- Opowiadanie: Piotr Damian - Gniazdo

Gniazdo

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Gniazdo

Stoję na wielkim placu. Dookoła krążą kamienice o strzelistych dachy, sklepiki oraz gospody. Czysty bruk pod moimi stopami wydaje dźwięki. Ze wszystkich stron nadciągają postacie. Biegną oszalałe w grupach. Na twarzach ich wciąż ten sam grymas. Świeci słońce. Mijają mnie, każdy inny, każdy chce zmienić świat, każdy zagubiony, a jednak pewny, że to jego miejsce. Chcę krzyczeć, ale ona się zjawia. Piękna, rudowłosa czarodziejka. Jej skóra jest delikatna, lekko kręcone włosy powiewają na wietrze. Jesteśmy w samym centrum świata. Tylko ja i ona, tylko jej błękitne oczy i białe zęby. Tańczy przede mną, falując swą błękitną szatą i obfitymi piersiami. W końcu jasna poświata znad jej głowy dosięga i mnie, razi i unosi mą duszę.

Najpierw, gdy światło zanika, widzę ją, później wysokie drzewa i ściółkę. – Nigdy cię nie opuszczę. – Mówi, a ja tylko się uśmiecham. Wyciągam miecz z pochwy. Jest długi i lśniący. Wokół nas krążą grizzly, które za chwile rzucą się do morderczego ataku. Aaris wydaje się niespokojna. Jej ciało drży, twarz wykrzywia się w dziwnym grymasie. Zwierzęta biegną. Miecz jest gotowy do spotkania z ich szyjami. Kobieta płonie, jej włosy unoszą się do góry, po czym wokół nas pojawia się pierścień ognia, który rozszerza się w ułamku sekundy i rozpala futro biegnących niedźwiedzi. Zwierzęta warczą i wyją z rozpaczy, ale nadal pędzą. Wykonując piruety tnę te poruszające się już wolniej i coraz bardziej niemrawie, jeszcze żywe pochodnie. Aaris uśmiecha się do mnie, gdy jest po wszystkim. Uświadamiam sobie jak bardzo ją kocham. Zrobiłbym dla niej wszystko i jestem pewien, że ona dla mnie również. Znamy się już pół roku i jesteśmy nierozłączni. Gdy po raz pierwszy uratowała mnie na Tęczowym Wzgórzu wiedziałem, że będzie partnerką idealną. Stoimy przez chwilę w płomieniach i patrzymy na siebie. Kobieta wywołuje deszcz, który gasi przed nami pożar.

– Chodź. – Mówi i biegnie, czasem podskakując.

Idę za nią, ubezpieczając tyły. Bałem się tego dnia. Nie mogłem spać przez całą noc, myśląc tylko o tym. Od zawsze wiedziałem, że moja ukochana jest ambitna, ale kiedy oznajmiła co planuje, bałem się, że to będzie koniec. Bałem się, że później czeka nas rozstanie, że rozejdziemy się do różnych światów i już nigdy więcej jej nie spotkam.

Gniazdo istniało od zawsze. Zanim świat wynurzył się z oceanu, zanim bogowie, wzięli za patronat te ziemie. Gniazdo trwało w jądrze, później w głębinach. Teraz ziało ze środka lasu Ith’Vireeil. To tu nieczyste dusze stawały się demonami i to stąd Pierwsza Plaga wyruszyła na podbój świata.

W końcu jesteśmy na miejscu. Przed nami zieje krater, w który wstąpić można po wyrzeźbionych w skałach schodach. Dookoła wysokie drzewa-strażnicy pilnują tych czeluści. To one teraz chronią świat przed zagładą.

Na razie panuje względny spokój. Czasem wielkie nietoperze lecą w naszym kierunku, lecz moja kusza jest doprawdy szybka. Na samym dole czeka na nas jednak to co nieuniknione. Hordy małych i podłych demonów, z trzema rogami, ruszają w naszym kierunku. Aaris zieje ogniem. Ja wiruję z mieczem w ręku. Plugastwa padają jeden za drugim. Jedno z nich rani mnie w nogę. Krew spływa po niej leniwie, po czym upada na ziemię i miesza się z błotem. Łykam miksturę i rana się goi, a ja czuję nagły przypływ sił. Jeszcze jedna głowa demona pada u moich stóp.

Możemy iść dalej. Ukochana tylko kiwa głową w moim kierunku i przestępujemy wielkie, gotyckie wrota. Tym razem atakują nas harpie, a temu wszystkiemu przygląda się na tronie wielka, naga kobieta z baranimi rogami na głowie. Moje serce przyśpiesza bicie. Demon śmieje się głośno i plugawo. Aaris ciska w Harpie wiązkami elektrycznymi. – Rusz się! – Krzyczy, a ja wyciągam kuszę i strzelam w latające potwory. Gdy któraś otrzyma cios w serce skrzeczy i upada na ziemie, płonąc.

– Jak śmiecie!? – Krzyczy demon, wstając z tronu i podnosząc maczugę, którą uderza w ziemię.

Oboje odczuwamy potworny wstrząs. Aaris upada na kolana, a ja strzelam w kierunku demona. Dostaje w oko. Krwawi i wyje. Podbiega do mnie i próbuje zdeptać, swoją wielką stopą, ale uciekam. Aaris rzuca burzę ognia, która wypala twarz plugastwa. W końcu upada, ale ku mojemu zdziwieniu, jego ciało leci w moją stronę. Zaraz zostanę przygnieciony. Aaris zdąża nałożyć na mnie jeszcze osłonę, ale…

 

***

 

Co kurwa? – Krzyknąłem wyjątkowo głośno, po czym zaraz potępiłem się w myślach, zdając sobie sprawę, że mogę obudzić starych. Moje ręce drżały, czułem się wykończony, ale nie to było najgorsze. Na ekranie kompa widniał napis: „Przepraszamy, nastąpiła awaria serwera. Prace naprawcze potrwają około pięciu godzin.” Wstałem. Nie czułem dupy. Nogi bolały mnie jak cholera, a skronie pulsowały ciepłą krwią. – Życie to jebana kurwa. – pomyślałem z dziwnym żalem na sercu, który ostatnio mnie przygniatał.

Najpierw zrobiłem sobie herbaty i kilka kanapek z serem. Tylko on w lodówce nadawał się do położenia na chleb, ale i tak było obojętne dla mnie, co jem. Z resztą i tak już nic teraz nie miało znaczenia. Po posiłku poszedłem do kibla i przemyłem twarz. Moja facjata, z podkrążonymi oczami i tygodniowym, młodzieńczym zarostem wyglądała ohydnie. Nie myłem się już od trzech lub czterech dni. Nie zmieniałem ubrania od jakichś dwóch tygodni. Najprawdopodobniej ostro śmierdziałem, ale nie miałem teraz siły na kąpiel. Zmasturbowałem się tylko szybko i usiadłem jeszcze na chwile przed kompem.

 

Ja

Jesteś?

 

Alicja

Aha

 

Ja

Kurwa, znowu rozjebało serwer…

 

Alicja

Nie wiem czemu, ale chce mi się płakać. ;(

 

Ja

Kurwa, a tak dobrze nam szło, mieliśmy dokładnie 7h na rozwalenie tej instancji. O ósmej rano byłoby już po wszystkim.

 

Alicja

Tak, musimy tego dokonać, to byłoby niesamowite. Kurcze, nie mogę się doczekać.

 

Ja

Musimy zrobić to jak najszybciej. Stara chce mnie wysłać do dziadków na wakacje. Mam im pomagać na gospodarstwie.

 

Alicja

Kurwa…

 

Ja

Wiem, tam nawet nie ma kompa, o necie nie wspominając.

 

Alicja

Michał, nie możesz mi tego zrobić, jeszcze teraz… Powiedz jej, że masz wakacje, że możesz robić co zechcesz… Ja pierdole.

 

Ja

Spróbuje jutro pogadać, ale nie wiem… nie wiem co dalej będzie z moim życiem.

 

Alicja

Kocham cię. Jestem od ciebie uzależniona.

 

Ja

Ja też… Muszę iść spać. Zaczynamy jutro w południe.

 

Wstałem. Nawet nie zdjąłem ciuchów, kładąc się do łóżka, z kompletną pustką w głowie. W duszy miałem żal do siebie, może Alicji, może do starych, sam nie wiem. Przykryłem się kołdrą. Mi też chciało się płakać. W głowie wirowały obrazy z gry. Plac Główny mieszał się z drzewami Ith’Vireeil i niedźwiedziami grizzly.

 

***

 

Stoję na placu. Otaczają mnie strzeliste dachy. Pod nogami mam czysty bruk. Nie ma Aaris. Krzyczę, pytam znajome postacie. Nikt jej nie widział. – Spróbuj na arenie. – proponuje ktoś. Biegnę tam ile sił w nogach. Zaczyna padać. W powietrzu czuć wodę zmieszaną z kurzem.

Arena jest pełna widzów, a na jej środku stoi krzyż, do którego przybita jest moja Aaris. Płaczę, łzy lecą z moich oczu niczym deszcz spadający z nieba. Wszyscy śmieją się ze mnie. Za moimi plecami zamykają się wrota, a z klatek wypuszczane są czarne grizzly. Wstaje, wiruje, kaleczę i zatapiam ostrze. Niedźwiedzie mimo odniesionych obrażeń nadal żyją. Stają na dwóch łapach i zaczynają tańczyć, dookoła mnie i krzyża. Później z ich ogromnych gardzieli wychodzą nietoperze, które lecą do góry i wyjadają oczy Aaris. Ta trzęsie się tylko, ale tym razem pierścień ognia nie pojawia się wokół niej. Jesteśmy bezsilni.

Z trybun zeskakuje dwóch paladynów. Znam ich dobrze i bardzo nienawidzę. Są z przeciwnej gildii i często ownują mnie na pvp. Podbiegają i śmiejąc się głośno, zadają bolesne ciosy. Upadam na kolana, bezsilny i pełen rozpaczy, sam nie wiem, czy to dlatego, że Aaris umiera, czy dlatego, że mnie ownują. Ownują mnie, ownują!!! Mnie!?

 

***

 

Usiadłem przy stole. Matka spojrzała na mnie ze złością. Czułem się fatalnie. Ćmiący ból głowy sprawiał, że miałem wrażenie jakby cały dzisiejszy dzień był snem. Wczoraj śniło mi się, że umieram, a co najgorsze, umiera też Aaris. To przecież prawda, przecież oboje idziemy na dno, ale jest w tym umieraniu coś pięknego, coś romantycznego.

– Musimy porozmawiać. – oznajmiła matka.

– Nie pojadę do żadnych dziadków. Wybij to sobie z głowy. Jestem już prawie dorosły. – stwierdziłem stanowczo, ale spokojnie. Ostatnio tylko o tym mogłem rozmawiać z matką. Czułem się obco w swoim własnym domu. Jadłem gdy nikogo nie było, wychodziłem z pokoju jeśli nikt nie patrzył. – Mam wakacje, przerwę od szkoły.

– Przerwę? – oburzyła się, zaczynając wycierać naczynia w błyskawicznym tempie. Jej twarz wyrażała smutek zmieszany ze zniesmaczeniem. Wiedziałem, że jestem dla rodziców ofermą i to najbardziej bolało mnie w naszych stosunkach. Czułem się niekochany, a czasem nawet nielubiany. – Przecież ledwo zdałeś do klasy maturalnej. Miałeś same dwóje.

– Tróje też miałem i czwórkę z polskiego. – przypomniałem spokojnie, choć po chwili zrozumiałem, że ta dyskusja i tak nie ma sensu.

– Michał co się z tobą dzieje? Cały swój czas spędzasz przed komputerem. Jak ty w ogóle wyglądasz?

– Po co mam o siebie dbać, skoro i tak nigdzie nie wychodzę?

– To zacznij. Na litość boską. – Mamie drżały ręce, a wycieranie naczyń odbywało się już w superszybkim tempie. – Masz siedemnaście lat. Twoi rówieśnicy spotykają się wieczorami, chodzą na dyskoteki, interesują się dziewczynami. Ty nigdy… – zadrżał jej głos. Nie musiała mi tego wszystkiego mówić, doskonale o tym wiedziałem, a jej słowa były jak nóż w serce, jak gwóźdź do trumny, którego już nikt nie zdoła wyrwać. Ale to co miała powiedzieć za chwile było tysiąc razy gorsze. – Michał, czy ty jesteś gejem?

Wstałem tylko od stołu i poszedłem do swojego pokoju. Zakręciło mi się w głowie. Nie mogłem uwierzyć, że o to zapytała. Zamknąłem się na klucz i położyłem na łóżku. Zacząłem myśleć o swoim życiu. Nie miałem w nim już nikogo. Najpierw w szkole zostałem znienawidzony przez wszystkich. Sam już nie wiem, czy to ze względu na to, że zacząłem grać. Hmm… a może zacząłem grać bo nikt mnie nie lubił? Później wmawiałem sobie, że jestem wyjątkowy, że gardzę ogółem, ich muzyką i stylem bycia. Uważałem się za outsidera i tym tłumaczyłem sobie trudności w nawiązywaniu kontaktów. Niestety gdy od dłuższego czasu wszyscy cię nienawidzą, to i w takie historyjki przestajesz wierzyć. Nawet rodzice mnie odrzucali. Pewnie posiadali kiedyś jakieś wyobrażenia na temat mojej osoby, kim będę, czy wyrosnę na porządnego człowieka, czy będę miał żonę i dam im trójkę różowiutkich wnuków. Z ojcem nie zamieniłem słowa od jakiegoś miesiąca. Z matką jedynie się kłóciłem. W końcu wpadła na pomysł, że wyśle mnie do dziadków. – Praca leczy każdą depresję. – mówiła. – To ci powinno pomóc.

Ale ja nie chciałem pomocy, mi już na niczym nie zależało, oprócz Aaris. Była taka jak ja. Miała równie tyle problemów, a może nawet więcej. Chciałem jej pomóc, chciałem zrobić z nią Gniazdo. Wtedy ucieszyłaby się, wtedy by mnie pokochała na zawsze…

 

***

 

Idziemy przez podłużne, niskie korytarze, zdobione płaskorzeźbami, przedstawiającymi historię naszego świata. Widzimy herosów walczących z Pierwszą Plagą i Dariona zakładającego Gorgen – najpotężniejsze miasto na świecie. Czasem na naszej drodze stają demony, które niszczymy, a ich nieczyste dusze uciekają gdzieś daleko. Droga jest kręta i długa. Kolejne komnaty skrywają coraz cenniejsze skarby i silniejszych przeciwników.

Demonów wciąż przybywa. Atakują ze wszystkich stron, nie dając czasem szansy na obronę. Aaris rzuca osłony i ogniste fale, a moje bełty przebijają ciała piekielnych zastępów, czyniąc z nich durszlak. Idziemy nieustraszenie, z mocą w dłoniach. CHCEMY POKAZAĆ ŚWIATU NASZĄ WARTOŚĆ. Chcemy, aby każdy usłyszał nasze imię i żeby nie istniały już dla nas żadne wyzwania. W końcu docieramy, po kilku godzinach marszu.

Ekhrestenius stoi na środku wielkiej komnaty. Wszędzie dookoła tlą się pochodnie, a on jest wielki. Ma tysiąc węży na głowie i pięć par oczu. Śmieje się na nasz widok szyderczo, odsłaniając swoje ostre jak igła kły. W jego dłoni spoczywa kostur. Długi i kręty, wykuty z najszlachetniejszych stopów metali, sięga mu ponad głowę. Ubrany jest w czarny habit, na którym złotymi nićmi wyszyte są znaki w pradawnym języku. Na kopytach ma złote podkowy.

– Czego chcecie od wielkiego Ekhresteniusa, półboga, władcy Gniazda? – Pyta głośnym, zdeformowanym głosem.

– Twojej głowy. – Odpowiadamy zgodnie.

Walka się rozpoczyna. Półbóg posiada niezwykłą moc. Jego zaklęcia ścinają nas z nóg, a ciosy odrzucają na dalekie odległości. Ekhrestenius niszczy nasze osłony jak mydlane bańki, odbija bełty własną ręką. Nie mamy szans… Ownuje nas niesamowicie. Aaris po kolejnej śmierci kapituluje. Wynosimy się z Gniazda.

 

***

 

Ja

Kurwa…

 

Alicja

To koniec. Koniec gry, koniec wszystkiego. Nie mam już siły

 

Ja

Potrzebujemy lepszego gearu.

 

Alicja

No to czeka nas przynajmniej dwa tygodnie gry.

 

Ja

Muszę wyjechać. Na wieś. Po jutrze.

 

Alicja

Kurwa… Gdzie mieszkasz?

 

***

 

Spojrzałem w lustro. Ogolony i umyty wyglądałem już trochę lepiej, niemniej moja aparycja za sprawą niestrzyżonych od wieków, bezładnych włosów i spuchniętych powiek, wciąż nie przewyższała psiego gówna na chodniku. Ubrałem, jakimś cudem wyprane, spodnie dresowe i czarną bluzę z kapturem. Alicja miała być za pół godziny. Bałem się tego spotkania jak niczego na świecie. Do tej pory była Aaris, platoniczną miłością z sieci, istniejącą tylko w wymyślonym świecie. Nie wiedziałem czy chcę ją poznawać, nie wiedziałem czy chcę psuć to co piękne. Serce waliło mi jak wtedy gdy zaczynał się wf w liceum. Zawsze byłem najgorszy i zawsze spotykało mnie coś złego.

Bałem się, że nie spodobam się Alicji i co gorsze, że to moje wyobrażenia o niej legną w gruzach. Bałem się też konwersacji. Od pewnego czasu nie potrafiłem rozmawiać, a szczególnie sam na sam. Patrzenie ludziom w oczy to coś strasznego, ktoś może zobaczyć w nich nasze najskrytsze sekrety. To dlatego ostatnimi czasy niektórzy coraz częściej chodzili w okularach czy kapeluszach. Chcieli zasłonić swoją prawdziwą osobowość, chcieli się zakamuflować w społeczeństwie. Ja byłem już krok dalej, chciałem się od niego odizolować, aby już nikt nigdy mnie nie skrzywdził. Dlatego bałem się spotkania z Alicją. Nie chciałem być po raz kolejny zownowany i nie chciałem stracić ostatniej osoby, która została mi na tym świecie.

Gdy zaproponowała, żebym przeprowadził się do niej zgodziłem się od razu. W tej konkretnej chwili wydało mi się to najlepszym rozwiązaniem pod słońcem, ale z każdą minutą czułem coraz większy niepokój zmieszany z wątpliwości. Teraz nie miałem już odwrotu. Na stole zostawiłem kartkę wypisaną starannym pismem.

 

„Wyprowadziłem się na jakiś czas do znajomej.

Michał

Ps. Nie jestem gejem!”

 

Pod blok podjechała o trzeciej trzydzieści. Po cichu opuściłem mieszkanie i wyszedłem na osiedle. Tak dawno nie byłem na dworze. Czułem się co najmniej jakbym zaraz miał obrobić bank. Nogi uginały mi się trochę pod ciężarem ciała i drżałem, w pewnym sensie przez niską, nocną temperaturę. Stała, paląc papierosa, oparta o czarną sportową Bmkę. Wyglądała trochę zaskakująco. Na nogach nosiła ciężkie, czarne glany, i ciasne, obcisłe spodnie w granatowo-czerwoną kratę. Drugą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy w jej ubiorze była czarna bluza z kapturem, pozbawiona nadruków, dokładnie taka jak moja.

– Cześć Michał. – uśmiechnęła się trochę teatralnie, zauważyłem, że również nie jest mistrzynią w kontaktach międzyludzkich.

– Cześć. – skinąłem głową, a ona poczęstowała mnie fajką. Wziąłem czerwonego Marbolo i odpaliłem od jej zapalniczki.

Wypaliliśmy w milczeniu, wpatrując się na zmianę to w chodnik, to w siebie. Dziewczyna nie wyglądała jak jakaś piękność, była strasznie chuda i trochę niska, ale najgorzej też się nie prezentowała. W dolnej wardze miała gustownego kolczyka, a pod oczami tonę podkładu, aby zamaskować swoje wielogodzinne wojaże przed kompem. Jej długie, czarne i kręcone włosy pachniały przepięknie ziołami i mlekiem kokosowym.

Gdy wsiedliśmy, włączyła radio. Słuchała ostrego metalu. Rozmawialiśmy już o tym parę razy w necie. Gust mieliśmy podobny.

– Ładnie wyglądasz. – spróbowałem zagaić.

– W porządku, rozumiem. – skwitowała. Nie wiedziałem co przez to chciała powiedzieć. Może chodziło, że wie jak to jest, że jesteśmy podobni i wcale nie musimy rozmawiać na siłę. Może…

Samochód wpadł nagle w ogromną dziurę i przestraszona Alicja odbiła mocno kierownicą w lewo, po czym zahamowała. BMW obróciło się o około dziewięćdziesiąt stopni i w końcu zatrzymało się. Na szczęście nie było żadnych innych aut na drodze o tej porze.

– Ty w ogóle masz prawo jazdy? – zapytałem spokojnie. Nie chciałem dawać po sobie poznać, że się przestraszyłem.

– A niby kiedy miałam zrobić, skoro cały czas gramy? – zapytała, uśmiechając się niewinnie.

Cofnęła trochę i za chwilę znów jechaliśmy.

– Wiesz, że od jutrzejszego, nowego patcha będzie można wydropić z King of Dungeon Champions Gloves z szansą dwóch procent? – Zapytałem trochę nieśmiało dla rozkręcenia rozmowy.

– Kurwa, zajebiście musimy to mieć. Dla mojej czary już od dawno nie było żadnych godnych uwagi rękawic…

 

***

 

Jej dom był ogromny. Mieszkała na przedmieściu zupełnie sama. Jej ojciec, znany biznesman, pojechał w interesach do Hiszpanii, a matka siedziała na odwyku narkotykowym, gdzieś na końcu świata. Czasem przychodziła służąca wysprzątać dom i coś jej ugotować. Alicja była cholernie nieszczęśliwa. Wydawałoby się, że dzięki tym wszystkim pieniądzom może mieć w życiu wszystko. Ona nie chciała wszystkiego, wszystko było jej zbędne…

Szybko zadomowiłem się w domu Alicji. Miałem do dyspozycji cały, ogromny pokój z nowoczesnym kompem i superszybkim łączem. W większości czasu graliśmy. Uparła się, żebyśmy robili to oddzielnie. Czułem, że między nami coś się zmieniło, oczywiście chodzi mi o nasze relacje internetowe. Czasem w wirtualnym świecie się po prostu wygłupialiśmy, czasem pisaliśmy na różne tematy, jak muzyka, czy literatura. Teraz nasze kontakty elekroniczne przybrały inną postać. Alicja chciała za wszelką cenę przejść Gniazdo. Całą swoją uwagę poświęcała tylko jemu, więc nieustannie zbieraliśmy optymalny gear, żeby tym razem Ekhrestenius nie stanowił dla nas takiego problemu, jak wcześniej.

W domu nie zawsze graliśmy, czasem udawało nam się porozmawiać. Siadaliśmy wtedy na wygodnej skórzanej kanapie, przed ich ogromnym telewizorem plazmowym i zamienialiśmy kilka zdań. Ciężko jest otworzyć się, jeśli wcześniej nie potrafiło się dogadać z matką, ale o wiele lepiej zrobić to przed kimś z podobnym bagażem doświadczeń. Powiedziała mi, że nie zdała matury. Nikt nawet o to nie zapytał. Rodzice zapomnieli o niej, tak jak zapomina się o szczeniaku wziętym ze schroniska. Na początku piła i zdarzyło jej się parę razy wciągnąć kreskę. Wszystko po to, żeby zwrócić jakoś na siebie uwagę starych, ale nie miało to chćby najmniejszego efektu. Kiedy zrozumiała, że imprezowy tryb życia w ogóle jej nie kręci, znalazła sobie nowe uzależnienie, najbardziej błahe, wydawałoby się, a jednak najmocniejsze.

Ja też powiedziałem co nieco o sobie, o moich kłopotach w szkole. O nienawiści rówieśników i mojej alienacji od świata. Gra była dla mnie kojącą odskocznią od wszystkich stresów codzienności. Rozumiała. Przy niej nie wstydziłem się być tchórzem.

Brakowało nam jeszcze sporo czasu aby wyrazić swoje uczucia. Nie byliśmy na tyle otwarci, ale miałem pewność, że to co czuje, to miłość. Stanowiliśmy przykład na to, że nie kocha się za coś, lecz na przekór.

– Trzeba cię ostrzyż. – powiedziała kiedyś. W sumie miała racje. Od dawna nie odwiedzałem fryzjera, czego efektem były bezładne, ciemnobrązowe kłaki na mojej głowie, sięgające do szyi.

Usiadłem na kuchennym krześle, a ona ścinała kosmyk za kosmykiem. Cudownie się wtedy czułem. Jej bliskość i delikatność podniecała mnie. Bawiła się moimi włosami, zatapiając w nie swoje delikatne palce. Przez chwilę odpłynąłem, poczułem ukojenie.

– Teraz jest o wiele lepiej. – uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłem jej zachowanie, lecz gdy to dostrzegła spuściła głowę i szybko zajęła się sprzątaniem.

 

***

 

Dzień później zastałem ją na balkonie, palącą papierosa i wpatrzoną prosto przed siebie.

– Co się stało? – Zapytałem po prostu. Nie logowała się od kilku godzin. Zaniepokoiło mnie to, więc poszedłem jej poszukać.

Alicja płakała. Rozmazany tusz dookoła jej oczu mógł na pierwszy rzut oka wydawać się komiczny, jednak po głębszym spojrzeniu przerażał i nie dawał spokoju.

– Gówno. – odrzekła z goryczą. – Kurwa, jakie to wszystko żałosne.

Zrobiło mi się przykro. Tak, byłem ogromnym egoistą, użalającym się nad sobą onanistą, odrzuconym i zapomnianym przez wszystkich. Myśli samobójcze już nie raz nawiedzały moją głowę, ale kiedy poznałem Alicję, w prawdziwym świecie, czułem się lepiej. Nie myślałem o swojej żałosności. Tylko, że teraz przypomniała mi o tym i cholernie mnie to zabolało, jak nic na świecie.

– Dzwonił ojciec? – zapytałem, biorąc papierosa z paczki leżącej na balkonowym murku przyozdobionym płaskorzeźbami gargulców i odpalając go.

– Dziś rozjebiemy wreszcie to kurewskie gniazdo. – oznajmiła tylko i wypuściła przez nos stróżkę dymu.

 

***

 

Świat zaczyna mnie przytłaczać. Dookoła wciąż biegają nowi herosi tych krain. Nie ma tu już dla mnie miejsca… Już nie. Przeraża mnie, że wkrótce odejdę, ale pociesza fakt, że moje imię wypisane zostanie na pomniku, ku chwale wielkim bohaterom. Aaris materializuje się tuż obok, po czym biegnie na targowisko. I ja powinienem, ale nie mogę się ruszyć. Za dużo ludzi stoi wokoło i nie jestem w stanie nic zrobić. Krzyczę i bluźnie, niech wielki Govu wybaczy mi tę słabość. W końcu używam kamienia teleportacji.

Znajduje się na targowisku. Kupuję kilka mikstur. W powietrzu, unosi się różowy dym. Zawsze kojarzył mi się z bzem. Tu także znajduje pełno postaci. Wszyscy gonią za iluzorycznymi celami, za anonimową sławą, tak jak ja.

Aaris jest już gotowa. Biegniemy na plac magiczny po czystym bruku. Mijamy strzeliste dachy i w końcu docieramy. Czarodziejka tańczy, po czym przenosimy się do lasu Ith’Vireeil. Grizzly padają od razu. Idziemy. Krater zieje ze środka złem. Zabijamy, kolejne hordy. Czuję w sobie potęgę. Czuję nieskończoną moc, którą mógłbym zniszczyć cały świat. Mijamy ołtarze, posągi i grobowce. Czekamy tylko na niego. Tylko on może nas powstrzymać i tylko w jego śmierci zasmakujemy zemsty. Tak, pragniemy jej. Pragniemy pomścić nasze rodziny i przyjaciół. Chcemy zwycięstwa i tylko ono zaspokoi nasze żądze.

Ekhrestenius czeka. Śmieje się ohydnie i patrzy na nas z pogardą. Boje się tego spojrzenia i nie tylko jego. – Co będzie potem? – myślę, ale zaraz muszę się otrząsnąć z melancholii. Aaris atakuje, ciska piorunami i wzywa żywioły. Ja strzelam wciąż i staram się trzymać półboga na dystans, a ten skacze, wyje, miota się. Próbuje używać mocy magicznej, lecz mój pancerz chroni mnie przed nią. Ciska we mnie deszczem sztyletów, ale ja wykonuje akrobatyczne salto, dzięki któremu unikam obrażeń. Aaris tym czasem unosi się wokół jego głowy i absorbuje moc. Węże chcą ją kąsać, ale nie mogą dosięgnąć jej ciała.

Gdy jest już słaby, wybijam się z jednej nogi i zatapiam swój miecz w jego klatce piersiowej. Krzyczy, aż można ogłuchnąć. Ziemia drży na całym świecie. Komnata, zaczyna się sypać. Aaris tańczy, przygotowuje teleport. Ja zdzieram amulet z szyi półboga i pierścień z palca. Uciekamy.

 

***

 

Alicja przybiegła natychmiast i uściskała mnie. To było wspaniałe uczucie. Oboje byliśmy wyjątkowo podnieceni. Pobiegła do kuchni po wino. Wypiliśmy je w kilka minut. Później poszło jeszcze pare butelek. Puściliśmy głośno muzykę, a nasze usta spotkały się spontanicznie i bezwarunkowo.

Świat wirował dookoła. Najpierw obciągnęła mi jak zawodowy kurwiszon. Nie ma chyba na świecie niczego przyjemniejszego. Później uprawialiśmy seks wielokrotnie i w różnych pozycjach.

Zasnąłem nad ranem, wtulony w jej małe, choć jędrne piersi. Śniły mi się elfy i krasnoludy z naszego świata. To był przyjemny i kojący sen, po którym już nic nie miało być takie jak dawniej.

 

***

 

Obudziłem się z gigantycznym bólem głowy, ale szczęśliwy. Byłem z siebie dumny. Pierwszy raz całowałem się z dziewczyną, ba! Pierwszy raz w życiu uprawiałem seks. Moja ręka intuicyjnie zaczęła szukać jakiejś butelki z obojętnie jakim płynem. Gdy się podniosłem, zobaczyłem postać siedzącą na krześle przy drzwiach. Czarne kręcone włosy zakrywały jej twarz. W ręku trzymała długi kuchenny nóż.

– Wstawaj skurwysynu. – powiedziała drżącym głosem, podnosząc się z krzesła. – Ubieraj się i spierdalaj z mojego życia.

Z oczu Alicji spływały krokodyle łzy, a jej prawa ręka, w której trzymała nóż, drżała.

– O co ci chodzi? – zapytałem, zmieszany i kompletnie zaskoczony, ubierając ciuchy.

– Wykorzystałeś mnie kurwo, tak jak ojciec… Tak jak ten skurwysyn.

Poczułem wstrząs, jakbym był postacią z kreskówki i na moją głowę spadło pianino. Nie przypuszczałem, że Alicja do tego stopnia została skrzywdzona przez starego. Nienawidziłem go za to i chętnie wyrwałbym mu flaki przy pierwszym spotkaniu.

– Upiłeś mnie, a później przeleciałeś. Kurwa, ale ja byłam głupia. Zachowałam się jak gorąca szesnastka, na dyskotece, która kończy z trzema, murzyńskimi fjutami w dupie.

Stałem jak wryty. Zatkało mnie. Nie próbowałem niczego wyjaśniać. Znowu zachowałem się jak tchórz. Nóż pod moją szyją, sprawił, że o mało nie zlałem się w majtki ze strachu.

Wyszedłem. Przed domem czekała już na mnie taksówka. Nie mogłem uwierzyć, że to się tak kończy. Chciałem wrócić i porozmawiać, ale strach nie dał mi tego zrobić. Odjechałem, zostawiając ją samą, w najgorszym możliwym momencie.

 

***

 

To już moje ostatnie słowa. Siedzę na krześle, w ręku trzymam sztylet. W kominku przede mną tli się niespokojnie ogień. Jest ciepło, bardzo przyjemnie. Za oknem szaleje wichura. Pomieszczenie wypełnia półmrok, jakby ciemność czekała tylko na mój czyn. Rękojeść broni zachwyca mnie wykonaniem. Wysadzana jest najszlachetniejszymi brylantami. Na mojej szyi wisi amulet, a na palcu pulsuje pierścień, w którym drzemie moc tego świata. Zatapiam sztylet w brzuchu.

Are you sure you want to delete character?

Yes.

 

***

 

Matka miała rację, praca uśmierza ból. Po tym jak wróciłem do domu, musiałem się zgodzić na wszystko. Ojciec oznajmił, że prawie wylądowała w psychiatryku, po moim zniknięciu. Nie miałem wyboru, musiałem pojechać do dziadków. Dzięki pracy przestałem intensywnie myśleć o Alicji, choć wracała do mnie w snach. Tęskniłem za nią, ale zdawałem sobie sprawę, że pewnie już nigdy jej nie zobaczę. Jak mogłaby spojrzeć w oczy człowiekowi, którym pogardza i który ją zostawił.

Rozstanie z postacią okazało się jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu. W środku czułem, jakbym tracił kończynę. Psychiczne przywiązanie do gry nie minęło i już chyba nigdy nie zdołam się od niego wyswobodzić, ale wtedy przynajmniej uwolniłem się od myśli.

Z dziadkami można było porozmawiać o wszystkim. Nawet nie przypuszczałem, że są tacy w porządku. Opowiadali dużo bardzo ciekawych historii, a szczególnie tych z czasów wojny.

Może doszedłbym do siebie, gdybym całkowicie zapomniał o niej, ale zawsze gdy zostawałem sam wspomnienia wracały brutalnie, raniąc mnie. Myślałem poważnie o samobójstwie. Czasem sięgałem po nóż, z chęcią wbicia go sobie w brzuch, ale nigdy nie starczyło mi odwagi. Czy mówiłem już, że jestem tchórzem?

 

***

 

Zadzwoniła w październiku. Płakała, przeklinała i wyznawała miłość naprzemian. Nigdy nie zapomnę tego telefonu, a właściwie kilku słów, które wyłapałem z całej tej bezładnej paplaniny i które zamurowały mnie całkowicie.

– Jestem w ciąży. Nie radzę sobie z tym wszystkim.

Pamiętam, że poczułem strach, później zakręciło mi się w głowie, po czym zacząłem się śmiać jak głupi.

– To cudownie! – z oczu leciały mi łzy. Poczułem największe szczęście, jakie spotkało mnie w życiu.

Kupiliśmy mieszkanie na śródmieściu. Urządziliśmy sobie własne gniazdo niepozbawione wad, ale pełne zrozumienia i chęci. Alicja zaszantażowała ojca, że doniesie prasie, że ją posuwał do piętnastego roku życia. Mieliśmy na start, próbowaliśmy jakoś odnaleźć się w tym świecie. Mogliśmy pozwolić sobie na edukację i spokojne wychowanie dziecka. Urodziła nam się dziewczynka, chciałem, żeby miała na imię Aaris, ale ksiądz nie pozwolił, a i Alicja miała spore wątpliwości, więc nazwaliśmy ją Agnieszka.

Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że się uzupełnialiśmy. Jedno bez drugiego nie potrafiło żyć i nie chodzi tu o tkliwe słówka, jak w piosenkach pop, tylko o nas, nasze charaktery i przejścia. Mieliśmy nowy nałóg, siebie.

Ciężko nauczyć się życia z dnia na dzień. Bywało, że woziłem pranie do mamy, gdy dawno nie przychodziła opiekować się małą. Bywało, że jedliśmy przypaloną zupę, albo że odcinali nam prąd za niepłacenie rachunków. Ale do cholery… jak taka zupa smakuje, o tym przekonają się tylko nieliczni.

Koniec

Komentarze

Lecim z tym koksem, może kiedys zapali sie ogień strzelający ku niebiosom, urągający herosom! :))
"Stoję na wielkim placu. Dookoła krążą kamienice o strzelistych dachy, sklepiki oraz gospody. Czysty bruk pod moimi stopami wydaje dźwięki. Ze wszystkich stron nadciągają postacie. Biegną oszalałe w grupach. Na twarzach ich wciąż ten sam grymas. Świeci słońce. "

Czy bohater jest pod wpływem dragów, alkoholu, czy innych dopalaczy? Wiemy, ze stoi, zapewne nieruchomo, choć budynki latają wokół niego. Niezwykle intrygujące są materiały budowalne - wydające dźwięki, pewnie stosują się do zasad BHP (są czyste). Dalej jest coraz ciekawiej. Z każdej strony biegną oszalałe postacie z jednakowym grymasem. Nie zdzierżyłem, gdy ujarzałem słońce, które nie wiedzieć czemu świeci. Rozumiem, że wcześnie zgasło?

Przepraszam za tak kąśliwe uwagi, ale styl mnie przeraził bardziej niż zawarta w opku treść. Bez oceny./

Zupełnie nie o to tu chodzi. Dodam tylko, że nie bez przyczyny użyłem takiego opisu na początku, jeśli przeczytasz dalej to być może sytuacja się rozjaśni. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

Bez ekscytacji. Ale może to kogoś zachwyci.
Pozdrawiam. 

Zdedowany plus za pracowitość.

Ano, plus za skromność i chęć poprawy, tyż - cierpliwość jeno cnotą jest, gdy rżnięta przez ambicję oknem nie ucieka.:)

Dzień dobry / dobry wieczór
Nie będę wskazywał na błędy, których jest tu sporo, bo istotniejsze wydaje mi się zwrócenie uwagi na temat. Uzależnienie od gry i jego skutki. Piotrze, popraw, dopracuj --- chociaż brak tu fantastyki, rzecz się z nią mocno wiąże.
Powodzenia.

Nowa Fantastyka