- Opowiadanie: baranek - Zbój

Zbój

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zbój

Wolf był zbó­jem. Pie­kiel­nie do­brym zbó­jem. Co nie zna­czy, że był do­brym czło­wie­kiem. Wprost prze­ciw­nie. Zresz­tą, gdyby był do­brym czło­wie­kiem, nie mógł­by być do­brym zbó­jem. A jako się rze­kło, zbó­jem był pierw­szo­rzęd­nym.

 

Był okrut­ny i mści­wy. Bez­względ­ny i bez­li­to­sny. Nie miał żad­nych… Nie, nie można po­wie­dzieć, że nie miał żad­nych zasad. Miał ich wiele. Pierw­sza brzmia­ła – nie zo­sta­wiać ży­wych świad­ków. Za to skru­pu­łów nie miał na pewno. Na­pa­dał, ra­bo­wał, gra­bił, palił, gwał­cił i mor­do­wał. A potem cza­sa­mi jesz­cze raz gwał­cił.

Wolf znany był w całym przy­gra­ni­czu, a jed­nak kró­lew­skiej po­li­cji długo nie uda­wa­ło się go schwy­tać. I to po­mi­mo wy­so­kich na­gród jakie obie­ca­no za naj­drob­niej­sze nawet in­for­ma­cje na temat ak­tu­al­ne­go miej­sca jego po­by­tu. Nie wy­klu­czo­ne, że po­ten­cjal­nych in­for­ma­to­rów od­stra­szał sku­tecz­nie fakt, że zbój sobie tylko (i może jesz­cze kilku prze­kup­nym po­li­cjan­tom) zna­ny­mi spo­so­ba­mi, za­wsze do­wia­dy­wał się o wszyst­kich de­nun­cja­cjach i na­gra­dzał ich au­to­rów wcze­śniej niż wła­dza. Po swo­je­mu. Naj­czę­ściej do­tkli­wie i bo­le­śnie. By­wa­ło, że osta­tecz­nie.

Wolf nigdy nie przy­stą­pił do żad­nej z licz­nych gra­su­ją­cych w oko­li­cy band. Za­wsze cha­dzał na roz­bo­je sam. Żad­nych wspól­ni­ków – to była ko­lej­na z jego zasad. Ale że był na­praw­dę dobry w swoim fachu, po­tra­fił w po­je­dyn­kę pu­ścić z dymem całą wio­skę, lub nawet nie­wiel­ki gró­dek, mor­du­jąc wprzó­dy wszyst­kich miesz­kań­ców. I znacz­ną ich część gwał­cąc.

Przy­gra­nicz­ni bar­do­wie śpie­wa­li pie­śni o okru­cień­stwach Wolfa. Swoją drogą, dziw­na rzecz z tymi bar­da­mi. Śpie­wa­ją za­wsze albo o za­bi­ja­niu, albo o nie­szczę­śli­wej mi­ło­ści. Która też w sumie bywa okrut­ną i też nie­jed­ne­go życia po­zba­wi­ła. Ale mniej­sza o bar­dów.

Pew­nej, szcze­gól­nie sro­giej zimy, a zimy w przy­gra­nicz­nych gó­rach zwy­kle są szcze­gól­nie sro­gie, od­dzia­ło­wi kró­lew­skiej po­li­cji udało się bo­wiem wresz­cie poj­mać Wolfa. Po­li­cjan­ci po­błą­dzi­li w lesie pod­czas śnież­nej za­wiei. Do chaty zbója tra­fi­li przy­pad­kiem i na swoje szczę­ście, zna­leź­li go śpią­ce­go głę­bo­kim, pi­jac­kim snem. Chata pełna była wszel­kich dóbr zra­bo­wa­nych pod­czas zbó­jec­kich eska­pad, u po­wa­ły zaś wi­sia­ły na­ni­za­ne na dłu­gie, cien­kie rze­mie­nie setki ludz­kich uszu. Uszy ob­ci­nał Wolf swoim ofia­rom, już to dla ich ozna­cze­nia, już to z po­wo­du nie­zro­zu­mia­łych zu­peł­nie cią­got ko­lek­cjo­ner­skich.

Te wła­śnie uszy stały się głów­nym do­wo­dem w roz­pra­wie, która od­by­ła się gdy po­li­cjan­tom udało się od­na­leźć drogę i do­trzeć, wraz ze zwią­za­nym w ba­le­ron Wol­fem, do naj­bliż­sze­go mia­sta. To nie była długa roz­pra­wa. A wyrok mógł być tylko jeden. Śmierć przez ścię­cie. Żeby zaś choć w nie­wiel­kim stop­niu od­pła­cić zło­czyń­cy za do­ko­na­ne prze­zeń zbrod­nie, wyrok miał być wy­ko­na­ny nie, jak to było we zwy­cza­ju, to­po­rem, a wy­jąt­ko­wo tępą, po­szczer­bio­ną piłą.

Za­przę­żo­ny w czar­ne­go kuca wózek, zwany przez co bar­dziej cy­nicz­nych miesz­czan ‘ry­dwa­nem śmier­ci’ po­wo­li tur­lał się bru­ko­wa­ny­mi uli­ca­mi mia­sta. Wolf sta­now­czo nie ży­czył sobie obec­no­ści ka­pła­na, który zwy­kle to­wa­rzy­szył ska­zań­com w ich ostat­niej dro­dze. Za­gro­ził nawet, że mimo zwią­za­nych rąk i nóg od­gry­zie kle­sze nos. I co tam jesz­cze zę­ba­mi się­gnie. Zabił wielu ka­pła­nów, a jed­ne­go, za­su­ge­ro­waw­szy się suk­nią, przez po­mył­kę zgwał­cił. O po­mył­ce tej po­wsta­ło wiele, na swój spo­sób za­baw­nych, pio­se­nek i wier­szy­ków. A Wolf nie lubił kiedy się z niego śmia­no. Dla­te­go nie­na­wi­dził ka­pła­nów jesz­cze bar­dziej niż in­nych ludzi. I dla­te­go je­chał na ‘ry­dwa­nie śmier­ci’ sam.

Roz­glą­dał się z cie­ka­wo­ścią po oko­licz­nych do­mach i za­sta­na­wiał się czy dałby radę ob­ró­cić to, miłe ską­d­inąd, mia­sto w perzy­nę. I ile wina mógł­by kupić za zra­bo­wa­ne w nim dobra.

Czasu na roz­my­śla­nia nie miał wiele. Wózek wkrót­ce do­tarł do usta­wio­ne­go na nie­wiel­kim ry­necz­ku sza­fo­tu. Po­py­cha­ny przez ka­tow­skich po­moc­ni­ków Wolf wspiął się po kilku stop­niach na pod­wyż­sze­nie i uj­rzał swego opraw­cę. Kat był męż­czy­zną wy­so­kim i po­tęż­nie zbu­do­wa­nym. Ubra­ny w czar­ne, ob­ci­słe spodnie i czer­wo­ny, skry­wa­ją­cy twarz kap­tur, cze­kał na swoją ofia­rę z za­ło­żo­ny­mi na sze­ro­kim, nagim tor­sie rę­ko­ma. Mo­car­ny­mi, już na pierw­szy rzut oka, rę­ko­ma.

– Krzep­ki jest – po­my­ślał Wolf. – Szyb­ko się uwi­nie.

Po­moc­ni­cy bły­ska­wicz­nie i mocno przy­wią­za­li zbója do le­żą­cej na drew­nia­nych ko­złach deski. Opraw­ca zbli­żył się po­wo­li do ska­zań­ca. Wi­docz­ne w wy­cię­ciach czer­wo­ne­go kap­tu­ra oczy bły­snę­ły dziw­nie. Niby to zło­wro­go, a jakby tak… po­żą­dli­wie.

– Zanim ci urżnę ohyd­ny łeb, by­dla­ku, od­bio­rę swoją za­pła­tę – po­wie­dział kat i za­czął po­wo­li roz­wią­zy­wać rze­mie­nie u por­tek.

Koniec

Komentarze

krót­kie ale skład­nie na­pi­sa­ne

czy­ta­ło się bar­dzo przy­jem­nie

Cy­tu­jąc z pew­ne­go dow­ci­pu: Nie masz ty szczę­ścia do ludzi czło­wie­ku...
Krót­kie, skład­ne, w sumie skła­da sie je­dy­nie z po­in­ty (bar­dzo przy­jem­nie zło­śli­wej). Cała treść ma je­dy­nie na celu za­ry­so­wa­nie tła to tejże.
Ale nie­źle się czyta :)
4/6

"Przy­cho­dzę tu od lat, ob­ser­wo­wać cud gwiazd­ki nad ko­lej­nym opo­wia­da­niem. W tym roku przy­pro­wa­dzi­łam dzie­ci.” – Gość Po­nie­dział­ków, 07.10.2066

Tech­nicz­nie pra­wie sobie ra­dzisz, ale hi­sto­ria pew­nie tak zmę­czy­ła, bo wart­ko­ści jej bra­ku­je. Weż po­tnij to dia­lo­ga­mi, albo co, ina­czej takie ciur­kiem-czy­ta­nie jest jak sli­zga­nie sie po lo­dzie. Niby fraj­da, ale dup­snąć łatwo.

Imię "Wolf" ko­ja­rzy mi się z Ra­do­sła­wem Wolf z filmu Psy 2. Opo­wia­da­nie fajne :)

A i mnie się po­do­ba. Skład­nie, przy­jem­nym i płyn­nym ję­zy­kiem na­pi­sa­ne. Z jajem. No i ta ra­do­sna po­in­ta:)

Dobre, dobry język. Bra­ku­je w nim jed­nak cze­goś.   Cze­goś co spo­wo­do­wa­ło­by, że chcia­ło­by się do niego wró­cić.

A mnie to od razu na myśl przy­wio­dło pe­wien, jakże traf­ny, cytat z Nar­ren­tur­mu Sap­kow­skie­go: "wy­star­czą spusz­czo­ne spodnie i chwi­la nie­uwa­gi, by ktoś nie­życz­li­wy do­brał ci się do dupy" :)

Pusz­czał nie­wiel­kie grody z dymem i gwał­cił dużą część miesz­kań­ców? Po­gra­tu­lo­wać jur­no­ści… I sam jeden sobie ra­dził. Nad­zwy­czaj­ny czło­wiek. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Zbój Wolf był, że tak po­wiem, po zbóju. A skoń­czył jak wilk, co nosił razy kilka… :-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Za­baw­ne. :) I po­ucza­ją­ce. :)

Pe­cu­nia non olet

Tak, walor dy­dak­tycz­ny wy­su­wa się na pierw­szy plan po roz­wią­za­niu rze­mie­ni. :)

Nowa Fantastyka