- Opowiadanie: Pol Saj - Meksykańska Mewka Rozdział VII Marcie Rozdział VIII Marcie Rozdzierający krzyk pięcioletn

Meksykańska Mewka Rozdział VII Marcie Rozdział VIII Marcie Rozdzierający krzyk pięcioletn

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Meksykańska Mewka Rozdział VII Marcie Rozdział VIII Marcie Rozdzierający krzyk pięcioletn

 

 

Rozdział VIII Marcie

 

 

 

Rozdzierający krzyk pięcioletniej dziewczynki postawił na nogi wszystkich mieszkańców rezydencji Lucasów. Dochodziła druga w nocy.

 

– Kochanie, co się stało. Mama i tata są z tobą. Kochanie, uspokój się. Już dobrze – przerażona Diana uspakajała córkę, zazdrośnie tuląc ją w ramionach.

 

Dziewczynka jednak nie przyjęła tych słów za pewnik. W jej oczach malowało się przerażenie. Twarz zniekształcił grymas wszechogarniającego strachu. Jacques obejmował żonę i córkę ramieniem, tulił je do siebie. W progu sypialni stał Bud. Blady i drżący. Wyraźnie podzielał lęk Marcie.

 

Od chwili powrotu z kliniki, po seansie hipnozy, mała przestała malować makabryczne obrazy, jednak zaczęły nawiedzać ją koszmary nocne. To kolejna noc, która kończy się w samym jej środku za sprawą małej Marcie.

 

Po niecałej godzinie, dziewczynka, uspokoiła się i usnęła. Ale ani jej rodzice ani dziadek nie mogli sobie pozwolić na komfort powrotu do ciepłych łóżek.

 

– Jacques, myślę, że powinniśmy rano zabrać ją do kliniki – sugerowała Diana.

 

– Masz rację kochanie. To trwa już zbyt długo i coraz trudniej ją uspokoić. Rano jedziemy z nią do kliniki. Bud, co ty na to?

 

– Ja… ja nie mam tu nic do powiedzenia – w nienaturalny dla siebie sposób zareagował Lucas. Z trudem łapał powietrze. Jego twarz przybrała barwę szarości i nawet teksańska opalenizna nie mogła tego zatuszować.

 

– Tato! – krzyknęła Diana w chwili, gdy Bud osunął się na podłogę – Tato spójrz na mnie. Chryste, Jacques dzwoń po pomoc!

 

Kilka minut później nieprzytomny nafciarz, z ostrym zawałem serca, był już w drodze na oddział intensywnej terapii.

 

Coustowowie, następnego dnia, poranne godziny spędzili na oddziale kardiologii by dowiedzieć się, że kryzys został zażegnany i Budowi, raczej, nic nie zagraża, na ten moment. Resztę dnia spędzili w klinice dr. Wicarrde’a.

 

– Diana, tak mi przykro z powodu Buda – powitał Coustowów Wicarrde.

 

– Dziękuję. Właśnie od niego wracamy. Wydaje się, że najgorsze ma już za sobą. To straszne, że go to spotkało. Ale ostatnio spada na naszą rodzinę masa nieszczęść.

 

– Tak, to prawda. Kilka dni temu Bud zasłabł w moim gabinecie, ale było to chwilowe i obaj myśleliśmy, że to efekt przeżyć związanych ze stanem Marcie. Żałuję, że nie naciskałem wtedy bardziej i nie poddałem go badaniom. No, ale co dzieję się z małą – zmienił temat ordynator.

 

– Sami już nie wiemy, co jest lepsze, czy kiedy Marcie malowała te makabryczne rysunki, czy teraz, gdy ma te koszmary nocne – wtrącił Jacques – najgorsze jest to, że ona nic nam nie chcę powiedzieć. A po każdej nocy wygląda coraz gorzej.

 

– Doktorze, zaczynamy się o nią poważnie martwić – wyraziła swoje zaniepokojenie matka dziewznczynki – obiecywał nam pan poprawę, ale jej stan wyraźnie się pogarsza. Czy to może być jakiś efekt uboczny hipnozy?

 

– Nie sądzę. Ale istnieje taka możliwość, że w hipnozie pobudziliśmy w małej jakieś obszary odpowiadające za jej wrażliwość. Niestety będziemy musieli zostawić Marcie na jakiś czas w klinice i poddać ją ponownie obserwacji – poinformował lekarz.

 

– Rozumiemy to i jesteśmy na to przygotowani. Proszę zrobić, co trzeba by wyrwać naszą małą córeczkę z tego obłędu.

 

– Jacques, rozumiem twoje obawy i obiecuję, że zrobimy wszystko dla jej dobra.

 

Pierwsza noc w klinice nie przyniosła nic. Marcie przespała ją w całości. Rano w raporcie pielęgniarskim Wicarrde odczytał:

 

„Marcie Coustow lat pięć. Pacjentka w zerowej dobie, noc przesypia samodzielnie, w całości”. Jego myśli powróciły do domu Lucasów.

 

– Może jednak coś tam jest nie tak. Bo dlaczego tutaj przesypia spokojnie noc, skoro tam każdej nocy ma koszmary. Może to jednak zbyt daleko posunięte domysły. Musimy ją obserwować.

 

Następnej nocy dziewczynka, ze zdwojoną siłą, zaprezentowała swój stały, od kilku dni, rytuał. Atak lęku był tak silny, że dziecko straciło na kilka chwil przytomność. Zwieracze rozluźniły się i doszło do bezwiednego wydalenia produktów przemiany fizjologicznej. Skurcze kloniczne były na tyle silne, że pacjentce musiano podać Diazepam w iniekcji dożylnej.

 

Rano, w obawie o następne tak głębokie ataki, na stałe założone jej venflon do żyły oraz włączono niewielkie dawki Carbomazepiny.

 

Bezpośrednio po obchodzie, Wicarrde, zalecił monitorowanie czynności mózgu w czasie snu małej Marcie oraz wyznaczył zespół, który miał zająć się tylko tą pacjentką. Sam podjął się przewodnictwa w owym zespole.

 

Po piątej dobie koszmarów i bezskutecznej próbie nawiązania dialogu z pacjentką nastąpił przełom.

 

Dziewczynka nadal śniła koszmary, lecz tym razem, to nie był tylko dziki krzyk połączony z konwulsjami. Szósta noc przyniosła coś jeszcze. Mała po raz pierwszy zaczęła werbalizować to, co przeżywa. Nadal krzyczała przez sen, ale wykrzykiwała całe zdania, które skrzętnie notowała aparatura monitorująca. Były to jednak tak dziwne i zaskakujące treści, że w zespole diagnostycznym doprowadziły do rozłamu.

 

– Nie możemy dalej tego lekceważyć – ostro protestowała, na bierność szefa, psycholog Elisabeth Turner – to, co ona wykrzykuje jest przerażające. Tak małe dziecko, nie mogła tego sobie wymyślić. Ona musiała to widzieć lub co gorsza przeżyć.

 

– Elisabeth – uspakajał ordynator – wiem jak to wygląda, ale uwierz mi, że nie możemy wyciągać zbyt pochopnych wniosków, a już z pewnością podejmować nieprzemyślanych działań. Doskonale znam rodzinę Lucasa. To wszystko jest koszmarne, ale nie wierzę, że mogło się wydarzyć w ich domu.

 

– Więc skąd, u diaska, to dziecko może mieć takie koszmary – nie dawała za wygraną psycholog, – jeśli zestawimy to z jej wcześniejszymi rysunkami i wynikami hipnozy..

 

– A może jednak w tej teorii o reinkarnacji jest coś prawdziwego – zasugerował jeden z asystentów Wicarrde’a.

 

– Sam już nie wiem –ciągnął ordynator zrezygnowany – musiałaby przeżyć niewyobrażalny koszmar w poprzednim życiu. Na tę chwilę przyjmujemy wszystkie założenia, jako prawdopodobne. Proszę was jednak o pełną dyskrecję. Niech nikt nie podejmuje żadnych działań bez konsultacji z zespołem.

 

– Zgadzam się – przyznała Elizabeth – i osobiście bardzo skłaniam się do teorii o reinkarnacji, choć wiem, że brzmi to absurdalnie. Ale jej obrazy i to, co zaczęła wykrzykiwać jest zbyt realistyczne. No i to, że twierdzi, że nazywa się Jana Danielle.

 

– Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale uważam, że powinniśmy dać sobie jeszcze tydzień. A jeśli nic z tego nie wyniknie, zaproponuję Coustowom ponowny seans hipnozy.

 

– Ok. Ty tu jesteś szefem Chris. Zrobisz jak uważasz. Ale jak w międzyczasie lub w hipnozie wyjdzie coś, co może obciążyć jej rodzinę, to musimy to zgłosić na policję – nie ustępowała psycholog.

 

– Zgadzam się. Macie moje słowo.

 

Kolejna noc okazała się prawdziwą sensacją. Około pierwszej pięćdziesiąt mała Marcie stanęła przed pulpitem pielęgniarki dyżurującej.

 

– Zbliża się pełnia, czy Wielki Moderator jest już w Gnieździe –spokojnie zapytała Marcie.

 

– Kochanie, nie możesz zasnąć. Chodź zaprowadzę cię do łóżka – rutynowo odpowiedziała dyżurująca kobieta.

 

– Nie chcę do łóżka. Powiedz mi czy wyznaczono już dziewczyny do rytuału i na agapę.

 

– O czym ty mówisz dziecko – zaniepokoiła się pielęgniarka.

 

– Mam okres płodny, nie chcę zajść w ciążę i urodzić im dziecka. Pomóż mi, proszę.

 

– Marcie, czy ty śpisz. Maleńka widzisz mnie.

 

Jednak dziewczynka nie reagowała na słowa kierowane do niej. Pielęgniarka przez intercom wezwała lekarza. Sama przykucnęła przed małą pacjentką.

 

– Marcie spójrz na mnie. Wiesz gdzie jesteś?

 

– Dlaczego tak mnie nazywasz?– tym razem zareagowała – Jestem Jana Danielle. Jesteśmy w Gnieździe. Dzisiaj jest pełnia.

 

– Kochanie jesteś w szpitalu.

 

– Jesteś głupia. To nie szpital. Zabierz mnie stąd. Nie chcę tu być. Wolę już zajść w ciążę. Słyszysz zabierz mnie stąd. Nie mogę tu zostać. Mój szczeniak jeszcze nie dorósł.

 

W tym momencie pojawił się lekarz dyżurujący.

 

– Co się dzieje, co ona tu robi?

 

Na dźwięk męskiego głosu Marcie upadła i zaczęła histerycznie krzyczeć jak w początkowej fazie koszmarów.

Koniec

Komentarze

Kilka minut później nieprzytomny nafciarz, z ostrym zawałem serca, był już w drodze na oddział intensywnej terapii. -> niepotrzebne przecinki

Coustowowie, następnego dnia, poranne godziny spędzili na oddziale kardiologii by dowiedzieć się, że kryzys został zażegnany i Budowi, raczej, nic nie zagraża, na ten moment. -> później w tekście odmieniając wyrazy obce, piszesz: XXX'owie, pisz wiec konsekwentnie. Dodatkowo powalony szyk zdania, niepotrzebne przecinki

Sami już nie wiemy, co jest lepsze, czy kiedy Marcie malowała te makabryczne rysunki, czy teraz, gdy ma te koszmary nocne -> na mój gust przed drugim "czy" niepotrzebny przecinek

- Doktorze, zaczynamy się o nią poważnie martwić – wyraziła swoje zaniepokojenie matka dziewznczynki -> literówka

Dziewczynka nadal śniła koszmary, lecz tym razem, to nie był tylko dziki krzyk połączony z konwulsjami. -> przecinek... zasadniczo służą do oddzielania części zdania, tzn. tych z orzeczeniami, tutaj jest niepotrzebny.

ostro protestowała, na bierność szefa, psycholog Elisabeth Turner -> again

Tak małe dziecko, nie mogła tego sobie wymyślić. -> dziwne zdanie, jeśli już: "To tak małe dziecko" albo "Tak małe dziecko nie mogło..."

Na tę chwilę przyjmujemy wszystkie założenia, jako prawdopodobne. -> przecinek...

No i to, że twierdzi, że nazywa się Jana Danielle. -> nieładnie

- Zbliża się pełnia, czy Wielki Moderator jest już w Gnieździe –spokojnie zapytała Marcie. -> zapomniałaś o pytajniku i spacji

- Marcie, czy ty śpisz. Maleńka widzisz mnie. -> coś pozapominałaś, ale nie wiem o co ci chodziło

- Dlaczego tak mnie nazywasz?- tym razem zareagowała -> spacja

Staraj się unikać powtórzeń typu: to, jakieś etc.

O fabule nic nie mówię, bo nie czytałem wcześniejszych części. Zaprzyjaźnij się z zasadami interpunkcji, proszę :) Pozdro

Byłem, przeczytałem. Uważam, że powinieneś wrzucić dalszy ciąg za jednym razem, gdy już całość będzie gotowa.

 

Pozdrawiam.

.....hehehe .... cóż wychodzi na jaw moja grafomania. nie jestem asem w tej dziedzinie. Po prostu zapisuję to co mi w głowie huczy. Maja nadprzecinkowość wynika z czasów szkoły średniej, gdzie nie używałem znaków interpunkcyjnych wogóle... hehehe i nigdy nie zamykalem zdania z orzeczeniem. Często używałem wtrąceń, które kazano mi akcentować przecinkiem. Nie jestem pisarzem, więc wybaczcie mi moją ignorancje w tej kwestii. Dziękuję jednak za każdą uwagę.

Chciałbym wrzucić całość, nawet w tej wersji szkicowej, ale wolno mi tylko do 50%. więc jeszcze kilka rozdziałów zamieszczę. Po XIII rozdziale muszę zaprzestać.  Obiecuję w zamian coś lepszego...

wcześniej zacząłem pisac poezję a tam hulaj dusza... i teraz mi się przenosi... hehehe ... stawiam, gdzie nie trzeba. Nie stawiam, gdzie trzeba... hehehe (przecinki oczywiście). 

Pisz, pisz.

pozdrawiam.

I po co to było?

Nowa Fantastyka