
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Miała dość. Miała serdeczenie dość praktycznie wszystkiego, co ją otaczało. Irytowała ją bura pogoda za oknem, irytował zepsuty telefon, a najbardziej irytowali ją rodzice. Ile można wysłuchiwać tego gderania?!
-"Jesteś życiowym nieudacznikiem! Nic nie robisz, tylko siedzisz na tyłku i czytasz! Co ty niby chcesz robić w życiu?! Ja w twoim wieku.." – w tym momencie Flavia z reguły wyłączała się, aby nie słuchać kolejnego kazania na ten sam temat, kazania, ktore znała na pamięć. Żałowała, że nie może na przykład napisać sobie scenariusza swojego życia, a potem po prostu się do niego przenieść. Niestety, była skazana na życie w XXI wieku, w czasach, kiedy świat zaczynał naprawdę iść nie w tą stronę, co trzeba. Ludzkość, zamiast korzystać z dobrodziejstw technologii i pomagać sobie nawzajem, tylko napędzała kolejne wojny, kolejne konflikty, kolejne śmierci. Jakby tego było mało, coraz więcej miejsc nawiedzały przerażające kataklizmy pożerające setki istnień ludzkich. Jak można spokojnie żyć na takim świecie? Gdyby chociaż można było mieć pracę, która zapewni Ci spokojny byt, życie – a nie egzystencję – człowiek chociaż trochę dałby rade oderwać się od natłoku złego. Ale gdzie tam, dla ludzi młodego pokolenia nie było sensownej pracy. To własnie dlatego Flavia tak bardzo marzyła o tym, żeby być gdziekolwiek indziej, tylko nie tu. Wiedziała, że jej wyobraźnia pracuje nad czymś, czego nie jest w stanie doświaczyć, ale marzenia były lepsze od skupiania się na rzeczywistości.
Przynajmniej tak było do tej pory. Dzisiaj dziewczyna nie wytrzymała, po raz kolejny słysząc kazanie matki poszła do swojego pokoju, złapała torbę, wrzuciła do niej najpotrzebniejsze rzeczy i wybiegła z domu, ze złością trzaskając drzwiami. Nie miała zamiaru dłużej tego słuchac, rzygać jej się chciało od tych ciągłych kłótni i wmawiania jej, że jest głupia. Wiedziała, że chce robić w życiu wielkie rzeczy, tylko nie wiedziała jeszcze, jakie konkretnie..
Powoli ochłaniając, ruszyła w stronę mieszkania jej chłopaka. Co dziwne (ale i bardzo miłe), będąc u niego, bardziej czuła, że jest w domu, niż u siebie. Wiedziała, że gdy Michael zobaczy ją w tym stanie, od razu, nie dając jej dojść do słowa, wyciągnie ją na długi spacer za miasto. Za dobrze ją znał, żeby nie wiedzieć, że to najszybciej jej pomoże. Tak jak przewidziała – gdy otworzył drzwi, nawet jej nie zaprosił, od razu założył buty i zarzucił kurtkę, zabrał od niej torbę, a drugą ręką złapał jej dłoń.
– Idziemy, po drodze opowiesz mi, co stało się tym razem.
– A co się mogło stać? To, co zwykle. Ile można słuchać tego gadania?!
– Wiem, twoi rodzice są.. trudni. Ale może po prostu z nimi porozmawiaj, tak na spokojnie?
– Myślisz, że nie próbowałam?! – żachnęła się Flavia. – Nie raz, nie dwa. Ale do nich nic nie dociera!
– Bo są z innego pokolenia. Dla nich praca oznaczą tą fizyczną, nie rozumieją, że można zarabiać na życie bez takiego trudzenia się.
– Wiem to, ale oni cały czas upierają się przy swoim..
Podczas ich rozmowy zdążyło się ściemnić, na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Powietrze było ciepłe, przesycone zapachem zboża i kwiatów. W milczeniu doszli do ogromnego drzewa, przy którym zwykli spędzać wieczory takie, jak ten. Noc zapowiała się pięknie – na niebie było widać coraz więcej błyszczących gwiazd, a księżyc w pełni był tym jaśniejszy, im bardziej ciemniał horyzont. Flavia i Michael usiedli na wystającym korzeniu, który bieg czasu ukształtował w naturalną ławeczkę.
– Mówiłam Ci kiedyś, co opowiadała mi mama o tym miejscu, jak byłam mała? – spytała Flavia.
– Nie, chyba nie, ale chętnie posłucham – odparł Michael, z zaciekawieniem w oczach spoglądając na swoją dziewczynę.
– Wiem, że to była tylko wymyślona bajka dla 5-letniej dziewczynki, ale to brzmiało tak.. prawdziwie. Szczerze mówiąc, zawsze marzyłam, żeby to była prawda.
– No, ale co to było? – przerwał jej lekko zniecierpliwiony Michael.
– Mama opowiadała mi, że zawsze, raz w miesiącu – podczas pełni – ziemia przy tym drzewie się otwiera, w szczelinę pada blask księżyca i powstają tutaj magiczne schody do nieba.. Że jest to wyjątkowe miejsce, bo to drzewo jest ziemskim odpowiednikiem Srebrnego Dębu, który rośnie na głownym placu miasta, do którego prowadzą te świetlne schody. I że wchodząc na nie, człowiek może sięgnąć po jedną z gwiazd, a ta spełni jego marzenie.
– Ciekawa opowiastka, ale chyba nawet jako dzieciak wiedziałaś, że to nieprawda?
– Byłam przekonana, że to jest prawdziwe, między innymi dlatego, że mama zawsze dzień po pełni dawała mi gwiazdkę. Mówiła, że była na magicznych schodach i weszła po nią specjalnie dla mnie. A jak pytałam się, czemu ona świeci tylko w nocy, to mama mówiła, że przecież gwiazdy tak działają – lśnią blaskiem tylko wtedy, gdy jest ciemno. A potem okazało się, że to były zwykłe fluorescencyjne, plastikowe zabawki…
– Ale mama dała Ci wiarę w magię. A chyba tylko dzieci potrafią uwierzyć w nią naprawdę. Moja mama nie wymyślała takich ciekawych bajek..
– Tylko ja cały czas mam dziwne uczucie, że to wcale nie jest bajka, wiesz?
Jak na potwierdzenie jej słów drzewo zaszumiało donośnie. Flavia z Michaelem popatrzyli do góry zaskoczeni, bo przecież nie było żadnego wiatru. Dziewczyna była pewna, że to jakaś wiewiórka albo wróbel, przynajmniej próbowała tak siebie samą uspokoić. Lecz nagle Michael ze świstem wciągnął powietrze, jakby zobaczył coś przerażającego. Albo coś dziwnego.
– Co się stało? – spytała Flavia.
Jej chłopak nie odpowiedzał. Popatrzył tylko do góry, pokazując coś palcem. Podążyła za jego wzrokiem, i sama o mało nie krzyknęła. Blask księżyca stał się widoczny, wydawał się wręcz materialny. Mieli wrażenie, że lekko się porusza, jakby się cały czas zmieniał… Nagle pod stopami usłyszeli głośny trzask i szybko odskoczyli. W miejscu, które służyło im tyle razy za ławkę podczas pikników i randek ział teraz ogromny otwór. Ich siedzisko rozstąpiło się na dwie części i na ich oczach powoli przekształcało się w coś na wzór ogromych wrót. I w tym momencie z otworu wystrzeliło światło, które popędziło w górę i złączyło się ze srebrnym blaskiem księżyca. Flavia i Michael nie mogli uwierzyć w to, co się dzieje, ale na ich oczach powstawały własnie magiczne schody, o których tyle Flavia słuchała w dzieciństwie, i o których marzyła, aby okazały się prawdziwe. I tak się stało. Dziewczynę niezmiernie urzekło to piękne świetlne przedstawienie. Lecz z zachwytu wyrwał ją głos. I to nie głos Michaela..
– Witajcie! Jesteście pierwszymi ludźmi, którzy doznali zaszczytu przejścia przez Srebrne Wrota do Chmurnego Miasta!
Flavia z Michaelem z uczciem lekkiego strachu zaczęli gwałtownie oglądać się dookoła, szukając źródła głosu. Chłopak pierwszy zorientował się, skąd pochodził.
– Drzewo! – szepnął na ucho Flavii.
Faktycznie. To samo drzewo, pod którym przesiedzieli tyle wspólnych chwil, teraz otworzyło wielkie oczy, uśmiechając się do nich przyjaźnie. A dwie gałęzenie, które zawsze idealnie nadawały się do leżenia, okazały się jego rękoma.
– Na waszym miejscu byłbym strasznie przejęty i radosny, a nie przerażony. Mam na imię Mos, pochodzę z plemienia Ertów. Nie wyobrażacie sobie, jak miło mi jest rozmawiać z ludźmi!
– Zaczekaj, nie tak szybko! – odezwał się Michael, gdy otrząsnął się z szoku. – Kim są Ertowie?
– Ah, Ertowie to starożytna rasa, jesteśmy Strażnikami przejść między światem śmiertnielników a światem magicznym. – wyjaśnił Mos.
– Ale.. Jakim cudem, dlaczego przejście otworzyło się własnie przy nas? – w końcu zabrała głos Flavia.
– Bo jesteś Marzycielką. Marzyciele to ludzie, którzy otrzymali przy urodzeniu dar od magów z Chmurnego Miasta. Dzięki temu masz prawo do przejścia przez Wrota.
– Już drugi raz wspominasz coś o Chmurnym Mieście. Co to takiego? – spytał Michael.
– To Nubisador. Główne miasto tej części Świata Magii, która przynależy do wymiaru ziemskiego.
– Czy to w Nubisadorze rośnie Srebrny Dąb? – z przejęciem zapytała Flavia.
– Tak, to mój brat-bliźniak, Ros. – z uśmiechem odpowiedział Ert.
Nagle chłopak potrząsnął głową z niedowierzaniem.
– Flavia! Mówiłaś, że Twoja mama opowiadała Ci o tym. Skąd wiedziała o tym wszystkim?!
Dziewczyna także się nad tym zastanawiała. Spojrzała pytająco na Mosa.
– Twoja mama dostała za zadanie, aby wychować Marzycielkę. To dlatego tak rozwijała Twoja wyobraźnię. To zadanie przekazywane jej było w snach. Mogliśmy pokazywać jej wizje, aż ukończysz 6 lat. Dobrze spełniła swą misję.
– No dobrze, ale dlaczego Wrota otworzyły się dopiero teraz? Przecież już nie raz byliśmy tu z Michaelem podczas pełni księżyca.. – powiedziała skonsternowana dziewczyna.
– Ponieważ znajdujesz się teraz na największym zyciowym zakręcie. Musisz wybrać, kim będziesz, musisz zdecydować, co będziesz robić. A Marzycielowi ciężko odnaleźć się w ziemskim świecie. Poza tym, magowie ujrzeli w Lustrze Przeznaczenia, że przybędziesz do Nubisadoru przed swoimi dwudziestymi urodzinami. – odparł Mos.
– No tak, faktycznie, masz urodziny za tydzień – potwierdził Michael. – Tylko mam jedno pytanie, Mos..
– Słucham cię, chłopcze.
– To Flavia jest Marzycielką, to ona ma prawo przejść przez Wrota. A co ze mną? Mam ją opuścić? – z rozpaczą w głosie spytał chłopak.
– Nie, skądże! Jako wybranek Flavii masz prawo pójść z nią. Tak działa prawo Magii. – odparł uśmiechnięty Ert.
Flavia i Michael wyraźnie się ucieszyli. Dziewczyna była pewna, że chce opuścić dom, bo i tak domem nie umiała go nazwać. Ale co z jej chłopakiem? Czy będzie umiał zostawić wszystko za sobą? Nie chciała, aby udał się z nią przeciwko sobie.
Jakby czytając jej w myślach, Michael powiedział – Idę z Tobą, bez dwóch zdań. Tylko czy będziemy mieli możliwość powrotu?
– Tak, naturalnie – powiedział Mos. Ale dopiero po przystosowaniu się do życia w Nubisadorze. Jednak czas tutaj i na górze płynie zupełnie inaczej, magowie mogą sprawić, że wasze rodziny nawet nie zauważą, że was nie ma. Po czasie przystosowania będziecie mogli wrócić, ale wtedy będziecie postawieni przed wyborem bez odwrotu: albo zostajecie na ziemi, albo żyjecie w Nubisadorze. I będziecie musieli podjąć taką samą decyzję, bo inaczej każde z was o sobie zapomni. Przykro mi, ale magia rządzi się swoimi prawami.
-Rozumiemy – w jednym momencie i zgodnie odparli Flavia i Michael.
– No, to w takim razie zapraszam do Wrót! – tu Mos wykonał głęboki ukłon, Ertowymi rękoma wskazując na schody.
Flavia z Michael złapali się za dłonie. Obejrzeli się za siebie, po czym ostrożnie przekroczli Wrota. Momentalnie poczuli zmianę w otoczeniu. Powietrze było nadal ciepłe, jednak tak rześkie, że aż chciało się oddychać. I pachniało tak, jak zawsze pachnie po letniej burzy – słodko i świeżo.
– Pozdrówcie ode mnie mego brata! – krzyknął za nimi Mos. I choć byli zaledwie kilka metrów od niego, magia sprawiła, że jego głos dochodził jakby z bardzo daleka.
Dwójka młodych ludzi coraz pewniej wchodziła po świetlnych schodach, a po kilkunastu krokach zobaczyli przed sobą jaśniejące Wrota, bliźniacze do tych ziemskich. Przyspieszyli kroku, chcąc jak najszybciej ujrzeć Chmurne Miasto. Musieli pokonać jeszcze kilka metrów i byli u celu. Spojrzeli na siebie z miłością, czując, że ich życie z pewnością się odmieni. I to odmieni na lepsze. Każde z nich wzięło głęboki oddech i wspólnie przekroczyli Wrota. To, co ujrzeli, przeszło ich najśmielsze oczekiwania..
Koniec części I
Ciekawe, gdzie to się wszystko dzieje... Włochy, sądząc po imionach? Albo Niemcy... Dzieje się wszędzie, czyli nigdzie --- prosta odpowiedź. Otoczka realistyczna intrygi jest żadna =-- a to spory błąd. Ale, jeżeli ktoś lubi takie opowiastki...
Odniosłam bardzo "młodzieżowe" wrażenie. Kompletnie nie mój typ. Przedstawiony fragment zdaje się naiwny, no i zaiste zawieszony w pustce.
Do tego dochodzą błędy i potknięcia.
Na początek: wielokropek ma trzy kropki. Zawsze. Nigdy dwie. Naprawdę.
TĘ stronę a nie tą. TĘ fizyczną, nie tą.
W tekstach literacki zwroty typu "ty", "ci", "tobie" zapisujemy małą literą.
Liczby zapisujemy słownie - pięcioletnia a nie 5-letnia.
Pomysł ze schodami ze światła prowadzącymi do miasta na niebie wydaje mi się żywcem wyjęty z Rogera Zelaznego.
Raczej rozgląda się dookoła siebie, niż ogląda.
"Ah" to brzydki anglizm, po polsku raczej "ach".
Zdarzają się błędy w zapisie dialogów. Po kwestii mówionej, o ile po myślniku nie następuje opis, nie stawiamy kropki. Np w: "- Tak, to mój brat bliźniak, Ros. - z uśmiechem odpowiedział Ert.", nie powinno być kropki po Ros.
Rześki to, wg słownika pwn, "orzeźwiający, chłodny", więc nie wyobrażam sobie czegoś, co jest jednocześnie rześkie i ciepłe.
Niestety, pierwszy fragment nie przypadł mi do gustu i nie sięgnę po kolejne. Ze względu na wymienioną już naiwność w prowadzeniu narracji.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Dziękuję za uwagi :) No, chociaż na tym portalu można spotkać się z normalną, konsktruktywną krytyką.
Tylko jedno: magiczne schody do miasta w niebie to autentycznie bajka, którą opowiadała mi matula podczas spacerów ;D
Jest szansa, że ktoś jeszcze tu później zajrzy. ; )
No, nie wątpię, że to powtarzający się dość często motyw, po prostu kojarzy mi się z Zelaznym.
Pisz dalej, może wrzuć tu coś, co nie jest fragmentem długiej całości? Przypuszczam, że znajdziesz tu więcej czytelników, jeśli w tytule nie będzie czegoś typu "cz. 1". ; )
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr