- Opowiadanie: Baszsz81 - Co nieco o śmierci

Co nieco o śmierci

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Co nieco o śmierci

 

 

 

 

Strach, pomyślałem. Strach nigdy nie jest taki sam. Inaczej odczuwa go zwierzę w klatce. Inaczej bity przez oprawcę chłopiec.

 

Krew na ścianach.

 

Inaczej odczuwa go gwałcona kobieta, poniewierana przez mężczyznę.

 

Ból w duszy.

 

Inaczej odczuwa go morderca wstępujący na szubienicę, pośród wrzasku gawiedzi.

 

Pętla…

 

– Niech zdycha!

 

– Zasłużył! Powiesić skurwiela!

 

– Śmierć zwyrodnialcowi! Tfu!

 

Twarde stopnie drewnianego podestu. Kaptur kata. Ciemne oczy.

 

Śmierć, kurna…

 

Wszytko zmienia się, jak w kalejdoskopie. Noże, miecze, sztylety, topory. Garota. Narzędzia nieważne, ważny cel. Złamać człowieka. Widzieć w jego oczach zwierzęcy strach, pragnienie wolności. Życia…

 

Życie w gruncie rzeczy nie jest takie ważne, jak zdaje się co poniektórym. Wedle wszelkich religii, istotne jest to, co następuje po życiu. To, o czym nikt z żyjących nie ma pojęcia. Kto żyw, nie widział. Kto widział, zgubiony.

Kto zgubiony, ten martwy.

 

Czarne oczy.

 

To jego praca. Przed wykonaniem wyroku prosi o wybaczenie. Nie robi tego z radością. Robi to, bo ktoś musi. Wybaczyć mu? W końcu to on doprowadzi mnie do końca. To on pociągnie za wajchę.

 

Zabawne. Wiele słyszałem o ludziach (i nie tylko) pragnących przed śmiercią pojednania z rodziną, wybaczenia win. Zapewnienia przez kapłana miejsca u boku Bogów. Ja nie odczuwam nic z tych rzeczy. To byłoby upokarzające, gdyby mój syn, widział mnie maszerującego– lub wleczonego, nieważne– na miejsce kaźni. Oddawanie duszy Bogom, to w moim przypadku głupota. Za to co zrobiłem, niechybnie czekałaby mnie wieczna kara i potępienie.

 

Pragnę nicości! Pragnę zniknąć tak, by mnie nie odnaleziono. Pragnę ciemności!

 

Na podest wszedł bogato ubrany jegomość. Brodaty, wymuskany, tłusty szlachcic.

 

Byłem taki sam. Jestem taki sam. Będę taki sam.

 

Pomyłka.

 

To on będzie taki sam…

 

– Darnie, synu Orgnolfa, pochodzący z Herz. Morderco. Za swe występki przeciw świętemu ludowi Białego Gaju, zostałeś skazany prawomocnie przez sąd kasztelański, na karę śmierci. Wyrok zostanie wykonany dziś w samo południe, gdy słońce stanie w zenicie. Wiedz, że dzięki temu Oko boskie zobaczy twoją skruchę i być może zstąpi na ciebie łaska, której odmówił ci król. – Spojrzał na mnie dziwnie, nie wierząc w słowa powtarzanej co tydzień formułki.

 

– Życia pozbawiony będziesz przez powieszenie, jak na psiego syna przystało. – Przerwał na chwilę .– Niech twe imię zapomniane będzie na wieki.

 

Grubas skinął na kata. Tamten podszedł i – co mnie zdziwiło – ostrożnie, prawie troskliwie założył mi pętlę na szyję.

 

Kurwa, pomyślałem. Tak wygląda mój strach. Trzęsące się nogi. Puszczające zwieracze. Ciepła ciecz pełznąca po nodze.

 

W myślach byłem hardy. Wiedziałem, że uważają mnie za kogoś gorszego. Za bandytę, nikczemnika. Mordercę. Nie przejmowałem się tym. Umrę jak twardziel. Bez krzyku, lamentu. Błagania.

 

W praktyce wyszło gorzej.

 

– Mmmymym… – wyjąkałem przez zmartwiałe usta.

 

– Więźniu! Chciałeś coś jeszcze powiedzieć?

 

Trząsłem się niewiarygodnie. Już czułem gruby sznur na szyi. Zaraz poznam się z nim bliżej.

 

-Woodyyyyy – wycharczłem przez ściśnięte gardło.

 

Tłuścioch mruknął coś niewyraźnie, ale w końcu zdecydował.

 

– Dajcież mu tej wody. I tak zdechnie.

 

Jakaś starowinka z dzieckiem. Stali oboje i patrzyli sie na mnie. Dzieciak – chłopiec – spojrzał po chwili prosto w moje oczy. Bezczelnyyyyy…

 

– Pani Babciu. Dlaczego on ma umrzeć?

 

– Bo to potwór drogie dziecko.

 

Bachor odwrócił głowę w stronę starowinki. Wtedy to zobaczyłem. Nie miał ucha, ani skóry na policzku. Nie miał włosów na całej lewej stronie głowy. Był szpetny.

 

– A tata mówił, że jestem szkaradny. Czy jestem potworem?

 

– Jesteś syneczku. Ale ciebie szpeci los, zwykły pech. Jego szpecą czyny.

 

Teraz to starucha spojrzała w moje oczy. Zobaczyłem w nich…

 

Nicość.

 

– Tego człowieka szpecą jeno szramy na honorze.

 

Przełknąłem resztki śliny.

 

W międzyczasie, jeden z żołdaków zdążył przynieść już miskę z deszczówką.

 

– Pij – powiedział. – Pij, pókiś cały.

 

Piłem więc łapczywie. O mało się nie udławiłem.

 

Czyli to koniec mojej historii? Chyba tak. Nie wiem…

 

Słońce w zenicie. Losu nie oszukasz, Darnie, synu Orgnolfa. Co ma być, to będzie. Zapłata za czyny musi zostać potwierdzona.

 

– Już czas. Przygotować go!

 

Kat ściągnął kaptur i wsadził go na moją głowę. Wszystko pochłonęła nieprzenikniona ciemność. Zabawne.

 

Mam o co prosiłem.

 

– Panie, wybaczenia błagam.

 

– Co?

 

– Wybaczenia błagam!

 

Skrzywiłem się potwornie pod nakryciem.

 

– Chędoż się…

 

Wściekły kat, to dobry kat. To szybki kat.

 

– Wykonać!

 

Stuk. Szuranie. Szarpnięcie. Brak chrzęstu.

 

– Nie przerywać!

 

Ból! Potworny ból naciągniętej szyi! Aargghhhh!!! Duszę się!!

 

– O Bogowie – dotarł do mnie ledwo słyszalny głos starowinki. – Najgorszy los skazanego.

 

Czemu oni drwią! JA! TU! GINĘ!!!

 

Mam na co zasłużyłem. Krew za krew. Życie za życie. Śmierć za śmierć.

 

Noże, miecze, sztylety, topory. Garota. Szubienica. Narzędzie nieważne, ważny cel. Złamać człowieka. By czuł żal.

By pragnął życia, które mu odebrano.

 

 

 

 

Obudziłem się nagle. To było jak wyskok z wody, albo jakiejś innej cieczy. Czułem się okropnie. Usiadłem z trudem na łóżku. Potworny ścisk gardła pokonałem nieludzkim wysiłkiem.

 

– Już!

 

Zza kotary wyszła Mia, moja siostra. Miała ciemnobordowe włosy i miękki, spokojny głos.

 

– Słyszę. Wyprostuj się. Ręce do góry. I siedź tak przez chwilę.

 

W tym czasie ona przygotowywała coś na stole. Ubijała dziwne zioła, snując zapach gniecionych roślin po izbie.

Siedziałem tak przez jakiś czas, trzymając moje koślawe łapy w górze. W końcu Mia podeszła do mnie. Dzierżąc ciepły napar w delikatnych dłoniach, podała mi go. Smakował jak gówno.

 

– Smakuje jak gówno. – powiedziałem.

 

– To nie ma smakować, tylko działać. Pij do dna. – odrzekła.

 

No i piłem to ohydztwo. Rzygać mi się chce jak nie wiem, a ona każe mi chłeptać to coś.

 

– Na co ci to było?

 

– Chciałem poznać prawdę.

 

– O czym?

 

Milczałem trochę. Nadal byłem zmęczony.

 

– Chciałem wiedzieć, co czuł bliski mi morderca podczas ostatniej podróży.

 

– Więc jesteś bezdennie głupi.

 

– Czemu? – zdziwiłem się.

 

– Jeśli chciałeś poznać ojca, powinieneś przeżyć ostatnie dni jego życia, nie minuty. Na sam koniec człowiek nie myśli logicznie. Stara się znaleźć usprawiedliwienie swoich czynów, jakieś okoliczności łagodzące. On był zwyrodnialcem, pewnie nawet nie czuł skruchy.

 

– O nie. Skruchy nie czuł. Odczuwał za to coś innego.

 

-Co?

 

Uśmiechnąłem się. Wszystko chciałabyś wiedzieć od razu, moja droga siostrzyczko. Ja też chciałem. I to był błąd.

 

– Nie przejmuj się tym dobrze? Wystarczy, że ja to widziałem– potarłem się po gardle. – I czułem.

 

Spojrzałem na trupa leżącego na kozetce.

 

– Zabierz go stąd. Zaraz się przez niego porzygam.

 

Mia popatrzyła na niego troskliwie i powiedziała:

 

– Taki sam jak za życia. Tylko troszkę śmierdzi.

 

Nie wytrzymałem. Wszystkie obrzydliwości, których doświadczyłem dziś, wczoraj, teraz i wtedy, wyszły ze mnie z niespodziewanym impetem.

 

Do zobaczenia tato. Kiedyś trzeba to powtórzyć…

Koniec

Komentarze

Potknięcia interpunkcyjne, poza tym pamiętaj, że jak stawiasz myślnik, czy to w dialogu, czy w zwykłym zdaniu, spacja winna być po obu jego stronach.

 

Fabuła? Nie przemówiła do mnie. Brak tła i niezbędnych powiązań, za wiele niedomówień.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Poprawione.

Co do fabuły, to ona jest właśnie tłem. Na tej podstawie kroję coś większego.

cześć

I tak zdechnie - brak kropi

Co ma być, to będzie. Zapłata za czyny musi być - powtózenie.

wsadził go na moją głowę. Pochłonęła mnie ciemność. - Jak wyżej

Smakował jak gówno.

- Smakuje jak gówno. - powiedziałem. - Nie mogłeś tego napisać w inny sposób?

Pij do dna. - odrzekła.

No i piłem to ohydztwo. -  będziesz utrzymywał, że te powtózenia są celowe?

No właśnie nie wszystko poprawiłeś. Przeleć tekst jeszcze raz i wyeliminuj błędy wskazane przez joseheim. Nie podejmuje się oceny. Czekam na całośc. Wtedy się wypowiem.

Pozdrawiam

Od tego z gównem, to było akurat celowe. Te poprzednie poprawione. Dzięki.

Kilka błędów, lecz moim zdaniem jest bardzo ciekawe.

 

Mam nadzieję że będzie dalsza część. ;D

PO rozbudowaniu może być niezłe, choć czytanie z wspomnień trupów już było. W "Dzieciach Demonów" McDermotta choćby.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nie wiem, nie czytałem. :)

W Wiedźminie 2 też ;)

Zapewnienia przez kapłana miejsca u boku Bogów - w tym wypadku "bogów" z małej litery.

Udało Ci się zbudować ciekawy klimat, który jednak a paru miejscach psują zbędne określenia. Spodobała mi się scena ze szpetnym dzieciakiem i jego babcią. W tekście pojawiło się też trafne spostrzeżenie:  Jeśli chciałeś poznać ojca, powinieneś przeżyć ostatnie dni jego życia, nie minuty. Zastanawiam się, czy masz bardziej rozbudowaną koncepcję...

Przez całą lekturę miałam wrażenie, że tak naprawdę nie wiesz, o czym chcesz pisać. Usiadłeś, spisałeś pierwsze, co Ci przyszło do głowy i wrzuciłeś takie niewiadomoco. Ani ciekawe, ani intetresująco napisane. Czysta sztampa.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Mr. Suzuki. Często z - na pierwszy rzut oka - sztampowych tekstów (mojego nie nazwałbym prologiem nawet) rodzą się epopeje. W żadnym razie nie jestem pyszny! Ale rozwinę to "niewiadomoco" i zobaczymy czy coś z tego wyjdzie. Dzięki.

Epopeje są jak najbardziej sztampowe. Inaczej nie byłyby epopejami :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

:D Zostałeś oficjalnie wpisany do mojej księgi "Złotych Cytatów". Gratuluję. :)

To jest Mrs. Suzuki. ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Co to, niefajne

Odczytywaniem pamięci zmarłych posłużył się Lem w "Niezwyciężonym". Tyle, że do pracy zagonił technikę, nie magię.

Środkowa strefa stanów średnich. Ale piszesz o większym dziele na bazie. Poczekamy, zobaczymy...

A mnie się podobało.

Nowa Fantastyka