- Opowiadanie: Nowa - Sen Nocy Letniej

Sen Nocy Letniej

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sen Nocy Letniej

Anna obudziła się zlana potem. Ciężko oddychając, podciągnęła ciało do góry, opierając plecy o przyjemnie chłodny stary piec kaflowy. Podsunęła pod brodę kolana wraz z mokrą od potu kołdrą. Rozejrzała się po pokoju. Była noc, choć księżyc, poprzez zawieszone na karniszu stare prześcieradło, niezdarnie imitujące zasłonę, dyskretnie oświetlał wybrane partie pomieszczenia. Uspokoiło to Annę i pozwoliło wyrównać oddech. Raz – dwa, raz – dwa, raz – dwa. Na wprost okno i wielki parapet, po lewej szafka z materiałami malarskimi, puszka z farbą, słoik z pędzlami; na prawo sztaluga z naciągniętym płótnem, pudła z gratami i drewniany kufel z wizerunkiem Che. Na surowej podłodze z PCV rozrzucone puste kartony po sokach, dwa kieliszki po winie, zużyta prezerwatywa. I on. Leżący obok niej na dmuchanym materacu. Miarowy oddech. Raz – dwa, raz – dwa, raz – dwa. Anna przypomniała sobie. „Byliśmy tu, dzisiejszej nocy. To nasze kieliszki, nasz pokój, pozostałości po naszym wieczorze”.

 

Poczuła, jak mięśnie na karku rozluźniają się, niepokój i lęk ustępują. Spokój. Otarłszy koniuszkiem nieświeżej kołdry ostatnią kroplę potu z czoła, położyła się obok niego na brzuchu, objęła udem jego ciało, zanurzyła nos we włosach, powąchała, by upewnić się ostatecznie, iż jest to ten sam, znajomy zapach. Zapach bezpieczeństwa oraz papierosów. Zamknęła powieki, powierciła się trochę niczym kociak moszcząc posłanie do snu i wyszeptała:

 

– Ufff, znowu się udało.

 

Ten sen prześladuje ją odkąd pamięta;

 

Jest rok 1929. Czarny Czwartek, okres wielkiego krachu na Nowojorskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Jej pradziad, główny specjalista sekcji finansowej, traci posadę. Po tym wydarzeniu całą rodziną, wraz z noszoną w łonie matką Anny, zmuszeni są przenieść się do Europy, do zielonej, rolniczej Irandii. Pakują dorobek życia, wsiadają na luksusowy prom, mający ich zawieźć w nieznane. Nie wiedzą, co ich czeka. Są zupełnie nieświadomi miejsca, do którego płyną, klimatu, jaki tam panuje, mieszkańców tamtejszych terenów, tubylców. Wiedzieli tylko tyle, co rządowi chcieli aby wiedzieli, co imputowali im przez cały okres przeprowadzki oraz wcześniej, na licznych organizowanych przez jej babkę spotkaniach, obiadach i bankietach. Wiedzieli, że czeka na nich egzotyka i swojska afirmacja życia. Spakowali walizki, pojechali do doku, postawili stopę na wielkim parowcu 'Hopefully', symbolu cywilizacji, potęgi geniuszu ludzkiego rzemiosła. Granicy łączącej ląd stały i bezmiar oceanu. Jako obserwator, Anna patrzy z góry na sytuację i wtedy po raz pierwszy czuje swoją zdolność do przeczuwania nadchodzącej katastrofy, manifestującą się jako nagły przebłysk świadomości, paląca myśl, głęboki ukłon w stronę prawdy, przyszłości, nadchodzącego niewiadomego. Oślepiające światło uderza w jej skronie feerią jasności, intensywności. Ciałem wstrząsa potężna konwulsja. Czuje, jakby traciła w jednej chwili wszystkie zmysły. Na pierwszy ogień poszedł zmysł wzroku, później kolejno wszystkie nerwy. Receptory odmawiają posłuszeństwa, sprawiając, iż ciało robi się giętkie jak silikon, nie przyjmując do siebie żadnego bodźca, żadnej, minimalnej nawet dawki świata zewnętrznego. Anna czuje się jak w próżni, jakby ktoś nagle wyrwał jej spod nóg kawał gruntu i pozbawił przyciągania ziemskiego. Jak balon wypełniony helem.

 

-Tak bardzo się boję, tak bardzo…

Otworzyła oczy. Poczuła na plecach wilogoć. Pod palcami, które splecione były teraz z jego palcami poczuła wzrastający poziom cieczy. Materac, na którym leżeli nasiąkał wodą jak gąbką, robiąc się coraz twardszy i nieprzyjemny. Nie miała odwagi się poruszyć. Leżała z otwartymi oczami zerkając to naprzeciw siebie, to na swoje odkryte teraz stopy, to na niego. Dookoła wzbierała wilgoć. Przez chwilę pomyślała, że pękła skorodowana rura w starej łazience, że zatrzymanej w trakcie prania pralce puściły uszczelki, że wszystko się może zdarzyć w tej starej sześćdziesięcioletniej kamienicy, w której wszystko, oprócz nich, było stare, w której mieszkał on, a w której przebywała tymczasowo i Anna. Wszystko, co da radę wytłumaczyć lub zrozumieć. Drżąc, wytężyła słuch, licząc, iż usłyszy, jak z łazienki lub kuchni dobiega jakiś znajomy dźwięk, usłyszy ich psa chrupiącego suchą karmę czy zamkniętą w klatce papugę. Tylko dlaczego nie mogła się ruszyć?

 

– Spisz? Hej!

 

Zbierając odwagę, szturchnęła go mocno głową.

 

– Spisz?!! Czujesz to? No pytam czy śpisz? Hej!!!

 

Anna stawała się coraz bardziej niespokojna. Miarowy oddech robił się coraz bardziej nerwowy. Powietrze, którym oddychała coraz gęstsze, nozdrza pracowały coraz szybciej, próbując złapać resztki mętniejącego już świeżego powietrza. Anna zaczęła dyszeć. Raz jeszcze próbowała spojrzeć na zalane wodą dłonie, robiąc nadludzki wysiłek by unieść je do góry. Próbowała krzyknąć, lecz z jej piersi wydarł się niemy odgłos. Nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zupełnie jakby była tylko ona, jej ciało, jej lęk i nic poza tym. Chciała go obudzić, upewnić się, że to tylko niesmaczny dowcip ze strony otaczających ich, starych, zardzewiałych przedmiotów, lecz im większe czyniła wysiłki, by on ją usłyszał, tym bardziej zdawała sobie sprawę z przerażającego odkrycia. On jej nie słyszy. On śpi. Została sama.

 

Miała nadzieję, iż koszmarny sen, w którym to znajduje się na ogromnym promie, minął. Wiedziała, że parowiec zatonął, że chwilę po wyruszeniu z portu zderzyli się z wielkim szarym wielorybem, że nikt nie uszedł żywy, że Ci, którzy zdążyli przygotować szalupy do spuszczenia, zostali połknięci przez wielkiego ssaka, oddając ostatnie tchnienie w wielorybich czeluściach. Przeżyć udało się tylko jej, ale była tak wycieńczona próbą ratowania swojej rodziny, nienarodzonej jeszcze matki i tak nieszczęśliwa z porażki, że położyła się na starym, dryfującym maszcie, zamknęła oczy i obudziła dopiero wtedy, gdy wielki, bladoróżowy pelikan, zaskrzeczał nad jej uchem przeraźliwym dźwiękiem.

 

Powoli otworzyła mocno zaciśnięte ze strachu powieki. Rozejrzała sie po pokoju. Na wprost okno i wielki parapet, po lewej szafka z materiałami malarskimi, puszka z farbą, słoik z pędzlami; na prawo sztaluga z naciągniętym płótnem, pudła z gratami i włączony monitor komputera.Na surowej podłodze z PCV brak pustych kartonów po sokach, kieliszków po winie. Na tle okna, częściowo zasłoniętego przez stare prześcieradło, rysowała się jego sylwetka. Powoli docierał do Anny zapach dymu papierosowego oraz dobiegający z ulicy gwar poranka. W ustach poczuła smak wczorajszego wina. Niepewnym ruchem dźwignęła się z posłania do pozycji siedzącej, oparła plecy o chłodny piec kaflowy, przetarła oczy w niedowierzeniu.

 

– Witaj łobuzico, jak się masz? Miałaś straszną gorączkę w nocy.

W ręku trzymał drewniany kufel z wizerunkiem Che.

 

– ….pościel jest cała mokra…

 

– Sięgnęłaś w nocy po butelkę z wodą, zachłysnęłaś się, wiesz, nie chciałem Cię budzić, mamrotałaś coś przez sen o jakimś wielorybie i bladoróżowym pelikanie.

– Idę do sklepu. Potrzebujesz czegoś?

 

Nim wyszedł, zdjął z Anny przemoczoną, nieświeżą pościel, strzepnął, i zawiesił na karniszu przy oknie. Następna pościel, która suszyła się ze snów kolejnej nocy

Koniec

Komentarze

Wiesz co? Wywal ten wstęp, bo niszczy zainteresowanie tekstem. Drugi zarzut, ilość opisanych drobiazgów przytłacza zbędnością.

Trzeci zarzut, prawdopodobnie jesteś wzrokowcem i kinestetykiiem. Dodaj trochę zapachów w opisach otoczenia. Inaczej stają sie dość dwuwymiarowe.

Pomysł ciekawy, ale puenta jest mało czytelna, zapewne przez nadmiar drobiazgowości w opisach.

Tak jest Panie kapitanie, wyrzuciłam początek, choć dla mnie to ciekawa anegdotka o powstaniu:) Jestem "zmysłowcem" ogólnie rzecz biorąc: dotykam, wącham (nie wszystko oczywiście;), smakuję. Ale słuszna uwaga, rozbuduję tę "zmysłowość". dzięki za komentarz Baazyl, serdeczności!

A, drobiazgi wycieła? Zerknij i przetrzep trochę od: "...Naprzeciwko okno i wielki parapet, ...zużyta prezerwatywa. "

Wytnie i przetrzepie jak z biura wyjdzie po zakończonej pracy;-)

Trochę za często się powtarzasz, a gdy nie jest to zamierzone zaśmieca tekst. Poprawić interpunkcję musisz i podobnie jak kolega mówię pousuwaj niepotrzebne pierdoły:) Chyba napisałaś opko i nawet go nie przejrzałaś. Generalnie nie jest tragicznie i nawet mnie zaciekawiło.

Drodzy koledzy/koleżanki, trochę tekst podczyszczę ale nie usunę tego, co jest w nim istotne. Te początkowe i końcowe opisy są powtarzalne ale powtarzalne celowo: Tuż po przebudzeniu Anna nerwowo rozgląda się gdzie jest stąd wylicza w głowie co widzi i rejestruje, pod koniec budzi się i w uldze dostrzega, że jest tam gdzie powinna, bo przedmioty, oprócz usuniętych przez niego z podłogi śmieci, pozostają na swym miejscu. To wszystko jest dla mnie istotne i nie niezbędne. dzięki za komentarze!

wystarczy jeden przedmiot, jakiś ważny, znaczący, a nie kupa śmieci :))))

Ten pokój jest straaaasznie zagracony:)

A mi się podoba. Kompozycja również. Ja też jeśli obudzę się w nocy, to najpierw lustruję rzeczy znajdyjące się przy mnie i w pokoju. Ciekawe. ;P

Dziękuję JulieLovePeace, wiedziałam, że kobieta mnie zrozumie:)choć za nickiem może kryć się oczywiście mężyczna;)

Jest trochę grozy - jest zabawa. Zmysłowości warto dodać, ale w gruncie rzeczy ten tekst ma już swój klimat.
Pozdrawiam. 

Dzięki Jakubie za miłe słowo:)

Nowa Fantastyka