
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
I
Śniło mu się, że wchodzi na szczyt wielkiej góry. Później, gdy jest na szczycie, zapada się pod nim góra i jest… w… legowisku wilka, który przygląda mu się badawczo. Staje na tylnych nogach i przemienia się w… twarz… twarz człowieka….
Gentor wstał z łoża. Rozciągnął się i spojrzał przez okno. Wstawało słońce.
– Wstaje – pomyślał
Usiadł na łóżku i zaspany ubrał się. Otworzył drzwi sypialni i zszedł na dół po schodach. Skręcił w prawo do kuchni, wziął sakiewkę ze stołu i przymocował ją do pasa. Wyszedł z kuchni i wszedł do pokoju po lewej. Wyglądał on raczej jak zbrojownia. Pochwycił łuk i kołczan, które zawiesił na ramię oraz sztylet i miecz u pasa. Tak uzbrojony wyszedł z domu i od razu skierował się do uzdrowicielki gdyż od dwóch dni dokuczał mu ból prawego przedramienia.
Gdy już chciał otwierać drzwi do pracowni czarodziejki coś go zaniepokoiło. Otóż, po drzwiach chodził skorpion i czyjąś krwią pisał
-Nie wchodźcie!!!
Nie chcąc ryzykować udał się do karczmy dowiedzieć się czy już ktoś widział ten napis.
Po kilku krokach na drodze stanął mu pewien mężczyzna. Trzymał w ręku miecz gotowy do walki.
– Czegoś pan szukał u tej wiedźmy? – zapytał
– A któż to mnie pyta?
– Jam jest Rachon z Urbanii.
– A ja zwę się Gentor.
– Witam. Więc czego u niej szukałeś?
– A czemu to was interesuje?
– Gdyż wczoraj wyjechała.
– Gdzie i dlaczego?
– Podobno na zachód. Po co to ja nie wiem, ale za to wiem że pojechała sama.
– Śpieszyła się?
– Raczej nie.
– Dziękuję przyjacielu.
Musze się dowiedzieć czemu wyjechała. I od razu poszedł do stajni. Na szczęście znajdowała się po zachodniej stronie miasta.
– Stajenny!
– Komóż to tak śpieszno? O! To ty Gentorze!
– Witaj Selkchei! Potrzebuje mojego konia. Jest osiodłany.?
Selchei był to zwinny elf.
– Tak. Oto on.
Wskazał na białego rumaka.
– Jak się masz, Dert? – spytał Gentor
Koń zarżał a właściciel wsiadł na niego.
– A jeśli mogę spytać, gdzie Ci tak śpieszno?
– Muszę odnaleźć czarodziejkę. Jadę na zachód.
– A nie mógłbyś mi przypadkiem doręczyć listu do mojego przyjaciela w Arfobinii?
– Dobrze.
Ale Selchei nie czekając na odpowiedź już grzebał w biurku w sąsiednim pokoju. Wyjął z niego pergamin i wręczył go Gentorowi a tamten włożył go do sakiewki.
– Powodzenia! – pożegnał się Selchei
– Do zobaczenia! – odpowiedział Gentor
Mam nadzieję. – dopowiedział sobie w myślach i ruszył galopem w stronę bramy.
II
Gentor gdy tylko znalazł się w lesie zrozumiał jak pochopnie postąpił. Nie miał jedzenia ani ubrań.
Musze jakoś to przetrwać i wzruszył ramionami upoluje strawę a ubrania… przeżyję. I uśmiechnął się.
Jechał tak sześć godzin, gdy w oddali usłyszał rozmowę. Zszedł z konia, przywiązał do drzewa i szepnął na ucho: stój spokojnie i poszedł kilka kroków do przodu. Głosy się nasilały. Wreszcie doszedł, kto wydaje te dźwięki. Otóż, gdy wyjrzał przez krzaki zobaczył ukrytą polanę. Na środku rozpalone było palenisko, przy którym siedziało sześciu uzbrojonych w miecze mężczyzn spożywających posiłek południowy. Było jednak tam coś jeszcze. Na skraju polany siedziała przywiązana do drzewa i zakneblowana kobieta. Zapewne ta, której szukał. Postanowił ją uwolnić. Ale jak?
Nie wolno działać pochopnie – myślał
Wszedł więc na drzewo i ukrył się w liściach by podsłuchać rozmowę.
– Co z nią zrobimy Kolm? – podjął rozmowę pierwszy
– Nie wiem. A ty co myślisz Padf? – odpowiedział Kolm
– Nie wiem po cośmy ją w ogóle brali. – wyraził swoje zdanie Padf
– Zabić ją! – wtrącił się do rozmowy kolejny a reszta mu przyklasnęła
Tego już było za wiele. Gentor wychylił się zza liści i wystrzelił trzy strzały z niebywałą szybkością. Celu dosięgły dwie a ostatnia poleciała w pobliskie drzewo. Zeskoczył z drzewa i wylądował jak prawdziwy kaskader. Zrobił przewrót i już nacierał na pozostałą czwórkę z mieczem. Tamci, oszołomieni nie byli przygotowani do walki, więc Gentor wykorzystał element zaskoczenia. Zabił pierwszych dwóch jednym zamachem. Z trzecim poszło trochę trudniej. Walczyli zaciekle, lecz tu zaświadczyła o zwycięstwie Gentora siła i doświadczenie. Wybił przeciwnikowi miecz z ręki a tamten zamiast uciekać podniósł ręce do góry, lecz Gentor nie miał dla niego czasu. Przeciął go mieczem i natarł na czwartego. Zwarli się. Wreszcie Gentor kopnął go w brzuch i gdy tamten upadał, wbił w niego miecz. Podszedł do szamoczącej się kobiety i uwolnił ją.
– Tyś uzdrowicielka? – spytał
– Jam jest Anabell, uzdrowicielka. Dziękuje Ci za uratowanie życia. A któż jest moim wybawcą?
– Zwę się Gentor. Dokąd zmierzałaś?
– Do Kolii.
– To niebezpieczne tereny. Po co tam jedziesz?
– Mam pewną sprawę u tamtejszego władcy. A tyś czemuś podróżujesz tymi drogami?
– Jadę do Arfobinii. Możemy podróżować razem. Ochronię Cię.
– Dobrze. Niech tak się stanie.
I usiadła przy ognisku a Gentor przeszukał i zakopał Ciała. Gdy już się z tym uporał przysiadł się obok. Była 14:00.
– Czego chcesz w zamian?
– Chcę wiedzieć że nic Ci się nie stanie.
– Nic poza tym?
– Może jeszcze jakbyś mi uleczyła prawe ramie.
– Połóż się.
III
Gdy Gentor został uleczony, zjedli mięso upieczone przez rozbójników. Mężczyzna zjadł pierwszy i wyjął dokumenty znalezione przy przeciwnikach.
– Co robisz? – spytała czarodziejka
– Mieli to przy sobie.
Spojrzał na dokumenty. Były napisane w jakimś nieznanym mu języku.
– Przetłumaczysz mi to? – spytał
Uzdrowicielka spojrzała na nie i powiedziała:
– Nie znam tego języka. Ale wiem, kto powinien umieć go rozczytać. Znajduje się w mieście do którego podążasz.
– Poprowadzisz mnie do niego?
– Oczywiście
Po tej wymianie zdań wsiedli na konie i ruszyli w drogę.
Jechali następne pół godziny w milczeniu, aż wreszcie Gentor podjął temat:
– W Arbfonii musze dostarczyć list. Prosił mnie oto przyjaciel. A ty, co masz do zrobienia w Kolii?
– Tamtejszy władca zbiera siły by zaatakować Logię z którymi nasze miasto Uper jest w sojuszu. Muszę go powstrzymać.
– Sama wyjechałaś?
– Nie. W Arbfonii dołączy do mnie siedmiu rycerzy z bractwa Tert.
Po następnych piętnastu minutach ujrzeli rzekę.
– Spróbuję złowić dla nas kilka ryb.
Czarodziejka skinęła głową. Gentor więc wszedł do wody po kolana i zaczął wyławiać ryby jak niedźwiedź: rękami. Anabell omal nie parsknęła śmiechem. Odeszła tylko na bok i zakryła usta dłonią.
IV
Po godzinie starań złowił pięć ryb. Schował je do worka na jedzenie u konia.
– Jedziemy? – spytała
– Tak
Nim to jednak wypowiedział coś zaszemrało w pobliskich krzakach i z lasu wyłoniły się gobliny. Były to zielone, półtorametrowe, oślizgłe, człekokształtne istoty, uzbrojone w długie szpony i ostre zęby. Głodne. Bardzo głodne. Ślina im ściekała z uust, a twarz wykrzywiona była w grymasie. Okrążyły Gentora i Anabell i przysuwały się do nich wolno z wyciągniętymi rękami. Mężczyzna wyjął miecz. Na ten dźwięk na chwilę przystanęły, lecz później poszły dalej. Gdy były jakieś trzy metry od nich czarodziejka wykrzyknęła:
– Salandrrffrr!!! – wylała na ziemię jakiś eliksir i krzyknęła jeszcze donośniej – Rahpoosssss!!!!!
I….. nic.
– Co to było? – spytał mężczyzna wyraźnie zdenerwowany
– Wydaje mi się że nie mogę. Nie. Nie. To niemożliwe. – mówiła roztrzęsiona kobieta
– Co ??!!!!!!
– Mojaaa mmoc na nich nie działa. Gdy nas okrążają emanują pole anty – magiczne.
– To trzeba przełamać okrążenie! – i rzucił się na przeciwników
Gdy dwóch padło a wojownik męczył się z dwoma kolejnymi czarodziejka wykonała to samo co wcześniej, a gobliny zaczęły poruszać się pięć razy wolniej więc Gentor pozabijał je szybko.
Nagle… z tego samego miejsca gdzie wyłoniły się gobliny wyszedł wilk. Otaczała go żółta poświata. Zawarczał groźnie. Był jakieś piętnaście metrów od Gentora i Anabell. Mężczyzna przygotował broń. Wilk zawarczał jeszcze trzy razy i odbiegł do lasu. Wojownik spojrzał na czarodziejkę. Odwróciła się i usiadła na pobliskim drzewie.
Nie będę jej teraz niepokoił – pomyślał. Podszedł do ich koni i przywiązał je.
V
Usypał z liści dwa posłania i zaczął zabezpieczać teren dookoła całą siecią linek, dzwonków i talerzy. Wszystko dała mu Anabell.
Czy to nie dziwne? – pomyślał ale nie chciał drążyć tematu
Położyli się w swoich kupkach a Anabell zaczęła:
– Wilk zwiastuje wojnę. Taki z poświatą, wojnę uniccestwiającą ddany gatunek – i zaczęła łkać
– Ale nic nie można z tym zrobić? – spytał
– Jedynie odcinając mu głowę
– Mam na to sposób – i zaczął szukać miecza
– Nie, nie. Nie zwykłym narzędziem. Nie dosięgnie go. W rdzeniu góry Senn znajduje się łuk przymierza.
– To czemu nikt do tej pory go nie znalazł?
– Ponieważ bronią go przeróżne stwory.
– Nie może tam wkroczyć cała armia?
– Chodzi o to, że łuk nie pokaże się więcej niż dziesięciu ludziom naraz.
I położyli się spać.
Twarz kobiety.
VI
Gdy się obudzili była jeszcze noc. Lecz nie leżeli już na posłaniach z liści, lecz zwisali z gałęzi drzewa a otaczały ich istoty zwane Ralami. Były to małe osobniki, trochę większe od krasnoludów. Nie miały bród i zwykle nosiły przetarte ubrania. Zwykle utrzymywały sojusz z ludźmi, elfami i krasnoludami – trójcą sprzymierzonych, lecz w dzisiejszych czasach nie byli przychylnie nastawieni. Ci trzymali w rękach małe topory i uśmiechali się mściwie.
Annabell też się obudziła. Spojrzała z pogardą na rzezimieszków i szepnęła Gentorowi:
– Łuk nie załatwia wszystkiego. Gdy unicestwimy wilka nie zginie nasz gatunek, lecz możemy być więzieni i torturowani z rąk Rena – władcy Kolii.
– To musimy się jakoś obronić – odszepnął i uśmiechnął się chytrze. Dobrze zrozumiała oco mu chodzi – trzeba zjednoczyć wszystkie rasy, jakie się da.
– Dość pogaduszek! – krzyknął jeden z Ralów
– Chcę mówić z waszym królem! – odkrzyknął Gentor
– A niby jakie masz do tego prawo?
– Jestem posłanką ludzi. Króla Delosa. – odpowiedziała Anabell
– To gdzie masz pismo? – spytał inny
– Nie dano mi go ze względu na to, gdyby napadli nas wrogowie lub bandyci.
Podziałało. Ralowie wydali aprobujące pomruki i jeden z nich, zapewne przywódca grupy przemówił:
– Rozwiążcie ich.
Posłusznie wykonali polecenie, a Gentor i Anabell upadli na ziemię. Wstali i otrzepali się z ziemi.
– Co wy tu! – zakrzyknął Gentor lecz Anabell go uspokoiła.
– Cicho, zapomniałeś już o naszej misji? – szepnąła mu
Jeżu kolczasty, co tu robią te czarne dziury?? Zmniejsz je do rozsądnych rozmiarów, odstraszają od czytania...
Dlaczego nic nie wiem o kolejnym konkursie na grafomanię?
Czy mi się tak tylko zdaje, że te czarne dziury, to pola tekstowe dla uzupełnienia przez czytelników? A może to tekst niechlujnie przygotowany do publikacji? Fakt, że portalowy edytor tekstu jest beznadziejny, ale to nie zwalnia z obowiązku autora, to lepszej oprawy wizualnej publikowanego tekstu. Masz możliwość edycji, więc popraw. My, pisząc komentarze takiego komfortu (jeszcze) nie mamy.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Bardzo beznadziejne., prawie tak beznadziejne, jak sposób edycji opowiadania.
Chce usunąć tr "czarne dziury", ale co chce usunąć to mi się jakiś filmik pojawia na ekranie
Beznadziejne - jakbym czytał opis jakiejś gierki, logiki - zero absolutne.
Mam dokładnie takie samo wrażenie jak Eferelin - dialogi wyciągnięte z gry, reszta zresztą też. Poczytaj szanowny Autorze trochę dobrej literatury np: Lema, Sienkiewicza, Sapkowskiego.... czy nawet Harrego Pottera i bierz z nich przykład.
Poczytaj trochę normalnej literatury. Zobacz, jak to tam wygląda. Spróbuj ponaśladować.
pozdrawiam
I po co to było?