
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Deszcz lejący się strumieniami z nieba, przysłaniał wszystko w promieniu kilku
metrów. Szare ściany wody otaczały wszystko, z równą zaciętością siekąc ulice, budynki oraz
samochody. Zapewne więc, nawet gdyby ktokolwiek zaryzykował nocny spacer w taką
pogodę, nawet jeśli ktoś przypadkiem przechodził by teraz jedną z ciemnych ulic, nie miałby
prawa dostrzec nieprzytomnego człowieka, leżącego pod jedną ze ścian burego budynku.
Padający deszcz przybrał na sile tak, że po chwili miejskie chodniki pozamieniały się w
wartkie potoki. Zerwał się wiatr. Nocna aura jasno dawała do zrozumienia, że nie warto
opuszczać bezpiecznego schronienia ciepłych czterech ścian. Dzisiejsza noc była jedną z tych,
podczas których ludzie instynktownie woleli siedzieć zamknięci we własnych domach. Była
to noc, podczas której lepiej nie wpatrywać się w padający deszcz. Bo podczas takiej nocy
nawet zwykli ludzie mogą dostrzec…prawdę.
Niestety leżący pod ścianą człowiek, widać nie miał dość rozsądku, aby pozostać w tą
noc u siebie. Nie miał dość rozsądku, albo też jakaś nie cierpiąca zwłoki sprawa zmusiła go
do opuszczenia bezpiecznego lokum. Jakiekolwiek powody by nim nie kierowały, teraz leżał
on na chodniku, a padający deszcz zmywał z niego krew.
Wokół zaczęły gromadzić się cienie. Niespokojne cienie zwabione tutaj zapachem
świeżej krwi. Na razie trzymały się z daleka, na granicy ledwie widzialnej dla ludzkiego oka,
jednak to była ich noc…i one doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Temperatura zaczęła
gwałtownie spadać, a spowijająca wszystko ciemność zdawała się oblepiać cały świat
szczelnym całunem tak, że nawet światło ulicznych latarni było jakieś blade i niewyraźne.
Ryk silnika przedarł się przez odgłos kanonady padającego deszczu. Zalegające wokół
cienie zafalowały zaniepokojone, po czym rozpłynęły się w ciemności. Po chwili mrok ulicy
przecięły dwa snopy światła. Czarne BMW wjechało w wąską uliczkę z dużą szybkością, by
zatrzymać się, z piskiem katowanych opon dokładnie obok leżącego człowieka.
Z samochodu, nie zważając na ulewę, wysunęło się dwóch mężczyzn. Obaj ubrani w
długie czarne płaszcze. Pierwszy z nich, ten który prowadził samochód, był wysoki i
postawny, a jego twarz poprzecinana była licznymi zmarszczkami. Mężczyzna z całą
pewnością nie był stary, chociaż jego krótko przycięte włosy były zupełnie siwe.
Jego towarzysz był od niego nieco niższy, wyglądał też zdecydowanie młodziej.
Włosy i brodę miał niemal tak czarne jak nocne niebo. Właśnie on ruszył w stronę leżącego
człowieka, mrucząc równocześnie niezrozumiałe słowa.
Nagle wszystkie pobliskie latarnie zgasły,a cała ulica pogrążyła się w nieprzebytym
mroku. Stojący przy samochodzie mężczyzna sięgnął pod płaszcz, równocześnie odwracając
się do swojego towarzysza.
– Cholera, pośpiesz się Justusie – rzucił siwowłosy, rozglądając się dookoła.
Drugi z mężczyzn doskoczył do leżącego i całkowicie ignorując głębokie kałuże
uklęknął obok niego. Jednym mocnym szarpnięciem przewrócił go na plecy, ani na chwile nie
zaprzestając monotonnej inwokacji. Nieprzytomny człowiek okazał się młodym mężczyzną.
Z jego ust, nosa i rozciętego czoła bezustannie sączyła się krew, teraz spływająca po całej
jego twarzy. Po chwili jasne włosy nieprzytomnego młodzieńca poznaczone były
szkarłatnymi pasmami, których nie zmywał nawet padający deszcz. Czarnowłosy, brutalnie
rozwarł usta leżącego i wlał w nie zawartość trzymanej w dłoni fiolki, dopiero wtedy przerwał
niezrozumiałą inkantację. Mijały kolejne sekundy, a młody mężczyzna nadal nie okazywał
żadnych oznak życia.
– Na Cienie, chłopcze nie uwierzę, że przyjechaliśmy za późno – wykrzyknął
czarnowłosy, wymierzając leżącemu siarczysty policzek.
Na młodzieńcu, jednak te zabiegi nie zrobiły żadnego wrażenia, wciąż bowiem leżał
bez ruchu, w potokach wody przelewających się przez chodnik.
– Justusie, zabieramy go ze sobą, zajmiesz się nim na miejscu – stojący przy
samochodzie mężczyzna zwrócił się do swojego towarzysza, nawet na chwilę nie przestając
obserwować ciemnej ulicy.
– Nie mogę go zabrać w takim stanie Severinie. Równie dobrze mógłbyś go w tym
momencie zastrzelić.
Siwowłosy już otwierał usta do odpowiedzi, kiedy nagle coś przykuło jego uwagę.
Mężczyzna wyszeptał szybko jakieś niezrozumiałe słowa, po czym szybkim ruchem
wyciągnął spod płaszcza pistolet. Cała broń pokryta była zawiłymi symbolami, które teraz
lśniły lekką, błękitną poświatą. Severin spojrzał na swoją broń i skrzywił się wyraźnie
niezadowolony. Raz jeszcze zerknął w stronę swojego towarzysza, po czym powoli ruszył
przed siebie.
Czarnowłosy nadal tkwił przy nieprzytomnym młodzieńcu, znowu szepcząc jakieś
niezrozumiałe dla zwykłych ludzi słowa. Wszystkie mięśnie na jego twarzy były napięte do
granic możliwości. Nagle, po dłuższej chwili do uszu klęczącego mężczyzny doleciał cichy
jęk, a młodym człowiekiem wstrząsnął dreszcz.
– Chyba go mamy – powiedział cicho mężczyzna klęczący do tej pory na chodniku.
Puścił on głowę młodzieńca i chwiejnie stanął na nogach. Dopiero teraz rozglądnął się po
ciemnej ulicy w poszukiwaniu swojego towarzysza.
– W samą porę – rzucił jego partner, odwracając się w jego stronę, jednak nie
chowając broni.
– Trzeba nam się stąd zbierać – dodał. – I to szybko.
Justus wyszeptał coś półgłosem, a jego oczy na krótką chwilę rozbłysły srebrną
poświatą. Dopiero teraz rozglądnął się uważnie dookoła i mimowolnie zrobił krok w kierunku
samochodu.
– O cholera – szepnął. – Ale ich nawiało.
– Zabierajmy go stąd, bo będzie naprawdę źle – dodał pośpiesznie.
Siwowłosemu nie trzeba było drugi raz powtarzać, momentalnie doskoczył do
leżącego, schował swój pistolet i wymownie popatrzył na swojego towarzysza. Ten także
podszedł do młodzieńca, zarzucając sobie jego ramię za szyję.
– No chłopcze obudź się, już wyśniłeś swój koszmar,…teraz będziesz musiał w nim
żyć – powiedział Severin do nieprzytomnego chłopaka, pomagając Justusowi zanieść go do
samochodu.
Kiedy dwójce mężczyzn udało się umieścić nieprzytomnego na tylnej kanapie,
Severin ponownie sięgnął pod swój płaszcz, jednak nagle na jego ramieniu spoczęła dłoń jego
towarzysza.
– Daj spokój – powiedział czarnowłosy. – Przecież wiesz, że to i tak niczego nie
zmieni.
– Nasza bierna postawa też nie – odparł drugi z mężczyzna.
– Nie mamy czasu – Justus najwidoczniej nie dał się przekonać.
– Może i nie mamy, ale ja mam tutaj małą niespodziankę – uśmiechnął się siwowłosy,
po czym rzucił na środek ulicy jakiś długi przedmiot owinięty w szare płótno.
– Czy ty kiedyś dorośniesz? – Zapytał Justus, kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła.
Jednak kiedy tylko zobaczył drapieżny uśmiech towarzysza, nie czekał już na jego
odpowiedź.
– Jedźmy już – powiedział z rezygnacją i wsiadł do samochodu.
Drugi z mężczyzn poszedł w jego ślady i po chwili czarne BMW ruszyło z piskiem
opon. Wtedy wokół leżącego na drodze przedmiotu zaczął nienaturalnie gęstnieć mrok, a po
chwili zawiniątko zniknęło zupełnie, tak jakby nigdy go tam nie było.
Każdy nienarodzony wie, że wszystko co zniknie w ludzkim świecie, pojawi się w
innym, niedostępnym dla zwykłych śmiertelników miejscu. I tam po drugiej stronie
rzeczywistości, w szarym świecie podwymiaru z rozszarpywanej na drobne strzępy,
przesączonej krwią szmaty wypadł niewielki owalny kamień, a rozsiana chwilę później
Klątwa Srebra pożarła otaczające ją cienie.
Prowadzący samochód Severin uśmiechnął się kolejny raz tej nocy, a jego towarzysz
pokręcił z rezygnacją głową. Czarne BMW mknęło dalej ciemnymi, obmywanymi deszczem
ulicami.
"Deszcz lejący się strumieniami z nieba, przysłaniał wszystko w promieniu kilku
metrów." - niepotrzebny przecinek.
Powtórzenia. Sporo. I to już na początku. "Wszystko" i "deszcz". "Cienie" i "krew".
Błędy w zapisie dialogów.
Niezręczności w zdaniach i nielogiczności w opisach. Bo niby jak cienie mogłyby rozpłnąć się w ciemności?
Dużo pracy przed Tobą.
Pozdrawiam.
Fatalna edycja tekstu... Można coś z tym zrobić? Teraz tekst raczej, a nawet na pewno, nie nadaje się do czytania.
Straszne skutki wklepywania entera na końcu każdego wiersza. Naucz się, Kolego, posługiwać edytorem, bo od prób czytania tak sformatowanych tekstów tylko miga w oczach.
Niezły tytuł. I tyle.
Taka sobie ta scenka. Mnóstwo niedomówień, spod których nie wyłania się żaden interesujący pomysł. Jakiś gość leży w zaułku, jacyś dwaj goście ratują go przed jakimiś istotami i odjeżdżają - brak tu wyjaśnienia i sensu.
"Pierwszy z nich, ten który prowadził samochód, był wysoki i
postawny, a jego twarz poprzecinana była licznymi zmarszczkami. Mężczyzna z całą
pewnością nie był stary, chociaż jego krótko przycięte włosy były zupełnie siwe." - ten opis jest bez sensu. Skoro piszesz, że mężczyzna z całą pewnością nie był stary, a jednocześnie że jest siwy i ma twarz poprzecinaną zmarszczami, to by wypadało wyjaśnić, dlaczego nie był stary, skoro na takiejgo wyglądał.
Pozdrawiam.
Hmmm...tekst jest niewielką częścią całej książki, którą napisałem kilka lat temu. Jak dotąd wrzuciłem jedynie kilka fragmentów, bo znalazłem ostatnio całość i zastanawiam się, czy jest sens usiąść do tego ponownie edytować i poprawiać.
Jeżeli znalazła by się chętna osoba, która przeczytała by całość, wyraziła opinię i ewentualnie podzieliła spostrzeżeniami, co można by z tym zrobić, chętnie prześlę moje 'wypociny' na maila.
Pzdr. i w ogóle dzięki za jakiekolwiek komentarze i sugestie:)
Edytować swój tekst zawsze warto. Nigdy nie jest tak, że nie ma nic do poprawki. Ale powinno się to zrobić tuż przed publikacją, a nie potem. Chociaż znane są mi przypadki, że pisarze zmieniają coś w swoich powieściach lub opowiadaniach przy kolejnej okazji wznowienia.
A na ile stron/znaków ze spacjami jest ta Twoja książka?
I tak pytanie poza konkursem - czy nie chciałbyś napisać krótkiego opowiadania, zamiast książki i nabrać wprawy w pisaniu. I czy pisząc cokolwiek robisz do tego plan/szkic, aby się nie pogubić?
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
No więc tak...te fragmenty, które wrzuciłem są częściami tekstu który napisałem jeszcze w technikum, czyli ponad 5 lat temu. Pisałem grubo ponad rok, stąd spore rozbieżności stylu i zapewne niespójności w tekście.
'Książkę' i kilka opowiadań znalazłem, jak robiłem na komputerze porządki. Stwierdziłem, że wrzucę i zobaczę czy się do czegoś to nadaje. Dlatego też wszystko co dotąd zamieściłem na stronę, nie jest 'świeże', a ewentualnie delikatnie zretuszowane.
Cóż nie jestem polonistą, a inżynierem, dlatego też z niuansami i zawiłościami języka polskiego wziąłem, że się tak wyrażę rozwód;) Niemniej pisałem i chciałbym pisać, bo zawsze to lubiłem, a może akurat cos z tego wyjdzie.
Całość tekstu książki ma ponad 150 stron w pdf'ie, nie wiem ile to dokładnie znaków.
Odnośnie Twojego pytania o mniejsze objętościowo teksty, to chętnie o ile czas pozwoli.
Pytanie kolejne o szkic...owszem był, niemniej zmieniany kilka razy - wiem nie świadczy to dobrze o moim 'pisarskim' szlifie.
Niemniej, jeśli Byłbyś zainteresowany, aby bliżej się temu przyjrzeć, to jestem otwarty na 'współpracę'.
Cóż nie jestem polonistą, a inżynierem, dlatego też z niuansami i zawiłościami języka polskiego wziąłem, że się tak wyrażę rozwód;)
No i już wiadomo, co i dlaczego. Uległeś magii powszechnego przekonania, że tylko poloniści z racji wykształcenia i zawodu mogą, nawet muszą, poprawnie mówić i pisać... Nie pozostaje Tobie nic innego, jak przeprosić słowniki i książki, gry wywalić do kosza, zawziąć się i wyrównać braki. To jest do zrobienia i, wbrew pierwszym "bólom porodowym", nie takie straszne po nabraniu rozpędu.
Powodzenia.
Dzięki za zachętę:D
Będę pilnym uczniem.
Fragmencik, że tak powiem (napiszę) słabo zachęca do lektury reszty. Scena wyrwana z kontekstu, bez pewnych uzupełnień dotyczących fabuły, nic nie mówi o całości. Facet leży we krwi, ktoś po niego przyjeżdża (pogotowie?), niejasne zagrożenie wisi w powietrzu, odjeżdżają zostawiając niespodziankę.
Nic z tego nie wynika. Moim zdaniem prezentując fragment powinno się jak najbardziej zainteresować produktem, czyli taka reklama książki. Niestety marketing u Ciebie leży.
Pozdrawiam :)
Kiepsko, ale życzę powodzenia w nauce.
pozdrawiam
I po co to było?