- Opowiadanie: RobertZ - Ci, którzy nazwali się dorosłymi

Ci, którzy nazwali się dorosłymi

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ci, którzy nazwali się dorosłymi

0001

Pierwszy zapis skasowany.

0002

…to aż tak bardzo nie boli. Tylko początek przyniósł ze sobą tchnienie horroru. Ta rzecz wpełzła mi na szyję i dziwnie sycząc wysunęła z siebie długą igłę, którą wbiła mi…tutaj, tam gdzie mam jabłko Adama. Nie bolało. Chyba, że bólem można nazwać strach, który mnie ogarnął. Krzyczałem… To nie tak. Wiem co sobie myślicie. Wierzę, że jesteście tam, bo gdyby było inaczej… Nie chcę o tym myśleć. Ta rzecz jest dziwna. Dzięki niej potrafię opowiadać historie. Myślę, a one płyną gdzieś tu do środka tej rzeczy i w tym małym cylindrze, który przypomina broszkę formułują się w słowa, układają w zdania. Niewielki, błyszczący czerwienią klejnot. Kiedy chcę, wystarczy że pomyślę i już otacza mnie chmara słów, dźwięków, zdań, których nigdy nie wypowiedziałem. Nawet nie potrafiłbym ich samodzielnie stworzyć, gdyż są zbyt skomplikowane, trudne, a ja jestem zaledwie dzieckiem. Nie umiem zbyt dobrze pisać. Wtedy, kiedy jeszcze byłem na Ziemi co rusz dostawałem dwóję z języka polskiego bo robiłem zbyt dużo błędów ortograficznych i gramatycznych, a ta rzecz nie popełnia żadnych błędów. Nawet moje najbardziej chaotyczne myśli układa w zgrabny szyk zdań. Ja muszę tylko myśleć, starać się coś opowiedzieć.

0003

Urodziliśmy się. To nie tak. To było dawno. Pierwszy krzyk, po raz pierwszy odczuwany ból, ale i radość. Pierwszy błysk światła, poczucie przyjemności i ciepło matczynych piersi. Jestem dzieckiem. Głupiutkim stworzonkiem, robaczkiem niewiele rozumiejącym z tego co się dzieje w otaczającym go świecie. Nie potrafię zrozumieć krzyku, cierpienia i bólu, często zadawanego rozmyślnie bez żadnego uzasadnienia, powodu.

Nigdy nie rozumiałem dorosłych; ich rozterek, kłótni i szalonych, często jakże okrutnych wizji świata. Za czym oni gonią, czego szukają ?

Zawsze zamieszkiwałem świat samotników. Zamknięty w sobie uciekałem przed światem ludzi dorosłych. Oni nazywali go rzeczywistością, ale czy tylko ból można nazwać tym co istnieje naprawdę? Schowałem się w sobie, gdyż nie chciałem oglądać, czuć, smakować otaczającej mnie rzeczywistości.

Nadszedł jednak dzień kiedy pękła skorupa, którą tak szczelnie się otoczyłem. Uciekłem z domu na tą polanę. Miejsce, z którego nas zabrali. Nie znałem innych dzieci, które tam także przyszły. W zasadzie nie miałem zbyt wielu kolegów i koleżanek. Czułem jednak, że rozsadza nas i jednocześnie łączy wspólna nienawiść do świata dorosłych. Tam nas zabrali. Olbrzymi, jasno świecący dysk wciągnął nas do swojego wnętrza i już w nim pozostaliśmy.

Wiecie jaka jest prawda? Oni nas oszukali. Są tacy sami jak dorośli, jak nasi rodzice. Może nawet gorsi, gdyż nie są ludźmi. Co prawda interesują się nami, opiekują, nie otacza nas taka obojętność jakiej doznawaliśmy na Ziemi, ale ta ciekawość jest chora, jest to ciekawość naukowca, który chce zbadać tajemnice natury i nie interesuje go ból stworzenia, które poddaje wiwisekcji na stole operacyjnym swojego zaciekawienia. Widzę jak jesteśmy powoli trawieni, pozbawiani naszego dzieciństwa, naszej odrębności.

0004

Badali nas. Robili nam zastrzyki i pobierali krew. Ten z zieloną grzywką zainteresował się tym dziwnym magnetofonowym wisiorkiem, który przyssał się do mojej szyi. Stwór ten powoli we mnie wrasta. Widzę jak okrywa go mój naskórek. Zeskrobałem go, ale on ponownie narósł.

Inne dzieci, moi towarzysze także mają dziwne przedmioty, które stopniowo wrastają w nich, a oni stają się ich częścią, ułamkiem całości. Nie wyglądają one tak jak mój magnetofon, są inne. Obcy nie chcą mi powiedzieć czym one są. Moi nowi koledzy, koleżanki, nowi, dopiero co poznani towarzysze także mi tego nie mówią.

Czuje się coraz bardziej samotny. Mój lekarz, mówię tu o człowieku z Ziemi, powiedział kiedyś, że mam skłonność do autyzmu. Nie wiem co to znaczy. Uważam, że miał na myśli samotność.

Od czasu, gdy nas porwano prawie wcale ze sobą nie rozmawiamy. Odnoszę wrażenie jakby wszyscy spali pogrążeni we własnym, nazbyt osobistym, a jednocześnie jakże cudownym śnie.

Grzywacz jeden z obcych, tak go nazwałem, gdyż ma koguci grzebień na czubku swojej szczurzej głowy, mnie pochwalił. Jestem ostatnim w grupie, który pozwolił sobie zasymilować dziwny, obcy przedmiot. Widzę w jego oczach tę obojętność. Jestem dla niego przedmiotem. Niczym więcej.

0005

Najmniej przyjemna część dnia, posiłek.

W końcu zrozumiałem, czuję to, że oni, moi współtowarzysze niedoli, już odeszli. Pogrążyli się w swoich osobistych światach, coraz mniej ludzcy, o coraz bardziej obcych, nienaturalnych, ohydnych kształtach. Stają się stopniowo dziwnymi maszynami, syczącymi, siorbiącymi, błyskającymi różnymi światełkami. Wybrali nas, bo byliśmy samotni i właśnie dzięki temu bez trudu potrafiliśmy się dostosować się do narzuconych nam, obcych kształtów. To pogłębia naszą samotność, ale nam to nie przeszkadza, nie boli tak bardzo, jak bolałoby innych, mniej samotnych ludzi.

Na początku jedliśmy to samo; jakąś papkę o nieokreślonej konsystencji, barwie i smaku. Potem zaczęli o nas dbać; zamorskie owoce, słodycze, prawdziwe niebo w gębie.

Teraz i to się zmieniło.

Niektórzy nadal jedli ludzkie jedzenie, ale inni zasmakowali w dziwnych smarach, glutach i innym tego typu paskudztwie.

Obok mnie siedzi Karol, a raczej to w co się przemienił. Już całkowicie się zasymilował. Przypomina teraz wielki, nabrzmiały worek z wystającymi z niego rączkami i nóżkami. Je żółte, ruszające się robaki, które świecą Próbowałem się go zapytać, czy mu to smakuje, ale nie potrafi już mówić. Stracił tą ludzką umiejętność.

Inni są do niego podobni. Równie nieludzcy i niezrozumiali. Niekiedy mówią, a najczęściej szumią i brzęczą. Czuję się jak w Wieży Babel, której budowy nigdy nie dokończono.

0006

Pierwsza była Karolina.

Najmłodsza z nas wszystkich. Chciała zrobić siusiu i usiadła na jednym z przedmiotów, bo myślała, że to nocnik. Od tego czasu na nim siedzi i już całkiem w niego wrosła. Ma cztery lata i nigdy nie lubiła biegać. Myślę więc, że się nie nudzi.

0007

Kim oni są ?

Wiem, to takie chaotyczne. To myśli i uczucie. Próbuję uporządkować to wszystko co wiem i czuję, ale to takie trudne. Na statku niewiele się dzieje. Na początku wszystko było niezwykłe, ale z czasem niezwykłość ta przestała nam wystarczać, a ciągnące się w nieskończoność korytarze stały się przerażająco nudne.

Oni są różni. Rozmaici w swoim kształcie i wielkości. Jedynymi rzeczami, które ich łączą to zdolność do porozumiewania się, oraz umiejętność myślenia. Nie wiem skąd przybyli i dokąd zmierzają. Jestem pewien, że nie są członkami jednej rasy. Tak samo jak my, dzięki swojej samotności, znaleźli się na tym statku i ulegli takiej samej przemianie. Każdy jest inny i do czego innego służy. Różni ich sposób wyrażania się, myślenia. To bardzo subtelne wyróżnienie, ale zauważalne. Trochę przypominają nas, ludzi. Są równie źli i próżni. Myślą jedynie o celu, do którego dążą, a nie ma w nich nawet odrobiny miłości.

0008

Biały, któremu w chwili smutku i słabości wyznałem to wszystko powiedział mi, że się mylę oceniając ich w ten sposób. Według niego on i jego współtowarzysze nie są źli. Badają nas, to prawda. Także za ich sprawą podlegamy tym dziwnym przemianom. Ale oni robią to podobno dla naszego dobra, gdyż chcą abyśmy stali się wartościową częścią, a w zasadzie częściami, kółkami, trybikami, ich kosmicznego społeczeństwa. Zresztą uważa on, że jedynie ludzie byli źli, ale ich już nie ma, gdyż na Ziemi wybuchła wojna w efekcie której wszyscy ludzie zginęli. Podobno rozpuścili się w wyniku działania jakiejś dziwnej substancji, wymyślonej przez siebie nowej broni.

Biały powiedział mi, że oni, obcy wiedzieli o wojnie. Mogli nawet jej zapobiec, ale dla nich była ona jedynie wewnętrzną sprawą ludzi. Zresztą powinniśmy być im wdzięczni, gdyż zabierając nas uratowali nam życie.

Dodał jeszcze, że gdy zrośniemy się z naszymi urządzeniami to naprawdę staniemy się przydatni i sobie poszedł.

0009

Zrobiło mi się smutno i trochę płakałem.

Lubiłem mamę. Tatę trochę mniej. A biały przecież powiedział, że wszyscy ludzie się rozpuścili. To straszne. Czy to znaczy, że moi rodzice nie żyją ?

0010

Znowu płaczę. Niebieski powiedział mi, że moi rodzice rozpuścili się, bo zjadła ich pewna zabójcza bakteria. Nie mam już ich.

Płaczę. Cicho chlipię. Dość. Wystarczy. Nie jestem przecież dziewczynką. Taką jak na przykład Karolina. Ona ciągle pochlipuje.

Spytałem się Niebieskiego, czy moi rodzice są tacy jak Karolina? Czy stali się formą żyjącej galaretki?

– Twoja przyjaciółka funkcjonuje i będzie służyć statkowi jako jeden z elementów sterujących lotem – odparł Niebieski kiedy go o to zapytałem – A twoi rodzice już nie działają i mogą co najwyżej użyźnić glebę waszej planety, ale to do niczego nie jest przydatne, gdyż na waszej planecie nic już nie rośnie.

0011

Niebieski kazał mi iść do Doktora. Powiedział mi, że jestem za bardzo smutny, a powinienem być przecież wesoły. To nieprawda. Nie jestem aż tak bardzo smutny. Trochę płakałem, gdy dowiedziałem się, że moi rodzice nie żyją. Z drugiej jednak strony aż tak bardzo ich nie kochałem. Oni ciągle pracowali i wcale nie mieli dla mnie czasu. Co roku kupowaliśmy nowy samochód i oni po to tylko pracowali, aby kupić ten nowy samochód. Może lepiej, że się rozpuścili ? Znowu płaczę. Nie potrafię sam siebie okłamywać.

0012

To my go nazwaliśmy Doktorem. My, to znaczy dzieci. Ma w sobie coś z lekarza; podłużny, prostokątny, porusza się na trzech kółkach i błyska światełkami. Ma parę rąk, a raczej macek, którymi wszędzie sięgnie. Nad tym wszystkim sterczy ludzka głowa, zdobi ją pulchna, nalana, zawsze uśmiechnięta twarz podstarzałego już mężczyzny. Uff…Opisy zawsze mnie męczyły, a ta maszynka jakby nie chciała mi pomagać. Usadowiła się już w mojej szyi. Przypomina teraz krwistoczerwoną narośl, która rozchodzi się, wpełza coraz głębiej, staje się coraz większa. Nie czuję strachu, czy też obawy przed nią, a raczej smutek. Nie lubię, gdy dorośli nam, dzieciom coś narzucają.

Doktor zbadał mnie. Opukał, obmacał swoimi mackami moją narośl i się zamyślił.

– Martwisz się – bardziej stwierdził niż zapytał. – Obawiasz się tego – dotknął prawą macką mojej narośli – To tylko rzecz, przedmiot przy pomocy którego możesz nam służyć.

– Aleja nie chcę – odparłem.

– Co w takim razie chcesz robić ? – zapytał wyraźnie rozdrażniony – Twoim celem zapewne nie jest stanie się bezużytecznym odpadem przeznaczonym do przeróbki, gdyż tylko w ten sposób mógłby on stać się czymś bardziej pożytecznym. Jedynym twoim wyborem jest robienie czegoś użytecznego dla społeczeństwa. Nasz statek odwiedza różne światy, poznajemy je, badamy, często także pomagamy zamieszkującym je cywilizacjom, gdy dotkną je jakieś problemy. Wam nie mogliśmy pomóc, na to było już za późno. Co chcesz więc robić jeżeli nie chcesz pomagać nam przy pomocy tego co my tobie daliśmy ?

– Chcę robić to, co mi się podoba – odparłem.

– Cóż to takiego ?

– Chcę się bawić ! – krzyknąłem. Wyrwałem się z obejmujących mnie macek i uciekłem.

Ukrywam się tutaj. W tym magazynie niepotrzebnych, części. Boję się tego co mi zrobią, gdy mnie znajdą.

0013

– Hej – coś szepnęło w półmroku.

– Kto tu ? – spytałem.

Usłyszałem głośny zgrzyt, trzask metalu trącego o metal. Wtedy go zobaczyłem; małą, pokraczną istotkę. Nie wiem do czego służył, ale tutaj mógł się znaleźć tylko z jednego powodu. Był zużyty.

– Jesteś dzieckiem ? – cicho zazgrzytał.

– Tak – szepnąłem.

– Nie jesteś zużyty ?

– Nie, nie jestem.

– To co ty tu robisz ?

Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Powiedziałem więc prawdę.

– Chowam się. Pokłóciłem się z Doktorem. Nie chcę im służyć.

– Nie chcesz im służyć. Dlaczego ?

– Bo oni…– to było przeraźliwie głupie – Oni są dorośli.

Nie roześmiał się. Dobrze, że jest tu tak ciemno. Dzięki temu nie widzę go zbyt dokładnie. Musi być potwornie zdeformowany jak wiele innych żywych przedmiotów mieszkających na tym statku.

– Posłuchaj – zazgrzytał jego cichy głos – Opór na nic się nie zda. Jeżeli uznają ciebie za bezużytecznego to zostaniesz skasowany, umrzesz. Nie są ważne twoje uczucia. Istotne jest to, abyś prawidłowo funkcjonował. Taki jest świat, mój mały.

– Aleja nie chcę umierać– szepnąłem z rozpaczą w głosie – czy jest jakieś wyjście ?

– Przed realnym światem nie możesz uciec. Słyszałem o was, dzieciach z planety zwanej Ziemią. Każdy świat jest taki sam. Gdy jesteś słaby, jesteś jedynie trybikiem w wielkiej maszynie, którą mędrcy zwą światem. Gdy jesteś silny w walce z nią giniesz, albo zwyciężając sam stajesz się światem, maszyną, w której kręcą się inne, słabsze trybiki. Pogódź się z tym i zostań tym trybikiem. Widzisz, ja na tym statku znalazłem się podobnie jak ty. Gdy odwiedzili moją planetę zwerbowali mnie i przemienili w to urządzenie. Robią tak, gdyż nie potrafią tworzyć sztucznej inteligencji, a inteligencja jest potrzebna różnym urządzeniom, które są zbyt skomplikowane, aby mogły funkcjonować samodzielnie bez żadnej ingerencji z zewnątrz.

– Ja jestem tylko magnetofonem.

– Nie tylko – odparł mój rozmówca – Ty także interpretujesz to co nagrywasz. Wpływasz na to co rejestrujesz. Nie możesz decydować o swoim losie, ale robisz coś ważnego, istotnego dla potrzeb i funkcji statku. Dzięki temu sam stajesz się kimś ważnym i wartościowym. Jesteś pokładowym kronikarzem takim samym, jakim ja kiedyś byłem.

– Ty…ja teraz zapisuję za ciebie ?

– Tak, chłopcze. Widzisz, ja już się zużyłem. Jako niepotrzebny przedmiot zostałem umieszczony tutaj.

– Zużyłeś się i zostałeś wyrzucony ?

– Tak.

– To podłe.

-Chłopcze, nie przeciwstawiaj się światu. Zaakceptuj go takim jaki on jest. Tak będzie lepiej.

– Nie chcę nikomu służyć po to tylko, aby mnie później wyrzucono jak zużyty przedmiot – odparłem.

– Nie pokonasz rzeczywistości, a przegrywając z nią zginiesz.

– Nie masz racji! – krzyknąłem i wybiegłem z tego dusznego i ciemnego pomieszczenia.

0014

Nie chcę im służyć. Chcę być sobą. Tęsknię za nieustanną zabawą i szczęściem, z którego mnie odarto. Ale zaraz. Mam myśl. Znalazłem gdzieś tu szkło. Nie będę już kronikarzem ! Rrraaannyy ! Jak boli! Strasznie boli. Wszędzie krew, ale tnę, ciągle tnę. Jest ! Tutaj ! Wygląda jak chrabąszcz. Teraz cię zniszczę. Jeszcze tylko chwi…

0015

Obiekt rejestrujący uszkodzony.

0016

Obiekt rejestrowany skasowany.

 

Koniec

Komentarze

Klimatyczne. Proste. Do poczytania.

Próbuje różnych rozwiązań fabularnych. W tym opowiadaniu mamy klasyczne porwanie przez kosmitów widziane oczami dziecka.

Nowa Fantastyka