- Opowiadanie: J.Ravenfield - NATURA SKORPIONA

NATURA SKORPIONA

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

NATURA SKORPIONA

NATURA SKORPIONA

 

 

***

 

 

Skorpion zapragnął, by się przeprawić na drugi brzeg wielkiej rzeki. Zobaczył Żabę.

– Żabo, Żabo! Przewieź mnie na swoim grzbiecie na drugi brzeg rzeki, proszę. Wiesz przecież, że nie potrafię pływać. Odwdzięczę ci się – obiecuję.

– Wiem – odpowiedziała Żaba – że masz na końcu ogona wielki zatruty kolec. Boję się ciebie.

– Och, Żabo, Żabo – Skorpion na to – przecież wiesz, że tego nie zrobię – nie użyję tego kolca przeciw tobie. To by było nierozsądne: sam bym się wtedy utopił.

Żaba – nie znajdując żadnych uchybień w tej argumentacji – zgodziła się. Jednak kiedy tylko wypłynęli, Skorpion uderzył Żabę kolcem.

– Skorpionie! Zginiemy teraz oboje! Sam mówiłeś: ”to nierozsądne”…

-Tak – powiedział skorpion, krztusząc się wodą – Jednak nic nie mogę na to poradzić – taka już moja natura…

 

 

 

***

 

 

 

– Co myślisz o tym Ego77 ?

– Given Fink. Czterdzieści jeden lat. Żona, dwoje dzieci. Kwalifikacje – dość wysokie. Negocjator. Ratownik. Ale – o, widzę – w razie czego i niezłą rozpierduchę potrafił zrobić. W swoim czasie nastawiony na standardowy sukces. Całkowita zmiana wektora orientacji przed trzema laty. Teraz: niespokojny, labilny emocjonalnie, depresyjny… Poczucie utraty sensu – ostre – w ciągu kilku miesięcy. Wierzący, ale poszukujący interpretacji na poziomie ekstremalnym, więc z dużym dystansem do typowej praktyki religijnej – chrześcijańskiej znaczy, bo jest ochrzczony. Wrażliwość, typ refleksji – żeński… Żeński?? – tak piszą ( no nie wiem – Fat nigdy takich głupot w ankietach nie pisał… ). Co tam jeszcze? Aha – podkreśla konieczność osobistego zaakceptowania misji – mądrala.

– Jak oni wszyscy…

– Tak: jak oni wszyscy. Wartość oferty? Sam nie wiem… Może komuś podpasować, owszem. Ale ryzyko duże – na pewno. Potencjał? Trudno powiedzieć… Trudno powiedzieć, co z niego jeszcze zostało.

 

– Dotychczasowe zainteresowanie ofertą?

– Na razie – zero. I nic dziwnego – kompletnie nieobliczalny. I może być niebezpieczny.

– Jak oni wszyscy.

-Tak: jak oni wszyscy… Wywalmy?

– Nie, jeszcze zostawmy, zaczekajmy trochę… Aha – poszukajcie czegoś… by móc go kontrolować jakkolwiek. Czegokolwiek…

– Nic z tego. Szukałem – oczywiście, ale to na nic. To desperat. Niby to i owo jeszcze ma, ale obawa przed utratą – zero. Z-e-r-o…

 

 

 

****

 

 

– Zabije tego skurwysyna, tego gnoja… Normalnie – zabije! Tego świra, tego… – ledwie można było wyłowić pojedyncze , niewyraźne słowa wśród głośnego charczenia – Gdybym wiedział … Przecież miałem w reku gnata!

Korgh, od kiedy ukończył siedemnasty rok życia, rzeczywiście z bronią się nie rozstawał. Tam, gdzie ludzie przemocą załatwiali swoje interesy, była po prostu niezbędna. Już dawno przestał patrzeć na świat w kategoriach dobra i zła, sprawiedliwości, lub jej braku. Musiał być skuteczny. To wszystko. Leżał teraz ze złamanym nosem, zapuchniętymi oczyma, złamanym mostkiem. I – co bolało najbardziej – ze złamanym sercem drapieżnej bestii. Czuł się, jak rekin karmiony owsianką.

 

– Szefie, zrobiłem – jak zwykle. Mam metody. Proste, ale skuteczne. Umówiłem się w starej cegielni. Zamknąłem za drucianą siatką psa – wielkie, brudne, parchate bydle, strasznie agresywne, może i wściekłe… – tu ugryzł się w język. Nie powinien konfrontować rekruta z zainfekowanym zwierzęciem. Przecież mogły być konsekwencje. Kto wykluczy możliwość fizycznego kontaktu Osiołka ze zleceniodawcą? Z jego współpracownikami?

(„Osiołkami” nazywano ich wszystkich – tych szczególnych samobójców, którzy chcieli umrzeć nie normalnie, w ciszy i spokoju, ale w akcji – realizując trudne, niebezpieczne zadanie.)

 

– Ten popapraniec przyszedł punktualnie. Duży był, nie powiem, ale – tak… miśkowato jakoś wyglądał, niegroźnie.Jak zwykle w takich razach pokazałem mu blaszaną puszkę. Powiedziałem, ze za dziesięć minut mają w nim leżeć jaja tego psa. Albo oczy. A, najlepiej – jedno i drugie. Zzieleniał wtedy. Odwrócił się. Wyglądało, że zwątpił, zrezygnował, odpuścił… Tak bywa – znaczy mięczak, albo zmotywowany niedostatecznie. Wiem, w każdym razie, jak dalej rozmawiać.

A ten… Jakby mnie kto kamieniem w łeb przypierdolił! Nic nie pamiętam, cholera. To kompletny świr!

 

– Nie zapominaj, że właśnie takich szukamy – przerwał Fidel, ale po głowie chodziło mu co innego. Podkradanie wyselekcjonowanych wcześniej Osiołków było procederem bardzo opłacalnym, ale i niebezpiecznym. Ci, którym się towar kradło, do szczególnie miłosiernych przeważnie nie należeli (do takich, co to drugi policzek chętnie nadstawiają). Było jasne jak słońce, że konkurencja o swoje się upomni. Pytanie – tylko – kiedy? Wiele wskazywało, że właśnie teraz. Może Osiołek okazał się nie – jak to bywało najczęściej – zdesperowanym podwórkowym psem, ale wściekłą, szaloną bestią? Może? Ale…Ale, jeśli to ktos taki, jak Korgh? Szkolony killer? Pracujący dla konkurencji. Nie, nie wyglądało to dobrze…

 

– Chyba chcą mi się do dupy w końcu dobrać. I to właśnie teraz…

– Co? Szefie… – Fidel szeptał do siebie, bardzo cicho, Korgh nie mógł go więc słyszeć.

– Nie, nic… tak tylko… Posłuchaj, meldujesz się u mnie od razu po wyjściu z tej śmierdzącej umieralni!

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Koniec

Komentarze

Czekam na dalszy ciąg. 

            Napiszę.  Obiecuję – wszystko napiszę: i dalszą część „ Natury skorpiona” , i „BACO”, i „Psy” – takie , jak trzeba. Tyle, że…

 Mam czasami w pracy… bardzo dużo pracy. Nie chcę również ( uczę się na błędach ? ) pisać byle jak ( by potem p. Adam napisał, że wszystko to g. warte, bo się śpieszę – jak do pożaru ). To, co wyślę, nie będzie może wersją ostateczną, jednak byle czego wysyłać nie chcę. Pozdrawiam. Liczę na wyrozumiałość i zrozumienie. 

 

PRZYPOWIEŚCI.

Sam się zastanawiałem - co to właściwie jest?

 Te moje opowiadanka… „ Samotny ojciec i wieczna nadzieja”, „Najwyższa racja stanu”, „ Kot… i natura zdarzeń prostych” , „Zegarmistrz Światła” ( i inne – nigdy jeszcze nie czytane, do czytania nie udostępnione,  „jeszcze” i – być może – „nigdy”). Hmm… , to są PRZYPOWIEŚCI.

„Kot…” nie jest tylko surrealistycznym opowiadankiem ( w którym mogę wszelkie medyczne realia postawić na opak). O nie! To jest przypowieść o DRODZE do zrealizowania ZADANIA. Cel wydaje się błahy, droga prosta… a jednak... Cel się wymyka, na drodze coraz to nowe zakręty… Czy zdani jesteśmy na porażkę?

„Samotny ojciec…” – to opowiadanie o … sercu. Które wyrzuca nam nasze słabości, zaniedbania i zaniechania. Które szybciej bije kiedy pojawia się NADZIEJA,  i które czasami zmusza nas, by pójść na skróty i zaprzepaścić SZANSĘ.

„Zegarmistrz” jest przypowieścią o drodze do zbawienia i o naturze… przypowieści. To temat obszerny i dość zagmatwany. Chętnie bym o tym wszystkim opowiedział, ale jeszcze nie wiem jak i gdzie. Może publicystyka NF?

 AVE

Nowa Fantastyka