
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dowódca sił zbrojnych w Athelas, Gregor Verum, był niskim, brzuchatym mężczyzną z pożółkłą twarzą, na której zawsze widniał wyraz zniesmaczenia wszystkimi i wszystkim. Omiótł spojrzeniem swych szarych, przeszywających wszystko na wskroś oczu, wnętrze namiotu. Szkarłat i złoto, krew i bogactwo… Idealne barwy dla najpotężniejszego Królestwa na wschodzie – pomyślał, przyglądając się herbowi Królestwa Athelas – Najpotężniejszego, a zarazem najbardziej tajemniczego. Mimo iż był oddanym człowiekiem króla, wywiązywał się ze swoich obowiązków, a na dodatek zdobywał dla władcy kolejne królestwa, by stworzyć z nich część kraju, nie dostawał zaproszeń na zebrania Rady Królewskiej. Jako dowódca wojska samego króla powinienem tam być! Pieprzony szlachcic.
Poły namiotu uchyliły się, a do środka wkroczył sir Winston Moore, jeden z rycerzy ochraniających króla. Jego srebrna zbroja była brudna od błota i krwi, ciemnobrązowe włosy, spływające na jego ramiona, jednak nie ucierpiały. Pod pachą trzymał półhełm, a w drugiej ręce, okutej żelazem, zwitek papieru.
– Mam dla dowódcy wiadomość ze Wzgórza Światła – oznajmił sztywno, podchodząc do stołu Veruma.
– Wzgórza Światła? – Zdziwił się mężczyzna. – Nagle się mną zainteresowali? Przesyłają całuski? Hieny jedne. Nic, tylko by buszowali po papierach i sprawdzali każdego, kto ani trochę ich nie przypomina.
– Nie, panie, mają pewne informacje co do… – Rycerz położył zwitek na stole, przed dowódcą, i wyszedł pospiesznie z jego namiotu.
Ciekawe… Mają informacje, najwyraźniej ważne, i przychodzą z tym do mnie? Chciwie pochwycił kartkę i zaczął wczytywać się w słowa, na niej wypisane.
Po przeczytaniu odłożył ją, jakby była jego objawieniem. Poderwał się z krzesła, przewracając je, i szybkim, krótkim krokiem wyszedł z namiotu. Nie zwracał uwagi na grzmoty i lejący się deszcz. Przed oczami miał to, co przeczytał, nic innego się nie liczyło. Jak na kogoś, kto jest niższy od stojaka na futra, kroczył zwinnie i pewnie na króciutkich nóżkach między namiotami. Jeżeli to jest prawda, to mamy poważne kłopoty. Jeżeli nie…
Dotarł na miejsce. Niewielki namiocik był ledwie widoczny wśród tyvh szkarłatno-złotych Rady Wojennej, jednak budził w pozostałych taki sam respekt. Nie. Osoba go zamieszkująca wzbudzała szacunek. Verum wkroczył pewnie do środka. Strzała minęła jego głowę o kilka cali, przebijając płachtę namiotu.
– Dostałeś zaproszenie? – odezwał się niski, melodyjny głos z końca namiotu.
– W pewnym sensie. Mam dla ciebie zadanie.
– "W pewnym sensie" nie wystarczy. Daję ci je ja albo ponownie spotkasz się z moją strzałą. Tym razem… nie licz na pobłażliwość. Co ty na to?
Przed postacią w kapturze wylądowała skórzana sakiewka. Po ciężarze i dźwięku ocierającego się o siebie złota można było domyślić się, że ta sprawa wymaga szybkości i precyzji.
– Stoi. – Zakapturzona postać podniosła się ze stołka, chwytając kołczan, pełen strzał o czerwonych piórach. – Będziesz miał kolejne trofeum do kolekcji.
Po tym zapewnieniu wyszedł z namiotu w burzę.
Verum oklapł na stołek, na którym uprzednio siedział tajemniczy łucznik.
Jeśli mu się nie uda, każę go ściąć.
Przed chwilą byłam w lesie, a tu – proszę, jaka zmiana dekoracji. Mam nadzieję, że wszystkie wątki podwiążą się w logiczną całość.
Mimo iż był wysoko postawiony rangą, nie dostawał zaproszeń na zebrania Rady Królewskiej. – Moim zdaniem, gdyby rzeczywiście ranga lokowała go wysoko, dostałby zaproszenie na zebranie. On tylko miał tylko wysoką rangę jako żołnierz.
Pod pachą trzymał pół hełm… – Pod pachą trzymał półhełm...
Dotarł na miejsce. Niewielki namiocik był ledwie widoczny wśród szkarłatno-złotych namiotów Rady Wojennej, jednak budził w pozostałych taki sam respekt. Nie, nie namiot. Osoba go zamieszkująca. Verum wkroczył pewnie do środka. Strzała minęła jego głowę o kilka cali, przebijając płachtę namiotu. – Dostałeś zaproszenie? – odezwał się niski, melodyjny głos z końca namiotu. – Powtórzenia.
Wiem, że namioty w obozie wojskowym to zwykła rzecz, ale w tym fragmencie jest ich aż pięć.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Omiótł spojrzeniem swych szarych, przeszywających wszystko na wskroś, oczu wnętrze namiotu - ostatni przecinek o jedno słowo za szybko.
"Po ciężkości" - raczej - po ciężarze.
Co do treści - nie czytałem wcześniejszych części. To, co tu mamy jest zbyt krótkie, żeby ocenić fabułę i trochę za mało zachęcające. Chociaż końcówka nieśmiało zanęca do zajrzenia w następne części.
regulatorzy - jakoś nie przyszło mi nic innego do głowy... Poprawię to, muszę tylko synonimy znaleźć.
homar - radzę Ci przeczytać poprzednie części, bo później (jeżeli ich nie przeczytasz) nie wiem, czy coś zrozumiesz, chociaż jest to możliwe
No dobrze... Synonimów brak, więc inaczej zbuduję ten fragment.
Jestem po trzech częściach - żadna mnie nie zachęciła do dalszego czytania. Tekst jest pisany prościutkim językiem, taka też rysuje się póki co przedstawiana historia. Mam wrażenie, że kolejne fragmenty piszesz na szybko, nie przemyślawszy ich odpowiednio.
Pozdrawiam.