- Opowiadanie: Magiczny - My niewolnicy

My niewolnicy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

My niewolnicy

Anioł wpadł do małego pomieszczenia przez szeroko otwarte okno, obijając przy tym nie tylko siebie, ale i pobliski wazon. Zapewne gdyby nie niebiańskie korzenie zakląłby siarczyście. Jednak w jego przypadku było to niemożliwe. Ograniczył się jedynie do otrzepania swojej wysłużonej szaty, poprawienia aureoli, która obecnie zamiast zwisać chyliła się ku upadkowi. Rozprostował także niegdyś śnieżnobiałe skrzydła, obecnie przypominające raczej upierzenie kruczych braci. Strasznie nie lubił latać, nie lubił także ludzi, których musiał odwiedzać. Nasz Anioł minął się z powołaniem. Nigdy nie chciał wstępować w szeregi armii niebiańskiej, a już na pewno nie planował spadania z chmur niczym samotna gwiazda. Kochał za to odpoczynek, dobrą zabawę oraz hazard. I to właśnie przez pociąg do szemranych interesów znalazł się teraz na ziemi. Dostał zadanie ostatniej szansy, ma zaledwie tydzień na spłacenie długów. Jeśli teraz zawiedzie, to może pożegnać się z rajem raz na zawsze. Postanowił więc, że choć tym razem zachować powagę, zwłaszcza, że zjawił się na miejscu, jako pierwszy. Przewaga czasu, właśnie tego teraz potrzebował. Niestety szybko okazało się, że przybył za wcześnie.

 

Adam Nowak lat siedemdziesiąt osiem należy do wymierającego gatunku. Jest, bowiem jednym z ostatnich ludzi. Prawdziwym dwunożnym człowiekiem składającym się w pełni z krwi i kości. Pomimo podeszłego wieku trzyma się całkiem dobrze. Jego syntetyczni przyjaciele zwykli nawet żartować, że jak na człowieka stał się okazem długowieczności. Choć przyjaciele to za dużo powiedziane. Resztki wymierającej cywilizacji, która postępem została wyparta z ziemi, łączyły z maszynami stosunki czysto biznesowe. Pożywienie i szansa na prawie że normalne dogorywanie żywota w zamian za jedyną rzecz, której maszyny nie potrafiły wyprodukować, energie duchową.

 

Nowak mieszkał w starym zniszczonym domku usadowionym wysoko na szczycie ośnieżonej góry. Od północy posiadał wspaniały widok na plaże jednego z oceanów, którego prawdziwości nie był pewien. Nigdy bowiem nie widział naturalnych zbiorników wodnych, a syntetycznym istotom nie potrafił zaufać. Przecież mogli coś pomylić przy tworzeniu projekcji. Adam słyszał kiedyś od swego ojca o stworzeniach zamieszkujących podwodne światy. Zawsze się zastanawiał jak w tej czerwonawej papce może cokolwiek żyć i normalnie funkcjonować. Natomiast, jeśli chodzi o pozostałe trzy strony jego małego świata wyglądały one zwyczajnie, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Od zachodu i wschodu mógł podziwiać bujne lasy tropikalne. Od południa, strony stanowiącej wejście do domu, nie posiadał żadnego widoku, z powodu braku okien. Wszystko za sprawą portalu umieszczonego w miejscu gdzie normalnie powinny znajdować się drzwi. Adam nigdy nie opuszczał swojego przytulnego gniazdka, mógł jedynie przyjmować gości, syntetycznych przyjaciół. Odwiedzali go regularnie raz w tygodniu. Badali dokładnie jego stan zdrowia. Sprawdzali ilość pozostałych kredytów oraz spełniali zachcianki, za co pobierali odpowiednie opłaty.

Kilkanaście lat temu, kiedy zmarła jego żona, Marta, Adam przestał odczuwać radość płynącą z możliwości, jakie daje mu stąpanie po ziemi. Zdesperowany zatracił się bezpowrotnie w alkoholu, papierosach i innych używkach, które dostarczały syntetyki. Zatruwał każdy, nawet najmniejszy skrawek swego ciała. Zaprzedawał tym samym kolejne kawałki swego bezcennego dobra w zamian za kolejny gram, kolejny milimetr odmierzony na strzykawce. Pewnego dnia, gdy przyjął mocniejszą niż zazwyczaj dawkę, udało mu się powrócić myślami do czasów dzieciństwa. Pogrążony w narkotycznym letargu widział, pamiętał bardzo dobrze słowa swojego przyjaciela z czasów dzieciństwa. Bolesne wizje przywołały wspomnienia świata władanego nie przez roboty, lecz przez ludzi, dumnych, silnych odkrywców nieznanego. Twórców syntetyków, ojców końca świata. Marcin, bo tak miał na imię kolega, twierdził, że nie ma na świecie rzeczy bezcennych. Człowiek przyparty do muru, bez żadnej przyszłości, znajdzie cenę na każdy rodzaj dobra, byle tylko odbić się od dna. My ludzie mamy predyspozycje do marnowania tego, co dla nas najcenniejsze. Wtedy właśnie Adam zrozumiał cel swojego istnienia. Pojął, że nie zasługuje na miano więźnia, że jako jeden z ostatnich przedstawicieli swojego jakże cennego gatunku nie będzie niewolnikiem. Poświęci się w zamian za życie wieczne. Jeśli tylko mu się uda…

 

Minęło kilka długich dni. Adam niecierpliwie oczekiwał ostatniej niedzieli miesiąca, odwiedzin swoich oddanych przyjaciół. Wiele razy przez ten czas sprawdzał stan swoich kredytów, stanowiących resztki jego energii duchowej, jego duszy. Uświadomił sobie, że pozostało mu niewiele czasu, maszyny także robiły się niecierpliwe. Nie mogły pozwolić, by ich ukochany pan Nowak umarł ze starości, nim całkowicie zaprzeda swą duszę. Syntetyki bowiem pomimo swej doskonałości posiadały jedną wadę. Prawie czterdzieści lat temu, kiedy naukowcy udowodnili istnienie życia po śmierci maszyny uświadomiły sobie, że, pomimo iż przewyższają słabszych ludzi, nigdy nie osiągną tego samego, co oni, niebiańskiej nieśmiertelności. Ludzie szybko stali się niewolnikami hodowanymi w celu pozyskania ich dusz. Człowiek jednak wybrał śmierć w przekonaniu o życiu wiecznym, maszyny niebyły wstanie temu przeciwdziałać. Duszy, bowiem nie dało się po prostu zabrać. Dusza musiała zostać oddana dobrowolnie, przelana pomiędzy nosicielami, niczym niegdyś pieniądze. Bogate i wpływowe syntetyki szybko znalazły łatwy a przede wszystkim bezpieczny sposób na pozyskanie energii. Płacili ludziom spełniając ich zachcianki, a jednocześnie izolowali ich od pozostałych przedstawicieli gatunku. Wszelkie rozmnażanie było kontrolowane i przeprowadzane w laboratoriach. Maszyny studiując historię człowieka spotkały się z dziesiątkami przypadków dręczenia pozornie słabych narodów,które wzniecając bunty, doprowadzały tym samym wrogiego najeźdźcę na skraj zatracenia. Adam bardzo dobrze o tym wiedział, musiał być niezwykle ostrożny. Każdy, nawet najmniejszy błąd byłby tragiczny w konsekwencjach.

 

Portal prowadzący do domu Nowaka uaktywnił się w akompaniamencie zgrzytów i pisków, zasypując otoczenie niebiesko-złotymi iskrami. Przez niebieską ścianę przeleciała istota przypominająca ducha. Dopiero kilka sekund po zamknięciu portalu stała się materialna. Posturą przypominała sporych rozmiarów niedźwiedzia. Wzrostem przewyższała przeciętnego człowieka niemal o metr. W całości składała się z metalowych elementów, na które ponaciągano różnokolorowe tkaniny, mające sugerować wysoką pozycje społeczna. Istota nie posiadało głowy a także nóg. Unosiła się kilkanaście centymetrów nad ziemią. Posiadała natomiast dwie pary rąk, które potrafiła całkowicie schować wewnątrz pancerza. Sunęła powoli w kierunku Nowaka, zwalniając miejsce do teleportu dla kolejnego syntetyka. Adam zadawał się nieporuszony całym zajściem. Nadal siedział w swoim ulubionym fotelu rozkoszując się prawie dziewięćdziesięcioletnim kubańskim cygarem. Delektował się łagodnym posmakiem, zastanawiając się, skąd do diabła syntetyki biorą ten cały ludzki towar. Niemożliwe, by opanowali umiejętność cofania się w czasie, przecież…

– Obiekt: cztery-dwa-dwa-osiem-jeden. Analiza funkcji życiowych. – Metaliczny głos wypełnił głowę Adama. Nienawidził, kiedy maszyny używały telepatii do komunikacji. Jednak z rozkazami nie mógł dyskutować. Dobrze wiedział, co oznacza taka inspekcja. Odłożył niedokończone cygaro, rozluźnił mięśnie, przygotowując się do badania.

Syntetyk zbliżył się do Adama. Obejrzał dokładnie jego głowę, po czym przyłożył do niej swoje mechaniczne łapy. Z metalowych części wyglądem przypominających palce wysunęły się cieniutkie przewody, które wykorzystując otwory uszne dostały się do wnętrza głowy. Cały zabieg trwał zaledwie kilkanaście sekund. Syntetyk wydał kilka dziwnych odgłosów, porażając poszczególny partie mózgu Nowaka lekkim prądem, po czym odsunął się od obiektu.

– Obiekt: cztery-dwa-dwa-osiem-jeden. Analiza funkcji życiowych zakończona pomyślnie. Przewidywany czas życia czterysta pięćdziesiąt osiem dni trzynaście godzin. Czy obiekt posiada jakieś życzenia? – Pozbawione życia pytanie zahuczało w głowie Adama.

– Tak. Chciałbym zmienić dekoracje wewnątrz i na zewnątrz oraz poprosić o troszkę medykamentów.

– Lista zeskanowana. Dekorator przybędzie za czternaście godzin, pięćdziesiąt dwie minuty. Miłego cztery-dwa-dwa-osiem-jeden. – Tymi słowami syntetyk zakończył swoją wizytację, udając się z powrotem do portalu.

 

Adam sporo myślał o nowym wyglądzie znienawidzonego lokum. Początkowo chciał, aby jego ostatnim chwilom towarzyszyły spokojne stonowane kolory. Pragnął poczuć się niczym młodzieniec w swoim pokoju dziecięcym, wypchanym po brzegi zabawkami. Jednak wszystko to było zbyt optymistycznym rozwiązaniem. Nie umiera się, nie buntuje w akompaniamencie miłości i słodkich kolorków rodem z tanich filmów romantycznych. Scena, którą zamierza odegrać, powinna być groteskowa, przepełniona smutkiem i bólem. Idealnie do tego celu nadawał się wystrój sal szpitalnych rodem z ubiegłego wieku. Posiadał starą fotografie z tamtego okresu, na której widniał jego świętej pamięci dziadek, Aleksander. Bardzo dobry człowiek. Niestety umarł z powodu bezsilności lekarzy, spędziwszy ostatnie dni swojego życia przykuty do szpitalnego łóżka. Uradowany pomysłem zerwał się gwałtownie, udając w poszukiwaniu wspomnianego zdjęcia.

 

Dekorator zjawił się dokładnie minutę przed wyznaczonym czasem. Minuta ta, bowiem zarezerwowana była na jego zmaterializowanie wewnątrz domu Adama. Syntetyczna postać posiadała osiem malutkich rączek usadowionych dookoła jej kulistego niczym piłka korpusu oraz kilka nieustannie migoczących lampek. Wielkością nie przerastała średniej wielkości arbuza. Dekorator był najmniejszym z syntetyków, jeśli nie liczyć nowo wprowadzanego modelu Nano, który miał być wszczepiany nowo wyhodowanym ludziom. Obecnie maszyny nie są wstanie czytać ludzkich myśli, mają dostęp tylko do tego, co zamierza ujawnić badany obiekt. Każda próba wydobycia innych informacji mogłaby zakończyć się niepowodzeniem uszkadzając przy tym mózg obiektu, co doprowadziłoby do szybkiej śmierci. Adam pilnował się w przypadku wymiany myśli ze swoim syntetycznym przyjacielem. Teraz, kiedy będzie przesyłać szczegółowe plany Dekoratorowi także musi zachować szczególną ostrożność. Usadowił się wygodnie na fotelu, po czym sięgnął po zdjęcie. Wpatrywał się w nie do momentu podłączenia się syntetyka do jego mózgu.

– Obiekt: cztery-dwa-dwa-osiem-jeden. Podłączenie aktywne. Skanuje. – Nowak skupił się na trzymanej fotografii starając dostrzec nawet najdrobniejsze detale.

 

Sala zero trzy pomyślał widząc ciemnoniebieską tabliczkę zawieszoną na szarej ubrudzonej ścianie, na której pęknięcia odzwierciedlały mijający czas. Wielkie łóżko umiejscowione dokładnie pośrodku fotografii przypominało Adamowi więzienne kraty, wizyty u ojca. Na ramie, z której płatami odchodziła stara biała emalia, ktoś niechlujnie zawiesił kartę chorego, wykorzystując do tego kawałek zardzewiałego drutu. Zdawało się, że lada moment tablica spadnie, z hukiem uderzając o podłogę pokrytą białymi płytkami. Kolejnym ważnym elementem wystroju były szafki poustawiane po obu stronach łóżka, metaliczne z wieloma niedomkniętymi szufladami, w których pacjenci chowali swe skarby. Adam zauważył także szklane szyby oprawione ciemnym plastikiem, na których namalowano zielonkawym kolorem najrozmaitsze liczby i wykresy. Całośc połączono rozmaitymi linami, które przytwierdzono do białych punktów na ścianie. Wszystko to było niejasne, jednak bardzo dobrze oddawało ponury nastrój, na którym tak zależało Adamowi. Zastanawiał się krótką chwilę, czy powinien wspomnieć o tych wszystkich fiolkach porozstawianych naokoło, ostatecznie stwierdził jednak, że puste i tak na niewiele się przydadzą. Odkładając zdjęcie, skupił się na elementach, które powinien dodać od siebie. Sufit pokryty zaciekami i brudem, na którym zawieszono zniszczoną okrągłą lampę z migoczącą sporadycznie żarówką. Dwa plastikowe, składane krzesła dla gości oraz kadzidło, tak kadzidło o zapachu szpitalnym, jakikolwiek on by nie był. Zwiędłe kwiaty pozostawione przez ukochaną Martę na pobliskiej szafce oraz stos karteczek poprzylepianych nad łóżkiem. Ważne przecież, by przed śmiercią wiedział, że ktoś o niego dba. Zawsze lubił przyjmować gości jednakże tylko tych żywych. Syntetycy byli odrażający, zabrali duszę Marty. Złapał się na tym, że jego myśli pogalopowały za daleko. Chcąc szybko zmienić temat pomyślał o widokach z okien. Jako iż nic nie przychodziło mu do głowy, poprosił o widok z wieżowca podczas słonecznego dnia.

– Obiekt: cztery-dwa-dwa-osiem-jeden. Skan zakończony pomyślne. Piętnaście sekund do znieczulenia. Przewidywany czas snu siedem godzin.

Nowak przebudził się dokładnie po upływie wyznaczonego czasu. Leżał w łóżku, które jeszcze nie tak dawno istniało tylko w jego wyobraźni. Uważnie sprawdził wszystkie elementy. Wszystko się zgadzało. Cały pokój zmienił się zgodnie z jego zaleceniami. Zostało mu niewiele czasu. Nie chcąc go marnować wyskoczył z łózka niczym poparzony. Paczka z medykamentami, które zamówił poprzedniego dnia leżała tuż pod portalem. Miał wszystko, czego potrzebował, z odrobiną szczęścia ocali nie tylko swoje mierne cztery litery, ale także zbuntuje się przeciwko syntetykom uciekając z ich niewidzialnego więzienia.

 

Pusta strzykawka, nie tak dawno wypełniona mieszanką, która jak uważał Adam powinna go zabić w przeciągu kilkunastu godzin, leżała na szafce tuż obok łózka. Anioł pochylił się dokładnie obserwując narzędzie zbrodni. Pokiwał przecząco głowa wyciągając papierosa.

– Widzisz coś uczynił, samobójco? Teraz przyjdzie nam czekać na niego! – Sięgnął po składane krzesło, siadając na nim nieopodal. Obserwował uważnie okno, dzięki któremu udało mu się dostać do wewnątrz. Wiedział, że niedługo przybędzie jego przeciwnik.

 

Skrzek kruków wypełnił pomieszczenie. Anioł wstając zgasił na pobliskiej szafce piątego już papierosa. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, zbliżając się nieznacznie w stronę okna.

– Wejdź, słyszałem twych braci demonie.

– Witaj, Gabrielu, stary druhu, po co te złośliwości? – Nagle, niczym za skinieniem magicznej różdżki, w pokoju pojawił się wysoki na prawie dwa metry kościotrup zwany Śmierć, otoczony czarnym ptactwem. Machnął sporych rozmiarów kosą, odganiając tym samym kruki, które w popłochu aż pogubiły pióra. Małe szkodniki, burknął pod nosem, odstawiając swą piekielną broń. Jego czarna niczym noc szata falowała rytmicznie, zasłaniając wymarzony poranek Adama. Zrzucił kaptur z trupiej czaszki, kierując wzrok na umierającego.

– Samobójca – stwierdził. – Idzie ze mną, tak mówi prawo Gabrielu. – Dodał po chwili. Atmosfera stawała się nerwowa. Rzadko zdarza się, by jedna ze stron odpuściła bez walki w tak ważnej sprawie.

– Dusza tego nieszczęśnika należy do mnie! Zjawiłem się, jako pierwszy. – Wrzasnął Anioł, niemal rzucając się na Śmierć. Dobrze wiedział jak stanowi kodeks, samobójcy nie idą do nieba. Nieszczęśnicy, którym udało się targnąć na własne życie, zgniją w piekle przemienieni w drzewa.

– Spokojnie przyjacielu, mamy jeszcze czas nim nastąpi zgon. Co powiesz na partię w karcianą wojnę?

– Dobrze wiesz, że przyjaciołom nie odmawiam – stwierdził częstując Śmierć papierosem. Gra nie trwała długo, już po czterech rozdaniach Adam Nowak opuścił ten świat pozostawiając swą duszę na pastwę dwóch hazardzistów.

– Cieszę się Gabrielu, że udało się nam dojść do porozumienia. Niezwłocznie powiadomię syntetyki o buncie jednego z ich niewolników. Gdy tylko dostanę zapłatę przeleje ci twoją dolę. – Śmierć odwróciła się na pięcie znikając w świetle wschodzącego słońca. Anioł przed odlotem po raz ostatni spojrzał w martwe, jednak wciąż otwarte oczy Adama Nowaka. Przez ułamek sekundy wydawało mu się, iż widzi łzy spływające po jego policzkach. Gdy spojrzał ponownie ujrzał już tylko śmierć. Schował słój z duszą do kieszeni odlatując przez okno na świat.

– Starczy na opłacenie kolejnych miesięcy w raju – pomyślał kierując się w stronę cytadeli syntetyków, gdzie miał dostarczyć duszę.

 

Koniec

Komentarze

Ciekawych rzeczy to się teraz uczy w szkole na jęzku polskim. Kropka w tytule? Dżisus... Brak mi słów.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Niestety przez wszystkie lata mej nauki nikt nie prouszył tego aspektu. 

Anioł wpadł do małego pomieszczenia przez szeroko otwarte okno, obijając przy tym nie tylko siebie, ale i pobliski wazon. - obił wazon?

 

Postanowił więc, że choć tym razem zachować powagę, zwłaszcza, że zjawił się na miejscu, jako pierwszy.

Mastiff

Nie to okienko kliknąłem:).

Postanowił więc, że choć tym razem zachować powagę, zwłaszcza, że zjawił się na miejscu, jako pierwszy. - coś tu nie gra w tym zdaniu.

 

Nie będę wypisywać wszystkich błędów, ale trochę tego jest. Przede wszyskim brakuje wielu przecinków, poza tym niektóre zdania należy przeredagować.

Pozdrawiam

Mastiff

Uważam, że Twoje opowiadanie jest nieco nieporadne, nieco chaotyczne, nieco zabałaganione.

Wizja świata, którym rządzą roboty, czy jak to Ty nazywasz, syntetyki, a ostatnich prawdziwych ludzi utrzymuje się przy życiu, we względnym dobrobycie, dla pozyskania ich duszy, kompletnie do mnie nie przemawia. Sporo źle składanych zdań i błędy, także nie najlepiej wpływają na odbiór tekstu.

 

”Ograniczył się jedynie do otrzepania swojej wysłużonej szaty, poprawienia aureoli, która obecnie zamiast zwisać chyliła się ku upadkowi. Rozprostował także niegdyś śnieżnobiałe skrzydła, obecnie przypominające raczej upierzenie kruczych braci.” – Nie trzeba zaznaczać, że otrzepał swoją szatę, bo przecież nie w cudzą był ubrany.

Źle opisana sfatygowana aureola. Ja napisałabym: …poprawienia aureoli, która zamiast otaczać głowę, smętnie zwisała. Unikniesz w ten sposób powtórzenia

 

„Kochał za to odpoczynek, dobrą zabawę oraz hazard.” – Mógł uprawiać hazard, a zakląć nie mógł?

 

„…szansa na prawie że normalne dogorywanie żywota…” – Można dogorywać, czyli umierać, kończyć życie, ale nie można dogorywać żywota. Można natomiast dokonać żywota.

 

„Od północy posiadał wspaniały widok na plaże jednego z oceanów…” – Na jedną plażę, czy na plaż kilka? Należy zaznaczyć, że taki widok miał od północnej strony, bo można zrozumieć, że plażę i ocean można było podziwiać od dwunastej w nocy.

 

„Bolesne wizje przywołały wspomnienia świata władanego nie przez roboty…” – Bardzo koślawe zdanie. Ja napisałabym: Bolesne wizje przywołały wspomnienia świata, którym nie władały roboty.

 

„Człowiek przyparty do muru, bez żadnej przyszłości, znajdzie cenę na każdy rodzaj dobra, byle tylko odbić się od dna.” – Kolejne złe zdanie. Ja napisałabym: Człowiek przyparty do muru, bez żadnej przyszłości, zapłaci każdą cenę za możliwość odbicia się od dna.

 

„…maszyny niebyły wstanie temu przeciwdziałać.” - …maszyny nie były w stanie temu przeciwdziałać.

 

„…mające sugerować wysoką pozycje społeczna.” - …mające sugerować wysoką pozycję społeczną.

 

„…rozkoszując się prawie dziewięćdziesięcioletnim kubańskim cygarem.” – Nigdy nie paliłam tytoniu, ale wydaje mi się, że cygara to nie wino, które z wiekiem szlachetnieje. Przez dziewięćdziesiąt lat, nawet najlepsze cygaro będzie zwietrzałe i zleżałe. Pewnie nie będzie rarytasem, chyba że dla kolekcjonera. 

 

„…osiem malutkich rączek usadowionych dookoła…” – Wolałabym, aby rączki były zamontowane lub osadzone.

 

„…nie są wstanie czytać ludzkich myśli…” - …nie są w stanie czytać ludzkich myśli…

 

„Wielkie łóżko umiejscowione dokładnie pośrodku fotografii…” – Łóżko nie było umiejscowione na fotografii. To fotografia przedstawiała łóżko.

 

„Adam zauważył także szklane szyby oprawione ciemnym plastikiem…” – Czy szyby mogą być inne niż szklane? Owszem, szyby naftowe, szyby górnicze – ale one też nie są szklane. Ja napisałabym: Adam zauważył także szyby oprawione w ciemny plastik…

 

„na których namalowano zielonkawym kolorem najrozmaitsze liczby i wykresy.” – Namalować można farbą, tuszem, nie kolorem.

 

„Schował słój z duszą do kieszeni odlatując przez okno na świat.” – Gdzie znajdowało się okno na świat?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chciałem tylko powiedzieć, że wiek cygara także wpływa na jego smak ;)

Rozumiem, że negatywnie. :-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niekoniecznie ;) Wilgoć psuje ich smak, nie wiek.

Nowa Fantastyka