
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Aratron patrzył przez pustą szklankę. Zastanawiał się czy pójść po następną kolejkę czy sobie na dziś odpuścić. Może wrócić do mieszkania i zasnąć. Obserwował wszystkich ludzi. Czwórka młodych ludzi śmiała się i żartowała. Byli szczęśliwi w swoim towarzystwie, mimo tego że za parę lat pewnie nawet nie będą się poznawać na ulicy. Może jeden z chłopaków zgwałci którąś z dziewczyn. Może jedna z tych dziewczyn zostanie morderczynią. Popatrzył na drugą stronę baru. Dwóch mężczyzn rozmawiało z barmanem i marudzili o tym jacy są nieszczęśliwi. Praca nie sprawia im satysfakcji, żony nie są już takie piękne i młode, dzieci ich nie szanują. Pokręcił głową. Przynajmniej mają jakiś dom pomyślał. On swój opuścił lata temu, i pewnie nigdy do niego nie wróci. Wstał i poprosił o następną kolejkę. Zobaczył jakąś ładną kobietę podchodzącą do niego. Zwrócił na nią wzrok. Tak… Bogaty mąż który kupuje jej wszystko czego zapragnie, ona udaje że jest z nim szczęśliwa, a kiedy on ciężko pracuje ona idzie zabawić się z innymi. A potem wraca i mówi jak świetnie jej się rozmawia z ludźmi. I jest świetna w kłamaniu. Jest jedna rzecz w której ludzie przewyższają wszystkich. I jest to kłamanie. Żadna istota nie potrafi, i pewnie nigdy nie będzie potrafić tak kłamać jak kłamią ludzie. Uśmiechnęła się do niego.
-Szukasz towarzystwa ? – spytała. Zastanowił się przez chwilę. Dlaczego by nie miał tego zrobić. W jego sytuacji to i tak nic nie zmieni. Kiedyś może by się zawahał. Ha, kiedyś… Kiedyś nigdy by nie siedział w takim miejscu. Byłby szczęśliwy z dala stąd. Ale tamte czasy minęły i pewnie nigdy nie wrócą. Już chciał się odezwać gdy wyczuł dwie nowe istoty wchodzące do pokoju. Coś innego niż wszyscy dotąd.Chłopak i dziewczyna. Popatrzył w tamtym kierunku. Młoda dziewczyna, dosyć niska, z długimi kręconymi włosami. Ruda. Dosyć ładna, choć nie klasyczna piękność. Chłopak wydawał się wysoki stojąc przy niskiej dziewczynie, ale po chwili dało się zauważyć że jest on raczej niskiego wzrostu. Podeszli do baru. Nie wyglądali na tutejszych, sądząc z reakcji zarówno ich jak i bywalców. Chłopak poprosił o piwo, a dziewczyna o wodę. Barman przez chwilę przypatrywał się im, sprawdził dokumenty chłopaka a następnie podał im to o co prosili. Każde wzięło swoją szklankę i rozeszli się. Aratron wzruszył rękami. Nie wiedział co wydawało mu się takie zaskakujące na początku. Odwrócił się do kobiety naprzeciwko niego i rozpoczął konwersację. Ale nie mógł się za bardzo na niej skupić. Cały czas ukradkiem podpatrywał co robią chłopak i dziewczyna. Nie skupiał się zbytnio nad tym co kobieta mówi do niego. Bo nie było to nic zbyt ciekawego. Mój mąż jest dupkiem, nie zwraca na mnie uwagi… Ble ble ble. Znudziło go w końcu jej trajkotanie. Odwrócił się do niej.
-To rozwiedź się z nim, a nie marudź. Och czekaj, wtedy byś musiała iść do pracy.
Kobieta prychnęła z oburzeniem i odeszła. Rozglądał się i patrzył jak dziewczyna z chłopakiem rozmawiają z paroma osobami. Kiwają głowami i wysłuchują. Po chwili oboje wyszli z baru. Aratron wypił do końca kolejkę i wyszedł za nimi. Padało. Nienawidził deszczu. Zwłaszcza takiego. Jak chociaż była burza.Zimnego, lejącego się cały czas bez żadnych widocznych oznak na szybki jego zanik. A to takie, puste, mokre. I do tego ograniczało widoczność. Gdyby oczywiście był człowiekiem i nie byłby w stanie sobie w żaden sposób z tym poradzić. Wzmocnił szybko swój wzrok i podążył za parą. Nie był pewny co miał zrobić. W głowie mu szumiało. Zachwiał się na nogach. Jedna z rzeczy którą ludzkość wymyśliła, i była wspaniała… Alkohol… To musiał przyznać drugą rzecz ludzkości w której byli najlepsi. W zabawie. Żadne inne stworzenie nie było w stanie tak się zabawić jak ludzie. Zazdrościł im tego. On sam nie był w stanie tak się bawić , jak to robią ludzię. To była ich niesamowita cecha. Pokręcił głową. I poszedł dalej za dwójką młodych ludzi. Weszli w ciemną boczną uliczkę. Aratron zatrzymał się i zadowolił obserwacją. Głowa znowu go bolała. Nie był w stanie się skupić, po ilości jakiej wypił. Przesunął nogą w prawo. Niezdarnie. Ledwo. Zrobił krok i potknął się. On. Nie wierzył że to możliwe. Wywalił się. Poczuł że coś skoczyło mu na plecy. W normalnym stanie, już stałby po drugiej stronie albo odrzucił by to coś z siłą większą niż jakikolwiek inny człowiek. Coś obróciło go na plecy. Poczuł rozpierający ból. Poczym usłyszał wysoki, kobiecy głos, przechodzący z wołania do śpiewu.
-Suci jiwa, ditarik keluar neraka, pada masa ini, dalam jam yang gelap ini, saya mohon semua tuhan-tuhan, saya memaksa kuasa kematian akan meninggalkan badan duniawi.
Rozpoznał jedno z wiedźmich zaklęć. Nie odpędziło to istoty siedzącej na nim, ale dało mu chociaż chwile na odetchnięcie. Następne co zobaczył, to coś błyskawicznie rozpędzone zrzucające istote siedzącą na nim. Dziewczyna krzyknęła żeby uciekał. Otrząsnał się i błyskawicznie wstał. Chłopak za którym szedł, właśnie odleciał. Zobaczył istotę która wcześniej na nim siedziała. Wyglądała jak człowiek. Ale zdecydowanie nim nie była. Żaden człowiek nie miał takiej siły, i żaden człowiek nie byłby w stanie oprzeć się tak potężnemu wiedźmiemu zaklęciu. Do tego postać obracała tak swoimi stawami, że nikt nie były w stanie tego powtórzyć, bez skręcania sobie karku. Pojawił sie przy istocie która odrzuciła wcześniejszego chłopaka. Spróbował odrzucić także jego. Ale Aratron, był znacznie potężniejszy, uderzenie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Wyprowadził własny cios. Istota odleciała do tyłu. Był zły. Tak jak od dawna. Że też coś takiego, chciało go zranić. Zacisnął zęby. I wyprowadził następny cios. Więcej nie trzeba było. Jego pięść wcisnęła jego klatkę piersiową praktycznie do płaskiego poziomu. Wyciągnął rękę , była czysta. Nie robił czegoś takiego od dawna. Od bardzo dawna. Praktycznie od czasów wielkiej wojny. Odwrócił się na bok i zwymiotował. Nie tylko z obrzydzenia. Teraz faktycznie poczuł że za dużo wypił. I nagle coś go zabolało. Bok. Nie czuł bólu od bardzo, dawna. Zaskoczył go. Popatrzył na istotę którą wcześniej spłaszczył, a ta wbiła mu żelazny drąg. Warknął jak zwierze. Przeciwnik, znowu na niego skoczył. Chciał skorzystać ze swoich mocy, i pojawić się zanim. Ale nie udało mu się to. Rozpłynął się tylko na chwilę, i po sekundzie, z powrotem znalazł się w tym samym miejscu. Postać go przewróciła. Był zbyt pijany żeby się obronić. Próbował przypomnieć sobie najpotężniejsze znane mu zaklęcia, moce. Ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie wiedział co by się stało, gdyby nie ta dziewczyna z chłopakiem. Rzeczywiście mu pomogli. Ba uratowali go. Obrócił się na drugi bok. Nie wiedział co się potem stało. Obudził się na łóżku w jakimś hotelowym pokoju. A koło niego stała ta dziwna para. Oboje przyglądali mu się z zaciekawieniem, ale byli też gotowi na to że mógłby okazać się wrogiem. Zauważył zaklęcia gotowe do zaatakowania go, które porzygotowała dziewczyna. Chłopak trzymał w jednej ręce zaklęty nóż, a w drugiej butelke z kwasem. Faktycznie mogłoby to być dla niego szkodliwe, ale nie niebezpieczne. Jedną rękę miał przykutą do łóżka. Chciał się uwolnić, znowu korzystając ze swoich mocy, ale potworny ból głowy, nie pozwolił mu nawet na chwilę rozpłynąć się. Chwycił się drugą rękę za głowę. Ból rozsadzał mu czaszkę. Obrócił twarz na drugą stronę i znowu zwymiotował.
-On chyba nie wygląda zbyt groźnie. – powiedziała patrząc jak Aratron pozbywa się resztek ze swojego żołądka.
-Ciężko wyglądać groźnie, kiedy przewraca ci się wszystko w organizmie. – powiedział Chłopak.– Ale widziałaś co zrobił, wbił klatkę Devy na płasko. A był pijany jak bela. Do tego rozpłynął się w powietrzu. Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie to wygląda brzmi jak groźna istota.
-Co za pieprzony idiota przyzwał do tego świata Deve? – spytał Aratron. On tylko słyszał o nich. Stare istoty mroku. Naprawdę stare, ciężkie do zabicia i niebezpieczne. Ich jedyną wadą, to to że nie mogą pojawiać się na ziemi bez zaproszenia. Ktoś musi je wzywać. – Zabiliście ją?
Oboje pokręcili głową. Nie był zdziwiony. Żeby zabić Deve, trzeba by było znaleźć tego kto ją wezwał.
-Kim ty w ogóle jesteś ? – spytała w końcu czarownica.
-A wy?
-Posłuchaj mnie kretynie. Jakbyś nie zauważył, to ty jesteś przywiązany. Wystarczy że rzucę w ciebie tym sztyletem, a nieważne czym jesteś, wilkołakiem, wampirem, strzygą , demonem czy innym cholerstwem pożegnasz się z… życiem. A Kate, zamknie to co służy ci za duszę w jakimś pięknym krysztale, więc radzę żebyś to ty odpowiadał na nasze pytania, a nie stawiał się.
Aratron z powrotem położył się na łóżku. Nie chciało mu się odpowiadać im. Ale wiedział że nie uwolni się na razie, a przynajmniej dopóki efekty wczorajszego alkoholu znikną z jego organizmu.
-Mam na imię Aratron. I jak sami zauważyliście nie jestem człowiekiem. Przynajmniej nie do końca. Kiedyś byłem potężną istotą. Nie powiem wam kim. Byłem wielkim wojownikiem, dysponującym potęgą i wiedzą. Aż do czasu kiedy wybuchła wielka wojna. Po której zdecydowałem się opuścić moich… Pobratymców.
Oboje kiwnęli głowami, słyszeli dziwniejsze historie.
-Ale jakim cudem wbiłeś klatkę Devy? Kyle ma niesamowitą siłę, ale miał problem z uderzeniem jej. I jakim sposobem, rozpłynąłeś się na chwilę, a rana po żelaznym drągu już się zregenerowała.
-Mam takie moce. Jeżeli mnie nie chcecie uwolnić, dajcie mi chociaż cholerną aspirynę.
Chłopak i dziewczyna spojrzeli na siebie z niepewnością. Ale rozpięli mu kajdanki.
-Jesteś wolny. – powiedział Chłopak.
-Czekaj Chwilę Kyle… Czy może…. chcesz… nam pomóc w zabiciu Devy?
Aratron spojrzał na nich. W sumie mógłby im pomóc. Deva była niebezpieczna. I może skusić do tego miejsca jeszcze gorsze istoty. Ale pokręcił głową. Nie miał zamiaru zadawać się z jakąś czarownicą i wilkołakiem. Wyszedł przez drzwi. Znowu szedł przez ulicę w deszczu. Patrzył na tych wszystkich ludzi śpieszących gdzieś. Ludzie… Zawsze im się gdzieś spieszyć, żyją tak szybko i mocno. Nie zatrzymują się, nawet na chwilę, nawet na to żeby pomyśleć co się stanie z nimi, za 10,20, 30 czy 50 lat. Czasami chciałby pokazać im swoją prawdziwą postać. Na przykład, pozabijać całą ulicę, poczym uzdrowić ich, i tak w kółko dopóki w pewnym momencie zabrakłoby mu mocy. Może by zdążył ich ożywić, może nie. Znowu ta cholerna depresja. Gdyby ludzcy psychologowie mogli by zrobić mu diagnozę. To pewnie zdziwiliby się jak ktoś taki może żyć. Ale nigdy się nie dowiedzą. Nigdy się nie dowiedzą jacy są naprawdę szczęśliwi że żyją mniej niż sto lat. Jak łatwo mogą się uwolnić od bólu i smutku. I znowu wszedł do baru. Miał ochotę, chciał się napić. Podszedł do barmana. Znowu następne zadymione miejsce, ludzi którzy nie mają co ze sobą zrobić. Którzy albo utknęli w nieszczęśliwym momencie swojego życia, albo ci którzy właśnie wkroczyli w taki moment. I okazywane było to na różne sposoby. Niektórzy upijali się do nieprzytomności i budzili się na zewnątrz baru. Niektórzy znajdowali sobie partnerów na parę godzin poczym szukali następnych. Dwóch następnych ludzi miało organizm zniszczony narkotykami. Cała barwa sposobów ludzkości jak radzić sobie ze smutkiem. Ale Aratron, już dawno zauważył że ich sposoby nie są zbyt skuteczne. Jedyne co robią to dają ci fałszywe uczucie szczęścia. Poczym budzisz się następnego dnia, z obrzydzeniem, bólem głowy, i ze smutkiem dwa razy większym niż wcześniej. A potem znowu robisz to co poprzedniego dnia. I tak w kółko. Dopóki nie umrzesz, albo nie trafisz na kogoś kto ci pomoże i uratuję z tego. Ale on nie miał co na to liczyć. Ani nie umrze, ani nigdy nie znajdzie kogoś kto mógłby mu pomóc. Wziął kolejkę i wypił ją jednym haustem. Alkohol rozgrzał jego mięsnie i rozluźniał jego mózg. Chciał zapomnieć. O tym wszystkim co dzień w dzień niszczyło go nie pozwalało mu cieszyć się chociaż trochę życiem. Nagle podjął decyzję. Nie wiedział co go skłoniło do tego. Jedną sekundę był w barze a w drugiej w pokoju hotelowym Kayla i Kate. Ale ich nie było. Wszystkie ich rzeczy były wzięte. Ale czuł ich obecność. Nie mogli uciec daleko. Zamknął oczy i spróbował wyczuć ich. Ale pierwsze co go zaatakowało to ból i przerażenie. Niewiele myśląc, podążył za tą myślą i teleportował się tam. Kayle właśnie przeleciał przez pół ulicy, boleśnie uderzając w śmietnik i osuwając się na ziemie. Kate cały czas próbowała rzucić jakieś zaklęcia żeby choć na trochę spowolnić demona. Ale nie na wiele się to zdawało. Deva była odporna na większość ludzkich zaklęć. I bardzo trudna do spowolnienia. Aratron zastanawiał się czemu, poszli na nią polować nie wiedząc kto ją wezwał. Idioci. Deva już była przy Kate, gdy nagle przed nią pojawił się Aratron. Uderzył otwartą dłonią w klatkę i posłał ją w powietrze. Gdy istota lądowała ten już był przy niej. Chwycił ją jeszcze raz i rzucił ponownie. Gdy istota ciężko padła na ziemie, podbiegł do Kayla i podniósł go. Popatrzył na Kate, poczym cała trójka pojawiła się nagle w pokoju hotelowym. Położył Chłopaka na łóżku, na którym przed paroma godzinami sam siedział. Kate popatrzyła na niego z przerażeniem.
-Co się tak patrzysz ? – warknął. – Ulecz go.
Dziewczyna tylko pokiwała głową. Sięgnęła do torby i zaczęła wyciągać zioła, bandaże, oraz kredę. Kiedyś Aratron poradziłby sobie z takimi obrażeniami bez żadnego problemu. Ale… dawno nie korzystał z większości swoich mocy, więc mógłby bardziej zaszkodzić niż pomóc. Po wstępnych czarach, zrobionych w pełnym skupieniu , Kate odetchnęła i spojrzała na niego.
-Dlaczego wróciłeś?
On wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru tłumaczyć się przed nią. Zresztą sam nie znał odpowiedzi na to pytanie. Co go obchodziła jakaś para ludzi, parująca na demona. Nawet potężnego. Takie rzeczy działy się pewnie na całym świecie. Dlaczego akurat za nimi poszedł. Nie był w stanie odpowiedzieć sam sobie na to pytanie. I zrobił to co zawsze robił w takich sytuacjach od czasów wielkiej wojny. Rozpłynął się. I poszedł do baru. Nie wstydził się tego co zrobił. Pomógł im i tyle. Nie miał zamiaru przecież zostawać ich przyjacielem. Nikt stąd nigdy, nie będzie mógł zostać jego przyjacielem. Uświadomił to sobie. Nie wiedział nawet dlaczego dalej trwał… Po co… Całą ziemie zwiedził już dawno. Nie sądził żeby znalazło się coś nowego czy ciekawego. Ludzie cały czas powtarzali to samo, zmieniając tylko szczegóły. Ale dalej sobie wmawiali że są oryginalni. Dlaczego w ogóle się tym przejmował. Uderzył ręką w bar. Lekko, ale i tak wszystkie szklanki podskoczyły na chwilę. Wstał i wyszedł. Stanął na polu i popatrzył w niebo. Spokojne, nocne letnie niebo. Kiedyś piękne wydawało mu się niebo pełne błyskawic, gromów i chmur. A potem wszystko się zmieniło. Cały świat, wszystko przestało być takie dobre. Nagle musiał podejmować własne decyzję. Które czyniły go tylko coraz bardziej nieszczęśliwym. A nie miał wyboru. Zatrzymał się na chwilę. Poczym wrócił z powrotem do tego cholernego pokoju. Kayle i Kate doskoczyli do niego, ale gdy zobaczyli kim jest zatrzymali się. Chłopak nieśmiało podziękował mu za pomoc, natomiast Kate zaczęła się drzeć na niego. Miała dość jego ciągłego pojawiania się i znikania. Była wdzięczna za pomoc, ale wolałaby wiedzieć dlaczego on to robi.
-Pomogę wam. – powiedział patrząc na ścianę między ich głowami.
-Dlaczego?
-Nie wiem do jasnej cholery. -krzyknął. – Nie wiem, dlaczego poszedłem za wami, nie wiem dlaczego nie spędziłem tego wieczoru, tak samo jak w większości wcześniejszych tysiącleci. Nie wiem dlaczego wróciłem do was.
-Tysiącleci? Miałeś na myśli tysiąc wieczorów wcześniej ? -spytał Chłopak. Aratron tylko spojrzał na niego. Nie odpowiedział na to pytanie.
-Pomożesz nam?
Tym razem odpowiedział. Twierdząco. Oboje uśmiechnęli się nieśmiało.
-Macie jakieś poszlaki?
-Nie… Ale przecież ten kto go wezwał może być wszędzie.
Aratron podniósł głowę na te słowa. Czarownik który wezwał Deve, musiał być nie daleko, od niej. Inaczej nie byłby w stanie jej kontrolować. No chyba że po prostu ją wezwał i puścił luzem, ale to się rzadko zdarzało. Ponieważ zazwyczaj potem te demony wracały i zabijały tego który je wzywał. I to zazwyczaj w paskudny sposób. Zwrócił się do wiedźmy patrzącej w okno.
-Nie znasz przypadkiem jakiś zaklęć poszukujących. Z tego co pamiętam istnieje mnóstwo takich.
-Owszem… Ale do tego potrzebuje czegokolwiek dzięki czemu mogę szukać. Czegoś do zahaczenia się. A nie wiem nic o tym kto go wezwał.
-A na coś od Devy? Cokolwiek.
-Może bym była w stanie… Ale nie mamy nic takiego. Ty go tylko zgniotłeś, ale nie zraniłeś. A do tego potrzebowałabym krwi. Chyba wiem o czym myślisz – powiedziała, kończąc z dużym uśmiechem na twarzy. Kayle popatrzył na nich zdziwiony.
-Nawet w pełnym przekształceniu ciała, nie stworzę takich pazurów aby zranić w ten sposób Deve…
-Chyba że napakujemy cię zaklęciami.– odpowiedział Aratron. Chłopak zaczął rozumieć, ale ten plan miał wady. Zaklęcie z rodzaju przemiany i zaklinania, które mogły by go wzmocnić, zajmowały dużo czasu do rzucenia i utrzymania się. A on im dłużej pozostawał w zwierzęcej postaci, tym ciężej było mu wrócić do swojej ludzkiej postaci. I tracił nad sobą kontrolę. Mógł się nawet rzucić na nich. Całe dzieciństwo spędził na słuchaniu o historiach o wilkołakach które praktycznie kompletnie zatraciły swoją ludzką postać i stawały się wilkami. Do tego wilkami cholernie niebezpiecznymi. Bo z niesamowitą siła i regeneracją, do tego długowieczne.
-Dobra… Zgadzam się na ten plan. Pod jednym warunkiem. Najpierw przygotujesz zwoje przywrócenia mego prawdziwego ciała. Nie mam zamiaru ryzykować potem że stanę się zwierzęciem albo zabije was obu.
Kate pokręciła głową. Aratron uśmiechnął się. Kyle nie byłby w stanie go zabić. Nieważne jak potężny by się stał. Dziewczyna podeszła do swojego przyjaciela z rytualnym nożem i przecięła jego rękę. Skrzywił się. Szybko zebrała do próbówki krew, zanim jego regeneracja zasklepi ranę. Zdążyła zebrać wystarczającą ilość, mimo tego że po około dwudziestu sekundach bo ranie nie zostało nawet blizny. Dziewczyna nie mogła sobie wyobrazić jak szybko regeneruje się jej przyjaciel w postaci wilka. Taka rana to chyba nie pojawiłaby się na nim w ogóle. Najpierw zajęła się zwojami. Musiała je zrobić, dopóki Kyle jest absolutnie człowiekiem. Oczywiście robiła to już parę razy. Ale zaklęcia przemiany zawsze były trudne i skomplikowane. I łatwo można było się pomylić. A to mogło się źle skończyć zarówno dla niej jak i dla wilkołaka. A żadne z nich nie miało ochoty paradować w pół-wilczej postaci. Kiedy już wyczuła człowieczą postać Kayle. Kiwnęła głową. On zrobił nieszczęśliwą minę. Nienawidził przechodzić kompletnej przemiany. Była bolesna i męcząca. Poszedł do lodówki. Do przemiany potrzebował dużych ilości surowego mięsa. Czerwonego. Nie przepadał za nimi. Ba… Nienawidził. Ale w tym wypadku nie miał za bardzo innego wyboru. Zwłaszcza że od ilości jedzenia jakie zjadł zależał czas w którym będzie w stanie utrzymać kontrolę i nie zgubić się w swojej zwierzęcości. Jadł zmuszając się do jedzenia. Parę razy był bliski wymiotów. Kate cały czas zajmowała się zaklęciami i układaniem. Aratron tymczasem wyciągnął skądś butelkę whisky i popijał ją. Chłopak przerwał na chwile jedzenie i uniósł brwi.
-Nie wystarczyło ci rzyganie u nas?
Aratron wzruszył ramionami, nawet nie patrząc na niego i jednym haustem wychylił całą szklankę.
-Powiedz mi, jak ty chcesz walczyć pijany?
-Ja nie neguje twoich sposobów przygotowania się jedząc bakterię w tym mięsie. Ty tego potrzebujesz, a ja potrzebuję się napić. Bez tego się nie mogę skupić.
Tym razem wilkołak nic nie odpowiedział. Wstał.
-Powinno wystarczyć. – zwrócił się do Kate.– Gotowi?
Dziewczyna kiwnęła głową, Aratron nie poruszył się nawet o włos. Chłopak rozebrał się i zamknął oczy. Najpierw otoczyła go mgła. Bardzo ciemna i gęsta. Lekko niebieskawa. Po chwili patrzył na nich wielki wilk. Był wielkości małego konia. Spokojnie można by na nim jeździć.-Długo to zajmie? – spytał lekko chrapliwym głosem.
-Postaram się to zrobić jak najszybciej.
Aratron patrzył w okno i rozmyślał. Co potem, jak pokonają. Nie wtrącał się w takie sprawy, od dawna. Od bardzo dawna. Nie pamiętał nawet od kiedy. Liczył na to że uda mu się potem , z powrotem wrócić do tego co robił wcześniej. Ale nie był tego taki pewien. Patrzył jak Kate po cichu mówi długie linijki zaklęć. Nie wsłuchiwał się. Czekał spokojnie jak skończy. Kate w końcu pokiwała głową. Aratron stanął na środku pokoju. Poczuł swoją wewnętrzną moc. Czuł jak przepełnia go energia. Przez chwilę bał się że zacznie walić błyskawicami po całym pomieszczeniu ale opanował się. Bardzo cicho wypowiedział słowa w nikomu poza jemu podobnymi. Już wiedział gdzie znajduję się demon. Nie będzie problemem dorwać go. Jeżeli coś się nie powiedzie, będzie musiał użyć swoich potężniejszych mocy. Ale wolał tego uniknąć. W jednej sekundzie pojawili się w ciemnej piwnicy, oświetlonej słabą żarówką. Całej trójce wydawało się to dziwne miejsce na kryjówkę dla takiego demona. Kayle nosem ciągnął po ziemi, starając się wyczuć jakiś ślad. Aratron też próbował wyczuć energię demona. Czuł że jest niedaleko, ale nie mógł jej dokładnie wyśledzić. Zastanawiał się co mogło go blokować. Podszedł do ściany. Dotknął je. Ściana rozbłysła potężnym fioletowym światłem. Coś na kształt deltoidu w który wpisane były mu nieznane znaki. Cofnął się. Nagle pod sobą zobaczył następne znaki. Tym razem w kręgu. Chciał się cofnąć, ale poczuł że coś od razu popycha go na środek kręgu. Kayle podniósł łeb i zawarczał. Kate chciała podejść do tego kręgu, ale Aratron kazał jej zostać. Niewiadomo co by się stało. Mogło by ją też to zatrzymać. A tak to jeszcze była szansa że będzie w stanie się z tego uwolnić, a jakby potrzebował pomocy to zawsze mógłby ją otrzymać. Coś poruszyło się w cieniu. Zarówno wilk jak i Kate spodziewali się Devy, ale po chwili wyszła tylko niska kobieta. Za nią szedł demon. Kobieta odwróciła się do Aratrona z miną wyrażającą ciekawość, zainteresowanie, patrzyła na niego jakby był jakimś ciekawym okazem, a ona badaczem któremu udało się złapać jakieś nieznane zwierze. Kayle przekrzywił łeb i uważnie obserwował demona. Kate stała skupiona. Chyba próbowała rzucić jakieś zaklęcia ochronne.
-Interesujące. – odezwała się niska kobieta. – Skontaktowałam się z moimi najlepszymi, informatorami. Ba… Wezwałam najpotężniejsze demony. O tej dwójce dowiedziałam się paru rzeczy, nie dużo, ale też nie dużo było się do dowiedzenia. Natomiast o tobie, nic. Nikt o tobie nic nie wiedział, nikt nigdy nie słyszał o istocie o takich mocach. Długo się zastanawiałam kim możesz być. Byłeś w stanie pokonać Deve, bez żadnego problemu. I potem zniknąć. Wysyłałam za tobą moich najlepszych szpiegów i nic. Znikałeś bez słowa. Bez żadnego teleportu, czy czegoś takiego. Po prostu, idziesz i nagle jesteś w innym miejscu. Naprawdę ciężko orzech do zgryzienia. Szukałam w wielu księgach. O najróżniejszych istotach nic. Nic… To naprawdę irytujące. Więc zrobiłam pułapkę. Znaki które cię uwięziły. Sama je wymyśliłam. Zajęły mi bardzo długo i dużo mojej mocy, ale są bardzo skuteczne. Myślę że sam Lucyfer miałby problem z uwolnieniem się z czegoś takiego. A ty przecież nim nie jesteś prawda?
-Lucyfer poruszyłby brwią a ty już dawno byłabyś przecięta w połowie.
-Może… Na razie mam zamiar przeprowadzić parę testów. Na przykład jak reagujesz na różne metale. Bardzo mnie to ciekawi. Ale na razie musze się zając twoim towarzystwem. Zabij ich. – zwróciła się do Devy. Demon skoczył na Kate ale spotkał się z wilkiem. Kate myślała że Kayle zranił demona, albo przynajmniej go zatrzyma, ale nic z tego. Wilk po paru chwilach przeleciał pokój i uderzył w ścianę. Spadł na ziemię skowycząc. Aratron szarpnął się. Nie miał pomysłu jak uwolnić się z tej cholernej pułapki. Kobieta tymczasem po prostu oglądała, tak jakby widziała jakieś zwykłe przedstawienie. Do tego momentu. Zerwał się wiatr. Czarne włosy Kate uniosły się i utworzyły wokół jej głowy coś na kształt aureoli. Wzleciała w powietrze na ok. pół metra. Zaczęła mówić potężnym głosem. Nie był to krzyk rozpaczy, ani spokojne mamrotanie jakie robiła przy zaklinaniu. Był to niesamowity, potężny głos, który przedzierał się do mózgu. Uniosła obie ręce które rozświetliły się. Skierowała je na demona. Który po prostu się rozpłynął. Następnie dziewczyna spojrzała na ścianę na której znajdowały się znaki blokujące Aratrona. W mgnieniu oka rozpłynęły się. Dziewczyna padła na ziemi. Ostanie co zdążyła zrobić, to zapalić kartkę na której znajdowało się zaklęcie przywracające postać Kayla. Papier rozbłysnął ogniem, a postać Kayla zaczęła zyskiwać ludzką postać. Kate za to zemdlała. Niska kobieta odwróciła się w stronę ze wściekłością. I uciekła. Na początku chciał ją gonić, ale musiał się zająć Kylem i Kate, więc musiał ją zostawić. Klęknął przy wiedźmie i wilkołaku. Od dawnych lat nie korzystał ze swoich regeneracyjnych mocy. Jemu samemu nic nie zagroziło od czasów wielkiej wojny, a on nikomu też nie pomagał. Nie musiał i nie miał do tego prawa. Aż do dzisiaj. Miał moc zdolną przedłużyć życie śmiertelnych o wiele lat, mógł ich zamienić w kamień. I mógł ich uleczyć. Ale lepiej było tego nie robić tutaj. Kto wie co za suka mogła jeszcze na nich zastawić, albo jakie jeszcze istoty mogła tutaj wezwać. Skoro kontrolowała Deve, to mogła narobić naprawdę sporo szkód. Dotknął ich i przeniósł do swojego mieszkania. Zastanawiał się przez chwile nad hotelowym pokojem, ale za łatwo ktoś mógł ich tam wyśledzić. U niego, nikt ich nie znajdzie. Spędził wiele lat na stworzeniu idealnej kryjówki. Nikt nie może ich tu znaleźć. Nikogo jeszcze nigdy tu nie sprowadził. Nawet własną teleportacjaą nie mógłby się dostać bezpośrednio do mieszkania. Pojawił się przed mieszkaniem. Położył ich maskując całą trójkę niewidzialnością. Zajął się blokadami które nałożył na drzwi. Teoretycznie nikt nie byłby w stanie podrobić jego magicznej pieczęci. Ale nie miał zamiaru tego sprawdzać. Odblokowanie wszystkich pułapek zajęło mu około pół godziny. A on wiedział i pamiętał o wszystkich znakach. Więc nie chciał się nawet zastanawiać ile mogło zająć to czasu komuś kto nie znał tych znaków, odpowiedniej kolejności. Zwłaszcza że za pomyłkę się płaciło. Przeniósł mocą Kayla i Kate do pokoju i położył na podłodze. Skupił się na ranach w ich ciele i zaczął je spokojnie leczyć. Ciało Kate było łatwe do wyleczenie. Nie było bardziej skomplikowane niż ludzkie ciało, było identyczne poza źródłem magii w środku. Ciało Kyle różniło się. Zwłaszcza jeśli chodzi o chemiczne środki znajdujące się u niego. Nawet zawartość jego krwi była inna. Normalnie wilkołak sam by się zregenerował ale jego ciało zmęczone po transformacjach nie mogło samo zacząć się naprawiać. Musiał je zmusić. I udało mu się. Westchnął głęboko. Dawno tego nie robił i dlatego czuł się zmęczony. Kiedyś mógłby w ciągu godziny przeprowadzić tysiąc takich operacji i najwyżej czuć lekkie znużenie. A teraz czuł się jakby zaraz miał padnąć trupem. Pokręcił głową. Usłyszał ciężki oddech. Spojrzał na Kate która otworzyła oczy i jęknęła głośno. Chwyciła się za głowę i zwinęła w kłębek. Aratron podszedł do niej i dotknął. Ona zwinęła się w kłębek. Poczekał chwilę. Wiedział że dojście do siebie po jego zabiegach może trochę zająć. Nawet dłuższą chwilę patrząc na fakt jak dużo energii Kate przepuściła przez siebie. I tak cudem można nazwać to że nie uszkodziła sobie nic na stałe i wszystkie szkody były do naprawienia. Nawet on nie byłby w stanie naprawić wszystkich szkód poczynionych przez zbyt wybujałą moc, nawet w chwilach swojej największej świetności. Pozwolił Kate poleżeć jeszcze chwila i znowu klęknął przy Kaylu. Wolał upewnić się czy wszystko w porządku z jego ciałem. Wszystko było w porządku, był natomiast zdziwiony że Wilkołak nie obudził się jeszcze. Był bardziej poraniony niż Kate, ale on był odpornym stworzeniem. Zmartwił się, ktoś taki jak on nie powinien potrzebować dłużej czasu niż wiedźma do regeneracji.
-Czy on kiedykolwiek potrzebował dłuższej ilości czasu do regeneracji niż powinien?
Dziewczyna zagryzła wargi. Nie wiedziała ile powinien się regenerować ktoś taki jak Kyle. Nie miała bladego pojęcia. Kyle nigdy nie miał z czymś takim problemów.
-No nic . – Aratron wzruszył ramionami. – Musimy przeczekać.
-Co ?
-No a co chcesz zrobić? Znasz się na anatomii wilkołaków, na tyle że odważysz się grzebać mu w ciele?
-Na pewno to lepsze niż patrzenie jak umiera.
Aratron nie odpowiedział. Siedzieli oboje przez chwilę w milczeniu, w końcu dziewczyna zdecydowała się to przerwać.
-Jakim cudem udało mi się zniszczyć Deve? I kim była ta czarownica?
-Widać sięgnęłaś do nie odkrytych dotąd źródeł swoich mocy i dzięki nim zyskałaś większą moc. Być może jesteś silniejsza niż sama myślisz. Co do tamtej.. Nie wiem nic o niej. Ale coś mi się wydaję że jeszcze o niej usłyszymy.
Usłyszeli głos Kayla. Był ostro zachrypnięty, ale nie był to bolesny jęk jaki wydał się wcześniej z gardła Kate.
-Żyjesz? – Dziewczyna podeszła do przyjaciela. Ten pokiwał głową. Chciał się podnieść od razu, ale wylądował z powrotem na podłodze. Warknął rozwścieczony i tym razem podniósł się wolniej. Najpierw do siadu, dopiero potem opierając się o Kate wstał na dwie nogi. Przetarł rękami twarz i zaczął się rozglądać.
-To twoje mieszkanie?
Aratron kiwnął głową i otworzył kolejną butelkę z alkoholem i pił prosto z niej. Niezbyt pasowało mu to że ktoś szukał informacji o nim. Bo zawsze ktoś mógł po nitce do kłębku dojść a tego sobie nie życzył. Nie życzył sobie żeby ktokolwiek wiedział kim był wcześniej. Był to raz na zawszę zamknięty przez niego rozdział jego życia. Przynajmniej tak mu się wydawało. Kayle i Kate nie bardzo wiedzieli jak się zachować. Mężczyzna zachowywał się jakby nigdy nic. Usiadł spokojnie ja fotelu. Wyciągnął papierosa i dokończył butelkę. Kate patrzyła uważnie na niego. Nie zauważyła żeby zapalał on jakimś ogniem tytoniu a mimo to papieros się palił.
-Jesteś magiem! – krzyknęła. Aratron podniósł znudzony wzrok i pokręcił głową.
-Nie… Nie jestem. – odpowiedział spokojnie.
-Ale przecież…
Tym razem nawet nie odpowiedział. Obrzucił ją spojrzeniem, odwrócił głowę i zamyślił się. Kiedyś posługiwał się magią. Ale teraz pozostała mu tylko moc. Oczywiście większość ludzi nie rozróżniała magii od mocy. Nie każdy kto posługiwał się mocą posługiwał się magią , natomiast każdy kto używał magii korzystał również z mocy. Moc była to wewnętrzna energią którą posiadła każda żywa istota. Nie wszyscy potrafili z niej korzystać. Natomiast magia była to energia świata, rozproszona wokół nas. Pochodząca z zewnątrz, z innych źródeł. I to właśnie umiejętność korzystania z tej energii rozgraniczała maga i osobę korzystającą z mocy. On zdolności magiczne utracił dawno temu i raczej ich nie odzyska.
-Pójdę po coś do jedzenia. – zaproponowała.
-Pójść z tobą – spytał Kyle.
-Nie, nie musisz. Zaraz wrócę.
Zły zapis dialogów, powtórzenia w prawie każdym zdaniu, dziwne konstrukcje zdań, ilość zdań prostych przyprawiająca o ból głowy, brakujące spacje po dywizach... i wiele, wiele więcej.
Ilość błędów technicznych uniemożliwiła mi śledzenie fabuły, więc tego aspektu nie skomentuję.
Patrzył na wszystkich ludzi. - po pierwsze powtórzenie z następnym zdaniem, po drugie to zdanie jest w ogóle takie jakieś byle jakie
Może jeden z chłopaków zgwałci którąś z dziewczyn. Może jedna z tych dziewczyn zostanie morderczynią. - jakieś dziwne to
Dwóch mężczyzn rozmawiało z barmanem i marudzili o tym jacy są nieszczęśliwi. Praca nie sprawia im satysfakcji, żony nie są już takie piękne i młode, dzieci ich nie szanują. - Dwóch mężczyzn rozmawiało z barmanem. Marudzili, że są tacy nieszczęśliwi, że praca nie sprawia im satysfakcji, żony nie są już takie...
Z pojawienia się tej kobiety też nic nie wynika. Ona zupełnie nic nie wnosi (chyba że pojawia się jeszcze później i szuka odwetu za urażoną dumę), jedynie zamęt w tekście.
Już chciał się odezwać gdy wyczuł coś nowego wchodzącego do pokoju. Coś innego niż wszyscy dotąd. Popatrzył w tamtym kierunku. Młoda dziewczyna, dosyć niska, z długimi kręconymi włosami. Ruda. Dosyć ładna, choć nie klasyczna piękność. Chłopak wydawał się wysoki stojąc przy niskiej dziewczynie, ale po chwili dało się zauważyć że jest on raczej niskiego wzrostu. - Coś się pojawiło (mimo iż raczej ktoś) -> młoda dziewczyna -> opis dziewczyny -> nagle BUM, jakiś chłopak. Skąd on? Kto on?
Barman przez chwilę przypatrywał się im, sprawdził dokumenty chłopaka a następnie podał. - Co podał?
Cały czas ukradkiem podpatrywał co robi albo chłopak albo dziewczyna. - to pierwsze albo i drugie właściwie też są zbędne. Po prostu: co robią chłopak i dziewczyna
Padało. Nienawidził deszczu. Zwłaszcza takiego. - Znaczy jakiego? Padającego?
Jak chociaż była burza.. A to takie, puste, mokre. I do tego ograniczało widoczność. Gdyby oczywiście był człowiekiem. - Wielokropek to zawsze trzy kropki. Co jest puste i mokre? Deszcz? Deszcz pusty? W końcu ograniczało widoczność, czy nie ograniczało? Bo z tego, co napisałeś, ograniczało, ale jednak nie ograniczało, bo ograniczałoby, ale nie ogranicza.
Że nawet wtedy kiedy był szczęśliwy, nie czuł takiej zabawy, jakiej czuli ludzie. - Że co proszę?
Nie był w stanie się skupić, po ilości jakiej wypił. - nie jakiej, tylko jaką, a poza tym wypił ilość?
Wybacz, ale dalej nie dałem rady. Tekst napisany zbyt niezdarnie, żeby wciągnął. A szkoda, bo chyba zapowiadało się jakieś urban fantasy, a dawno żadnego dobrego urban fantasy nie czytałem.
Oprócz błędów wymienionych powyżej, tekst kładzie niewydorębnienie akapitów. Trzeba o tym pamiętać, bo niewyodrębnienie akapitów pwoduje, że tekst czyta się fatalnie --- po prosti "nie wchodzi".
"Jego pięść wcisnęła jego klatkę piersiową praktycznie do płaskiego poziomu." - Czy sam sobie wcisnął klatkę piersiową do, jakże oryginalnego, praktycznie płaskiego poziomu?
"Chciał skorzystać za swoich mocy, i pojawić się zanim." - Zanim co?
"Obrócił twarz na drugą stronę i znowu zwymiotował." - Czy można obrócić twarz, nie odwracając głowy? Czy może twarz bohatera miała dwie strony?
"Nie wiem jak dla ciebie, ale to wygląda brzmi jak groźna istota." - Istotnie, ja też uważam, że coś co wygląda brzmi, musi być groźne.
"Cała barwa sposobów ludzkości jak radzić sobie ze smutkiem." - Chciałabym znać choćby jedną barwę, cień jej ledwie pastelowy, by mieć sposób radzenia sobie ze smutkiem.
"Co go obchodziła jakaś para ludzi, parująca na demona." - A ja chętnie zobaczę te ludzkie wapory demona owiewające.
"Zwłaszcza że od ilości jedzenia jakie zjadł zależał czas w którym będzie w stanie utrzymać kontrolę i nie zgubić się w swojej zwierzęcości. Jadł zmuszając się do jedzenia." - Można dostać torsji.
"Aratron tymczasem wyciągnął skądś butelkę whisky i popijał ją." - Tu objawiła się nadprzyrodzona moc Artrona, umiał popijać butelkę!!!
"Bardzo cicho wypowiedział słowa w nikomu poza jemu podobnymi." - Nie rozumiem co zaszło, ale cieszę się, że zrobił to bardzo cicho.
"Chwyciła się za głowę i zwinęła w kłębek. Aratron podszedł do niej i dotknął. Ona zwinęła się w kłębek." - To już był podwójny kłębek. Jak podwójny nelson.
"Bo zawsze ktoś mógł po nitce do kłębku dojść a tego sobie nie życzył". - I jeszcze mółby dojść do podwójnego kłębku.
"Mężczyzna zachowywał się jakby nigdy nic. Usiadł spokojnie ja fotelu. Wyciągnął papierosa i dokończył butelkę." - Dobrze, że dokończył bytelkę. Niedokończona była do niczego.
To tylko niektóre zdania, "same rzucające się w oczy". Nie wiem jak, ale dobrnęłam do końca. Opowiadanie przesycone jest mocą. Moce mają wszyscy i mocami posługują się cały czas. Po lekturze czuję się nieco osłabiona, gdyż moje moce zostały mocno nadwerężone. Pewnie dlatego o opowiadaniu nie umiem powiedzieć nic sensownego.
KaelGorann, dziękuję. Skomentowałeś początek, a tym samym nie musiałam pastwić się nad wszystkimi zdaniami, które sobie wytypowałam.
pamirzolec, mam nadzieję, że moje "pastwienie się" pomoże Ci dostrzec popełnione błędy, i w przyszłości ustrzeżesz się przed podobnymi. Czasami budujesz zdania całkowicie pozbawione znaków interpunkcyjnych, tylko na końcu stawiasz kropkę. To bardzo utrudnia czytanie. Myślę, że wiele pracy przed Tobą.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jestem za mało uparty, by przedzierać się przez tak napisane dośc długie opowiadanie. Zrezygnowałem po scenie z kobietą, dalej pozaglądałem --- i nic nie zaciekawiło mnie tak, by lekturę wznowić.
Wniosek: język, jakim tekst napisano, potrafi zniechęcić.
Ja bym Autorowi przede wszystkim zalecił czytać, dużo czytać, bardzo dużo czytać. Jako że wątek "jak pisać" poleciłem Mu przypoprzednim jego tekście, nie będę się powtarzał.
Jest źle.
Przede wszystkim rzuca się w oczy drastyczna ilość powtórzeń – a tym samym ubogość języka.
Poza tym mnogość nieporadnych, nieskładnych, udziwnionych zdań.
Brak przecinków – łomatko, brakuje ich prawie wszędzie, gdzie być powinny.
Do tego dochodzi jeszcze nieprawidłowy zapis dialogów.
Nagromadzenie krótkich zdań, z których większość spokojnie można by połączyć w zdania złożone.
Bo teraz tekst wydaje się szarpany, urywany, strasznie szorstki.
I brak akapitów – zwarte bloki tekstu naprawdę źle się czyta.
Na początek proponuję zajrzeć TU, do wątku Seleny i przeczytać go uważnie od deski do deski. A potem jeszcze raz.
Postaram się wymienić troszkę tego, czego nie wymienili moi poprzednicy.
„A potem wraca i mówi jak świetnie jej się rozmawia z ludźmi. I jest świetna w kłamaniu. Jest jedna rzecz w której ludzie przewyższają wszystkich. I jest to kłamanie. Żadna istota nie potrafi, i pewnie nigdy nie będzie potrafić tak kłamać jak kłamią ludzie.” - powtórzenia.
„Byłby szczęśliwy z dala stąd.” - To nie jest dobre zdanie.
„...wyczuł dwie nowe istoty wchodzące do pokoju. Coś innego niż wszyscy dotąd.Chłopak i dziewczyna. Popatrzył w tamtym kierunku. Młoda dziewczyna, dosyćniska, z długimi kręconymi włosami. Ruda. Dosyć ładna, choć nie klasyczna piękność. Chłopak wydawał się wysoki stojąc przy niskiej dziewczynie, ale po chwili dało się zauważyć że jest on raczej niskiego wzrostu.”
Czemu do pokoju? To jest bar, knajpa, sala a nie pokój. Tak samo pod koniec masz scenę w piwnicy, a i tam jest jakiś pokój. Dziwne.
Brak spacji po kropce. Pamiętaj o spacjach. Brak Ci ich zwłaszcza w dialogach, po myślnikach. Za to czasem wsadzasz je niepotrzebnie przed przecinkami...
Poza tym znowu powtórzenia.
„Jedna z rzeczy którą ludzkość wymyśliła, i była wspaniała... Alkohol... To musiał przyznać drugą rzecz ludzkości w której byli najlepsi. W zabawie. Żadne inne stworzenie nie było w stanie tak się zabawić jak ludzie. Zazdrościł im tego. On sam nie był w stanie tak się bawić , jak to robią ludzię. To była ich niesamowita cecha. Pokręcił głową. I poszedł dalej za dwójką młodych ludzi.”
Literówka: ludzię. Masa powtórzeń.
„Po czym” piszemy rozdzielnie. Pojawia się to w tekście kilkukrotnie, za każdym razem z błędem.
„Nie odpędziło to istoty siedzącej na nim, ale dało mu chociaż chwile na odetchnięcie. Następne co zobaczył, to coś błyskawicznie rozpędzone zrzucające istote siedzącą na nim.” - Błyskawicznie rozpędzone? Kolejne zdanie do remontu. Poza tym literówki: Powinno być chwilę i istotę, przez ę. Uważaj na polskie litery, często gubisz ogonki.
Uważaj też na podmioty. Przykład:
„Jego pięść wcisnęła jego klatkę piersiową praktycznie do płaskiego poziomu.” - Pomijając fakt, że to kolejne zdanie, które brzmi dziwnie, to brzmi tak, jakby Aratron wcisnął swoją własną klatkę.
Albo tu:
„Na przykład, pozabijać całą ulicę, poczym uzdrowić ich, i tak w kółko dopóki w pewnym momencie zabrakłoby mu mocy.” Feralne po czym. A ponadto co to znaczy zabić ulicę? Walcem rozjechać? Młotem pneumatycznym rozorać? A jeśli tak, to kim są ci „oni” w „uzdrowić ich”? Uzdrowić tych uliców? Podmiot ważna rzecz. Nie stosuj skrótów myślowych, zastanawiaj się, o co Ci chodzi i staraj się to jasno opisać. Z sensem. Gramatycznie.
Raz piszesz Kayle, raz Kyle. Zdecyduj się.
Och, dużo tego, dużo. Przykro mi, ale nie mam czasu przeprowadzić regularnej łapanki.
Na początek, zapoznaj się z wątkiem Seleny. Następnie dwa razy myśl, zanim coś napiszesz. A jak już napiszesz, pozwól tekstowi się odleżeć, przez jakieś dwa, trzy tygodnie. Sprawdź go wtedy i – jeśli to możliwe – daj komuś do przeczytania. Rodzeństwu, matce, przyjacielowi, nauczycielce.
Ponadto dużo, dużo, dużo, dużo, dużo czytaj, prawdziwych, dobrze napisanych książek. No i próbuj pisać, bo chociaż wiele pracy przed Tobą, bez pracy i tak donikąd się nie dojdzie.
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Oczywiście, znowu zapomniałam wkleić link do wątku Seleny. Ale jeśli Kael już wcześniej go podawał, powtarzać się nie będę.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Fabuła nie jest szczególnie wciągająca, ale nie jest też tragiczna. Myślę, że dałbym radę ten tekst przeczytać, nawet nie bez pewnej przyjemności (mimo że generalnie gustuję w zuuupełnie innej literaturze), gdyby nie ten język. Opowiadanie roi się od błędów składniowych i frazeologicznych, ale jak już przedmówcy zauważyli, kuleje nawet rzecz tak prozaiczna jak typografia. Język narracji jest toporny, chwilami niezdarny. Weź sobie książkę jakiegoś ulubionego pisarza i przyjrzyj się, jak on kostruuje zdania. Spróbuj uchwycić różnice między Twoim stylem, a jego. No i dużo czytaj. To da Ci obycie, doświadczenie w posługiwaniu się językiem. No i nie przestawaj pisać. Jeśli popracujesz solidnie, jeszcze będą z Ciebie ludzie.
W zasadzie zgadzam się z poprzednikami.
Merytorycznie, nawet ciekawie, obiecuje dłuższą opowieść którą może bym chciał poznać. Ale tekst nie jest napisany po polsku i podejrzewam że po napisaniu nie był nawet ponownie przeczytany, przez co ląduje bardzo nisko.
No to lecim:
"Zwrócił na nią wzrok." - No jakby na mnie ktoś coś w barze zwrócił, to bym mu chyba łeb urwała... I po co, do cholery, główny bohater wpierniczał oczy??
"-On chyba nie wygląda zbyt groźnie. - powiedział" - Bo w międzyczasie straciła wzrok i tylko wnioskowala, jak Aratron wygląda, z odgłosów, jakie wydawał.
"Nie chciało mu się odpowiadać im." - Ale komuś innemu by odpowiedział.
"I jakim sposobem, rozpłynąłeś się na chwilę, a rana po żelaznym drągu już się zregenerowała." - Ale że łot?!
Marnie językowo, historia średnio ciekawa. Może coś innego ocenię lepiej.
Jest tragicznie. Językowo, bo historii nie ocenię - zwyczajnie nie byłem w stanie doczytać.
Powtórzenia, niepotrzebne zaimki, interpunkcja, brak akapitów, niepoprawny zapis dialogów. I skąd ta maniera, by tworzyć tyle krótkich zdań?
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)