- Opowiadanie: Lucidity - Urojenia

Urojenia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Urojenia

U S T A W A

z dnia 25 kwietnia 2028 r.

O PROJEKCIE „AKTUALIZACJA”

1. „Aktualizacja” to projekt rządowy oparty na najnowszych osiągnięciach technologicznych.

2. Celem projektu jest trwałe zmodernizowanie społeczeństwa.

3. Udział w projekcie jest dobrowolny. Decyzja o udziale należy bezpośrednio do każdego obywatela.

 

 

Nie lubię świata, który mnie otacza.

 

Na pierwszy rzut oka jest pod każdym względem idealny. I tu właśnie tkwi problem. Technologia, medycyna, sztuka, religia, filozofia – wszystko osiągnęło taki poziom, że normalnie klękajcie narody. Ludzkość jeszcze nigdy nie wspięła się wyżej. Prześcignęliśmy naszych przodków! Jesteśmy pokoleniem geniuszów i indywidualistów!

 

Och, na myśl o tych bzdurach zbiera mi się na mdłości. Tu nie ma miejsca na odrębność. Tam, gdzie społeczeństwo widzi wartość, ja dostrzegam bełkot. Może to wina tego, że wiem, jak wyglądało życie przed Aktualizacją. A może nie. Nie potrafię stwierdzić.

 

Ludzie się zmienili. Wyczuwam to, choć z pozoru wydają się tacy sami. Spacerują po szklanych wiszących deptakach, śmieją się głośno, rozmawiają z przejęciem, wymieniają opinie i poglądy, oczywiście pamiętając o szacunku dla rozmówców o innych przekonaniach. Mam przed oczami utopię, w której słońce nie przestaje świecić, a każdy problem, o ile w ogóle się pojawi, nie jest niczym poważnym i można go rozwiązać w mgnieniu oka. Jednak trafiają się momenty, co prawda bardzo krótkie, kiedy śmiech wydaje się pusty, zaangażowanie w rozmowę udawane, a tolerancja wymuszona. Daje o sobie znać zwyczajne zmęczenie. Znużenie doskonałością.

 

Aktualizacja odebrała człowiekowi coś bardzo istotnego. Prywatność? Nie, człowiek stracił ją dawno temu. Prawo decydowania o sobie? Poniekąd. Ale przede wszystkim Aktualizacja wyzwoliła nas od smutku. A przecież życie to huśtawka, raz jesteś na górze, raz na dole. Nie można zawisnąć w powietrzu na wieczność. Nawet jeśli nagle zdasz sobie z tego sprawę, nie uciekniesz. Wpuściłeś sieć do swojej głowy. Pozbawiłeś się przywileju wyciągnięcia wtyczki z kontaktu.

 

Czasami mam wrażenie, że jestem reliktem przeszłości, pomyłką, która powinna zniknąć. Ani trochę nie pasuję do tych skomputeryzowanych realiów. Ba, nawet nie mam stałej łączności z siecią. Nie poddałam się Aktualizacji. Zalegam na wielkim cybernetycznym śmietniku razem z innymi pozostałościami minionych czasów. Niedługo przepadnę bez śladu i nikt nie będzie mnie żałował.

 

A mimo to w tym paskudnym, monotonnym świecie znalazłam prawdziwy skarb. Mężczyznę, o którym zawsze marzyłam.

 

Poznałam go, gdy był jeszcze małym chłopcem; miał może z osiem lat, nie więcej. Bawił się sam, z dala od reszty dzieci, które głaskały i nosiły na rękach mechanicznego szczeniaka. Po minie zgadłam, że znęcające się nad uroczym animoidem bachory budzą w nim wstręt. Podobnie jak we mnie. Wstałam z ławki i podeszłam do niego.

 

– Jak się nazywasz?

 

Obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem.

 

– Michał.

 

W zwyczajnych rozmowach następne pytania dotyczyły wieku, imion rodziców oraz sygnatury genotypu. Taki utarty schemat specjalnie na rozpoczęcie znajomości. Nienawidzę schematów.

 

– Co robisz?

 

Zaskoczyłam go. Punkt dla mnie. Wzruszył ramionami.

 

– Wyobrażam.

 

Odpowiedział mi takim tonem, że podświadomie wstrzymałam oddech. Jego głos nie był radosny, jak u wszystkich dzieci. Krył w sobie nuty, których dawno nie słyszałam. Niezadowolenie? Irytacja? Chłopiec bez wysiłku doprowadził do wyrównania w naszym małym pojedynku. Jeden celny cios wprost mnie znokautował.

 

– Zatem nie będę ci przeszkadzać.

 

Chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, aż w końcu zmusiłam się do słabego uśmiechu, na który nie zareagował, i odeszłam, pokonana.

 

Chyba wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że trafiłam na kogoś podobnego do mnie. Kogoś, kto odnajdywał w życiu więcej niż wysiloną radość i jednocześnie miał odwagę, aby się z tym pogodzić.

 

Do tej pory moje życie ograniczało się do bezsensownego snucia się po mieście. Brakowało mi jakiegokolwiek celu. Będąc poza siecią, równie dobrze mogłabym nie istnieć. Inni praktycznie nigdy nie zwracali na mnie uwagi. Stałam się niewidzialna. Samotna.

 

Czy mi to przeszkadzało? Nie wiem. Wiem tylko, że Michał przyniósł ze sobą prawdziwy przełom. Kładłam się spać z myślą o tym, że następnego dnia zobaczę tego dziwnego chłopca. Budząc się, natychmiast przywoływałam w pamięci wspomnienie naszej osobliwej wymiany zdań.

 

Ze słodko-gorzkim uśmiechem towarzyszyłam Michałowi każdego dnia. Ostrożnie, zawsze z daleka, żeby przypadkiem nie zauważył mnie w tłumie. Zdawałam sobie sprawę, że moje zachowanie zakrawa na obsesję. Zakochałam się w kilkuletnim chłopcu? Pozostając w cieniu, czekałam, aż dorośnie. Przyglądałam się jego kształtującym się zwyczajom.

 

Chciał zostać artystą. Holografikiem. Już w szkole dobrze mu to wychodziło. Wielokrotnie w czasie powrotów do domu wyświetlał swoje dzieła matce. Zachwycała się każdym obrazkiem. Idąc za nimi, także je widziałam. Podobały mi się. Ale zauważałam również ich niedoskonałości, liczne niedociągnięcia warsztatowe, błędy w proporcjach postaci, niewłaściwe odwzorowanie perspektywy. Niemniej dzięki temu hologramy zyskiwały coś, czego brakowało wszystkiemu wokół. Duszę.

 

Po raz drugi odważyłam się porozmawiać z Michałem, kiedy zaczynał ostatni rok studiów na ASP. Z ostatnich rzędów ogromnej auli na tysiąc osób uczestniczyłam w inauguracji roku akademickiego. Po uroczystości Michał wybrał się do parku i usiadł na ławce pod kasztanowcem zmodyfikowanym tak, żeby co kilka minut zmieniał kolor kwitnących kwiatów. Chłopak patrzył chwilę na potężne, rozłożyste drzewo, a potem wyciągnął z kieszeni marynarki tablet, który wyglądał jak pręt z czarnego żelaza. Michał wyszeptał komendę, a kiedy zmaterializował się świetlisty ekran, zaczął rysować i projektować.

 

Westchnęłam cicho. Chciałam, żeby stworzył mój portret. Ciekawiło mnie, jak by mnie postrzegał… Zdroworozsądkowo uznałam, że to się nigdy nie stanie, a wtedy serce ścisnęło mi się w piersi.

 

Niespodziewanie Michał oderwał się od tabletu, uniósł kędzierzawą głowę i spojrzał prosto na mnie, chociaż siedziałam kilka ławek dalej.

 

Jeśli mnie pamiętał, to doskonale się z tym krył.

 

Wstałam i jak zahipnotyzowana ruszyłam w jego stronę. Ani na moment nie spuścił ze mnie wzroku. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Nie potrafiłam przeniknąć przez tę maskę.

 

Przystanęłam obok prowizorycznego stanowiska pracy. Dopiero teraz uderzyła mnie analogia do sytuacji sprzed kilkunastu lat. A jednak coś rozegrało się inaczej. To on odezwał się pierwszy.

 

– Ani trochę się nie zmieniłaś. – Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. W błękitnych oczach rozbłysły zimne iskry.

 

Milczałam, więc mówił dalej:

 

– Pamiętam, jak mnie zaczepiłaś. Moja matka była przerażona, że z kimś rozmawiam. Pewnie ze strachu padłaby martwa, gdybym jej powiedział, że widuję cię codziennie.

 

– Ty… Cały czas wiedziałeś, że ja…?

 

– Oczywiście. – Rozszerzone źrenice, szczere zdziwienie. – Niby jak miałbym nie zauważyć?

 

Przygryzłam wargę.

 

– Jesteś inny.

 

– Ty też jesteś inna.

 

Zapadła niezręczna cisza.

 

Powędrowałam wzrokiem ku leżącemu na ławce tabletowi. Ekran wyświetlał wstępny szkic bryły kasztanowca.

 

– Dobrze rysujesz.

 

– Nieprawda. Nie „dobrze”. Genialnie. Tak jak wszyscy inni studenci. – Przez bladą twarz przebiegł grymas.

 

– Ten rysunek nie jest genialny. Jest dobry. Doskonale o tym wiesz.

 

Zasłużyłam sobie na pierwszy prawdziwy uśmiech. Skinął głową.

 

– Chciałem cię sprawdzić. Przetestować.

 

– I jak? Zdałam? – spytałam zaczepnie.

 

– Prawie.

 

Wstał raptownie i zanim zdążyłam zareagować, przyciągnął mnie do siebie i odcisnął na ustach nasiąknięty frustracją pocałunek. Zaczęłam rozpływać się pod dotykiem ciepłych, gwałtownych warg.

 

Odsunął się, dysząc ciężko.

 

– Istniejesz – wykrztusił z trudem.

 

Otrząsnęłam się z zaskoczenia.

 

– Dlaczego miałabym nie istnieć?

 

– Nie ma cię w sieci. Nie zestarzałaś się przez lata… Sądziłem, że jesteś wytworem mojej wyobraźni. Urojeniem.

 

Nie wiedziałam, co myśleć. Michał z powrotem usiadł i potarł skronie. Widać oboje mieliśmy dokładnie ten sam problem.

 

Minęły niecałe dwie minuty. Chłopak złapał tablet, otworzył nowy projekt i zaczął szkicować jak szalony, raz po raz na mnie zerkając. Rysuje mnie, uświadomiłam sobie. Nie ośmieliłam się poruszyć choćby o centymetr. Nie wiem, ile czasu minęło, gdy skończył i z dumą pokazał mi grafikę.

 

– To najgorsza praca, jaką do tej pory wykonałeś – powiedziałam. Pod pewnym względem była to prawda – każdy nauczyciel odrzuciłby taki rysunek w ciągu sekundy. Ale wbrew pozorom moje słowa stanowiły komplement. W szarych kreskach tkwiło więcej nieuwagi i spontaniczności niż zazwyczaj. Michał tchnął w mój portret życie. Umieścił w nim cząstkę samego siebie.

 

Znowu nie mogłam zgadnąć jego myśli. Chyba go uraziłam. Zrozumiałam, że choć opierał się powszechnym schematom myślenia, to zdążył przywyknąć do pochwał. Aktualizacja skaziła i jego.

 

– Nie podoba ci się? – zapytał, patrząc w bok.

 

– Podoba. Ta praca jest pod wieloma względami piękna. Ale przede wszystkim jest prawdziwa.

 

Poczucie dumy odbite w oczach koloru nieba.

 

– Zatem idealnie uchwyciłem istotę modelki.

 

Miałam ochotę klepnąć się w czoło. Myliłam się, Aktualizacja nie zostawiła na nim żadnego piętna. Po prostu znowu mnie sprawdzał, jakby ciągle nie wierzył, że nie udaję i że naprawdę jestem, jaka jestem.

 

Usiadłam obok niego na tyle blisko, że nasze ramiona się stykały. Nawinął sobie na palec kosmyk moich długich włosów. Przechodząca obok kobieta posłała mu dziwne spojrzenie. Nie poświęciliśmy jej najmniejszej uwagi. Każdą komórką ciała chłonęłam moją i Michała bliskość. Sprawiała mi przyjemność.

 

Słońce schyliło się ku zachodowi. Niebo zabarwiło się na wszelkie odcienie fioletu i szkarłatu. Intensywne kolory odbijały się także w szklanych ścianach drapaczy chmur stojących naokoło parku. Przez to budynki przypominały swoim wyglądem gigantyczne, rozpalone pochodnie. Taką samą ognistą czerwień widziałam w oczach mojego zamyślonego artysty. Pragnęłam zamrozić w czasie tę niezwykłą chwilę.

 

Wraz ze zniknięciem ciepłych promieni, pojawił się wywołujący gęsią skórkę wiatr. Zadrżałam, a Michał natychmiast to wyczuł i opiekuńczo otoczył mnie ramieniem.

 

– Chodź – szepnął mi do ucha, a jego oddech załaskotał mnie w szyję.

 

Trzymając się za ręce, poszliśmy do jego domu. Mieszkał w centrum, ale wokoło było cicho jak na odległych przedmieściach. O tej godzinie robienie hałasu groziło grzywną. Mieszkańcy mieli przecież prawo w spokoju odpocząć po pracy.

 

Przyznaję to z lekkim wstydem, ale supernowoczesne osiedle wzbudziło we mnie podszyty niepokojem zachwyt. Wcześniej nigdy nie miałam okazji, żeby zobaczyć którykolwiek z budowlanych cudów od środka. Moje własne mieszkanie pochodziło jeszcze z czasów przed-Aktualizacyjnych.

 

Przed wejściem do budynku znajdował się czytnik. Michał stanął w wyznaczonym przez czerwone koło obszarze i zamknął oczy. Emanowało z niego skupienie. Po chwili światło zmieniło swój kolor na zielony. Michał złapał mnie za rękę i wprowadził do środka. Potem weszliśmy na inne koło, tym razem białe.

 

– Apartament 35a – oznajmił Michał.

 

Jasna płyta poruszyła się i wzleciała do góry. Przestraszona, z całej siły zacisnęłam powieki. Dosłownie sekundy później Michał pociągnął mnie za sobą. Rozejrzałam się. Staliśmy pośrodku jego skromnie urządzonego salonu. Hologramy pokrywały każdy centymetr ścian.

 

– Usiądź.

 

Posłuchałam. On włączył tablet i przekopiował pliki na nadajnik zarządzający całym mieszkaniem. Wyglądał przy tym niczym katatonik, sztywny i nieobecny. Domyśliłam się, że robi wszystko we własnej głowie. Nie wiedziałam, jak to jest, bo przecież nie miałam łączności z siecią. Niemniej wydawało mi się to przerażające.

 

Na szczęście szybko do mnie wrócił. Zanim poddałam się jego pieszczotom, zauważyłam jeszcze, że na ścianie został tylko jeden obraz.

 

Ja sama, smutna i piękna, przytulona do pnia zmieniającego kolory kasztanowca.

 

***

 

Obudziły mnie odgłosy paniki.

 

Ujrzałam przed sobą scenę, która zmroziła mi krew w żyłach. Michał leżał na podłodze, spętany, a nad nim pochylało się trzech mężczyzn w śnieżnobiałych kitlach. Obok nich stała kobieta w podeszłym wieku, pomarszczona i brzydka niczym wysuszona śliwka. Matka Michała. To ona krzyczała i płakała na przemian.

 

Zakrywając ciało prześcieradłem, zerwałam się z łóżka.

 

– Zostawcie go! Zostawcie! – wrzeszczałam histerycznie. – Przecież nic nie zrobił!

 

Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, poza Michałem. W jego oczach widziałam niezrozumiały dla mnie wyrzut. Miał pretensje? O co? O to, że nie walczę, żeby mu pomóc?

 

Zwinęłam dłoń w pięść i uderzyłam najbliższego mężczyznę. Nawet go nie musnęłam. Przeniknęłam przez jego ciało jak przez dym.

 

– Jak to możliwe, panie doktorze? Zawsze był taki cudowny, ułożony. A tu nagle taka seria niewytłumaczalnych zachowań! Rozmawiał sam ze sobą w parku! A w domu… Oglądałam u siebie nagranie z kamer. Udawał, że kogoś prowadzi, uspokaja, całuje… Od razu musiałam zadzwonić do kliniki, rozumie pan?

 

– Rozumiem. Postąpiła pani prawidłowo. Zaraz wstrzykniemy pani synowi pierwszą dawkę leków oraz mikrochip. Proszę się nie martwić, schizofrenia jest uleczalna. Jutro Michał będzie znowu sobą.

 

Najwyższy z lekarzy wyciągnął z kieszeni maleńką strzykawkę i wbił ją Michałowi w szyję.

 

– Nie! – Teraz i mój głos przemienił się w szloch, choć płakałam z zupełnie innych powodów niż matka Michała. Łzy ciekły mi po policzkach. Chwyciłam dłoń mojego artysty i ścisnęłam ją mocno. Poczuł, ale zareagował inaczej, niż się spodziewałam. Wyszarpnął się brutalnie.

 

Zaraz potem zwiotczał pod wpływem końskiej dawki środków uspokajających, ale zmętnione spojrzenie nadal ze złością wbijał we mnie. Zakryłam usta dłonią i wydałam z siebie ni to pisk, ni to jęk. Zakręciło mi się w głowie i upadłam na bok, uderzając skronią o kant szklanego stoliczka do kawy.

 

***

 

– Proszę pani…? Boże, ona zemdlała! Szybko, dajcie wody!

 

Ktoś podniósł mnie z dywanu, ktoś inny delikatnie poklepał po policzku. Zamrugałam energicznie. Spod powiek uciekały mi strzępki jakiejś wizji. Nieprzyjemnej…

 

Otworzyłam oczy. Pochylali się nade mną dwaj zatroskani panowie w eleganckich garniturach. Jasnowłosa kobieta wyszła z kuchni, niosąc w ręku szklankę orzeźwiającej kranówki. Wzięłam naczynie i wypiłam wodę w kilku łykach.

 

– Już dobrze? – spytała mnie kobieta łagodnie. Skinęłam głową.

 

– Tak. P-przepraszam. Nie wiem, co się ze mną stało.

 

Powoli przypominałam sobie, gdzie jestem. W domu, na Ursynowie. Ale co robi tu ta trójka? Ach, już pamiętam. Przyszli w ramach wprowadzania w życie najnowszej uchwały. Jakiejś głupoty o przeniesieniu ludzkiego życia w inny wymiar. Mówili o tym w telewizji. Do każdego obywatela mieli przyjść urzędnicy i przedstawić program o nazwie „Aktualizacja”. Ja umówiłam się z nimi na dzisiaj, bo choć miałam zamiar odmówić (owszem, była taka możliwość), to chciałam najpierw zebrać jak najwięcej informacji.

 

– Możemy kontynuować? – spytałam.

 

– Jest pani pewna?

 

– Tak.

 

Kobieta wzięła głęboki oddech i dosłownie zalała mnie potokiem słów.

 

– … oczywiście ma pani wybór, może pani powiedzieć „nie”. Nikt nie będzie poddany „Aktualizacji” wbrew własnej woli – zakończyła i przybrała najbardziej profesjonalną minę, na jaką tylko było ją stać.

 

Otworzyłam usta, żeby odmówić. Nie podobał mi się pomysł stworzenia ogromnej sieci, która miałaby wszystkich połączyć. Nawet jeśli oznaczałoby to zupełnie inny, choćby i lepszy poziom życia. Przecież mieliśmy do komunikacji komórki. I internet, który mi w zupełności wystarczał.

 

– Ja…

 

W tym momencie wizja, która nawiedziła mnie, kiedy leżałam nieprzytomna, pokazała się z pełną ostrością.

 

Samotność. Ból, tyle bólu.

 

Michał.

 

Ścisnęło mnie w gardle.

 

– Ja… – Trzy pełne wyczekiwania spojrzenia. – Ja się zgadzam.

Koniec

Komentarze

ooo! Dzis same dobre teksty. Podobało się (:

Widocznie sobota wyzwala jakąś pozytywną energię:) Cieszę się, że się podobało! 

Mnie też się podobało. Wciąga i przyprawia o dreszczyk. 

Zaraz potem zwiotczał pod wpływem końskiej dawki środków uspokajających - zmieniłabym "końskiej", bo to kolokwializm, a tu nie pasuje do dramatycznej sytuacji.

I to samo dotyczy "kranówki" - napisałabym  "... niosąc w ręku szklankę orzeźwiającej wody. Wzięłam naczynie i wypiłam zawartość w kilku łykach."

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jesteśmy pokoleniem geniuszy i indywidualistów! Geniuszów.

 

Trochę zbyt oszczędny jest ten tekst. Po pierwsze uściślenie statusu ontologicznego bohaterów i ich światów to sprawa istotna, ponieważ bez tego nie sposób odczytać właściwie zakończenia. Po drugie dokładniejsze oddanie tego, co dzieje się w głowie bohaterki na początku, jest konieczne, żebyzrozumiećzakończenie. Przyznam, że miałem kłopot. Musiałem zbudować z otrzymanych danych wielomian i, powracając to do wcześniejszych, to późniejszych fragmentów, eliminować kolejne niespójne rozwiązania, aż zostało to jedno jedyne --- spójne. Miej litość dla czytelnika :) Dawaj więcej wskazówek, nie pozwól mu zginąć.

 

Pozdrawiam

 

Jesteśmy pokoleniem geniuszy i indywidualistów! Geniuszów. 

Zgodnie ze słownikiem obie formy są poprawne:) 

Dziękuję za propozycje poprawek i komentarze. Tekst pisany był na konkurs, w którym niestety wymagano dość ścisłego wpasowania się w limit objętościowy. Stąd wynika oszczędność tego opowiadania. Rzeczywiście, więcej wskazówek na pewno ułatwiłoby czytelnikowi sprawę. Będę zwracać na to większą uwagę:) Ale z drugiej strony tak sobie myślę, że chyba szybciej wybacza się autorowi niedopowiedzenie niż przegadanie. 

Pozdrawiam:) 

Poprawne, nie znaczy: poprawnie użyte. Geniusz --- wybitne uzdolnienie , D. lm geniuszy. Geniusz --- osoba wybitnie uzdolniona, D. lm geniuszów. Z kontekstu wynika, że chodzi o to drugie.

*Geniusz --- wybitne uzdolnienie, D. lm geniuszy a. geniuszów. Sprawdziłem dokładnie. W drugim przypadku, a o ten chodzi, mój słownik wygodnie milczy. Przykład podaje zaś tylko z D. lm geniuszów. Trzeba pamiętać, że słowniki są pisane tylko przez ludzi, a internet kłamie. Rozsądek przede wszystkim!

Twoje wytłumaczenie brzmi logicznie, dzięki za uściślenie tej kwestii, teraz będę miała pewność, że już mi się taki błąd nie zdarzy:) 

Całkiem udany tekst. Przydałoby się jednak dołożyć kilka tu i ówdzie kilka akapitów.

pozdrawiam

I po co to było?

Napisz, proszę, jeszcze coś w tym uniwersum!

Bardzo pozytywne zaskoczenie po Twoim pierwszym opowiadaniu.  

 

…żeby co kilka minut zmieniał kolor kwitnących kwiatów. – Może wystarczy: …zmieniał kolor kwiatów.

 

Wzięłam naczynie i wypiłam wodę w kilku łykach. –  Wzięłam naczynie i wypiłam wodę kilkoma łykami.

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@ekeeke Niewykluczone, że powstanie jeszcze coś osadzonego w tym świecie, szczególnie jeśli są tacy, którzy chcieliby to przeczytać :) 

@regulatorzy Bardzo miło mi to czytać! 

Bardzo fajne.

Czytając uświadomiłem sobie (może po raz kolejny, ale za to bardzo mocno), że to co sprawia, że jesteśmy interesujący dla siebie i innych, to właśnie nasze słabości i niedoskonałości. Czyli zaprzeczenie idei "Aktualizacji".

A mnie skojarzyło się to nieco z Avatarem. Coś w rodzaju połączenia nerwowego całego społeczeństwa i cywilizacji, cała wiedza i umiejętności dostępne dla każdego w każdej chwili. Tylko że na Pandorze to coś pięknego, u Ciebie - coś w gruncie rzeczy mrocznego.

Nowa Fantastyka