- Opowiadanie: tfurca - Najbardziej Przeciętny Obywatel Świata, czyli wywiad-rzeka z panem Stanisławem (fragment)

Najbardziej Przeciętny Obywatel Świata, czyli wywiad-rzeka z panem Stanisławem (fragment)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Najbardziej Przeciętny Obywatel Świata, czyli wywiad-rzeka z panem Stanisławem (fragment)

Poniższy tekst to fragment "wywiadu", który napisałem wraz z kolegą (ja wcieliłem się w rolę dziennikarza, on – pana Stanisława). Gatunek bardzo trudny do zaklasyfikowania, ale ponieważ co najmniej ociera się o fantastykę, zdecydowałem się umieścić to tutaj. Publikacja za zgodą współautora. Całość na http://tforymyslu.cba.pl/npos.html

 

(…)

 

– Jeszcze do tej historii wrócimy, ale na razie chciałbym zapytać o korzenie. Proszę powiedzieć kim byli pańscy rodzice – co robili, jak chodzili, z kim kolaborowali. Jaki jest ich udział w wykreowaniu eNPOSia? A może należałoby w tym celu zacząć od przedstawienia dziadków?

 

– Hmm… Co pan ma na myśli mówiąc „jak chodzili”? Chodzi panu o sposób przemieszczania się w przestrzeni trójwymiarowej za pomocą kończyn dolnych? Dość intrygujące pytanie. Szczerze mówiąc, nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jakiego stylu czy rodzaju są kroki stawiane przez moją matkę bądź ojca. Z pewnością jednak tatuś chodził szybko. Pamiętam, że zawsze się spieszył, ciągle był dokądś spóźniony, chwytał w biegu kanapkę, wsiorbywał naprędce talerz zimnej zupy, podczas gdy mama poprawiała mu kołnierz palta i już go nie było. Kojarzył mi się z przeciągiem, trzaskiem drzwi wejściowych, stukaniem obcasów na schodach. Continuum jego obecności zaznaczało się jedynie wieczornym mamrotaniem dochodzącym do mojego łóżka zza kuchennej ściany, gdzie przeglądał jakieś papierzyska, szeleszcząc nimi i chrząkając regularnie jak tajemnicza maszyna. Proszę mi wierzyć, ja do dziś nie wiem dokładnie czym on się zajmował. Wiele razy pytałem o to matkę później, już w dorosłym życiu, kiedy ojciec od nas odszedł – ale ona również miała o tym blade pojęcie.

 

Jej kroki natomiast, jeśli teraz o tym pomyślę, wydają się policzone skrupulatnie i wciągnięte do specjalnego rejestru rzeczy niezbędnych. Takie właśnie wrażenie odnosiłem w dzieciństwie – że mama nie robi absolutnie nic, co mogłoby zużyć choćby odrobinkę jej energii na próżno. Każdy ruch, a zatem i krok, był perfekcyjnie wyfrezowanym elementem w mechanizmie jej aktywności. Nieważne, czy dotyczyła ona sfery domowej czy zawodowej, fizycznej czy duchowej.

 

Dziadków ze strony ojca właściwie nie znałem, poumierali gdzieś daleko, na wschodzie, kiedy byłem niemowlęciem. To była też jakaś tajemnicza sprawa, o której rodzice nie chcieli nigdy zbyt wiele mówić. Prawdopodobnie babcia i dziadek zostali zamordowani, ale przez kogo i w jakich okolicznościach – nie mam pojęcia.

 

Dziadek ze strony mamy, Hieronim Kunz, żyje do dzisiaj. Mieszka w Paryżu, gdzie prowadzi małą kafejkę. Babcia natomiast, pierwsza żona Hieronima, Sabina, porzuciła go, kiedy mama miała lat dziesięć i wyjechała do Kanady z zamiarem zrobienia kariery drwala. To była krzepka kobieta. Można by powiedzieć, że ślad po niej zaginął, gdyby nie fakt, że przez czternaście lat przysyłała na każdą Wielkanoc pocztówkę z Longueuil, na której napisane było jej charakterem jedno słowo: „KAUKO”. Bardzo dziwne, nie uważa pan? Potem te kartki przestały przychodzić, nikt nie wie, co się stało z babcią Sabiną, ani co miało oznaczać to specyficzne przesłanie.

 

– Rzeczywiście, pańskie drzewo genealogiczne nie grzeszy oryginalnością, czego, oczywiście, należało się spodziewać – dwoje rodziców, czworo dziadków, zapewne około ośmioro pradziadków. To doskonała baza do przeciętności, choć, jak widać po pańskich dzieciach, sama w sobie niewystarczająca. To także dowód, że zwyczajnego człowieka da się opisać liczbami. Wraz z profesorem Dzbanuszkiem-Kwoką popełnił pan dzieło o nazwie Matematyczny Obraz Pospolitego Społeczeństwa. MOPS doczekał się nagrody Niezależnej Organizacji Badającej Ludzką Anatomię. Podobno na bazie MOPSa tworzone są scenariusze do telewizyjnych seriali. Suche liczby! Czy rzeczywiście byt mas sprowadza się li tylko do liczb, statystyki?

 

– W książce, którą napisaliśmy z profesorem Dzbanuszkiem-Kwoką, staramy się dowieść, że tak. Nie jest to zresztą odkrycie Ameryki, my tylko patrzymy na to zjawisko pod nieco innym kątem niż naukowcy zajmujący się statystyką. Otóż, z punktu widzenia człowieka przeciętnego, obojętnym jest, czy jego byt, jak również los wielu milionów jemu podobnych osób, jest uzależniony od liczb, rachunku prawdopodobieństwa i granic błędu statystycznego. Homo pospolitus nie będzie bowiem zastanawiał się nad tym, czy jest w stanie zmienić ten porządek rzeczy za pomocą spektakularnych działań, drastycznych posunięć stanowiących ewidentny wyjątek od reguły – jemu to nie jest po prostu potrzebne. Konstrukcja życia oparta na ciągach arytmetycznych doskonale wpisuje się w nurt oczekiwań większości społeczeństwa. Myślę, że właśnie dlatego seriale, których scenariusze zostały zainspirowane treścią MOPSa, cieszą się tak dużą popularnością.

 

– Zawarty w książce Wykres Postaw wyliczony na bazie społeczeństwa mieszczącego się pod względem pospolitości między 2-gim a 98-mym centylem jest mocno spłaszczoną sinusoidą o minimalnej rozpiętości. Można by pomyśleć, że miażdżąca większość ludzkości to klony. I choć wydaje się nam, że każdy z nas jest indywidualnością, z perspektywy kosmosu jesteśmy tylko masą. Dla kosmitów bylibyśmy do siebie podobni jak bakteria do bakterii. Czy to dobrze? Ustaliliśmy już, że przeciętność ściśle wiąże się z rozwagą i praktycznością, zatem owa masa posiada również te cechy w sensie globalnym. Czy jest ona dzięki temu motorem napędowym cywilizacji? Jeśli tak, potwierdzałoby to teorie komunistów, którzy dezawuowali rolę jednostek.

 

– I tu właśnie wracamy do historii opowiadającej o tym, że świat nie mógłby się rozwijać bez jednostek wybitnych. Dla ludzi zajmujących się naukowo zjawiskiem przeciętności jest to pewien paradoks. Mogę nawet powiedzieć, że dla samych obiektów tych badań jest to również zgrzyt w, wydawałoby się, doskonale naoliwionym mechanizmie. Musimy się bowiem zgodzić, że większość urządzeń ułatwiających prowadzenie życia w sposób praktyczny została wymyślona i zaprojektowana przez ludzi wyróżniających się z szarej masy. Z punktu widzenia zwolenników przeciętności, nie jest to postawa godna pochwały, taka, jaką powinno się stawiać za wzór własnym dzieciom, którym należałoby raczej życzyć przetrwania, a nie bezmyślnego narażania się na sławę i związane z nią niebezpieczeństwa. Cóż jednak zrobić? My, przeciętniacy, doskonalimy swoją przeciętność dzięki wynalazkom ludzi nieprzeciętnych: Internetowi, telewizji, sieci banków i supermarketów. Myślę, że nawet komuniści, gdyby udało im się wprowadzić na dłużej komunizm w czystej formie, zostaliby w końcu zmuszeni do pogodzenia się z tym paradoksem. Masa nie jest motorem napędowym, raczej przyczepą – jakkolwiek to brzmi w ustach Najbardziej Przeciętnego Obywatela Świata.

 

– Ale sieci banków i supermarketów, telewizja i tym podobne wynalazki stanowią ułatwienie życia w społecznościach, które ugrzęzły we współczesnej cywilizacji, a ta przecież jest wytworem… no właśnie czyim? Jednostek czy masy? Czy to indywidua wpakowały nas w pułapkę niekontrolowanego, rozbuchanego rozwoju i teraz z konieczności musimy używać ich wynalazków, by dotrzymać jakoś kroku tej pędzącej machinie? Jesteśmy od nich uzależnieni jak narkoman od dilera? Czy może jednak nasza cywilizacja wygląda tak, jak ją sami wespół ulepiliśmy i wykorzystujemy jednostki wybitne, sycąc się wynalezionymi przez nie ułatwieniami? Innymi słowy, czy zwyczajni ludzie są ofiarami związanymi i zakneblowanymi w bagażniku samochodu kierowanego przez porywaczy (indywidualistów), czy pasażerami wygodnie siedzącymi w taksówce decydującymi o tym dokąd kierowca ma nas zawieźć?

 

– Stawia pan sprawę na ostrzu noża, panie redaktorze. Właściwie na ostrzu dwóch noży. A ja bym z tej pary ostrzy zrobił nożyczki i odciął się od takiego toku rozumowania. Nie pędzimy na oszalałym koniu, nie znaczy to jednak, że zawsze mamy kontrolę nad tym rumakiem, zwanym Postępem. Czasami idący stępa Postęp potrzebuje więcej owsa aby przejść w galop – dajemy mu go, a kiedy już wiatr targa nasze włosy i trudno utrzymać się w siodle, musimy po prostu poczekać aż się zmęczy, bo nie potrafimy ściągnąć mu cugli. Sytuacja jest w zasadzie prosta i ma swoje odwzorowanie w tak zwanej przyrodzie: to symbioza, tyle że odpowiednio zmodyfikowana, rozbudowana o kilka elementów charakterystycznych dla warunków wojennych. Bo przecież życie to ciągła walka, nieprawdaż?

 

Cóż znaczy w takiej wojnie armia bez dowódców, strategów, inżynierów wprowadzających na pole bitwy nowe technologie zabijania? I czym, z drugiej strony, byliby oni bez swoich żołnierzy?

 

Podsumowując: gdyby miał pan przetrwać w dżungli pełnej niebezpieczeństw – wolałby pan mieć do dyspozycji jedynie kij i krzesiwo, czy może czułby się pan pewniej będąc w posiadaniu noża, strzelby, kompasu i tym podobnych gadżetów? Domyślam się, że to drugie. A przecież musimy się chyba zgodzić co do tego, że nie jest pan w stanie wymyślić sobie sztucera i narysować go zaczarowanym ołówkiem.

 

(…)

Koniec

Komentarze

Oh mein gott, zarąbiście śmieszne, ale to fragment, więc nie oceniam.

Pozdrowienia z dupy cienia.

Czy som tu fany Szajsbatonu?

Fragment, ale całość jest w linku, ale... zawsze jest jakieś ale, przynajmniej na razie nie przeczytam, czyli chyba wcale. A co do ciekawych opowiadań z tej strony to polecam (patrz, komentarz niżej):

Miało być inaczej... styl i forma to ta sama dziedzia. Dobra treść i forma też... cholera, to wieczne rozkojarzenie.

Przeczytałem. Mnie nie ruszyło, choć rzeczywiście czasem można się było uśmiechnąć. Nie rozumiem jednak - tak jak nigdy nie rozumiałem - dlaczego ludzie upierają się, by publikować w dziale "opowiadania" twory, które nie są opowiadaniami.

Pewnie dlatego, że nie ma działu "inne twory".

Jest za to dział "publicystyka", a o ile pamięć mnie nie myli, wywiad podchodzi pod publicystykę. Zresztą, jeśli na trawniku jest tabliczka "zakaz wyprowadzania psów", to ludzie zwyczajnie ich nie wyprowadzają. Nie wpierdzielają się z nimi na trawnik tylko dlatego, że nigdzie w okolicy nie ma tabliczki "tu można wyprowadzać psy".

vyzart, odpuść sobie, bo tylko zaśmiecasz komentarze. Jesli traktujesz to dzieło jako publicystykę, to jest to naprawdę dobry dowcip.

Lul nie

Parafrazując Ciebie, Tfurco: "Odpuść sobie, bo zaśmiecasz dział. Jeśli traktujesz to dzieło jako opowiadanie, to jest to naprawdę dobry dowcip".

Wybacz, jeśli mój poprzedni komentarz był niezrozumiały lub - co gorsza - wydał ci się obraźliwy. Tak jak ty nie lubisz komentarzy niezwiązanych z tematem danego dzieła, tak ja nie lubię widywać w dziale opowiadania tworów, które nimi nie są. I zwyczajnie nie uważam, żeby brak działu "inne" był wystarczającym argumentem. Jeśli moja dezaprobata dla takiego procederu w jakiś sposób cię uraziła, przepraszam.

Nowa Fantastyka