- Opowiadanie: doctorkoza - NIENARODZONE DZIECI - (koniec powieści)

NIENARODZONE DZIECI - (koniec powieści)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

NIENARODZONE DZIECI - (koniec powieści)

Ból. Ostatnimi czasy towarzyszył nekromancie tak często, że ten nie tyle zdążył się do niego niemal przyzwyczaić, co wręcz polubić jego obecność. Ktoś kiedyś przecież powiedział, że jeżeli człowieka coś boli, dobitnie świadczy to o tym, że wciąż żyje.

Aleks czuł teraz, że żyje. Czuł tak mocno, że miał ochotę opętańczo krzyczeć. Głowa, osłabłe mięśnie rąk i nóg, potłuczone ramiona i boki. Przez całe ciało młodzieńca, przelewały się teraz oceany bólu, a każda kolejna wzburzona fala powodowała, że Mistrz Łowów miał teraz tylko jedno pragnienie. Znów pogrążyć się w odmętach nieświadomości. Wtedy niech robią z nim co tylko będzie im się podobać. Niestety tak wyczekiwane kojące dłonie zapomnienia, tym razem nie chciały objąć umysłu nekromanty.

Kolejne sekundy mijały, odmierzane uderzeniami, tłukącego się w piersi serca, a Aleks powoli odzyskiwał pełnię świadomości. Po kolejnej dłuższej chwili nekromanta otworzył zalane krwią oczy. Zawiłe symbole pokrywające kamienną posadzkę, na której leżał, znów pulsowały tym samym trupim blaskiem, który rozbudził się w nich już wcześniej. Teraz jednak dodatkowo, dało się w nim zauważyć jaskrawe, szkarłatne wykwity, które raz za razem zdobiły zawiły ornament.

Mistrz Łowów powoli uniósł się na wyprostowanych ramionach i rozejrzał wkoło. Leżał dokładnie w połowie długości pomieszczenia, w którym przebywał. Po jednej i drugiej jego stronie, przykuci tymi samymi łańcuchami, którymi wcześniej byli spętani, leżeli rozciągnięci Maks i Lydia. Nad każdym z nich stał wampir, uzbrojony w długi, srebrzyście połyskujący nóż. Wreszcie Aleks dostrzegł swojego niedawnego rozmówcę. Akolita stał pod ścianą, na wprost nekromanty. Z jego twarzy zupełnie zniknął kpiący uśmiech, całkowicie przysłonięty ponurą maską sługi Pustki. Ciemnooki na chwilę podniósł wzrok i popatrzył na Mistrza Łowów.

– Zanim umrzesz, miej tą świadomość, że sam zesłałeś na siebie to cierpienie – powiedział chrapliwym, dziwnie zmienionym głosem.

Zaraz potem jego słowa przerodziły się w dziwną, wyśpiewywaną tym samym tonem inwokację. Wzory ścielące się na kamiennej posadzce, natychmiast rozbłysły zdwojonym blaskiem, rażąc oczy nekromanty.

I właśnie w tym momencie w umyśle Aleksa rozszalała się prawdziwa ognista burza. Każde kolejne słowo akolity, ryło głębokie bruzdy pod jego czaszką. Z ust Mistrza Łowów wydobył się przeciągły skowyt bólu, podczas gdy kolejne wersy wypalały się gdzieś głęboko w najdalszych odmętach jego duszy. Każda sekunda zamieniała się w godzinę, wypełnioną cierpieniem, przy którym wspomnienie bólu, jaki trawił jego ciało po odzyskaniu świadomości, zdawał się przyjemną pieszczotą.

Aleks krzyczał. Teraz jego gardło zdawało się, że jest stworzone jedynie do tego. Krzyk nekromanty wypełniał całe, ogromne pomieszczenie. Zdołało go zagłuszyć dopiero potężne magiczne wyładowanie, jakie trzasnęło gdzieś na górze klatki schodowej. Nekromanta natychmiast poczuł, jak szarpiący jego ciało czar uwalnia go ze swoich morderczych objęć. Krzyk, przerodził się w wypełniający całe gardło jęk. Po chwili ciszę, jaka zapadła w podziemiach rozdarła seria z szybkostrzelnej broni.

Zamroczony nekromanta, nie był w stanie ogarnąć całego powstającego zamieszania. Dopiero po chwili uświadomił sobie,ze ktoś stoi zaraz przed nim. Aleks powoli podniósł ociężałą głowę. Akolita stał kilka kroków od niego.

– Trudno mi w to uwierzyć – powiedział tym samym zachrypniętym głosem, którym jeszcze przed chwila wyśpiewywał magiczna inkantację. – Ale najwidoczniej mamy gości.

– Nie było to mądre z ich strony – dodał. – Niemniej mi oszczędzi sporo czasu.

W następnej chwili ciemnooki sługa Pustki zamachnął się i wymierzył nekromancie siarczysty policzek. Aleks jak rażony gromem ponownie zwalił się na zimną kamienną posadzkę. Kolejny raz zmuszając swoje dygoczące z potwornego osłabienia ramiona do posłuszeństwa, nekromanta zastanawiał się ile razy jeszcze przyjdzie mu dzisiaj witać się i żegnać z tą cholerną, zimną, świecącą teraz niczym latarnia kamienną podłogą. Jednak nawet zamroczonemu Mistrzowi Łowów wystarczyło pospiesznie rzucone spojrzenie, aby zrozumiał w jakiej sytuacji się znalazł. W jakiej znaleźli się wszyscy słudzy Cienia.

W istocie nekromanci przybyli na ratunek, teraz jednak Mistrz Łowów nie był pewny, czy było to ich najrozsądniejsze posuniecie. Wszędzie wokół szalało prawdziwe piekło. Aleksowi zdawało się, że to wszystko dzieje się jakby z pominięciem jego osoby. Dziwne uczucie powodowało, że młody mistrz patrząc na zmagania toczone w opuszczonych podziemiach, miał wrażenie jakby oglądał jakiś koszmarny, surrealistyczny film.

Pistolet maszynowy, który dzierżył Justus, pluł błękitnym ogniem. Zawiłe ornamenty runów zdobiących broń płonęły światłem tak jasnym, jakby były utkane z blasku z samego serca gwiazd. Stojący za zniszczonymi balustradami nekromanta ciął przesycone magia powietrze rojem morderczych pocisków.

Zwolnione z oplatającego je czaru łańcuchy, nie były już w stanie utrzymać przebudzonego Maksa. Rozszalały w swej furii transform miotał się pośród rozczłonkowanych ciał ghastów. Jego lśniąca czarna sierść zlana była jasną posoką martwych przeciwników.

Aleks zupełnie mechanicznie, z całkowitym wyłączeniem swojej woli, powoli stanął na nogach. Natychmiast dostrzegł dwa wampiry tkające Szkarłatne Nabożeństwo, nagromadzone pasma krwisto czerwonej mocy, lśniły i falowały wokół nich. Mistrz Łowów wiedział, że musi coś zrobić. Wiedział, że musi przeszkodzić nosferatom, zanim te uwolnią morderczy czar. Nie zdążył. Skatowane ciało, nie było w stanie działać wystarczająco szybko.

Niewielki, obły przedmiot potoczył się od strony schodów, wprost pod nogi dwóch wampirów. Aleks ostatkiem sił, odskoczył do tyłu, przewracając się na ziemię, zanim Alchemiczny Ogień, w jednej, oślepiająco jasnej kuli, pochłonął krwiopijców. Każdy, najdrobniejszy nawet mięsień w ciele Mistrza Łowów wybuchnął prawdziwą eksplozją bólu. Severin pojawił się na klatce schodowej w chwilę później. Jego pałające magią oczy nie były w stanie przysłonić szerokiego uśmiechu, jaki malował się na jego twarzy.

To wszystko jednak nie wystarczało, aby przechylić szale zwycięstwa na stronę nekromantów. Sług Pustki było zbyt wielu. Szalejący chwilę wcześniej Maks, teraz ledwo radził sobie przyparty do muru przez dwa wilkołaki. Biegające wszędzie harty, czające się wampiry i ciemnooki akolita. Zdawało się, że tylko on wystarczył by, aby rozprawić się z nimi wszystkim.

Severin, Sharon i Amelia, cała trójka musiała cofać się pod naporem zaklęć ciemnookiego. Po chwili, także Justus został zmuszony, pospiesznie opuszczać swój dotychczasowy punkt strzelecki. Aleks nie mógł uwierzyć, jaką mocą musi dysponować ten niepozorny zdawało by się mężczyzna. I właśnie w tym momencie sługa Pustki pozwolił zająć się nekromantami swoim poplecznikom, a sam ponownie zwrócił się w stronę półleżącego na ziemi Aleksa. Akolita powoli ruszył w jego stronę. Na jego ustach ponownie zagościł szeroki uśmiech.

– Możesz mi wierzyć, lub nie – powiedział. – Ale nie spodziewałem się, że pójdzie mi z wami tak łatwo.

– Wprost nie mogę uwierzyć, że tak łatwo wszyscy daliście się wciągnąć w pułapkę którą na was zastawiłem – dodał ciemnooki.

– O czym ty mówisz? – Wycharczał nekromanta, przez zaciśnięte gardło.

– O czym mówię? – Roześmiał się stojący przed Aleksem mężczyzna. – O tym, że tak pięknie zagrałeś w przedstawieniu, które pozwoliłem sobie wyreżyserować.

– Bo widzisz nawet ty, chociaż oceniałem cię nieco lepiej, niż twoich towarzyszy, tak łatwo uwierzyłeś w to, co widziałeś i co usłyszałeś – powiedział akolita. – Niemniej muszę przyznać, że okazałeś się warty całego trudu, jaki przyszło mi włożyć w odpowiednie kierowanie twoja osobą.

Po tych słowach sługa Pustki ponownie wybuchnął salwą głośnego śmiechu. Nekromanta skrzywił się z niesmakiem. Bo chociaż w istocie, w tym momencie, nie miał już najmniejszego pojęcia o tym, co rozgrywało się w tych mrocznych podziemiach, to szaleństwo stojącego przed nim mężczyzny, wywoływało w nim jedynie czystą odrazę.

– Ta komnata dzisiejszej nocy znów spłynie krwią – podjął swój monolog ciemnooki. – Waszą krwią, która wzmocni moją moc.

W tym momencie Aleks usłyszał brzęk łańcuchów. Natychmiast zerknął w stronę leżącej dotąd Lydii, która najwidoczniej właśnie odzyskiwała świadomość. Rudowłosa nekromantka przekręciła głowę i jeszcze lekko zamglonym wzrokiem popatrzyła na Mistrza Łowów. W jej wzroku Aleks wyczytał rezygnację i strach.

– I właśnie po to byliście mi tutaj potrzebni – powiedział wyraźnie akcentując każdy wyraz akolita.

Nekromanta natychmiast przeniósł wzrok z powrotem w stronę ciemnookiego mężczyzny, tylko po to aby przekonać się, że i on spogląda teraz w stronę, nadal spętanej Mistrzyni Snów.

– Abym mógł was zabić, jednego po drugim – dodał uśmiechając się drapieżnie.

Aleks nawet gdyby chciał, nie zdążył by niczego zrobić. Nawet gdyby Lydia nie była zakuta w łańcuchy i dysponowała pełnią sił, zapewne nie zdołała by się osłonic, przed morderczym czarem jaki błyskawicznie rzucił sługa Pustki. Trupioblady zygzak wystrzelił z dłoni akolity i z prędkością błyskawicy pomknął w stronę nekromantki, przeszywając jej pierś. Ciało Lydii wygięło się w pałąk, a z jej ust buchnęła fontanna jasnoczerwonej krwi. I było po wszystkim. Podrzucone siłą zaklęcia, bezwładne ciało ponownie upadło na posadzkę.

Aleks krzyknął. Krzyknął pełnym bólu, złości i całkowitej bezsilności krzykiem udręczonego człowieka. Akolita spojrzał na niego i ponownie się uśmiechnął. Nekromanta zdał sobie sprawę, że oto właśnie przyszła jego kolej. Nie zdziwił się wcale tym, że ta myśl przyniosła mu niejaką ulgę. Od tak dawna igrał ze Śmiercią, że do jej bliskości zdążył się już niemal przyzwyczaić, a Jej wspomnienie wcale nie było mu tak przykre. Mistrz Łowów zamknął oczy i czekał.

– Widzisz – powiedział ciemnooki. – Do ciebie sprawę ma inna osoba, której tej przyjemności po prostu nie mogłem odmówić.

Aleks powoli otworzył oczy, tylko po to aby przekonać się, że obok sługi Pustki stoi też teraz jego brat. W tym momencie do Aleksa dotarło, jak bardzo są oni podobni do siebie i absurdalność tej myśli tak go rozbawiła, że nie potrafił powstrzymać się od uśmiechu, który wypełzł na jego usta, niczym podstępny wąż.

– Widzę, że dobry humor jednak cię nie opuścił – zauważył ciemnooki. – To dobrze, nie będę wam już przeszkadzał.

Po tych słowach odwrócił się i ruszył w stronę walczących pozostałych sług Cienia. Nekromanta powoli przeniósł wzrok na drugiego mężczyznę,a raczej na to co ten trzymał w prawej dłoni. Pulsująca szkarłatnym blaskiem buława, była tak naładowana mocą, że Aleks słyszał cichutkie trzaski wyładowań.

– Więc jednak tak się to skończy – przeleciało przez głowę nekromanty. – Zwyczajnie rozwali mi łeb.

Huk wystrzału, był nie tylko głośny, co niespodziewany. Na piersi stojącego nad Aleksem strażnika momentalnie wykwitła czerwona plama. Ten zachwiał się nieznacznie, po czym całym ciężarem upadł na posadzkę.

– Nie! – Krzyknął zwierzęco ciemnooki akolita ruszając w ich stronę.

Nekromanta odwrócił głowę i dostrzegł z wciąż wyciągniętym przed siebie pistoletem młodą kobietę.

– Ja ją znam! – Pomyślał młodzieniec.

W istocie była to ta sama młoda kobieta, którą nekromanta nie tak dawno spotkał podczas swojego nocnego spaceru nad rzeką. Co ona tutaj robiła i skąd miała broń?!

W tym momencie było to jednak nieważne, bowiem ciemnooki był już prawie przy nich. Aleks resztka sił poderwał się na nogi i skoczył w stronę Sandry. Jednak i tym razem nie zdążył nic zrobić. Ta sama blada smuga, przeleciała niebezpiecznie blisko głowy nekromanty, po czym ugodziła młodą kobietę w sam środek piersi, rzucając ją, niczym szmaciana lalkę na ceglana ścianę.

Mistrz Łowów cudem utrzymał równowagę, po czym odwrócił się w stronę klęczącego teraz nad ciałem swojego brata akolity. Teraz właśnie otrzymał swoja szansę. Szansę okupioną ludzką krwią. I to co kiedyś nekromanta uznał by za najczystsze szaleństwo, teraz wiedział, że musi zostać zrobione.

Wydobyte gdzieś z najciemniejszych zakamarków umysłu wersety, popłynęły z ust Mistrza Łowów. Słowa od wieków nie wypowiadane, cięły teraz zapadłą ciszę niczym jadowite żmije. Pradawne zaklęcie wypływało z ust młodego mistrza, który wiedział, że jeżeli nie zdąży utkać tego straszliwego czaru, będzie to koniec ich wszystkich.

Jednak nawet klęczącemu słudze Pustki zajęło chwilę, zanim zorientował się co zamierza uczynić nekromanta. Chwilę, której by nie było, gdyby nie śmierć jego brata. I kiedy ciemnooki poderwał się na nogi, nie był w stanie powstrzymać młodego mistrza.

Rozszalałe wstęgi mocy zawirowały wokół Aleksa. Szary wir zdawał się wysysać całe światło z otoczenia, zupełnie jakby karmił się jego energią. Po chwili pośród mrocznych zwojów mocy, pojawiły się niewyraźne cienie i kształty, cichym, niespokojnym szeptem wyrażając swój protest przeciw temu który ośmielił się je zbudzić z trwającego tak długo snu. Jednak zostały już wezwane, wezwane pierwszy raz od wieków i teraz musiały posłuchać tego, który dzierżył władzę nad nimi. Dlatego też zwróciły się teraz przeciwko tym, przeciw którym pchnął je umysł nekromanty. Ciemne wstęgi mocy zakotłowały się, po czym rozlały po całym podziemiu. Przerażające, zwierzęce wrzaski świadczyły o tym, że słudzy Pustki nie opuszczali tego świata całkowicie bezboleśnie.

*****

Nekromanta nie wiedział, jak długo trwała ta szalona burza, którą sam rozpętał. Jednak kiedy wściekły, szary wir opadł już zupełnie, wszędzie leżały powykręcane, niepokojąco pokurczone zwłoki sług Pustki. Wampiry, ghasty, wilkołaki i harty. Żadna z tych istot nie przetrwała potęgi zaklęcia, jakie wyzwolił Aleks. Nekromanta spojrzał w miejsce, gdzie po raz ostatni widział ciemnookiego akolitę. Jednak i po nim nie pozostało nic więcej poza wysuszonym, poskręcanym ciałem. Na ustach Mistrza łowów zagościł zły uśmiech.

Wiedział na co się porywa, wiedział jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić. Ciemnosine zwoje piętna już teraz pokryły całą rękę, którą Aleks sięgnął po pradawny czar, a wiedział, że rozleją się one znacznie szerzej po jego ciele. A przecież będzie to jedynie część rachunku, jaki zostanie mu wystawiony.

Pokrwawieni, brudni nekromanci podeszli powoli do niego. Mistrz Łowów odetchnął w duchu, kiedy stwierdził, że tej nocy nie zginął już nikt więcej spośród nich.

– Aleks coś ty zrobił? – Zapytał bez zbędnych wstępów Justus.

– Jedynie to co musiałem, mistrzu – młody nekromanta, odwrócił się w stronę pozostałych. – To co uratowało nas wszystkich.

– Ale to był Miraż Cienia – kontynuował starszy z nekromantów. – Czarnoksięskie zaklęcie Aleks, nekromanci dawno temu odeszli już od czarnej magii!

– Więc jeśli potrafisz, to cofnij czas! – Krzyknął zmienionym głosem Mistrz Łowów. – Cofnij i ocal Lydię!

– Bo przysięgam ci na wszystko, że gdyby istniało najbardziej nawet zakazane zaklęcie, które mogło by tego dokonać, sięgnął bym po nie – dodał po chwili.

Wtedy dopiero wszyscy spojrzeli na środek pomieszczenia, gdzie nad zwłokami rudowłosej nekromantki pochylał się, przemieniony już Maks. Aleks powoli podszedł do przyjaciela.

– Trzeba ją zabrać bracie – powiedział cicho nekromanta.

Transform bez słowa podniósł ciało Lydii, po czym ruszył w stronę schodów.

– Co z tą drugą dziewczyną? – Zapytał Mistrz Tajemnic.

Tym razem Sharon bez słowa przyklęknęła przy drugim ciele.

– Policjantka – powiedziała po chwili, kiedy znalazła portfel ciemnowłosej kobiety.

– Kurwa mać – zaklął Severin.

– Chyba lepiej będzie jeśli tutaj zostanie – dodał.

Wszyscy ponownie spojrzeli na Aleksa. Wiedzieli, że on najprawdopodobniej znał martwą kobietę.

– Spalmy to wszystko – powiedział wkońcu nekromanta, ruszając w ślad za Maksem.

Pozostali nekromanci powoli ruszyli za nim.

Po chwili po schodach stoczyło się kilka niewielkich, obłych przedmiotów. Alchemiczny Ogień rozlał się prawdziwą rzeka po podziemiu, topiąc w swoich objęciach wszystkie tajemnice minionej nocy.

*****

Blady świt znaczył już sobą ogrom nocnego nieba. Mrok nocy niechętnie przeradzał się w szare opary poranka. Wszyscy słudzy Cienia zatrzymali się pod kamienicą w której mieszkał Aleks. Maks ostrożnie ułożył ciało Lydii na tylnym siedzeniu czarnego BMW nekromantów.

– Teraz już wiesz, jak ryzykowną grę musieliśmy podjąć – powiedział nagle Severin.

– I naprawdę nie mogę uwierzyć, że nauczyłeś się któregoś ze starych zaklęć – powiedział. – A przecież zostawiliśmy ci tą księgę tylko na jeden wieczór, na jedną noc.

– Nie wiem doprawdy co o tym myśleć – dodał po chwili. – Jednak najwidoczniej magia pisana tobie i którą ty wybrałeś, dała o sobie znać.

– Musisz nam wybaczyć, że postawiliśmy cię przed taką drogą – tym razem odezwała się Sharon. – Jednak tylko ty jeden mogłeś na nią wkroczyć.

– Na kogoś takiego jak ty czekaliśmy wiele lat – dodała. – Naprawdę wiele lat.

– Wiemy już co słudzy Pustki planowali od tak dawna – powiedział Severin. Teraz kiedy pokrzyżowałeś ich plany, możemy spokojniej patrzeć w przyszłość. Starać się przygotowywać do dalszej wojny która nas czeka. Bo ta wojna będzie trwać.

Znużony Aleks oparł się o maskę samochodu nekromantów. W jego głowie szalała prawdziwa burza kotłujących się myśli.

– Jak mogli pozwolić, aby zwiedziono ich w tak banalny sposób – pomyślał.

Wiedział jednak, że w obecnej chwili bezsensowne zamartwianie się, nie ma najmniejszego sensu. Nekromanta powoli podniósł głowę. Severin podszedł powoli i stanął przed Mistrzem Łowów.

– Od dziś zwać się będziesz Mistrzem Nocy – powiedział. – Bo to co zrobiłeś na zawsze odciśnie na tobie swoje piętno, o czym się już zapewne zdążyłeś przekonać sam. – Jednak to właśnie dzięki tobie ma szansę odrodzić się choćby niewielka cześć dawnej mocy nekromantów – dodał Mistrz Tajemnic.

– Bądź przeklęty i błogosławiony Aleksandrze – wyszeptał cicho Justus. – Bo dopiero czas pokaże co narodzi się z dzisiejszej nocy.

– I błagam Cię o jedno, nie pozwól nam zwątpić w sens decyzji którą kiedyś podjęliśmy – ponownie odezwał się Severin.

– Bo nadal twierdzę, że słusznie zrobiliśmy budząc Cię Nathanaelu, zamiast zabić w tej ciemnej ulicy – zakończył nekromanta spoglądając w bezdenną otchłań oczu młodzieńca.

Aleks wiedział, że właśnie dobiegł końca pewien etap jego życia. Wiedział, że musi opuścić miejsce które dobrze znał i lubił. Wiedział, że w tym momencie chce zostać sam.

– Jedźcie już – powiedział ruszając w stronę wejścia do kamienicy.

– I pamiętajcie, że będę was od dzisiaj obserwował – rzucił po chwili, zatrzymując się w drzwiach – Dokładnie obserwował.

Gdzieś w oddali rozwyła się syrena, budząc z uśpienia swoje siostry.

Głośny trzask zamykanych drzwi, rozlał się głębokim echem po zupełnie pustej ulicy.

*****

KONIEC

Koniec

Komentarze

Szybkostrzelne jak moje oki hyhyh

Nowa Fantastyka