Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Pisać? – Tak. działo to się w Świecie równoległym, opisuje to by nie zapomnieć.
Był u swoich. Dobrze się czuł na oddziale, nikt go się nie czepiał. Z radością zawsze witali. Raz wręcz trafił na zabawę – taniec, kawę oraz ciasto. Kamil myślał tylko o łóżku, kobiety siedziały przy nim pół godziny i łagodnością i zrozumieniem jego problemów, prawie zmusiły go by tańczył z nimi, to mu pomogło.
Znał prawie wszystkich pacjentów oddziału psychiatrycznego numer I. Byli zwartą grupą wspierającą i akceptującą się mimo choroby psychicznej. Dużo było wybaczane, czego nie ma na „zewnątrz”. Niektórzy mieszkali ty od lat.
– Przyjęli dziś nowego pacjenta. – ktoś krzyknął.
Nie był jeszcze w szpitalu psychiatrycznym. Kamil z „takimi” nie rozmawia. Bo co ma im powiedzieć? Jak nalegają to wysłucha. I tak się stało. Był niższy od niego i piekielnie chudy, terkotał bardzo szybko. Już od dwóch dni narzucał się, zresztą przy okazji każdemu przymilając się. w końcu pielęgniara wygadała się:
– on ma sprawę sądową o gwałt.
Powiedziała to zaufanemu pacjentowi, pół godziny później wszyscy wiedzieli.
Kamil mógł posłuchać tej opinii – nie posłuchał.
Lutek chodził w koło drzwi wejściowych, bez klamki. Nie mógł podświadomie zrozumieć, że nie może wyjść. Świadomie fascynował go zamek w postaci trójkąta, podobnie jak w pociągach. Wszyscy to przechodzą.
Lutek namówił Kamila, by z nim wyszedł na zewnątrz:
– Duszę się w oddziale, nie upłynął jeszcze tydzień i nie mam wolnych wyjść. Proszę … Kamil wyjdź ze mną, proszę …proszę… plis.
Kamil był już trzy tygodnie, według regulaminu mógł wziąć za Lutka odpowiedzialność i wyjść z nim do szpitalnego parku i lasu. Nie miał go obezwładniać w chwili ucieczki tylko powiadomić pielęgniarkę z oddziału i to szybko.
Spacerowali, Lutek był uśmiechnięty i radosny jak młody piesek, a miał grubo po trzydziestce. W starym zapuszczonym sadzie Kamil wziął kij i strącił sobie dwa jabłka.
– Co robisz? Tak nie można.
– Jak chcesz, to strąć sobie jabłko. To świetna zabawa. – Zignorował Lutka uwagi, on wie najlepiej.
Kamil wiedział, że jabłka są niczyje, od lat nie zbierane, zresztą niedużo ich zostało. Lutek strącił kilka jabłek, a resztę zebrał z trawy i tak obładowany wrócił na oddział.
Następnego dnia Kamil dowiedział się o przejściu na oddział dzienny, otwarty. (Na tym oddziale jest się od rana do popołudnia, a resztę dnia w domu.) Wyszedł na łąki zadowolony i położył się w wysokiej trawie by oglądać niebo. Zasnął od razu. Obudził się, a raczej tak mu się zdawało. Podniósł głowę i zobaczył nad dachami szpitala krążące zjawy. Duchy osób zmarłych były przerażające, wlatywały na oddziały i wylatywały rechocząc z trupim śmiechem. Zobaczył prom z filmu „ Enterprace” jak ląduje na ścieżce szpitalnej. Odwrócił się i nad lasem widział myśliwce klonów „Lorda Vadera” jak spotykają się w walce z statkami rebeliantów. Z boku stały „Gwiezdne wrota” tuż obok niego, ale nieaktywne. Zobaczył z daleka idące z lasu postacie z filmu „ Babilon V”, przyglądały się jak statki „cieni” nie lądowały na dachach oddziałów tylko zostały wchłonięte przez budynki.
Kamil nie był przerażony, westchnął i położył się, pomyślał, „tyle już widział w szpitalu, nuda”. Zerwał się wiatr i obudził Kamila, nie pamiętał snu.
Na oddziale dziennym Lutek pojawił się po dwóch tygodniach. Drżał jakby w gorączce, był upał, a on jak na mrozie w podkoszulku. Na dzienny przyjeżdżała mama Lutka, rozmawiała z jego znajomymi. Kamila nie ominęła. Chodziła w kosmicznie wielkich okularach, przez które nic nie widziała. Pokazywała, że też jest dziwna. Broniła Lutka jak lwica, była nauczycielką na emeryturze. Mała niepozorna i przy tym wredna. Dla Lutka to był trudny okres, nie ukrywał tego i że chce się wymigać od skazania przez sąd. W sekrecie mówił o łapówkach, jakie dał lekarzom, by dostać papiery „wariata”. Udało mu się.
Kamil wyszedł ze szpitala. Po kilku miesiącach, Lutek odwiedził go, był pewny siebie, zupełnie inny i niesamowicie bezczelny.
Odwiedził Lutka po kilku dniach, nudził się, gość zajmował mu czas. Liczył na wdzięczność za opiekę na całodobowym.
– Lutek przyjdź z jakąś koleżanką do mnie na film video.
– Będę za tydzień.
Przyszedł z Jolą i zdziwił Kamila. Jola starała się o niego, ale była za bardzo dziwna. Wierzyła, że „obcy” przyjdą i zabiorą ją do raju. Drogą dotarcia tam jest biblia i bardzo gorąca modlitwa, co zresztą robiła. Lutek od początku intensywnie i z zapałem ją obmacywał. Kamil nie wiedział co jej obiecał Lutek, wszystko wskazywało, że zgodził się z nią.
– Kamil zrób kawy i puść film. – rozkazała Jola.
Była u niego już trzeci raz, zawsze z Lutkiem.
– Kawa jest gotowa, przyniosę z kuchni, spoko.
– No, puść ten film.
Miał niespodziankę, wypożyczył pornosa i nie powiedział o tym.
– To puszczam.
Po minucie oglądania Jola krzyknęła.
– Wyłącz to natychmiast. – I zasłoniła oczy.
Jola i Lutek przestali się obmacywać, ona rozkazała:
– Wychodzimy, takie rzeczy to dopiero w raju jak nas zabiorą. Nie będę tego oglądała. Ty Lutek też. Pasi? Co?… Idziemy.
I nie pojawiła się więcej u Kamila.
*
Po powrocie z pracy za granicą Kamil kupił samochód. Chwalił się wszystkim znajomym, pojechał też do Lutka. Jole też miał odwiedzić.
– Lutek kupiłem samochód.
– A gdzie jest?
– Stoi przed blokiem, tu pod twoim oknem. – I pomyślał milion dolarów za jego minę.
– Aaa.
Lutek wyglądał bardzo głupio, sponiewierany.
Po dłuższej chwili arogancko poinformował:
– Ja byłem na giełdzie, ale nie znalazłem nic dla siebie odpowiedniego. Potrzebny duży samochód do przewożenia szyldów. Założymy spółkę? Potrzebuje zleceń na szyldy. Dam ci spory procent od zysku.
– Spoko, jak jest robota to się zrobi. Przygotuj mi materiały: ścinki kolorów foli i zdjęcia szyldów jakie zrobiłeś.
Znał się na tym był przedstawicielem handlowym w różnych branżach.
– Kamil to nie problem, przyjedź za tydzień, będą.
Nie pojechał do Joli, zajął się pracą, zbierał zamówienia i dobrze mu szło. Jak zarobił kilkaset złotych, na spokojnie pojechał do Joli.
– Kupiłem samochód i współpracuje z Lutkiem.
– Nie mów przy mnie tego imienia. – krzyknęła.
– Co się stało?
– Jest tutaj? W samochodzie?
– Nie.
– Nie ma tu wstępu, sąsiedzi wiedzą. Zostanie obity, jak tu się pojawi. Nie chcę o tym mówić.
– Ale Co?
– Wiesz co On mi zrobił? Więcej nie powiem. Dobrze, że jesteś.
Kamil nie pytał więcej o Lutka. Pił herbatę i myślał rozmawiając z Jolą. Jaki scenariusz? Lutek wymusił seks, albo zgwałcił. Jola nie chce rozmawiać, to jest może ten powód. Dyskretnie i delikatnie pożegnał się i wyszedł. Nie dała mu szansy by zareagować.
Po kilku dniach pojechał do Lutka, chciał wypytać go.
– Cześć, mam tu następne zamówienia, jest ich pięć.
– Chcesz obejrzeć moje obrazy z liceum plastycznego?
– Tak chętnie. Gdzie masz te obrazy?
Jego mama wchodzi ze sztalugami i koń czy malować kwiatki farbami olejnymi. Lutek milczy. Po chwili mama odzywa się z pretensją:
– Przecież ich nie masz, oddałeś szkole.
– Mamo slajdy? Dasz mi je, ja zasłonie okno?
W trakcie przygotowań do wyświetlenia slajdów, Kamil wysłuchuje pochlebne przemówienie na temat artystycznej „duszy” syna. Mijało się to z prawdą, bo obrazy na slajdach były mierne.
W końcu zapytał o Jolę, jak już był sam na sam z Lutkiem. Usłyszał obszerne wyjaśnienie, tylko nie na temat:
– Nie wiem o co jej chodzi? Nie chodzę tam, ona jest chora i wymyśla „niestworzone rzeczy”.
Te kobiety… kiedyś TAKĄ zatrudniłem, chciałem zwolnić bo leniwa, a ona oskarżyła mnie o gwałt. Kiedy byłem w szpitalu, na moją działalność gospodarczą wykonała dużo szyldów i wtedy nie była leniwa. Teraz nie mam pieniędzy, spłacam dług w Urzędzie Skarbowym.
Kamil nie dochodził prawdy, nie da się. Milczał, Lutek mówił szybko i zagadał go. Pomyślał, znowu jakieś problemy i po kilku minutach ulotnił się. miał wrażenie, że Lutek jest z kosmosu i tam spędził dzieciństwo. To nie jest cool, ale praca to pieniądze.
Po kolejnym miesiącu postanowił upomnieć się o wypłatę. Przyjechał do niego.
– Dobrze, że jesteś w domu. obliczyłem, zarobiłem ponad tysiąc złotych. Kiedy umówimy się na wypłatę?
– Spójrz na ten kolor folii, nadaje się na tło do tych liter, czy dać jaśniejszy?
– LUTEK, mówiłem o wypłacie.
– No wiesz… sam chciałeś pracować i pomagać mi, nie wspomniałem o pieniądzach. Teraz muszę wyjść, jak będziesz miał kolejne zamówienia to przyjedź.
Przez kilka dni Kamil myślał o znajomości z Lutkiem. Jaki był na zamkniętym, a jaki jest teraz. Przyjechał do niego i zagroził mu. W końcu Lutek wygrzebał z szuflady pięćset złotych i zapłacił mu. Nie chciał dalej współpracować pokazując Kamilowi, że go obraził.
Po jakimś czasie Kamil krzyknął w swoim mieszkaniu:
– Nigdy więcej nie ufaj takim ludziom GŁĄBIE. I przypomniał sobie, że go ostrzegano przed tym „człowiekiem”.
Po latach usłyszał od koordynatorki, jak był wolontariuszem:
– Uczmy się na cudzych błędach, a nie na swoich, bo to kosztowne.
Przekonał się do tej myśli i postanowił – na drugi raz porozmawia w takich przypadkach z lekarzami. Uprzedzili by go.
Nurtowała go myśl: Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego żyje na Ziemi? Może tam gdzieś w gwiazdach jest lepsze życie?
Tak pomyślał, ale tak naprawdę nie wierzył, że gdziekolwiek jest życie poza Ziemią.
Paweł Korzuch.
poprawiłem oddziałI ma teraz inny tytuł. niektóre rzeczy pozostały, część nie da się naprawić. brak logiki, Boże to psyciatryk. tam nawet po pięciu latach pracy pielęgniarki są "chore". opisuje rzeczywistość, ale nie do końca. oni fantazjują zawodowo. problem w tym, że uznają to za rzeczywistość. do przeczytania.
Twoje opowiadanie przypomniało mi pewną historię z przed kilku lat, kiedy odbyłem kilku dniową wycieczkę z Tajlandii do Kambodży. Kiedy przekroczyliśmy granicę i znaleźliśmy się w Kambodży, autokar zatrzymał się na prymitywnym parkingu. Wysiadłem z pojazdu i chciałem się udać w głąb dżungli, ale w pewnej chwili ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się. To był kierowca i powiedział mi, że nie wolno tu wolno tam iść, tam mogą być miny. Cały teren jest zaminowany od czasów wojny wietnamskiej. Nie udałem się do dżungli. Za to wszedłem i przeczytałem Twój tekst. Niestety, przypomina ono pole minowe, co zdanie to bomba. Prawie każde zdanie, to jakiś błąd.
Taki mały przykład, że w Twoich tekstach, wciąż brakuje logiki, to znaczy logicznego myślenia podczas pisania:
>> Lutek chodził w koło drzwi wejściowych, bez klamki. Nie mógł podświadomie zrozumieć, że nie może wyjść << --- Jak można chodzić dookoła drzwi, jak są ściany! Bo chyba to jest pomieszczenie i one są.
Od ostatniego tekstu, który ma inny tytuł, ale to - jak sam wyjaśniasz - ten sam tekst, niewiele się zmieniło. Może trochę. Dalej popełniasz te same błędy. Nie wyciągnąłeś żadnych wniosków z udzielanych rad w poprzednich komentarzach. Tekst musi być logiczny, spójny i napisany tak by dało się to w jakiś sposób czytać. Ten tekst jest nadal słaby i nie daje się czytać. Jeśli to psychiatryk to można opisać nielogiczne zachowania tych ludzi, ale autor-narrator musi pisać poprawnie, bo inaczej wychodzi kicha. Tekst jest wciąż słaby, bardzo słaby.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Trudno przebrnąć. Opis psychiatryka jeszcze, jeszcze, ale im dalej tym gorzej.
Zamiast ratować to, czego się nie da uratować napisz inną opowieść.
I błagam nie zamieszczaj tego samego po raz czwarty.
Dobry.
Tak tak tak. Istny dom wariatów z tym opowiadaniem. Przykro mi ale nie warto marnować czasu na czytanie.
Pozdrawiam.