka treści oraz pomysłu."

Także spokojnie - fakt, wszyscy trzej odnieśliśmy się do wypowiedzi Autora, ale chyba nieco przesadzasz z tym naskakiwaniem, szkoda nerwów. ;)

PS: Proszę Autora o wybaczenie za zaśmiecanie wątku. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Pomysł niezgorszy, ale jak dla mnie zabity formą, w której został podany.

Pomijając słuszne zdziwienie Fasolettiego, okropny brak opisów w niektórych miejscach (głównie na początku) uniemożliwia wyobrażenie sobie sceny i wczucie się w nią. Czytelnik powinien móc "wejść" w utwór, by należycie go odebrać, a oglądanie wydarzeń przez przybrudzoną, tłumiącą dźwięki szybę cholernie psuje efekt.

 

Poza tym są błędy w zapisach dialogów i interpunkcji, powtórzenia, drobne niezręczności językowe

Jeśli uważasz, że warsztat jest nieważny, to... a) musiałbyś mieć naprawdę genialny pomysł, by ów warsztat zrównoważyć, a póki co go nie widzę,  b) może załóż bloga i tam publikuj teksty, bo na portalu literackim zrozumienia raczej nie spotkasz. Czytanie ma sprawiać przyjemność, a nie wywoływać ból głowy.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ciekawy pomysł, brutalnie zarżnięty. Wykonanie na odwal, w dodatku ilość bluzgów dobitnie daje do zrozumienia, że masz góra czternaście lat. Schowaj to do szuflady, przemyśl i kiedy już bedziesz potrafił pisać poprawnie, zrób z tego prawdziwy tekst.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Chce się tu odnieść do wypowiedzi Suzuki M.

Przepraszam, ale kim ty jesteś aby wydawać osądy odnośnie tego kim jestem, ile mam lat i co powinienem zrobić? W swoim komentarzu owszem wyraziłeś swoją opinię na temat tekstu z którą się zgadzam lub nie, lecz pomimo wszystko szanuję. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich komentatorów w twojej opini wyczuwam pewną pogardę. Może jestem w błedzie, ale takie są jednak moje odczucia.

Co do przekleństw, przperaszam wszystkich których to tak razi. To mój trzeci tekst w życiu, więc ja dopiero wypracowuje pewne techniki artystyczne i nie ukrywam, myle się oraz mylić będe. Początki są trudne. Myślałem że to pasuje do tekstu ale jak widać pomyliłem się.

Nie uważam też że warsztat jest nieważny. Chodziło mi głównie o niuanse typu interpunkcja oraz literówki. Jestem dyslektykiem, dysgrafikiem oraz dysortografikiem, w związku z czym mam problemy z zauważeniem pewnych rzeczy. Tyle z mojej strony. I wcale nie gniewam się za zaśmiecanie tematu :)

Pozdrawiam  

Nie bierz tego do siebie, "pogardzam" na równi wszystkimi użytkownikami :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Drogi Autorze, wiem jak to jest być nowym, bo sam nim jestem, ale o ile literówki (jeśli zdarzają się od przypadku do przypadku) można podciągnąć pod niuanse, to interpunkcja jest ważną sprawą, bo decyduje często o przejrzystości tekstu. Jeżeli masz z tym problem, dobrym rozwiązaniem byłoby danie tego tekstu przed publikacją komuś znajomemu do przeczytania, ja, mimo iż nie mam żadnego dys-, tak robię i to naprawdę pomaga.

maxtorion, odporność na krytykę to podstawa. Nie zrażaj się i pisz dalej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

To ja tylko powiem, że byłam i czytałam.

Smutna kobieta z ogórkiem.

Nowa Fantastyka