- Opowiadanie: RobertZ - Spowiedź

Spowiedź

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Spowiedź

Brzydzę się wami. Chcecie abym wam opowiedziała o swoim życiu. Wątpicie w to kim jestem. Domyślam się, że jest to zwykła kpina, cień pogardy, którą mnie obdarzacie. Jesteście zwykłymi sługami. Nie posiadacie własnych myśli, celów i uczuć. Dla was wolna wola jest tylko iluzją. Ważniejsza od niej stała się wiara w Cesarza, tym bardziej fanatyczna im bardziej staje się ona bezsensowna. Co on wam dał? Karmicie się złudzeniem, poczuciem nieistniejącej wielkości. W rzeczywistości jest to potęga, która równie łatwo może się rozsypać jak zwykły domek z kart i nic po niej nie pozostanie.

Powiadacie, że bluźnię. Macie prawo mnie osądzać. Nadano wam je w zamian za wasze posłuszeństwo. To wasz wybór. Co chcecie usłyszeć? Czasu daliście mi niewiele. Ustawowe osiem godzin pracy i dwunastu oskarżonych. Ja wśród nich. Czy interesuje was cała moja kariera zdrajczyni ? Nie? To zaskakujące. Wy naprawdę niewiele wiecie.

Tylu ludzi próbowało mnie wtedy zabić. Ludzi Cesarza. Miałam zaledwie dziewięć łat, gdy mój świat, świat dzieciństwa się zawalił. Jak każde dziecko żyłam iluzją. W koszmarze widziałam piękno, a w pięknie potrafiłam zobaczyć koszmar. Nie, nie jest to zwyczajny paradoks, żadna bzdura, czy też majaczenie. Chciałam być wtedy piękną księżniczką, o której względy będą walczyć cudowni, prześliczni następcy tronu. To było dla mnie pięknem. A jak jest naprawdę? Stoję tu przecież przed wami, w podartych łachmanach, pobita przez wulgarnych strażników, którzy naśmiewają się z mojego szlacheckiego pochodzenia. Jedynie to przyniosło mi życie!

Co do brzydoty. Domyślacie się zapewne, lecz powiem wam i o tym. Wstydziłam się tej nędzy, która mnie otaczała. Tych łachmanów, w których musiałam chodzić. Brzydkich ludzi, którzy mnie otaczali i tego co musieli robić, aby przeżyć. To był naturalny wstyd dziecka, które czyta bajki o wspaniałych pałacach, o złotych pantofelkach, o żabach, które zamieniają się w piękne księżniczki i jednocześnie żyją w innym cudownym świecie. Mój dom nie był pałacem, lecz betonową norą. Nigdy nie słyszałam śpiewu ptaków. Zastępował go nieustanny gwar ludzkich głosów. Żyłam wśród prawdziwych nędzarzy i marzyłam o tym, aby być kimś wielkim. Księżniczką ze snu, która poślubi urodziwego, inteligentnego i bogatego młodzieńca.

Tym wyjaśniacie mój bunt przeciw Cesarzowi ?! Ty tutaj, młody człowieku powiadasz, że po prostu przewróciło mi się w głowie. Chcesz wiedzieć jak było naprawdę ? Nie możesz mnie zrozumieć nie rozumiejąc świata, w którym egzystowałam, a aby go zrozumieć musiałbyś tam żyć, poznać ludzi, wśród których przeżyłam swoją młodość.

Chociażby ciotka Felicja. Niezwykła osoba. Miała w sobie coś tak żywego, pełnego energii. Energia wprost ją rozsadzała. Dobrze pamiętam dzień, kiedy ją po raz pierwszy spotkałam. Miałam wtedy zaledwie trzy latka i wylałam zawartość nocnika na nogi ciotki Felicji. Widzę jak panowie się śmieją. Mam nadzieję, że przynajmniej tego mi nie zaliczą państwo na karb mojej działalności antypaństwowej. Ciotka Felicja była dość oryginalną osobą. Ubierała się w bardziej niż u innych kolorowe szmaty. Należała do Poszukiwaczy. Opowiadała, że sama, osobiście przeszukiwała katakumby, gdzie pochowano naszych przodków i obdzierała leżące tam ciała z drogocennych szat, które później prała, cerowała i sprzedawała. Gdy znajdowała jakąś szczególnie cenną, czy też piękną rzecz, to lubiła ją przez parę tygodni nosić, grać rolę osoby zamożnej i dystyngowanej. Niekiedy udawało jej się nawet zdobyć względy zamożniejszych mężczyzn, lecz była osobą prawą i skromną. Nie interesował ją żywot lalki u boku pana wielkich włości. Wolała przygodę, a życie, które prowadziła dawało jej pewien dreszczyk emocji. Katakumby nie należały bowiem do bezpiecznych miejsc.

Powiadacie, że to okrutne, a ja wam mówię, że gdyby inni ludzie z szóstego poziomu potrafili robić to, co robiła ciotka Felicja, to robiliby to. Ja zresztą także. Ciotka Felicja była dla mnie wzorem i wtedy, mając zaledwie parę lat marzyłam o tym, że zabierze mnie kiedyś na pełną przygód wyprawę do katakumb.

Na moje dziesiąte urodziny podarowała mi przepiękną, różową sukienkę. Musiała kiedyś należeć do kogoś bardzo zamożnego. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że nawet bogaci ludzie kiedyś umierają. Wyróżniałam się w niej. Często słyszałam za sobą gwizdy podstarzałych pijaków. Nigdy jednak jej nie zdjęłam. Nawet wtedy, gdy zesztywniała i zaczęła brzydko pachnieć. Nie odczuwałam wówczas aż tak bardzo braku wody i czystości jak odczuwam to teraz stojąc przed wami, brudna, śmierdząca potem i zestarzałym brudem. Nigdy nie istniało poszanowanie dla więźniów, szczególnie więźniów politycznych. Zawsze trzeba ich zhańbić, okazać im pogardę. Powiadacie, że zasłużyłam sobie na to, że na takie traktowanie zapracowałam ja i moje czyny. I wy uważacie, że to wystarczający powód dla takiego zachowania. Wzbudzacie we mnie obrzydzenie tą swoją wiarą, tym fanatyzmem. Uważacie, że macie słuszność i nie potraficie wysłuchać argumentów strony przeciwnej.

Często chodziłam na targ. Mama znała pewien od dawna już opuszczony kolektor żywności. Nie szumiał on, ani też nie gwizdał tak jak to robiły inne. Niekiedy potrafił coś przyrządzić, zaś innym razem wypluwał czarną, cuchnącą breje. Sektor kolektorów znajduje się na najniższym, czternastym poziomie. Chcecie wiedzieć, który to z sektorów czternastego poziomu ? Po co wam ta informacja ?

Powiadacie, że to skandal. Nie wykorzystanie ekonomicznych możliwości, marnotrawstwo przestrzeni. Przyznaję, na ekonomii się nie znam. Co do skandalu… Czy przypadkiem nie zapominacie, że sprawami ekonomii zajmuje się rząd Cesarza ? Widzę te wasze miny. Proszę nie próbujcie ukryć zmieszania. Wy także jesteście ludźmi, nie starajcie się za wszelką cenę być lalkami. Bądźcie sobą.

Kiedy po raz pierwszy ujrzałam gwiazdy krzyczałam ze strachu. Gdy po raz pierwszy ujrzałam słońce płakałam z podziwu do tego, że istnieje coś tak pięknego. Wam to może wydawać się dziwne. Jednym z waszych przywilejów są przecież wakacje na górze. Dlaczego wtedy nie umarłam, tak jak inni ? Cesarscy najemnicy mogli mnie zabić, ale przypadek zadecydował inaczej.

Żyliśmy ze sprzedaży żywności. Nie był to dochodowy interes. Syntetycznej brei, która stanowi pokarm mas jest przecież pod dostatkiem. Ludzie płacili nam przedmiotami, cennymi lub bezwartościowymi. Czasem była to jakaś figurka, innym razem, a w zasadzie tylko raz, złoty breloczek, za który dostaliśmy wiele cesarskich dziesiątaków. Płacono nam także monetami. Małymi, pożółkłymi kawałkami plastiku, za które niewiele można było kupić.

To tylko część mojego świata. Po para godzinach handlowania pod czułym okiem ciotki Felicji, która miała swój stragan obok naszego, a w zasadzie udostępniała nam fragment swojego własnego straganu, nadchodził czas zabawy. Nie miałam wielu przyjaciół, trochę więcej przyjaciółek. W miejscu, w którym żyliśmy z mamą nie mieszkało zbyt wiele dzieci. Może najwyżej kilkoro. Za to byli wujkowie. Umalowani i wystrojeni zgodnie z najnowszymi trendami galaktycznej mody; wyżsi technicy, niżsi urzędnicy cesarscy, niekiedy szeregowcy z armii cesarskiej. Jedynie oni mogli sobie pozwolić na bycie wujkami.

Samotność skłaniała mnie do podróży. Nie wiązałam się tak jak inne dzieci, a często i dorośli z jednym poziomem, czy też sektorem. Lubiłam jeździć windą. Ryk turbin, trzask przesuwających się kabli i to migotanie. Uwielbiałam przyglądać się jak przesuwają się żelazne sztaby oddzielające nas od świata. Najpierw malały domy poziomu, z którego odjeżdżałam unosząc się w górę, potem pojawiał się sufit. Potężny i gruby, skorodowany przez czas i zdawało mi się, że także przez wzrok wpatrujących się w niego z przejęciem ludzi. Potem był wstrząs. Rzucało nami w górę i w dół. Po chwili potężne cielsko windy uspokajało się, na moment zapadała cisza, którą przerywał gwar ludzkich głosów i szczęk podnoszonych krat.

Nad nami znajdował się poziom piąty; miasteczko urzędników niższego szczebla, a także robotników. Niemalże cała przestrzeń wypełniona była mruczącymi dzień i noc fabrykami. Tu ludzie byli trochę bogatsi, niektórzy nosili nawet ubrania importowane z innych światów; piękne, błyszczące i czyste.

Niekiedy przyłączałam się do jakiejś grupki dzieci i bawiłam się z nimi, ale najczęściej chodziły one do szkoły, a te, z którymi mogłabym się bawić były zbyt małe lub zbyt biedne. Bieda skłania do izolacji, do stworzenia grupki, do której dołączenie się, stanie się jej częścią jest bardzo trudne. Nie chciałam walczyć. Pozostała mi tylko samotność i podróże windą. Nie wierzę w los. Zbyt wielu ludzi swoje życie zawierza losowi. Wiara w przeznaczenie krępuje ich, pozbawia możliwości zaznania prawdziwego szczęścia w życiu.

To był czysty przypadek. To właśnie on mnie uratował, a jego narzędziem stał się Adam. Wiecie jak wyglądał, szczupły, około trzydziestki, ma a raczej miał, gdy jeszcze żył, siwe włosy. Nie wierzyłam mu, gdy próbował mi to wyjaśnić. Jak dziesięcioletnie dziecko mogłoby uwierzyć w taką potworność? Musiał mnie powstrzymać siłą, zmusić do tego, abym nie wysiadała z windy na szóstym poziomie. Myślałam, że jest jednym z tych wujków, którzy chcą zaoszczędzić trochę pieniędzy, a jednocześnie popuścić wodzę fantazji i zrobić to, na co nie pozwoliłaby nawet najgorsza dziwka. Trzymał mnie przy sobie, w potwornie silnym uścisku, zakrył mi dłonią usta, abym nie mogła krzyczeć i przywołać wychodzących z windy ludzi. Gdy winda ruszyła do góry, a następnie zatrzymała się między poziomami myślałam, że się zepsuła, a los dał mojemu dręczycielowi szansę na danie upustu swoim zboczeniom. Minęło trochę czasu zanim mu zaufałam, jeszcze więcej nim pokochałam go jak przybranego ojca. Musiało upłynąć kilka lat zanim zrozumiałam się przed jaką potwornością mnie uratował.

Tego dnia płakałam, Modliłam się do nieznanych bogów za duszę mojej zmarłej matki. Powiadacie, że to było konieczne. Akcja oczyszczająca świat z niepotrzebnych mętów i darmozjadów. Tego dnia, wiecie przecież o tym dobrze, zamordowano trzydzieści milionów ludzi. Aborcja, która miała oczyścić świat! Wtedy myślałam, że chodziło tylko o mnie. Szukaliście mnie i moje życie także było niewiele warte. Wiem jednak, że swoją pozycję, znaczenie nadmiernie przeceniałam.

Córka prawdziwego wodza, arystokratka. Ludzie zawsze nadawali zbyt duże znaczenie związkom rodzinnym, własnemu pochodzeniu. Równie dobrze mogłabym być córką zwykłego pijaka. To przypadek zadecydował, że tak się nie stało. Nie wiem co okazałoby się lepsze. Jak żyłabym będąc wierną poddaną Cesarza? Ironicznie się uśmiechacie, ale przecież nie zaprzeczycie, że gdyby nie ten dzień i gdyby nie śmierć tylu ludzi, a także gdyby nie moje pochodzenie, to możliwe, że byłabym teraz zwykłą kurwą, a wy, proszę państwa, siedzielibyście w domu i pili kawę. Zresztą i tak teraz ją pijecie.

Wówczas uważałam, że to przeze mnie zabito tych ludzi. W tej chwili wiem, że moja sprawa, fakt, że byłam poszukiwana przez ludzi z cesarskiej policji przyspieszył tą eksterminację może o kilka dni, tygodni, co najwyżej miesięcy. Dla was, dla tej tak zwanej elity było to najzupełniej obojętne, czy ci ludzie zginą teraz, czy też za parę miesięcy. Jesteście już ponad to. I gratuluję wam.

Powiadacie, że to bluźnierstwo, obraza majestatu. Wiem dobrze, że zostanę skazana na wymazanie pamięci. Chciałabym pod koniec mojego świadomego życia trochę pobluźnić. Pozwolę sobie podziękować Cesarzowi, że przynajmniej mojej powłoki,w swojej wszechwielkiej łaskawości nie odeśle do krematorium.

Czas się kończy. To spowiedź ? Powiedzcie mi, czy to jest spowiedź ?! Przepraszam, strach mąci moje myśli. Wiecie o mnie prawie wszystko. Pranie mózgu. Serum prawdy. Możecie czytać w naszych myślach jak w otwartych księgach. Jednego nie możecie się o nas dowiedzieć. Nigdy nie poznacie naszej duszy. Czy potraficie sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to robimy? Skarcone dziecko najczęściej wie, że zostało słusznie skarcone. My nie będąc takim dzieckiem odbieramy tę karę zupełnie inaczej.

Opowiem wam pewną historię, a raczej opiszę jedną z dyskusji jaką prowadziłam z Adamem. Było to tej nocy, gdy po raz pierwszy ujrzałam gwiazdy. Gdy już się w jego ramionach wypłakałam zadałam mu pewne pytanie: „ Dlaczego nie mogą wszyscy oglądać gwiazd ? " Odpowiedział mi na nie w dość dziwny sposób. Opowiadał o cywilizacjach, które postawiły na rozwój i zrezygnowały ze wszelkich barier i hamulców. Te, które odrzuciły wszystkie moralne i kulturowe opory bardzo szybko ulegały zniszczeniu, wypalały się. Określił to jako poślizg na nazbyt śliskiej drodze. Inne, które pozostawiły tylko niewielkie bariery nieustannie rozkwitały, ale i one z czasem przekwitały, bo każde życie ma swój koniec. Potem opowiedział mi o naszym świecie, który widząc bardzo szybko nadchodzący zmierzch innych istniejących w naszej Galaktyce cywilizacji, których rozwój, rozkwit, dojrzałość, a w końcu śmierć, ograniczał się zaledwie do kilku tysiącleci, postanowił zatrzymać się w miejscu. Nie była to rezygnacja z podboju Galaktyki. W końcu w każdym następnym pokoleniu nasze Cesarstwo podwaja swoje rozmiary. Po części zahamowano rozwój techniki, a co najistotniejsze pozbawiono ludzi możliwości korzystania ze zdobyczy nauki. Stracili także prawo do decydowania o własnym losie. Czy naprawdę postąpiono słusznie? Nikt przecież nie umiera z głodu. Jedzenia nigdy nie zabraknie, ani też dachu nad głową. Ludzie żyją długo, nawet najbiedniejsi dożywają późnego wieku. Zadbano o ich zdrowie, wyeliminowano zbędne choroby. Niekiedy pełnią funkcję bydła rzeźnego ale tylko wtedy, gdy Cesarz poczuje się za bardzo Bogiem. Czy więc muszą martwić się tym, że coś im zabrano; dobrobyt, dłuższe życie, wolność?

Spytałam wtedy Adama, czy ten świat jest zły ? Odpowiedział mi, że sam w sobie nasz świat nie jest zły. Istniejemy przecież od tysiącleci. Dłużej niż istniała, dorównująca nam wiekiem najstarsza z tak zwanych rozwijających się cywilizacji. Także ludzie, w świecie, który im dano potrafią być szczęśliwi, a tylko od woli rządzących zależy czy będą wolni i bogaci, i w zasadzie tylko o to można by walczyć.

Z drugiej jednak strony, gdy popatrzymy na nasz świat jako na pewną całość to zrozumiemy wtedy, że jest ona tworem martwym, niezmiennym, a przecież to właśnie zmienność jest najistotniejszym elementem życia każdej żywej istoty. Nigdy nie rozkwitniemy, a nasza śmierć, fizyczny zgon nadejdzie wraz z agonią Wszechświata. Z tym właśnie walczył Adam. I jego imię jest także symbolem tej walki. A co do reszty ? Szanuję ludzi, którzy mnie otaczali, ale im zależało głównie na powrocie do władzy. Co prawda chcieli także zmiany polityki Cesarstwa, marzył im się rozwój, ale inny od opisywanego przez mojego marzyciela.

Widzę, że nic z tego co powiedziałam nie zrozumieliście. Jesteście tak samo martwi jak ten system, który reprezentujecie. Niedługo się do was upodobnię. Na szczęście są ludzie, którzy mimo narzuconych pęt nadal żyją i może kiedyś dzięki nim nasz świat także zakwitnie, pozna smak wiosny, lata, jesieni i następującej po niej zimy. A gdy przyjdzie mróz i zmrozi nas wszystkich wraz z nim nadejdzie Dzień Sądu Ostatecznego, a z grobów powstaną ludzie naprawdę szczęśliwi, że dokonali czegoś aż tak wielkiego.

Koniec

Komentarze

Forma całkiem nie zła. Nie jestem znawcą fantastyki, ale opowiadanie wciąga podczas czytania, bo tak wiele jest w nim zwykłej prawdy o wcale nie zawsze "fantastycznym" życiu. Gratulacje Robercie! Mi się podobało.

Te dwa fragmenty szczególnie mi się spodobały:

„Stracili także prawo do decydowania o własnym losie. Czy naprawdę postąpiono słusznie? Nikt przecież nie umiera z głodu. Jedzenia nigdy nie zabraknie, ani też dachu nad głową. Ludzie żyją długo, nawet najbiedniejsi dożywają późnego wieku. Zadbano o ich zdrowie[…].”

„a przecież to właśnie zmienność jest najistotniejszym elementem życia każdej żywej istoty.”

Prawda, że mają w sobie coś szczególnego? Kto się ze mną zgodzi ręka do góry!!!

Pozdrawiam z Poznania.

Nietypowe przedstawienie typowego motywu. Interesujące i niezłe.
Jedno mi nie pasuje w Twojej wizji. Pojawia się obraz podziemnego miasta, a to rodzi pytania, czy to jedyne miasto, czy jedno w wielu miast Cesarstwa. Ale zgadzam się, że odpowiedź nie jest potrzebna.

Krótki tekst ma to do siebie, że dużo trzeba w nim zmieścić, aby móc przedstawić stworzony świat,  a z drugiej strony zawsze brakuje miejsca na bardziej szczegółowy opis, czy też komentarz. Zaleta tego typu szortów tkwi zupełnie gdzie indziej. Mamy w nich po prostu przedstawiony przebłysk innej rzeczywistości i właśnie przez  ta koncentrakcje, skrótowość staje się on tym bardziej oryginalny i wyraźny.

OK. Nie przepadam za monologami, ale ten jest OK.
Pozdrawiam. 

Mam jeszcze kilka tekstów, ale trochę wstrzymam konie, aby je jeszcze raz przejrzeć i dopracować. więcej monologów nie mam.
Pozdrawiam

Nowa Fantastyka