
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Jakiś czas temu tą historię udostępniał Russ'a. Oryginalnie opublikowana była Valkiria.net.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dryń, dryń…
– Halo, czy jest Arlon? – zapytał głos w słuchawce.
– Arlon? – odpowiedział dziewięcioletni chłopiec, który odebrał telefon.
– No, Arlon… Znaczy się Łukasz…
– Łukasz?
– No, Łukasz… Powinien mieć teraz z 60 lat…
– Dziadku! Do ciebie!
Staruszek podszedł do telefonu.
– Halo?
– Cześć Arlon! – zawołał głos w słuchawce.
Staruszek pomyślał chwilę, po czym bardzo się ucieszył.
– Hi, Benia!
– Posłuchaj, wreszcie skończyłam swój scenariusz!
– Ten scenariusz? Kiedy gramy?
– Za tydzień u mnie, OK?
– Pewnie! Kto jeszcze będzie grał?
– Jeszcze nie wiem. Dzwonię do ciebie jako pierwszego. Ale pewnie Narmo, Gabi, Villemo…
– Super! To do zobaczenia za tydzień!
– Benia?…
– Kiedyś razem grałyśmy w Warhammer’a.
– A, Benia! Co u ciebie?
– Skończyłam ten mój scenariusz. Grasz?
– No pewnie. Tylko kiedy?
Na strych weszła staruszka z pomocą swoich wnucząt. Wytarła z kurzu stare pudło i z podekscytowaniem otwarła je. Wyciągnęła z niego segregator i delikatnie wyjęła z koszulki kartę do Warhammer’a.
– Babciu, co to jest? – zapytał chłopiec patrząc z przejęciem na pożółkłą kartkę papieru A4.
– To jest papier wnuczku – odpowiedziała babcia, patrząc z zachwytem na trzymany w ręku antyk.
– A co tu jest? – zapytał drugi wnuczek wyciągając z pudła sakiewkę.
– Tu są kości – babcia wysypała na podłogę różnokolorowe kostki.
– Jakie fajne kryształki! – stwierdził młodszy wnuczek.
– Babciu, a z czego to jest zrobione? – zapytał starszy podnosząc z podłogi jedną z K20’tek.
– To jest plastik, wnuczku, plastik.
– Jakie to nie ekologiczne…
– Za tydzień jestem umówiony na sesję. Muszę w takim razie już ruszać – stwierdził Arlon patrząc na swojego dorosłego już wnuka. Wyjrzał przez okno – Muszę dojść do przystanku autobusowego. Przynieś mi jutro śniadanie pod tamto drzewo – wskazał na kasztanowca odległego od domu o jakieś 100 metrów.
– Ambitny cel dziadku – stwierdził z kamienną miną wnuk.
W salonie zebrało się sześcioro staruszków. Jeden podłączony do butli tlenowej drzemał w fotelu.
– Jestem Benia, jakby ktoś zapomniał. A ty kim jesteś? – zapytała jedną ze staruszek.
– Ja jestem Narmo – odpowiedziała staruszka trzęsącym się głosem.
– A ty kim jesteś?
– Ja jestem Villemo.
– A ty?
– Arlonek jestem.
– Ja jestem Gabi, a tam śpi Żółty.
Besia odwróciła się w stronę śpiącego.
– Żółty! Za chwilę będziemy grać! Grasz?! – krzyknęła w jego stronę.
Żółty zaczął chrapać.
Godzinę później…
Przy stoliku siedzi sześcioro staruszków. Jeden przysypia, lub tylko udaje. Reszta krzyczy i niemal skacze na krzesłach. Jeden przekrzykuje drugiego, w tle idzie jakaś muzyka, której w ogóle nie słychać. Na stoliku stoi kilka świeczek, które jakimś cudem wciążjeszcze stoją pionowo.
– Strzelam do niego z łuku! – zawołała Gabi trzęsąc w dłoni kośćmi.
Kości zabrzęczały na blacie stołu.
– A ja w niego fireball’em! – zawołał Arlon.
– Oboje spudłowaliście! – przekrzyczała ich na chwilę Benia.
– Jak to? Fireball’em?
– To ja do niego z kuszy – odezwała się Villemo. Rzuciła kośćmi.
Benia już była na to przygotowana i rzuciła własnymi, wstając.
– Ha, ha, ha! Pudło!
– Zabiję go! Zabiję go! Zabiję!!! – wrzeszczy Narmo – Ten cholerny smok odważył się mnie zadrasnąć!
Do pokoju wbiega kilkoro małych wnuczków.
– Babciu! Babciu! Bo ci ciśnienie skoczy!
– Nie teraz! Nie widzisz, że właśnie zabijam smoka?!
– Smoka?…
– Dobra to ja w niego włócznią!
– Wsiadam na konia, wyciągam moją 3 metrową pikę i szarżuję!
– Ale ty nie miałaś żadnej piki!
– Ale teraz już mam!
– Smok uderza cię skrzydłem i spadasz z konia!
– To ja go tnę! – zawołali jednocześnie Narmo i Żółty, który z tym okrzykiem na ustach się obudził.
– Naprawdę to nic poważnego – stwierdził facet w białym kitlu, mówiąc do grupki staruszków – Chcemy tylko, byście się do nas na jakiś czas przejechali. Pomożemy wam ubrać to bardzo ładne ubranko – mówił uspokajającym głosem, pokazując białą koszulę z bardzo długimi rękawami.
Żółty z butlą tlenową pod pachą popatrzył najpierw na niego, potem na resztę.
– Oni dopiero teraz chcą mnie włożyć w kaftan bezpieczeństwa i do wariatkowa. A ja tam chciałem od dawna – pożalił się.
– My się przecież wszyscy od dawna do niego klasyfikujemy – stwierdziła Narmo.
– Spóźnili się o jakieś 40 lat – dopowiedziała Villemo.
– Moi przyjaciele pomogą się wam ubrać – stwierdził facet i wpuścił do pomieszczenia kilku sanitariuszy.
– Ty! – krzyknęła Villemo – Ja biorę tego z lewej! – i zatrzęsła kośćmi.
– OK. Ja biorę tego z prawej! Szarża! – krzyknęła również Narmo. Obie jednocześnie rzuciły.
– Przerzut! Ha, nie żyjesz!
– Ja też chcę! – zawołała Benia i sięgnęła po własne kości.
Arlon i Żółty już wyciągali własne sakiewki.
– Dobiłam mojego!
– Ten w środku, po prawej też zginął śmiercią tragiczną!
– Oj, masakra!… – skomentował swój rzut Żółty.
– A ja? A ja?! – zawołał Arlon.
– No to bierz ostatniego – odpowiedział mu Żółty.
– Rzut! Przerzut! Przerzut! Przerzut! Plus siła na osiem, magiczny miecz plus pięć…
– Opisać ci to malowniczo? – zapytał Żółty.
– No…
– Resztki twojego są wszędzie… Na ścianach, suficie, 10 metrów przed tobą i za tobą. A najwięcej na tobie…
Sanitariusze patrzyli się na nich baranim wzrokiem, kompletnie nie wiedząc co się dzieje.
– No co tak stoicie – zakrzyknęła Besia – Właśnie wszyscy zginęliście!…
Sanitariusze prowadzili grupkę omotanych w kaftany bezpieczeństwa staruszków. Mijali właśnie drzwi z małym zakratowanym okienkiem. Siedział tam staruszek, szukając czegoś w kątach wyłożonych materacami ścian.
– Patrzcie! Senior!
Podbiegli do okienka.
– Kurcze, zepsuła się. Gdzie ja posiałem tą drugą metalową kulkę? – mówił do siebie Senior.
Sanitariusze zabrali ich stamtąd i zamknęli w podobnych białych pokojach bez klamek.
Nagłówek gazety z następnego dnia: Grupka staruszków pobiła sanitariuszy z domu wariatów za próbę odebrania im tajemniczych kostek. Natomiast w głównym wydaniu wiadomości pokazane zostało jak z kanalizacji wychodzi grupka ludzi z fryzurami a'la zabójca trolli. Trzymają oni w górze wspomnianą wcześniej gazetę i pokazując na zdjęcie grupki staruszków krzyczą:
– To nasi! To nasi!…
Gdzieś już to czytałem...
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
A ja dwa punkty do obłędu i idę dalej bez obrażeń.
Niedawno było tu niemal identyczne opowiadanie.
Śpiesze wyjaśnić: zamieściłem kiedyś to opowiadanie "gościnnie". A teraz Narmo przekonała sie do strony, założyla konto, wykasowałem opko w swoim profilu i autorka publikuje je u siebie.
To chyba nic złegp?
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
A my tylko stwierdzamy, że ktoś to już publikował, nie potępiamy przecież.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Otóż właśnie to. absolutnie nic w tym złego. Po prostu już to czytałem. Za pierwszym razem było fajne, ale za drugim już tylko nihil novi... ;)
Sympatyczne, ale nic poza tym. Końcówka nawet zabawna.