- Opowiadanie: RobertZ - Narodziny chłopca (nie-konkurs)nowa wersja

Narodziny chłopca (nie-konkurs)nowa wersja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Narodziny chłopca (nie-konkurs)nowa wersja

Słabość wlewała się w niego cichym strumieniem, powoli, podstępnie. Przychodziła wraz z duszącym kaszlem, niemożnością podniesienia się z łóżka po przebudzeniu, męką nieprzespanej nocy, gdy nie chciał krzyczeć, ale niekiedy musiał. Wraz z nią przyszła pustka. Brak zabawy z kolegami. Śmiech który zamienił się w płacz. Pamiętał jesień, żółtą, cichą deszczową. Bawił się całymi popołudniami, uczył, rozmawiał. Przyszła zima, a wraz z nią zabrakło zabawy, nie było już rozmów, a twarze rodziców stały się takie smutne, żałobne, nieszczęśliwe. Nie mogli pogodzić się z tym, że jest coraz słabszy i już się nie śmieje.

Przyszła wiosna. Uśmiechnięta, pełna radości, soków krążących w drzewach, nabrzmiałych pąków, kwitnąca, pachnąca i pełna życie. Pewnego ciepłego wiosennego dnia, pod wieczór, gdy ptaki najgłośniej upominały się o swoją miłość wszedł do jego pokoju tata. Mamy nie widział od wczoraj. Cały czas była przy nim, aż nagle zniknęła jakby jego widok sprawiał jej zbyt wielki ból. Ojciec nic nie powiedział. Patrzył tylko na niego smutnymi oczami, a pod wąsem przykleił sobie sztuczny uśmiech, który niewiele miał wspólnego z prawdziwym. Nic nie rzekł, nawet nie szepnął. Przytulił go tylko ciepłą kołdrą, pocałował w policzek i wyszedł. Jego oczy tylko mówiły „Już niedługo przyjdzie”. Nie rozumiał dlaczego ubrał to spojrzenie taty w tą właśnie myśl. Wiedział jednak, że się nie myli.

Śmierć przyszła do niego w nocy. Przypominała mu babcie. Uśmiechniętą starszą panią z kokiem siwych włosów spiętych agrafką, w powłóczystej sukni, o pomarszczonych dłoniach i spokojnym delikatnym uśmiechu. Nie miała kosy, dłonie puste, rozłożone w geście, który promieniował ciepłem. Jednak rozpoznał ją. Babcia nie mogła go przecież odwiedzić, gdyż odeszła przed dwoma laty, zabierając ze sobą swoje ciepło i uśmiech pełen radości.

– Mówili, że wyzdrowieje – błagalnie do niej szepnął.-Jest noc, przyjdź rano.

– Lubię ciemność. Ona zawsze przypomina o końcu wszystkiego i o …. początku.

Uśmiechnęła się. Przypomniał sobie tą radość, ten babciny uśmiech, ale to nie była ona. Nie mogła do niego przyjść, gdyż zbyt daleko odeszła.

– Czy ją zobaczę?

– Jeżeli będziesz tego chciał.

– Nie jesteś końcem wszystkiego?

– Po co pytasz? Przecież wiesz.

– Jestem tylko małym chłopcem. Skąd mam o tym wiedzieć?

– Każdy marzy o jakimś ciągu dalszym. Niewielu jest takich, którzy umierają naprawdę. Ale każdy boi się ostatecznego rozstania i żałoby, która wraz z nim przychodzi. Nawet twoi rodzice – wskazała zamknięte drzwi i cisze za nimi – nie potrafią ciebie pożegnać.

– Nie chcę. Chcę żyć! – próbował się zerwać z łóżka, ale słabość okazała się zbyt potężna i przytrzymała go zamieniając krzyk w niewyraźny szept.

– Zobaczysz inne światy.

– A moi rodzice, rodzeństwo, krewni, przyjaciele?

– Pogodzą się, lecz nie zapomną.

– Cofnij swój werdykt. Proszę cię.

Śmierć przemieniła się w okrutną wiedźmę. Zniknął gdzieś uśmiech i delikatne ciepłe dłonie babci.

– Mój osąd jest niepodważalny. Popatrz.

Wyjrzał przez okno, które nagle pojawiło się naprzeciw niego, mimo że nadal leżał zaplątany w spoconą pościel. Świat dymiących kominów, smogu i tysięcy świateł setek samochodów. Czuł zapach spalin.

– Ile jeszcze mam czasu? Chce pożegnać mamę.

– Niewiele. Niekiedy lepiej umrzeć zbyt wcześnie niż zbyt późno. Mama nie uściska ciebie przed tą podróżą. Żal przyćmił nawet jej miłość do ciebie. Chodź.

Wyciągnęła do niego swoją rękę. Zniknęły gdzieś szponiaste palce. Ponownie ujrzał ciepłą dłoń babci, której już nie było. Chwycił ją i poddał się miękkiemu uściskowi. Wszystko zniknęło. Może poza… światło. Na końcu tunelu promyk poświaty. Białe, a może biało-błękitne słońce, a pod nim planeta.

– Czy to Ziemia?

– Tak, ale inna. Jej bogowie byli bardziej litościwi.

– Morza, góry… ta dolina. Dziwni ci ludzie. Kto im wykłuł jedno oko?

– To cyklopy. Jednookie olbrzymy. Nie są nazbyt szczęśliwym ludem. Bardzo swarliwi. Wstydzą się swojego kalectwa.

– Czy tutejszych ludzi także drażni odmienność?

Śmierć chichocze.

– Aby istniało dobro musi istnieć zło. Tutejsi ludzie są podobni, ale i także inni. Zahartowała ich walka ze złem Popatrz!

Pole bitwy zasłane ciałami. Zapach świeżej krwi. Odległa wrzawa; okrzyki rannych, szczęk oręża. Nieliczni nadal ze sobą walczą. W tej walce nie ma zwycięzców.

– Wiele pracy na mnie czeka!

– Czy jesteś zła?

Śmierć się śmieje. Obnaża swoje ohydne oblicze czaszki.

– Ani zła, ani dobra. Jestem uwięziona, zakotwiczona w służbie przypadkowi. Kiedyś byłam kobietą, ale przemożna chęć bycia kimś uwięziła mnie w tej roli – spomiędzy zębów wypadają jej robaki – Ktoś musi oprowadzać zmarłych po krainie iluzji.

– Ja się boję. Chce do mamy.

– Przepraszam. Nigdy nie potrafiłam w spokoju odpowiedzieć na to pytanie – naciąga kaptur na głowę. Materiał jest zmurszały, mokry, prześwituje. Przypomina podartą ścierkę.

-…!

Dwóch potężnych wojowników, prawie olbrzymów. Walczą ze sobą. Mimo wielkiej odległości, która oddziela chłopca od nich, słyszy on brzęk broni. Jeden z rycerzy upada. Drugi zamierza się. Chce swoim mieczem przerwać nić jego życia.

– Stój!

Miecz uderza obok głowy powalonego przeciwnika.

– Będzie żył – mówi śmierć – I nadal zabijał. Przyjrzyj im się dobrze, gdyż nadejdzie czas, gdy się z nimi spotkasz. Z wojownikiem, któremu darowałem życie kiedyś się zmierzysz. To twoje przeznaczenie.

-Ale jak?

– Niekiedy głos z zaświatów może zmienić bieg wypadków. Nim potężniejszy tym groźniejsze zachwianie rzeczywistym światem. Proszę cię, już nie krzycz.

Czuje ból i rozpacz. Jest tylko chłopcem, który tęskni za domem i dla którego obojętne jest czy będzie synem księcia, czy też żebraka w nowym świecie. Chce wracać do siebie, do swojego domu.

– Po co mi to pokazałeś? To obrzydliwe, wstrętne.

– Muszę wyznaczyć ścieżkę twojego losu.

– Czy mam na niego wpływ? Czy mogę go zmienić?

– Niektórym się udało, ale było ich niewielu.

– Chciałbym…

Śmierć podniosła prawą rękę.

– Nic nie mów. Słyszysz?

– Śpiew, tłum ludzi, jakby żal.

– To kolejna dusza odchodzi w zaświaty.

– Ale przecież ja żyję.

Śmierć wypiękniała. Stała się młodą kobietą, prawie dzieckiem. Była brzemienna.

– Jesteś zawieszony między życiem, a śmiercią. Zbyt młody na to, aby tęsknić za całkowitą pustką. Za mało zepsuty, aby stać się demonem.

– Kim jesteś?

– To boli – śmierć krzyknęła – Człowiek wtłoczony w swoją skorupę rzadko obnaża swoje prawdziwe oblicze, a ja niczym nieograniczona robię to zawsze. Nie mam stroju, miejsca, w którym mogłabym się ukryć.

– A ja?

– Jesteś tylko małym chłopcem.

– A ty kim teraz jesteś?

– Życiem. Każdy ma swój rewers i awers – zacisnęła zęby chcąc stłumić wewnętrzne cierpienie – Zabieram i daję życie.

-I wyznaczasz mój los.

– Możesz wybrać. Ale pospiesz się, gdyż czas porodu jest coraz bliższy – zdarła z siebie przegniłą szatę. Stanęła przed nim naga.

– Ja…

– Co wybierasz? Nędzę, czy bogactwo? Los wiejskiego przygłupa, czy też mądrego syna wielkiego króla rządzącego najpotężniejszym imperium tego świata?

– To trudny wybór. A ja tęsknie za tym co było, co już miałem dane, co mi zabrałeś.

– W życiu zawsze musimy wybierać pomiędzy mniejszym lub większym złem. Bardzo rzadko zdarza się, że jest to wybór między większym lub mniejszym dobrem. A powrotu dla ciebie już nie ma.

– Zatrzymaj czas. Chcę się zastanowić.

– Nie jest to w mej mocy. Ja tylko daję lub zabieram. Chcesz być synem żebraka?

– Niewielka to radość. Trudno nazwać wspaniałym takie życie, w którym jest się szczęśliwym, gdy napełni się własny żołądek.

– Królem?

– To zbyt dużo.

– Chcesz wojny, czy pokoju?

– Przygody! – ożyły dziecięce marzenia

– Chwały, czy rozumu?

– Mądrość jest ważniejsza!

– Dobra, czy zła?

– Wiesz przecież!!!

– To twój naród – wskazała ręką, powaloną jej własną krwią, leżącą w dole krainę. To były bolesne narodziny.

– Jacy oni są?

– Na swej ziemi nigdy nie zaznali wojny. Na północ od tej krainy rozciąga się pusty step, tundra, a za nią Morze Lodowe. Na zachodzie są Góry Zwaliste, a na wschodzie Góry Nieprzebyte. Od barbarzyńskich ludów południa oddziela ich Morze Handlowe. Niekiedy krainę tę łupią statki pirackie, ale zazwyczaj płoną jedynie przybrzeżne wioski. Szanują oni mądrość i wiedzą co to dobro. Nie chcesz być żebrakiem, ani królem. Wybieraj! Szlachcic, kapłan, czy inteligent. Jakiego chcesz ojca, jaką matkę?!

– Jestem tylko dzieckiem. Chcę… dobrych rodziców, którzy będą mnie kochali i nie będzie to pusta miłość. Takich jak ci, którym mnie zabrałeś.

– Popatrz – Życie trzymało w dłoniach niemowlę. Zębami odgryzło i zawiązało pępowinę – Dałam ci urodę. Dar to niezwykle rzadki. Tylu ułomnych chodzi po tym świecie.

Niemowlę szczebiocze. Dziwi się, że jest tym chłopcem, który przed chwilą był tylko ulotnym brzmieniem głosu.

– Nazwą cię Pączuszkiem.

– Nieee, nieee…

– Tak wszystkie dzieci zwą, gdy te przychodzą na świat. Swoje prawdziwe imię otrzymują one, gdy dorastają.

– Jaaa, ja…

– Nie wiem jak ciebie nazwą – Życie śmieje się – Nie o wszystkim decyduje Przeznaczenie.

Chłopiec słyszy jakieś głosy. Ktoś krzyczy, coś mówią. Nagle oślepia go światło. Nieznane twarze pochylają się nad nim. Głosy pełne radości, szczęścia.

– Pączuszek – ktoś mówi.

Chłopiec chce zaprotestować, ale tylko płacze. W końcu zapomina o tym kim był kiedyś.

A jak go nazwano?

Imię nadał mu Przypadek. A jakie ono było? O tym powiem następnym razem.

Koniec

Komentarze

OK. Zanotowałem, że zamieściłeś nową wersję na nie-konkurs.
Pozdrawiam. 

Ja pomarudzę, dobrze?

1) Tam, gdzie w wyrazie występuje 'ę' nie powinno się pisać po prostu 'e', bo to nie sms, tylko opowiadanie. "Przypominała mu babcię" a "przypominała mu babcie", to dwie całkiem różne sprawy. "Mówili, że wyzdrowieje" i "Mówili, że wyzdrowieję" też.

2) Rozumiem, że poetyckie, ale logiczne też powinno być: "Śmierć przyszła do niego w nocy. Przypominała mu babcie.[...]Babcia nie mogła go przecież odwiedzić, gdyż odeszła przed dwoma laty, zabierając ze sobą swoje ciepło i uśmiech pełen radości." . Rozumiem, że śmierć mogła przyjść, ale babcia nie? Bo umarła?

3) Niespodzianki w rodzaju "Przyszła zima, a wraz z nią zabrakło zabawy" nie są wcale radosnymi niespodziankami. "wraz" sugeruje, że coś też przyszło, a nie przeciwnie, dało nogę.

4) Wyrazy podobnie brzmiące nie znaczą tego samego. To z pośpiechu czy... czegoś innego?

"- To twój naród - wskazała ręką, powaloną jej własną krwią, leżącą w dole krainę. To były bolesne narodziny."

Chodzi o "powalane krwią"? Niby to samo, ale oczy zaczynają biegąć po linijce, szukając sensu, zamiast iść dalej.

"Przytulił go tylko ciepłą kołdrą" - kołdrą się otula, przytula ramionami.

5) Słowa-wytrychy w rodzaju "dziwny", "nagle" nie pasują do poetyckiego charakteru tekstu "Cały czas była przy nim, aż nagle zniknęła jakby jego widok sprawiał jej zbyt wielki ból. " Jak ktoś nagle znika, to z reguły to słychać, bo się robi podcisnienie, jakieś mlaśnięcie się rozlega albo świst. Nie chodzi przecież o efekt komiczny, prawda?

6) "Wyjrzał przez okno, które nagle pojawiło się naprzeciw niego, mimo że nadal leżał zaplątany w spoconą pościel." - jeśli okno pojawia się gdzieś nagle, to naprawdę nie przeszkadza, że człowiek leży w pościeli. Przepoconej, nie spoconej.

7) "Słabość wlewała się w niego cichym strumieniem, powoli, podstępnie. Przychodziła wraz z duszącym kaszlem, niemożnością podniesienia się z łóżka po przebudzeniu, męką nieprzespanej nocy, gdy nie chciał krzyczeć, ale niekiedy musiał. Wraz z nią przyszła pustka." - trochę daleko to "nią" od "słabości", prawda?

Całość jest naprawdę fajna (słowo wytrych, w rzeczy samej), wokół ciekawego pomysłu osnuta, ale miejscami sprawia wrażenie tak niedbale pisanej, że aż zapachniało lekceważeniem czytelników. Czytelnicy nie powinni pracować nad tekstem, autor powinien. Czytelnik ma inna pracę do wykonania i nie należy mu jej utrudniać.

Spojrzałem na starą wersję, bez wstępu. Moim zdaniem była lepsza.

Marudzenie mi nigdy nie przeszkadza, chociaż to lekce sobie ważenie czytelkników troche mnie ubodło (ugryzło, podgryzło, dogryzło - niepotrzebne skreślić). Zastanawiam się nad bardziej rozbudowaną ripostą. Odautorskim komentarzem. Ale chwilowo nie mam czasu. Praca nie zając i cholera nie chce uciec.

Ślepne na starość. Znowu zrobiłem literówkę.

A propo czytałeś "Mechaniczną pomarańczę"? Nie porównuje się do autora, bo to zupełnie inny poziom, ale jedno mogę stwierdzić aby przeczytać ten tekst o go zrozumieć trzeba sie naprawdę ciężko napracować.

Oczywiście "i go zrozumieć"

Oczywiście, że trzeba, ale i autor i tłumacz napracowali się nad tym, żeby trzeba się było napracować.

Jeśli chodzi o lekceważenie - nie wycofam się, bo niektóre wady uświadamiamy sobie dopiero, kiedy ktoś nam wprost powie, jak się czuje z tymi wadami mając do czynienia. Dla mnie to jasne: jeśli w tekście są literówki albo błędy frazeologiczne, to autor zwyczajnie nie poświęcił wystarczająco dużo czasu, żeby je odnaleźć i usunąć albo dać komuś do przejrzenia. Skoro autor nie ma czasu, żeby popracować nad tekstem, ale wrzuca go tutaj, żeby inni poświęcili mu czas, to powstaje podejrzenie, że może uważa swój czas za cenniejszy od cudzego :) Nawet, jeśli cynicznie przyjmiemy, że każdy tak uważa, to publiczne tego okazywanie jest z reguły przyjmowane z niesmakiem :D

Jeśli zaś jest tak, że autor nie wiedział, że w tekście mogą być błędy i trzeba ich szukać, a najlepiej dać komuś do odnalezienia, to już wie :) 

Nie musisz się wycofywać. Niekiedy trudno dostrzec własne błędy. Przeczyta się dany tekst ze trzy razy, a literówkę znajdzie dopiero inna osoba, która tekst po nas przeczyta. Niemniej jeżeli chodzi o mój poziom lekceważenia czytelnika to na pewno znajdziesz na tej stronie użytkowników, którzy zdecydowanie prześcignęli mnie w tym. Jak sądzę lokuje się gdzieś po środku. Ale to moja prywatna opinia.

Zgadzam się z Twoją opinią. dlatego mówiłem o zapachiwaniu :)  :) 

Zapachiwaniu. Hmmm...  Ciekawia konstrukcja wyrazu.

no nie? :)

No tak :)

Nowa Fantastyka