- Opowiadanie: Szary - Najmniejsza cząstka mnie

Najmniejsza cząstka mnie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Najmniejsza cząstka mnie

5 listopada 2011 roku ugrupowanie "Anonnymous" zniszczyło ogromne medium komunikacji znane jako portal społecznościowy "Facebook". Zamieszani w ten ostatni w dziejach spisek prochowy ludzie pracujący dla Facebook Inc. dokonywali tego dnia masowych zniszczeń w siedzibie spółki. Niszczyli setki zabezpieczeń, usuwali kopie zapasowe, wszystkie dane, każdy możliwy istniejący ślad, który znajdował się w Dolinie Krzemowej i świecie zwanym internetem. Nikt nie wie, kim byli ci ludzie. Pozstali anonimowi do końca swoich dni, tak jak każdy inna osoba popierająca Annonymous. Może nawet nie byli świadomi tego, co zrobili tamtego dnia? Istnieje prawdopodobieństwo, że chcieli przyczynić się do ochrony ludzkości i mieli wzniosłę idee… albo, że wszystko było ukartowane od początku, a Annonymous był tylko zasłoną dymną dla tajemniczego pana "X". Chwytem marketingowym, mającym dać nieograniczoną władzę owemu nieszczęsnemu panu "X", który ciągnął za sznurki. O ile w ogóle istniał. Nie zmienia to jednak konsekwencji tego aktu. Znany ludzkości świat, przestał istnieć, obrócił się w aberrację samego siebie. Taką lawinę spowodował ten jeden, nie tak wcale duży w skali dziejów świata kamień milowy.

 

*

 

Zakreśliłem kolejną datę w kalendarzu. 25.09.2011… jeszcze nieco ponad miesiąc i ludzie zauważą jak zakłamany był świat w którym żyli.

 

Moje mieszkanie zarzucone jest tonami pudełek po pizzy i puszek po piwie, wygląda okropnie. W zasadzie wszystko w nim się rozpada, pomijając jego centralną, jedyną istotną część – komputer. Oto mój oręż, który obrócę przeciw tym, którzy za jego pośrednictwem zarabiają niebotyczne sumy, żądzą światem i kontrolują jego populację. Kto mieczem wojuje, od miecza zginie – przysłowie jest nadal aktualne.

 

Korporacje, rządy, terroryści, firmy, każdy z nich jest winien. A ja – Lewis "Haller" Gable pomogę z tym skończyć. Nie tak trudno przeciążyć serwer, który i tak jest oblegany. Nieważne jak starają się informatycy z bookryja, jeśli wystarczająco dużo osób ich obciąży, to w końcu ich potworek zbijający fortuny na sprzedaży danych osobowych padnie. Wtedy inni, znający się na rzeczy wykasują go z tego świata.

 

Jakie piękne czasy nastaną… każdy żyjący na tej planecie człowiek będzie bezpieczny. Nikt nie będzie znał naszych imion, nazwisk, adresów, numerów PESEL i IP. Będziemy wolni. Już parę ładnych lat temu policja przyznała, że korzysta z portali społecznościowych, do ustalania danych osób "podejżanych". Taaaaaaaak, wiem jak to działa, podejżanych, czyli niewygodnych! Takich samych podejrzanych mają Chiny, Irak, Stany Zjednoczone, Palestyna… Kiedy tylko to zrobimy, to będzie symbol. Tak ten Polak, który udowodnił, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, albo jak Darwin. Będą o nas pisać w książkach. Już to widzę, oczyma wyobraźni… "Lewis Gable – Człowiek, który powiedział nie.". Staniemy się współczesnymi hipisami, tyle, że nie ćpającymi i żyjącymi w normalnych miastach, bez śmiesznych komun.

 

Wyszedłem na balkon z pogniecionym Camelem Lightem w ustach, uśmiechając się do ceglanych budynków robotniczej dzielnicy Detroit. Tak, to będzie coś. Świat z anonimowymi ludźmi, każdy będzie mógł robić co tylko zechce, nikt nie będzie o nim nic wiedział. Anonimowość…

 

*

 

Ubrane w regulaminowe czarne płaszcze z kapturami Istoty Ludzkie tłoczyły się do sypiącego się budynku sądu. Dach był połatany arkuszami blachy falistej, a ściany podparte stalowymi belkami. Każdy szedł tak, jakby nie widział żadnej innej Istoty Ludzkiej, nie czuli takiej potrzeby i nie zamierzali zostać przypadkowo oskarżonym o odbieranie czyjejś anonimowości. Złowieszcze uśmiechy na maskach wszczepionych w miejsce twarzy w połączeniu z czarnym ubiorem tworzyły z nich czarno-białą rzekę, torującą sobie drogę przez utwożone właśnie koryto. Była godzina 9.55, za pięć minut rozpocznie się rozprawa, a przecież nie może być rozprawy sądowej bez oskarżycieli, obrońców i sędziów. Długi korytarz prowadzący na wielką salę amfiteatralną był pomalowany okropną zgniłozieloną farbą olejną, wszędzie było mnóstwo zacieków, a pod nogami walał się gruz. Ludzie powoli zaczęli wlewać się do hali z półokrągłymi betonowymi ławami. Siadali dokładnie na wymalowanych ścierającą się czarną farbą po kolei ponumerowanych miejscach. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10… Kiedy tylko usiadła setna osoba, reszta dla której nie starczyło ponumerowanych siedzisk wyszła. W miejscu gdzie zwyczajowo powinni być aktorzy, kurtyna i scena, była wielka klatka, spawana z prętów zbrojeniowych. W środku zaś widok niecodzienny. Okropne monstra, bestie… a w zasadzie najprawdziwsi z ludzi. Bez masek, ubrani w jakieś pozszywane ze sobą kolorowe, brudne szmaty imitujące coś na kształt groteskowych sukien, garniturów i koszul. W miejscu twarzy… to znaczy maski jawiła się zmasakrowana mieszanina zabliźnonych ran i mięśni. Puste podwójne dziury w miejscu nosa, otwory gębowe pozbawione ust, z widocznymi zębami jak u czaszki. Kiedy maska jest zasadniczą twarzą Istoty Ludzkiej, pozbycie się jej… to okropny widok.

 

Ci ludzie, to jedni z tych, których zawsze rodzi się paru w każdym pokoleniu. Uznają anonimowość za najgorsze zło, chcą za wszelką cenę się jej pozbyć. A kiedy posuną się do ostateczności – usuną maski, wyglądają jak potwory z sennych koszmarów. I wyglądają tak samo, są identyczni, zupełnie jak ci mający maski. Jaki to smętny komentarz – w pogoni za porzuceniem anonimowości okaleczyć się, będąc już okaleczonym i stać się częścią anonimowej grupy, chcąc porzucić wcześniejszą anonimowość. I to jest cena – teraz stoją pośrodku zrujnowanej sali teatralnej, przemianowanej na sąd, zamknięci w klatce jak zwięrzęta. Czekają na osąd setki Istot Ludzkich, która zdołała się tu wtłoczyć w pierwszej kolejności.

 

Wybiła godzina 10.00, wszyscy powstali.

 

– Oto Istoty Ludzkie oskarżone przez Istoty Ludzkie, nie wiemy nic o nich. Niech przemówi oskarżenie.

 

Chór tak samo brzmiących, zniekształcanych przez maski głosów równo co do sekundy wymówił beznamiętnie regułkę. Jaki to chory świat… "nie wiemy o nich nic, niech przemówi oskarżenie"…

 

*

 

Tak wyglądały sądy w tej parodii rzeczywistości. O 9.45 Istota Ludzka, jak zaczęto nazywać zwykłych ludzi, przemocą wprowadzała do klatki kogoś, kto miał być oskarżony. Piętnaście minut mieli ci, którzy chcieli uczestniczyć w "procesie". Setka tych, którzy zdążyli zająć numerowane miejsca, stawali się oskarżycielem, obrońcą, sędzią i katem. Nie wiedzieli, jaka była przewina oskarżonych. To wszysto, co wydaje nam się logiczne i oczywiste byłoby zbrodnią – wszak to niewybaczalne złamanie zasad anonimowości. Przyszło nam żyć w świecie ruin…

 

Ruiny reperowane czymkolwiek, co znajdzie się pod ręką, fabryki produkujące nie działające samochody, lodówki i pralki. Krzywo pozszywane ubrania. Wszystko wygląda, jakby po świecie przespacerowało się tornado o sile EF5 w skali Fujity, a nikomu nie chciało się specjalnie nic z tym robić. Niestety, prawda była bardziej przybijająca – nikt nie potrafi naprawić dachu, wyprodukować silnika, zrobić obiadu. Ludzie wpierw burzyli się przeciw dyrektywom Ministerstwa Anonimowości, które powstało niczym moloch na gruzach starego porządku w roku 2021, zajmując całość miejsca znanego niegdyś jako Dolina Krzemowa. Ale co może zrobić człowiek walczący z lawiną fanatyzmu? Zginąć przysypany, albo dać się jej porwać i zostać jej częścią. Ministerstwo Anonimowości zdelegalizowało wszelkie przejawy administracji, polityki wewnętrznej i wolności osobowej. Każdy musiał być ubrany w obszerny czarny płaszcz, zasłaniający całą sylwetkę, a twarz miała zacząć zasłaniać maska organizacji Annonymous, w miejsce której pojawiło się Ministerstwo. Kolejne represje były ukrywane pod hasłami "zwiększania anonimowości populacji świata", aż w końcu wszystkie możliwe sfery życia stały się odbiciami obrazów Salvadora Daliego. Który miał bardzo zły, depresyjny dzień.

 

*

 

1.10.2011… Dzień wyzwolenia świata się zbliża, a ja leżę na skrzypiącej kanapie z ksiażką. Tą której nie miałem w dłoniach już wiele, wiele lat.

 

Moja miłość do zmieniania świata zaczęła się w 1990 roku, kiedy w wieku siedemnastu lat pierwszy raz zobaczyłem "Easy Ridera". Jak każdy młody szczyl, zafascynowałem się tym obrazem wolności totalnej, zabarwionej brakiem zobowiązań i doznaniami wywołanymi środkami psychoaktywnymi. To wszystko było takie proste, dzikie… takie okresy w życiu dzieciaka są wązne. Mi dał impuls, pokazał, że nie wszystko musi być tak, jak chcą tego koncerny, rząd i wszystkie inne formy nacisku. Jeansowa kurtka z wielkim napisem Steppenwolf i książka Hermana Hessa o tymże tytule dawały mi prawo do oceniania wszystkiego wokół mnie. Teraz budzi to u mnie tylko sentymentalny uśmieszek. Ale tak zaczynają się wielkie zmiany… Tak mi się wydaje.

 

Nikt nie mówił wtedy na mnie Lewis, czy Pan Gable. Haller – oto jedyne istniejące dla mnie imię, którym mogłem być w ten czas nazywany. Określić samego siebie outsiderem, to pierwszy krok do uznania, że tylko anonimowość może uratować ludzi. Zabawne ile lat już minęło od kiedy ten pierwszy krok zrobiłem. Z "Wilkiem Stepowym" w dłoni wszedłem do mojego aneksu kuchennego, nasypałem kawy rozpuszczalnej do obitego kubka i zalałem za zimną już wodą.

 

I wtedy przypomniało mi się, że to nie jest radosna lektura. A los człowieka żyjącego na uboczu, nigdy nie jest godny pozazdroszczenia.

 

*

 

Zostali oskarżeni o terroryzm, działanie na szkodę Istot Ludzkich i Ministerstwa Anonimowości, podjudzanie do łamania praw anonimowości, nielegalną praktykę chirurgiczną przy ściąganiu masek, nielegalne praktyki krawieckie oraz drukarskie.

 

U jednego z oskarżonych ludzi po zmasakrowanym policzku popłynęła łza i upadł na kolana. Sądząc po figurze i krzywo zszytej ze starych zasłon sukienki była kobietą. Inni z oskarżonych spojrzeli na nią, ale nikt nie śmiał nic powiedzieć, ani do niej się zbliżyć. Morrigan znalazła bunkry w lasach, zniosła do nich ocalałe strzępki książek, kserokopiarkę, na której powielali ulotki, nawet maszynę do szycia i materiał. Duży stół, skalpele, opatrunki, leki przyśpieszające krzepnięcie krwi… Morrigan, dowiedziała się jacy powinni być ludzie. I sadziła róże.

 

*

 

Nie pamiętam, kiedy się urodziłam, w jakim miejscu, jakiej jednostce administracyjnej. Nie pamiętam co było za oknem. Wszystko co mi się przypomina, to obojętność. Wszyscy otaczający mnie ludzie byli przerażający. I to nie maska, ani czarny strój zakrywający figurę, nawet nie syntezator głosu… to ta beznamiętna bierność była straszna w tych ludziach. To chyba wspomnienia każdego dziecka, które dorasta w tym świecie. Kiedy wyrosłam na całkowitą Istotę Ludzką, przydzielono mi mieszkanie i kazano wychodzić codziennie o 8.00, szukając wolnych miejsc w zakładach pracy i robić to co robią tam inni. Nie miałam o niczym pojęcia, chciało mi się płakać, ale nikt nie chciał mi pomóc. Raz, tylko raz, kiedy z rozpaczą prosiłam, żeby ktoś mi powiedział co powinnam robić, jakaś Istota Ludzka odpowiedziała, że nie mam się interesować bo mnie wyciągną do Sądu. I że się przyzwyczaję. Żyłam tak jak kazał mi system, Ministerstwo Anonimowości i wszyscy ludzie. Trwało to całe lata, aż nie zaczęłam wykradać się w nocy na spacery. Wszystko było w ruinie, a Istoty Ludzkie wydawały się toczyć wojnę z naturą, która kiedy tylko zobaczyła że my nie dajemy rady, zaczęła ekspansję na nasze terytoria.

 

Pierwszą książkę znalazłam idąc po lesie który wyrastał za osiedlami i fabrykami. Głęboko w jego ostępach. Umiałam czytać, ale coś takiego zobaczyłam po raz pierwszy. Była to powielana na ksero książeczka pod tytułem "Celtowie", nie wyglądała na starą, więc ktoś musiał ją zrobić… Ktoś działał wbrew temu wszystkiemu!

 

Kiedy znalazłam dom pod ziemią, ktoś już tam był. Leżał na starym materacu, obok powielacza. Wokół walało się mnóstwo książeczek z nabitymi z przodu słowami "Celtowie". Człowiek na materacu był na pierwszy rzut oka straszny. Nie miał maski, a zamiast niej jedną wielką ranę. Krzyknęłam ze strachu kiedy to zobaczyłam, ale on nie wstał. Nie żył. Wzięłam zapisane kartki z pod jego ręki, w której kurczowo zaciskał długopis i uciekłam.

 

Harry Haller nauczył mnie wszystkiego. Nie wiedziałam, jakie piękne może być życie, zanim nie przeczytałam jego notatek. Zostawił je dla mnie, a przynajmniej dla kogoś takiego jak ja, kto nie potrafi żyć w świecie anonimowości i bezsensownych prac. Kiedy tylko o 18.00 kończył się dzień pracy, szłam do domku pod ziemią. A po roku w nim zamieszkałam.

 

Przeczytałam wszystko, co Harry zebrał przez kilkadziesiąt lat życia, wchłonęłam każdą wskazówkę, którą tylko zostawił… a potem, przez trzy dni siedziałam ze skalpelem w dłoni. Zanim się odważyłam. Moją maskę zakopałam bardzo głęboko w lesie i przykryłam kamieniami. Może jej nienawidziłam, ale zasługiwała na coś w rodzaju pochówku.

 

Istoty Ludzkie z osiedli mieszkali w ruinach Dublina, tak napisał Harry. Dlatego miał taką potrzebę przekazywania innymi mitologii dawnych Irlandczyków, jak nazywał się nasz naród. Byłam zachwycona Irlandią, jak tamci, którzy zniszczyli to coś, niestotną… witrynę? Facebook. Nie mogłam i dalej nie mogę sobie wyobrazić jak on wyglądał i jak ważny musiał być dla dawnych Istot Ludzkich. Jego zniszczenie, doprowadziło do takich zmian, jakie opisywał Haller. Szkoda, że nigdy go nie zobaczę.

 

Dawniej, wszyscy mieli różne dane, które zapewniały o ich niepowtarzalności, nikt nie był anonimowy. Na imię, nadałam sobię Morrigan, jak celtycka bogini. Będę Krukiem Bitwy, znakiem końca czasów Ministerstwa Anonimowości.

 

*

 

Po zniszczeniu Facebooka, anonimowość stała się doktryną, wygodną i dającą iluzję bezpieczeństwa. Dla pozostania anonimowym, nikt nie posiadał dłużej danych osobowych, nie chodzono do szkół, ani do stałych miejsc pracy. Na początku, żyło się łatwo, rano wchodziło się do zakładu pracy w którym były miejsca dla pracowników, a wieczorem wracło do domu. Zużywaliśmy zasoby, które ludzkość zdążyła zgromadzić przez dziesiątki lat. Teraz natomiast wielkimi krokami nadchodzi etap degeneracji. Ludzie zaczynają się kierować instynktami, czysto zwierzęcymi popędami. Co z tego, że gdzieś tam za oceanem stoją wielkie budynki Ministerstwa Anonimowości? Czy w ogóle, ktoś tam jeszcze pracuje? Może już wszystko przykrył kurz, a działają tylko zautomatyzowane fabryki, produkujące coraz to nowe, nowe i nowe maski.

 

Jednak, ciągle się rodzą ludzie tacy jak Harry Haller i Morrigan. Którzy mają siłę, odwagę i tą małą iskierkę, gdzieś w głębi ich, żeby powiedzieć "nie".

 

*

 

20.10.2011r, kolejna data zakreślona w kalendarzu. Biorę gorącą czekoladę i siadam przed monitorem komputera. Mam mnóstwo materiałów dotyczących przeciążania serwerów i z większością się zapoznałem. Chcę pomóc Annonymous, chcę być ich częścią. Teraz jednak, po raz już chyba setny oglądam "V for Vendetta", a w zasadzie cały czas przewijam film do secny, w której Evey czyta list, pozostawiony przez Valerie.

 

Bóg mieszka w kroplach deszczu.

 

Zawsze to w Valerie widziałem największą bohaterkę tego filmu. Nie w "V", nie w Evey ani nie w inspektorze Finchu. Valerie, jest cichym dowodem na to, do czego jest zdolny zwykły człowiek, żeby walczyć o wolność. Jest taka jak my… tyle, że jej się nie udało.

 

Wydaje się to takie dziwne… że moje życie zakończy się w tak strasznym miejscu. Ale przez trzy lata miałam róże i nie musiałam przepraszać nikogo. Zginę tu. Każda cząstka mnie, każda prócz jednej. Jest mała i delikatna, ale to jedyna rzecz na świecie, która mi została. Nigdy jej nie zgubię ani nie oddam. Nigdy nie uda im się jej nam odebrać. Mam nadzieję, że kimkolwiek jesteś, uciekniesz z tego miejsca, mam nadzieję, że świat się zmieni i sprawy będą miały się lepiej. Jednak najbardziej pragnę, żebyś zrozumiał co mam namyśli, kiedy mówię, że nawet jeśli cię nie znam, nigdy nie spotkam, nie będę się z tobą kochać, płakać, ani cię nie pocałuję… Kocham cię. Całym moim sercem, kocham Cię.

 

Valerie.

 

To był tak potworny świat. Jeszczę parę dni i zapoczątkujemy swój, taki, w którym Valerie byłaby wolna.

 

*

 

Setka Istot Ludzkich gnieżdżąca się w budynku sądu zdążyła już wypełnić swój obowiązek. Swoje rządze, swoją ślepą lojalność wobec śmiesznie idiotycznego prawa. Nie bronili ich w obliczu popełnienia zbrodni przeciw anonimowości. A kara mogła być tylko jedna i w ich rozumieniu najokrutniejsza. Biedny, ślepy świat.

 

Grupa buntowników dowodzona przez Istotę Ludzką, która nazwała się Morrigan zostanie deewaporowana, każdy z nich otrzyma pełne dane osobowe i przestanie być anonimowy. A potem zostanie zabity. Co za smutna kolej rzeczy, od świata z którym walczyli, dostali czego pragnęli, tuż przed tym jak pozbawiono ich życia. Morrigan jednak stała z podniesioną głową. Dumna była ze swojego życia. Dziękowała Bogu, że to na nią spłynęło dziedzictwo Harrego Hallera. Szkoda tylko, że jej notatki, jej list dla tych kolejnych, którzy nie będą chcieli tego świata nie został w jej sztywnych dłoniach. Leży tam pod ziemią, na stole. A obok rosną róże.

 

W dalszym ciągu, na końcu jej krótkiego życia pozostała jedna cząstka, której ten świat nie zdołał jej odebrać. Jest mała i delikatna, ale to jedyna rzecz na świecie jaka jej została. Wyszła z klatki z podniesioną głową. Odebrała papapiery, które nadawały jej pełne dane osobowe, zdążyła tylko na nie zerknąć. Valerie Rose, Dublin, 14th street. Potem było tylko zimno i ciemność. I otchłań pustki. Upadła martwa na podłogę.

 

*

 

Dzisiaj. Sam się sobie dziwię, że nie jestem podniecony do granic możliwości, tylko spokojny i opanowany. Jest godzina 9.45. Wstaję powoli zza biórka, do kosza na śmieci wyrzucam moją niebieską plakietkę z białym napisem "Lewis Gable; Facebook Inc.; Dział zażaleń". W moim kieszonkowym kalendarzyku już przed wyjściem do pracy zakreśliłem dzisiejszą datę, 5.11.2011.

 

W końcu, jestem kompletnie wolny. Odbiorę złu tego świata ostatnią cząstkę, nawet tą najmniejszą i delikatną. Żeby upadli najniżej, jak to tylko możliwe, a ludzie wspięli się na szczyt.

 

*

 

Ooooooh – stop

 

With your feet in the air and your head on the ground

Try this trick and spin it, yeah

Your head will collapse

But theres nothing in it

And youll ask yourself

 

Where is my mind

Where is my mind

Where is my mind

 

Way out in the water

See it swimmin

 

I was swimmin in the carribean

Animals were hiding behind the rock

Except the little fish

But they told me, he swears

Tryin to talk to me koi koy

 

Where is my mind

Where is my mind

Where is my mind

 

Way out in the water

See it swimmin ?

 

With your feet in the air and your head on the ground

Try this trick and spin it, yeah

Your head will collapse

If theres nothing in it

And youll ask yourself

 

Where is my mind

Where is my mind

Where is my mind

 

Ooooh

With your feet in the air and your head on the ground

Ooooh

Try this trick and spin it, yeah

Ooooh

Ooooh

 

 

The Pixies – Where is my mind

Koniec

Komentarze

Witaj,

 

Trzy opowiadania wrzuciłeś dzisiaj na raz! Dlaczego tak mało?

 

PS. Zajrzyj też do komentarza Eferelina, pod jednym z Twoich tekstów.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

do ustalania danych osób "podejżanych". Taaaaaaaak, wiem jak to działa, podejżanych, czyli niewygodnych! Takich samych podejrzanych mają Chiny, Irak, Stany Zjednoczone, Palestyna... - Nie wiem, dlaczego dwukrotnie napisałeś "podejżanych", skoro na końcu wykazałeś, że wiesz, jakie są zasady pisowni tego słowa.

Tak ten Polak, który udowodnił, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, albo jak Darwin. - Chyba "jak" na początku.

"Lewis Gable – Człowiek, który powiedział nie." - Według mnie powinno być: ... który powiedział "nie".

Chór tak samo brzmiących, zniekształcanych przez maski głosów równo co do sekundy wymówił beznamiętnie regułkę. Jaki to chory świat... "nie wiemy o nich nic, niech przemówi oskarżenie"... - Wydaje mi się, że ostatnie zdanie jest niepotrzebne, skoro nie pochodzi od myśli bohatera, ale narratora. Do takich wniosków powinni dojść sami czytelnicy, nie należy narzucać im spostrzeżeń. Jeszcze bodajże w dwóch miejsce to się zdarzyło.

 

To tyle z samej techniki, teraz fabuła. Generalnie, czytając, cały czas nie mogłam się pozbyć osobliwego wrażenia, że coś mi tu nie pasuje i się nie zgadza. Jakoś chyba nie do końca podzielam Twoją logikę.

Określić samego siebie outsiderem, to pierwszy krok do uznania, że tylko anonimowość może uratować ludzi. - Tego ciągu przyczynowo-skutkowego nie pojmuję tak całkowicie. Może chodzi Ci o ludzi odrzuconych przez swoją inność? Bo z drugiej strony część outsiderów jest z tego dumna i właśnie za nic nie chce być anonimowa.

Jakoś też nie wierzę, by samo zniszczenie Facebooka miało mieć aż tak poważne konsekwnecje. Mogło być ewentualnie jakimś początkiem, ale nie powodem tak wielkich zmian. To tylko jeden z wielu portali społecznościowych. Teraz akurat jest najbardziej popularny, ale zaraz może pojawić się kolejny.

Jeszczę parę dni i zapoczątkujemy swój, taki, w którym Valerie byłaby wolna. - Nie wiem, czy w świecie anonimowości Valeri miałaby być wolna. Przecież ona właśnie chciała się różnić od innych. Chyba, że chodzi o to, że plany aktywistów ostatecznie zmieniły swój sens o 180 stopni.

I w moim odczuciu Anonumous nie walczą o anonimowość, ale ich nazwa powstała z tego, że teraz są anonimowi - jednymi z wielu ludzi na całym świecie. To właśnie internet pozwala na anonimowość, nie ją zabiera. Jasne, że ktoś może Cię wyśledzić, ale wystarczy trochę umiejętości i możesz być w sieci praktycznie całkowicie anonimowy.

Dziękowała Bogu - Cóż, nie wiem, jak w świecie anonimowości miałaby istnieć religia. Jeśli z kolei bohaterka poznała Boga w podziemiu, to mógłbyś o tym wcześniej wspomnieć.

 

Ta piosenka na końcu jest całkiem niezła, ale niespecjalnie potrzebna w moim odczuciu.

 

Podsumowując, nie twierdzę, że opowiadanie jest złe. Raczej lubię takie klimaty, ale w tym przypadku ze zbyt wieloma rzeczami się nie zgadzam lub po prostu nie pojęłam Twoich intencji. Napisane jest to całkiem ciekawie, nawet mnie dość wciągnęło tymi przeskokami akcji i czasu. Może ktoś inny bardziej zgodzi się z przedstawionymi tu teoriami. Ode mnie to tyle. Strasznie się rozpisałam, przepraszam.

Pozdrawiam!

Nienajgorsze :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Fajnie mi się czytało, tlyko, ze wzruszyłam sie po prawdzie przy cytownaym lieście valerie, a on... no nie jest Twoim dziełem. Niby nie ejst źle, ale mam mieszane uczucia wyrywajac z czyjegoś obrazu tak mocny fragment. Ale to moje wrażenie.

Zgubiłam się nieco przy lokalizacji. Zrozumiałam, że Haller ten z początku (nasze czasy), to ten sam Haller, z domu pod ziemią" (z przyszłości). Skoro tak, to nie moge połączyć logicznie tego, że zaczynał w Detroit, a zmarł pod Dublinem? I dlaczego przekazywał dziedzictwo Celtów? No chyba, że był Irlandczykiem na saksach w USA. Przez pewien czas, zmaiast czytać ze skupieniem, analizowałam rozstrzał lokalizacyjny :D.

Też nie wierze w upadek Fejsa, jako katalizatora zmian, ale czytało się bardzo dobrze. O błędach nie piszę, bo (jak wszędzie zaznaczam) autorytetem w tej materii się nie czuję.

o/

Sama literówek natrzaskałam, przepraszam. ;/

Może mi ktoś łopatologicznie wyłożyć, jak należy interpretować ten tekst? Wydaje mi się, że Autor żywi z jakiegoś powodu głęboką urazę do Facebooka, więc sobie pofolgował, dorabiając niejasną ideologię.

"podejżanych" - już wczoraj An-Elenel zwrócił uwagę na pisownię i nic- dlaczego?

 Jest takie narzędzie jak Word - nie jest doskonałe, ale większość błędów wytropi. A jest co, zwłaszcza interpunkcja.

Rozwalenie Facebooka, jako początek rewolucji anonimowości? Przecież zakładanie konta nie jest obowiązkowe. Przynajmniej na dzień dzisiejszy, a akcja sięga prawie rok wstecz. Jakoś mnie to nie przekonuje. Reszta niestety też nie.

Pozdrawiam

@AdamKB - no to ja spróbuję "łopatologicznie", choć jest szansa, że ja też nie pojąłem tego tekstu tak, jak sobie autor życzył.

Główny bohater, Haller, to buntownik z ideami, trochę anarchista. Walczy o wolność. Wydaje mu się, że tę wolność ograniczają bazy danych osobowych, które władza wykorzystuje, bądź choćby tylko może wykorzystać, przy represjonowaniu obywateli. Dlatego walczy z nimi, utożsamiając anonimowość z wolnością.

Wizja świata, przedstawiona później, ukazuje naiwność młodego Hallera. Okazuje się bowiem, że anonimowość z wolnością nie ma nic wspólnego, a świat idealnie anonimowych ludzi jest utopią, w dodatku dalece bardziej represyjną wobec obywateli. W tej części, martwy już Haller, przedstawiony jest ponownie jako buntownik przeciw zastanej rzeczywistości, do której zaistnienia sam się przyczynił.

Moim zdaniem dobry tekst, o człowieku, który chcąc poprawić świat, pomógł go zepsuć, potem próbował to naprawić, ale już nie zdołał. Przerysowany, bo i zniszczenie Facebooka nie miałoby takich katastrofalnych efektów, a i wizja Anonimowego świata także mało realna. Nie zmienia to faktu, że autor miał coś do przekazania.

Mnie się podobało.

Obawiam się, że pojąłeś zgodnie z intencją Autora. Co potwierdza moje przypuszczenie, iż Autor pisał, co pisał, chociaż czuł, że brnie w ślepy zaułek, a potem nie znalazł drogi powrotnej.

Nowa Fantastyka