
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Trochę krótkie, ale jak się spodoba, to wstawię kolejną część ;)
Dzień zaczął się jak każdy inny. Uprzątnęłam główną izbę mojego małego domku, ugotowałam obiad i poszłam na targ kupić rzeczy niezbędne do lecznicy, jaką miałam zamiar niebawem otworzyć. Ludzie kręcili się po całym placu chodząc od jednego kramu do drugiego, a kupcy namawiali ich do nabycia jak największej ilości towaru. Nigdy nie lubiłam chodzić w to miejsce, ale często było to konieczne.
Usłyszałam za sobą stukot końskich kopyt i w ostatniej chwili uskoczyłam w wąską, ciemną uliczkę, na którą nie wychodziły żadne drzwi, żadne okna tylko gołe, poszarzałe od starości ściany. Przeczekałam aż serce trochę mi się uspokoi. Cóż… o mało nie doświadczyłam stratowania przez wielkiego konia. Nagle w głębi uliczki ujrzałam migoczące światełko, które powoli się do mnie zbliżało. Po chwili w ciemności wyszła dziewczyna odziana w zwykłą czarno-złotą koszulkę, zwykłe, brązowe spodnie, zwykły, skórzany pas, zwykłe rękawice… Jednak niezwykłe w niej było to, że… jej włosy płonęły.
Jak gdyby nigdy nic przeszła koło mnie nie zwracając na mnie nawet najmniejszej uwagi i zniknęła w tłumie przechodniów.
Fascynujące! Jak można mieć na głowie zamiast włosów płomienie? Było to nader zadziwiające zwłaszcza dla mnie – świeżo upieczonego medyka. Wiedziona tą ciekawością podążyłam za nią przeciskając się między ludźmi. Po chwili straciłam z oczu "płonącą dziewczynę", co trochę mnie rozśmieszyło, gdyż wyróżniała się nawet w tak wielkim tłumie.
Jakiś czas później zobaczyłam ją siedzącą przy fontannie i czyszczącą ręce. Delikatna mgiełka unosząca się znad mini-wodospadu trochę przygasiła płomienie na jej głowie. Kiedy doprowadziła swoje ręce do czystości usiadła na fasadzie fontanny i zaczęła się rozglądać z lekkim niesmakiem. Po chwili dostrzegła mnie stojącą kilka metrów po jej prawej stronie. Odezwała się do mnie, jednak nie umiałam wychwycić ani jednego słowa z powodu gwaru, jaki wokół mnie panował. Z ruchu jej warg dało się jednak wyczytać sarkazm.
Odwróciłam się gwałtownie, a ten niekontrolowany ruch spowodował, że wpadłam na jakąś dziewczynę mniej więcej w moim wieku.
– Uważaj, jak chodzisz! – warknęła spoglądając na mnie groźnie wielkimi, niebieskimi oczami.
Zdziwiona jej nagłą agresją cofnęłam się, potknęłam na wystającym kamieniu i runęłam jak długa na bruk potrącając jeszcze kilka innych osób, które jednak nie zwróciły na mnie większej uwagi.
No ekstra! Dzisiaj chyba tylko zniechęcę do siebie ludzi! – skarciłam w myślach samą siebie zbierając zioła, maści i różne przybory niezbędne jako wyposażenie lecznicy. Kątem oka dostrzegłam, że ktoś się schyla, żeby mi pomóc.
– Avaneda – niebieskooka dziewczyna, z długimi, rudymi włosami, która wcześniej się na mnie wściekła podała mi rękę.
– Alitheia – zawahałam się, jednak odwzajemniłam uścisk.
„...do lecznicy, jaką miałam zamiar niebawem otworzyć.” - Do lecznicy, którą, a nie jaką.
„Cóż... o mało nie doświadczyłam stratowania przez wielkiego konia.” - Doświadczanie stratowania to ciekawa kolokacja. Czemu nie po prostu: O mało nie została stratowana...?
„Kiedy doprowadziła swoje ręce do czystości...” - kolejne dość dziwne, mało naturalne zdanie.
Fasada fontanny...? Głowę dam sobie uciąć, że fontanna nie ma fasady. Może usiadła na krawędzi?
Umiejętność czytania sarkazmu z ruchu warg naprawdę robi wrażenie.
Czy w tej historii występują same kobiety? Bo brak osobników płci męskiej już w tak krótkim fragmencie mnie jakoś uderzył.
Prowadzenie narracji niestety mnie nie porywa. Pojawienie się Ognistowłosej powinno - wydawałoby się tak przynajmniej - wywołać jakieś emocje, przestrach, niepokój, a tu nic. Jestem dziewczyną, poszłam na targ, zrobiłam zakupy, zobaczyłam dziwną dziewczynę, która na dodatek siedziała na fasadzie fontanny, wpadłam na jeszcze inną dziewczynę. Koniec fragmentu.
W tekście literackim wydarzenia powinny być żywe, barwne, płynne i wiarygodne. Powyższy fragment to za mało, by cokolwiek ocenić, oczywiście, ale nie mogę powiedzieć, by interesowały mnie dalsze losy pani medyk, niestety.
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Kiedy to się dzieje? Bo chyba nie współcześnie, jak mniemam. To dlaczego bohaterka zamierza urżądzić " lecznicę" i zachowuje się jak byzneswoman?
Bardzo mocno takie sobie.
Pozdrówko.
Rude som fajne
Blogasek.
Wiencej rudych
Ten komentarz dotyczy RogerRedeye.
Jest business woman w języku angielskim, bądź bizneswoman w języku polskim. Nie sądzę że jest takie słowo jak byzneswoman.
Ale, niewątpliwie mamy spolszczone wyrazy "byznes"," byznesman", a także "byznesmen"...
Oto przykład :" Nie tak dawno Rzeczpospolita, w nawiązaniu do przewidywanych roszad na stanowisku ministra środowiska, przypomniała postać działacza PO i „byznesmana” Macieja Trzeciaka. Tenże „byznesman”, mając możliwości wykorzystał je i zasadził z kolesiami i rodziną kilkaset hektarów plantacji orzecha włoskiego. Trochę wspomógł ten swój „byznes”, meldując się w każdej gminie, w której nabywał ziemie z Agencji Rolnej (choć na parę dni, gdyż zakup ziemi był możliwy jedynie dla mieszkańców gminy). Dziwne, że sprzedająca grunt Agencja nie zauważyła tego „naginania”. A może to normalne w naszych warunkach? Wysiłek Pana M.T. się opłacił, gdyż państwo funduje mu nagrodę w postaci tzw. dopłat. W przypadku „byznesu” pana Macieja, podobno chodzi o więcej niż milion.
Przypominam sobie, że pan Piskorski swego czasu kupił legalnie grunt, by go zalesić i w efekcie przestał być członkiem PO. Choć zasługi miał ogromne."
Przykład znaleziony od ręki.
A więc --- jeżeli oprócz wyraz "biznesman" funkcjonują wyrazy "byznes", "byznesman", "byznesmen" ( fonetyczne kalki wyrazów angielskich) , wyraz "byzneswoman" także funkcjonuje i jest językowo poprawny, choć niewątpliwie rzadziej spotykany. Być może, niebawem narodzie się wyraz" byznesłumen"...
Pozdrówko.
Dzięki za komentarze
joseheim:
„Kiedy doprowadziła swoje ręce do czystości...” - kolejne dość dziwne, mało naturalne zdanie. - A ty nie doprowadzasz swoich rąk do czystości? Przecież to jest jak najbardziej poprawne!
Umiejętność czytania sarkazmu z ruchu warg naprawdę robi wrażenie. - Cóż... przykro mi, że tego nie umiesz, ale ludzie w takim przypadku inaczej układają wargi, marszczą brwi i/lub mróżą oczy (chociaż to, przyznaję, nie są wargi)
Brdzo mi przykro, że czujesz się niedowartościowany, ale bywają opowiadania, gdzie nie występują żadne kobiety i nic do nich nie mam!
> „Kiedy doprowadziła swoje ręce do czystości...” - kolejne dość dziwne, mało naturalne zdanie. - A ty nie doprowadzasz
> swoich rąk do czystości? Przecież to jest jak najbardziej poprawne!
Poprawne, ale w narracji opowiadania sztuczne, przez co brzmi niezamierzenie śmiesznie (podobnie zresztą jak wspominane już "doświadczenie stratowania").
Pewna ilość powtórzen: "Po chwili dostrzegła mnie stojącą kilka metrów po jej prawej stronie. Odezwała się do mnie, jednak nie umiałam wychwycić ani jednego słowa z powodu gwaru, jaki wokół mnie panował".
Zauważyłam trzy wielokropki, z czego ani jeden nie ma uzasadnionej racji bytu. Też rzuciło mi się w oczy, że same kobiety. I w dodatku chyba same rude;) Zdecydowanie unikałabym dawania dwóm bohaterkom dwóch skomplikowanych imion na tę samą literę. Za nic czytelnik nie będzie ich rozróżniać. Jak jedna ma A-cośtam, to drugiej daj B-cośtam, przynajmniej będzie potem wiadomo o którą chodzi. Język jest strasznie prosty, wręcz rzekłabym, że prymitywny i nie pasuje do historii, jednak mimo wszystko stylizowanej na jakieś średniowiecze. Izba, targ, tłumy, konie - versus - no ekstra, uważaj jak chodzisz, lecznica... gryzie się to. Widać, że jeszcze brak wprawy w pisaniu (i czytaniu! czytaniu DOBREJ literatury!), wprowadzenie postaci na zasadzie: przedstawiamy jedną (medyka) zafascynowaną inną (płomienną) która wpada na trzecią (rudą) jest trochę takie mało wciągające. No i czemu, skoro Ruda najpierw zareagowała agresją, potem podaje rękę i jeszcze się przedstawia? Jakieś to nielogiczne mi się wydało.
Mogę tylko zgodzić się z przepiszcami. Nie ma tu nic przyciągającego uwagę. Być może za krótki fragment?