- Opowiadanie: homar - Argonauci – historia prawdziwa [KB026]

Argonauci – historia prawdziwa [KB026]

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Argonauci – historia prawdziwa [KB026]

– No przyjaciele, jesteśmy coraz bliżej. – Jazon jak zwykle pałał nieuzasadnionym optymizmem.

 

 

Okręt zwany Argo, popychany podmuchem Zefira, przecinał fale z zadziwiającą łatwością. Dookoła rozciągało się bezkresne morze, opromienione zachodzącym słońcem.

 

Orfeusz, siedząc na dziobie, brzdąkał coś na swoim dziwnym instrumencie. Herakles, Tezeusz, Kastor i Polluks grali w kości. Inni leżąc wspominali ostatnią przygodę.

 

Mieszkanki Lemnos przyjęły ich z otwartymi ramionami. Wyspa pełna samotnych kobiet. Marzenie wszystkich żeglarzy. A jednak uciekli stamtąd z ulgą. Dwa lata to aż nadto by nacieszyć się szczęściem, zwłaszcza, że powoli zaczęły coraz bardziej doskwierać cechy, które zwykle wychodzą po dłuższych związkach i zniechęcają do partnerek. Kobiety, mimo wszystko, nawet słyszeć nie chciały o odpłynięciu wędrowców. Gdyby nie Herakles to pewnie jeszcze by tam siedzieli. Widać on trafił na te najbardziej gderające i pierwszy zaczął przebąkiwać o dalszej podróży. Zorganizowali nocną ucieczkę i teraz płynęli dalej. Złote Runo znowu było najważniejsze.

 

– Widzę jakąś skalistą wyspę! – krzyknął Orfeusz, wstając gwałtownie.

 

Zbyt energiczne ruchy pozbawiły go równowagi, machnął parę razy rękoma i wpadł do morza, a że słabo pływał, zaczął tonąć. Bracia Boreadzi momentalnie skoczyli na pomoc. Rozwijając swe piękne skrzydła, unieśli się w powietrze i nadlecieli nad Orfeusza. Wspólnie złapali go za wyciągnięte ręce, przetransportowali na pokład i polecieli na zwiady. Niedoszły topielec kaszląc wymiotował. Nagle zawołał zachrypniętym głosem:

 

– Moja lira!

 

Podbiegł do burty, ale po instrumencie nie było ani śladu. Śpiewak opadł na deski i targany torsjami, chrapliwie płakał.

 

Tymczasem skrzydlate rodzeństwo wróciło z rekonesansu bardzo zaniepokojone.

 

– To mi wygląda na Wyspę Syren – powiedział Kalais.

 

– Musimy szybko uciekać – dodał Zetes. – Gdy Syreny zaczną śpiewać to po nas. Rzucą czar i pożrą nas na kolacje.

 

– Ster na lewo! – zawołał Jazon, ale było za późno.

 

Wiatr zamiast jednostajnie szumieć, zaczął delikatnie nucić melodię. Początkowo cicho, łagodnie i kojąco. Po chwili wzmocniona, tęskna nuta płynęła do uszu, wypełniała myśli i uderzała niemal w samo serce. Tak pięknie mogą śpiewać tylko jakieś nieziemskie, doskonałe istoty. Koniecznie trzeba je zobaczyć. Wszyscy postanowili płynąć na wyspę.

 

Chiron, z racji wieku trochę głuchy, nie słyszał pieśni, ale dostrzegł, że coś jest nie tak. A był mądry, też z racji wieku, więc szybko zorientował się, o co chodzi. Krzycząc podbiegł do wymiotującego jeszcze Orfeusza.

 

– Graj! Zacznij grać i śpiewać! Tylko tak można odeprzeć czar!

 

– Nie mogę – wychrypiał oszołomiony jeszcze pieśniarz. – Lira zatonęła, a ja straciłem głos.

 

– No to po nas – zawyrokował Chiron i jak przystało na centaura postukał żałośnie kopytem w deski pokładu.

 

Argo, odprowadzany mściwym okiem Posejdona, coraz szybciej podpływał do wyspy. W urzekającej pieśni syren, wyraźnie pobrzmiewał chichot losu.

 

Słońce, nieczułe na pech wędrowców, chowając się w morze, dawało jednak strzępki nadziei, że zapadające ciemności utrudnią syrenom znalezienie kolacji.

Koniec

Komentarze

   Wszystko niby pięknie, ślicznie i romantycznie  --- oprócz czarnych dziur w tekście ---  ale gdzie tutaj jest jakaś intryga?

Czarnych dziur?? Hm.. może to właśnie jest intrygujące.

Prawdę pisząc,  machnąłem to na cztery godziny przed terminem :) Więc może mi umknął jakiś szczegół np: intryga.

Chociaż nie,  intryga jest: Syreny może dostaną kolację a może nie,  pomimo intrygującego śpiewu :)

 

   To kompletnie nie jest intrygujące... Intrygujące byłoby co innego, na przyklad takie coś. Masz na pokladzie dwoch synów Boreasza. To bóg wiatru pólnocnego. Słysząc śpiew syren, Boreadzi zaczynają wzdychać ---  z podziwu, z rozkoszy, z zachwytu... Wzdychają  coraz mocniej, tak mocno, że żagiel zaczyna pracować wstecz... Są synami boga wiatru, i to gwałtownego.  Centaur  orientuje się w sytuacji,  powiada: "Wspaniałe śpiewaja, prawda?".  "Ach! --- odpowiadają Boreadzi . "Ach'. Przytomny Centaur przekłada wiosło sterowe...

   Płyną dalej do Kolchidy...

   No i to byloby intrygujące i niespodziewane zakończenie. Do pólnocy jest dużo czasu.

   Pozdrówko. 

Dzięki za porady :)  Ale w Twojej wersji los bohaterów jest wyjaśniony, a ma pozostać w zawieszeniu - taki wymóg konkursu.

Podoba mi się Twoja wersja. Nie będę jednak nic zmieniał - żona czeka w łóżku:)

 

   Zawsze można zakonczyć tym, ze wioslo sterowe niespodziewanie pęka... 

Nie daj się uwieść Rogerowi, twoja wersja jest lepsza. Podoba mi się. Intryga jest jak najbardziej. Swoją drogą, myślałem, że jesteś kawalerem...pozdrawiam i życzę nagrody.

Mitologia pisana na nowo – a czemuż by nie? Widok miotanego torsjami Orfea, śliczny. ;-) Drobna uwaga – Orfeusz grywał na lirze lub kitarze, choć z harfą też pewnie nie miałby problemu. Jednak, ze względu na gabaryty, na Argo, poręczniejszy byłby któryś z dwóch pierwszych instrumentów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK trzymajmy się faktów, w końcu to historia prawdziwa  - zmieniam instrument :)

A propos torsji: Podobno starożytne damy po uczcie, łaskotały gardło pawim piórkiem, aby zwymiotować i unikać otyłości. Więc nie był to zabieg niezwykły.

@ ryszard -  Czynność ta jest wspomniana w Quo Vadis Sienkiewicza, ale raczej korzystali z tego w celu przedłużenia obżarstwa na uczcie.

Gratuluję oczytania. Pozdrawiam.

Całkiem, całkiem. Na kolana może nie rzuca, ale czytało się przyjemnie ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Bardzo przyjemny styl, czyta się bez namniejszych zgrzytów. I kopytko - dokonały akcencik.

Dziękuję za komentarze. Jeżeli się podobało - to się cieszę.

Hmmm. Jakby maławo Twojego wkładu w historii. Ale doceniam rzygającego Orfeusza.

Babska logika rządzi!

A mnie się całkiem podobało (i ilość wkładu autorskiego bym też uznała za wystarczającą, bo i postacie przetwarza, i nieoczekiwaną szansę na wykończenie Jazona, zanim zrobi to po latach los, dodaje), choć zgadzam się z zarzutem, że intrygi jakby maławo. 

ninedin.home.blog

Nowa Fantastyka