- Opowiadanie: Marquartus - Robak

Robak

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Robak

 

Czy płaczesz tam?

Nikt się nie dowie

Człowieku!

Czy płaczesz tam?

A może drwisz?

Z tego co wiem to robaków mrowie.

Tańczy, klaszcząc w dłonie, powoli zjada cię.

 

,,Robak'' – Kat

 

To było głupie. Po prostu bardzo głupie. Stał tam, nad grobem swojego przyjaciela. Dziewięciu na dziesięciu ludzi modliło by się, ktoś może rozpamiętywał ,,wspólne dobre chwile''. Ale nie on– jemu cały czas przewijał się przez myśl fragment satanizującej piosenki. Dlaczego? Z żalu? Z rezygnacji? Może, wszystko być może.

Wspólna szkoła, znajomi, nocne wypady na miasto… Wszystko przepadło, odeszło. Zostało tylko… No właśnie– co?

Czy płaczesz tam Jacku? Ja się nie dowiem… Płaczesz, a może drwisz? Z tego co wiem…– nie, tego już do myśli dopuścić nie chciał.

Tyle możliwości, świat cały i nagle….– tu poczuł ucisk w gardle. – I nagle stryczek, pętelka. Po prostu, jak mówią, ,,krawat sobie zawiązał'' . Dziewiętnaście lat i nagłe ,,nie'' dla życia, dla tego co jutro, pojutrze, za dzień, miesiąc, za rok..

To też było głupie. Jeszcze bardziej niż wspominanie satanistycznych tekstów na cmentarzu.

A może tam, po drugiej stronie, ma lepiej? Księża mówią, że nie. To znaczy dawniej mówili…. Dziś raczej milczą– ,,ważna jest psychika człowieka, jej stan w chwili popełnienia samobójstwa'' – głoszą. Tylko jaki był twój stan? Wtedy, w ten tragiczny wiosaenny poranek..

Może dla samobójców nie ma ani nieba, ani jakiegoś piekła… Może każdy z nich, kiedy decyduje się na ten desperacki krok i całe życie traci, dostaje coś w zamian?

Tak, tylko co? Sam nie wiem– Ty Jacku, pewnie stał byś się mieszkańcem krainy dzielnych wojowników– Walhalli. Wiem jak ubóstwiałeś germańskie mity, powieści o wikingach, filmy… Jakoś nigdy mnie nimi nie zaraziłeś. Totalnie mnie to nie ciągnęło, było zbyt mroczne– jakieś wzmianki o Odynie czy Thorze… Wszystko to takie…. pogańskie. Tylko myśl o Walhalii– niebie dla najdzielniejszych, jakoś zapadła mi w pamięć.

Ale to tylko mity. Może i Ty stałeś się mitem?

Nie, Ty teraz leżysz tam, w zimnej krypcie.– czarne myśli znów nagromadziły się w jego umyśle.

Tam wszystko się skończyło. Nie będzie Walhalii, ,,światła w tunelu'', ,,innego życia''. Tylko chłód, wilgoć, stęchlizna rozkładu. Jedynie ,,robaków mrowie''… – pomyślał wzdychając głębko.

Nie mógł, ale i chyba nie chciał się modlić czy wspominać. Nie mógł i odejść– pomimo zapadającego już nad cmentarzem majowego zmierzchu. Tylko ta jedna wizja utknęła mu przed oczyma– Całe mnóstwo owadów, ohydnych, trupich.

Jakie to bezsensowne-pomyślał– już nigdy nie będziemy rozmawiać. Już mnie nie usłyszysz, ani ja ciebie. Czy kiedyś do Ciebie dołączę? Z pewnością. Ale to już nie będę ja– mnie tam nie będzie. Ale skoro nie ma już i Ciebie w tym grobie, to gdzie jesteś?– zadał sobie pytanie, którego się bał. – Gdzie jesteś Jacku?– wymówił już głośno, niemal wykrzyczał.

Odpowiedziało mu tylko ciche szeleszczenie trącanych delikatnym wiatrem liści. Nic więcej….

***

Po powrocie na stancję czuł się jak nieżywy. Zmarnowany na ciele i duchu– postanowił poszukać zapomnienia.. I znalazł, jak często ludzie w podobnych przypadkach, w kieliszku. Opadł ciężko na liche kuchenne krzesło, całym niemal ciężarem napierając na blat. Jego otępiały wzrok spoczął mimo woli na przyniesonym wcześniej kieliszku i półlitrówce ,,czystej''. -No to siup– pomyślał. Prędko też słowo stało się ciałem. PIerwsza pięćdziesiątka, druga, potem trzecia…

Wypity alkohol coraz bardziej szumiał w jego młodej, niezbyt jeszcze do procentów przywykłej głowie. Samopoczucie dalej jednak miał pieskie… Wciąż tylko: Jacek, grób, cmentarz…

Pił dalej… Wszystko wokół zaczynało wirować. Przynajmniej jemu tak się wydawało. Popularny ,,samolocik''.

Mocno już się na nogach chwiejąc wstał z krzesła i ruszył ku stojącemu na lodówce radiu. Pomyślał: – Dosyć! Koniec z tymi myślami, chociaż na chwilę…

Drżącą ręką włączył niewiwlkie radio marki Sony. Miał nadzieję usłyszeć coś weselszego od…, od jego ostatnich przeżyć. A chyba wszystko było weselsze… A jednak!

Tańczy, klaszcząc w dłonie, powoli zjada cię''. Ach, coś Ty zrobił Jacku… Nic nie odpowiesz? Nie, Ty nie możesz. Już niczego nie słyszysz.

Czy płaczesz tam?

Nikt się nie dowie

Uderzyło z głośnika. – Ajjjjj!- jęknął. – Znowu… Akurat teraz!

Człowieku!

Czy płaczesz tam?

A może drwisz?

Mógł to wyłączyć. Postanowił inaczej. – Niech leci, niech gra ta okropna piosenka! Że niby co, nie wytrzymam?!- odgrażał się. – Ja wszystko wytrzymam. I to też!

Opadł z powrotem na krzesło, skrywając opadającą i coraz już bardziej ociężałą głowę w ramionach. Nie przeszkadzała mu muzyka. On już jakby jej nie czuł. Zdawało mu się, że wygrał, że pogrążył się w półletargu. I tak mijały mu kolejne chwile…

Po pewnym jednak czasie, w chwili jakby przytomności, coś podkusiło go, aby resztkami sił uniósł głowę.

Kiedy z wolna się wyprostował i przetarł oczy, niemal zaniemówł.

– Jace… co ty? Przecież ty nie żyje… ale jak ? Ja jestem pija….– nie mógł nic poprawnie wymówić, bo oto, jak na zawołanie, naprzeciw niego siedział nie kto inny, ale… Jacek.

Usiadł po przeciwległej stronie stołu, ubrany jak zwykle– w dżinsy i t-shirt, a nie jakieś tam pogrzebowe garnitury. Jego twarz nie była już blada. Nie była trupia. Krótkie rude włosy były takie…zwykle. Nawet uśmiech ten sam.

– Jacku to ty?– spytał wreszcie, pokonując pierwotne osłupienie.

Widmo skinęło głową, nic jednak nie mówiąc. -Ale ty żyjesz? To była pomyłka? Nie zabiłeś się?– rzucał już pytaniami.

W tym momencie twarz Jacka jakby spochmurniała– nie wskazał już nic, tylko oczy spóścił ku ziemi.

– A więc jednak…– odgadł. – Nie, to wszystko nie jest prawda!- rzucił nagle. – Podaj rękę, niech cię dotknę, przekonam się że jesteś żywy! Że jesteś cały jacku….– wstał i ruszył ku duchowi przyjaciela.

Ten jednak jakby przestraszył się, zrobił nerwowy ruch ręką, wreszcie wstał i odsunął się, jakby przestrzegał przyjaciela przed dotykiem….

Ten jednak nie rezygnował. Szedł dalej ku cofającej się zjawie. Widział przestrach w oczach Jacka…. -Ale przecież one są takie jak dawniej, pełne życia– myślał. -Już tylko moment, kilka centymetrów, już prawie…. Sięgnął wreszcie dłoni Jacka….

Dotknął jej i od razu cofnął, jakby oparzony.

– Co to jest u licha….– rzucił sam do siebie w wielkim strachu….

To bowiem, czego dotknął nie było twarde jak ludzkie ciało, ani ciepłe jak ono. Było zimne, wilgotne, obrzydliwe. Jakby….zepsute… Spojrzał w jednej chwili na rękę zjawy, której przed momentem dotykał– nie była już różowa, jak ręka zdrowego człowieka. Miała trupi, zielonkawy kolor, cała pokryta strupami, liszajami, wreszcie obsiadła pełzającym po niej robactwem. – Aaaaaaa…odejdź!- krzyknął, ale było już za późno.

Teraz to potwór przybliżał się ku niemu… Nie był to już bowiem ten Jacek, którego widział przed chwilą, tylko gnijące, zarobaczone i ledwo oblekłe skórą truchło….

– Zostaw, nie dotykaj! Odejdź!- krzyczał. Nie na wiele to się jednak zdało. Straszne, zepsute ręce i ich trupi swąd zbliżały się już ku jego niemal przylepionej do ściany sylwetki. Dotykały już twarzy…

– Aaaaaaaaaa!- wrzeszczał -Nieee, co ja ci…aaaaaa!- wykrzyczał jeszcze, kiedy padał zemdlony.

***

Obudził się rano na podłodze, cały spocony. Głowa bolała go niesamowicie, w ustach czuł pustynny niemal żar. Wstał więc z trudem i podszedł do kuchennego zlewu. Łykając chciwie lejącą się leniwie kranówkę, poczuł nagle, że wraca mu świadomość. Na myśl o potworze wyciągającym Ku niemu cuchnące szpony, rozeirzał się lękkliwie wokół.

– Ufff, na szczeście, to tylko koszmar… Kolejny koszmar…

Podszedł do lodówki i włączył odruchowo stojące na nim radio.

Z głośnika natychmiast popłynęły słowa:

Czy płaczesz tam?

Nikt się nie dowie

Człowieku!

Na ich odgłos aż drgnął.

Czy płaczesz tam?

A może drwisz?

 

– Aaaaaaaa….– znowu zaniemówił.

 

Z tego co wiem to robaków mrowie.

Tańczy, klaszcząc w dłonie, powoli zjada cię

– Nie, dosyć!- rzucił nerwowo w swoim stylu i łapiąc w pośpiechu jedynie kluczyki od samochodu, wybiegł raptownie z mieszkania.

Nigdy już nie stanęła w nim jego noga. Jeszcze w tym samym tygodniu na drzwiach pojawiła się plakietka: ,, Do wynajęcia'' .

Koniec

Komentarze

Dostrzegłem sporo błędów. Czasem brak przecinka, czasem imię piszesz z małej litery. te krzyki bohatera, typu: Aaaaaa - to wszystko (moim zdaniem) wprowadza jedynie chaos.
Ogólnie, pomijając błędy, jest jednak całkiem przyzwoicie. Zawodzi końcówka, jednakże początek zdecydowanie zachęca, by do niej wytrwać.
Pozdrawiam serdecznie.

No tak, z pewnością... Po prostu wstawiłem tak ,, na prędkości'', od razu po napisaniu. Poza tym- to jeden z moich pierwszych tekstów, więc sporo pracy przede mną. Dzięki za porady;) Pozdrawiam również.

Pisz dalej. Nie zrażaj się. Pierwsze opowiadanie rzadko bywa znakomite. Ale wiele można poprawić, jeśli się chce.
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka