- Opowiadanie: Sigil - Eden

Eden

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Eden

Eden

 

Miałem kiedyś osiem kamieni,

Myślałem: „to wszystko odmieni”.

Lecz jeden śpiewał przy niedzieli,

Drugi wypuścił sieć korzeni.

Trzeciego nigdy nie widzieli

Ci, którzy widzieć go pragnęli,

Więc przyszli i czwartego wzięli

By wykuć na nim te litery.

Piąty nie czekał nowej ery

Odleciał wcześniej – diabli wzięli

Szóstego, wtedy siódmy skonał…

A ósmemu anieli

Nadali Trzy Imiona.

 

 

I

Ewa odeszła już pierwszej nocy.

Milczała, odkąd Cherub wypalił jej pierś swym ognistym mieczem. Ja zaś nie pytałem o nic, wiedziałem bowiem, iż nie wolno mi pytać. Jej pokryte bliznami ciało spoczywało obok mojego. Zawsze na wyciągnięcie ręki – lecz nigdy bliżej.

Ewa odeszła, znikając w mroku.

Tak pozostałem sam. Na tej wielkiej, bezgwiezdnej pustyni, przy ogniu, który był mym jedynym światłem i który trawił drewno, i kości drewna. Pozostałem sam, pośród zmarszczonego morza piasku, które w nocy było srebrzyste, w dzień zaś stawało się złote. Lecz zawsze zawierało w sobie sugestię szarości, ukrytą w tle, niczym źle pomalowany karton, udający królewską koronę, na dziecięcej maskaradzie.

Smakując jej odejście, myślałem o tym, iż nigdy właściwie nie rozmawialiśmy ze sobą. Ani przedtem, ani później… Nigdy – aż do jej odejścia…

Teraz to się zmieniło. Rozmawiałem z nią codziennie. Poprzez długie, blade godziny przed świtem – gdy niebo zamarza, a oddech paruje w przestrzeni, jak otwarta rana w boku zwierzęcia. Rozmawiałem z nią, choć przecież nie odpowiadała mi. Nie mogła mi odpowiedzieć, bowiem odeszła.

W mrok.

 

 

II

On wyszedł powoli z cienia i stanął przy ogniu.

– Bóg umarł. – powiedział, pokazując mi martwego ptaka, ukrytego w złożonych dłoniach.

– Co mu się stało? – zapytałem go.

– Umarł. – odpowiedział po prostu – Stał się rudzikiem. Potem umarł.

Pomyślałem o małych rudzikach, ich wypiętych ognistych piersiach i sercach, pracujących niestrudzenie, niczym mechaniczne młoteczki. Pomyślałem o rudzikach i ich widoku, w dniu, gdy nadawałem im imiona. Pomyślałem o tym, iż żadne serce nie powinno uderzać tak szybko. To było zbyt wiele, by można to wytrzymać.

– Co teraz zrobisz? – zapytałem.

On pokręcił powoli siwą głową. W swym czarnym, poszarpanym płaszczu wyglądał dziwnie rozpaczliwie, niczym żałobnik z konduktu, który nigdy nie miał dotrzeć do celu.

– Umarł. – powtórzył ponownie, bezkrwistymi, spękanymi ustami.

A potem odszedł na pustynię. Szatan odszedł na pustynię – niosąc martwego rudzika w złożonych dłoniach.

 

 

III

W południe pustynia pokryła się kwieciem. Były to maki, ociekające krwią, o płatkach z pulsującego, żywego mięsa.

– Sigillum naturae – powiedziałem, patrząc na nie – simplicitas est.

Delikatna mgła, o nieco słonym, nieco słodkim zapachu wznosiła się nad szkarłatnym polem. Podniosłem metalowy dzbanek i zebrałem kapiącą z kwiatów krew. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu.

Tego dnia nie dorzucałem do ognia. Było ciepło, a słońce stało wysoko na niebie. Pomyślałem, iż lepiej zachować drwa na noc.

Wieczorem patrzyłem na śmierć maków i słuchałem ich krzyków. Umierając, zmieniały się w popiół. Srebrny popiół, z odcieniem szarości w tle.

 

 

IV

– Jestem Lilith. – powiedziała kobieta z wężami we włosach – Wołałeś mnie, wiec przyszłam.

Siedziała na piasku, po drugiej stronie ogniska. Z tej odległości mogłem widzieć pełzające płomienie, odbijające się w oczach gadów, wijących się w jej ciemnych lokach.

– Pragnę cię. – powiedziała.

Nalałem krwi z dzbanka, do wysokiej, czarnej filiżanki, o złoconym brzegu. Ustawiłem ją na małym, trójkątnym spodeczku i podałem jej. Obiema rękami. Wyjęła ją delikatnie z mych dłoni, unosząc do ust z wystudiowaną elegancją. A w oczach jej zatańczył błysk rozbawienia. W rozcięciu jej pomarańczowego, jedwabnego kimona, przez chwilę ujrzałem zarys nagiej piersi. Kimono miało kolor świeżych moreli i przypominało mi jakiś odległy sen z dzieciństwa, którego treści nie mogłem sobie przypomnieć. Węże pełzały wśród jej czarnych loków, a jej sutki sterczały sztywno pod materiałem.

Upiła nieco z filiżanki i dalej spoglądała na mnie, z twarzą nieodgadnioną, jednocześnie daleką i bliską. Patrząc na nią, pomyślałem nagle o morzu w czasie deszczu. O długich warkoczach kropel, uderzających bez końca, bez końca, w ciemną powierzchnię oceanu.

– Pragnę cię. – powtórzyła.

Potem podpełzła do mnie, po piasku i poczułem jej język na mych oczach i ustach. Poczułem, że jest on niczym ogień, gdy otoczyłem go swymi ustami i schwyciłem w zęby. Jej piersi były twarde jak dojrzałe owoce i pomyślałem: „Jakże piękna jesteś, przyjaciółko moja…” Lecz jej dłonie pozostawały zimne, niczym światło księżyca, i czułem szron na skórze, gdy pełzły w dół…

A potem, przez jedną, straszną chwilę, ciało moje przeniknął przeszywający ból.

I w nagłym rozbłysku, jakby objawienia, z daleka ujrzałem, jak Lilith wyciąga z mojego karku długą, kryształową igłę.

 

 

V

Gdy się obudziłem ognisko dogasało już. Moje ciało było sztywne z zimna, a skórę pokrywał szron. Nie śmiałem jeszcze poruszyć się. Leżąc, wdychałem zapach mroku, parujący z pustynnego piasku. Myślałem o bestiach z pól, które krążyły głodne po ziemi, tej i każdej nocy. Które nigdy nie rozumiały kobiety z wężami we włosach. Lecz ja rozumiałem je, w ich prostocie, albowiem to było moim dziedzictwem, moim bogactwem i moją tajemnicą.

Potem ujrzałem jak niebo na wschodzie rozjaśnia się. Lecz nie śmiałem się jeszcze poruszyć, aby nie spłoszyć powracającego słońca. Aby nie spłoszyć bólu gnieżdżącego się w kościach. Patrzyłem, jak piasek powoli staje się złoty. Patrzyłem na narodzenie dnia, myśląc o tej kobiecie, z wężami we włosach, która wyszła z łona nocy. Która ukazała mi ból narodzin, słabość mięsa, mróz, przenikający do szpiku. Myślałem o tej kobiecie, która wyszła z mroku, po tym jak tamta, ze swym poznaczonym bliznami ciałem, opuściła mnie. O tej, której język był niczym ognisty kwiat. I która opuściła mnie, odchodząc w mrok, zanim mogłem nazwać ją Matką…

 

 

VI

Drewno prawie skończyło się, mimo, iż paliłem ogień tylko nocami. Gdy dzień przechylał swą twarz nad pustynią, siedziałem rozcierając członki, skostniałe od kryształowej trucizny. A gdy wieczór nadszedł, policzyłem ponownie szczapy, które leżały jeszcze na piasku. I wiedziałem, że nie wystarczy ich, aby podtrzymać płomień do następnego świtu.

Później nadszedł Wąż. W miękkiej poświacie zmierzchu. Szedł, patrząc na ślady tych, którzy byli tutaj wcześniej. Szedł powoli, jakby przeżuwając każdy swój krok, żałując go, zanim jeszcze został wykonany.

Tak nadszedł Wąż i skulił się po drugiej stronie ogniska. Jego własne ślady wyglądały tak naiwnie i bezbronnie, w ostatnich promieniach konającego słońca, iż nawet jego czerwień nie chciała się na nich zatrzymać. Zapragnąłem się roześmiać. Dziko, niczym bestia, którą zamknąłem wewnątrz. Ale nie powiedziałem nic, dopóki on sam nie odezwał się pierwszy.

– Dlaczego nie pozwolisz mi wrócić? – zapytał żałośnie – Dlaczego nie pozwolisz mi, nawet jeśli ty wolisz tutaj pozostać?

Ogień zasyczał i strzelił iskrami, gdy dołożyłem do niego kolejną szczapę.

– Dlaczego? – powiedziałem powoli, smakując słowa – A dlaczego by nie? Ból dzielony z innymi staje się słodszy.

Przez chwilę myślałem, że usłyszę jego szloch, a jednak zdołał się opanować.

– Mógłbyś zbudować drabinę – mówił dalej – z tego drewna, które ci jeszcze zostało. Znam to drewno i to drzewo, pokazałbym ci jak sprawić, aby było posłuszne. Zbuduj drabinę, wtedy będziemy mogli powrócić tam, w górę. Ponad to… Podzielenie. – wypluł to słowo z niechęcią – Nawet jeśli ty nie chcesz, ja mógłbym wrócić.

– Mógłbym. – zgodziłem się, dorzucając znów do ognia. On spojrzał na mnie z nadzieją, ale nie poruszyłem się więcej.

– Co jest z tobą? – krzyknął wreszcie w rozpaczy – co sprawia, iż jesteś tak okrutny? Podałem ci owoc, gdy byłeś spragniony. Co sprawia, iż za mój czyn, zrodzony ze współczucia zbieram tak gorzkie żniwo?

– Ludzkie serce jest zwierciadłem, – odpowiedziałem – w którym współczucie rodzi zło, a miłość daje życie niewdzięczności. Ludzkie serce jest potworem, strzeż się go. Twój czyn, ze światła zrodzony, stworzył w nim cień, który stał się twą klątwą. I jej kosztujesz poprzez eucharystię długich pustynnych godzin, odczytywania martwych śladów na piasku…

Wąż zamilkł. A ja gładziłem językiem stalowy cierń okrucieństwa, skrytego w mych ustach. Upajałem się jego jadem i milczałem, chłonąc tą zimną, nieubłaganą siłę. Po drugiej stronie ogniska, Wąż zwinął się w kłębek. I patrzyłem, jak zasypia, utrudzony całodzienną wędrówką – szukaniem drogi do domu.

 

 

VII

W nocy śniłem, że Wąż płacze. Jego łzy tworzyły błękitne strumienie, biegnące przez pustynię i poza nią. Aż do brzegów nieznanego mi oceanu, który wzbierał i pęczniał, od tych błękitnych, słodkich łez, biegnących przez pustynię, niczym długie wstęgi, błyszczące i skrzące się, w promieniach porannego słońca. We śnie zapragnąłem dotknąć jednej z nich, ale gdy to uczyniłem, łzy zasyczały i zmieniły się w popiół.

 

 

VIII

Obudziłem się, lecz świt jeszcze nie nastał. Wąż spał, szlochając przez sen. Drewno prawie skończyło się. Wstałem i dorzuciłem do ognia ostatnią szczapę z Drzewa Poznania. A gdy usłyszałem za sobą kroki – wiedziałem już. I gdy poczułem dłoń na mym ramieniu – rozpoznałem ją, chociaż rozpoznać jej nie miałem prawa.

Odwróciłem się, spoglądając na tego, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Jego oczy były ciemne, niczym dwa jeziora rtęci, rozlewające się pod bladą maską. Zrozumiałem wtedy i wiedziałem, że on poznał, iż zrozumiałem. W ciszy wyciągnął rękę i ująłem ją, jak dziecko, którym przecież byłem.

A gdy odchodziliśmy stamtąd, opuszczając dogasające popioły i śpiącego Węża, gdy tak odchodziliśmy, razem, a przecież samotni, usłyszałem jak śpiewają kości, rozrzucone wśród srebrno-szarego piasku. A ich śpiew był niczym świergotanie świerszcza i kląskanie rudzika.

Koniec

Komentarze

Całkiem poetycko, tylko chyba zakończenia nie rozumiem. Kto po niego przyszedł, śmierć? Jakoś brakuje mi w tym wszystkim celu, mimo że opisane w sposób interesujący.

 

Drażnił mnie jednak nieprawidłowy zapis dialogów. Otwórz sobie pierwszą z brzegu polską książkę i zobacz, że to winno wyglądać zupełnie inaczej (bez kropke przed myślnikami, z kropką na końcu zdania wtrącającego itp.) albo zajrzyj TU.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie ukrywam, że wiekszość moich tekstów jest trudna i często, żeby je zrozumieć należy poddać je hermeneutycznej analizie. Zauważ na symbole, zauważ na nawiązania (sformułowanie takie jak blada maska - Pale Mask - powinno byc znane większości osób zaznajomionych z klasyką literatury grozy). Wszystkie odpowiedzi są już dane w tekście.

Poza tym cieszę się, iż opowiadanie zmusza do zastanowienia. To lepsze niż dawać gotowe odpowiedzi, prawda? ;)

Dziekuję także za uwagi dotyczące interpunkcji. Na pewno zwrócę na to uwagę w przyszłości.

Niestety, ja, przeciętny zjadacz chleba, lubuję się w literaturze czysto rozrywkowej, nie dla mnie hermeneutyczne analizy. Refleksja, zastanowienie, nawiązania - owszem, również, tak, ale bez przesady. Oby znalazły się tu bardziej światłe umysły, zdolne docenić ogrom Twej pracy twórczej.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jose już wspomniała o zapisie dialogów.

Jeżeli Adam jest Adamem biblijnym (na co wiele wskazuje), to mówienie o jego dzieciństwie (śnie z dzieciństwa) jest błędem rzeczowym. Wskazuje na to fakt, że Bóg stworzył człowieka jako kobietę i mężczyznę, polecając im rozmnażanie się i zaludnianie Ziemi. Musieli więc być dojrzali. Bardziej sensowne jest -- w tym przypadku -- mówienie o "początku istnienia".

Pod "V" piszesz: "moje ciało pokrywał szron". Żeby tak się stało, ciało Adama musiało mieć temperaturę niższą niż 0 st.C (przy standardowych warunkach ciśnieienia, ale w to już się chyba nie będziemy bawić...) Poniżej 25 st.C praktycznie się umiera. Oczywiście zanotowałem pojawienie się Lilith, jednak nie mam pojęcia czy  nawiązujesz do tradycji biblijnej, czy może talmudycznej. Tak czy inaczej, nie wyjaśnia to zachowania ciała Adama -- a jeśli wyjaśnia, zgrzytem logicznym jest dalsze martwienie się o opał.

Budowa drabiny -- widzę tu nawiązanie do Drabiny Jakubowej (?), jednak w żadnym stopniu nie współgra to z Edenem: ten miał leżeć między Eufratem i Tygrysem. Bóg nie przegnał pierwszych ludzi z chrześcijańskiego Nieba tylko z Raju, a to w wypadku Biblii całkiem różne miejsca. 

 

Również nie rozumiem zakończenia. Można mówić o analizie hermeneutycznej, jednak Twoje dzieło nie jest tekstem religijnym i niezrozumienie jego treści przez czytelników jest sporym niedociągnięciem.

Exturio, mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale szalenie ubawiła mnie Twoja dosłowna interpretacja, opierająca się na tekście biblijnym... Jest taka, cóż... Jednostronna. Ale nareszcie rozmawiamy o literaturze, a nie o jakiś drobiazgach interpunkcyjnych. Cieszę się.

Zastanawia mnie, czy potrafisz interpretować symbol w opozycji do jego korzeni? Budować mity tak jak o tym pisze np. Barthes - na zasadzie symboli snujących opowieści o symbolach, przeciwstawiających się swemu sensowi i objaśniających same siebie? Także zarzucanie mi braku logiki, przy moim (zaznaczanym zresztą przeze mnie) umiłowaniu surrealizmu, jest zupełnie bez sensu. Skąd pomysł, że Adam był żywy w sensie fizycznym? Skąd pomysł, że ktokolwiek w tym opowiadaniu był żywy w tym sensie? Jeśli całość rozgrywa się na poziomie snu, mitu, lub, jeśli wolisz to tak nazwać - w świecie archetypów.

Ach... Należy się strzec by codzienna percepcja nie zaciemniała obrazu, który jawi się oku ducha. :)

Idąc dalej: jeśli uważasz, iż niejasność tekstu stanowi na jego niekorzyść, to z żalem przyznać muszę, iż mam zupełnie odmienne zdanie w tej kwestii. Odnosząc się do teorii recepcji muszę uznać, że nie ma jednego sensu, nie ma jednej interpretacji. Mało tego, to poszukiwanie sensu czyni tekst wyzwaniem - stawia przed nami pytania, inspiruje, onieśmiela, szokuje - ergo, nie pozostawia nas obojętnymi na niego. Spotykamy się z tekstem w uniesieniu, w zadziwieniu lub w pomieszaniu i gniewie, ale to właśnie jest literatura!

Osobiście, jako dekonstruktywista, uważam, iż wszystkie Twoje zarzuty są w istocie pytaniami, które mogą zmusić do zastanowienia, prawda? Właśnie, dlaczego dzieje się tak a nie inaczej? Odwrócenie symboliki - dlaczego się pojawia i do jakich tekstów zewnętrznych nawiązuje. Kontekst jak wiesz zapewne, pozwala na odnalezienie klucza.

A co do Drabiny - odgadłeś prawidłowo, oczywiście. Następstwo dziejów nie ma znaczenia, liczą się symbole. Pomogę trochę, aby wskazać kierunek: drabina w tradycji Kabalistycznej, opartej oczywiście o sen Jakuba symbolizuje Etz Chajim, Drzewo Życia, po którym wędrują aniołowie (anioł po hebrajsku Malahim - Posłaniec). W takim wypadku jest ona oczywiście Axis Mundi, pniem Drzewa (które trawi ogień - to także nie jest bynajmniej przypadek, jeśli odnieść to do objawienia w Kether). A wiec jest wyjściem dla Węża, który w tradycji Gnostyckiej spełza w dół po drzewie życia wysłany przez Sophię. W tym świetle zastanów się, ile okien i drzwi otwiera przed czytelnikiem interpretacja postaci Lilith...

Mam nadzieję, że nie tylko ja dobrze bawię się grając w tą grę, ale sprawia ona i pewną przyjemność bardziej ambitnym czytelnikom. :)

Przez chwilę miałem wrażenie, że wydawało się wam, panowie, iż używałem w tym tekście symboliki i porównań na zasadzie dowolnej i nieprzemyślanej. Tak jednak generalnie nie jest. Tutaj każdy szczegół, nawet kolory ma znaczenie.

Dlaczego Adam ma wspomnienia z dzieciństwa spoglądając na Lilith? Bowiem ona uczyniła go dzieckiem, którym nie był wcześniej. Jednak nie może przypomnieć sobie tych wspomnień, bo czas jego dzieciństwa nie zaistniał (jeszcze). Istnieje ono jedynie jako pewne odniesienie w czasie. Być może musi się dopiero wydarzyć.

Moje opowiadania są snami. I jako sny przychodzą do mnie. Nie próbujcie ich zrozumieć na zasadzie logiki, bo się pogubicie Jestem miłośnikiem labiryntów. Nie tych, które nazywają się maze, lecz tych, które nazywają się labirynth.

Jeśli zaś ktoś nie gustuje w tego rodzaju lekturze, szkoda by tracił na nią czas, irytując się. Lepiej spożytkować go czytając coś, co sprawi mu więcej przyjemności i dostarczy rozrywki. Ja natomiast nie uważam literatury za rozrywkę i piszę głownie dla osób, które mają podobne zapatrywania do mnie.

Niemniej dziękuję za uwagi i zainteresowanie. Przynajmniej pojawia się okazja jakiś sensownych dyskusji, zamiast bezpłodnego przeżuwania braku lub obecności kropki. Mam nadzieję, że nie okaże się ona jedyną. :)

Świetnie. Uwielbiam teksty, które mogą być interpretowane jedynie przez ich autorów. :)

Pozdrowienia

Takie sobie opowiadanie. Rzeczywiście, błędny zapis dialogów bije po oczach.

Pozdrawiam

Mastiff

Obawiam się, Autorze, że tu nikt nie będzie rozkładał każdego zdania, zwrotu, symbolu i koloru na czynniki pierwsze. Bardzo wątpliwe. Nie ten portal.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nadal podziwiam Twoją umiejętność przekładania snów i myśli na słowa. Przeczytanie „Edenu” już nie było „brnięciem przez tekst”, jako że przeszłam trening na „Drabinie”.

 

Teraz już wiem, dlaczego Twoje teksty są tak bardzo inne od większości opowiadań zamieszczonych na tej stronie. Po prostu piszesz w sposób, który uznałeś za najlepszy dla siebie. Mam wrażenie, że to może ograniczyć grono potencjalnych wielbicieli Twojego talentu. Myślę jednak, że znajdzie się także grupa odbiorców, w oczach których zyskasz uznanie i zrozumienie. Obawiam się, że mnie w tej grupie nie będzie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Piękny, symboliczno-poetycki tekst. I co najwazniejsze, tym razem doszlifowany. Dla mnie jest oczywiste, że w tego typu utworach autor ma prawo do "własnej" logiki. Choć nie znam się na hermaneutyce, opowiadanie mnie zaciekawiło na poziomie czysto literackim, po prostu. Nie bardzo rozumiem zastrzeżenia przedpiścow, bo ja chętnie przeczytałbym kolejne Twoje teksty.

Z góry przyznaję Autorowi prawo do nazwania mnie durniem, głąbem, niedoukiem, tępakiem ślepym na wspaniałości wędrówki niekończącymi się labiryntami wielopiętrowych odniesień i tak dalej, bo na temat wspamiałego dzieła mam do powiedzenia tylko tyle: co za dużo, to niezdrowo.  

W skrytości ducha liczę na zrozumienie przez Autora tych pięciu słów, ale powątpiewam w zaistnienie tak korzystnej dla mnie okoliczności. Kto raz wzleci aż tak wysoko, niechętnie spogląda na wszystkich poniżej...

Przepraszam, ale ta dyskusja przyjmuje jakiś naprawdę dziwny i nieoczekiwany obrót. Nie rozumiem, dlaczego, z uwagi na różnice stylu spotykam się ze źle zamaskowaną wrogością i niechęcią. Nie rozumiem w jaki sposób, osoby reprezentujące Lożę NF mogą swoją postawą negować pewne wartości humanistyczne, których, jako przedstawiciele pisma o literackim charakterze, powinni przestrzegać.

Uprzejmie proszę o zmianę tonu, ponieważ nie widzę sensu kontynuowania dyskusji z osobami, które zachowują się po prostu niegrzecznie.

Jeśli zaś chodzi o krytykę: widzę, że większość adwersarzy niestety nie jest przygotowana do jej przeprowadzenia i dyskusji na poziomie akademickim. Brak argumentów merytorycznych uniemożliwia jakąkolwiek swobodną wymianę poglądów. Uważam, ze jest to chora sytuacja, która upośledza możliwość wolnej pracy twórczej. Proszę wiec w przyszłości o załączenie takich argumentów w swoich wypowiedziach - lub powstrzymanie się od tychże. De gustibus non disputandum est. Wypowiedzi wartościujące, pozbawione argumentacji mogą być jedynie traktowane jako przedstawienie osobistych wrażeń, nie zaś merytoryczna ocena tekstu. Osobiście zwykle je ignoruje bowiem nie stanowią nawet cienia krytyki literackiej. Proponuję więc albo wrócić do rozmowy o sztuce, albo do lektur "do obiadu": lżejszych i bardziej rozrywkowych, niż moje teksty.

Nie rozumiem dlaczego zachęcanie do myślenia w trakcie recepcji tekstu traktowane jest jak zbrodnia. Chciałbym zauważyć, iż przedstawiam poglądy dużej grupy wykształconych humanistów. Z teorią recepcji i analizą dekonstruktywistyczną mogą zapoznać się wszyscy zainteresowani czytając prace R Rortego, do których odsyłam.

Mam nadzieję, że mój post pozostanie właściwie zrozumiany i osoby, do których został skierowany będą w stanie zrozumieć swój błąd i wykazać się kulturą w kontaktach międzyludzkich.

Za merytoryczne uwagi, opinie oraz pozytywne komentarze dziękuję. Regulatorzy, zapewne masz rację, co do ilości czytelników, ale nigdy nie zależało mi na pisaniu "pod publikę". Lubię ambitnych odbiorców i mam nadzieję, że znajdę tu chociaż kilku takich. Agroeling, nie zawsze jedynie analiza hermeneutyczna odkrywa sens dzieła - myślę, że często także czytanie intuicyjne pozwala nam dotrzeć do sedna sprawy. :) Cieszę się, ze odpowiada ci mój styl poetycki.

Szanowny Autorze. Zabieram głos, ponieważ przypuszczam, że to mój wpis stał się powodem --- albo ostatecznym powodem --- użycia przez Ciebie argumentów o źle maskowanej niechęci, nawet wrogości.  

Jesteś uprzejmy mylić się w kwestii mojego (oraz zapewne innych osób) nastawienia do Ciebie i Twego utworu. Zauważ, iż zacząłem od samokrytyki --- to coś znaczy. Chciałem przez to, również przez zacytowanie porzekadła, dać Tobie do zrozumienia, że przeładowany aluzjami, odniesieniami i symbolami symboli tekst jest na tyle trudny w odbiorze, iż prędzej "odepchnie" normalnego. przeciętnego czytelnika, niż zafrapuje i skłoni do przekopywania się przez encyklopedie, słowniki, przez Biblię, Kabałę i co tam jeszcze, z uwzględnieniem dzieł wielkich analityków literatury.  

Zgadza się, większość, przytłaczająca większość potencjalnych czytelników nie jest i nigdy nie będzie przygotowana na odbiór takich tekstów. Multisymbolizm i jego meandry nie stanowią ulubionej rozrywki ani młodych, jeszcze nie "nasiąkniętych" w odpowiednim stopniu wiedzą chociażby szkolną i ogólną ludzi, ani tych, którzy, tu już niezależnie od wieku i wiedzy, w literaturze fantastycznej poszukują relaksu, rozrywki. To zjawisko dotyka równie silnie Science Fiction, dodam. Więc bardzo proszę, nie dziw się, nie oburzaj --- zrozum, że reprezentujesz inny poziom i typ twórczości, niszowej w pewnym sensie. Pozytywnym, bo trudno się w tej niszy dla koneserów znaleźć lub odnaleźć.  

Kilka słów wyłącznie ode mnie. Nie jest zbrodnią zachęcanie do myślenia. Ale Ty nie zachęciłeś, Ty raczej zmusiłeś --- a ja nie lubię być zmuszanym. Szczególnie do tego, co stanowi margines zainteresowań. Gdyby to było SF jak autorstwa prosiaczka, Juliusa, exturia --- słowem nie pisnąłbym, pięć dni mógłbym przekopywać się przez kwanty, neuroprzekaźniki, ewolucje i dewolucje. Czy teraz już stało się dla Ciebie jasne, że mimo podziwu ani chwalę, ani mam zamiar wgłębiać się, ani ganię, jedynie sygnalizuję przeładowanie motywami dla niemal wszystkich "normalnych i przeciętnych" bardzo słabo zrozumiałymi i w takim samym stopniu interesującymi?  

Mam nadzieję, że już tak. Kłaniam się i pozdrawiam.

   Pax vobiscum.

    Przeczytałem tekat, zachęcony nieco dyskują. Typowa literacka wydmuszka, czyli po prostu --- zabawa ślowami, obrazami, impresjami i aluzjami, wiodacymi donikąd. To dość latwe, jeżeli ktoś to lubi. Niektóre zdanka rożśmieszająco pompatyczne...  Mówiąc inaczej --- sporo w tym napuszonego literackiego bełkotu.

Popełniłem okropny błąd i zacząłem czytać komentarze zanim wziąłem się za opowiadanie. Cóz, mam nauczkę na przyszłość. Mogę jak najbardziej zrozumieć, że Autor broni swojego dzieła, pogladów i tak dalej. Do licha, z niektorymi z tych pogladów nawet sam się zgadzam. Ale kiedy Autor zaczyna sam jakby interpretować własne opowiadanie w komentarzach poniżej, to już dla mnie coś jest nie tak. I niestety potwornie mnie to odrzuca, przez co kompletnie nie jestem w stanie odnieść się do tego utworu. A szkoda.

Tekst od razu mi się spodobał, z prostego powodu. Lubię poetyckie opisy, zwłaszcza te naprawdę udane. Tobie to wychodzi naturalnie, nie przesadzasz, ani nie śmieszysz. Co rozproszyło mnie podczas czytania? Nadmiar zaimków osobowych. I oczywiście błędy w zapisie dialogów, co zresztą było już wytknięte. 

 

W porównaniu z innymi tekstami, jakie zdarzyło mi się czytać, odnoszące się do pierwszych biblijnych ludzi, opowiadanie bardzo oryginalne. Szkoda, że takie krótko wręcz. Historia wciąga.

Szkoda, że takie krótkie* Jakiś babol wskoczył mi do komentarza ;)

Adam KB, ja doskonale rozumiem to o czym piszesz, czemu dawałem wyraz także w tej dyskusji. Nigdy nie mówiłem, że moje teksty są łatwe. Mało tego, zaznaczałem, iż jestem poetą - prozaikiem jedynie bywam. Krytyka mojego tekstu opiera się na dwóch błędnych założeniach, które jak dla mnie nie mają większego sensu:

1. Założeniu, że jeśli czytelnik czegoś nie rozumie, to jest to wina autora. Oczywiście to bzdura - czytelnik, jest takim samym twórcą tekstu jak autor. Tworzy go w procesie odczytania i znajduje dla niego własną interpretację. Brak przygotowania do recepcji nie jest wiec błędem autora, lecz błędem odbiorcy, wynikającym jak sądzę w dużej mierze z lenistwa.Dlatego też zupełnie nie dotyczy mnie jako twórcy. Ja wam dałem tekst - to co z nim robicie zależy od was. Jeśli chcecie go nie rozumieć, to wasz problem i wasza sprawa.

2. Założeniu, że tekst musi stanowić rozrywkę i przyciągać dużą ilość czytelników. Zlitujcie się z tym nonsensem! Czy znacie popularną wśród mas, rozrywkową prozę poetycką? Ja nie znam. Wysoka Sztuka z zasady nie jest rozrywkowa, bowiem cierpienie jest bardziej nośnym tematem niż radości i pozwala w pełniejszy sposób ukazać wartości artystyczne. Arte to nie Techne. Nigdy nie chciałem, aby moje teksty były czytane przez wielu odbiorców. Piszę dla szczególnego odbiorcy, gotowego na tekst trudny i lubiącego odnajdywać własne interpretacje. Takich odbiorców jest mało, ale mi to pasuje. Dlaczego wiec tyle osób próbuje mi narzucić inny schemat? Przeraża was różnica stylów? Ja to tak odbieram, jako zamknięcie w jednym paradygmacie.

Osobiście zdaję sobie sprawę z ludycznych aspektów literatury. Jestem świadom, iż istnieje pokaźny nurt literatury rozrywkowej, która jest potrzebna i chętnie czytana przez wielu. I bardzo dobrze. Szanuję wolność twórczą pisarzy, którzy spełniają się w tym nurcie. Niemniej nie rozumiem ograniczenia całego spojrzenia na literaturę tylko do tego poziomu. Piszę inaczej i mam do tego prawo. Nie rozumiem tylko dlaczego staje się to przyczyną niechęci - dlaczego nie możemy wymieniać wrażeń i doświadczeń korzystając z odmienności naszych zapatrywań? Przecież to właśnie różnorodność stylów i podejścia powinna ubogacać to forum, inspirować nas i być powodem do radości, a nie przyczyną niekulturalnego zachowania. Fantastyka to nie tylko łatwa, rozrywkowa literatura. To są także teksty trudne, czasem poetyckie, często niezrozumiałe. Wiele z nich odnaleźć można w gatunku werid tales, w którym ja się spełniam najbardziej.

SpiralArchitect: Nigdzie nie interpretowałem swoich opowiadań. Zapewne jednak masz na myśli ten fragment analizy, w którym odniosłem się do źródła użytych przeze mnie symboli. Zrobiłem to tylko dlatego, że jak zapewne zauważyłeś, wielu czytelników miało problem z tekstem. Chciałem zaprezentować na czym polega analiza hermeneutyczna, aby im pomóc, bowiem ograniczone podejście do symboliki, przejawiane np. przez użytkownika exturio, mnie zszokowało (przyznam, bez bicia). Niemniej, ja jestem bardzo otwarty na wszelkie możliwe interpretacje. Dlatego chciałbym, byś mój fragment analizy uważał jedynie za propozycję i zupełnie się do niego nie przywiązywał. A jeśli chcesz, w ogóle go wyrzuć ze świadomości i zapomnij o jego istnieniu ;). Jest tyle interpretacji ilu czytelników i nigdy nie chciałem ograniczać nikogo w odbiorze. Ja uwielbiam tą wieloznaczność. Więc nawet jeśli ujrzysz w moich tekstach wyznanie miłosne czy instrukcje obsługi pralki, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił. Czego ci zresztą szczerze życzę jak i każdemu, kto posiada skłonność do poszukiwania i odkrywania własnych sensów w dziele.

Prokris - dziękuję za tą uwagę o zaimkach. Bardzo interesujące i zastanowię się nad tym. Mówiąc prawdę, nie pomyślałem nigdy by zwrócić na to uwagę. Dziękuję także za pozytywną opinię.

Roger - Tobie także dziękuję za pozytywną wypowiedź. nazywając mój tekst typowym i literackim myślę, iż odczytałeś go całkowicie właściwie, jako typowy dla wysokiej literatury. Twoja irytacja zrodzona z nieprzygotowania do odbioru takich tekstów może być podziwiana z uwagi za szczerość emocji. Za co także dziękuję - uwielbiam, gdy moje teksty budzą emocję.

Jak pisał Rorty - z jeśli z tekstem spotykamy się w miłości lub w nienawiści, osiągamy sukces w jego odbiorze. W literaturze nie chodzi o to by się ze wszystkim zgadzać, ani by wszystko traktować jak rozrywkę. Z tego punktu widzenia patrząc, uważam iż odniosłem pełen sukces - o czym świadczy ta dyskusja. Dziękuję więc wam wszystkim, za to, iż mi w tym pomogliście. :)

I widzisz, znowu to robisz!  "dziękuję za uwagę o zaimkach." 

Ach, zapomniałęm nadmienić. AdamKB - ja psizę na forum Nowej Fantastyki: poważnego czasopisma istniejącego ponad 30 lat. Nie piszę do Świerszczyka czy innego periodyku dla dzieci. Dlaczego wiec mam uważać, aby pisać dla ludzi niewyrobionych? Dlaczego mam uważać, że piszę do dzieci? W Nowej Fantastyce nie raz pojawiały się teksty trudne i zawsze je sobie ceniłem. :)

Prokris - faktycznie. Ale ja chyba nawet mówię w ten sposób. To faktycznie może razić? Zresztą powinienem napisać tę uwagę. :P Niemniej nie zdawałem sobie sprawy...

A nie możnaby "dziękuję za uwagę o zaimkach". Zaimki osobowe są błędem, kiedy poprzez nie podkreślasz coś oczywistego.

"Prokris - dziękuję za tą uwagę o zaimkach." - Zwracasz się do mnie i mówisz o uwadze o zaimkach. Po co więc "tę uwagę"? Przecież dobrze wiemy, że to ta konkretna uwaga :) 

No tak, z uwagi na gramatykę etc. oczywiście wiem, że masz rację. Ale nie pomyślałem, że to mogłoby razić. Ja chyba mam jakąś taką dziwaczną manierę stylistyczną. Muszę się jeszcze zastanowić, czy mnie samego ona irytuje czy nie. ;)

 

 

 

Dobra, pokażę Ci na przykładzie:


"Teraz to się zmieniło. Rozmawiałem z nią codziennie. Poprzez długie, blade godziny przed świtem – gdy niebo zamarza, a oddech paruje w przestrzeni, jak otwarta rana w boku zwierzęcia. Rozmawiałem z nią, choć przecież nie odpowiadała mi. Nie mogła mi odpowiedzieć, bowiem odeszła." 


Możnaby pozbyć się zaimków w prosty sposób. Rozmawialiśmy codziennie. Rozmawialiśmy, choć przecież nie odpowiadała. Nie mogła odpowiedzieć, bowiem odeszła. Narrator jest pierwszoosobowy, nie potrzeba więc stwierdzenia "odpowiadała mi" To więcej niż oczywiste :) Już nie mówię, że sporo tu powtórzeń, nie chcę się czepiać. ;) 

Aha, już rozumiem!

Ok, ale widzisz ja to robię specjalnie, bowiem chodzi mi o rytmikę tekstu i o zachowanie powtórzeń. Tzn mi to jakoś pasuje, trochę jak w wierszu, przeczytaj sobie na głoś:

"Rozmawiałem z nią, choć przecież nie odpowiadała mi."

Porównaj z:

"Rozmawialiśmy, choć przecież nie odpowiadała."

Ja widzę różnicę. Twoja propozycja jest zapewne bardziej oszczędna i w pewien sposób elegancka. Moja bardziej muzyczna i rozbudowana jak sądzę. Ale ja mam słabość do takiego stylu i do powtórzeń. Uważam, że powtórzenia mają magiczną siłę, podkreślają jakiś element niczym echo, wciąż powracające, i jakby zapętlone. O tego rodzaju efekt mi chodziło. Chociaż jasne, że nie każdemu to się musi podobać, prawda?

Sigil, zaimki w mowie potocznej i w literaturze to odmienne sprawy. Coś, co w mowie uchodzi, w piśmie nie zawsze jest dobrze widziane.

Co do tematu "NF a Świerszczyk", mam drobną uwagę. Nie jestem przeciwnikiem prozy poetyckiej (nie przepadam, ale też nie zwalczam, bo i po co?). Problem leży całkiem gdzie indziej: otóż dałeś nam hieroglify, które podobne są do wielu znanych (jak wspominana już Biblia i Tora), ale nimi nie są. Nie chciałeś, bądź zapomniałeś nam dać klucza, który umożliwiłby interpretację zbliżoną do tego, co chciałeś przekazać, bo jak się okazuje, patrzenie przez pryzmaty znane i oczywiste powoduje błędy odczytu (jak w moim przypadku). Wniosek jest taki, że żeby zrozumieć przedstawioną przez Ciebie oniryczną wizję, trzeba być Tobą -- znać dokładnie te same konteksty kulturowe i myślowe, które znasz Ty. Przekaz między różnymi środowiskami tak nie działa.

Mierzi mnie to, bo stylistycznie całość jest całkiem w porządku. Problem w tym, że bez odpowiedniego klucza, który mogłeś bez problemu i bez uszczerbku dla całości przemycić w tekście, wszystko wydaje się tylko bełkotem bez sensu. Nieźle napisanym, ale jednak. Pointa wydaje się być zdarzeniem bezwymiarowym, nie niosącym żadnej treści.

Ach, dawno na froum nie pojawił się nikt taki... Śledzę wątek z rozbawieniem.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Snując dalej me rozmyślania: doszedłem właśnie do wniosku, że powtórzenie jest chyba najczęściej używanym przeze mnie środkiem stylistycznym. Zarówno w poezji jak i w prozie... Np. piszę ostatnio baśnie, których cała budowa opiera się na powtórzeniach. Wspominałem już, że dla mnie to ma magiczne znaczenie - baśnie i poezja są magiczne. Np spójrz na to:

W Ogrodzie Ognia, kaleki śpiew
Zadrżał, wpleciony w twe długie włosy.
W Ogrodzie Ognia krew płynie z drzew
W Ogrodzie Ognia konają głosy.

I cień koszmaru, skradziony snom
Oddycha, niebem ciemnym jak rubin.
W Ogrodzie Ognia, pęknięty dzwon
Zgrzytem, ogłasza noc mojej zguby.

I czekam patrząc w kamienne drzwi,
Słuchając rdzawych odliczań dzwonu.
A krzyk jak rosa, w gałęziach lśni,
Światłem nie znanym, nigdy, nikomu.

I czekam patrząc w kamienne drzwi,
Które zamknęłaś przede mną jeszcze
W Ogrodzie Ognia czekam, aż ty
Rozepniesz moje żyły na wietrze…

Jak widzisz, tutaj głownie powtórzenia budują całość tekstu. Więc widać nie umiem przestać pisać wierszy, nawet jeśli zabieram się za prozę. Cholera... Właśnie odnalazłem mój najiększy grzech. ;)

 

Exturio - wszystkie klucze znajdują się w symbolice. Wystarczy ją zauważyć. A to w jaki sposób sam ją zrozumiesz to sprawa twojej recepcji. Mam nadzieję, iż Twoja interpretacja będzie inna od mojej. O to właśnie chodzi. Nie szukaj tego co miałem na myśli. To zupełnie nie jest istotne. Szukaj tego, co sam możesz tam odnaleźć dla siebie i interpretuj po swojemu.

Zaczynam serdecznie nienawidzić skryptu na tym forum. Własnie mi zlikwidował podzial na zwrotki. Czemu tutaj się nie da edytować komentarzy? :(

Powtórzenia w poezji i prozie to też dwie różne sprawy, tak BTW.

Hm, w takim razie Twoje teksty to po prostu nie mój rodzaj sztuki. Trochę jak obrazy Kandinskiego, Malewicza albo Pollocka. 

Rytmika tekstu i zachowanie powtórzeń... Wróć na ziemię tu nie wiersze, tu się prozę pisze:)

    Ależ, drogi Autorze... Twój tekst nie wzbudzil we mnie żadnych emocjii... Typowa nadinterpretacja. Wywołal co najwyżej znudzenie. Tak często bywa i to wcale nie oznacza, że czytelnik nie jest do takiego tekstu przygotowany. To jest tylko aksjomat, wymyślony przez tworców tego rodzaju opowiadań. Jednym się taki tekst podoba, innym nie. Ale to wcale nie oznaczae, że podoba się bardziej wyrobionym czytelnikom, a nie podoba mniej wyrobionym.  To rozumowanie logicznie jest nieuprawnione, a co więcej, jest tylko formą obrony przed stwierdzeniem wprost, że tekst jest miałki, a przy okazji nudny.

    Przykłady zdań pompatycznych aż do bólu: " A gdy odchodziliśmy stamtąd, opuszczając dogasające popioły i śpiącego Węża, gdy tak odchodziliśmy, razem, a przecież samotni, usłyszałem jak śpiewają kości, rozrzucone wśród srebrno-szarego piasku. A ich śpiew był niczym świergotanie świerszcza i kląskanie rudzika. "

    Jak refren kiczowato-sentymentalnej pisoenki byloby to całkiem niezłe... Albo wzbudziloby huragan śmiechu.   

    Pozdrawiam. 

Roger, nie zaburzaj się tak bardzo. Wiem, że pozwoliłem sobie z ciebie trochę zażartować, ale nie miało to złośliwego podtekstu. Myślę, że powinieneś mieć więcej dystansu do siebie i takich sytuacji.

Jak pisałęm wcześniej - trudno mi z Tobą rozmawiać o literaturze, mimo całej sympatii, ktorą dla Ciebie żywię. Po prostu nie masz odpowiedniej wiedzy, którą starasz się pokryć mocnymi, pejoratywnymi określeniami. Gdybyś bowiem ją posiadał, odkryłbyś w cytowanym fragmencie zarówno związek symboliki zwierzęcej ze śmiercią i odrodzeniem, jak i nawiązanie do wiersza "Środa Popielcowa" T.S. Eliota. Polecam zapoznać się z tym utworem, aby zrozumieć kontekst. Choć możliwe, iż specyfika Twych gustów sprawi, że także i tego poetę odbierzesz jako pompatycznego i nudnego. Jednak mam szczerą nadzieję, że tak się nie stanie.

Ja nadal cieszę się niesłychanie, iż mimo znudzenia, tak pilnie uczestniczysz w dyskusji ze mną. Schlebia mi to i dziękuję. :)

Prokris... No więc ja właśnie piszę prozę... poetycką. ;)

Mea culpa.

Siqil, coś mi podpowiada, że się nie dogadamy ;)

Sigilu, Twój tekst nie ma punktów stycznych z rzeczywistością i jako taki do mnie nie trafia. A szkoda. Operowanie symbolami czy w ogóle umieszczenie akcji w pewnym uniwersum symbolicznym daje nowe środki wyrazu, pozwala uprościć komunikację i wzmocnić sam komunikat, zmultiplikować jego zasób znaczeń. Natomiast tu... Iloczyn zbioru pustego i dowolnego innego  zawsze będzie zbiorem pustym.

 

Inna sprawa to to, że za Pirandellem jestem niechętny przedstawieniom, które nie mają do przekazania własnej opowieści, lecz z bezsensownym uporem żerują wyłącznie na opowieściach cudzych.

 

Pozdrawiam

Julius - czy brak relizmu stanowi wadę tekstu, ktory umieszczony został na forum Nowej Fantastyki? Myślę, że niekoniecznie... Wszakze sama tematyka forum kieruje się ku tekstom odrealnionym.

Ponadto, nie do końca rozumiem Twoją uwagę, o braku własnej opowieści. Wedle mnie ten tekst skupia się na przedstawieniu pewnej historii - choć celowi temu służą symbole zaczerpnięte z innych dzieł... Jednak starałem się je przedstawić w tak specyficzny i odległy od pierwowzoru sposób, jak to tylko możliwe (co zresztą było mi wcześniej zarzucane!), aby stały się nośnikami nowej opowieści... Źrodło jedynie buduje kontekst, same mitemy jednakze ulegają transformacji. Poprzez zmianę, a chwilami wręcz negację ich pierwotnego sensu staram się rozszerzyć percepcję czytelnika, aby mógł dojść do nowych treści, na zasadzie intuicyjnych skojarzeń. Nie wiem jak prościej to opisać. To trochę jak sen.

Trudno mi zgodzić się z tym, co piszesz - iż symbole te są puste. Wydaje mi się, że kultura zachodu obudowała je w czasie swego istnienia tak bogatymi ornamentami, że naprawdę ciężko ich nie zauważyć. Co więcej waga ich sprawia, iż każda próba oderwania się od nich automatycznie konfrontuje Cię z ich znaczeniem. Przekraczając próg mierzysz się z nim - taki jest mechanizm inicjacji. A utwór ten jakby nie było właśnie o niej mówi (między innymi oczywiście),

Wydaje mi się, iż generalnie ciężko jest pisać tak, aby zadowolić wszystkich. Jedni uważają, że jest źle, iż nic nie tlumaczę, inni domagają się wyjaśnień i analiz. Jedni chcą widzieć postacie i symbole w formie niezmienionej, inni zaś wręcz przeciwnie... Cóż więc mogę powiedzieć? Staram się pisać tak jak sam czuję. Zresztą, nie mam nawet innego wyboru. Resztę mogę jedynie pozostawić wam - czytelnikom, licząc na waszą otwartość i odwagę. :)

Prokris - ale czemu uważasz, że się nie dogadujemy? Rozumiem Twoje uwagi, po prostu pozostaję przy włąsnym zdaniu. To chyba nie jest nic złego, prawda? Ponadto dyskusja z Tobą pozwoliła mi zerknąć na tekst z innych stron, co jest samo w sobie ciekawym doświadczeniem. A chyba o to właśnie chodzi w dyskusji - o poszerzenie wiedzy.

Nie uważam po prostu aby fantastyka i poetyka kolidowały ze sobą. Uważam nawet, że się całkiem nieźle dopełniają. ;)

Możliwe, że to moja wina, wina tego, że zbyt lakonicznie sformułowałem wypowiedź, albowiem przekręciłeś jej sens.

 

Wiem, gdzie się znajdujemy i nie mam nic przeciwko fantastyce. Oderwanie od rzeczywistości, o którym napisałem, łączy się z uwagą o opowieści i jest czym innym niż nierealizm. Ośmielę się zauważyć, że elementem najistotniejszym w literaturze, tzn. tym, co nam umożliwia komunikację poprzez tekst (obok innych --- w tym przypadku --- zmiennych) jest opowieść. Opowieść jest stałą. Jest sednem. Konkretem aktualizującym komunikat. Jest sine qua non. Każdego dekonstruktywistę-opowieścioredukcjonistę będę twardym wydaniem Homera po głowie tłukł! Jeśli masz coś do powiedzenia, opowiadaj. Inaczej nie trwoń swojego i innych czasu. Bez opowieści wychodzi marna neoromantyczna liryka nastrojowa. Stężony, żrący surrealizm. Albo taki symbolizm, który można by nazwać tautologią.

 

Opowieść widzę ja jako coś autonomicznego. Rdzeń, wokół którego wszystko się obraca. Coś, co kieruje grot zainteresowania ku sobie --- żeby przetrwać, żeby pozostać w funkcji komunikacji. U Ciebie tego nie ma. Nie nadajesz sensu bazowo, lecz go syntetyzujesz, przywłaszczasz sobie fructus z czyjegoś drzewa. Budujesz wieżę z symboli, które same w sobie nie są puste tylko wtedy, gdy są aktualne, gdy mają fundament. Jeśliby wziąć ciuchcię i tory kolegi, pomajstrować przy semaforach tak, żeby zabawka pojechała inną trasą --- to wszystko fajnie --- ale wciąż jest to ciuchcia kolegi. Nie Twoja. Potrzebujesz własnej ciuchci. Własnej indywidualnej opowieści. Wtedy jakimi torami jej nie puścisz, zostanie doceniona lub skrytykowana, ale będzie czymś "rzeczywistym". Będzie nośnikiem kreacji, nie recyklingu. I wreszcie będzie czymś żywym, aktywnym, nie grą pustą.

 

Oczywiście masz prawo się z powyższym nie zgodzić. Tak samo ja mam prawo stwierdzić, że nic z tego tekstu nie zawiera się w horyzoncie moich oczekiwań. Na jakim gruncie się nie spotkamy, po prostu się mijamy. Może innym razem? :)

Julius - z całym szacunkiem, ale zaczynam uważać, że Ty nie masz pojęcia o czym jest to opowiadanie.

Co mnie osobiście lekko szokuje, bowiem widzę, że masz wiedzę z zakresu teorii literatury. Proponuje więc abyś jej użył i zaczął interpretować niewiadome. Gdybyś wyszedł z punktu widzenia fenomenologii, myślę, że mogłoby to pomóc.

Zapewniam Cię, że mój tekst odnosi się do bardzo konkretnej historii. Nie potrafię pojąc dlaczego (choć myślałem nad tym dwa dni, naprawdę), Ty tego nie widzisz. Zadziwia mnie to i wręcz lekko szokuje. Ty naprawdę uważasz, że to jest pusty twór ze skleconej naprędce symboliki? Jak? Naprawdę proszę Cię, albo spróbuj spojrzeć głębiej, albo odpowiedz mi na to pytanie. Ja nie mogę pojąć jak można tak myśleć...

A jeśli uważasz, że zapożyczam od kogoś historię, proszę o podanie mi źródła podobnej opowieści. Przy całym moim wykształceniu humanistycznym, nie znam ani jednego źródła opowiadającego tą historię... Widywałem podobne koncepcje studiując ryciny alchemiczne, ale nigdzie nie była ona wyrażona w formie słowa i opowieści.

Ponadto jak możesz napisać że symbol jest pusty? Symbol będąc rodzajem znaku nie może być pusty, bowiem sama budowa symbolu sprawia, że ma on swój zbiór odniesień. Więc być może użyłeś tutaj skrótu myślowego, jednak nie był on zbyt szczęśliwie wyrażony.

Być może wychodzimy z przeciwnych założeń. Ty uważasz, że symbol upraszcza przekaz. Ja uważam, że nie ma bardziej mylnego poglądu. Symbol konfrontuje z tym co niepoznane i obce dla świadomego umysłu. Symbol jest językiem nieświadomości - a moje opowiadanie jest snem. Całkowicie realnym na gruncie rzeczywistości psychicznej. Więc jak możesz pisać o braku realizmu? Moje opowiadanie odnosi się do konkretnych przemian ducha i psychiki. A jeśli tego nie umiesz dostrzec, to skłaniam się do poglądu, iż obce są Ci podobne doświadczenia.

Kończąc chciałbym zaznaczyć po raz trzeci - jestem w szoku. Mam nadzieję, że wypowiedź moja albo skłoni cię do poddania tekstu dokładnej analizie i interpretacji, albo też do podania mi konkretnych źródeł tej samej historii.

Pozwól też, że zadam Ci pytanie kontrolne, by sprawdzić twoje kompetencje recepcyjne. Czym różni się rudzik od zimorodka? I dlaczego?

Julius - z całym szacunkiem, ale zaczynam uważać, że Ty nie masz pojęcia o czym jest to opowiadanie.



Sigil --- z całą brutalną szczerością odpowiem, że choć pewne konteksty apokryfowe i mitologiczne wydały mi się znajome, choć, skoro wspomniałeś Eliota, pewna całościowa paraboliczność wzbudziła moje skojarzenia i choć, skoro przeczytałem Twoje opowiadanie, jakoś sam przed sobą musiałem je roboczo objaśnić --- to nie, nie mam pojęcia, o czym ono jest. Z prostego powodu, a takiego, że mnie ono nie zainteresowało i tym samym nie skłoniło do podjęcia reseachu i próby "głębokiego" zrozumienia.

 

Podejrzewam, że symbolową wieżę zbudowałeś z rozmysłem. Kropka. Moje zastrzeżenie jest innej natury. Dlaczego w Raju utraconym Miltona odnajduję mocny autonomiczny rdzeń? Dlaczego w Pamiętnikach Adama i Ewy Twaina? Dlaczego we wspomnianej przez Ciebie Środzie Popielcowej? Dlaczego nie w Twoim Edenie? Choć wszystkie są z gruntu intertekstualne i, choć odmienne pod wieloma względami, mają wspólny podzbiór źródeł literackich. Doprawdy granica między końcem cudzej opowieści, a początkiem własnej jest nieuchwytna. Na skalę obiektywną wręcz nienanoszalna. Ale jestem przy własnych wrażeniach i o nich piszę. W którym miejscu więc dzieło przestaje przetwarzać swoje nawiązania, a nawiązania zaczynają przetwarzać dzieło? W tym, moim zdaniem, do którego Tobie sporo zabrakło. Jakością i zasięgiem sensów Eden nie oddala się nadto od swoich mitów-matek, całościowo nie pędzi ku transcendentnemu wobec siebie uogólnieniu, nie włącza się w konteksty współczesne --- startuje w hermetycznej sieci intertekstu i w niej kończy. Może coś w niej buduje, może nie. Nie ma znaczenia. Tekst jest martwy. W tym sensie oderwany od rzeczywistości. Nie trzeba go rozumieć fenomenologicznie, by móc to stwierdzić. W swojej krótkości, w wyeksponowanej symboliczności, w takim a nie innym zawężeniu konkretów i rozszerzeniu wieloznaczności --- proszę mi wybaczyć ordynarną metodologię --- to po prostu widać. To jak misterne, wielopiętrowe wyrażenie arytmetyczne, pomnożone na końcu przez zero. Zero i już. Jeśli kogoś interesują takie rzeczy, proszę bardzo, niech to zero pominie i liczy. Mnie kręci co innego. (Dyskusje okołoliterackie, na przykład :) ).

 

Pozdrawiam

 

PS. Przeceniasz moje kompetencje recepcyjne. Co prawda rudzika wcześniej sprawdziłem podczas lektury, z ciekawości, ale nawet nie będę udawał, że znam tego drugiego. Niech Rudzik będzie pomocnikiem Nietoperza, a Zimorodek alternatywą dla Śmierdziela (wg niejakiej Skibniewskiej). ;)

Dziękuję Ci za tak szczerą odpowiedz. Jak słusznie przewidywałeś, nie zgadzam się zupełnie z Twoim odbiorem, niemniej jako dekonstruktywista muszę niestety przyznać Ci prawo do dowolnej interpretacji. ;)

Sednem historii jest przemiana. Na niej opiera się każda opowieść i to stanowi jej potencjał. Czytelnik w procesie recepcji bierze udział w tej transformacji na psychicznym, i co najważniejsze, duchowym poziomie. To zawsze stanowiło siłę sztuki, która jak wierzę (zgodnie z koncepcją Hegla) ma wznosić ducha ku sacrum. I tak jest z każdą historią, która żyje - dotyczy to także Homera. Mam nadzieję, że widzisz w nim te sensy ukryte, a nie odczytujesz go tylko jako jakiejś tam historyjki czy umoralniającego poematu. Pod płaszczykiem tych elementów znajduje się bowiem to, co świadczy o żywotności dzieła: opis pewnych przemian duchowych o charakterze inicjacyjnym (mam tutaj na myśli głownie Odyseję). "Przyszła matka moja, pić poczęła z tej krwawej strugi." Możesz tu widzieć opowieść, ja tu widzę alchemię duszy.

Moja mała historyjka także odnosiła się do pewnych, jak mówiłem, bardzo konkretnych przemian. Nadal wiec uważam ją za opowieść. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz dlaczego... Choć z drugiej strony mam nadzieję, że nie - bo w istocie opowieść ta jest bardzo smutna i trzeba doświadczyć pewnych mało przyjemnych rzeczy, aby ją pojąć (a tego Ci z pewnością nie życzę).

Jednak ta dyskusja była dla mnie owocna, albowiem zmieniła moje podejście do odbiorcy. Zrozumiałem, że alchemicy piszą niestety tylko dla innych alchemików. Myślę, że dlatego tekst pozostanie niezrozumiały dla tych, którzy sami nie posiadają złota. Parafrazując Junga mówiącego o Czerwonej Księdze: wyda się dla nich stekiem bzdur lub majaczeniem szaleńca. Jest różnica pomiędzy teoretyczną wiedzą a zrozumieniem w praktyce.

Jest to bardzo cenna obserwacja, a ponieważ zrozumiałem ją dzięki Tobie (choć zapewne nie była tym co chciałeś mi dokładnie przekazać) - dziękuję.

Chyba zgodzisz się, iż wyczerpaliśmy w tym miejscu temat?

Choć przyznam, że rozmawiało się całkiem przyjemnie.

Pozdrawiam. :)

Pomyślałem, że jeśli jeszcze coś umieszczę na tym forum, to będą to prostsze teksty. Zdecydowanie. Miałem chyba gdzieś kilka baśni...

Oj oj oj. Baśnie? Takie fantasy, ale dla dzieci? Obawiam się, że nie poczytam. Ale na pewno znajdą się na portalu jacyś chętni.

Powodzenia!

Nowa Fantastyka