
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Siły zaczęły mnie opuszczać w pierwszych dniach rozpoczynającej się wiosny, gdy wieczorna mgła z cmentarza zwykle otacza dom. Żaden lekarz nie potrafił wyjaśnić ogarniającego mnie wtedy zmęczenia. Byli to ludzie nawykli do szukania przyczyn niesprawności zdrowia w źródłach zrozumiałych człowiekowi. Jednak tego, co wysysa ze mnie zdrowie i powoli lecz nieuchronnie także życie, nie można pojąć umysłem.
Umieram. Jak dotąd nie udało się na to znaleźć lekarstwa.
Nigdy nie miałem spokojniejszych sąsiadów od nieboszczyków pochowanych tuż za ścianą łazienki. Dla człowieka szukającego wytchnienia od zgiełku wielkiego miasta, wytchnienia i spokoju, miejsce takie jak to, w którym mieszkam jest ostatecznym celem poszukiwań. Kondukty pogrzebowe, podczas których – nie wszystkich jednakże – żałobne pieśni śpiewane przez pogrążoną w smutku rodzinę nieboszczyka, podążającą za trumną do miejsca spoczynku, stanowią jedynie zakłócenie porządku i świętości tego domu.
Celem moich badań było szukanie rzeczy od tysięcy lat pozostających w zapomnieniu. Istnieją niedostrzegalne zmysłami człowieka zabezpieczenia chroniące takich jak ja przed odkryciem rzeczy zbyt przerażających i niebezpiecznych. Teraz o tym wiem, lecz wtedy, gdy posuwałem się do przekraczania granic, stosując środki zagrażające życiu, nie miałem o tym pojęcia. Trzeźwość umysłu powstrzymała mnie przed przekroczeniem granicy, której żaden człowiek nie powinien przekraczać.
Myślałem, że przerwanie eksperymentów uchroniło mnie przed straszliwymi konsekwencjami poczynionych kroków. Myliłem się jednak. Gdy raz pokonasz granicę, następstwa będą cię prześladować do końca życia, przechwytując sny i zmieniając je w koszmary, stopniowo pozbawiając zmysłów i zdrowego rozsądku. Dlatego z pewnych względów niewyjaśniona przypadłość spychająca mnie w stronę leżącego za ścianą cmentarza, jest pewnym zbawieniem i wytchnieniem od rozrywającego nerwy strachu. Swój koniec powitam z otwartymi ramionami.
Błędy prowadzonych badań prześladują mnie. Nie ma dnia bym o nich nie myślał. Czytam o nich w prasie. Słucham w radiu. Rzeczywistość nie pozwala mi zapomnieć. Noszę brzemię konsekwencji i choć jest to działanie wbrew naturze naukowca, robię to dobrowolnie. Ludzie jeszcze długo poddawani będą wpływowi efektów badań, na ich szczęście nie będą o nich wiedzieli. Pozostaną niedostrzegalne i jeśli nic nie zakłuci ich wolnego przemijania, niedostrzegalnie znikną. Nie jest to jednak rzecz, którą można całkowicie przewidzieć, jednak mam większe doświadczenie, by sądzić, że tak się właśnie stanie.
Mgła, w której widzę właściwą siłę pozbawiającą mnie życia pojawia się każdego wieczoru. Otacza dom szarym murem. Potęguje ciemności, tak że niemal nie wychodzę z domu w obawie przed tym, co może się w niej czaić. Wiem, że podejrzenia co do natury tego zjawiska ściągają na mnie uwagę mieszkańców okolicznych miasteczek, przeobrażając mnie w ich oczach w postać, którą straszy się dzieci. Choć krążące opowieści nie mają wiele wspólnego z prawdą i skutecznie zniechęcają ludzi do odwiedzin starego, samotnego człowieka, którym jestem, to brak towarzystwa nie jest ciężarem i nie ma wpływu na postępującą tajemniczą chorobę trawiącą mnie w niewiadomy sposób, lecz pozostawiającą dające się zauważyć ślady. Przechodzę jakąś transformację. Nie wiem, co mnie czeka gdy się dokończy – czy umrę, czy stanę się tym, czy już jestem w świadomości ludzi. Przygotowany jestem na taką ewentualność i bez względu na to, jak wyglądać będzie finał, ostatnie słowo należeć będzie do mnie.
Domyślam się, że badania, których próby podjąłem się dobrowolnie są nadal kontynuowane przez osoby, które nie zauważyły w ich prowadzeniu niczego, co wzbudzić by mogło podejrzenia, co do ich moralnej słuszności, choć ich wysiłki są z góry skazane na niepowodzenie. Nie zamierzam się dowiadywać, czy tak jest w istocie. Strzępki informacji docierających do mnie poprzez prasę i dwóch czy trzech utrzymujących ze mną kontakt ludzi z branży, pozwalają mi spać spokojnie, gdyż nikomu nie udało się zbliżyć na niebezpieczną odległość do celu owych badań. Moje osiągnięcia nie zostaną powtórzone.
Już we wczesnej młodości fascynowały mnie zagadnienia oraz tematy, które w nauce podejmowane są niezwykle rzadko. Moi nauczyciele nie znali odpowiedzi na pytania, które zadawałem. Ich natura oraz otaczający je mrok stanowiły przeszkodę, której nie potrafiła sforsować ograniczona i oparta na fundamentach tradycyjnego rozumowania wyobraźnia pedagogów. Pytania były zbyt dziwne, a ich poziom zbyt wysoki dla przeciętnego akademickiego umysłu, lecz w głębi duszy wiedziałem, że istnieją na nie odpowiedzi. Odszukanie ich zajęło mi wiele lat ciężkich, nieprzerwanych badań, ale udało mi się. Sukces jednak niósł zbyt wiele zagrożeń, by drążyć temat do wyczerpania. Prędzej udałoby się nagiąć czas siłą woli, niż przeniknąć zasłonę tajemnicy i wprost niewyobrażalnego zagrożenia, jakie ochraniało odpowiedzi na zagadnienia, które pojawiły się zupełnie nieoczekiwanie po zbadaniu wierzchnich warstw. Prawa natury nie zostały ustanowione bez powodu i łamanie ich grozi osobistymi tragediami, a w ekstremalnych przypadkach zagrożenie przenosi się na innych ludzi. Tylko szaleniec mógłby kontynuować pracę będąc naocznym świadkiem potwornych, niewytłumaczalnych rzeczy, które dzieją się wokół i dotykają wszystkich bez wyjątku z jego winy.
Mam nadzieję, że tropy, które udało mi się znaleźć i które zasadniczo wzbogaciłyby naukowy dorobek ludzkości nie zostaną odnalezione i kontynuowane. Nie jestem jednak bezmyślnie ufny wobec chciwców marzących o nieśmiertelności i nieograniczonej władzy nad energią i materią, by wierzyć, że przepotężne moce chroniące dostęp do tej wiedzy zdołają ich powstrzymać przed próbą jej zdobycia i wykorzystania. Zbyt wielu głupców chodzi po tym świecie.
Nie wiem, czy nadciągająca ze starego cmentarza mgła jest kierowana przez siły pragnące pozostać w spokoju, który im zakłóciłem. Czasem czuję nieodpartą chęć poznania odpowiedzi, lecz liczę się z możliwymi następstwami, których ani nie można przewidzieć ani uniknąć. Wiem, że moje życie nic dla nich nie znaczy i pozbawienie mnie go nie jest dla nich wyzwaniem. Doświadczenie zdobyte w czasie eksperymentowania nad dziwnymi właściwościami morskiej wody daje mi dostatecznie silną wolę, by zwalczać podobne pokusy i zachować dystans.
Do lata będę z pewnością martwy. Dlatego teraz pragnę przestrzec tych, którzy pragną pójść w moje ślady. Słyszałem że w pewnych zamkniętych akademickich kręgach strzegących ujawnienia się z prowadzonymi tematami badań, są ludzie, którzy pragną mi dorównać. Bądźcie ostrożni. Wiedza, której pożądacie nie da wam tego, czego oczekujecie. Nie marnujcie życia na zdobywanie jej, gdyż nie uniesiecie ciężaru swoich dokonań jeśli wam się uda. Wszechświat nie ukrywa swojej ciemnej strony bez powodu. Nie patrzcie w czarną otchłań między gwiazdami, próbując dowiedzieć się, jakie tajemnice skrywa. Nie są to sprawy, w które możecie się wtrącać. Coś tam niewątpliwie jest – wiem, bo bardziej niż ktokolwiek dotychczas zbliżyłem się do tej wiedzy – lecz to coś ceni sobie prywatność.
Szanowny Autorze, z faktu, iż Ty wiesz, o czym i o kim piszesz, jeszcze nie wynika fakt następny --- że wiedzieć to będą czytelnicy. Przynajmniej dla mnie ten tekst jest jedną dużą i nie interesującą enigmą.
Mam identyczne wrażenia, jak AdamKB. Czeski film - nic nie wiadomo, nic się nie wyjaśnia, a więc i zainteresowania ostatecznie żadnego nie wzbudza.
Pozdrawiam.
Dość nudne. Do tego ortografy zwalające z nóg. Niedobrze.
Historia o wszystkim i o niczym.
pozdrawiam
I po co to było?