- Opowiadanie: Kamahl - Mężczyzna z japonkami

Mężczyzna z japonkami

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mężczyzna z japonkami

Witam,

Jest to pierwszy mój tekst, który mam zamiar tu wrzucić. Jest króciutki, w sam raz na rozgrzewkę.

 

 

 

W noc taką jak ta, jeden nic nie znaczący dla świata człowiek nie może zasnąć. Miota się w pościeli niczym ranne zwierzę, próbują przywołać Piaskowego Dziadka.

-Wybacz – słyszy w myślach głos, który może nie być jego, choć lepiej, gdyby był – Zabrakło towaru.

Wstaje, siada przy biurku i z cichym westchnieniem łapie się za głowę. Patrzy w okno. Mrok wyszczerza swe, pożółkłe, błyszczące upiornie kły i patrzy jak rekin na ofiarę, na ułamek sekundy przed zaciśnięciem na niej szczęk. Jest w tym wzroku wszystko.

Prócz litości.

Jest sam. Pogrążony w bojach z demonami własnych myśli, choć z góry skazany na porażkę, walczy. Jakby od tego zależało jego życie. Macha na oślep wyimaginowanym mieczem pytań, na próżno starając się trafić odpowiedzi.

Poległ. Umierający Roland zwrócił swą twarz ku ojczyźnie, by ta wiedziała, że za nią tęsknił. Francja. Przetrwała tysiąc lat i wciąż gdzieś tam jest. Francja. To chyba na zachód. Wieżą Eiffela i żabie udka. Kogo by to obchodziło? Oprócz Francuzów oczywiście.

On też tęsknił. Serce szarego człowieka było wypełnione tym wzniosłym a zarazem tragicznym uczuciem, choć w ciągu wieków wieszcze ułożyli o niej tysiące wierszy i miliony wersów dla niego zawsze będzie tylko i wyłącznie żalem, po tej części jego serca, która na zawsze została wyrwana wraz z jej śmiercią.

Ona była jego żoną.

Kochał ją. Słuchał, radził się, pomagał, szanował, bronił i podziwiał.

Bogini.

Dla niego była najważniejsza. Dla reszty świata bez znaczenia. Ot paradoks.

Umarła. Do tego miała czelność zrobić to od tak, na jego oczach bez żadnego uprzedzenia. Zupełnie nie wiedział co ma wtedy robić, nawet gdyby wiedział, czy coś by to dało? Nienawidził jej za to, ale jeszcze bardziej nienawidził życia bez niej. Pustych, bezsennych nocy spędzonych samotnie w dwuosobowym łóżku, z dwiema ogromnymi poduszkami. Odkąd spał sam, zawsze budził się z głową pomiędzy nimi. I z bólem karku.

Poruszenie za oknem. To tylko gałąź. Jej ruch jest tak harmoniczny, raz po raz, w górę, potem w dół. Hipnotyzuje i uspokaja. Ruch, tak to jest to. Wstaje. Chce wyjść. Przy drzwiach wisi lustro. Wypadało by się ubrać. Na piżamę, zarzuca cienką kurtkę a na stopy japonki. Dawno temu nauczył się nie zwracać uwagi na to, że uwierają go między pierwszym i drugim palcem, a może czwartym i piątym? Jak się liczy palce u stóp? Patrzy na nie przez chwilę…Nieważne.

Otwiera drzwi wpuszczając do środka zimny podmuch, który muska go w policzek, zmuszając do odwrócenia twarzy. Patrzy na puste łóżko z rozmemłaną pościelą. Ciężko przełyka ślinę. Raz jeszcze mierzy się wzrokiem z żółto zębnym mrokiem.

-Zobaczymy, czy bez szyby też będziesz taki mocny – jego głos łamie ciszę, niczym cienką taflę lodu.

Wychodzi.

Jest zimno, mokro i brudno, ale mimo wszystko idzie. Przed siebie, zupełnie bez celu Otoczony mrokiem niczym ciepłym płaszczem. Nigdzie nie widać żółtych zębów jego towarzysza. Nie jest mu chyba do śmiechu w bezpośredniej konfrontacji z tym, z którego do tej pory tylko drwił prze szybę.

Krok za krokiem. Powiadają, że gdy człowiek się rodzi, to jakaś nieznana siła nakręca go ogromnym kluczykiem, wbitym w miejscu, gdzie plecy tracą swą przyzwoitą nazwę. Czy znaczy to, że krok niemal niezauważalnie cofa ten cały mechanizm? On tak myśli. Zębatki zatrzymują się i koniec. Dziękujemy za przejażdżkę planetą zwaną Ziemią. Ostatni przystanek. Wysiadka.

Zrzucanie odpowiedzialności, za całe zło tego świata na siły wyższe, ma być jego metodą na poradzenie sobie z własnymi problemami. Dobra próba ale i tak kończy się porażką.

Znów poległ w walce z myślami. Miecz pytań wypada mu z rąk i wbija się w zieloną równinę, pokrytą wspomnieniami. Rdzewieje i spada na kadry, czarno białego filmu z dzieciństwa, który wygląda teraz jak nakręcony w sepii. Rudy Flip bije rudego Flapa, rudogumowym młotkiem. Zabawne? Kiedyś tak, teraz już raczej nie bardzo.

Wpadł w ścianę jakiegoś budynku. Rozejrzał się dookoła. Była najciemniejsza godzina nocy. Czas szakali i skrytobójców. Za godzinę będzie świtać. Zanim mrok odejdzie, najpierw musi zgęstnieć, by zebrać ostateczne żniwo, przemijającej nocy.

Blask. Gdzieś z lewej. Przez chwilę jaśnieje, jakby tu na ziemi rodziło się drugie słońce, by po chwili zgasnąć jakby go nigdy nie było. Idzie tam. Japonki cicho stukają o brukowany chodnik.

Skręca. Uderza w niego światło, tak mocne, że mruży oczy. Dopiero po chwili odróżnia to co widzi. Dziewczynka, góra dziewięcioletnia, ubrana w przypominającą sukienkę szmatkę stoi pośrodku ulicy z zapaloną zapałką w ręku. Tuż przed nią pół metra nad ziemią wisi anioł. To on, a raczej ona emituje to światło. Rysy twarzy ma jak miła starsza pani, która obserwuje okolicę przez okno, czekając aż ostygnie jej szarlotka. Nie ma skrzydeł. Patrzy na dziecko z miłością w oczach i wyciąga ku niemu rękę.

-Babciu – wypuszczając zapałkę – Ciepło mi

-Chodź – powiedział anioł, gdy ich dłonie zetknęły się a zapałka uderzyła o ziemię i zgasła.

Mężczyzna zamrugał oczami.

Babcia zniknęła. Dopadł do leżącej na bruku dziewczynki. Była lodowata, zdawało się, że nie żyje od wielu godzin. Kolejny smutek do kolekcji. Postanowił wrócić. Musi odpocząć i zawiadomić policję o tym biednym dziecku.

Nie uszedł nawet stu metrów, gdy znów zobaczył blask. Zmaterializował się przed nim błyszczący kształt, który po chwili stał się jego zmarłą żoną. Patrzył na nią nie mogąc ruszyć nawet jednym palcem.

Była piękna, piękniejsza niż kiedykolwiek za życia. Jego bogini wreszcie w całym należnym jej majestacie, otoczona aureolą chwały i poświatą cudu. Ze szczęścia chyba pękło mu serce. Uśmiechnęła się tak szeroko, że utonął w jej miękkich ustach i nie miał zamiaru się ratować. Wyciągnął ku niej rękę a ona posmutniała. Zrobiło mu się duszno. Padł na kolana.

-Tęskniłam – brzmiała jak najpiękniejsza melodia – mogliśmy być razem. Wystarczyło tylko poczekać aż nadejdzie twój czas. Mogło…-załamał się jej głos, widocznie w niebańskiej harfie pękła struna – …być tak pięknie.

Próbował ustać ale po sekundzie grzmotnął o ziemię jak zwalone drzewo. Brakowało mu powietrza. Przed twarzą leżały jego japonki. Włożył w nie dłonie. Podniósł się, ostatkiem sił prostując ręce. Zobaczył jak po jej policzku płynie, samotna łza. Po chwili po drugim podążyła następna. Połączyły się na brodzie i jako jedna spadły. Zamiast w ulice trafiając w jedną z jego japonek, którą wyciągnął przed siebie w geście całkowitej beznadziejności.

Wtedy uderzył mrok. Dopadł go szybko, bezboleśnie. Ostatnim co w życiu widział były wyszczerzone ku niemu lśniące żółcią zęby. Umarł z wyrazem zdziwienia na twarzy. Nie do końca zrozumiał, że zmarnował to na co oboje czekali, choć każde z nich gdzie indziej.

Wylądował twarzą w kałuży brudnej deszczówki. Może ktoś znajdzie jutro jego zwłoki z przekrwawionymi oczami. Dwie ulice dalej może znajdą zamarzniętą dziewczynkę otuloną wypalonymi zapałkami.

A może wcześniej znajdą ich szczury i nikt już nie będzie pamiętał, że któreś z nich w ogóle istniało.

 

Koniec

Komentarze

Dzień dobry / dobry wieczór
Przeczytałem w całości i dokładnie dopiero za drugim razem. W moim przypadku oznacza to, że chociaż temat mi "nie leży", coś jest w jego realizacji.
Gdybyś tylko więcej, sporo więcej uwagi poświęcił interpunkcji...

Cześć Kamahl, ja, podobnie jak AdamKB, przeczytałam tekst dwukrotnie, by go docenić. Miejscami tekst czyta się bardzo dobrze, płynnie, czuje się atmosferę, klimat, momentami też wzrusza. A momentami jest dosyć toporny. Popracuj nas przecinkami, umiejscawiasz je jak w wierszu (choć sama nie czuję się mocna w interpunkcji i też mam z tym problem:) chyba, że to taki celowy zabieg.Popraw też " by ta wiedział, że z nią tęsknił" (zjadłeś/aś  literki). Opowiadanie ma swoję fajne momenty. Nie leży mi jakoś "wyimaginowany miecz pytań" choć rozumiem tę metaforę. Chętnie przeczytałabym rozwinięcie opisu radzenia sobie człowieka w samotności po stracie ukochanej, tak jak to zrobiłeś/aś  (nie może zasnąć, trzyma głowę między dwoma poduszkami itd.) niekoniecznie w kontekście metafizycznym czy fantastycznym, ale w wymiarze czysto ludzkim, choć to wtedy nie na portalu NF:) Popraw znaki a wystawię ocenę. Pozdrowienia

Dziękuje za komentarze i konstruktywną krytykę.
Literówka poprawiona, kajam się, 50 razy czytałem i jej nie zauważyłem.
Przecinki to najwieksze zło, jakie wymyślili ludzie, siedzą mi gdzieś pod czaską i cały czas wołają " To mnie postaw, tu chcę, a tu nie chcę" a ja nie wiem kiedy mam im wieżyć...
Zawsze miałem z nimi problem i staram się uważac na nie, jak tylko mogę.
Jeśli próbowałbym je teraz poprawiać efekt byłby tragiczny, to mogę wam zagwarantować.
Kontynuację mogę napisac jak rzuci mnie dziewczyna:)

No to zgadzam się na brak kontynuacji --- aż tak bolesnej ofiary nikt nie ma prawa wymagać...
Napisz coś innego. Może coś weselszego?
Szarpnij się na słownik interpunkcyjny --- Podrackiego, Dzigańskiego --- zawsze to podpórka, można sprawdzić w przypadku wątpliwości.

hahaha, nie nie, absolutnie nie mozna wymagać aż tak bolesnej ofiary;) choć z mężem i małżonką nieżle sobie poradziłęś co świadczy dobrze o wyobrażni:)pozdrawiam

Wyobraźni mi nie brak to fakt, słownik zakupię, na pożytek przyszły.
Generalnie to ja mam napisane takich różnej długości kilkanaście, teraz wszystkie przejdą obowiązkową kontrolę interpunkcyjną (niektóre już przeszły),
Wesołego coś mówisz, mam też rzeczy wesołe, tylko to jest dośc specyficzny rodzaj humoru:)
 

Specyficzne poczucie humoru może dać ciekawe efekty. Kiedy premiera?

Niedługo, ale najpierw znowu coś zuuueego:P

Ciekawe.

Ode mnie 4, chociaż uwarzam, że na tym portalu ocena ocenie nie równa.

bardzo fajne
trzyma głebie:)
pozdrawiam

Nowa Fantastyka