
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Pisk opon. Samochód osobowy ledwo się zatrzymał. Zając bezpiecznie przebiegł przez ulice. Samochód pojechał dalej, kierowca nawet nie zwrócił uwagi na dwójkę ludzi stojących przy drodze. Była noc, mimo to było bardzo jasno, dzięki przydrożnym latarniom. Zmęczenie i wizja kolejnej nieprzespanej nocy, mocno rysowała się na ich twarzach. Milczeli. Co jakiś czas zerkając na siebie w nadziei, że ktoś coś powie. Na próżno. Kolejny samochód przejechał. To już trzeci przez ostatnią godzinę. Tak jak poprzednie, ten też odprowadzili wzrokiem. Spojrzeli na siebie z rezygnacją.
Rozglądał się. Nic więcej nie mógł zrobić. Jedna droga, w obie strony. Las. Kilka domów. Trochę dalej stacja benzynowa. Za ich plecami kawałek ziemi porośniętej słabą trawą z kilkoma krzakami i niskimi drzewami. Za tym wszystkim, pięćdziesiąt, może trochę więcej metrów od nich, stał budynek. Wyglądał jak magazyn. Duże okna, prawie na całą ścianę. W jednym z nich paliło się przytłumione światło, a może to on miał zamglone oczy ze zmęczenia. Na chwile musiał przerwać obserwacje, bo oto jechał kolejny samochód. Niestety mógł spokojnie dalej patrzeć w stronę magazynu. W oknie gdzie paliło się światło, zauważył dwie postacie. Wyglądało to tak jakby akurat przyglądały się im. W oddali dało się słyszeć muzykę i odgłosy wiejskiej biesiady. Najpierw pomyślał, że to z tego budynku, tych dwóch po prostu odpoczywa, gapiąc się na debili, którzy stoją w odblaskowych kamizelkach przy drodze. Gdzieś między nimi a magazynem zaczął biegać zając. Skupił się teraz na nim. Nawet lekko podniósł kąciki ust do góry, mówiąc jej o tym co widzi. Zbyła go krótkim komentarzem. Po chwili sam się zganił w duchu. Głupi podniecił się jak dziecko w zoo. Kolejny samochód, a nawet trzy po kolei. Jeden z nich zwolnił. Serce podeszło do gardła, a po chwili ręce opadły, gdy ów samochód zwyczajnie w świecie zjechał na stacje. Odpalił papierosa i znowu odwrócił się w stronę magazynu. Zaciągnął się. Dwie postacie nadal tkwiły w oknie. Do jego głowy dotarło, że muzyka jest zbyt cicha by mogła wydobywać się z tego budynku. Wypuścił dym, który zaburzył mu pole obserwacji, dlatego nie zauważył bardzo istotnej rzeczy. Kolejny zając biegał gdzieś w oddali.
Zamienili ze sobą kilka zdań. Śmiali się przez chwilę, choć wcale nie było im do śmiechu. Minęła kolejna godzina i kolejnych kilka szans przemknęło im przed oczami, powodując jedynie drgawki z zimna. Zające biegały jak oszalałe, a może to był jeden, który był wszędzie jakby czegoś szukał. Dla niego nie było to istotne, już ich nie zauważał. Skupił się na oknie i postaciach, które się tam znajdowały. Co to może być. Myślał resztkami sił. Może jacyś debile się nudzą i gapią. Bardzo szybko to wykluczył, bo nie jest to możliwe, żeby stali tak kilka godzin bez ruchu. Gdy o tym pomyślał, do jego zmęczonego mózgu dotarł impuls, że jednak pewien ruch w oknie występuje. Zdziwiło go to bardzo i trochę przestraszyło. To coś co przypominało postać z prawej strony, kołysało się jakby ktoś przestępował z nogi na nogę. Drugą opcją, którą brał pod uwagę to wisielec, lekko kołyszący się w przeciągu na sznurze. Nie wiedzieć czemu, druga postać bardziej go zaciekawiła. Stała obok tej pierwszej, by po chwili, jak na wrotkach, albo taśmie przy kasach biedronki, oddalić się prawie całkowicie za okno. Wtedy było widoczne tylko ramię, albo coś co je przypominało. Najgorsze było to, że cały czas patrzyła na niego i na nią.
Chodził dookoła, skakał, wydawał dźwięki niezadowolenia, co chwile zerkając na okno w magazynie. W końcu nie wytrzymał i jej o tym powiedział. O wszystkich swoich przemyśleniach, na ten temat, obracając to w żart. Zaciekawiła się. Teraz oboje, zamiast patrzeć na drogę, patrzyli w okno. Snuli niedorzeczne historie, jak to w środku mordują ludzi. On wyobraził sobie siebie, powoli dyndającego na sznurku. Oczami z dogasającym życiem, patrzy na pustą drogę i na nią. Miała na twarzy uśmiech. Była sama. Jemu zostało kilka sekund życia. Też się uśmiechał. Była ostatnim widokiem jaki dany mu było oglądać przed śmiercią. Czy mogło być coś piękniejszego? Ostatnia myśl w jego życiu. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, to wiatr, wywołany kolejnym mijającym ich samochodem. Popatrzył na nią. Uśmiechnął się tak by tego nie zauważyła. Zamknął oczy, a chwilę po tym, gdy je otworzył, znowu na nią spojrzał. Zdenerwowała się tym, że się na nią gapi. To pewnie jakieś manekiny. Rzucił pierwsze co mu przyszło do głowy, żeby wyjść jakoś z twarzą z tej sytuacji. Zgodziła się z tą tezą. Musiało tak być. Uwierzyli w swoje zapewnienia.
Zostały niecałe trzy godziny do świtu. Zmęczenie wzięło górę. Poszli na stację. Ułożyli się niewygodnie pod ścianą i tak zasnęli. Obudził się pierwszy. Coś kapało na jego głowę. Same nieszczęścia i jeszcze deszcz zaczął padać. Trzeba szybko się zbierać i coś wspólnie uradzić. Pomyślał i chciał wstać, ale coś krępowało jego ruchy. Krople zaczęły spływać do kącika jego ust. Oblizał się. Zaczął się szarpać. Dotarło do niego, że jest coś nie tak. Deszcz nie ma słodkiego smaku z gorzkawym aromatem. Rozejrzał się. Był w jakimś dużym pomieszczeniu, jakby sala gimnastyczna, ale bez koszy i drabinek. Z sufitu niewątpliwie kapała na niego krew. Nie mógł spojrzeć w górę, ale wiedział to. Ręce i nogi miał przywiązane. Był w pozycji pionowej. Rozejrzał się raz jeszcze. Nie ma jej. Był wściekły. Zaczął się szarpać z całych sił. Udało mu się. Wiązania jednej dłoni puściły. Wyzwolił się. Biegł do wyjścia. Chciał ją znaleźć. Musiał. Przebiegał przez próg w stronę innego ciemnego pomieszczenia.
Otworzył oczy. Tym razem leżał. Straszliwy ból promieniował z jego twarzy. Musiał dostać zaraz za progiem i stracić przytomność. Przemknęło mu przez pulsującą głowę. Co z nią. Pomyślał, gdy wyrównał oddech. ‘Nie martw się’ Usłyszał ochrypnięty głos za plecami. ‘Nic jej nie jest, na razie. Hahahahahahahahaha’ Przeraźliwy śmiech odbijał się od pustych ścian. Znowu stracił przytomność.
Podniósł powieki. Nic nie widział, przez oślepiające światło. Po kilku chwilach wyostrzył mu się obraz. Przed nim, na stole, leżała ona. Zupełnie naga. Jaka ona piękna. Przeszło mu przez głowę, po czym przypomniał sobie w jakiej są sytuacji i zaczął się szamotać. Na próżno. Kątem oka dostrzegł jakąś postać, krzątającą się przy małym stole. Metaliczny brzdęk, dźwięczał w obolałej głowie. Postać poruszała się w jej kierunku. W krzywej ręce coś błyszczało. Chuju! Wyrwało się z jego ust. Nie obeszło się bez reakcji postaci. Z nagich ud kobiety popłynęła strużka krwi, gdy krzywa dłoń przejechała skalpelem po aksamitnej skórze. Na jej twarzy rysował się grymas bólu. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Nie chciała dać oprawcy satysfakcji, albo była po prostu zbyt zmęczona. Odwróciła twarz w jego kierunku. Spojrzała na niego z nadzieją i pustką w oczach. Mrugnęła, po czym po jej policzkach spłynęła słona kropla.
Zaczął się szarpać, wyzywając jednocześnie przygarbioną postać. Odniósł zamierzony skutek. Zostawił ją, podszedł teraz do niego. Może się bał, że on się wyswobodzi, albo był czuły na słowa. Na twarzy postaci widać było zadowolenie, mimo że miała maseczkę chirurgiczną na twarzy. Jego wzrok powędrował na nią. Chciał jej jakoś przekazać, żeby spróbowała się uwolnić i uciec. Chciał, żeby walczyła, ale nie wiedział jak to zrobić bez słów. Patrzyła w jego stronę. Był zasłonięty przez tajemniczą postać. Nie krzyczał. Wydawał tylko czasem głośniejsze syknięcia. Za każdym razem, gdy docierał do niej taki odgłos, zaciskała mocno zęby. Próbowała się wydostać. Patrzyła cały czas w jego stronę. Nagle zobaczyła, że coś jej pokazuje lewą dłonią. Przepełniona nadzieją, zaczęła bardziej się szarpać. W końcu się jej udało. Przekazała mu to spojrzeniem. On wyswobodził swoją lewą rękę i złapał oprawcę. ‘Uciekaj’ Krzyknął. Spojrzała na niego zaszklonymi oczami. ‘Pamiętaj o mnie, a teraz w nogi!’ Zacisnął jeszcze mocniej uchwyt na postaci. Z uśmiechem na twarzy obserwował jak ona wybiega z pomieszczenia. Chwile potem znów stracił przytomność, po tym jak postać wbiła skalpel w jego brzuch.
Ból górnej części pleców wybudził go z letargu. Półprzytomnym wzrokiem patrzył przed siebie. Widział drogę, przy której stali. Ból i utrata krwi powodowały, że zaczął odpływać. Powieki mu opadały, gdy nagle zobaczył postać biegnącą w stronę drogi. To ona. Udało się jej. Teraz mógł spokojnie, z uśmiechem na twarzy zamknąć oczy. Tuż przed śmiercią, widział jak samochód zatrzymał się i zabrał ją ze sobą. Była bezpieczna. Dyndając na rzeźniczym haku, umarł szczęśliwy. Nie miał pojęcia jak bardzo się mylił. To był dopiero początek jej końca.
Niedopracowane...
Cytat z początku tekstu: " Samochód pojechał dalej, kierowca nawet nie zwrócił uwagi na dwójkę ludzi stojących przy drodze. Była noc, mimo to było bardzo jasno, dzięki przydrożnym latarniom. Zmęczenie i wizja kolejnej nieprzespanej nocy, mocno rysowała się na ich twarzach. Milczeli."
Na czyich / kogo twarzach? Ulicznych latarni? Tak wychodzi... Dwa razy powtórzenia czawownika "być" w jednym zdaniu, a zdanie żle i cięzkostrawnie sformułowane.
"Samochód pojechał dalej, kierowca nawet nie zwrócił uwagi na dwójkę ludzi stojących przy drodze. Zmęczenie i wizja kolejnej nieprzespanej nocy, mocno rysowała się na ich twarzach. Milczeli. Mrok / ciemność nocy rożswietłały jasno świeciące przydrożne latarnie. "
"Jedna droga w obie strony. " Zwykle jednak droga prowadzi w jedną albo drugą stronę...
Tekst do remontu.
Pozdrówko.
Zdecydowanie za dużo powtórzeń jak na tak krótki tekst, zwłaszcza na początku.
Przydałoby się też więcej opisów, co podniosłoby napięcie, bo jak mniemam miała to być historia z dreszczykiem. A tak ogólnie to schematyczne i jak dla mnie nie najlepsze. O co chodzi z tymi zającami?
Chuju! Wyrwało się z jego ust. - jakoś mi to tu nie pasuje
No tak,co do powtórzeń, to sam początek (Roger nie zaznaczył wszystkiego):
Pisk opon. Samochód osobowy ledwo się zatrzymał. Zając bezpiecznie przebiegł przez ulice. Samochód pojechał dalej, kierowca nawet nie zwrócił uwagi na dwójkę ludzi stojących przy drodze. Była noc, mimo to było bardzo jasno, dzięki przydrożnym latarniom. Zmęczenie i wizja kolejnej nieprzespanej nocy, mocno rysowała się na ich twarzach.
Przeczytałem dwa akapity. Fatalnie napisane. Dużo krótkich, urwanych zdań, dużo niepotrzebnie opisanych rzeczy.
Postawiłbym 2, no ale nie doczytałem nawet do końca.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Hmm... Rzeczywiście tekst mocno niedopracowany. Wymienię tylko kilka niedociągnięć:
Na chwile musiał przerwać obserwacje, bo oto jechał kolejny samochód. Niestety mógł spokojnie dalej patrzeć w stronę magazynu. ???
dlatego nie zauważył bardzo istotnej rzeczy. Kolejny zając biegał gdzieś w oddali. - co jest takiego istotnego w kolejnym zającu
Drugą opcją, którą brał pod uwagę to wisielec, lekko kołyszący się w przeciągu na sznurze. - jak zrozumiałem, widać było sylwetki, może więc się mylę, ale sznur również powinien być widoczny
albo taśmie przy kasach biedronki, - i znowu: ???
Najgorsze było to, że cały czas patrzyła na niego i na nią. - i znowu: skoro widoczne było sywetki, to skąd pewność, że postać ich obserwowała?
z gorzkawym aromatem. - nie jestem ekspertem, ale krew chyba nie ma "gorzkawego aromatu"
Ludzka krew jest słodka. I nie pachnie. Jak ktoś chce sprawdzić, najlepiej lekko zaciąć się w palec o polizac rankę.
Szkoda, że autor tego nie uczynił...
Nie tylko słodka. Może mieć też inny smak : )
Ale tak, z pewnością nie jest gorzka.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Jak ktoś choruje, to pewnie i tak... Ale z zasady krew ludzka na przyjemny, slodki smak. Być może, właśnie smak krwi legł u podstaw opowieści o wampirach.
Nota bene, z opowieści o dawnych rzeżnikach wynika, że pasjam lubili wypijać spory pólkwaterek krwi swieżo ubitych zwierząt jako niezawodnego środka na moc i krzepę. Coś w tym jest, bo rzeżnicy z zasady to chłopy na schwał. Niestety, smaku, zapachu i konsystencji krwi bydlęcej nie znam.
Koniec spamu z mojej strony.
Pozdrówko.
Roger, wiem co mówię, bo moja krew wcale "przyjemnego słodkiego smaku" nie ma.
Koniec spamu z mojej strony również :)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
A ja jeszcze przyspamię ;) "krew ludzka na przyjemny (...)smak" - Rogerze Redeye, powinniśmy zacząć się bać?
Nie, skądże. Jak piłujesz, tniesz piłą pień, palik, legar, używasz prrzecinaka, dłuta ( dawniej sztamajza ) do obrobienia czopa zdarza się, że się zatniesz. Zranisz, chociaż to zdarza się bardzo rzadko. Cześciej, jeżeli ostrzy się zęby pily i sprawdza wyostrzenie czubka zęba palcem. Znam to z doświadczenia. Najlepszę metodą -- przy małej rance --- jest polizanie rany. Ślina ludzka zawiera składniki ścinające krew.
Wniosek z tego jest też taki, ze mam krew słodką.
Wniosek z tego jest też taki, ze mam krew słodką.
Brawo.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Rozumiem lizanie ran, ale że "krew ludzka ma PRZYJEMNY smak"?
Dobra, ja też już nie spamuję, mam nadzieję, że Autor nie obrazi się za śmiecenie pod jego tekstem ;)
A jaki ma mieć? Zatnij się lekko w serdeczny palec nożem kuchennym i possij. Jeżeli budzi to strach, nakłuj lekko czubek palca czubkiem noża. Sprawdzisz.
Bylebyś tylko nie zemdlał z wrażenia...
Koniec spamu.
co do sensownych komentarzy lub ich części dziękuję i wezmę je sobie do serca pełnego słodkiej krwi :P
krew istotnie ma słodki smak, ale taka brudna z sufitu może mieć różny.
co do zarzutów o zające to się ubawiłem. a jakoby sznur na pewno musiał być widoczny i że skąd było wiadomo, że postacie się gapiły...no to też dosyć ciekawe zarzuty :)
Nie zarzuty, wątpliwości i nie wiem co jest śmiesznego w wątpliwościach co do zajęcy. Ja po prostu nie ogarniam ich roli w tekście.
O jeżu kolczasty! Wysiadłam gdzieś w połowie. Zabiły mnie... abstrakcja, brak podmiotów, zające i zdania typu "Wypuścił dym, który zaburzył mu pole obserwacji." "Kilka szans przemknęło im przed oczami, powodując jedynie drgawki z zimna."
Nie, to nie na moje siły. Ja słaba kobieta jestem...
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Klnę się na złote pióra Quetzalcoatla --- to chyba test jakiś na cierpliwość i telepatię, bo bez tej drugiej nie wiadomo, o co Autorowi chodzić może...
Zwykle czepiam się raczej przeładowanych, barokowych zdań wielopodmiotowych, ale w tym wypadku niektóra zdania sa zwyczajnie niepotrzebnie rozbite. Druga sprawa to nieakceptowany przeze mnie zapis dialogów. Niezwykle nieczytelny.
Byłam i tyle.
tu nie ma dialogów.
Uff, to mi ulżyło.