- Opowiadanie: szoszoon - Wilkieł

Wilkieł

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wilkieł

Wilkieł

 

Ogień płonął jasno, oświetlając rosnące w pobliżu konary potężnych dębów oraz kamienny ołtarz, na którym leżał człowiek. Ręce i nogi mężczyzny skrępowano skórzanymi rzemieniami. Jego oczy błądziły nerwowo dookoła, choć nie było w nich strachu. Nad nim stał kapłan. W dłoni trzymał krzemienny nóż. Nieco z boku, za nimi miotało się zwierzę. Nie było to jednak zwykłe stworzenie tylko bestia, która przybyła w strony Jaćwieży z innego świata. Stwór na pierwszy rzut oka przypominał człowieka, jedynie jego głowa wyglądała jak wilczy łeb, zaś dłonie kończyły się długimi szponami.

 

– Zaczynać! – krzyknął skrępowany. W jego głosie dało się słyszeć zdecydowanie i pewność. Bystry obserwator szybko stwierdziłby, że to ktoś znaczny i budzący respekt. W istocie, na ołtarzu skrępowano Zbąda, księcia Jaćwingów, który szykował się do ostatecznego starcia ze śmiertelnym wrogiem: zakonnikami. Zbąd nie był jednak tak głupim, aby nie docenić wartości militarnej przeciwnika i nie zamierzał stawać z nimi do otwartego boju. Do walki postanowił przygotować się sumiennie i użyć podstępu, którego elementem było jego osobiste poświęcenie.

 

Kriwe skinął głową. Jego twarzy nie wykrzywił najmniejszy grymas, kiedy otworzył rany na ramionach księcia. Znał potęgę swego urzędu i rolę, jaką musiał spełniać on i jego poprzednicy. Nie robił tego również po raz pierwszy, a Zbąd nie był pierwszym księciem, który przechodził rytuał. Kiedy bestia poczuła krew zawyła głośno, a gałęziami drzew targnął nagły wicher. Łaknęła jej. Ogień jakby przygasł, a stwór szarpnął mocno powrozami, na których był uwięziony. Czterej postawni woje, którzy trzymali ją na uwięzi, omal nie upadli na ziemię. Popuścili jednak nieco sznury, aby mogła zbliżyć się do ołtarza. Zbąd zacisnął usta w oczekiwaniu na to, co miał mu przynieść los.

 

***

 

Herman wszedł do pełnej gwaru karczmy i rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jego wzrok dopiero po chwili przywykł do półmroku, rozświetlanego jedynie przez wątłe płomienie kaganków. W kącie dostrzegł wolne miejsce i ruszył przed siebie.

 

– Można? – zagadnął.

 

Mężczyzna siedzący obok skinął nieznacznie głową i powrócił do rozmyślań. Herman rozsiadł się i kiwnął ręką na karczmarza. Ten pojawił się po chwili z dzbanem wina i kubkiem. Herman nalał do pełna i upił, po czym parsknął z pogardą:

 

– Podły ten napitek u was!

 

– Aj waj! Jak narzeka to nie pije! – wyjaśnił zwięźle karczmarz łamanym niemieckim i odszedł, mamrocząc coś pod nosem.

 

Herman westchnął, pomstując w myślach na rozpasanie, w jakie popadli miejscowi Żydzi. Ale cóż począć, skoro władze zakonne popierały tych lichwiarzy za to, że godzili się handlować w miejscach, gdzie żaden szanujący się niemiecki kupiec nawet nie postawiłby nogi. Po chwili, z nudów i narastającej frustracji wywołanej marnym napitkiem, zaczął przyglądać się z ukosa milczącemu towarzyszowi. Choć jego głowę skrywał kaptur szybko stwierdził, że jest łysy jak kolano. Sprawiał wrażenie silnego, a jego dłoń była wielka jak łopata. Jednak najbardziej zaciekawiło go to, co dostrzegł na szyi nieznajomego.

 

– Cóż to za kieł taki okrutny, wilczy pewnie?

 

Mężczyzna przytaknął i upił z kubka. Jego usta zacisnęły się nieco silniej, jakby słowa Hermana przywołały jakieś upiorne, niezatarte wspomnienia.

 

– To i wielka bestia musiała być – Herman nie odpuszczał. Skoro przyszedł już do karczmy, to postanowił z kimś pogawędzić i dowiedzieć się czegoś ciekawego. Do Chełmna ściągnęło już wielu rycerzy, jednak za ich towarzystwem nie przepadał. Milczek, który siedział obok ,wydał mu się bardziej interesujący. No i rozumiał niemiecki.

 

– Ano – mężczyzna odwrócił się do swego rozmówcy i odchylił kaptur, ukazując oblicze. Prawy policzek, od oka aż po szyję, znaczyła głęboka bruzda. Herman zmarszczył czoło i skłonił się nieznacznie podając swoje imię. Rozmówca robił wrażenie i wart był, aby okazać mu szacunek.

 

– Mnie zwą Wilkieł.

 

– Dziwne imię.

 

– Prawdziwego wyzbyłem się dawno temu, po wstąpieniu do Dobrzyńców. – wyjaśnił pokazując pierścień z herbem biskupa Chrystiana. – Nie ma już na tym świecie nikogo, kto by je znał.

 

Herman skinął głową i uniósł kubek.

 

– Napijmy się więc za to, żeś tę bestie usiekł, bo mniemam, że to ona cię tak urządziła?

 

Wilkieł złapał za wisior i przeciągnął kłem wzdłuż bliźny. Jego twarz wykrzywił półdziki uśmiech.

 

– Na zdrowie!

 

Nagle w karczmie zrobiło się głośno. Ktoś trzasnął drzwiami, jakiś rycerz wpadł do środka i krzyknął na całe gardło:

 

– Zbąda pojmali! Do komtura go, na postronku jak psa prowadzą.

 

Zbąd! To imię pobudzało zarówno wyobraźnię jak i nienawiść wśród wszystkich niemieckich rycerzy. Książę Jaćwingów słynął z odwagi i okrucieństwa. Nie odpuścił żadnemu zakonnikowi, a jeńców kazał żywcem obdzierać ze skóry albo patroszyć. Wielu powtarzało zasłyszaną niegdyś historię, jakoby pojmał pierwszych rycerzy, jacy przybyli na te tereny, a następnie znęcał się nad nimi z wyszukanym okrucieństwem. Ponieważ pierwsi bracia swoją siedzibę urządzili na drzewie, otwarł ich brzuchy, przybił wnętrzności do pnia i kazał pędzić ich dookoła. Podobno zaśmiewał się przy tym do rozpuku żartując, że zakonnicy tylko w ten sposób będą obwarowywać swoje obozy.

 

Zgromadzone rycerstwo jak jeden mąż poderwało się od stołów i wśród zgiełku ruszyło ku zamkowi. Podobnie uczynili Herman i Wilkieł, który sam ciekaw był, jak trzyma się jego stary znajomy.

 

Na dziedzińcu zgromadził się spory tłum gapiów, do zamku wpuszczono jedynie rycerstwo. Było późne popołudnie, a od północy nadciągały ciężkie, śniegowe chmury. Nadchodził wymarzony czas do organizacji rejzy i wielu herbowych z Rzeszy oraz Brandenburgii ściągało do Prus, aby zaciągnąć się do krucjaty północnej i odkupić winy. Kiedy w bramie prowadzącej na dziedziniec pojawił się Zbąd, Herman mruknął.

 

– Prusowie nie lubią Jaćwingów to i nas wyręczyli.

 

Zbąd szedł z podniesioną głową. Smukła sylwetka zdradzała siłę i zdecydowanie. Wystające kości policzkowe i haczykowaty nos nadawały jego obliczu powagi. Długie jasne włosy zapleciono misternie w liczne warkoczyki. Kiedy książę przechodził obok Hermana i Wilkła, rycerz dostrzegł w jego oczach tajemniczy błysk.

 

Zbąd stanął przed obliczem komtura Winrycha na powrozie, jednak nikt, kto przyglądał się pojmanemu, nie dostrzegłby w jego postawie poniżenia czy upadku. Uniósł wysoko głowę i spoglądał po zebranych z nieskrywaną pogardą. Po obu stronach komtura, zgodnie z hierarchą, zasiedli co najznamienitsi bracia zakonni.

 

Zbąd właśnie na to liczył!

 

Kiedy tylko słońce skryło się za horyzontem szarpnął powrozami i rozerwał je w strzępy. Zgromadzeni nie wierzyli początkowo własnym oczom, jednak gdy pojmany z rykiem rzucił się przez stół wprost do gardła komtura, w sali zapanowało istne szaleństwo. Każdy, kto mógł, chciał usiec Zbąda i rzucił się w kierunku walczącego zawzięcie Winrycha. Zbąd dość szybko rozszarpał swą pierwszą ofiarę i w oka mgnieniu skoczył na następną.

 

Wilkieł wiedział, co się święci i ruszył ku wyjściu.

 

– Dokąd to? – Herman złapał go za ramię, zaraz jednak pożałował swej porywczości. Wilkieł wyszczerzył zęby i oswobodził się. – Stawaj z nami.

 

– Nic tu po mnie – mruknął obserwując jatkę. – Jak chcesz go pojmać, to chodź ze mną.

 

Herman wahał się przez chwilę, aż w końcu ciekawość wzięła w nim górę i ruszył za oddalającym się w tłumie mężczyzną. Jeszcze na dziedzińcu słyszał nieludzkie wrzaski ofiar i wycie bestii, która wdarła się do zamku podstępem.

 

***

 

Ciemność gęstniała z każdą chwilą. Wilkieł i Herman zasadzili się przy trakcie. W poprzek rozciągnęli linę, a Wilkieł przygotował sieć.

 

– Srebrna – uprzedził ciekawość Hermana. – Bynajmniej nie dla ozdoby.

 

Oczekiwali w milczeniu, zatykając usta, aby dobywająca się z nich para nie zdradziła ich położenia. Mróz bowiem tężał z każdą chwilą, skuwając lodem bagna i jeziora, które w lecie uniemożliwiały wojenne wyprawy na Jaćwież. W końcu dosłyszeli kroki.

 

Wilkieł nadstawił ucha. – Idzie na dwóch nogach – pomyślał – to i lepiej. Ma ludzką postać, co daje nam nieco więcej czasu. Kiedy Zbąd był tuż, naciągnęli linę. Książę potknął się, a wtedy narzucili nań sieć. Błysnęło srebrne ostrze, a ciszę nocną rozdarło przeciągłe wycie, które wnet ustało.

 

– Jezusie Nazareński , co to jest?!- Herman dyszał ciężko, przyglądając się leżącemu na ziemi truchłu. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Śnieg dookoła zabarwił się posoką.

 

– To plemię Żemojda.

 

– Żemojda? – Herman nadal nie do końca wierzył w to, co widzi.

 

– On był tu pierwszy – wyjaśnił Wilkieł. – Przybył dawno temu, a jego ścierwo rozpleniło się już nie tylko na Jaćwieży, ale i w Prusach. Chrystian chciał położyć temu kres, powołując do życia Dobrzyńców, ale pojawili się zakonnicy i poniechali dzieła. Teraz zajmują się tępieniem pogan, a plugastwo szerzy się niepostrzeżenie.

 

– Czy ty… – Herman wskazał na wisior – jest was więcej?

 

– Już nie – Wilkieł pokiwał głową i zabrał się do ścierwa. Owinął je mocno srebrną siecią i związał.

 

– Musimy je zawieźć do najbliższego komtura i wyjaśnić, w czym rzecz.

 

– Mówisz o Winrychu?

 

– On już takie samo plugastwo. Teraz cały zamek jest kłębowiskiem tych bestii i tylko patrzeć, jak zaczną grasować po okolicy. Trzeba do komtura Ottona, do Torunia sprawę zanieść.

 

– Tedy ruszajmy, bo szmat drogi przed nami, a nie wiadomo, co kryje się w ciemności – w głosie Hermana ciągle pobrzmiewała nuta strachu. Od dziecka nawykły do rycerskiego rzemiosła wiele widział i przeżył. Jako, że pochodził ze znacznego rodu, brał udział w krucjacie do Palestyny u boku samego cesarza Fryderyka. W Prusach szukał odkupienia win, jakich dopuścił się w latach młodości, a walka z poganami miała być łatwa i prędka. Nie spodziewał się jednak takich bestii.

 

***

 

Oddział konnych posuwał się raźno. Jeźdźcy, mimo iż zdrożeni, nie oszczędzali koni. Rozkazy od komtura Ottona z Torunia były jasne: siedlisko bestii należy wytępić jak najszybciej, jeszcze przed przybyciem oddziałów z Bawarii. Gdyby cesarz dowiedział się, co stało się z jego kuzynem Winrychem, wpadłby w gniew i wówczas pozycja zakonu na dworze osłabłaby znacząco. I tak trudno było utrzymać rzeź Chełmna w tajemnicy, a wedle tego, co mówił Wilkieł, stała się rzecz o wiele straszniejsza. Oto bowiem bestia uczyniła z ofiar swe sługi…

 

Jeźdźcom przewodził Wilkieł. Miał dość prosty pomysł, jak wytępić plugastwo, a komendę nad oddziałem zawdzięczał Hermanowi. Niemiec miał znaczne wpływy w otoczeniu komtura i tak zachwalał dokonania Wilkła, że Ottonowi nie zostało nic innego, jak zgodzić się na jego przywództwo. Do kompanii dołączył mu najbardziej doświadczonych rycerzy, którzy składali śluby milczenia, gdyż Ottonowi zależało na dyskrecji. Wraz ze zbliżaniem się do Chełmna okolica wyludniała się. Osady, jeszcze nie tak dawno tętniące życiem, były puste. Domostwa wyglądały, jakby opuszczono je w pośpiechu.

 

Kiedy dotarli do Chełmna Wilkieł wstrzymał konia i uniósł dłoń, dając znak aby oddział się zatrzymał. Brama grodu była wyrwana, a dookoła nie było żywej duszy. Przejmująca cisza zdawała się skrywać niedawne okrutne wydarzenia. Wierzchowce, mimo iż nawykłe do niebezpieczeństw, rżały niespokojnie, przestępując z nogi na nogę. Jeździec wyjął miecz i ruszył do zamku. Herman po chwili namysłu ruszył za nim. Tak nakazywał mu rycerski honor i więź, jaką poczuł z nowym kompanem. Niewiele rozmawiali, ale milczenie częściej bywało wymowniejsze niż puste słowa i czcze gadanie. Wilkieł skrywał tajemnice i Herman postanowił je poznać, a kiedyś może i spisać. Nie było na to prostszego sposobu niż pozyskanie zaufania, a to najlepiej było zdobyć w boju. Już miał przekroczyć bramę, gdy Wilkieł wyjechał mu naprzeciw. Z jego kamiennej twarzy niewiele mógł wyczytać.

 

– Uszli. Nic tu po nas. A szkoda, bo liczyłem, że zdążymy.

 

– I co teraz?

 

– Trzeba nam zebrać większy oddział i ruszyć w pogoń, nim cała Jaćwież zawyje głosem bestii! Ale rejzę trzeba odwołać.

 

Herman poczuł, jak po plecach przeszywa go lodowaty dreszcz.

 

– Zbąd nieźle to sobie wykombinował – wyjaśnił Wilkieł zsiadając z konia. Dał znać pozostałym, że urządzą tu postój. – Gdyby całe rycerstwo ruszyło na wyprawę, z pewnością padło by z łap bestii.

 

Herman pokiwał głową. Dobrze wiedział, co to oznaczało: wieczne potępienie dla pohańbionych wojów zamiast odpuszczenia win i nadziei na zbawienie.

 

– Poradzimy sobie sami?

 

Wilkieł uśmiechnął się ponuro i wykonał gest, który zawsze przyprawiał Hermana o ciarki: przesunął kłem po bliźnie i wyszczerzył białe jak śnieg zęby.

 

– A na kogo niby mamy liczyć?

 

Koniec

Komentarze

Jestem pierwsza, jak widzę.

Jak dla mnie jest to zaledwie rys tekstu - skaczesz od wydarzenia do wydarzenia, kluczowych scen właściwie nie opisujesz, albo robisz to ubogo i pobieżnie (rytuał, atak Zbąda na komtura i jego ludzi, pojmanie Zbąda itp.), praktycznie nie ma zakończenia...

Wszystko to sprawia wrażenie raczej planu wydarzeń, jakbyś tylko robił sobie notatki co ma się dziać w faktycznym opowiadaniu. Postacie nie mają żadnej głębi, żadnego rysu charakterystycznego, nie ma tu też nic, co wzbudzałoby w czytelniku emocje.

Pod względem technicznym zwróć uwagę na literówki - jest ich sporo, jakbyś nie sprawdził należycie tekstu przed wrzuceniem.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Joseheim napisała: Jak dla mnie jest to zaledwie rys tekstu - skaczesz od wydarzenia do wydarzenia, kluczowych scen właściwie nie opisujesz, albo robisz to ubogo i pobieżnie (...), praktycznie nie ma zakończenia...   

:-)  Dzięki temu nikt nie zarzuci przegadania...   :-)  

Ale fakt, galopada Tobie wyszła. To jeszcze da się strawić, ale zakończenie psuje wrażenia z lektury. Niby wiadomo, co Wilkieł planuje, lecz mimo wszystko... Zabrakło weny? Czy rozpędu? Spróbuj kontynuować. Otworzyłeś historię budzącą zainteresowanie.

@AdamKB - szczerze? Taki rekonesans zrobiłem, czy chwyci pomysł:) i nadal nie wiem!

Szczerze. Jaki interes miałbym we wprowadzaniu w błąd?  

Jeśli mnie pamięć nie myli, krytykowałem Twoje dawniejsze teksty. Kopia z erpega czy innej gry, takie tam rzeczy. Teraz, gdy przymierzyłeś się do tematu cio prawda nie nowego, ale dalekiego od wyczerpania, pokazujesz własną wyobraźnię i nie powtarzasz cudzych cudactw. Popracuj nad ciągiem dalszym; to, co zamieściłeś, lekko rozbuduj według sugestii joseheim, a potem tylko strzeż się wpadnięcia w pułapkę rozbuchanej ponad miarę wyobraźni, coś tam o Zakonie i Prusach oraz Jaćwingach poczytaj, żeby kompletnych bzdur nie palnąć, na końcu solidnie skorektuj --- spodoba się niejednej osobie.

Zbąd! To imię pobudzało zarówno wyobraźnię jak i nienawiść wśród wszystkich niemieckich rycerzy. - nie można pobudzać nienawiści, można ją wzbudzać lub budzić respekt, przemyśl to zdanie.

Ogółem, zwykle omijam te klimaty, ale czytało mi się miło i przyjemnie. Tak, jak poprzednicy wspomnieli musisz popracować nad rozbudową tekstu, bo obecnie rzucasz czytelnika na głębokie wody, udostępniając tylko kawałek wiosła ;D chętnie poczytam wersję rozszerzoną, tylko nie przesadź ;)

"Ponieważ pierwsi bracia swoją siedzibę urządzili na drzewie, otwarł ich brzuchy, przybił wnętrzności do pnia i kazał pędzić ich dookoła." - moja ulubiona tortura! Prawie jakbym dostała prezent!

Ale i tak się poznęcam:


"Nieco z boku, za nimi miotało się zwierzę. " - brak przecinka niweczy i sens i zamiar autora. Nieładnie, oj, nieładnie...

"Każdy, kto mógł, chciał usiec Zbąda i rzucił się w kierunku walczącego zawzięcie Winrycha. " - Ponieważ czytam twoje opowiadania uważnie, zdarza mi się zamyślić nad sensem niektórych zdań. Zaprawdę, powiadam ci, ni cholery nie mam pojęcia, o co w tym zdaniu chodzi, tym bardziej, że z kontekstu też niewiele wynika. Może, ale tylko może! Mogłabym się domyślać, ale jestem leniwa i wolałabym się dowiedzieć od samego autora, co też miał na myśli.

Dalszy ciąg by się przydał, bo czytało się nieźle.

Wilkła (a nie lepiej Wilkieła?) --- zupełnie nie wiem czemu --- skojarzyłem z Olbrychskim w Panu Tadeuszu ;)

 

Przyłączę się do tych, którzy ciekawi są ciągu dalszego.

 

Pozdrawiam

@Julius Fjord - Ha! Faktycznie:) widzisz, podświadomość jakże często wpływa na nasze wyobrazenia!?

Przeczytałem i cóż mogę rzec? Rzeczywiście bardziej jest to zarys historii. Wszystko bardzo szybko, bez emocji, no i bez zakończenia (co mnie naprawdę zdziwiło).
Tekst dużego wrażenia na mnie nie zrobił, i obawiam się, że nie zrobi tego nawet po rozbudowaniu. Fajnie, że wilkołakiem jest książe i fajnie, że akcja dzieje się w świecie zakonnikow i jaćwingów. Ale wydaje mi się, że pomijając miejsce i czas akcji to nic odkrywczego już tutaj nie ma i nie będzie. Może mnie zaskoczysz?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@beryl - tak w zasadzie to wszystko już napisano, więc może zamknijmy ten kram i... no własnie, co dalej? Piszesz, że nic tu odkrywczego nie ma i nie będzie - wieszczysz:) - a zaraz potem takie życzenie? Nie obarczaj mnie takimi wyzwaniami, proszę!:)

"Obawiam się, że nie" i "wydaje mi się, nie" nie oznaczają "na pewno nie" ; )
Nie czytałem jeszcze o wilkołaku w tych realiach. Nie wiem co może z tego wyjść. Swoje przypuszczenia wysnuwam po tym, co dałeś nam do przeczytania, jak już wspomniano, po ledwo zarysie. Odniosłem wrażenie, że będzie to historia o wilkołaku jakich wiele, osadzona w oryginalnych realiach, i koniec końców wizja takiego tekstu nie wydała mi się ciekawa.
Ale wszystko zależy od części składowych opowiadania, od stylu, od wielu rzeczy. Są takie historie, których fabułę niby streścić można do kilku zdań, udowodnić, że przecież to wszystko już było, ale jeśli zacznie się je czytać, okazuje się, że zostało się wciągniętym i oczarowanym.
Twoja historia jakiś tam potencjał wg mnie prezentuje, więc może warto ją rozwinąć? Jeśli to zrobisz i uraczysz nas tekstem, to chętnie go przeczytam i ocenię.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka