Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Alfred Dreistein wybrał się na spacer. Wczesniej padał deszcz więc było mokro i na powierzchnie powyłaziły dżdżownice. Niektóre niestety pożegnały się już z życiem, czego powodem było opicie sie deszczową wodą. Ich bezwładne ciała lezały malowniczo rozciągniete na mokrej płaszczyźnie chodnika, po którym szedł Alfred. Właśnie zapatrzył się beztrosko gdzieś w przestrzeń i niepostrzezenie nadepnął na rozkładające się już zwłoki jednej z pijanych dżdżownic. Pod wpływem nacisku ciśnienie w robaku wzrosło i w momencie przeciążenia rozsadziło go od środka rozrzucając jego szczątki w promieniu najbliższych dziesięciu metrów. Rzeź. Flaki walały się wszędzie; porozwieszane na płotach niczym świąteczne lampki, zwisające z dachów jak sople przy roztopach, na rabatkach i przydomowych trawnikach. "Ale kiszka."– westchnął Alfred i odszedł zostawiając za sobą obraz nędzy i rozpaczy.
To jest najsłabsze z tych trzech :)
Tavares. Ten klimat.