- Opowiadanie: wiktorwroz - Sekcja zwłok

Sekcja zwłok

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sekcja zwłok

Spóźniłem się na swoją pierwszą sekcję zwłok. Wpadłem do sali w ostatniej chwili – zdyszany i spocony, zdegustowany widowiskowym wejściem jakie zrobiłem. Wszyscy już stali na baczność odziani w białe fartuchy.

Zawsze denerwowałem się na ludzi za własną niepunktualność. Docierali wszędzie przede mną, nigdy się nie pocili i zawsze byli w coś bardziej zaangażowani.

Kilkoro ze znajomych studentów obrzuciło mnie ganiącym, pełnym wyższości spojrzeniem, po czym powróciło do swojego normalnego stanu polegającego na długotrwałym pozostawaniu w pozycji stojącej z wysoko uniesioną głową. Taki "stand by".

Stanąłem trochę z boku i z obawy, że nie zniosę widoku jaki nas czekał przesunąłem się jeszcze na tył sali, w pobliże słoików z tkankami od poprzedniego denata. Na jednym z naczyń widniały dane pacjentki, którą pamiętałem z oddziału dializ.

―Tylko tyle zostaje― pomyślałem. ―Słoik z imieniem i nazwiskiem.

Moje przemyślenia przerwał fetor. Nie była to żadna znana mi woń, raczej kosmiczna mieszanina czystości i brudu, metalu i tkanki, ciepła i przeraźliwego zimna, czerwieni i czegoś, co nie ma żadnego koloru – fetor ludzkich zwłok wiezionych do sali przez naszego wykładowcę.

― Dzisiejszy obiekt to kobieta, osiemdziesiąt siedem lat, hospitalizowana, zmarła wczoraj wieczorem ― zakomunikował doktor Piekacz. ― Drodzy państwo, jak myślicie, po co robi się sekcję zwłok?

― Jak państwo myślą! ― poprawiłem go zirytowany półgłosem.

Kilka z najbardziej wypindrzonych-wyuczonych studentek podniosło ręce wyrywając się do odpowiedzi.

― Pani Czarna?

― Aby określić przyczynę zgonu? ― zapytała Czarna z dużą dozą przekonania i dumy, że z pewnością trafiła.

― Nie trafiła pani ― triumfował nasz Przewodnik Ciemności. ― Sekcję wykonuje się po to, by lekarz patolog mógł potwierdzić swoją diagnozę i sprawdzić czy przypadek był prawidłowo prowadzony klinicznie ― zakończył niedbale.

 

Na słowa "przypadek" i "klinicznie" miałem ochotę prychnąć i chyba prychnąłem w duchu.

 

Nasz patolog liczył sobie jakieś 35 lat, miał blond czuprynę, nie uszło mojej uwadze, że bardzo przerzedzoną jak na jego młody wiek, małe, ruchliwe oczy i to co najważniejsze: drogi, masywny zegarek zaciśnięty na przegubie lewej ręki.

Pomyślałem przez chwilę, że spada mu to cacko głęboko w czyjeś wnętrzności, a potem o jego minie, kiedy okazuje się, że nie może go stamtąd wydostać.

 

Zatrzepotała szpitalna, beżowa płachta. Naszym oczom ukazała się starsza pani z przykrytą sporym kawałkiem gazy twarzą i wyjętymi wnętrznościami. Spoczywały obok niej na przeznaczonej do tego, wgłębionej części stołu. Były czyste, umyte. Woda i krew wydostawały się przez blaszane sitko prosto do klatki odpływowej, na okafelkowanym, podniesionym murku pod stołem sekcyjnym.

 

Doktor Piekacz tłumaczył na czym polega "otwarcie" korpusu, wspomniał coś o różnicy w rozcinaniu zwłok dorosłych i dzieci, a potem nakreślił ręką w lateksowej, przyciasnej rękawiczce linię cięcia, jakie zostało wykonane na zwłokach, na które patrzyliśmy.

 

Spodziewałem się jeszcze krótkiego wprowadzenia w życie po śmierci albo rad o życiu póki trwa, czegoś o asertywności… Doktor, patolog Piekacz przeszedł jednak do sprawy bez zbędnych ozdobników. Żonglował organami wprawnie i uśmiechał się tajemniczo widząc kamienne twarze swojej publiczności. Każdy z organów ciął na plasterki. Robił to z dużą nonszalancją wyraźnie dając nam do zrozumienia, że robi to, bo tak się robi, a nie dlatego, żeby coś tam faktycznie znaleźć.

Następnie nie przykładając się specjalnie, przeszedł do pobierania wycinków z każdego, z organów. Przyszłe preparaty trafiały do oddzielnych słoików opisanych wcześniej przez Piekacza i zaadresowanych do laboratorium histopatologicznego.

Dziwiłem się jak niewiele siły trzeba by pociąć mózg, nerki, wątrobę… śledziony już nie było. Było jednak serce – małe, szare i martwe.

― Kto z Państwa opisze co tu mamy? ― zachęcał Piekacz wyciągając serce do oględzin.

― Przerost komór? Otłuszczenie? ― Wyrwała sie Czarna zdenerwowana albo podniecona.

― Oczywiście ― mruknął patolog umniejszając chwilę chwały Czarnej. ― cukrzyca, miażdżyca, Alzheimer ― wskazywał na kolejne organy wymieniając choroby na które cierpiała moja dawna znajoma.

Kiedy tylko Piekacz jednym sprawnym ruchem wrzucił mózg pomiędzy resztę organów denatki, studenci zaczęli się nerwowo kręcić. Skubali rąbki fartuchów, poruszali nerwowo dłońmi w półprzeźroczystych kieszeniach fartuchów. Czekali, ale ocen nie było. Piekacz, gdyby tylko chciał mógłby wlepić każdemu po dwói, naobrażać nas dowoli i odesłać w cholerę. Doktor był jednak aktorem, gawędziarzem i iluzjonistą, ważniakiem-cwaniakiem. Żywił się posłuchem i cieszyło go lizusostwo dziewczynek w białych fartuchach. Z tego powodu powiedział tylko:

―To na tyle. Pewnie się jeszcze zobaczymy.

 

 

Zegar w kuchni wskazywał w pół do dziewiątej, zamierzałem obejrzeć wszystkie filmy w telewizji, leżąc w łóżku i popijając gorącą herbatę. Zawsze odprawiałem taki rytuał, kiedy czułem się wyczerpany psychicznie, zmęczony i zniechęcony codzienną monotonią. Rzadko kiedy nie pomagało. Szybko zasnąłem z pustym kubkiem w dłoni.

Zapadałem się w ciemność i ciepło. Dziwna, ciemna tkanina otulała mnie z każdej strony, była pode mną i nade mną, chwytałem się jej rękoma. Nie byłem pewien czy spadam, czy może unoszę się górę. Nie rozróżniałem kształtów. Objęła mnie przestrzeń w kolorze grafitu. Reszta była całkowitą ciemnością. Potem, usłyszałem głośny huk. Przez chwilę pomyślałem trzeźwo, że coś uderzyło w okno, w moim pokoju. Otworzyłem oczy i pełen niepokoju powróciłem do rzeczywistości. Nie zdążyłem jednak w pełni odetchnąć kiedy szyba drgnęła i framuga ustąpiła z hukiem. Okno otwarło się na oścież.

Chwyciłem pilota od telewizora i pośpiesznie włączyłem kanał pierwszy. Blade światło zalało pokój. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się. Po chwili oczy przywykły do blasku migającego ekranu. Podsunąłem się bliżej ściany i wysilając zmysły do granic możliwości, przeszedłem do oględzin. Wszystko wydawało się być w porządku. Pod biurkiem, pod łóżkiem, za komodą niczego się nie dopatrzyłem. Nie wiedziałem czego szukam, ale każde odstępstwo od normalnego stanu rzeczy wprowadziłoby mnie w stan alarmowy. Na koniec skupiłem się na otwartym oknie i powiewającej firanie. Wyglądała jak gigantyczne skrzele, wzdymające się i zapadające na zmianę. Czasami powiew wiatru był tak silny, że biała plama firany zupełnie ginęła w ciemności.

Ścisnęło mnie w dołku, ręce i nogi pokryły się gęsia skórką. Zdziwiłem się, że w czerwcu może być tak przeraźliwie zimno. Nie wiedziałem czy to działanie strachu czy może ktoś lub coś przejęło nade mną całkowita kontrolę. Czułem się coraz słabszy, zawroty głowy i niemożność wykonania jakiegokolwiek ruchu były bardziej niż nieprzyjemne. Zacząłem przeglądać w myślach wszystkie historie o paraliżu sennym jakie kiedykolwiek czytałem. Według ich autorów całkowita niezdolność panowania nad ciałem spowodowana była przez inkuba lub sukuba; demona płci męskiej lub żeńskiej, wskakującego na piersi śpiących osób. Siląc się na racjonalność pomyślałem, że przecież nie śpię i z pewnością nie czuję żadnego ciężaru nie z tego świata na piersi. Tłumaczyłem sobie zaistniałą sytuację cierpliwie i jak ktoś na prawdę rozsądny.

– Jesteś tylko wrażliwym tchórzem, mięczakiem….

Po chwili rozmyślania o wszystkim i niczym, zwalczyłem zawroty głowy i doszedłem do wniosku, że dziwne uczucie nie ustępuje i prawdopodobnie nie ustąpi.

Za oknem panowała ciemność ale ja, ponad wszelką wątpliwość, wiedziałem i czułem, że nie jestem sam. Kiedy w końcu zaakceptowałem fakt, że w moim pokoju rozgrywa się coś dziwnego, ulga i rozwiązanie przyszły same. Zrobiłem jedyną oczywista, prostą i czystą rzecz jaka przyszła mi do głowy.

– Zdrowaś Maryjo…– zacząłem naciągając wyżej kołdrę. Powtórzyłem modlitwę kilka razy– teraz i na wieki…– i odmówiłem kolejną, kończąc modlitwą za zmarłych.

Dziwne uczucie strachu i niepokoju zaczęło znikać. Przy drugiej turze tych samych modlitw wiatr za oknem uspokoił się. Nie wiedziałem czy to oczy przyzwyczaiły się do mroku ale zdało mi się, że zrobiło się trochę jaśniej.

– Dobry Boże, przyjmij ją do siebie… a w najgorszym wypadku zabierz ode mnie – prosiłem z zapałem nawróceńca.

 

Dziwnie spokojny wstałem i podszedłem do okna. Wiatr zupełnie ustał i firana znalazła się w całości na powrót w pokoju. Zamknąłem okno. Chciałem się położyć, ale łóżko było już zajęte. Pochyliłem się delikatnie by nie zbudzić śpiącego w nim delikwenta. Jasne półdługie włosy posklejane potem, wysubtelniony haczykowaty nos, na wpół otwarte powieki. Doprawdy, po śmierci wyglądałem lepiej niż za życia.

 

 

Koniec

Komentarze

To jest pierwsze opowiadanie jakie kiedykolwiek napisałam (choć wstydliwa seria o Ryśku liczy dobre sto stron). Ma już swoje lata i to na szczęście "widać i czuć", jesli chodzi o język.

Bardzo fajnie sie czyta.Pomysł opowiadania ciekawy.Podziwiam wyobraźnię autora.Czekam na kolejne teksty.

Piątka. Tu i ówdzie troszeczkę bym zmienił, ale i tak piątka.

Napiszę, co bym zmienił.
1.Opis sekcji zwłok ( W rzeczywistości wygląda nieco inaczej - wiem, bo widziałem nie raz. Typowa wygląda tak, że jej opis byłby jeszcze bardziej poruszający).
2. Prawidłowa odpowiedź na pytanie:dlaczego wykonuje się sekcję zwłok: "Sekcję wykonuje się po to, by lekarz patolog mógł potwierdzić swoją diagnozę i sprawdzić czy przypadek był prawidłowo prowadzony klinicznie ― zakończył niedbale" 
A gdzieżby tam... Klinicysta stawiający rozpoznanie i leczący pacjenta może uczestniczyć w sekcji zwłok, jako widz, ale czyni to b. rzadko - prawdę mówiąc. Sekcję przeprowadza patolog, kiedy przyczyna śmierci do końca jasna nie jest. Rodzina może napisać podanie, o odstąpienie od sekcji motywując, że przyczyna zgonu jest ( wystarczająco ) jasna. Wychodzi, że "więcej racji" miała studentka. Tylko, co z tego? Jakie to ma znaczenie dla całego opowiadania?
Reasumując: tego typu dialogu bym użył, ale brzmiałby on inaczej.
3."Dobry Boże, przyjmij ją do siebie… a w najgorszym wypadku zabierz ode mnie - prosiłem z zapałem nawróceńca" - prosi bohater.Ok.Aura się uspokiła - życzenie zostało spełnione. Koniec. Kropka. Po co jeszcze ten ozdobnik, z własnymi zwłokami w łóżku. Żeby było bardziej "fantastycznie"?

 ( jest takie słowo "neofita" - brzmi lepiej, jest powszechnie znane i używane )

Uczestniczyłam w kilku sekcjach zwłok w szpitalu klinicznym, mam więc na ten temat własne spostrzeżenia. nie chciałabym aby te różnice w "widzeniu" były powodem do przepychanek. Przyznaję sobie bowiem prawo do pisania o rzeczach które znam i które w jakiś sposób "poczułam".

Przyczynę zgonu wyjaśnia sekcja wtedy, kiedy zgon był nagły i przypadkowy, a tu mamy do czynienia ze szpitalem klinicznym. Tak więc pacjentka była hospitalizowana i jej śmierć nie była zaskoczeniem.

Co do poruszających opisów sekcji - zupełnie mnie to nie interesuje chyba , że do zupełnie innego op. Sekcje w dużych szpitalach przeprowadza sie niemal taśmowo. To normalka dla studentów i wykładowców, a sekcje pokazowe...cóż niektóre nawet sie nagrywa dla potomności i nie widziałam jeszcze studenta ani wykładowcy nurzającego sie w rozkoszy oglądanie czegoś takiego. Mam więc nadzieje, że czytelnie przekazałam powody takoego a nie innego opisu. n

Witaj Wiktorwroz, zgrabnie napisane opowiadanie, szkoda tylko, że tak szybko się kończy:)Oprócz sformułowań typu: "wypindorzonych-wyuczonych" (samo wyuczonych by wystaczyło) oraz "lizusostwo", które trochę nie pasują to pozostałych stylistycznie wypracowanych zdań - sformułowań, reszta jest bardzo ok. Takie kolokwializmy jak "wypindrzony" czy "lizusostwo" jakoś mi tutaj nie pasują. Bardzo zaś przytuliłam do siebie zdanie: "Nasz patolog liczył sobie jakieś 35 lat, miał blond czuprynę, nie uszło mojej uwadze, że bardzo przerzedzoną jak na jego młody wiek, małe, ruchliwe oczy i to co najważniejsze: drogi, masywny zegarek zaciśnięty na przegubie lewej ręki". Takich smakowitych konstrukcji zdań jest tutaj więcej co chyba najbardziej cenię w tym opku:) Samo opowiadanie jako pomysł nie porwał mnie do końca ale i tak oceniam wysoko. Oceny nie stawiam bo jak już pisałam wcześniej, zbyt krótko tu jestem i zbyt mało opowiadań innych autorów przeczytałam.pozdrowienia i czekam na cd:)

Może i staroć, ale na chodzie. :-)
Pozdrawiam.

( tematy medyczne i paramedyczne - wiktorwroz, ja jestem lekarzem, od dwudziestu lat)

Z całym szacukniem J.R. , ale nie uznaję licytacji na profesje, przynajmniej nie na tym portalu. Dlatego dla mnie wątek, ktróry poruszasz jest zakończony.

Może mieliście staże w różnych szpitalach stąd te różnice?;-) J. Ravenfield, nie brałeś pod uwagę mozliwości, że i wiktorwroz może być lekarzem, hę? pozdrawiam wszystkich serdecznie

To nie jest żadna licytacja. Nic z tych rzeczy. Pisanie, to moja kilkumiesieczna " ekstrawagancja", natomiast w niektórych sprawach jestem po prostu profesjonalistą. Albo przyjmujesz racjonalne argumenty, albo nie. ( Jak Ty to tam pisałaś ? KAZEINA (?!) zawarta we krwi ...) KONIEC TEMATU.

@J. Ravenfield: Od razu widać, żeœ lekarz;) sš takie pisma specjalne, medyczne…

Nowa - super stwierdzenie co do utemperowania J.R. Nowa - wypindrzonych i wyuczonych według mnie wiktorwróż użył, aby uwypuklić tego typu osoby. J.R - nie rozumiem do czego ta "Kazeina"?
Wiktor - czytuję różniste opowiadania na tym portalu. Cenię przede wszystkim opinie Jakuba, chociaż nie ze wszystkimi się zgadzam. Nie zawsze też wystawiam ocenę, czy też komentarz. Najczęściej czynię to z lenistwa. Uważam, że twoje opowiadania w porównaniu z innymi, przynajmniej mnie, a jak widać z komentarzy i innym, również J.R. podobają się. Nie rozumię zatem dlaczego jest taki kąśliwy. Opowiadanie super - czekam na dalsze części.

                  

 

1.     Sprawa natury szczegółowej.

                   Twoja „Sekcja zwłok” to doprowadzenie do zderzenia dwóch światów: racjonalno-cielesnego z NIE-racjonalno-cielesnym. Świat „NIE” cierpi, moim zdaniem, na zbyt dosłownym trupie w łóżku, a racjonalny… I tu problem. Krytyka z mojej strony była zupełnie niepotrzebna ( bo czy któryś z czytelników miał wątpliwą przyjemność oglądania ok. setki sekcji, w różnych szpitalach, a parę zrobił własnoręcznie).

 

2.     Problem dużo bardziej ogólny ( i istotny ).

                     Z powodu… mniejsza z tym – nie mam zbyt wiele czasu na konsumpcję popkultury. Jednak zdarzyło się, że "dzieciaki" wyciągnęły mnie do kina na „Scherloka”, że oglądałem „Ghost in the Shell”, „Ostre psy”, czytałem op „Z popiołów” – w NF zresztą. Do rzeczy. Jak czytam Twój „Ideał”, to – od pewnego momentu - dokładnie wiem , co będzie dalej. Np. identyczny egzemplarz pewnego modelu cyborga i nieporozumienia z tym związane ( jeśli nie czytałaś „ Z popiołów”, to przeczytaj – warto). Najciekawszy (dla mnie – jedyny ciekawy) moment, to sprowokowanie refleksji: jak blisko „ ideałowi” do „ścierwa”. Jednak akurat ta, najcenniejsza myśl została potraktowana po macoszemu ( Niezbyt przekonywująco opisane uczucie bohatera do cyborga nr. 1. Ta biologiczna matryca – były tam jakieś przyciski, przełączniki? Wystarczyło troczę popstrykać , żeby z robota zrobić człowieka, ideał partnerki bohatera?).

       Moim zdaniem za dużo ty „klisz”, „kalek” ( używanych – być może – zupełnie nieświadomie). A przecież chcemy być prawdziwi, autentyczni, oryginalni… I napisać rzeczywiście „COŚ”. Pomyśl. Może jednak mam trochę racji? Pozdrawiam. Jurek R.

Dobra Jurek, pogadamy o kalkach jak znajdziesz inny sposób kontaktu z obcymi i przestaniesz pisac o kocie garfieldzie.

 

Jak myślisz, dlaczego ogromne środki finansowe oraz zaangażowanie najpotężniejszych ludzkich intelektów inwestowane są w „uszy i oczy” maszyn obserwujących nasz świat za pomocą elektromagnetycznych fal ?

Chcąc spotkać Chińczyka - i nie mając pieniędzy na bilet do Pekinu - gdzie się udasz? Do pobliskiego osiedlowego sklepiku, czy na międzynarodowe wielkie lotnisko ?

Nie, nie każ mi szukać kontaktu z kosmitami w meteorytach, bardzo proszę. Czytałem gdzieś ( akurat nie w NF chyba) op. „ SILENTIUM UNIVERSI”. Jeśli chcesz wiedzieć, jak wyglądałaby podróż człowieka do układu planetarnego naszej NAJBLIŻSZEJ, poza Słońcem, gwiazdy ( i jak długo by trwała - mimo ekspresowej, "podświetlnej" prędkości), to przeczytaj ( albo sobie przypomnij – jeśli czytałaś ). Dlatego w „BACO” pada sugestia: izolacja ( przestrzenią – po prostu) istniejących we wszechświecie cywilizacji jest tak szczelna, ze uniemożliwia wzajemne kontakty. Te pytania na początku op. to nie czczy ozdobnik. Z punktu widzenia gramatyki, stylistyki mogło by ich być mniej – to prawda. Jednak nie to było dla mnie najważniejsze.

Odnoszę wrażenie, że jesteś w pewnym sensie moim przeciwieństwem. Ja, były dyslektyk, stawiam na treść,  Ciebie zaś Stwórca obdarzył – przede wszystkim – „lekkim piórem”. Pzdr – niedzielne…

co za wymiana zdań:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

A co za komentarz ;)

Nie znam się na medycynie, ale śmierć zawsze mnie fascynowała.
"Sekcja zwłok" to ciekawe opowiadanie. Pojawia się kilka bardzo niewielkich błędów (mówię o zgubieniu jakiejś litery czy coś w tym stylu, a nie o tym czy sekcja zwłok tak wygląda czy nie). Pomysł ciekawy i dobrze zrealizowany.
Pozdrawiam.

O dzieki, :) miło, że ktos przeczytał po tak długim czasie od wpuszczenia na stronę:)

Nowa Fantastyka