- Opowiadanie: Szermierz Słów - Dobre Zło (+16)

Dobre Zło (+16)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dobre Zło (+16)

Szatan otworzył czarne jak smoła powieki. Przetarł wężowe oczy i podrapał się po nasadzie lewego rogu. Piekielnie dobra drzemka, pomyślał, po czym wyciągnął szponiastą dłoń do pustej kamiennej misy. Nie znajdując żadnej zawartości poderwał się na równe nogi i zawołał gniewnie:

 

Adolfo!!!

 

Po minucie, przykuśtykał pokraczny nieduży stwór, pozszywany z resztek porozrywanych ciał.

 

– Tak mój Panie? – istota skłoniła się głęboko.

 

– Gdzie do dziewięciu piekieł są serca niemowlęce? Były w tej misie kiedy zasypiałem, a teraz… Gdzie do diabła ciężkiego jest misa? Adolfo! Adolfo, gdzie ty do cholery jesteś?

 

Szatan rozglądał się nerwowo, ale jego sługa jak gdyby rozpłynął się w powietrzu. Jedyne co po nim zostało to ślady krzywych stóp na popiele.

 

Co tutaj się wyrabia? Cokolwiek to jest, powinno się odbywać za moim przyzwoleniem, a takiego nigdy nie wydam! – diabeł warknął groźnie i wyruszył na poszukiwania swojego kamerdynera. Przeszukał cały Poziom Mieszkalny; apartamenty, jadalnie, łaźnie, Sale Popielne, ale nigdzie nie uświadczył nawet cienia Adolfo. Zszedł więc niechętnie do Poziomu Cierpień, na którym znajdowały się mniej potępione dusze. Kiedy mijał jednego z męczenników, powieszonego za ręce na szubienicy, coś go zaniepokoiło. Odwrócił się gwałtownie do wisielca.

 

– Ej ty, dlaczego nie jęczysz? – zapytał zdumiony.

 

– A dlaczego miałbym jęczeć? Dobrze mi tutaj.

 

– Co proszę? Czterdzieści siedem lat temu powiesiłem ciebie tutaj własnoręcznie, a tobie jest dobrze? – Szatan nie dowierzał.

 

– A co miało by mi tutaj przeszkadzać? Ponieważ wiszę, to nie muszę stać, a po tylu latach ból nóg byłby nie do wytrzymania.

 

– A ręce cię przypadkiem nie bolą od tego wiszenia?

 

– E tam, to bardzo przyjemna forma rozciągania panie Diable.

 

– Co? W takim razie każę ci dowiązać do nóg wór z węglem – odrzekł Szatan i poszedł dalej korytarzem w dół. – Adolfo gdzie jesteś?!

 

Korytarz doprowadził go do Komnaty Agonii, w której porozstawiane kadzie z wrzącą oliwą pełne były wydzierających się i wijących w piekielnym bólu dusz. Przynajmniej kiedyś. Kiedy Diabeł przekroczył próg komnaty, doszły go śmiechy i pluskanie, jak w setkach wanien. Wszystkie potępione dusze sprawiały wrażenie, jak gdyby to była ich najlepsza kąpiel w życiu.

 

– CO SIĘ TUTAJ DZIEJE?! – wrzasnął przerażony Diabeł.

 

– Och bawimy się panie Rogaty – odrzekł jeden z chlapiących wrzącą oliwą.

 

– Co robicie? Oliwa wam padła na mózg? Nie można się bawić w kadziach z wrzącym płynem… Po prostu nie można. ZABRANIAM!!!

 

– Wyluzuj Panie Zły Do Szpiku Kości i wskakuj tutaj do nas.

 

– SCZEŹNIECIE! Jak tylko znajdę swojego sługę. ADOLFOOOO!!!! – Diabeł ruszył dalej, coraz bardziej nerwowym krokiem, do najniższego z poziomów – Trzewi Zła.

 

Co oni sobie myślą? Tyle lat poświęciłem, aby czuli się jak w piekle, a oni jak mi się odwdzięczają? Bawią się, śmieją, relaksują! Aghhhg!!! Aż strach pomyśleć co będzie niżej.

 

Rzeczywiście, w Trzewiach zła nie działo się nic złego, ani bolesnego. Szatan poświęcił masę czasu na stworzenie najwymyślniejszych maszyn tortur, miotaczy płomieni, hodowli robaków ucztujących na ludzkim mięsie, żelazne dziewice oraz wielu innych zarówno przerażających jak i bolesnych wynalazków. Nic w tym momencie nie robiło wrażenia na duszach, które z zachwytem w oczach poczęły bawić się nimi z towarzyszami, którzy z kolei zalewali się łzami ze śmiechu. Trzaskające kości, skwierczące ciała, odrywane kończyny, wypruwane wnętrzności i przeszywane czaszki były czymś niezwykle emocjonującym dla ofiar jak również katów. Po jakimś czasie zamieniali się miejscami i symfonia makabrycznych dźwięków rozbrzmiewała na nowo. Kiedy Diabeł zobaczył co się dzieje w jego najmroczniejszym z zakątków piekła, zrobiło mu się słabo. Usiadł na rozgrzanych węglach i kręcił głową nie mogąc uwierzyć w to co widzi.

 

– To się nie dzieje naprawdę – powtarzał sobie. – To jakiś koszmar, ale jak to się dzieje, że to nie ja go kontroluję?

 

Z apatii wyrwał Diabła gasnący ogień w miotaczach i stygnące węgle na których siedział. Poderwał się na równe nogi i popędził co tchu do Komnaty Ognia. Służyła mu do wzmacniających kreatywność kąpieli w płomieniach, kiedy tracił jakąś duszę na rzecz Nieba. Po wyjściu roiło mu się w głowie mnóstwo nowych pomysłów na sprowadzanie niewinnych dusz na winną stronę. Kiedy dotarł do stalowych drzwi na końcu długiego korytarza, kamienne serce podeszło mu do gardła. Drzwi nie były rozgrzane nawet do czerwoności. Dotknął ich. Ledwie ciepłe. Otworzył je i z bólem opadł na kolana. Sala była pełna popiołu i niczego więcej. Dlaczego, dlaczego? Dlaczego ja? Co takiego zrobiłem i komu? Komu mogłem… – Szatan zrobił pauzę, gdyż nagle go olśniło. – Więc to ty.

 

Ile tchu popędził do baaaaaardzo rzadko używanej windy. Znajdowała się niedaleko przedsionka piekła, stare pordzewiałe stalowe pudło bez żadnych lin, czy szyn. Lucyfer otworzył skrzypiące drzwi i wszedł do środka. Wnętrze okazało się pełne wulgarnych napisów znieważających niebo oraz ich mieszkańców i wychwalających Szatana. Adolfo… – pomyślał Diabeł i westchnął z nostalgią. – Dobrym byłeś sługą zła. – Wyciągnął rękę i nacisną jeden, jedyny guzik z narysowaną chmurką.

 

Kiedy winda stanęła, a dzwonek obwieścił dotarcie na miejsce, Szatan otworzył z rozmachem drzwi i ruszył pewnym krokiem po chmurnym dywanie do Sali Tronowej Nieba. Kiedy dotarł do ogromnych złotych wrót, otworzył je bezceremonialnie i od progu zaczął krzyczeć :

 

– Co to za jaja tam na dole ziomek? Myślisz, że to jest zabawne jak ty mi urządzisz piekło? Otóż nie mój panie, to jest doprawdy… – zerknął na Boga, który właśnie rozkręcał swój tron śrubokrętem, potem rozejrzał się po opustoszałej sali, która w pewnym momencie się rozmywała w nicość. – Co ty wyrabiasz do dziewięciu piekieł?

 

– Ach to ty Nieczysty, spodziewałem się ciebie, ale jakiś czas temu. Teraz jak widzisz jest już trochę za późno.

 

– Za późno na co i dlaczego rozbierasz swój tron? Zresztą mam to gdzieś, piekło zamienia mi się w cyrk!

 

– Tak, domyślam się.

 

– Domyślasz? To twoja sprawka, chcesz mnie zapewne w ten sposób nawrócić, ale nie, nie dam się twoim podstępom i szantażom. Nie nawrócę się, nigdy!

 

– Już dawno porzuciłem próby nawrócenia ciebie. To co się dzieje w twoim królestwie dzieje się również w moim.

 

– To dlatego majdrujesz coś przy tronie?

 

– Zgadza się. Pakuję się i wynoszę.

 

– Co? Jak to wynosisz, dlaczego?

 

– Gdybyś przeczytał wiadomość ode mnie, to byś wiedział.

 

– Wiadomość? Kazałem niszczyć wszystkie twoje pisma do mnie.

 

– Typowe – Bóg odłożył śrubokręt i wstał. – No to wiedz Nieczysty, że nasze królestwa się rozpadną. Ulegną zniszczeniu i pozostanie tylko nicość. Wszystko za sprawą ludzi.

 

– Jak to możliwe?

 

– Ludzie bowiem, przestają w nas wierzyć.

 

– Jak to przestają wierzyć? Nie wierzą we mnie?

 

– W nas. Zastępuje nas Samsung, gry komputerowe, media, rozrywka, wyprzedaże…

 

– Kim jest ten Samsung.

 

– To firma produkująca sprzęt elektroniczny.

 

– To jakieś brednie, nie wierzą we piekielnego władcę dla tych wszystkich bzdur? A co z dobrem i złem, na pewno są tam przejawy naszych wpływów.

 

– Mają w pełni zautomatyzowany świat i już nie muszą myśleć samodzielnie, więc nie zastanawiają się nad wartościami czynów.

 

– Więc naprawdę liczą się dla nich tylko dobra materialne?

 

– Wyznają materializm. Kiedyś chodzili do kościoła, teraz chodzą na wyprzedaże, promocje, otwarcia sklepów, premiery.

 

– Chcesz mi powiedzieć, że moje piekło zniknie, bo jacyś kretyni przestali chodzić do kościoła? Nie wierzą już w ciebie, a bez tego zniknie niebo, a nie może istnieć piekło bez nieba.

 

– Nie zupełnie, ale tak.

 

– No to musisz ich zmusić! Objaw im się spraw parę cudów, podpal krzak czy coś.

 

– Nie mogę, dałem im wolną wolę.

 

– Sram na ich wolę! Jak ty tego nie zrobisz to zajmę się tym osobiście.

 

– Próbuj, ale gdyby ci się nie udało to radzę ci zwinąć się stąd zanim nastąpi całkowita dezintegracja, bo ciebie również nie ominie.

 

– Tak, a niby dokąd miałbym się udać? Nie mam takiej mocy jak ty, nie potrafię stworzyć sobie świata.

 

– Faktycznie, w takim razie żegnaj Nieczysty – Bóg wrócił do rozkręcania tronu.

 

– Zaraz, a dusze w czyśćcu? Trochę ich tam jest, na pewno więcej niż na ziemi. Też przestały w ciebie wierzyć.

 

– Przestały. Sądzę, że trzymam je tam trochę za długo.

 

– To ich wypuść na miłość boską!

 

– Nie mogę, pomost łączący niebo z czyśćcem zniknął.

 

– No to mamy poważny problem. Ilu zostało wierzących na ziemi?

 

– Obecnie wierzy niecały tysiąc osób, z czego siedemdziesiąt jeden jest twoimi wyznawcami.

 

-Tak mało? Dość tego, już ja ich przekonam do swojego istnienia!

 

– Co chcesz zrobić?

 

– Przypomnę im o istnieniu zła, o piekle i o sobie. O tobie nie będę wspominał, jeszcze by się opowiedzieli za niewłaściwą stroną.

 

– Jak sobie chcesz. Jakby mnie nie było kiedy wrócisz, poszukaj mnie w okolicach bramy do raju. Ją też trzeba rozebrać. Misterna robota, szkoda by było aby się zmarnowała.

 

– Zanim ją rozbierzesz, będziesz ją składał z powrotem – zarzekł się Szatan i energicznym krokiem skierował się ku windzie.

 

Nawet papież nie obroniłby się przed opętaniem przez samego szatana, a co mógł począć niewierzący policjant nadzorujący wielkie otwarcie nowego salonu RTV AGD? Diabeł wkroczył do jego ciała jak do własnego pałacu. Nie było tam wygodnie, ale ciało było młode, zdrowe i silne. Chyba zacznę od paru zabójstw. Potem pościg, kilka kolejnych ofiar i wielki finał z wychwalaniem zła ,piekła i tym podobnych. Diabeł sięgnął do kabury i wyjął metkownicę. Co to za chłam? Gdzie on ma broń? Policjant zaczął szukać pistoletu po ciele, ale przecież od paru ładnych lat nigdy go nie użył, więc zostawił go na posterunku. A metkownica była niezbędna na otwarciu nowego sklepu. Cholera! Funkcjonariusz rzucił urządzenie w tłum i zakasał rękawy. Zrobimy to inaczej.

 

– Luuudzie, luuudzie! We mnie jest piekło, we mnie czyha zło i niegodziwość, jam jest Abbadon i zwiastuje wam śmierć! – Szatan rozerwał koszulę na piersiach, a na ciele zaczęły pojawiać się wycięte pentagramy i pogańskie symbole. Policjant upadł na kolana i zaczął rwać sobie włosy z głowy, śliniąc się i bełkocząc w trzech językach na raz. Kiedy wkoło zgromadził się spory tłumek, Diabeł widowiskowo okręcił głowę wokół własnej osi, a następnie wyrwał sobie oczy z oczodołów. – Widzę was, widzę was we krwi, konających, wijących się we własnym kale i wnętrznościach waszych bliskich.

 

– Hans, patrz! – zawołał jakiś dzieciak z tłumu. – Reklamówka Opętania 9!

 

– Lol! Zajebiste efekty! – Hans przedostał się przez tłum i stał teraz z telefonem nagrywając Szatana. – Kiedy premiera?

 

– Co? – policjant z otwartymi ustami wlepiał się pustymi oczodołami w chłopca. – Pożrę twą duszę i spopielę twe trzewia! Wywrócę twe żałosne ciało na lewą stronę! – Diabeł chwycił swoją głowę i wyrwał ją z tułowia obryzgując ludzi dookoła krwią tryskającą z szyi. – Nakarmię cię własnymi jelitami, a mózg wyciągnę przez gardło! – grzmiała głowa uniesiona wysoko nad resztą ciała.

 

– Super! – zachwycił się chłopak.

 

– Trochę przesadzili z tą krwią – stwierdził jakiś staruszek wycierając okulary.

 

– Tak, ewidentnie przerost formy nad treścią – wypowiedziała się jakaś kobieta. – Ale dzieciom się podoba – podsumowała i odeszła.

 

– Ciekawe czy puszczą Opętanie 9 w Technologii Zmysłowej? – debatowało kilku mężczyzn odchodząc w stronę samoczyszczących się lodówek. – Na pewno, widziałeś te efekty specjalne.

 

W parę chwil tłum rozszedł się po sklepie, a Diabeł został sam na środku trzymając oniemiałą głowę. Co się tutaj dzieje na Boga? Jest gorzej niż myślałem. Nie pojmuję. Jak, dlaczego? Co się stało z tymi ludźmi? Głowa upadła na ziemię i potoczyła się pod jedną z lewitujących pralek samobieżnych. Korpus wstał z kolan i skierował się do wyjścia. Muszę zmienić taktykę, ale jak? Co ich może skruszyć i zastraszyć jeżeli to nie poskutkowało? Może jeżeli dotrę do moich wyznawców, to oni będą potrafili przemówić do reszty? Tylko jak ich znaleźć skoro… – korpus zatrzymał się i obrócił za przechodzącym właśnie młodzieńcem ubranym na czarno, z pomalowanymi na czarno paznokciami i wielkim pentagramem na szyi.

 

Wtargnięcie do ciała wyznawcy Diabła powinno odbyć się bez żadnych przeszkód, a okazało się, że nie każdy satanista tego pragnie. Szatan ewidentnie czuł się w nowym ciele niechciany i atakowany przez zniewoloną duszę. Niedoczekanie! Co z ciebie za wyznawca skoro nie przyjmujesz mnie z otwartymi ramionami? Poczekaj tylko aż spotkam się z twoimi kumplami, nie zostawię z ciebie wiele. Twój czas nadejdzie. Lucyfer wyszukał w skórzanej kurtce chłopaka telefon komórkowy i przejrzał wiadomości. „Czarna msza u mnie o północy” – głosił wysłany do czterech kolegów sms. Czterech? Nie dużo, ale cóż Bóg zaczynał od jednego, ja też dam sobie radę. Satanista wyszedł ze sklepu i skierował się w stronę domu.

 

Na miejscu okazało się że nie mieszkał sam, był siedemnastoletnim synem szczęśliwego małżeństwa wynajmującego apartament w drogiej dzielnicy. To jednak tylko przysporzyło Diabłu rozrywki, kiedy ich mordował i tworzył piekielne krwawe malowidła na ścianach. Kiedy skończył, porozstawiał świece po całym domu i włożył czarną pelerynę, którą zrobił z ubrań znalezionych w pokaźnej garderobie. Trochę tandetnie, ale sądząc po obecnej kinematografii powinno zrobić na nich wrażenie. Diabeł rozsiadł się na fotelu, który wcześniej ubrudził krwią i czekał trzymając kieliszek martini z okiem ojca nabitym na wykałaczkę.

 

Kiedy koledzy zjawili się w mieszkaniu, ogarnęło ich przerażenie. Zerkali na siebie zlęknieni i próbowali nawet uciec, jednak Diabeł zaryglował drzwi nie ruszając się z fotela. To rozumiem, w końcu strach.

 

– Przyjaciele – przemówił do nich spokojnym głosem. – Nie Lękajcie się, nie jestem tym za kogo mnie uważacie. Wasz Kolega jest chwilowo nieobecny, użyczył mi swojego ciała gdyż czeka was wielki zaszczyt. Chcę abyście zostali moimi ambasadorami.

 

– Johan, co ci się stało? – zapytał najodważniejszy z kumpli, wysoki dryblas z kolczykiem w uchu.

 

– Mówiłem, że nie jestem Johanem. Jestem kimś znacznie dla was ważniejszym. Jestem szatanem.

 

– Johan, dlaczego tak mówisz? Przestań…

 

– Nie jestem Johan! Nie wierzycie mi? – Diabeł wykręcił sobie ramię i z trzaskiem wykonał nim dwa obroty wokół własnej osi. – Widzicie, nie złamana.

 

Jeden chłopak osunął się na podłogę, a drugi zaczął płakać i się trząść bełkocząc coś pod nosem. Tylko najodważniejszy z satanistów stał blady trzymając tajemniczo wyglądający worek.

 

– Więc naprawdę jesteś szatanem? – zapytał.

 

– Jestem, a wy jesteście żałośni…

 

– Składamy ci ofiary, zabijamy dla ciebie.

 

– Czyżby? Te kocięta z worka? Wiedzcie w takim razie, że koty są jednymi z moich ulubionych stworzeń i nie pochwalam ich eksterminacji.

 

– Wybacz… Przysięgam, że więcej już nie…

 

– Dość. Powróćmy do moich planów. Jak w ogóle chcecie mi służyć? Jeden leży, drugi ryczy, a ty wyglądasz jakby gasło w tobie życie. Zbierzcie się do kupy! Czcicie szatana, o to jestem!

 

– Tak panie.

 

– Macie rozpowiedzieć o mnie wszystkim kogo spotkacie, macie mordować i gwałcić ku mojej chwale, czyńcie zło, niegodziwość, a będziecie za to sowicie wynagrodzeni. Czy wyraziłem się jasno? Moje wpływy mają sięgnąć do samego kościoła. Chcę księży, którzy zamiast chrzcić będą topić dzieci, zamiast udzielać komunii będą truć wiernych. Chcę ministrantów odwracających krzyże i wiernych szczających do chrzcielnicy, czy wyraziłem się jasno? Pragnę władzy, władzy nad ludzkimi duszami i ludzkim życiem. A przede wszystkim pragnę władzy nad ich wiarą! Bóg istnieje, ale ja spowoduję, że cała ludzkość o nim zapomni! Czy wyraziłem się jasno?! – ostatnie zdania Szatan wykrzyczał uniesiony swoimi marzeniami o potędze.

 

– Tak panie – chłopak skulił się w sobie, przez co wyglądał w oczach szatana na jeszcze bardziej żałosnego.

 

– Świetnie. W takim razie opuszczam to ciało, ale nie łudźcie się że wasz kolega Hans przeżyje. Jest pierwszym, który zapoczątkuje morze ofiar ku mojej czci. Radzę wam opuścić to mieszkanie – to rzekłszy Szatan porzucił ciało swojego wyznawcy i udał się prosto do bramy raju.

 

Na miejscu znalazł Boga, który właśnie przymierzał się do rozkręcania anielskich śrub z zawiasów. Trzymał w ręku złoty klucz i drapał się po głowie. Kiedy Szatan podszedł bliżej, zerknął tylko na niego i dalej główkował od czego zacząć pracę.

 

– Ha! – zawołał Lucyfer.

 

– Wyglądasz na szczęśliwego – zauważył Pan nie odrywając oczu od solidnego srebrnego zawiasu.

 

– Tak też jest. Odłóż lepiej to żelastwo z powrotem do twojego boskiego warsztatu i skocz po coś do picia. Będziemy świętować.

 

– Tak, a co takiego?

 

– Jak to co? Nasz… Przepraszam, mój tryumf. No już przynieś butelkę krwi dziewicy i jakąś zakąskę.

 

– Krwi dziewicy? – Bóg spojrzał na Diabła z politowaniem.

 

– Ach, zapomniałem że nie pijesz płynów ustrojowych. Nadal nie rozumiem dlaczego, to znaczy wiem, że sam ich stworzyłeś i to byłoby jak kanibalizm, a dla ciebie to taboo, ale naprawdę nie wiesz co tracisz. Picie, a w szczególności jedzenie to przyjemności bez których nie wyobrażam sobie…

 

– Jaki tryumf? – przerwał mu Bóg odkręcając jedną ze śrub.

 

– Rozgłosiłem swoje jestestwo, ba, swoje królestwo po całym świecie.

 

– W jaki sposób?

 

– Trzech moich wyznawców zajęło się wszystkim. Wystarczyło im się objawić i obiecać sowite wynagrodzenie za ich misję.

 

– Chyba nie mówisz o tych trzech biednych chłopcach?

 

– Czyli wiesz? To na cholerę się dopytujesz?

 

– Bo żadnego tryumfu, jak to ładnie nazwałeś, nie było.

 

– Jak to nie było? Widziałem ich strach w oczach ich mimowolne oddanie, ich…

 

– Po tym jak zniknąłeś, a z tego nieszczęsnego Hansa wylazły larwy, co swoją drogą było wyjątkowo obrzydliwe nawet jak na ciebie, nic się nie zmieniło w naszej sytuacji. Nieszczęśnik który przy tobie stracił przytomność, tak naprawdę umarł ze strachu, tego, którego doprowadziłeś do płaczu, nogi zaniosły prosto do kościoła, a niewzruszony chłopiec z którym rozmawiałeś powiesił się dwa dni później. Nadal jesteśmy zgubieni Nieczysty.

 

– Wiedziałeś to wszystko i nie przerwałeś mi na samym początku? Tracimy czas na twoje gierki! Jeżeli chcesz okazać swoją wyższość, to przydaj się na coś!

 

– Musisz zrozumieć na czym polega błąd twoich działań.

 

– Tak, pouczaj mnie jak mam czynić zło, przecież to twój konik.

 

– Wiem, że próżność to twój ulubiony grzech, ale ludzki grzech.

 

– Co?

 

– Wszystkie twoje działania miały doprowadzić do łechtania twojego ego. Nie tędy droga, skup się na ego ludzi. W tym wypadku najprostsza droga nie jest tą skuteczną – Bóg zdjął pierwsze odrzwia bramy.

 

– Chcesz mnie pouczać? Pouczaj lepiej swoje uwięzione w czyśćcu dusze. Och, przepraszam, przecież one już nie chcą nawet ciebie słuchać. Zamiast truć mi dupę, podziękowałbyś mi chociaż za trud jaki w to włożyłem! – wykrzyczał Szatan do, stojącego pod murem, metalowego kontenera na śmieci.

 

Rozejrzał się po ulicy zdezorientowany, po czym złapał przebiegającego obok kota i z cichym trzaskiem ukręcił mu głowę. Niech cię szlag ty stary wariacie! Pewnie myślisz, że jak mnie wyślesz na ziemię to nie wykrzyczę ci w tą twoją brodę błędów, które popełniasz. Otóż na wszystko przyjdzie pora, prędzej czy później. Diabeł odrzucił truchło kota i ruszył wzdłuż zaśmieconej ulicy snując nowy złowieszczy plan .

 

Trwało to paręnaście godzin, ale w końcu diabelski plan został obmyślony. Może ten pryk miał jednak trochę racji? Spróbuję odciąć ludzkość od ich dóbr materialnych i zwalić winę na kogoś innego, wtedy się zacznie Armagedon. Diabeł przeszedł przez plac elektrowni i skierował się w stronę transformatorów. Skoro wszystko, nawet samochody i samoloty, jest zależne od energii elektrycznej, to cóż prostszego mógłbym zrobić? Stanął pod jedną z ażurowych, stalowych buczących wież i położył torbę na ziemi. Czuł jak włosy na ciele biznesmena stają dęba, powietrze pachniało ozonem, a niski dźwięk buczenia dodawał swoistej grozy. Fantastyczne miejsce, że też jeszcze nie zainstalowałem podobnej zabawki u siebie? Jak tylko sprowadzę z powrotem Adolfo, natychmiast każę mu się tym zająć. Wyjął z torby niewielką bombę złożoną z paru kilogramów c4 i zapalnika z detonatorem. Gdzie to cholerstwo położyć, aby najlepiej się rozniosło? Chyba centralnie pod wieżą. Ułożył bombę na ziemi, po czym odsunął się i jeszcze raz przyjrzał. A może lepiej pod nogą? Przesunął ładunek pod jedną z czterech masywnych podstaw stalowej konstrukcji. Spojrzał w górę. Tak, jeżeli ta noga zostanie zlikwidowana, to wieża się zachwieje i runie na tamtą stronę… Jego uwagę zwrócił dziwny dźwięk. Obrócił się i ze zdziwieniem dostrzegł że został otoczony. Nie byli to jednak ludzie, tylko jakieś ludzko-podobne maszyny na gąsienicach. Każda z nich trzymała groźnie wyglądające urządzenie skierowane w stronę Szatana.

 

– Nie ruszaj się, jesteś otoczony – jeden z robotów wydał z siebie metaliczne słowa.

 

– Co? Czym wy jesteście? – Diabeł był skonfundowany.

 

– Jesteśmy strażnikami elektrowni, serii: ATJ 9578P. Wdarłeś się na teren strzeżony bez przepustki i jakiegokolwiek pozwolenia.

 

– ATJ? Nie jesteście ludźmi.

 

– Jesteśmy maszynami zaprogramowanymi by strzec elektrowni. Ty naruszyłeś wszelkie zasady bezpieczeństwa i musisz zostać zatrzymany do przyjazdu odpowiednich władz.

 

– Ja, zatrzymany? Przybyłem tutaj z Księstwa Monako żeby zaprotestować przeciwko niegodziwości tego świata! Nie sądzę, by coś ze mnie zostało do zatrzymywania kiedy zdetonuję to cudo – Lucyfer wskazał na ładunek oparty o nogę wieży.

 

– Czerwony alarm, czerwony alarm – roboty wydały z siebie przeciągły dźwięk wycia syreny. – Przyznano ci status zagrożenia o najwyższym ryzyku, musisz zostać obezwładniony lub usunięty.

 

– Och nie trudźcie się, sam się usunę… Chyba, że chcecie uniknąć niepotrzebnych zniszczeń i strat w ludziach i nie-ludziach?

 

– Nie mamy uprawnień do pertraktacji z zagrożeniami o najwyższym stopniu ryzyka. Odpowiednie jednostki są już w drodze.

 

– Jeżeli wyznacie mi w czym pokładacie swoją wiarę, mogę odłożyć detonator.

 

– Wiara, nie jest jednym z naszych programów.

 

– Nie pytam czy jest czy nie jest, macie mi odpowiedzieć co jest waszą wiarą.

 

– Nasze oprogramowanie nie obejmuję religii, filozofii, ani przypuszczeń. Opiera się na potwierdzonych badaniach psychologicznych, sprawdzonych systemach obronnych i…

 

– Czyli w nic nie wierzycie?

 

– Nie mamy takiej możliwości. Nasz program bazuje na zjawiskach czysto fizycznych, nie jesteśmy zdolni do rozróżniania poszczególnych elementów…

 

– Złomowisko jest jak najbardziej fizyczne – rzekł spokojnie Szatan i nacisnął guzik.

 

W parę sekund znalazł się znowu u mniejszej części bram raju. Bóg, jak można było się spodziewać, siedział na chmurze i rozkręcał moduły bramy. Spojrzał na Szatana i zapytał o efekty jego działań.

 

– Na pewno wiesz więcej ode mnie o wszechmocny i wszechwścibski.

 

– Owszem.

 

– Rozumiem, że nabyta wiedza nie skłoniła cię do ponownego zmontowania tego badziewia?

 

– Jesteś na dobrym torze, ale jedziesz w złą stronę. Po eksplozji, przerwa w dostawie prądu trwała tylko parę godzin, a wszystkie urządzenia elektryczne i tak były zasilane z transformatorów awaryjnych. Natomiast Księstwo Monako dostało od reszty świata wsparcie techniczne w celu wyeliminowania tego typu incydentów.

 

– Wsparcie techniczne?

 

– Uznano, że tylko brak odpowiedniego poziomu technologicznego mógł pchnąć kogokolwiek do takiego czynu. Faktycznie, okazało się że Monako było opóźnione w rozwoju technologicznym o całe dziewięć miesięcy. Różnicę wyrównano, a świat nadal się kręci… Szkoda tylko że nie nasz.

 

– Do dziewięciu piekieł! Powiesz mi wreszcie co mam zrobić do diabła ciężkiego, czy nadal będziesz się dłubał w tej stercie złomu i mądrzył jak jakiś guru?

 

– Powiedzenie tobie wprost, co masz robić było by równoznaczne z bezpośrednią ingerencją w świat ludzi, a przecież ci mówiłem, że obdarzyłem ich wolną wolą.

 

– Jesteś nienormalny, zniszczysz nas dla jakichś żałosnych istot, które o tobie zapomniały!

 

– Na tym polega odpowiedzialność za swoje czyny. Stworzyłem ich, ustaliłem pewne prawa i nie mogę ich łamać, nawet ja.

 

– W takim razie zastanów się nad łamaniem prawa do życia, kiedy już zniknę – Diabłu zapłonęły oczy i zniknął w chmurze gęstego gryzącego czarnego dymu. Bóg rozwiał opary machnięciem palca.

 

– Nie muszę i tak wiem jak to się skończy – powiedział sam do siebie i wrócił do rozkręcania wihajstra.

 

Tym razem Szatan pozostał pod swoją postacią. Szatańskimi metodami nabył wiedzę o transporcie najnowszych telefonów komórkowych, laptopów, gier, sprzętu AGD i innych dóbr doczesnych, które zostały wysłane z Chin prosto do Hiszpanii. Plan był prosty, jeżeli nie da się odciąć dopływu energii do zasilania sprzętu elektronicznego, należy odciąć dopływ samego sprzętu. Kiedy to się stanie, reszta pójdzie jak z płatka. Diabeł rozejrzał się po powierzchni oceanu, jednak nigdzie nie widniał żaden kontenerowiec. Wzniósł się więc wyżej w powietrzę, aż mógł dostrzec wyraźną krzywiznę horyzontu. Nadal nic. Wzniósł się więc do poziomu chmur. Tak, teraz dostrzegł dwa duże statki. Majaczyły na horyzoncie, jak dwie zagubione boje. Tylko jeden płynął przewidzianym kursem. Czy to na pewno Margeritta? Z resztą co mi tam? Im więcej zniszczeń tym lepiej. Lucyfer zanurkował pod powierzchnię wody i niczym torpeda podpłynął do statku. Nigdy nie nurkował, ani nie miał styczności z wodą, więc był mile zaskoczony że nie sprawia mu ona bólu, ani go nie spowalnia, taj jak magma, kiedy powoduje erupcje wulkanów. Mijał, zadziwiające go, morskie stworzenia, które w popłochu umykały, przed tą piekielnie szybką torpedą, aż po paru minutach dotarł do celu. Kadłub był ogromny. Ciągnął się na wiele metrów wzwyż, jak i w głąb morskiej toni. Grube nitowane stalowe płyty sprawiały wrażenie niezniszczalnych, ale były tylko ludzkim tworem, więc Diabeł z łatwością wbił w nie swoje szpony i rwał je niczym tekturę. Stal wydawała żałosne dźwięki ulegając pod naporem szatańskiej siły. Nie minęło pięć minut, a przez pokaźną wyrwę w kadłubie wdzierały się setki hektolitrów słonej wody. Lucyfer wynurzył się na powierzchnię i zawisł paręnaście metrów nad kontenerowcem. Obserwował zdezorientowaną załogę biegającą po całym pokładzie, ktoś się potknął i przewrócił, kto inny biegał w kółko nie wiedząc co ma robić. Chaos był jego ulubionym żywiołem. Po dłuższej chwili kadłub zaczął się przechylać na jedną stronę, woda wokół niego zaczęła się pienić od uciekającego z wnętrza powietrza. Kontenery przytwierdzone do powierzchni pokładu z czasem zaczęły się coraz silniej przesuwać, aż w końcu mocowania puściły. Setki ton ładunku dodatkowo obciążyły znikającą pod wodą burtę, aż w pewnym momencie rozległ się głuchy łomot, zgrzyt, i dużo pomniejszych trzasków, które obwieściły złamanie się kadłuba na pół. Teraz marynarze zupełnie spanikowani rzucali się z burty do wody próbując uniknąć wciągnięcia ich pod wodę przez wir tonącego statku. Jednak niewielu z nich dobrze oceniało tor lotu i wskakiwało w kipiel. Większość odbijała się nieprzytomna od kadłuba i wpadała do wody niczym marzanna na wiosnę. Wielu z marynarzy, którzy wynurzyli się z morskich głębin, dosięgały zsuwające się z pokładu kontenery, bezlitośnie wtłaczające ich bezwładne już ciała z powrotem w piekielną głębię. Jeden z marynarzy, stojąc na krawędzi burty i szykując się do skoku spojrzał prosto na unoszącego się w powietrzu diabła.

 

– Diablo… Diablo! Diablo! – darł się w niebogłosy, dopóki ktoś go nie trącił i nie runął prosto na wystającą część stalowego kadłuba.

 

No proszę, ten mnie znał… Szatan krążył teraz wokół tonącego wraku, obserwując z zafascynowaniem cały proces zniszczenia. Nigdy nie sprawdzał swojej potęgi w tak prymitywny sposób, zrobiło to na nim piorunujące wrażenie. W parę minut doprowadził do katastrofy ogromnego kontenerowca, pozbawiając tym samym setki ludzi życia, wypuszczając ropę do wód oceanu i zaburzając harmonię gospodarki poprzez zatopienie ogromnych kwot, wokół których kręciło się ludzkie życie. Nie pojmuję, jak dla niego mogą się liczyć te prymitywy nie potrafiące docenić jego darów i kształtujące świat według własnych, żałosnych i absurdalnych potrzeb. Przecież wszystko co zaprojektował i stworzył jest niemal idealne, a oni próbują to modyfikować bo myślą, że są mądrzejsi, potężniejsi. Trudno uwierzyć, że nam zagrażają. Lucyfer przyglądał się jeszcze przez chwilę jak dziób statku chowa się pod spienioną kipielą i ruszył dalej siać zniszczenie i chaos.

 

Nim minęły dwie doby, Diabeł zdążył zatopić czterdzieści dwa kontenerowce i wykoleić dwanaście pociągów. Zostawił nienaruszone transporty jedynie z kilku krajów, które miały zawiązane porozumienie o współpracy rozwojowej gospodarki. Gwałtowna reakcja mediów, które rzucały oskarżenia w stronę Grupy Bezszwankowej, jak ją nazwali, nie mogła się równać z reakcjami społeczeństwa w poszkodowanych państwach. Protesty, pikiety, pochody, a nawet akty wandalizmu rosły wykładniczo. Rządy, próbujące rozwiązać sytuację w pokojowy sposób, z czasem ulegały pod naporem wyborców i również rozpoczynały agresywne działania. Odcięcie dostaw ropy, gazu, węgla, stali, embargo na mięso, nabiał, oraz inne produkty spożywcze były niczym w porównaniu z hermetyzowaniem swoich osiągnięć technologicznych. Ludzie głodowali w imię nowych modeli smartfonów, latających samochodów, robotów piszących wiersze i tworzących muzykę. Marzli zimą w zamian za trójwymiarowe seanse filmowe w domach, interaktywną muzykę i inteligentny system przyjmowania oświadczeń podatkowych. Szpitale zacieśniały swoje usługi ze względu na deficyt sprzętowy, służby porządkowe rezygnowały z niektórych systemów bezpieczeństwa, a sądy tonęły w błędnie interpretowanych przez awaryjne systemy, wnioskach, pozwach i pismach. Brakowało czasu na niezbędne modyfikacje, i łatanie luk w systemach. Nie minęło dużo czasu a rządy zaczęły upadać, państwa stały na krawędzi bankructwa odcięte od bieżących informacji gospodarczych. Embargo nałożone na środki medyczne spowodowało epidemię w wielu regionach pozbawionych funduszy na rozwój medycyny. Nawet kraje, które pomimo wielkich rewolucji rozwojowych, pozostały na minimalnym poziomie technologii zaczęły borykać się z dziesiątkami problemów. Paliwa konwencjonalne wróciły do powszechnego użytku, a cena za baryłkę ropy w wielu regionach świata przewyższała miesięczny dochód najniższej krajowej. Spójny międzynarodowy organizm, jakim byli ludzie rozrzuceni po całym świecie, rozczłonkowano i teraz konał w agonii.

 

Nie trudno było domyślić się następstw. Dobrobyt się skończył, a tym samym system ludzkich wartości uległ diametralnym zmianom. W erze techników, informatyków, serwisantów i inżynierów zaczęto wynosić na wyżyny społeczne ludzi, którzy potrafili radzić sobie niezależnie od osiągnięć technologicznych. Ciężka praca cieślów, budowniczych, pracowników fizycznych, kowali, artystów, oraz wszelkiego rodzaju rzemieślników przypomniała ludziom o tym co naprawdę wartościowe. Bo czym jest krzesło zaprojektowane przez komputer, wykonane przez komputer i sprzedane przez komputer, w porównaniu z meblem zrobionym ręcznie przez stolarza? Własnoręcznie wykonany przedmiot posiada część jego twórcy. Nierówności w fakturze, niedokładności kształtów, zacieki na lakierze, pot wsiąknięty w świeże drzewo, które dopiero co zostało zheblowane. To zabawne, ale ciężka praca, praca z użyciem własnych, być może już nie tak młodych rąk, zawsze kojarzona była z tworzeniem czegoś wyjątkowego. Nic nie dawało takiej satysfakcji, jak wykonanie czegoś po swojemu i według własnych oczekiwań. Ludzie zaczęli zapominać, że łatwiej było kiedy naciskali przycisk i przedmiot był dostarczany do nich w ciągu godziny, bo nigdy nie mieli okazji uczestniczyć w jego wykonaniu. Nie upajali się dziesiątkami pomysłów, na to jak zaprojektować, skonstruować, czy wymodelować coś co było im potrzebne. Z czasem, bycie rzemieślnikiem zaczęło być seksy. Zawód ten wyparł tłustego biznesmena ociekającego szmalem i kobietę sukcesu palącą papierosa za papierosem, którzy byli symbolem dobrobytu i pożądania.

 

Ludzie na powrót zaczęli myśleć, a wraz z tym powróciła chęć poszerzania swoich horyzontów myślowych i intelektualnych. W ludzkich umysłach na nowo zakorzeniała się filozofia, najstarsza z nauk, której kręte ścieżki nieodmiennie prowadziły do solidnego muru ze spiżową tabliczką z pytaniem: „Kto nas stworzył i po co, jaki jest cel ludzkiego życia”.

 

Szatan z rozmachem wkroczył do sali tronowej, tłukąc odrzwiami o zdobione złotem i srebrem ściany. Bóg klęczał przy swoim na wpół skręconym tronie i szlifował papierem ściernym jeden z drewnianych elementów. Diabeł podszedł śmiałym krokiem bocząc się i uśmiechając wyzywająco.

 

– No i co staruszku? – zapytał. – Kto jest teraz wszechmocny?

 

– Ach, to ty Nieczysty – Bóg nie odrywał wzroku od wykonywanej pracy.

 

– Zrobiłem to. Całkiem sam. Nie potrzebowałem twojej pomocy – Lucyfer rozsiadł się na tronie z nogą wystawioną przez jedno z oparć. Zmusiłem te żałosne formy życia do ponownego przemyślenia swoich postępowań. Sprawiłem, że… Cholera, jakie to niewygodne, jak ty na tym siedzisz? – Szatan zaczął się wiercić na tronie, aż wyjął spod siebie ogon i zapadł się w oparcie. – No, tak lepiej. Jak już mówiłem, na powrót zmusiłem ich do wiary w nas i jestem z tego zajebiście dumny.

 

– Zmusiłeś?

 

– A jakże. Gdybyś słyszał ich krzyki, płacze, gniew… Nie dałem im wyboru.

 

– Wybacz, ale przez eony sądziłem, że dałem im wolną wolę i możliwość wyboru… Dziękuję, że wyprowadziłeś mnie z błędu.

 

– Przestań chrzanić, dobrze wiesz, że ludzie boją się śmierci i uwierzą we wszystko, co ich od niej uchroni. To jest, jak oni to nazywają, instynkt przetrwania.

 

– Fakt, przecież życie wieczne jest , jak oni to mówią, do bani.

 

– U ciebie może nie, ale gdyby trafili do mnie, to ho, ho, ho!

 

– Rozumiem, że w takim razie uchroniłeś tych wszystkich grzeszników od trafienia do piekła? Nawróciłeś ich na wiarę we mnie i jesteś z tego niesamowicie dumny. No, powiem ci, że Jezus był pomyłką.

 

– Gadaj co chcesz, najważniejsze że uratowałem ci skórę. Mógłbyś za to chociaż podziękować. – Szatan prychnął i obrócił się plecami do Stworzyciela.

 

– Nie wiedziałem, że umiesz strzelać focha. No, ale nie wiedziałem też że potrafisz nawracać niewiernych.

 

– Do diabła ciężkiego! Pomogłem ci czy nie? Ocaliłem twoje królestwo czy nie? Należy mi się choć odrobina wdzięczności!

 

– Nieczysty, zastanów się proszę nad tym co twierdzisz. Wszystkie działania, jakie wykonywałeś były spowodowane twoją i tylko twoją korzyścią, którą miałeś osiągnąć poprzez ocalenie swoich piekielnych dóbr. Ja byłem gotowy przenieść swoje królestwo do innego świata. Ty byś zniknął. Działałeś tylko i wyłącznie ze strachu przed wymazaniem cię z ludzkiego świata. Zostałbyś zapomniany, a to dla ciebie gorsze niż zbawienie wszystkich żywych stworzeń, czyż nie?

 

– Tak było, ale jako że działałem również w twoim interesie…

 

– Zadaj sobie pytanie, czy Szatanowi należą się podziękowania? Dziękuje się za dobre uczynki, osobom, które chciały pomóc. Czy ty, Szatan Władca Piekieł, chciałeś komuś pomóc?

 

– Pomóc? Nigdy!

 

– Czy świat nie byłby lepszy beze mnie?

 

– Jasne, że byłby lepszy!

 

– Czy mogłeś pozwolić na moje odejście z tego świata?

 

– No nie, bo też bym „odszedł” – diabeł zrobił znany ludziom gest czterema palcami u obu rąk.

 

– Czyli musiałeś wybrać mniejsze zło, czyż nie?

 

– Masz rację. Masz najzupełniejszą rację. Moje uczynki były kierowane własnymi korzyściami i musiałem zahaczyć o czynienie dobra. Nie miałem wyboru. Przecież jestem Szatanem, nie spełniam dobrych uczynków.

 

– Zgadza się, ty jesteś zły, ja jestem dobry.

 

– Przecież zabiłem mnóstwo istnień, wywołałem masę konfliktów, załamałem gospodarkę…, Ale też sprawiłem, że na powrót uwierzyli… Dlaczego tak się stało?

 

– Bo zło nie może istnieć bez dobra i na odwrót.

 

– Czyli to było nieuniknione. – Diabeł wstał z tronu i ruszył do wyjścia z Sali.

 

– A ty dokąd? – zapytał Bóg odprowadzając go wzrokiem.

 

– Mam masę pracy do wykonania, piekło nie odbuduje się samo.

 

– Jak cię znam, ty też sam go nie odbudujesz?

 

– Mając tyle potępionych dusz w niewoli, miałbym skalać się pracą? Że niby jak ci stolarze? Zlituj się nad sobą, bo nikt inny tego nie zrobi – Lucyfer się roześmiał i zatrzasnął za sobą drzwi.

 

– Dobrze, że wszystko wróciło do normy – rzekł Bóg i ruchem palca przywrócił swojemu tronowi dawną świetność.

 

Diabeł Rozsiadł się na własnym tronie z kości i ludzkich szczątków, i skinieniem szponiastej łapy przyzwał do siebie nowo stworzonego sługę Josfa. Stwór wyszedł mu chyba jeszcze lepiej niż Adolfo, miał większe wąsy był wyższy i jeszcze bardziej powykręcany. Oprócz śladów krzywych stóp na popiele zostawiał również krople krwi, permanentnie kapiącej z jego grubych i obrzydliwych łap. Lucyfer rozkazał przyprowadzić do Komnaty Ognia tuzin dusz, które będą miały za zadanie ponownie wzniecić Wieczny Piekielny Żar. Tak, pomyślał, jestem zły i nikczemny. Robię to, co muszę, bo nie może istnieć dobro bez zła. Jedno wynika z drugiego, są niestety powiązane nierozerwalnym łańcuchem, który… Nie może istnieć dobro bez zła… Nie może istnieć dobro bez zła? NIE MOŻE ISTNIEĆ DOBRO BEZ ZŁA! Ten staruch mnie oszukał! Cholerny brodacz, bez cienia żalu pozwolił mi się męczyć, kiedy tak naprawdę nie było zagrożenia. Niech no ja go tylko dorwę w swoje piekielne łapy.

 

– Josfa! – warknął kipiący ze złości Szatan.

 

– Szto, panie? – zapytała poczwara.

 

– Zmobilizuj mi dwa tuziny pomniejszych demonów i przygotuj do misji opętaniowych. Szykujemy się do inwazji na ludzkość.

 

– Ha, tak panie, będzie jak każesz.

 

Nieczysty rozsiadł się wygodniej na swoim tronie i zanurzył szponiastą łapę w misie. To oznacza wojnę, pomyślał zatapiając kły we włóknistym serduszku wielkości orzecha.

Koniec

Komentarze

Hm, zaczęło się fajnie. Drobne potknięcia językowe mało zauważalne, choć są, czytało się miło, byłam ciekawa, co dalej. Niestety jakoś od tego ataku na kontenerowce spuściłeś z tonu. Cały ten opis jak ludzie się nawrócili i zrozumieli swoje błędy jest przydługi, nudnawy, zero akcji. Zakończenie też niestety średnie, pointa nijaka. Szkoda, bo miło zapowiadająca się historyjka rozmyła się jak dla mnie i stała zupełnie średnia.

 

Piszesz całkiem, całkiem, tylko żeby fabuła była z lepszym pomysłem... No, może inni będą mieli lepsze wrażenia. ; )

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Aha, i po co to +16 przy tytule niby...?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

+16 - może o godzinę chodzi, że po 16 dopiero można --- ;-))

+16, iż, gdyż, ponieważ opowiadanie zawiera BLOOD AND GORE, a nie chciałbym naruszać niczyjej wrażliwości :) Pozdrawiam serdecznie i dzięki za wskazówki :)

Nudaa

Arctur, jak nie masz nic kreatywnego do przekazania to milcz proszę.

@szermierzu

Istnieją ograniczenia 12+,15+,18+ i legendarne 21+ [w stanach]. Skąd wziąłeś swoje +16? To bonus do  walki z goblinami?

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Szermierz Słów

Chciałbym zaznaczyć, że twoja wizja zbawionego świata nie trzyma się kupy. Jeśli jest ona dla ciebie tylko elementem fabuły, to źle. Jeśli jest to element moralizatorski, to bardzo źle.

" W erze techników, informatyków, serwisantów i inżynierów zaczęto wynosić na wyżyny społeczne ludzi, którzy potrafili radzić sobie niezależnie od osiągnięć technologicznych. " - rozumiem, że wygryzali oni z drewna krzesła własnymi zębami? Bo przecież dłuto to też osiągnięcie technologiczne.

" Bo czym jest krzesło zaprojektowane przez komputer, wykonane przez komputer i sprzedane przez komputer, w porównaniu z meblem zrobionym ręcznie przez stolarza? " - gigantyczną oszczędnością czasu?

"zaczęto wynosić na wyżyny społeczne ludzi, którzy potrafili radzić sobie niezależnie od osiągnięć technologicznych. Ciężka praca cieślów, budowniczych, pracowników fizycznych, kowali, artystów, oraz wszelkiego rodzaju rzemieślników przypomniała ludziom o tym co naprawdę wartościowe." - cóż, niewątpliwie przypomnieli sobie, kiedy większość populacji światowej umarła z głodu, a ci, kórzy zostali, mieli po jeden mebel i dwie koszule w krytym strzechą domu.

"Własnoręcznie wykonany przedmiot posiada część jego twórcy. Nierówności w fakturze, niedokładności kształtów, zacieki na lakierze, pot wsiąknięty w świeże drzewo, które dopiero co zostało zheblowane" - można się z tym wszystkim godzić, tyle, że koszt ręcznego wykonania jest wielokrotnie wyższy niż fabrycznego, co tworzy, całkiem sensowną, według mnie, sytuację, kiedy posiadanie rękodzieł jest przywilejem ludzi bogatych, zaś ci, których nie stać na opłacenia całego dnia pracy specjalisty, muszą zadowolić się "bezdusznymi" rzeczami z produkcji masowej.

"Zawód ten wyparł tłustego biznesmena ociekającego szmalem i kobietę sukcesu palącą papierosa za papierosem, którzy byli symbolem dobrobytu i pożądania." - wybacz, ale to ten "tłusty biznesmen" i znerwicowana "kobieta sukcesu" stworzyli warunki, które zapewniają ci tanie jedzenie, odzież, samochody, sprzęd elektroniczny oraz dostęp do internetu, za które to nie musisz harować 15 godzin dziennie.

Mam podobne wrażenia, jak Joseheim. Do połowy opowiadanie jest fajne, nieco zabawne i wydaje się dokądś prowadzić. Jedynym mankamentem jest tytuł, który zdecydowanie za dużo wyjaśnia już gdzieś w połowie lektury. Natomiast mniej więcej od tejże połowy zaczyna się równia pochyła, kulminująca we fragmencie, który trudno nawet nazwać opowiadaniem: tekst staje się jakimś manisfestem filozoficzno-moralizatorskim, w dodatku raczej niskich lotów. Na szczęście wkrótce powraca do konwencji opowiadaniowej. Ale nie jest to już to samo, co na początku. Każde następne słowo jest do bólu przewidywalne, nic się nie dzieje, cztelnik zaczyna ziewać. W dodatku opis zniszczeń i totalnego chaosu ogarniającego świat jest niewiarygodny.

 

Wielka szkoda, bo zapowiadało się super. Pomysł fajny, ale zdecydowanie do napisania od początku. Albo przynajmniej od połowy.

Lassar i Świętomir

Nie uważam, aby element moralizatorski był czymś złym. W końcu w każdej bajce taki się zawiera, a są one (bajki) zupełnie sporym kawałkiem kultury piśmiennej.

Ponadto moje opowiadanie nie było manifestacją moich poglądów, a jedynie twórczością, mniej lub bradziej, artystyczną. 

A jeśli już tak bardzo zależy wam na realizmie, to doczepcie się spersofinikowanego Szatana, wcinającego serduszka ;P 

Bardziej są mi bliskie uwagi Joseheim...

Pozdrawiam.

P.S.

Odczepcie się od +16!!! 

 

Moralizatorstwo tak, ale z głową. Wygłaszanie wprost określonych poglądów, w dodatku powszechnie znanych i mniej lub bardziej akceptowanych nikogo nie rusza, wywołuje co najwyżej niesmak. Jeśli już koniecznie chcesz iść w tym kierunku, wymyśl metaforę lub ilustrację, która uderzy czytelnika, zmusi go do samodzielnej refleksji w zaproponowanym przez Ciebie kierunku. Tylko małym dzieciom trzeba poglądy wywalać kawa na ławę. Starszy czytelnik w najlepszym razie wzruszy ramionami, a w najgorszym - odejdzie zniesmaczony.

 

Natomiast realizm to w fantastyce sprawa skomplikowana, ale jak najbardziej potrzebna. Fantasta tworzy określony świat, podlegający określonym prawom; inny od naszego, ale logicznie spójny. W momencie, gdy świat przedstwiony nie zachowuje się zgodnie z nakreślonymi przez autora regułami, upada logika fabuły. To właśnie dzieje się u Ciebie: mamy zwyczajny, współczesny (albo odrobinę futurystyczny) świat, w którym łańcuch kolejnych katastrof transportowych prowadzi do wybuchu wielkiej ekonomicznej wojny wszystkich ze wszystkimi. Toż to absurd. Represje ekonomiczne tylko wtedy mają sens, gdy nie szkodzą temu, kto je wymierza. Państwo, któremu taka polityka szkodzi, musi jej zaprzestać, zmienić środki nacisku. Twoja gospodarka wybiera samobójstwo. Dlaczego?

Represje ekonomiczne tylko wtedy mają sens, gdy nie szkodzą temu, kto je wymierza. Państwo, któremu taka polityka szkodzi, musi jej zaprzestać, zmienić środki nacisku.

 

Zaznaczyłem, że rządy uginały się pod naciskiem wyborców (ciemnej, durnej masy, która nie zagłębia się w ekonomię i dba tylko o to aby posiadać dla siebie). Obalanie rządów następuje właśnie przez społeczeństwo.

W mojej głowie to był spójny obraz, ale może faktycznie nie bardzo dałem radę go odwzorować w piśmie :)

Skoro tylu z Was zwraca na to uwagę, będę nad tym pracował. Dzięki :) 

Znudziłam się i nie wiem, jak się skończyło. No i niektóre potknięcia wcale nie takie drobne. Miałam wrażenie, jakby mi dwunastolatek opowiadał bajkę. Prawie, prawie się wciągnęłam, no ale jednak nie wyszło.

Nowa Fantastyka