- Opowiadanie: TyraelX - Czas, którego nie pamiętamy

Czas, którego nie pamiętamy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czas, którego nie pamiętamy

Wyrwałem się na chwilę z objęć Diablo 3 i … taki tego efekt. Życzę miłego czytania i wytykania błędów ;)

 

===============================================================

 

 

 

Leżał na lodowatym stole. Równie zimne światło niemal wypalało zmrużone oczy. Pochylające się nad nim istoty wyglądały wrogo – w rękach trzymały błyszczące, ostre narzędzia, twarze skrywały za maskami. Obserwowały go uważnie przymrużonymi oczyma.

 

Spróbował podnieść głowę, jednak bezskutecznie – była jak przynitowana do stołu. Spuścił więc maksymalnie wzrok – kątem oka zauważył jakieś czerwone, półkoliste, postrzępione kształty. Czuł też tępy ból w okolicy serca – i wtedy dotarła do niego brutalna prawda. Miał rozwartą klatkę piersiową, przechodził operację na otwartym sercu. I był tego świadom – a to mogło oznaczać tylko jedno – narkoza była za słaba! Spanikował. Zaczął się szamotać – ale ciało zupełnie nie chciało go słuchać. Leżał nieruchomo jak kłoda drewna, a zespół zgromadzonych wokół chirurgów nerwowo wykrzykiwał kolejne komendy. Jeden z nich miał w dłoniach dwie długie, płaskie metalowe łyżki…

 

Chwilę później Piotr poczuł przeszywający ból, na moment pojaśniało mu w oczach i zapadła zimna ciemność.

 

***

 

Ocknął się gwałtownie – jak człowiek budzący się z koszmarnego snu. Leżał, przykryty poszarzałym prześcieradłem. Był cały sparaliżowany – może to przez strach, spowodowany ostatnimi wspomnieniami, a może przez działające wciąż trankwilizatory. Nie mógł poruszyć nawet końcami palców. Wydało mu się dziwne, że głowę również miał okrytą osobnym, białym kawałkiem materiału. Panująca tu cisza nie dawała mu spokoju – zdawał się słyszeć jedynie dźwięki pracującego miarowo wentylatora. „Halo, czy jest tu ktoś?! HALO!” – chciał zawołać, lecz usta były równie nieruchome, co reszta ciała.

 

***

 

Patrzył na czyste, niemal sterylne pomieszczenie. Metalowy stół, na którym leżał, przypominał płytką wannę. Widział też siebie, nagiego, nieruchomego, z poszarzałą skórą i zamkniętymi oczyma. Czuł… nie, nie czuł – był świadom powolnego rozkładu swojego ciała. Spostrzegł, jak pracownik prosektorium beznamiętnie i metodycznie usuwa jego narządy wewnętrzne, wypełniając czymś powstałe puste przestrzenie. Zauważył też grube igły, wbite w tętnice. Jakaś ciecz nieśpiesznie sunęła gumowymi wężykami, wypełniając sukcesywnie cały układ krwionośny. Piotr Kosiński obojętnie przyglądał się własnemu trzydziestoletniemu trupowi, leżącemu na stole sekcyjnym…

 

***

 

Pogrzeb wydawał mu się nudny i zdecydowanie za długi. Ksiądz odprawiał swe modły jakby z przymusu, zgromadzone babki i ciotki zawodziły jedna przez drugą. Ojciec nieskutecznie próbował dodać matce otuchy. Dzieci najbliższego kuzynostwa, zabrane siłą sprzed konsol do gier, śmiertelnie się nudziły i nie próbowały nawet tego ukryć, ziewając przeciągle raz po raz.

 

Gdy cały ten czarny, płaczliwy rytuał dobiegł końca, ziemia przyjęła martwe ciało oraz żywy umysł Piotra w ciche i mroczne objęcia. Lecz on nie był na to jeszcze gotowy.

 

***

 

Pierwszy rok był dla niego najgorszy. Leżał w głuchej pustce. Wręcz czuł przytłaczającą go zewsząd smolistą, wilgotną i gęstą ciemność. Przez kilka dni po pogrzebie próbował wydostać się na zewnątrz, krzyczeć, wołać o pomoc, ale szybko zdał sobie sprawę, że to działania pozbawione sensu. Ciało rozkładało się szybko. Mięśnie praktycznie przestały istnieć. Robaki już dawno poczuły upajającą woń posiłku i coraz śmielej wdzierały się do jego trumny. Ogarnęły go niemoc, bezsilność, brak możliwości działania – leżenie w mogile było gorsze niż przebywanie w więzieniu o najostrzejszym rygorze. I świadomość, że tak może być już na zawsze – wszystko to doprowadzało go do obłędu. To było jak sen, z którego nie można się obudzić. Sen, który nas dusi i męczy. Albo jak całkowite kalectwo, upośledzenie ciała – przy zupełnie sprawnym umyśle. Więzienie idealne.

 

Piotr niełatwo pogodził się ze swym losem. Ale gdy nie masz możliwości sprzeciwu – możesz jedynie się zgadzać.

 

Próbował zająć swe myśli, skupić je na czymś konkretnym, wypełnić sobie czas. Rozmyślał nad życiem, zastanawiał się, co było w nim najbardziej wartościowe, a co zmieniłby na lepsze. Szybko jednak zrozumiał, że nie ma to żadnego celu. Wizja wiecznego „spoczynku” w totalnym zawieszeniu zupełnie go zmiażdżyła.

 

***

 

Poddał się po trzech latach. Pozwolił, aby matka ziemia przyjęła jego ciało i pochłonęła udręczony umysł. Wtedy wszystko się zmieniło.

 

Piotr poczuł, jakby zaczął się rozpływać. Świadomość rozszerzała się, delikatnie pulsując. Uczucia wolności i nieskrępowania wyparły zupełnie dotychczasowe wrażenie uwięzienia. Mrok, ciężki i gęsty do tej pory stawał się mleczny i mglisty – jakby cały świat wokół rozprężał się. Ziemia, robaki, cisza – wszystko to przestało się liczyć, zniknęło za baldachimem delikatnego, atłasowego światła.

 

– Czy jestem w niebie? – zapytał niepewnie. Nie tak wyobrażał sobie Raj. Ku najwyższemu zdumieniu jasność odpowiedziała jego własnym głosem:

 

– W Niebie? Nie – Niebo nie istnieje.

 

– Zawsze o tym wiedziałem – odparł sam do siebie. – Kim jesteś?

 

– Za każdym razem zadajesz to pytanie. Jestem twoim Przewodnikiem. Wskażę ci drogę – chodź za mną.

 

Przewodnik wędrował z nim poza czasem i miejscem.

 

Piotr widział światy, o których istnieniu naukowcy nie będą mieli nigdy pojęcia. Wymiary, dostępne jedynie we śnie. Czasy, które nigdy się nie wydarzą.

 

– Jesteś więc aniołem – dopytywał się nieustannie.

 

– Już mówiłem. Jestem Przewodnikiem. Twoim własnym odbiciem. Zaprzeczeniem. I uzupełnieniem. Byliśmy od zawsze i na zawsze będziemy. Jesteśmy dwiema stronami tej samej istoty. Ty obdarzony zostałeś uczuciami, burzą emocji. Ja – ich zupełnym brakiem. Ty jesteś Umysłem uwięzionym w ciele. Ja – Duszą, poza nim. Ty jesteś zdolny do czynienia dobra i zła. Ja – nie potrafię ich nawet odróżnić. Chodź – niech cykl trwa dalej…

 

Przewodnik scalił się z Umysłem, zatracając się w nim zupełnie.

***

 

O 21:48 w Havanie, w niewielkim pokoiku hotelu La revolución, Jean-Luc i Madelaine leżeli na łóżku obok siebie, zmęczeni i szczęśliwi. Ich miesiąc miodowy dopiero się zaczynał. Jeszcze tego nie wiedzieli, ale ten dzień zmieni ich życie. A za dziewięć miesięcy wspólnie wypowiedzą jedno imię – Pierre.

Koniec

Komentarze

Mam bardzo mieszane uczucia i nie powiem ci jakie błędy się tutaj znajdują (jeśli są) ale treść nie do końca zrozumiałem. Ale to może dlatego, że jest 2:30.-.- Jutro przeczytam jeszcze raz.

Ale już teraz mogę powiedzieć, że za dużo przerw jak na tak krótki tekst. Poza tym i nie chce być niemiły, ale występuje tu syndrom stworzenia czegoś co w zamyśle miało być mądre i każe domyślać się o co tak na prawdę chodzi, przy czym, aby stworzyć dobre opowiadanie tego typu trzeba mieć już bardzo duże umiejętności, lub talent. Niemniej życzę sukcesów w pisarstwie i Diablo :-)

Po wstępie i pierwszym akapicie myślałam, że się okaże, że jest demonem i leży na jakimś rytualnym stole a jakiś wojownik czy inna czarodziejka będą mu wbijać siakiś kamień Mefisto czy inną zabawkę z Diablo ;P (ja dla odmiany siedzę w dwójce;)). Niestety, nie jest dobrze - temat trudny i przewałkowany miliony razy, Twoje opowiadanie niczym niezwykłym się nie wyróżnia, natomiast ma parę znaczących wad: nijaki bohater, z którym raczej nie idzie się utożsamić, za dużo akapitów, źle ujętą próbę moralizatorską, do bólu oklepane zakończenie i parę zdań, które zdaje się miały brzmieć ładnie i wzniośle a wyszły śmiesznie i bez sensu ('świadomość rozszerzała się, delikatnie pulsując' - ???; 'Mrok, ciężki i gęsty do tej pory stawał się mleczny i mglisty – jakby cały świat wokół rozprężał się.' - mleczny mrok, ciekawostka przyrodnicza;) a jak to ma świadczyć o rozprężaniu się świata to kolejna; itd.). Radziłabym na początek brać się za tematy łatwiejsze, znane z życia własnego a dopiero po solidnym podszkoleniu warsztatu porywać na filozoficzne.

Wygląda to jak kolejna próba zmierzenia się z tematem przemijania i ewentualnego życia po śmierci lub wędrówki dusz. Fabuła nie za bardzo mi się podobała, bohater niezbyt wyraźny, przesłanie niby filozoficzne, ale mało odkrywcze. Zauważyłem, że często używasz myślników zamiast przecinków. Z tekstu, to co mi się rzuciło w oczy:

Leżał nieruchomo jak kłoda drewna (…) kłoda drewna to pleonazm; wystarczyłoby napisać leżał (nieruchomo) jak kłoda.

Leżał, przykryty poszarzałym prześcieradłem. – niepotrzebny przecinek

Mrok, ciężki i gęsty do tej pory stawał się mleczny i mglisty – jakby cały świat wokół rozprężał się. - to zdanie trochę mnie przerasta, podobnie jak ta pulsująca świadomość.

 

Jeśli chodzi o styl, to czytało się przyjemnie. Temat faktyczne przerabiany już wiele razy - Twoje ujęcie mieści się gdzieś na dole strefy średniej. Narracja bohatera jest tak pozbawiona emocji, że w żaden sposób nie da się z nim utożasamić, a przecież opisujesz dość straszną sytuację. Dla mnie wizja pośmiertnej egzystencji, sprowadzonej do tkwienia umysłu pod ziemią, bez żadnych perspektyw, jest upiorna. U Ciebie jednak wyszło to strasznie sucho, piszesz o obłędzie, ale w ogóle tego nie widać.

"Wizja wiecznego „spoczynku” w totalnym zawieszeniu zupełnie go zmiażdżyła." - zwrot "zupełnie go zmiażdżyła" nie pasuje tutaj. Całe zdanie wychodzi przez niego niezgrabnie.

 

Pozdrawiam.

Straszne. Nie tekst, tylko jak to sobie wszystko wyobrazić.

 

Ogólnie czytało mi się bardzo dobrze i tekst mi się podobał, tylko końcówka totalnie banalna, no ale cóżby tu można niebanalnego wymyślić...

www.portal.herbatkauheleny.pl

Jeden i ten sam temat, ile można?

Przeczytałem i w sumie cieżko mi coś konstruktywnego napisać. Niemniej jednak polecam ci zajrzeć do opowiadanka Prosektorium numer cztery   Kinga. Tam działa pewien mechanizm narracyjny, który pozwala ożywić takie jak twoja historie.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka