
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Również z konkursu "Co Baranek je, że jest taki piękny i gładki?"
I nie ma za wiele fantastyki. Właściwie nie ma wcale :)
Do wielkiej torby wrzucał kolejne pliki banknotów, starając się przy okazji przeliczać, czy wszystko się zgadza. Ufał bankom, ale pomyłki zdarzały się nawet w tych najlepszych – szwajcarskich. Ten nie był jednym z nich. W jednej z szyb dostrzegł swoje odbicie. Wyglądam całkiem nieźle, stwierdził, uśmiechając się sam do siebie. Może to przez pieniądze?
– Pięć milionów – powiedział z ulgą, spoglądając na bankiera.
– Dokładnie – dodał drugi z bankierów. – Ale proszę jeszcze chwilkę zaczekać – zwrócił się do Baranka, gdy ten już zarzucił tobół na ramię i zabierał się do opuszczenia lokalu. – Wedle nowych wytycznych po odebraniu wygranej w dużym lotku trzeba uiścić opłatę.
– Podatek? – Baranek skrzywił się. Co prawda od tego skrzywiania miał już zmarszczkę podatkową, ale to już nie była jego wina.
– Dokładnie – przytaknął trzeci bankier. – Zaledwie milion. – Bankier uśmiechnął się.
– No i tak zostają mi cztery bańki – stwierdził Baranek, wypakowując przed chwilą spakowany do torby milion złotych. – Będzie na dom, samochód, własne wydawnictwo, wakacje w Meksyku, kawior…
Bankierzy uśmiechnęli się nieznacznie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– No, to skoro mamy to już za sobą… – zaczął szczęśliwy zwycięzca, zasuwając zamek błyskawiczny.
– W zeszłym roku wprowadzono podatek bezpieczeństwa – wtrącił pierwszy z bankierów. – Do uiszczenia po odebraniu nagrody.
– A co to za danina?
– To takie zabezpieczenie na wypadek kradzieży – wyjaśnił drugi bankier. – Gdyby ktoś panu teraz ukradł tę torbę, to co?
– No, ale czeka na mnie taksówka i…
– No, ale gdyby?
Baranek zastanowił się. Nie było to takie głupie.
– A czy to obowiązkowy podatek? – zapytał.
Bankierzy uśmiechnęli się pobłażliwie.
– Ile? – chciał wiedzieć.
– Sto tysięcy…
– No, to nie najgorzej – Baranek odetchnął z ulgą.
– Od każdego miliona – dopowiedział czwarty bankier. Skąd ich tu tylu?, zastanawiał się szczęśliwy zwycięzca.
– Czyli milion złotych. – Znów torba stała się lżejsza. – I tak zostanie na samochód, własne wydawnictwo, wakacje w Meksyku, kawior… – Rozmarzył się po raz kolejny – Mam nadzieję, że to już wszystko – rzekł Baranek. – Bo taksometr bije, panowie.
– Tak, oczywiście. – Tym razem bankierzy odezwali się chórem.
Wtedy zadzwonił telefon jednego z bankierów. Podczas rozmowy ów pracownik banku w skupieniu wpatrywał się w Baranka.
– Panie Krzysztofie…
– Co znów? – rzekł już trochę podenerwowany.
– Od zeszłego miesiąca każdy obywatel zobowiązany jest utrzymywać nasze przepiękne stadiony narodowe – stwierdził bankier. – Dopiero teraz obliczono, ile wyniesie pana podatek.
– Ile!?
– Tylko tysiąc dwadzieścia trzy złote.
Baranek otarł pot z czoła.
– No i taki podatek to mi się nawet podoba – uśmiechnął się. – Może dostanę za to jakiś bilet na mecz, na piłce kopanej się nie znam, ale…
– Tysiąc dwadzieścia trzy złote od metra kwadratowego murawy. – Słowa dotarły do Baranka jakby z oddali. Krew buzowała w nim jak ślina w ustach pseudokibica, który i tak w końcu z wrażenia zdolny jest powiedzieć tylko jedno proste słowo. Szybko pomnożył w głowie.
– Cholera! – Nigdy nie kupował tak drogiej trawy. Unijna, psia kref! I tak zostanie na własne wydawnictwo, wakacje w Meksyku, kawior…
Gdy już przełożył pozostałe banknoty do małego plecaczka podsuniętego mu przez jednego z bankierów, poczuł, że jak zaraz stąd nie wyjdzie, to dojdzie do rękoczynów.
– Czy to już wszystko?
– Jak najbardziej. – Jeden z bankierów wskazał Barankowi drzwi. – Po wyjściu z biura zapraszamy do okienka numer trzy.
– A na jakiego diabła?
– Tam uiszcza się opłaty stałe, opłaty za przygotowanie konta, podatki od spraw pomniejszych i tym podobne.
Baranek pamiętał później, że dwóch bankierów musiało go prowadzić do okienka i pomagało mu przy przeliczaniu gotówki, która szła na wszelakiej maści opłaty. Na górników, stoczniowców, rolników, którym nie wzeszła pszenica, archeologów prowadzących wykopaliska w Tunezji, utrzymanie dróg, łatanie dróg, łatanie starych łat, zrywanie starych łat. Na zaprzyjaźnione szkoły w Chinach, naukę tańca dla kombatantów, ordery dla harcerzy, stypendia dla studentów, zbieranie petów na plażach, odśnieżanie chodników. I po tym całym cyrku Baranek wyszedł z banku. Bankierzy z rozrzewnieniem odprowadzili go na sam próg i zaprosili na kolejną wizytę. Machali zza przeszklonych okien, gdy wsiadał do samochodu. Ocierali wilgotne oczy chusteczkami.
– Za czekanie należy się sto dwadzieścia złotych – burknął taksówkarz.
Baranek z trudem rozluźnił zaciśniętą pięść, w której ściskał jeden banknot. Ostatnie sto złotych z wygranej w dużego lotka. Sięgnął do kieszeni po portfel. Coś chyba zostało z wypłaty. Wygrzebał dwudziestkę. Monety wyrzucił na dłoń.
– Cholera, nawet na kawior nie zostało – powiedział ze łzami.
– Dokąd? – zapytał kierowca.
– Do domu – rzekł Baranek – Do domu… do domu… do do…
– Do do.. do… do – mruczał Baranek.
Gdy się obudził, w świetle lampki zobaczył twarz żony. Dzieciaki spały między nimi i cichutko pochrapywały. Jak to dzieciaki – ładnie.
– Co się stało? – spytała.
– Miałem koszmar – stwierdził Baranek, ocierając czoło. – Śniło mi się, że wygrałem w dużego lotka.
Baranek dostrzegł jej pytające spojrzenie.
– Wierz mi. To był koszmar, kochanie. Teraz jest dobrze – stwierdził, głaszcząc synka po główce. – Teraz jest dobrze.
Pieniądze szczęścia nie dają, pomyślał Baranek, i na pewno nie sprawiają, że człowiek wygląda dobrze. A i tak nie lubię kawioru, przypomniał sobie jeszcze zanim zasnął.
Trafił Ci się błąd, jeśli chodzi o podatek od kradzieży. Jeśli sto tysięcy od każdego miliona, a Baranek miał w tamtym momencie cztery miliony, to łącznie milion podatku nijak nie wychodzi. ;)
Fajny absurdzik, dobrze się go czytało.
Pozdrawiam.
Dzięki Eferelin
Ja tam wszystko liczyłem od kwoty pierwotnej, ale możemy uznać, że masz rację :)
Pozdrawiam :)
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
No nie wiem, za bardzo odrealnione i niewiarygodne mi się wydało, że gość oddaje bankierom kasę tylko dlatego, że powiedzieli, że ma im dać (bez żadnego dokumentu, umowy itp.), a potem nawet jak okazało się, że to sen i jaki wydźwięk ma tekst, pewna sceptyczność co do warstwy fabularnej pozostała.
Ale czytało się płynnie i sympatycznie. ; )
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Jeśli od kwoty pierwotnej, to też słabo z arytmetyką.
Niezłe. Pośmiałem się na koniec wizyty w banku. Dziękuję za chwilę relaksu.
Fajny shorcik.
Przyczepię się tylko do jednego - według mnie nie powinnien być "podatek od bezpieczeństwa" i "zabezpieczenie" tylko "ubezpieczenie" od kradzieży. W zasadzie to to samo, ale żadnemu politykowi (i przez to biurokratom również) nie przejdzie przez gardło, że obowiązkowe ubezpieczenie, które wprowadzili w swej mądrości, jest podatkiem.
Ano racja :) teraz widzę :) głupio bo zamierzałem tam dać 100 000 od każdego 500 000, potem zmieniłem :D
Niech zostanie jak jest. To tylko sen :D
Pozdrawiam i cieszę się, że trochę rozbawiło :)
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
Witaj!
Przyjemny absurdzik, pośmiałem się na końcu, tak jak AdamKB.
Pozdrawiam
Naviedzony
Nie porwało mnie, ale całkiem miło było czytać.
:)
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?