- Opowiadanie: Luci - Gra o czas

Gra o czas

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Gra o czas

Ciemne uliczki wielkich miast są wspaniałym miejscem dla grzesznych kobiet. Niektórzy powiedzieliby jednak, że jej przewinienia były wyższej kategorii.

 

Miała na sobie czarny, skórzany płaszcz, sięgający kostek, który ociekał jasnoczerwonym płynem. W powietrzu zaczął się już unosić metaliczny zapach krwi, będący niemalże afrodyzjakiem dla jej nozdrzy. Stała tak patrząc na swą ofiarę, ciesząc oczy tym makabrycznym widokiem. Ściana przed nią była cała obryzgana krwią, a na ziemi leżał martwy mężczyzna z rozpłatanym gardłem i wnętrznościami wylewającymi się z ogromnego brzucha. Dziewczyna podniosła swoją lewą rękę, w której dzierżyła narzędzie zbrodni i zaczęła starannie je wylizywać. Ciepły płyn rozchodził się po jej podniebieniu doprowadzając ją do orgazmu. Kiedy w końcu uznała, że tasak jest wystarczająco czysty schowała go do wewnętrznej kieszeni płaszcza i uśmiechnęła się z satysfakcją. Zanim odeszła w swoją stronę schyliła się jeszcze nad mężczyzną i ucałowała go w policzek dziękując za udany wieczór.

 

 

 

Drobna postać weszła do kościoła i przeżegnała się na samym wstępie. Skręciła w lewo i idąc między potężnymi filarami rozglądała się nerwowo. Jej wzrok jak zawsze spoczął na drodze krzyżowej i wizerunku Jezusa przybijanego do krzyża. Z nieukrywanym zawodem stwierdziła, że jest to mało realistyczny obraz. Wiedziała przecież, że przybijany człowiek wyrywałby się, skomlał, a przede wszystkim krwawił. Oderwała od niego wzrok dopiero, kiedy zbliżyła się do konfesjonału. Uklęknęła, zbliżyła twarz do krat, zniżyła głos i zaczęła swoją spowiedź.

 

– Niech będzie pochwalony.

 

– Pochwalony moje dziecko.

 

– Ojcze, ja… znowu zgrzeszyłam.

 

– Rozmawialiśmy przecież o tym ostatnio. Miałaś już więcej tego nie robić.

 

– Ale to jest silniejsze ode mnie. Kiedy wychodzę na ulicę i widzę jakiegoś mężczyznę to nie mogę się oprzeć… wiem, że to jest złe i nie powinnam tego robić, a mimo to nie potrafię inaczej.

 

– Rozumiem, że twoje jakby to powiedzieć? Żądze, tak to dobre słowo, są bardzo mocno rozbudzone, ale powinnaś się starać kontrolować i powstrzymywać. To nie jest dobre, a bóg dając nam możliwość grzechu, chciał byśmy sami nauczyli się z nim walczyć. Musisz nauczyć się kontroli nad swoimi pierwotnymi instynktami. Inaczej nie będziesz mogła pójść ścieżką jaką sobie dawno obrałaś.

 

– Wiem Ojcze.

 

– Sama wiedza nie wystarczy. Jeśli rzeczywiście chcesz wstąpić do klasztoru musisz pozbyć się cielesnych żądzy. Wiem po sobie, że jest to ciężkie do osiągnięcia, ale możliwe.

 

Kobieta westchnęła ze znużenia. Czemu nie mógł jej zrozumieć, tylko znowu pouczać? Nie lubiła tego.

 

– Ja naprawdę nie chcę tego robić i wiem, że to grzech śmiertelny, ale ty nawet nie wiesz jakie to trudne. Za każdym razem czuję jak coś w środku, we mnie, aż krzyczy, każe mi to robić. Ja już nie mam siły by to kontrolować, po prostu poddaję się tej dziwnej sile, która jest we mnie. Nie zmyślam. Tak naprawdę jest. Czuję, że dzieje się ze mną coś dziwnego i nie mogę już z tym walczyć…

 

– Dziecko, wymówki tutaj nie pomogą. Rozumiem, że może być ci wstyd za to co robisz, ale nie powinnaś szukać jakichś dziwnych wyjaśnień. Musisz się pogodzić z tym, że masz pewien problem i starać się go rozwiązać.

 

– Ja nie zmyślam! – Wrzasnęła uderzając pięścią o konfesjonał.

 

– Mario spokojnie. Nie jesteś sama. Jest wiele kobiet z podobnym problemem do twojego, jednak to, że jesteś… panią do towarzystwa nie zmienia faktu, że możesz znaleźć sobie inny sposób na życie.

 

– Nie jestem żadną dziwką do cholery! – Warknęła.

 

Jak ten ksiądz w ogóle śmiał pomyśleć, że upadła tak nisko? Jak mógł myśleć o niej w taki sposób? Myślała, że chociaż on ją zrozumie i pomoże jej dźwigać to brzemię. Tymczasem przez cały ten czas odkąd do niego przychodziła myślał, że jest zwykłą, sprzedajną kurwą. W tym momencie cały szacunek jaki do niego czuła uleciał z niej. Siedziała tak trzęsąc się ze wzrastającej złości i coraz bardziej nerwowo zaciskając palce na torebce.

 

– Nie? – Zdziwił się ksiądz. – Przecież cały czas mówiłaś, że wieczorem wychodzisz na ulicę, nie możesz się oprzeć na widok mężczyzny i tak dalej. Przepraszam, że cię uraziłem, ale tylko to przyszło mi na myśl… Co zatem robisz nocami, jeśli mogę spytać moje dziecko?

 

– Chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz żebym ci to powiedziała? A może mam ci pokazać co?

 

– Nie trzeba, wystarczy jak mi powiesz.

 

Po tych słowach Maria wstała od konfesjonału, Podeszła do drzwiczek i otworzyła je. Był to pierwszy raz kiedy ksiądz Adrian zobaczył w całej okazałości jej twarz pokrytą licznymi bliznami. W jej oczach dojrzał błysk szaleństwa i przeraził się. Serce zaczęło mu pędzić jak oszalałe, ręce spociły się, a nogi mu drżały.

 

– Ma… Mario. – Wyszeptał niemalże błagalnie. – Uspokój się.

 

Dziewczyna jednak nie posłuchała. Nachyliła się nad jego uchem i zaczęła złowieszczo szeptać wmurowując tym samym biednego księdza w jego siedzenie.

 

– Zabijam, zabijałam i będę zabijać nadal. A wiesz czemu? Bo to cudowne uczucie, które daje mi władze nad losem tych żałosnych debili. Mogę wybrać sposób w jaki zginą, czy będzie to bolesne, czy też nie. Zobaczyć strach malujący się w ich oczach, usłyszeć jęki i błagania o litość. Myślą, że są tacy silni i wspaniali, że mogą zrobić co zechcą i z kim zechcą, a na końcu okazuję się, że nie mają za grosz odwagi, są żałośni i pozbawieni godności. Lubię widok ich zmasakrowanych ciał, metaliczny posmak ciepłej krwi w ustach i tą satysfakcję, że dzięki mnie tych debili jest coraz mniej.

 

Maria odsunęła się od księdza i spojrzała na niego uśmiechając się szyderczo. Trząsł się ze strachu, a to tylko dodatkowo ją prowokowało i posuwało dalej do przodu.

 

– Czyżbyś się mnie bał ojczulku? – Zapytała niewinnie. – Wiesz co ci powiem? Wyglądasz teraz jak ci wszyscy mężczyźni, w chwili gdy zrozumieli, że to już ich koniec.

 

Do jej nozdrzy doleciał specyficzny zapach uryny. Spojrzała na niego z nieukrywanym rozbawieniem i prychnęła śmiechem.

 

– Boże… nawet twoi kapłani są tacy żałośni. – Poklepała jeszcze tylko księdza po policzku poczym odwróciła się i zaczęła oddalać.

 

– Do miłego ojczulku. – Rzuciła jeszcze tylko na odchodnym.

 

Ksiądz trząsł się w konfesjonale jeszcze dłuższy czas bojąc się podnieść i kiedy już miał wstać usłyszał czyjeś kroki. Usiadł zatem z powrotem i czekał na spowiednika.

 

– Zapomniałam torebki. – Usłyszał tylko znajomy szept, a następnie odgłos otwieranego zamka.

 

Kobieta otworzyła swoją małą torebeczkę i zaczęła w niej szperać bez zbytniego pośpiechu. Wyjęła z niej niewielki przedmiot i uśmiechnęła się drapieżnie. Uśmiech nie spełzł jej z twarzy nawet wówczas, gdy ksiądz wyleciał pośpiesznie z konfesjonału. Dogoniła bez zbytniego problemu przerażonego mężczyznę i przewaliła na ziemię. Ksiądz zaskomlał z przerażenia i próbował się podnieść jednak wtedy Maria stanęła przed nim.

 

– Szkoda, że nie wzięłam ze sobą tasaka. No cóż… pilniczek będzie musiał wystarczyć.– Powiedziała głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, poczym bez dłuższych przeciągań pokazała mu przedmiot trzymany w ręce.

 

Trzema szybkimi ruchami ręki wbiła w przerażonego księdza narzędzie. Najpierw w oczy, a następnie w krtań. Ksiądz zaczął się krztusić umierając powolnie i boleśnie. Tym czasem Maria kucnęła przy nim, niczym małe ciekawskie dziecko, które pierwszy raz zobaczyło żuczka spacerującego powolnie przez leśny mech, obserwując z niezwykłym skupieniem jego zmieniającą się mimikę twarzy. Patrzyła na rozbabrane gałki oczne, z których zaczęło wyciekać nieśpiesznie białko, krew powolnie ściekającą mu z kącika ust i w tym momencie poczuła się wolna od wszelkich trosk i zmartwień.

 

 

 

W jednym z biurowców położonych najgłębiej w stolicy świata mieści się pewien apartament, do którego wstęp mają tylko dwie osoby. Znajduję się tam niewielka sala telewizyjna, w której mieszczą się dwa fotele, barek, kominek z wiecznie płonącym weń ogniem i oczywiście duża plazma. Na ścianach wesoło tańczą cienie rzucane przez nikłe, kominkowe światło, a w powietrzu roznosi się duszący, cygarowy dym. Miejsca przed telewizorem zajmuje dwóch mężczyzn będących swoim lustrzanym odbiciem. Odróżnia ich tylko stój i sposób picia whisky.

 

Jeden z nich ubrany w kremowy, elegancki garnitur z wyraźnym rozeźleniem pstryknął palcem i wyłączył ekran.

 

– Cholera! Znowu wygrałeś. – Burknął poirytowany. – Na prawdę nie wiem jak ty to robisz. Myślałem że wybrałem tym razem dobrą osobę.

 

– Ta dziewczyna miała w sobie wiele dobra.

 

– I co z tego, skoro w końcu poddała się żądzy mordu, którą w niej rozpaliłeś.

 

– Owszem, ale to było prawdziwe wyzwanie. Włożyłem w nią wiele starań, by odwróciła się od ciebie drogi przyjacielu. Wygranie zajęło mi wiele czasu, jednak muszę ci powiedzieć, że obserwowanie tego jak się zmienia było czystą przyjemnością. Pamiętasz jak na samym wstępie powiedziałeś, że mi się nie uda jej sprowadzić na złą drogę ponieważ kocha ciebie jak mało kto?

 

– Pamiętam. Naprawdę myślałem, że się nie ugnie. W końcu tyle przeszła. Najpierw straciła rodziców, a potem trafiła do sierocińca. Tylko w rozmowach ze mną i tym księdzem znajdywała ukojenie. Chciała iść nawet do klasztoru, a przez ciebie straciłem… chyba, że nagniemy jednak reguły gry i pobawimy się z nią jeszcze trochę.

 

– Nie ma mowy. Umowa to umowa. Sam przecież powiedziałeś, że jeśli założy habit tak jak wcześniej planowała, to wygrasz. Natomiast jeśli podniesie rękę na któregoś z twoich kapłanów dając tym sposobem dowód na to, że kościół przestał mieć dla niej jakąś wyższą wartość, to ja wygram.

 

– No wiem, ale naprawdę myślałem, że go nie zabije. Był jej powiernikiem i w pewnym sensie przyjacielem.

 

– Wiesz co ci powiem? Jesteś zbyt naiwny. W ludziach istnieje pierwiastek dobra, to prawda, ale wystarczy im wskazać inny kierunek, często bardziej mroczny przez co nabiera też pikanterii, a zapomną o swoich wcześniejszych idealistycznych gadkach. A wiesz dlaczego? Bo zło spowija gęsta mgła, a ludzka ciekawość nie zna granic. Kiedy zanurzą się w tej mgle, oślepną, co otworzy drogę ich instynktom i innym zmysłom. Nawet jeżeli z początku będą się opierać to i tak w końcu się poddadzą.

 

– No i właśnie tego nie rozumiem. Dlaczego?

 

– Oj mój głuptasku. To oczywiste. Adrenalina, strach, pożądanie, władza… to coś czego ty im nie zapewnisz, dlatego to ja zazwyczaj wygrywam.

 

Bóg wyraźnie się zasępił. Nie spodziewał się usłyszeć takiej odpowiedzi, a ta nie przypadła mu do gustu.

 

– Wracając do celu naszego spotkania… jak ta mała miała na imię? – Zagaił Szatan.

 

– Maria.

 

– No tak. A zatem ile lat miała żyć pierwotnie nasza sierotka Marysia?

 

– Bodajże 66.

 

– Cóż za zbieg okoliczności. – Ucieszył się Szatan. – Zatem zabieram jej ten czas.

 

– Tak, tak. – Machnął ręką zrezygnowany Bóg i dokończył swoją szklaneczkę whisky.

 

Odkąd pamiętał zawsze grał ze swoim najlepszym i zarazem jedynym przyjacielem w tą grę. Hazard był ich ulubioną rozrywką, a najwyższą z możliwych stawek mógł być tylko świat. Władza nad światem była bowiem jedynym czego pożądali. Czemu jednak mieli by o nią zaciekle walczyć, narażając tym samym na szwank swoją wieloletnią przyjaźń. Zdecydowanie ciekawsze było bawienie się ludźmi i wykorzystywanie ich czasu dla własnych korzyści. Ludzie byli zwykłymi narzędziami w ich rękach, zabawkami i wyznacznikiem władzy. Wygrany zyskiwał czas danej osoby, co tym samym łączyło się z długością jego panowania. Kiedy zaś minął termin ludzkiego życia, a jego czas dobiegł końca, rządy jednego z nich kończyły się i gra zaczynała się od nowa.

 

Rozmyślania przerwał mu Szatan, który wstał ze swojego fotela zacierając ręce.

 

– Czas się zbierać. Świat wzywa swego nowego władcę. – Spojrzał z nutką rozbawienia na zrezygnowanego Boga i dodał. – Ty tym czasem możesz tu sobie posiedzieć i popatrzeć na moje poczynania. Masz… – Pstryknął palcem włączając telewizor. – … pooglądaj sobie jak wywołuję kolejną rzeź.

 

Po tych słowach zniknął, zostawiając swojego przyjaciela niedoli z napoczętą butelką i pudełkiem cygar.

Koniec

Komentarze

Nienajlepiej napisane, ale czego ja się czepiam? Sam nie jestem królem jeśli chodzi o warsztat :P

Toteż odniosę sie raczej do fabuły.

Jeżeli nazywasz bochaterów Bogiem i Szatanem, to z założenia nawiązujesz do wiaty chrześcijańskiej, czyli (już nie wnikam, czy mogą, czy nie mogą się przyjaźnić) jeden jest bezwarunkowo zły (tu ok), ale drugi bezwarunkowo dobry. Bóg nie może zajmować się grą o ludzkie życie i nie może być ono dla niego całkowicie obojętne, bo nie rużni się znacząco od Szatana. Poza tym jako stwórca, nie powinien mieć rozterek typu: dlaczego sierotka marysia jest zła. I dlaczego był przekonany, że skoro straciła rodziców i wychowywała się w sierocińcu, to powinna być bogobojna? To nie trzyma się kupy :/

Pozdrawiam :D

Z ciekawości zajrzałem do twojego pierwszego tekstu (zostawiłem komentarz) i stwierdzam, że był lepszy :( ale widać jest nad czym pracosać, więc się nie poddawaj!

Dziewczyna podniosła swoją lewą rękę, w której dzierżyła narzędzie zbrodni i zaczęła starannie je wylizywać. – wystarczyło napisać lewą rękę, w której dzierżyła (…), to już świadczy, że to jej ręka.

Oderwała od niego wzrok dopiero, kiedy zbliżyła się do konfesjonału.dopiero wtedy, kiedy/gdy (…) lub dopiero w momencie, w którym (…);

- Rozumiem, że twoje jakby to powiedzieć? Żądze, tak to dobre słowo, są bardzo mocno rozbudzone, ale powinnaś się starać kontrolować i powstrzymywać. – chciałaś zastosować zdanie wtrącone, ale Ci nie wyszło. Pierwsze zdanie nie powinno mieć nic wspólnego z pytaniem, nawet jeśli podmiot wypowiadający je zadaje pytanie sam sobie. Powinno to wyglądać tak: Rozumiem, że twoje, jakby to powiedzieć… żądze, tak to dobre słowo, są (…)

- Inaczej nie będziesz mogła pójść ścieżką jaką sobie dawno obrałaś. – nie jestem do końca przekonany a propos tego obrania ścieżki. Wydaje mi się, że obrać można kierunek, a nie ścieżkę. Ścieżkę można raczej wybrać (wtedy zaimek sobie jest zbędny). To jednak moja subiektywna opinia.

- Ja już nie mam siły by to kontrolować, po prostu poddaję się tej dziwnej sile, która jest we mnie. – przed by powinien stać przecinek.

- Mario spokojnie. – po Marii powinien stać przecinek.

Co zatem robisz nocami, jeśli mogę spytać moje dziecko? – po spytać powinien stać przecinek.

Był to pierwszy raz kiedy ksiądz Adrian zobaczył w całej okazałości jej twarz pokrytą licznymi bliznami. – po raz powinien stać przecinek.

Serce zaczęło mu pędzić jak oszalałe, ręce spociły się, a nogi mu drżały.ten drugi zaimek mu nie jest potrzebny. Jeden w zupełności by wystarczył.

Myślą, że są tacy silni i wspaniali, że mogą zrobić co zechcą i z kim zechcą, a na końcu okazuję się, że nie mają za grosz odwagi, są żałośni i pozbawieni godności. Lubię widok ich zmasakrowanych ciał, metaliczny posmak ciepłej krwi w ustach i tą satysfakcję, że dzięki mnie tych debili jest coraz mniej. okazuje się; zawsze będę się upierał przy wersji stosowania zaimka w bierniku – kobietę, satysfakcję, książkę, herbatę.

- Czyżbyś się mnie bał ojczulku? - Zapytała niewinnie.zapytała powinno być małą literą

Spojrzała na niego z nieukrywanym rozbawieniem i prychnęła śmiechem. – chyba parsknęła śmiechem.

Poklepała jeszcze tylko księdza po policzku poczym odwróciła się i zaczęła oddalać. – powinno być po czym

- Do miłego ojczulku. – Rzuciła jeszcze tylko na odchodnym.rzuciła powinno być małą literą.

Ksiądz trząsł się w konfesjonale jeszcze dłuższy czas bojąc się podnieść i kiedy już miał wstać usłyszał czyjeś kroki. – trząsł się jeszcze długi czas; po słowie wstać powinien stać przecinek

Dogoniła bez zbytniego problemu przerażonego mężczyznę i przewaliła na ziemię. – zapewne chodziło o to, że go powaliła na ziemię.

Ksiądz zaskomlał z przerażenia i próbował się podnieść jednak wtedy Maria stanęła przed nim. – przed jednak powinien stać przecinek.

- Szkoda, że nie wzięłam ze sobą tasaka. No cóż… pilniczek będzie musiał wystarczyć.–Powiedziała głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, poczym bez dłuższych przeciągań pokazała mu przedmiot trzymany w ręce. – wkradł Ci się brak spacji po wystarczyć; poza tym powiedziała powinno być małą literą; powinno być po czym; nie wiem, co to są przeciągania, ale z kontekstu zdania wnioskuję, że powinno tam być po czym bez ociągania pokazała (…)

Znajduję się tam niewielka sala telewizyjna (…) – znajduje się

Odróżnia ich tylko stój i sposób picia whisky. – chodziło pewnie o strój.

Pamiętasz jak na samym wstępie powiedziałeś, że mi się nie uda jej sprowadzić na złą drogę ponieważ kocha ciebie jak mało kto? – przed ponieważ powinien stać przecinek

Odkąd pamiętał zawsze grał ze swoim najlepszym i zarazem jedynym przyjacielem w tą grę. – w grę.

Czemu jednak mieli by o nią zaciekle walczyć (…) mieliby

Po tych słowach zniknął, zostawiając swojego przyjaciela niedoli z napoczętą butelką i pudełkiem cygar. – nie wiem za bardzo, co ma oznaczać zwrot przyjaciel niedoli.

Tyle ode mnie jeśli chodzi o poprawność tekstu. Jeśli chodzi o fabułę, nawiążę trochę do tego, co napisał kudłacz. Szatan jest bezwarunkowo zły, ale Bóg powinien być dobry. Pomijając to, że ulega wpływom używek, zajmuje się również hazardem, który przecież jest grzechem, a Bóg nie może grzeszyć. Przyjaźń między Bogiem, a Szatanem? Nie przemawia to do mnie - rywalizacja, chęć przezwyciężenia drugiego - w porządku, ale przyjaźń zdecydowane nie. I ostatnia kwestia: Bóg jest wszechwiedzący. Zatem, nawet jeśli pozostawia człowiekowi wolną wolę, to w Twoim tekście jest on trochę jak jakiś idiota, któremu Szatan musi wyjaśniać zasady gry. Bóg i Szatan na mój gust są strasznie niewyraźni w tym tekście, mało błyskotliwi. Ich dialog natomiast jest sztywny i pozbawiony większego sensu.

O ile pierwsze części tekstu są, moim skromnym zdaniem, dobre, koniec jest pisany na szybko (a przynajmniej na taki wygląda). Początek mroczny, utrzymany w fajnym klimacie, koniec spalony. Spowiedź trochę przegadana, ale da się przeżyć.

Tyle ode mnie. Życzę powodzenia :)

M.

To tak:

podniosła swoją lewą rękę - swoją jest zbędne. Wiadomo.

Drobna postać weszła do kościoła i przeżegnała się na samym wstępiena samym progu, przy samym wejściu lepiej.

Oderwała od niego wzrok dopiero, kiedy zbliżyła się do konfesjonału. - gdy.

 Rozumiem, że twoje jakby to powiedzieć? Żądze, tak to dobre słowo, są bardzo mocno rozbudzone, ale powinnaś się starać kontrolować i powstrzymywać - zastosowałabym wielokropki, tam gdzie ksiądz robi pauzy, zastanawia się.

Czemu nie mógł jej zrozumieć, tylko znowu pouczać? - pouczał.

Ja już nie mam siły by to kontrolować, po prostu poddaję się tej dziwnej sile, która jest we mnie. - siła i siła. Niby dialog, ale wygląda słabo.

Serce zaczęło mu pędzić jak oszalałe - serce nie pędzi.

 Dogoniła bez zbytniego problemu przerażonego mężczyznę i przewaliła na ziemię. - uhh... przewalać można ziemię łopatą. I brzydki szyk.

 poczym bez dłuższych przeciągań pokazała mu przedmiot trzymany w ręce. - po czym.

Brakuje sporo przecinków, w niektórych zdaniach składnia kuleje i są błędy w zapisie dialogów.

Ale generalnie czyta się dobrze. Trochę to wstrętne, ale mimo wszystko dość ciekawe. Motyw zakładu Boga z szatanem przedstawiony jakoś nietypowo... powiedziałabym nawet bardziej kontrowersyjnie. Ale mi się podobało.


Spowiednik to ksiądz w konfesjonale, klient to penitent,.

Zgadzam się z przedmówcami. Bóg przedstawiony jako dobrotliwy, nieporadny staruszek to nie bóg tylko jakaś nieudolna imitacja (wystrzegam się słowa popierdułka), raczej nie byłby zdolny wypędzić Lucyfera z "nieba", a taka jest geneza powstania szatana.

Bardziej podoba mi się wersja z księgi hioba, gdzie szatan kusi ludzi, gdzy ci dadzą się skusić on biegnie do Boga i mówi: widzisz Ty o nich dbasz, a ci są tacy niewdzięczni. Badziej prawdopodobny jest równoważny dialog między Michałem Archaniołem i Lucyferem - w niebianskiej hierarhii byli równorzędni.

Swoją drogą Michał A. to bardzo ciekawa postać Lucyfer podobno namawiał go do wspólnego działania i podejrzewam, że oferta nadal jest aktualna co może być temtem bardzo intrygującego opka. 

Hm... przez was zacznę się zastanawiać nad napisaniem opka z ewangelicznymi bohaterami...

Akurat ja nie uważam, że Boga trzeba przedstawić jako dobrego. To, że się nawiązuje do jakiejś określonej religii, nie zawsze znaczy, że trzeba się z nią zgadzać. Na pewno jednak Boga trzeba zrobić bardziej inteligentnego, a nie niezorientowanego w sytuacji. Wizja Boga i Szatana - obu ogarniętych żądzą władzy i bawiących się ludźmi - jest ciekawa.

Ostatniemu fragmentowi przydałaby się poprawka, bo jakoś mało przekonująco brzmią te dialogi (m. in. z powodu wspomnianej nieogarniętości Boga). Może dałoby się pogłębić rys psychologiczny obu tych postaci, bo to według mnie ma potencjał. I chyba trochę za dużo wyjaśniasz wprost. Z jednej strony przydałoby się więcej zostawić do domyślenia, choć z drugiej ktoś może nie zrozumieć takich niedomówień. To zawsze ciężka decyzja.

Ogolnie mi się podobało. Część mordercza mniej, bo nie bardzo lubię krwawe opisy, za to koncówka o wiele bardziej.

Pozdrawiam!

Jasne, że Boga nie konieczne trzeba przedstawić jako dobrego - ale jeżeli decydujemy się na księdza i konfesjonał to dość wyrażnie sugeruje, że wybieramy Boga katolickiego, więc warto się z nim zapoznać zanim o nim się napisze

Pewnie, że nawiązując do jakiejś religi nie trzeba się z nią zgadzać, ale jeżeli pisałbym coś o muzułmanach czy buddystach to nie chciałbym robić rażących błędów dogmatycznych czy teologicznych. 

No ale tutaj autor może miał na myśli jakiegoś lokalnego boga.

Też raczej nie pisałbym o Buddzie wymachującym karabinem albo o Szatanie ratującym głodne dzieci w Afryce. Mimo fantastyczności tekstu odczuwałbym ewidentny zgryz rzeczowy...

Zaczęłam z nadzieją, że to jednak parodia. No i klops.

Fakt, dialog Boga z Szatanem wypadł słabo, zresztą przestałam już liczyć, ile było ich na tej stronie. Ciągle czekam na taki, który mnie zaskoczy pozytywnie. Niestety, to nie był ten.

Temat wałkowany już miliardy razy. Twój nie jest ani oryginalny, ani ciekawy, ani dobrze napisany. Życzę więcej szczęścia następnym razem.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka