- Opowiadanie: Hawkpath - Historia nocy

Historia nocy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Historia nocy

Historia nocy

„Myślałeś, będąc chłopcem, że mag to ktoś, kto potrafi uczynić wszystko. Tak i ja niegdyś myślałem. Tak myśleliśmy wszyscy. A prawda jest taka, że im bardziej poszerza się jego wiedza, tym bardziej zwęża się droga, którą może on kroczyć; aż wreszcie niczego już nie wybiera, lecz czyni tylko i wyłącznie to, co musi czynić… „

– Ursula K. Le Guin

Czarnoksiężnik z Archipelagu

 

 

Wszystko zaczyna się w Nocy. Nie jest to zwykła noc, ale Noc. W tę Noc pojawia się na niebie Gwiazda Mroku.

Pojawienie się jej nie wróży dobrze, o czym wiedzą szamani Plemion. Pojawienie się Gwiazdy Mroku oznacza, że nadchodzi Ferniurs.

Ferniurs to bestia. Wygląda jak gryf, lecz nie jest zwykłym gryfem. To Zły Gryf. Jest trzy razy większy, trzy razy silniejszy i trzy razy groźniejszy od normalnego gryfa. Zwykle śpi w jaskini przy Krańcu Nieba, lecz czasem się budzi i rusza, by niszczyć Amarendię– krainę Plemion. Budzi go Gwiazda Mroku.

Lecz Plemiona nie są bezradne. Gwiazda Mroku zapewnia im bowiem ochronę. Za każdym razem, gdy się pojawia, w miejsce, gdzie pada jej światło, trafia dziecko. Ono też otrzymuje Gwiezdną Moc i misję pokonania Gryfa.

Do tej pory jednak udawało się jedynie przegonić pokonanego Ferniursa z powrotem do jaskini. Jest jednak powiedziane, że pewnego dnia Ferniurs zginie, a Gwiazda Mroku więcej się nie pojawi.

Teraz znów nadchodzi ten moment. Choć nikt o tym nie wie, Gwiazda Mroku niedługo zaświeci. Tym razem jednak zdarzy się coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca…

¯¯¯

 

Trzask suchej gałązki zabrzmiał wśród nocy jak wystrzał. Chwilę potem dało się słyszeć szum ptasich skrzydeł.

-„A niech to!”– pomyślała wściekle Altair. Jak mogła przeoczyć tę gałązkę?! Taki głupi błąd.

Tropiła tego ptaka przez cały wieczór. Jej mistrzyni obiecała, że jeśli Altair się czymś wykaże, zostanie wreszcie pasowana na wojowniczkę. A tymczasem wystarczył jeden ruch i nadzieje się rozwiały.

Altair należała do Plemienia Lwów. Była średniej budowy, o srebrzystej sierści i oczach koloru indygo. Była w wieku, w którym kończy się naukę u mistrzów i zostaje wojownikami. A jednak ona nie była ciągle pasowana.

Wiele innych lwów uważało, że była wyjątkowo niezdarna. W walce ledwo sobie radziła, podczas polowania ciągle płoszyła zwierzynę. Już dawno przestano żałować, że dostała takiego mentora, który jak mówiono, marnuje potrzebnych wojowników.

Altair była uczennicą szamanki Plemienia– Leonis. Stara lwica wybrała ją sobie na uczennicę, gdyż zobaczyła, jak bardzo Altair interesuje się jej pracą.

Altair, owszem, już od małego lubiła patrzeć w gwiazdy, zrywać zioła, czy biegać w świetle księżyca, lecz nigdy nie myślała o tym, by zostać szamanką. Jednak słowa innych, późniejsze niepowodzenia i sympatyczny charakter Leonis przekonały ją, że tu jest jej miejsce. Mimo jednak, ze ćwiczyła usilnie, nadal nie miała na łapach bransolet wojownika. A dzisiejsze niepowodzenie na pewno nie przyspieszy nominacji.

Altair westchnęła. Dziś już nic nie upoluje. Może tylko wrócić do Obozu i kolejny raz znosić słowa Przywódcy Plemienia o takich, co to nie ma z nich pożytku.

Zrezygnowana, popatrzyła przed siebie. Znajdowała się niedaleko pagórka o płaskim szczycie, gdzie stykały się ziemie trzech Plemion. Szczyt góry nosił nazwę Ziemi Niczyjej, ponieważ nie należał do żadnego z Plemion.

-„Skoro już tu jestem”– pomyślała Altair – „To przejdę się na pagórek. Może to pomoże mi uporządkować myśli”.

Powziąwszy decyzję, ruszyła w kierunku Ziemi Niczyjej.

 

¯¯¯

Lalande biegła przez łąki. Jej delikatna suknia zaczepiała się o wysokie trawy, włosy barwy srebra były rozwiane przez wiatr. Oczy w kolorze indygo były mokre od łez.

-„Nie. Nie mam zamiaru. Nie chcę”– powtarzała w myślach nimfa biegnąc na oślep, byle dalej od Obozu– „Nie zostanę nią za żadne skarby”.

Lalande kończyła właśnie 16 lat i z tego powodu była nieszczęśliwa. U nimf panuje bowiem zwyczaj, że 16-latka przejmuje zawód swojej matki. Matka Lalande była tkaczką, a dziewczyna nie znosiła tkania. Ona kochała odbicie gwiazd w tafli jeziora, kochała piękne srebrne łańcuchy błyszczące się tak samo. Chciała zostać jubilerem. Ale był to zawód mężczyzn. Nie mogła nawet o nim marzyć. Gdy dziś zapytała Przywódcę Plemienia, czy zgodziłby się zrobić dla niej wyjątek, ten zaśmiał się tylko. Dlatego uciekła. Nie chciała być w Obozie, gdy skończy 16 lat.

Zatrzymała się. Biegła cały czas na oślep i teraz zdziwiła się, jak daleko zostało jezioro, na którego brzegu był Obóz. Zastanawiając się, gdzie jest, rozejrzała się dookoła. Przed nią piętrzył się pagórek Ziemi Niczyjej.

-„Nie zaszkodzi tam się przejść”-pomyślała– „Tam przynajmniej będę choć na chwilę z dala od Plemienia”.

Wolno ruszyła w kierunku Ziemi Niczyjej.

 

õõõ

 

Cassiopeia szła wolno przez zarośla terytorium swego Plemienia. Była ubrana w pełen rynsztunek strażnika: skórzany top, krótkie skórzane spodnie i długie buty za łydki. Jedynie włosy, zwykle spięte, teraz powiewały na wietrze, tworząc w powietrzu złotą falę. Oczy koloru indygo miotały iskry.

Co z tego, że strażnikami w Plemieniu Ludzi zawsze byli mężczyźni? Czy to nie może się zmienić? Tyle czasu była strażniczką, a teraz co? Dlaczego on sądzi, że kobiety nie mogą być strażnikami?

Ten on nazywał się Kergan i został właśnie mianowany dowódcą strażników. Cassiopeia wiedziała, ze uważa on, iż kobiety powinny lepić garnki, a nie biegać z łukiem, ale nie sądziła, że będzie tak perfidny. Wrobił ją w kradzież strzał z jego namiotu i została zawieszona! Jak on mógł?!

Zatrzymała się i wściekłym wzrokiem omiotła teren. Była bardzo blisko Ziemi Niczyjej.

-„Świetnie”-pomyślała-„ Przynajmniej przez chwilę nie będę musiała go słuchać”.

Uzbrojona w tę myśl, ruszyła w stronę pagórka.

õõõ

 

Gdy trzy dziewczyny z każdego z Plemion: Lwica, Nimfa i Kobieta spotkały się na szczycie, stanęły jak wryte, zupełnie zaskoczone swoją obecnością.

-Co tu robicie?– zapytały jednocześnie.

-Przyszłam tu pozbierać myśli– odpowiedziały znowu jednym głosem.

-Nie mogę być tym, kim chcę– znów razem. Wtedy wybuchły śmiechem.

Potem usiadły w kole i zaczęły się sobie zwierzać, każda ze swego problemu. Mijał czas, a one siedziały i siedziały, słuchając jedna drugiej i wzajemnie się pocieszając. Gdy w końcu umilkły, były już przyjaciółkami.

Po chwili ciszę przerwała Altair.

-Powinnyśmy już iść– powiedziała – Już północ.

Wszystkie trzy podniosły się z ziemi i już miały się pożegnać, gdy Altair spojrzała w niebo.

-Patrzcie!- zawołała, wskazując ogonem miejsce na niebie pomiędzy dwoma oddalonymi od siebie gwiazdami, które zawsze było ciemne – Tam, pomiędzy nimi pojawia się nowa gwiazda!

Lalande i Cassiopeia z początku wpatrywały się w niebo bez słowa. Po chwili Lalande zawołała:

– Masz rację! Widzę ją!

– A ja widzę coś innego– powiedziała zaniepokojona Altair– Ona zrobiła się większa.

Znów chwila ciszy.

– To prawda!- zawołała Cassiopeia– Ona rośnie!

Nikt jej nie odpowiedział. Nowe przyjaciółki stały jedna obok drugiej, patrząc ze zdumieniem i zachwytem jak nowa gwiazda staje się coraz większa, zaczyna dorównywać blaskiem gwiazdom sąsiednim, po czym rośnie dalej, staje się rozmiarów słońca i nadal rośnie…

Trawiastą równinę zalało białe światło. Trzy przyjaciółki zamknęły oczy, gdy gwiazda rozbłysła, po czym nagle zgasła, znikła z nocnego nieba. Wszystko na powrót stało się ciemne, a małe gwiazdki jak zwykle migotały nad pagórkiem.

Dziewczyny otworzyły oczy. Pierwsza odezwała się Cassiopeia:

– Co to było?

Altair pokręciła głową.

– Nie wiem– powiedziała.

Lalande spojrzała na nią.

-Ale przecież jesteś uczennicą szamanki!- zdumiała się.

– Leonis nic mi nie mówiła o takiej gwieździe– powiedziała Altair.

Była to prawda, gdyż szamani uczyli się rozpoznawać Gwiazdę Mroku dopiero na samym końcu nauki. Oczywiście, Altair znała legendę o tej Gwieździe, ale do głowy jej nie przyszło, że może być ona prawdą. Nie miała pojęcia, że właśnie zostali wybrani nowi Gwieździści Wojownicy.

-Uważam, że powinnyśmy zatrzymać to w tajemnicy– odezwała się Cassiopeia – Spotkamy się tutaj jutro o północy i omówimy tę sprawę dokładniej.

Pozostałe dwie przytaknęły jej, po czym rozeszły się. Nie przewidywały nawet do czego zaprowadzi je ta nocna wycieczka.

 

õõõ

 

Daleko od Ziemi Niczyjej stara lwica o szarym futrze dostrzegła delikatną białą poświatę na horyzoncie. Była już północ i cały Obóz pogrążony był w ciszy. Lwica wyszła ze swego legowiska i odetchnęła głęboko chłodnym, nocnym powietrzem. Wiedziała, że właśnie tej nocy kolejne dziecko zostało wybrane na Gwieździstego Wojownika.

Dopiero wracając do legowiska zobaczyła, że posłanie jej uczennicy jest puste.

 

õõõ

 

 

 

Altair obudziła się. Była w swoim legowisku w pieczarze swej mistrzyni, szamanki Leonis. Podniosła głowę i dostrzegła, że posłanie jej mentorki jest puste. Leonis musiała wybrać się po zioła.

Altair podniosła się i poszła coś zjeść, po czym wróciła do pieczary, by poukładać zioła, które przyniosła wczoraj wieczorem, na półki skalne.

W wejściu niemal zderzyła się z Leonis.

– Przepraszam, Leonis– powiedziała.

Leonis nic nie odpowiedziała. Przyglądała się Altair jakoś dziwnie, jakby ją oceniała.

Altair minęła swoja mistrzynię i zaczęła segregować zioła. Ciągle czuła na sobie wzrok starej szamanki.

-„O co jej chodzi?”– zastanawiała się.

Odpowiedź otrzymała dopiero, gdy spojrzała w taflę małej sadzawki na jednej ze skalnych półek. Po ciele przebiegł ją dreszcz, gdy ujrzała swe odbicie w wodzie. W jej oczach koloru indygo widać było gwiazdy.

 

 

õõõ

 

Lalande wstała wcześnie rano, mając zamiar jeszcze przed rozpoczęciem nowych obowiązków pójść nad jezioro.

Gdy dochodziła do brzegu, zobaczyła, że na plaży siedzi stara szamanka Andromeda. Jej długie, białe włosy odbijały blask jutrzenki, który zalewał całą okolicę.

Szamanka odwróciła się, słysząc kroki. Jej spojrzenie padło na Lalande. Przez chwilę Andromeda przypatrywała się dziewczynie, po czym nagle wstała i bez słowa odeszła.

-„Co jej się stało?”– zdumiała się Lalande, podchodząc do jeziora.

Dowiedziała się, o co chodziło szamance, gdy zobaczyła swe odbicie w wodzie.

Jej ciemne oczy były pełne gwiazd.

 

õõõ

 

Cassiopeia wstała jak zwykle wcześnie. Taki miała zwyczaj jako strażnik. Dziś jednak obudziła się jeszcze wcześniej. Słońce dopiero zaczynało wspinać się po niebie i jedynie stalowo– srebrzyste niebo wskazywało na to, ze niebawem zacznie świtać. Cassiopeia ubrała się w pełen rynsztunek strażnika i wyszła na zewnątrz swojej chaty. Wiedziała, że w świetle prawa nie wolno już ubierać jej się jak strażniczce, ale chciała po raz ostatni założyć ten strój.

Po wyjściu z chaty, rozejrzała się uważnie. Na pierwszy rzut oka wszędzie było pusto, lecz po chwili dostrzegła sylwetkę Plemiennego szamana, Fornexa, mężczyzny o długich, brązowych, lekko posiwiałych już włosach, pokrytej zmarszczkami twarzy i wiecznie surowym spojrzeniu. Fornex siedział przed swoja chatą, wpatrując się w Cassiopeię jakoś dziwnie. Dziewczyna poczuła się nieswojo i szybko weszła z powrotem do swojej chaty.

-„Czemu tak się na mnie patrzył?”– zastanawiała się w myślach.

Odpowiedź uzyskała, gdy postanowiła przejrzeć się w klindze miecza.

O mało co nie upuściła z zaskoczenia broni. W jej niebieskich oczach połyskiwał gwiezdny pył.

õõõ

Słońce zniżało się już ku zachodowi, gdy na pagórek Ziemi Niczyjej wszedł mężczyzna. Był wysoki, jego długie, brązowe włosy pokryły się już pasmami siwizny, a twarz była poorana zmarszczkami, ale surowe spojrzenie sprawiało, że wydawał się nadal pozostawać w pełni sił. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł starszą wiekiem nimfę o zupełnie białych włosach, która wspinała się właśnie na pagórek. Uśmiechnęła się na jego widok.

-Witaj, Fornexie– powiedziała– Leonis już jest?

Fornex tylko pokręcił głową. Dwoje szamanów stanęło koło siebie, wpatrując się w tereny Plemienia Lwów. Mimo to starsza, szara lwica pojawiła się na pagórku niespodziewanie.

-Witajcie przyjaciele– powiedziała.

Dwójka pozostałych szamanów odwróciła się w jej stronę.

-Ciągle w formie, jak widzę?– uśmiechnęła się do niej Andromeda.

Leonis zaśmiała się cicho.

-Starość nie radość– powiedziała– Ale dobrze jest jeszcze czasem przekonać się, że pamięta się dawne sztuczki.

Dwója szamanów parsknęła śmiechem.

Usiedli na trawie. Nie zapominali, dlaczego się spotykają.

-Cieszę się, że przyszłaś bez swojej uczennicy– powiedział Fornex do Leonis.

-Ty też nie przyprowadziłeś swojego ucznia– odpowiedziała lwica.

-Młodzi nie powinni jeszcze się o tym dowiadywać– zgodziła się Andromeda– Mają jeszcze czas.

-Nie jestem pewna, czy wszyscy go mają– odpowiedziała Leonis.

-W każdym razie mają go nasi uczniowie– stwierdził Fornex– Znalazłem nowego Gwieździstego Wojownika. To młoda strażniczka z mojego Plemienia.

Andromeda spojrzała na niego zaskoczona.

-Nie może być!- zawołała– Przyszłam tu, by was powiadomić, że wybranką jest młoda nimfa, tkaczka!

– To niemożliwe!- pokręcił głową Fornex– Widziałem gwiazdy w oczach strażniczki!

Andromeda chciała coś powiedzieć, ale uprzedziła ją Leonis.

-Żadne z was się nie myli– powiedziała spokojnie– Wygląda na to, że nadszedł czas spełnienia proroctwa.

Uśmiechnęła się, widząc pytający wzrok pozostałej dwójki szamanów.

– Ja też widziałam gwiazdy w oczach młodej dziewczyny. W oczach mojej uczennicy.

-To się nigdy wcześniej nie zdarzyło!- zawołał Fornex.

-Coś, co się nigdy nie zdarzyło, zawsze może się zdarzyć– odpowiedziała spokojnie Leonis– Przepowiednia nareszcie zaczyna się wypełniać.

 

õõõ

 

O północy na pagórek Ziemi Niczyjej wspięły sie trzy postacie. Wszystkie zatrzymały się na swój widok, po czym zbliżyły sie ku sobie, stając na płaskowyżu.

-Niesamowite! Wy też to macie!- powiedziała Altair, trochę zafascynowana, a trochę wystraszona.

Jej przyjaciółki też miały oczy przypominające nocne niebo.

-Myślicie, ze to ma związek z tym, co widziałyśmy wczoraj?– zapytała Lalande cicho.

-Owszem– odpowiedział jakiś głos za ich plecami. Odwróciły się, zaskoczone. Z mroku nocy wyłoniły sie postacie trójki szamanów.

-Skąd to wiecie? O jakim związku mowa?– zapytała Cassiopeia.

-To, co wczoraj widziałyście, to była Gwiazda Mroku– wyjaśniła Leonis.

Zaległa cisza. Przyjaciółki oczywiście słyszały legendę o Gwieździe Mroku, o złu, które budzi i o Gwieździstych Wojownikach, którzy stawiają mu czoła. Wcześniej traktowały to jednak jako legendę.

-Twierdzisz, że w naszych oczach widać gwiazdy, bo mamy gwiezdną moc?– zapytała Altair.

Jej mentorka skinęła głową.

-Myślałam, ze jest tylko jeden Gwieździsty Wojownik– wyszeptała Lalande.

-Tak było– przyznała Andromeda– Ale tym razem coś się zmieniło.

-Wygląda na to, że to wy macie wypełnić przepowiednie i zniszczyć zło– wtrąciła Leonis.

-Czemu my?– zapytała Cassiopeia.

-Jest was trójka. To zdarzyło się po raz pierwszy– odpowiedziała Andromeda– Wcześniej zawsze był tylko jeden wybrany. Poprzednim razem była to kobieta, wiemy też, że kiedyś został wybrany jakiś lew.

-Sądzę, że powinnyście ruszać natychmiast– odezwał sie milczący dotąd Fornex-Gryf już na pewno jest w drodze.

-Dokąd mamy iść?– zapytała Cassiopeia.

-Kierujcie sie na zachód, ku Krańcowi Nieba– powiedziała Andromeda– Tam go znajdziecie.

-Zanim wyruszycie, muszę was prosić o chwilę cierpliwości– powiedziała Leonis– Altair– skinęła na swą uczennicę– Podejdź do mnie.

Gdy młoda lwica podeszła, Leonis powiedziała– Wiem, że uczyłaś się pilnie i zrobisz, co należy. Od dziś jesteś wojowniczką i szamanką.

To mówiąc, założyła na łapy Altair dwie srebrne bransolety wojowników-szamanów, takie ze specjalnymi przegrodami na zioła.

-Dziękuję– powiedziała Altair. Jej oczy błyszczały.

-Idźcie już– polecił im Fornex– Nie noście ze sobą nic prócz niezbędnych ziół i broni. Na waszej drodze i tak niczego nie zabraknie.

Trzy młode wojowniczki skinęły głowami i natychmiast zbiegły po zachodniej stronie zbocza, po czym wsiąkły w noc.

 

õõõ

 

Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu Gwieździste Wojowniczki opuściły terytoria Plemion. Im dalej na zachód, tym krajobraz bardziej stepowiał. W pewnym momencie Cassiopeia, która od jakiegoś czasu szła na przedzie, usłyszała cichy szelest.

-Stójcie!- szepnęła, zatrzymując pozostałe przyjaciółki. W tej samej chwili zza krzaków wyłonił się młody lew o rudym futrze. Z początku zamarł na ich widok, lecz po chwili zawył z radości i zaczął mówić z szybkością światła:

-Łał! Jesteście Gwieździstymi Wojownikami, prawda? Moja matka zna te legendy, jak każdy Wolny Lew Zachodu. Należycie do Plemion, co? Mogę iść z wami? Znam tu każdy kąt i uczono mnie walczyć. Na pewno się przydam. Nikt mnie nie będzie szukał, bo żyję samotnie. Zgódźcie sie! Proszę!

Cassiopeia przyjrzała sie trajkoczącemu lwu. Był strasznie chudy i potargany, ale wydawał sie być zwinny. Jednak jego zachowanie, gadatliwość i charakter luzaka nie podobały się twardo stąpającej po ziemi strażniczce. Już miała odmówić, gdy odezwała się Altair:

-Jasne! Chodź z nami!

Zdumiona, spojrzała na młodą szamankę. Altair patrzyła na lwa tak jakoś czule…

Rudy lew aż podskoczył z radości.

-To super!- zawołał, po czym podszedł do Altair i trącił jej nos czubkiem własnego– Jestem Redgar– powiedział. Lalande zaraz podeszła, by przywitać nowego członka ekipy. Cassiopeia westchnęła i pierwsza ruszyła w drogę.

Po paru metrach zerknęła przez ramię. Altair i Redgar szli obok siebie gadając w najlepsze i stykając się ogonami.

 

õõõ

 

Już świtało, gdy Fornex wrócił do swego Plemienia. Strażnicy budzili się już na poranny patrol, a myśliwi ostrzyli włócznie.

-Witaj, Fornexie– zawołał jeden ze starszych myśliwych. Szaman odpowiedział skinieniem głowy i poszedł w kierunku chaty przywódcy. Tertander, przywódca Plemienia wyszedł mu na przeciw.

-Nie widziałeś gdzieś tej małej strażniczki? -zapytał– Miała się do mnie zgłosić po przydział zadań.

Po jego głosie wyraźnie dało sie poznać iż uważa, że ma o wiele ważniejsze sprawy na głowie, by zajmować się jakąś tam dziewczyną. Fornex wiedział, dlaczego. Tertander uważał kobiety za niemalże zwierzęta, niepotrzebne do niczego z wyjątkiem prac fizycznych i sprawiania przyjemności mężczyznom. Miłość była dla niego najgorszą, niewybaczalną słabością i chełpił się tym, że nigdy jej nie uległ. Notabene, podobny stosunek miał przywódca do szamanów, choć zbyt bał się Fornexa, by to okazywać.

Fornex nie zdążył odpowiedzieć przywódcy gdy nagle zjawił sie Kergan.

-Nigdzie nie ma Cassiopei, ojcze– zwrócił sie do Tertandera.

Władca pokręcił głową.

-Cassiopeia tu nie wróci– powiedział spokojnie Fornex– Została wybrana na Gwieździstego Wojownika i razem z nimfą Lalande i lwicą Altair wyruszyła na zachód.

Tertander prychnął tylko, dając do zrozumienia, że te sprawy nic go nie obchodzą i odszedł, by poprowadzić myśliwych na polowanie.

Kergan spojrzał na szamana.

-To prawda, mistrzu?– zapytał cicho– Cassiopeia została wybrana?

Fornex skinął głową. Kergan zbladł nagle i bez słowa odszedł w kierunku wyjścia z obozu.

Stary szaman patrzył za swym uczniem. Kergan szkolił sie u niego w tajemnicy przed ojcem, który chciał syna uczynić swoim następcą. Szamanom nie wolno było być przywódcami i gdyby ten i jeszcze jeden sekret Kergana wyszedł na jaw, Tertander bez wahania zabiłby krnąbrnego syna.

A ten drugi sekret? Kergan kochał Cassiopeię. Był załamany, gdy musiał wypełnić wolę ojca i odebrać dziewczynie uprawnienia strażnika. Cassiopeia, nic nie wiedząc o jego uczuciach i trudnej sytuacji, była na niego wściekła, co tylko bardziej raniło serce młodego chłopaka. Nie mógł jej jednak nic powiedzieć– gdyby przywódca dowiedział sie o tym, z życiem pożegnałby się nie tylko Kergan, ale i Cassiopeia.

Fornex westchnął. Kergan nigdy nie chciał być przywódcą. Miał łagodny charakter i wrażliwą duszę, tak jak jego zmarła przy porodzie matka, siostra Fornexa, ślepo kochająca okrutnego przywódcę. W sytuacji, gdy chłopak nie miał się do kogo zwrócić, zaczął przesiadywać z wujem i zafascynowała go jego praca. Fornex stał się dla niego mistrzem i jedynym przyjacielem. Tylko jemu ufał na tyle, by skarżyć sie przy nim na tyranię ojca. Stary szaman wiedział więc o swym uczniu wszystko.

Wiedział też, jak bardzo Kerganem wstrząsnęło wysłanie Cassiopei na niebezpieczna misję.

 

õõõ

 

Był w jakimś wąwozie. Widział tumany kurzu, słyszał dziki ryk potwora. Nagle ponad zgiełk wybił się przeraźliwy krzyk…

Kergan obudził się w swojej chacie, przerażony. Krzyk Cassiopei nadal dźwięczał mu w uszach. Rozdygotany, podniósł sie z posłania i cicho wyszedł przed chatę. Tam już czekał na niego Fornex.

-Wiem, co ci się śniło– powiedział.

-Muszę ją ostrzec! Ona może zginąć…-jęknął młodzieniec.

-Więc jedź– powiedział stary szaman -Weź tylko broń. Konia wypuść, gdy je znajdziesz. Kieruj się na zachód od Ziemi Niczyjej.

Kergan skinął głową i znikł wśród nocy. Po chwili do uszu szamana doszedł cichy odgłos kopyt.

Fornex jeszcze raz spojrzał w gwiazdy, po czym wrócił do swej chaty.

 

õõõ

 

Grupa właśnie przechodziła wśród skalistych stepów terenów należących do Wolnych Lwów Zachodu, gdy nagle usłyszeli za sobą tętent kopyt. Po chwili tuż koło nich pojawił się człowiek na karym ogierze. Na widok mężczyzny na koniu Cassiopeia zrobiła wielkie oczy.

-Kergan!- zawołała– Co ty tu robisz?!

Kergan, przywódca strażników Plemienia Ludzi wyglądał, jakby nie usłyszał jadu w jej głosie.

-Przyjechałem was ostrzec– wyjaśnił, wyraźnie zdenerwowany– Tu gdzieś jest wąwóz, w którym czyha coś złego!

-A niby skąd to możesz wiedzieć, co?– warknęła Cassiopeja.

Odpowiedziała jej Altair:

-Kergan jest uczniem Fornexa. Nie wiedziałaś o tym?

Cassiopeia spojrzała na Kergana.

-To prawda?– wysyczała.

Młody strażnik wyraźnie się zmieszał.

-Tak– powiedział, po czym zaczął wyjaśniać-Nie chcę być przywódcą! To wymysł mojego ojca! I nie mam nic przeciwko tobie, Cassiopeia… Mój ojciec po prostu… Gdyby wiedział, co…

Nie dokończył, bo Cassiopeia odwróciła się i zaczęła iść przed siebie, nie oglądając się na resztę.

-Możesz iść z nami– powiedziała Altair– Tylko wypuść konia.

Kergan zrobił to machinalnie. Wściekłość Cassiopei nim wstrząsnęła.

Po chwili grupa ruszyła w dalszą drogę.

 

õõõ

 

Gdy nadszedł wieczór, rozpalili ognisko na stepie, a sami ułożyli się do snu na trawie. Altair i Redgar położyli się koło siebie, splatając ze sobą swoje ogony. Lalande ułożyła sie, zwyczajem nimf, pod paprocią, Cassiopeia zaś, z wyniosłą obojętnością, położyła się na samym skraju oblanego blaskiem ogniska obszaru, byle dalej od Kergana.

Młody strażnik czuł wściekłość dziewczyny. Spodziewał się, że będzie zła po tym, co stało się w obozie tuż przed jej odejściem, ale nie spodziewał sie aż takiej wściekłości. Leżąc na trawie i patrząc w stronę złotowłosej strażniczki, poczuł nagle potworny smutek. Czy ona kiedykolwiek da mu się wytłumaczyć? Czy mu przebaczy? Ogromny żal zakuł go w serce.

-"Nienawidzi mnie"– pomyślał.

Po policzkach spłynęły mu łzy.

 

õõõ

 

Szli jakiś czas, gdy droga zaczęła nagle schodzić w dół. Zeszli stromizną i stanęli w wąwozie. Podczas pory deszczowej musiała nim płynąć rzeka, lecz obecnie był tu cienki, mętny strumyk. Nieco dalej w poprzek wąwozu wznosiła się pionowa ściana, z której musiał kiedyś spadać wodospad. Kergan z niepokojem rozglądał sie po wąwozie. Wyglądał dziwnie znajomo…

Nim zdążyli przejść do przeciwległej krawędzi, nagle na szczycie wodospadu coś się poruszyło. Po chwili na skale pojawił się sfinks.

Monstrum było ogromne. Miało twarz kobiety, ciało lwa i smocze skrzydła. Spojrzało w dół, po czym skoczyło wprost ku gromadce w wąwozie.

Lalande przycisnęła się do ściany. Altair miała mniej szczęścia: wielka łapa uderzyła ją, wyrzucając w powietrze jak zabawkę. Przeleciała kawałek i upadła na skalną półkę. Kergan nie mógł jednak dostrzec, czy nic jej nie jest, bo w tym momencie sfinks wylądował, wzbijając w powietrze chmurę kurzu.

Krztusząc się, Kergan próbował się rozeznać w kierunku. Nagle w powietrze wzbił się przeraźliwy krzyk. Młody strażnik zesztywniał. Pamiętał ten krzyk. Słyszał go w swoim śnie. Bez wahania rzucił się w kierunku z którego krzyczała Cassiopeia.

Po chwili ją dostrzegł. Dziewczyna klęczała na ziemi. Sfinks właśnie podniósł łapę, gotów do ataku. Za chwilę przebije Cassiopeię pazurami…

Kergan rzucił sie do przodu, wbijając klingę miecza w pierś potwora. W tej samej chwili Redgar z dzikim rykiem zaatakował bestię z boku.

Sfinks zachwiał sie, ryknął ostatni raz i zwalił martwy na ziemie. Kergan spojrzał na Cassiopeię. Dziewczyna wbijała zszokowane spojrzenie w cielsko martwego potwora.

-N…nic ci nie jest?– zapytał drżącym głosem Kergan.

Cassiopeia oderwała wzrok od martwego cielska przed sobą i spojrzała na młodego strażnika… po czym z płaczem rzuciła mu sie w objęcia. Było to tak niespodziewane, że Kergan dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co sie dzieje. Serce podskoczyło w nim z radości. Objął Cassiopeię i mocno przytulił.

Tkwili tak jakiś czas, zanim nie przywołał ich na ziemię glos Redgara:

-Możemy ruszać?

Lew stał obok całych i zdrowych Altair i Lalande.

Kergan i Cassiopeia skinęli głowami i podnieśli się z ziemi, po czym podążyli za resztą grupy.

 

õõõ

 

Gdy zatrzymali się na wieczorny postój, Cassiopeia położyła się do snu tuż koło Kergana. Serce chłopaka wypełniła radość. Wsłuchując się w jej równy oddech, pomyślał:

-"Jak to dobrze, że ona tu jest. Nie mógłbym żyć, gdyby zginęła".

Tak myśląc, zasnął trzymając dziewczynę za rękę.

 

õõõ

 

Wędrowali dalej. W swojej podróży minęli pustynne stepy, wchodząc na górskie łąki, mijając chłodne, lecz piękne jeziora ukryte w dolinach i odbijające promienie słońca, które przeciskały się przez chmury. Szli błotnistymi ścieżkami wśród burz i lasem pełnym drzew tak wysokich, że nie dało się prawie zobaczyć ich wierzchołków.

Dokoła nich były też zwierzęta. Przebiegały sarny, pasły się jelenie, zające i króliki pokazywały długie uszy. Czasami wśród cieni przemykał wilk bądź ryś.

Raz nawet spotkali jednorożca. Redgar podkradł się do niego i wyrwał mu kilka włosów z ogona, z których to zrobił naszyjnik dla Altair, wplatając w niego wspaniale, tęczowe pióra jednego z ptaków, których całe stada latały w powietrzu.

Gdy mijali górskie łąki, Kergan uwił Cassiopei wianek z polnych kwiatów.

Nikt jednak nie mógł nie podziwiać cudownych bransolet, które Lalande wykonywała z paproci i drobnych kwiatów.

Wędrowali tak, radośnie, w każdą pogodę, ciesząc się spokojem i beztroską i nie myśląc o walce, która ich czekała.

 

õõõ

 

Zbliżało się południe, gdy zbliżyli się do morza, zwanego Krańcem Nieba. Ledwo stanęli na plaży, pojawił się Ferniurs. Nadleciał znienacka i natychmiast zaatakował.

Trzy wybranki już w trakcie podróży odkryły, na czym polegają dary Gwiazdy Mroku: Altair poprawiła skoczność, Cassiopeia była silniejsza, a Lalande szybsza. Teraz nadszedł czas, by to wykorzystały.

Rozbiegli się, cudem unikając ciosu wielkich łap. Altair i Redgar skoczyli bestii na grzbiet. Cassiopeia i Kergan dobyli mieczy i cięli nimi w łapy potwora.

Lalande stała nieco dalej. Podniosła łuk i z kołczanu wyciągnęła strzałę ze srebrnego, wierzbowego drewna. Nałożyła ją na cięciwę, wymierzyła i czekała.

Doczekała się. Rozsierdzony gryf uniósł się na tylnych łapach. W tym momencie wypuściła strzałę, która pomknęła jak srebrny promień i wbiła się w serce potwora. Gryf zamarł, po czym zwalił się, martwy, na ziemię.

Tak oto Gwieździsty Wojownik pokonał Ferniusa.

 

õõõ

 

Przyjaciele stanęli na granicy ziem Plemion. Powrót z Zachodu trwał mniej więcej tyle, ile podróż na Zachód.

Kergan i Cassiopeia stali koło siebie.

-Co teraz zrobisz?– zapytała Cassiopeia.

-Nie wiem– westchnął Kergan– Ojciec nas zabije. Już na pewno wie, dlaczego opuściłem Plemię.

-Może chodźmy przez tereny mojego Plemienia– zaproponowała Altair, która juz powiadomiła Redgara, że będzie mile widziany w Plemieniu Lwów i przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół -Leonis na pewno coś wymyśli.

Zrobili jak radziła. Starą szamankę spotkali zaraz po przekroczeniu granicy. Leonis zbierała zioła. Nie okazała żadnego zaskoczenia na ich widok.

-Możecie bezpiecznie wracać– powiedziała do Kergana i Cassiopei– Tertander nie żyje. Dwa dni temu zabił go bawół podczas polowania. A ty– zwróciła się do Redgara– Za mną.

Nie było rady. Pożegnali się i rozstali.

 

õõõ

 

Gdy Kergan i Cassiopeia weszli do Obozu, spotkali członków Rady Starszych.

-Kerganie– zwrócił się do młodzieńca jeden z członków Rady– Twój ojciec nie żyje. Rada życzy sobie, byś zajął jego miejsce jako nowy przywódca.

-Nie mogę tego uczynić– odpowiedział Kergan– Szkolę się na szamana. W zamian proponuję, by to Cassiopeia została przywódczynią.

Uczynił się ruch. Rada Starszych rozpoczęła ożywioną rozmowę. Cassiopeia spojrzała zaskoczona na Kergana.

-Zasłużyłaś– powiedział młody strażnik– Pomogłaś zabić Gryfa, udowodniłaś, że jesteś świetną wojowniczką.

Przysłuchująca się temu Rada Starszych wymieniła jeszcze kilka uwag, po czym zgodnie oświadczyła, że Cassiopeia jest od tej chwili nową przywódczynią Plemienia.

 

õõõ

 

Cassiopeia rządziła sprawiedliwie. Kergan skończył szkolenie na szamana. Po kilku latach pobrali się, tego samego dnia co Altair i Redgar, który został wojownikiem Plemienia Lwów. Lalande została wybrana na uczennicę szamanki Andromedy, na co chętnie przystała. Nigdy już nie musiała tkać. Czas wolny od obowiązków szamanki spędzała na tworzeniu biżuterii.

 

KONIEC

 

Koniec

Komentarze

Dzień dobry / dobry wieczór
Cytat z pani Ursuli zapowiada więcej, niż dajesz, ale można to przecież poprawić, rozbudować tę sympatyczną bajkę, dorzucając garść przygód, poddramatyzowując... Za łatwo przyszło zwycięstwo, za krótka była ku niemu droga.
Spróbujesz?

Więcej dramatów! Konfliktów! Przeszkód na drodze bohatera! I będzie dobrze. :-)

Nowa Fantastyka