- Opowiadanie: Dearen - Tam były drzwi

Tam były drzwi

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tam były drzwi

-Tam były drzwi… one naprawdę tam były, na miłość boską, uwierzcie mi!

 

-Spokojnie, od początku. Co wy w ogóle tam robiłyście? – psycholog robiła co w jej mocy, by pomóc policji w przesłuchaniu. Trwało ono już prawie godzinę, a ta mała jeszcze nic im nie powiedziała. Oprócz tego, że tam były drzwi. Co to w ogóle ma znaczyć? Jakie drzwi? Gdzie one były? Sama nie wiedziała co na ten temat sądzić. Albo dziewczyna naprawdę dostała na głowę, co mogło być efektem tak traumatycznego przeżycia, albo po prostu jest sprytniejsza niż się wydaje, i próbuje zamaskować swój związek ze śmiercią koleżanki udając obłęd.

 

 

 

****

 

-Jesteś pewna?– Szepnęła Julia do swojej przyjaciółki przygryzając wargę i jeszcze mocniej wczepiając palce w rękaw jej kurtki. – Nie podoba mi się to miejsce.

 

-Nie po to jechałyśmy tu ponad osiemdziesiąt kilometrów by zrezygnować, rozumiesz? Potrzebuję tych zdjęć, i to być może od nich zależy, czy wybiorą mnie do tego projektu.

 

 

 

Julia postanowiła zamilknąć. Wiedziała, jak bardzo Monice zależy na tej robocie. Jeśli uda jej się wziąć udział w projekcie nie tylko znacznie poprawi jej się sytuacja finansowa, ale również może udać jej się zyskać indeks na wydział fotografiki. Szczęście przyjaciółki było dla niej bardzo ważne, ale nadal była pełna wątpliwości. Przecież jest tyle pięknych miejsc na świecie, a ona ciągnie ją właśnie do opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Dlaczego w ogóle zgodziła się, by tam jechać? Czy Monika naprawdę nie mogła by zrobić tego sama? Ale wtedy Julia nie widziała nic złego w takiej wycieczce. Przecież co im grozi? Niepokój poczuła dopiero, gdy minęły tablicę „Owińska”. Najpierw miał postać lekkiego, ledwie wyczuwalnego ucisku na żołądku, lecz z każdym krokiem w kierunku szpitala zwiększał się, aż w końcu przybrał postać nieustających mdłości i wszechogarniającego przerażenia.

 

Julia głośno przełknęła ślinę, i by pokazać Monice, że wcale się nie boi otworzyła drzwi. Chciała wejść, jednak nie było to takie łatwe i dopiero gdy Monika zniknęła za otwartymi drzwiami, a ona została sama bezszelestnie wślizgnęła się do hallu.

 

-No chodź tu!- usłyszała i aż podskoczyła z przerażenia. Ulżyło jej dopiero, gdy ujrzała koleżankę stojącą na schodach prowadzących na pierwsze piętro budynku i poganiając ją wzrokiem– ile można czekać?!

 

-Już, już– szepnęła Julia, której przez strach ściskający gardło, coraz trudniej było mówić i szybkim, ale niepewnym krokiem ruszyła w kierunku drewnianych schodów.

 

Budynek wewnątrz był obskurny. Stara farba olejna płatami schodziła ze ścian, drewniana podłoga niemalże rozpadała się pod stopami, a skrzypiące schody były w takim stanie, że gdy Monika idąc na piętro potknęła się i mocniej chwyciła poręcz wyłamała jeden ze szczebelków. Pierwsze piętro wyglądało podobnie jak parter– miało nieco mniejszy korytarz, ale i tutaj po obu stronach znajdowały się sale dla chorych. Julia aż wzdrygnęła się, gdy pomyślała o tym, jakie praktyki w leczeniu stosowano w tych właśnie pomieszczeniach, gdy w latach 60. XIX wieku zakładano tutaj szpital, jednak nie tyle ze strachu, który powoli już przemijał, lecz ze zwykłego obrzydzenia. Zajrzała do jednego z przyległych do korytarza pomieszczeń. Bardziej przypominał celę w więzieniu, niż pokój chorej osoby, ale tego się spodziewała. Pomieszczenie wymiarami przypominało niewielki pokoik, jak te, które często spotyka się w mieszkaniach w blokach, lecz było nieco wyższe, zapewne po to, by wstawić tu łóżko piętrowe. Okienko było jedno. Niewielkie, na wysokości około dwóch metrów. W ścianach było kilka dziur po gwoździach. Julia chyba słusznie zgadywała, że nie były na nich powieszone kolorowe obrazki. Szybko jednak zorientowała się, że jest sama, więc szybko podążyła za Moniką, która, jak słusznie podejrzewała Julia, Powędrowała na drugie piętro. Wyglądało identycznie jak pierwsze. Ten sam układ pomieszczeń i wymiary. Monika już rozstawiała sprzęt do fotografii i rzuciła Julii zwiewną, białą sukienkę.

 

-Przebieraj się. Szybo, bo jest cholernie zimno i nie zamierzam tu siedzieć cały dzień.

 

Julia podzielała jej niechęć więc od razu zmieniła ubranie w sąsiednim pokoju i ustawiła się do zdjęcia.

 

-Ciut wyżej rękę– pstryk. – głowa bardziej w prawo– pstryk.-spójrz w stronę okna – pstryk. – dobrze, teraz w drugą stronę.

 

Obie dziewczyny były w swoim żywiole.

 

-No. Myślę, że starczy. Idziemy dalej. Narzuć tylko kurtkę, bo może jeszcze coś znajdziemy.

 

Julia posłusznie narzuciła kurtkę i wzięła reklamówkę z ubraniami do ręki.

 

-Tu powinno być gdzieś wejście na strych. –Powiedziała Monika wchodząc do ostatniej Sali po prawej. I nie myliła się. Faktycznie, było tam przejście na strych. Mała, drewniana klapa w suficie. Rozejrzały się za jakąś drabiną, lecz nic takiego nie znalazły, więc szybko zrezygnowały ze zwiedzenia tamtej części budynku.

 

-Chodź, poszukamy jeszcze piwnic– rzuciła Monika. Julii w najmniejszym stopniu nie spodobał się ten pomysł, ale wiedziała, że jakakolwiek dyskusja mija się z celem.

 

Gdy dotarły na parter rozpoczęły poszukiwania. Szereg takich samych pomieszczeń nie zapowiadał niczego ciekawego. Jednak gdy Julia dotarła do ostatniego pomieszczenia po prawej usłyszała wołanie Moniki. Szybkim krokiem udała się w stronę, z której dobiegał głos. Weszła do pomieszczenia, z którego, jak jej się wydawało, słyszała przyjaciółkę, lecz nie było tam nikogo.

 

-Monika?– Zapytała cicho, przerażonym głosem

 

-Tu jestem idiotko – odpowiedziała mocno poirytowana Monika wychylając się z klapy w podłodze, która była niemal niewidoczna, ponieważ całą podłogę pokrywała gruba warstwa pyłu i kurzu.– No chodź, tu są schody.– Ostatnią część zdania Julia usłyszała już dobiegającą spod ziemi.

 

Posłusznie uchyliła klapę i wślizgnęła się do piwnicy. Zeszła kilka schodków w dół i ujrzała pomieszczenie, na tyle niskie, że gdy szła niemalże dotykała kamiennego sufitu czubkiem głowy, a nieco wyższa Monika musiała się pochylać.

 

-Łał, ale tu jest zajebiście– krzyknęła Monika, a jej głos odbił się echem o chłodne ściany długiego korytarza.-chodź tutaj, zrobimy parę zdjęć.

 

Julia szybko zdjęła kurtkę i z niecierpliwością wślizgnęła się do pomieszczenia o którym mówiła koleżanka. Uczucie przerażenia powracało, tym razem dużo silniejsze, dlatego szybko chciała się stamtąd wydostać. Monika rozstawiała sprzęt naświetlający, przy zdjęciach jej mała podręczna latarka, z której korzystały do tej pory mogła okazać się zbyt słaba. Pomieszczenie do którego weszła Julia było dziwne. Niższe niż reszta piwnicy, na tyle, że Julia musiała kucnąć. Szerokie na niecały metr, długie może na dwa. Drzwi które teraz były otwarte miały kilka dziurek i wąską szparę a dole. Wolała nie myśleć czym było to pomieszczenie i co się tutaj działo.

 

-O, świetnie-pstryk. Monika wzięła już się do pracy.– czekaj, chyba masz pajęczynę na sukience. Nie ruszaj się, zdejmę Ci ją– powiedziała, po czym ukucnęła i pokracznie weszła do celi, w której siedziała Julia.

 

W momencie w którym koleżanka zdejmowała pajęczynę z jej śnieżnobiałej sukienki Julia poczuła chłód. Potem zaczął wiać silny wicher. – Skąd, u licha, wiatr w piwnicy – zdążyła pomyśleć i w tym momencie rozpętało się najgorsze. Sprzęt Moniki zaczął się przewracać, żarówki w przewróconych lampach popękały likwidując tym samym ostatnie źródło światła. Rozległ się huk, jasno sugerujący, że drzwi od celi zatrzasnęły się. I w tym momencie nagle wszystko ucichło.

 

-Co to, do jasnej cholery, było?– Spytała Monika. Julia odpowiedziała jej milczeniem .

 

Nie wiedziała co to mogło być. Nie wiedziała też jak ma się teraz zachować. Strach powoli przejmował kontrolę nad dziewczyną. Sparaliżowana przerażeniem siedziała teraz z podkulonymi nogami w tym klaustrofobicznym pomieszczeniu. Całe szczęście jej towarzyszka okazała się bardziej rozsądna i niemal od razu dopadła do drzwi. Zatrzaśnięte przez wiatr nie chciały od razu ustąpić jednak po chwili mocowania uległy. Monika po omacku odnalazła latarkę i wzięła się do oglądania strat. Lampy potłuczone, ekrany do odbijania światła połamane, aparat działał, ale w obiektywie pękła soczewka. Wzdychając wzięła się za pakowanie wszystkiego do walizek. Ten sprzęt był naprawdę drogi, i jeśli nie uda się chociaż części uratować, może mieć naprawdę spory problem. Dopiero gdy spakowała wszystko zauważyła dziwne zachowanie Julii. Co prawda od początku dzisiejszego dnia zachowywała się nieswojo, ale w tej chwili siedziała, jakby sparaliżowana i od momentu w którym wiatr zatrzasnął drzwi nie poruszyła się, i nie odezwała się ani słowem.

 

-No chodź, chcę jak najszybciej stąd wyjść.– Gdy Julia usłyszała te słowa momentalnie się ożywiła.

 

-OK. Chodźmy Byle szybko.

 

Dziewczyny szybko pozbierały resztę pakunków i skierowały się w stronę wyjścia. Szły w milczeniu. Chłodny klimat piwnicy nie sprzyjał rozmowom. Po kilku minutach ciszy Julia odważyła się przełamać wiszącą w powietrzu, gęstą ciszę:

 

-Wydawało mi się, że ten korytarz jest krótszy. Może źle gdzieś skręciłyśmy?

 

– Gdzie miałyśmy źle skręcić? Przecież cały czas idziemy prosto. – Powiedziała Monika, dość mocno poirytowana.

 

-przed chwilą skręcałyśmy w lewo.– zaprotestowała jej przyjaciółka.

 

-głupia jesteś.

 

Znów zapadło milczenie. Tym razem dużo cięższe i pełne negatywnych emocji. Znów szły, jedna za drugą z pochylonymi głowami. Echo ciszy odbijało się do kamiennych ścian piwnicy.

 

-Ach, tu jesteście!- Zza rogu wyskoczyła dziewczyna. Miała n oko osiemnaście lat, blond włosy i szeroki uśmiech. – Wszyscy was szukają od kilku dni! Widzieliśmy jak wchodziliście, ale nie pojawiłyście się powrotem, więc zaczęliśmy poszukiwania.

 

-Kim ty jesteś? Jacy wszyscy? I jak to od kilku dni?– spytała Monika nieco oburzona zachowaniem dziewczyny.

 

Ta zignorowała zadane jej pytania i ruszyła na przód. Była na tyle niska, że nie musiała się w ogóle schylać. Julia i Monika spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami. Ruszyły za nią. Szły już ponad godzinę i Julii wydawało się, że coś jest nie tak. Przecież przedtem korytarz był znacznie krótszy. Czuła się dość dziwnie. Nie była zaniepokojona długością korytarza. Po prostu szła. Chciała dotrzeć do wyjścia, lecz nie była to rozpaczliwa chęć ucieczki, jaką czuł by każdy normalny człowiek znajdujący się w jej sytuacji. Po prostu szła. Dosyć szybko, lecz tylko dlatego, że takie tempo narzucała jej tajemnicza przewodniczka. Po prostu szła. Nie czuła zmęczenia, które powinno się już dawno pojawić w trakcie tak długiego spaceru. Po prostu szła.

 

-Julia, Julia!- Monika krzyknęła do niej szarpiąc ją za ramiona.

 

-Co? Co się stało?– Gwałtownie się ocknęła

 

-Nie wiem. Byłaś prawie nieprzytomna, w ogóle na nic nie reagowałaś.– Wyjaśniła zaniepokojona Monika

 

-No chodźcie, nie marnujmy czasu– szepnęła nowopoznana dziewczyna mocno już zniecierpliwiona.

 

Bez słowa ruszyły za nią. Mimo, że miały wiele do powiedzenia nie mogły wykrztusić z siebie słowa. Coś im zabroniło. Monika czuła to lecz nie potrafiła tego nazwać. Nie mogła, a nawet nie chciała się temu oprzeć. Dziwne uczucie. Szły już prawie dwie godziny. Dopiero teraz zorientowała się, że idą w całkowitej ciemności a mimo to wie gdzie znajdują się drzwi do kolejnych pomieszczeń, kiedy musi się uchylić przed rurą wystającą ze ściany, a kiedy przekroczyć dziurę w posadzce. W końcu ujrzały snopek światła i schody. Wspięły się po nich i trafiły do dobrze znanego korytarza na pierwszym piętrze.

 

-Tu powinny być drzwi! -Krzyknęła Monika wskazując na pustą ścianę.

 

-Drzwi na pierwszym piętrze? Chyba oszalałaś!- Zaśmiała się ich przewodniczka po czym wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu. – Chcecie wyjść? To ja zaprowadzę was do drzwi. Za mną.

 

Na tą komendę dziewczyny mimowolnie odwróciły się w przeciwnym kierunku. Do pokonania miały jakieś dwadzieścia metrów korytarza, lecz ku ich zdziwieniu przewodniczka skręciła w jedno z pomieszczeń po lewej. Ruszyły za nią. Był tam drugi korytarz, znacznie dłuższy, którego obecności żadna z dziewczyn nie mogła sobie przypomnieć. Szły. Po kilku minutach przewodniczka skręciła w prawo. Tam gdzie powinna być sala znów znalazł się korytarz. Był lekko pochylony w dół. Szły dalej. Znów skręciły. Kolejny niezapowiedziany korytarz. Budynek był dość prostu w formie i nie aż tak ogromny, by pomieścić te wszystkie pomieszczenia, więc Julia zaczęła się zastanawiać nad rozwiązaniami architektonicznymi, jakie musiały zostać tutaj zastosowane. Przecież to niemożliwe! Po godzinie takiego spaceru i zapewne po jeszcze dwudziestu korytarzach Przewodniczka stanęła i pokazała w górę.

 

– Wejdźcie. Tam są drzwi. – Powiedziała pokazując klapę w suficie.

 

-Ale jak? Tu nie ma drabiny– zaprotestowała Monika– Przewodniczka zaczęła wzbudzać w niej dziwne uczucia. Zmienił się trochę jej wygląd. Była znacznie wyższa. Wyższa od Moniki, chociaż ta mogła by przysiąc, że w piwnicy przewodniczka nie musiała się pochylać.

 

– Po co nam drabina? Przecież tam są schody – powiedziała Julia uchylając klapę w podłodze. –Chodź.

 

Obie zeszły po schodach. Faktycznie był tam korytarz. I były drzwi. Upragnione, utęsknione drzwi. Obie rzuciły się biegiem w ich kierunku. Były otwarte na oścież, a za nimi stała przewodniczka

 

-No szybciej, szybciej– poganiała je. Drzwi były otwarte, a zza pleców przewodniczki promieniała jasność. Julia i Monika spojrzały na siebie i wybiegły przez nie. W tym momencie przewodniczka zniknęła, a Julia straciła przytomność

 

 

 

***

 

-Tak naprawdę nie wiemy co tam się stało. Pani psycholog przesłuchuje w tej chwili państwa córkę. Dokonaliśmy dokładnych oględzin miejsca i znaleźliśmy kilka nieścisłości. Najprawdopodobniej Pani córka wraz z przyjaciółką wyskoczyły z okna. Nie wiemy jednak jak było to możliwe, ponieważ okna w tym budynku są wyjątkowo małe i znajdują się na wysokości dwóch metrów. Sądząc po obrażeniach na ciele Julii i sekcji zwłok ciała Magdy spadły z drugiego piętra. To prawdziwy cud, że Pani córka żyje.

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł.

"Albo dziewczyna naprawdę dostała na głowę, co mogło być efektem tak traumatycznego przeżycia," - uderzenie w głowę raczej nie jest efektem traumatycznego przeżycia... W drugiej części tego zdania nie wiadomo po co używasz czasu teraźniejszego.

 

Zaimkoza. Czasami mieszasz czasy. Pojawiają się powtórzenia. Pomysł w porządku. Gdyby nie dość toporna narracja, tekst miałby o wiele lepszy klimat.

 

Pozdrawiam.

Tekst w porządku, choć moim zdaniem wymaga jeszcze nieco pracy. Sugerowałbym popatrzeć na zasady rządzące interpunkcją. Przez niektóre błędy jest nieco trudny w odbiorze, co nie znaczy, że jest zły - wymaga po prostu jeszcze nieco pracy. Po napisaniu opowiadanie przeczytaj je dokładnie - można na tym naprawdę zyskać! Poniżej masz listę moich sugestii, które mogą Ci pomóc pisać lepiej. 

 

Uwaga merytoryczna: jeśli dziewczyny wyskoczyły przez okno, mogli to sprawdzić po wybitej szybie, chyba, że jej już wcześniej tam nie było. Dom z zewnątrz można chyba obejrzeć.

 

Moje sugestie: 

Trwało ono już prawie godzinę, a ta mała jeszcze nic im nie powiedziała. -  Może to kwestia stylu, ale czy zdanie nie brzmiałoby lepiej bez tego "ono" i "im"? To nie błąd, czasem warto sprawdzić, czy zdanie nie może się obyć bez jakiś słów. Sam mam z tym problem, więc od razu zwracam uwagę na takie rzeczy :)

 

Sama nie wiedziała co na ten temat sądzić.- wg mnie brakuje przecinka przed "co".  

 

co mogło być efektem tak traumatycznego przeżycia- kiedy to przeczytałem, brzmiało mi to jak pytanie i zastanawiałem się chwilę, co mi nie pasuje. Zakładam, że nie chcesz wtrącać pytania w zdanie oznajmujące - pozbędziesz się tego efektu usuwając słowo "tak".

 

albo po prostu jest sprytniejsza niż się wydaje, i próbuje - przecinek przed "i" wydaje mi się zbędny

 

Jeśli uda jej się wziąć udział w projekcie nie tylko - brakujący przecinek przed "nie tylko"

 

 do ostatniej Sali po prawej. - Wyłącz funkcję autokorekty w Wordzie, "Sali" z dużej to jej znak firmowy. Albo pisz w WordPadzie :)

 

Faktycznie, było tam przejście na strych. Mała, drewniana klapa w suficie. - Takie krótkie zdania można łączyć w jedną całość. Dzięki temu wiemy, że przejście to klapa, a nie wyobrażamy sobie ajpierw przejścia, a później klapy. Oczywiście, nie jest to błąd - to tylko sugestia.

 

zwiedzenia tamtej części budynku. -   Może lepiej "zwiedzania"?

 

Gdy dotarły na parter rozpoczęły poszukiwania.  Brakujący przecinek przed "rozpoczęły".

 

Gdy dotarły na parter rozpoczęły poszukiwania. Szereg takich samych pomieszczeń nie zapowiadał niczego ciekawego. Jednak gdy Julia dotarła do ostatniego pomieszczenia po prawej usłyszała wołanie Moniki. Szybkim krokiem udała się w stronę, z której dobiegał głos. Weszła do pomieszczenia, z którego, jak jej się wydawało, słyszała przyjaciółkę, lecz nie było tam nikogo. 

Niektórzy wytknęliby Ci w tym miejscu powtórzenia, i wszystkim tym polecam pierwszą stronę "Zimistrza" Pratchetta, w której słowo "śnieg" pojawia się tak często jak... Hm, jak płatki śniegu właśnie. Ja wytknę raczej brak przecinków.

 

-Tu jestem idiotko  - Ach, te przecinki. Jeden powinien sie pojawić przed "idiotko".

 

 - No chodź, tu są schody.- Ostatnią część zdania Julia usłyszała już dobiegającą spod ziemi.-  Tu by się przydał jakiś specjalista od odgłosów paszczowych i niepaszczowych, ja tego nigdy nie ogarniałem.

 

gdy szła niemalże dotykała kamiennego sufitu- po "szła" przecinek 

 

ściany długiego korytarza.-chodź tutaj, zrobimy parę zdjęć.- "Chodź" powinno być z dużej.

 

pomieszczenia o którym mówiła koleżanka - przecinek przed "o którym". Sporo tego, radzę popracować przy przecinkach, dalej nie wypisuję.

 

Trochę zastanawiają mnie owe "pstryki". Może kursywa?

 

Chłodny klimat piwnicy nie sprzyjał rozmowom. - Hm, czy temperatura piwnicy wpływa na chęć bądź niechęć do rozmowy? 

 

Miała n oko osiemnaście lat - prawdzaj swój tekst pod kątem literówek. 

 

 Mimo, że miały wiele do powiedzenia nie mogły wykrztusić z siebie słowa. Coś im zabroniło.- Może wyrażenie "Coś je powstrzymywało" byłoby trafniejsze? 

 

 Znów skręciły. Kolejny niezapowiedziany korytarz.- niespodziewany korytarz? Czy miał być wcześniej zapowiedziany? 

 

Budynek był dość prostu w formie- literówki! 

@Eferelin: chyba chodziło o metaforyczne stwierdzenie "dostać na głowę", a nie dosłowne. A swoją drogą, czy "dostać na głowę" to jakiś regionalizm językowy?

Masz rację, wychodzi na to, że to rzeczywiście gwara (wróżka googlóżka wskazuje na Poznań).

A regionalizmy w narracji niepierwszoosobowej są be...  

Spacje. Autor / Autorka (nie sprawdzałem w profilu) znakomicie utrudnia czytanie dialogów, więc dałem sobie spokój z próbami czytania poza początkiem i zakończeniem. Lekceważony czytelnik ma prawo zrewanżować się tym samym.

Ten regionalizm... Choć jestem z P. jakoś nie mogę go skojarzyć. Lepiej by było -- upadła na głowę, mówi się też "padlo komuś na łeb", ale to chyba nie regionalizm.

W opowiadaniu brakuje przecinków, a w tekście, gdzie jest napięcie, są one bardziej potrzebne.

Lekkie takie, zapowiada coś strasznego, napięcie rośnie...  i rozwiązanie niestety nie satysfakcjonuje.

Wielkie dzięki za wszelkie porady, szczególnie Tobie ouren, za tak wyczerpującą opinię i mnogość cennych porad. jest to moje pierwsze opowiadanie, nigdy wcześniej nie zabierałam się do pisania. Sukcesem dla mnie jest nawet to, że kilka osób przeczytało to od początku do końca. Od dziś zaczyna się moja ciężka praca na drodze do perfekcji. Kiedy tylko będę miała czas postaram się poprawić to opowiadanie zgodnie z Waszymi poradami oraz doprecyzować kilka kwestii fabularnych.

PS. Wierzcie lub nie, ale nie miałam zielonego pojęcia, że "dostać na głowę" to regionalizm! owszem, jestem z okolic Poznania i bardzo dobrze znam tutejszą gwarę, jednak ceną jaką przyszło mi zapłacić za jej znajomość, jest wtrącanie różnych tego typu wyrażeń tam, gdzie zdecydowanie nie powinno ich być. Przepraszam Was serdecznie i zapewniam, że będzie to pierwsza rzecz którą tam poprawię, gdy otworzę Worda.

W dialogach nie tylko brakuje spacji, ale ogólnie są źle zapisane. 

Wyłapałam parę drobnych błędów i literówek, ale nie jest źle.

Sam pomysł jest fajny, ale wykonanie nie zadowala. Tak sobie szły i szły, sczczególnie pod koniec bardziej relacja niż opowiadanie (skręciły w lewo, później w prawo, w dół itd.)

PS Poważnie w Poznaniu mówi się dostać na głowę?

Przeczytałem Twoje opowiadanie. W zasadzie wszystko już zostało powiedziane. Wiesz już z czym masz problemy, i jak je rozwiązać. Ale o jednym tutaj nie wspomniano. O liczebnikach. Zapis poprawny w literaturze jest słownie (dziesięć) a nie 10.

 

Np. >> (..) gdy w latach 60. XIX wieku (...) <<--- w latach sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku ....

 

Pomysł ciekawy. I tylko to mogę ocenić pozytywnie. Pozdrawiam

 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zdaje się , że zwrot "dostać na głowę" mówi się w żeńskim gronie, a "padło na łeb" w męskim towarzystwie, ale nie wiem dokładnie, slabo znam gwarę. Zawsze wydawało mi się, że w Poznaniu mówi się tak samo, jak w całej Polsce.

Ujdzie, ale lepiej próbować pisać teksty z bardziej rozbudowaną fabułą.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka