- Opowiadanie: amysza - Na bezdechu

Na bezdechu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Na bezdechu

Pogoda była okropna. Zimno i mokro. Na szczęście widziała już przystanek. Przyspieszyła nieco kroku. Autobus podjechał w momencie, w którym dotarła na miejsce. Ludzie zaczęli się pchać do środka. Weszła ostatnia. Nie było mowy o znalezieniu siedzenia. Została więc przy drzwiach. Rozejrzała się – sami obcy, nieprzyjaźni ludzie.

 

Niemal podskoczyła, gdy ktoś nagle złapał ją za ramię. Jakiś facet, chyba wariat. Cofnęła się o krok.

 

– Musicie stąd odejść! To zły autobus! Wy… zginiecie – spojrzała na niego niepewnie. Jak się uwolnić od czubka, nie sprawiając mu przykrości? I nagle dojrzała w jego oczach, coś co kazało jej uwierzyć. Wtedy mężczyzna puścił ją i wybiegł z autobusu. Pomyślała, że to czyste szaleństwo, po czym zaczęła wyganiać ludzi z pojazdu. Nawet nie musiała się zbytnio wysilać, na słowo „przesiadka” większość potulnie wstała i wyszła. W autobusie została tylko grupa nastolatków.

 

Ruszyła w ich stronę ze złym przeczuciem. I rzeczywiście, nie byli chętni do wysłuchania jej. Jednak nie poddawała się. To niestety okazało się być bez znaczenia, bo w tym momencie drzwi się zamknęły i ruszyli w drogę.

 

Najpierw zamarła, by potem szybko doskoczyć do wyjścia. Zaczęła rozglądać się za przyciskiem STOP i wtedy uderzyło ją, ze autobus nawet wygląda inaczej niż zwykle. Był o wiele bardziej solidny od normalnych. Popukała w szybę i stwierdziła, że nie dałaby rady jej wybić. Zrezygnowana odwróciła się od okna i stanęła twarzą w twarz z jakąś kobietą. Kto to w ogóle był? Przecież w autobusie została tylko ta uparta grupa. Kobieta uśmiechnęła się do niej miło i poprosiła by usiadła z resztą. Wzruszyła ramionami i spełniła jej prośbę.

 

Ponownie przyjrzała się bandzie. Trzech chłopaków i dziewczyna. To był ten typ nastolatków, których nie cierpiała. Traktowali wszystkich z góry, byli najmądrzejsi, najbardziej doświadczeni. Ty jesteś przy nich tylko dzieckiem. Z pewna satysfakcją zauważyła, że teraz wyglądają na przestraszonych. Podeszła do nich kobieta.

 

– Witajcie. Nazywam się Barbara i będę waszą… hmm… opiekunką. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie bardzo owocna– uśmiechnęła się szeroko, jednak nikt jej nie odpowiedział podobnym gestem. – Ale jesteście ponurzy. No cóż, spędzimy pewnie sporo czasu razem, więc może się przedstawicie?

 

– Przecież się znamy– mruknął jeden chłopak.

 

– Ale ja was nie znam. No już!

 

– Karol – odezwał się ten bardzo wysoki, piegowaty.

 

– A ja Tomek – to ten, co wtedy się wyrwał. Też był raczej wysoki, twarz poznaczona trądzikiem i przydługie blond włosy.

 

– Marta – niesamowicie ładna, chociaż nie wyglądała na szczególnie inteligentną.

 

– Robert – mruknął ostatni z paczki znudzonym głosem. Wszyscy spojrzeli na dziewczynę.

 

– Daria – powiedziała i pomyślała, że zapowiada się ciekawię, skoro będzie musiała z nimi współpracować. Ale w czym? O co tu w ogóle chodzi?

 

Pani Barbara, po wysłuchaniu wszystkich imion, znów uśmiechnęła się szeroko.

 

– Doskonale. Teraz, kiedy już się znamy…

 

– Co my tu w ogóle robimy?! – odezwał się Karol.

 

– Właśnie do tego zmierzałam, Karolu. Widzicie, z roku na rok otaczające nas powietrze staje się coraz bardziej zanieczyszczone i toksyczne. A będzie tylko gorzej. Dlatego pewni świetni naukowcy wzięli się do roboty. W końcu udało im sie stworzyć substancję, która pozwoli przeżyć bez tlenu. Czy to nie wspaniale?

 

– A co to ma do nas? – chciał się dowiedzieć Karol.

 

– No tak. Nasz problem polega na tym, że ten projekt jest absolutnie tajny, a ktoś musi przecież przetestować substancję…

 

– To niebezpieczne, prawda? – Daria zaczęła domyślać się, co się za tym kryje.

 

– Nie… To znaczy… Nie mamy stuprocentowej pewności, ze ludzki organizm zareaguje prawidłowe. Kolejne testy zajęłyby wieki, a bardzo zależy nam na czasie.

 

– Chwila, moment! Że niby, my mamy… – nagle ożywił się Robert. Inni tez się wyprostowali.

 

– To jakoś źle zabrzmiało. Jesteśmy niemal pewni sukcesu. Zrozumcie, będziecie częścią czegoś wielkiego.

 

– CO? Ale… Proszę nas natychmiast wypuścić!

 

– Obawiałam się takiej reakcji. Niestety, nie możecie się wycofać. Jak już mówiłam, to ściśle tajny projekt, a wy już wiecie za dużo…

 

– Ale…

 

– Proszę. To niepotrzebna dyskusja. Tak naprawdę nie macie wyboru.

 

– Jak to…

 

– Dość! Myślę, że wszyscy powinniśmy postarać się współpracować. Dam wam teraz trochę czasu do namysłu-opiekunka wstała. – A i jeszcze jedno: nie próbujcie niczego. Autobus jest świetnie strzeżony – odeszła na przód pojazdu, zostawiając nastolatków z mętlikiem w głowie.

 

Pierwszy ciszę przerwał Tomek. Wskazał palcem na Darię.

 

– Ty! Ty o tym wiedziałaś! Skąd?

 

– Jakiś koleś złapał mnie i powiedział, że musimy się stąd wynosić – wzruszyła ramionami.

 

– I co, taka jesteś szlachetna, ze wszystkich chciałaś uratować? – zapytał drwiąco.

 

– Najwyraźniej – rzuciła mu obojętne spojrzenie, po czym zwróciła się w stronę okna. Tomek nie wyglądał na zadowolonego i chciał jeszcze o cos zapytać, ale Robert zauważył, że Daria raczej nie ma ochoty z nimi rozmawiać i to bez sensu. Przez resztę drogi nikt się nie odezwał.

 

 

 

Podczas gdy autobus bezszelestnie przemierzał nieznane Darii drogi, ta przyglądała się swoim towarzyszą. Doszła do wniosku, ze być może z początku zbyt surowo ich oceniła. Jednak nie mogła przecież zapomnieć, ze gdyby nie ich upór, wszyscy byliby teraz bezpieczni. A tak siedzieli w milczeniu i zastanawiali się czy dożyją jutra.

 

Autobus się zatrzymał. Wyjrzała przez okno i zobaczyła, ze stoją przed jakimś szlabanem. Po obu jego stronach stało dwóch mięśniaków uzbrojonych po żeby. Dalej rozciągał się wysoki i gruby mur z drutami pod napięciem na szczycie. Z autobus wyszła pani Barbara i pokazała coś tym typom przy szlabanie. Daria pomyślała, że jak uciec to teraz. Zwróciła się w stronę drzwi i ze zdumieniem zobaczyła że przy wszystkich wyjściach siedzą ochroniarze. Mogłaby przysiąc, że wcześniej ich tam nie było. Spojrzała na grupę i zauważyła, że Robert tez patrzy ponuro na mężczyzn. Wtedy ich opiekunka wróciła do pojazdu, szlaban się podniósł i ruszyli dalej.

 

Nie mieli jechać długo, bo już po paru minutach zobaczyli przed sobą niski, ale rozległy budynek. Wyglądał bardzo ponuro i Darię ścisnęło w żołądku. Gdy stanęli pani Barbara kazała im wysiąść. Na zewnątrz było koszmarnie zimno. Drżąc Daria rozejrzała się. Nie było tu niczego. Tylko budynek i kilku uzbrojonych mężczyzn. Zapewne już zawsze będą pilnowani. Wprowadzono ich do środka. Opiekunka wskazała im łazienki. Daria z Martą podążyły do damskiej i zauważyły, ze tam ochroniarze nie wchodzą. Pełne nadziei rozejrzały się po wnętrzu, ale nie było żadnych okien. Oczywiście.

 

Gdy znów spotkali się na korytarzu, Daria poznała po minach chłopaków, że też liczyli na drogę ucieczki. Ruszyli. Budynek musiał być o wiele większy niż się wydawał, bo bardzo długo kluczyli nim w końcu zatrzymali się przed jakimiś drzwiami. Weszli. Pomieszczenie było jakąś pracownią chemiczną z biurkiem na środku i dwoma parami drzwi naprzeciwko wejścia. Za stołem siedział facet około pięćdziesiątki, który poderwał się na ich widok. Daria pomyślała, że tak właśnie wyobraża sobie naukowców.

 

– Tylko tylu? – zapytał zrzędliwie ich opiekunkę.

 

– Ktoś wiedział. Ta tu– wskazała na Darię – wszystkich wygoniła.

 

Mężczyzna zmarszczył brwi i zwrócił się do dziewczyny.

 

– Skąd wiedziałaś?

 

– Jakiś facet mi powiedział.

 

– Kto?

 

– Nie wiem – Daria czuła, że to jeszcze nie koniec przesłuchania.

 

– Jak wyglądał? Co ci powiedział?

 

– Jak wariat – wzruszyła ramionami. – Powiedział że jak nie wyjdziemy to umrzemy.

 

Naukowiec wymienił spojrzenia z panią Barbarą.

 

– I tak po prostu mu uwierzyłaś?

 

– Sama uznałam, ze to szaleństwo, ale tak. Ale cieszę się, przynajmniej uratowałam wiele osób.

 

– Uratowałaś?! – uniósł brwi zdumiony.

 

– No tak. Nie zginą, testując jakichś świństw.

 

– Głupia dziewczyno! Myślisz, że kogokolwiek wysłałbym na dół, gdybym nie był pewny tej substancji? – spojrzał na opiekunkę. – Coś ty im nagadała?

 

– Ja… nie chciałam ich okłamywać. Powiedziałam im, że nie mamy stuprocentowej pewności…

 

– Oczywiście, że mamy!

 

– Dr Nalijka twierdzi…

 

– Nie rozśmieszaj mnie! Ta baba w życiu nie ruszyła tu tej swojej przemądrzałej dupy! Tylko siedzi i narzeka.

 

– Jednak musi mieć jakieś podstawy by…

 

– Bzdura!

 

– Skoro jest pan taki pewny, to dlaczego nie testujecie tego normalnie, tylko PORYWACIE ludzi? – spytał Karol.

 

– Ponieważ przebicie się przez biurokrację trwa całe wieku.

 

– Skąd ten pośpiech? – wtrącił się Robert.

 

– Konkurencja właśnie zaczęła pracować nad czymś podobnym. Jeśli pierwsi to opatentują, możemy sie pakować. Ten projekt to moje życie, nie mogę być drugi.

 

– Ryzykuje pan naszym życiem, żeby…

 

– NIE RYZYKUJĘ WASZYM ŻYCIEM! Zabierzcie ich stąd, bo szlag mnie trafi!- grupa chciała jeszcze dyskutować, ale zostali wypchnięci przez jedne z drzwi za biurkiem.

 

Znaleźli się w sporym pomieszczeniu. W pewnej odległości od siebie stały wysokie, chyba szklane tuby, które ciągnęły się jeszcze głęboko pod ziemią. Obok każdej znajdowały się duże panele sterownicze z milionami różnych przycisków. Kręciło się tez tam sporo ludzi w białych kitlach. Nikt nie zwrócił uwagi na przybycie grupy. Podeszli do pierwszego stanowiska.

 

Stojąca tam kobieta podniosła na nich wzrok.

 

– O, cześć Basiu – zerknęła na nastolatków. – Tylko tylu?

 

– Nic mi nie mów.

 

– Stary zrobił ci scenę? – spojrzała na nią ze współczuciem. Potem uśmiechnęła się do grupy.

 

– No dobrze, kochani. Tak naprawdę, nie ma się czego bać. Po prostu wszyscy są trochę zdenerwowani… Ale zapewniam was, ze wszystko pójdzie dobrze.

 

– Co właściwie musimy zrobić?

 

– Każde z was zostanie umieszczone w tubie. Powoli zjedziecie na dół. Na pewnej wysokości zamiast tlenu podamy wam substancję zastępczą. Na dole wyjdziecie z tuby. Są tam proste maszyny badawcze. Uruchomicie je i one zmierzą wasze wszystkie funkcje życiowe. Potem musicie przejść na drugi koniec korytarza. Tam będą czekały kolejne tuby. Uruchomicie panel i gdy wejdziecie do środka automatycznie ruszycie do góry. Po drodze znowu dostaniecie tlen. Tu was zbadamy i to wszystko.

 

– Wypuścicie nas wtedy do domu? – po raz pierwszy odezwała się Marta.

 

– Tego już nie wiem, ale nie będziecie nam więcej potrzebni, więc byłabym dobrej myśli. To jak, gotowi? – wszyscy spojrzeli po sobie przerażeni. Podeszło do nich jeszcze czterech naukowców i każdy zabrał jednego nastolatka.

 

Daria szła z bardzo wysokim, chudym, raczej młodym facetem. Miał okulary, zabawną bródkę i miły uśmiech. Rzucił jej jakiś żart, ale była zbyt zestresowana, żeby się śmiać. Zatrzymali się przed jedną tubą.

 

– Podczas jazdy czeka cię spora zmiana ciśnień, więc włóż te zatyczki– podał jej metalowe stopery. – Możesz mieć wrażenie, ze skóra twarzy ci się naciągnęła, ale to przejdzie. Nie denerwuj się tak. Będę tu cię pilnował – poklepał konsolę.

 

Daria popatrzyła niepewnie na stopery. Włożyła je do uszu. Natychmiast przyssały się i czuła jak twarz się jej naciąga. Dotknęła policzków i przekonała się, że nie były inne niż zwykle. Spokojnie, pomyślała, to tylko złudzenie. Spojrzała na naukowca. Uśmiechnął się do niej uspokajająco. Nacisnął jakiś przycisk i w tubie pojawiły się drzwi. Dziewczyna przełknęła ślinę i ostrożnie weszła do środka. Znów odwróciła się do opiekuna. Uniósł brwi pytająco i dziewczyna powoli pokiwała głową. Chłopak odwrócił się do panelu i zaczął szybko wciskać guziki. Drzwi się zamknęły i Daria zaczęła powoli zjeżdżać. Po chwili jej twarz znalazła się pod poziomem podłogi i niczego już nie widziała.

 

 

Platforma, na której stała, powoli się opuszczała. Jednak wokół panowała kompletna ciemność więc dziewczyna mogła to tylko wyczuć.

 

– I co, trzymasz się? – podskoczyła przestraszona z piskiem. Rozejrzała się, ale widziała tylko czerń.

 

– A tak. Zapomniałem ci powiedzieć, że w twoich stoperach jest komunikator.

 

– Ty tez mnie słyszysz?

 

– Tak. Teraz posłuchaj. Za około 10 minut dojedziesz do „granicy”. Tam przestaniesz dostawać tlen. Pierwszy moment może być nieprzyjemny, ale postaraj się nie panikować. Na razie oddychaj głęboko i nie martw się – wtedy głos umilkł i Daria znów została sama w ciemnościach. Postanowiła nie myśleć i skupić się na swoich oddechach. Czas dłużył jej się niemiłosiernie.

 

Głoś w słuchawce powiedziała jej, że zaraz przekroczy granicę. Zdenerwowana zaczęła szybciej oddychać.

 

– Spokojnie – upomniał ją opiekun, jednak Daria nie słuchała go spanikowana. Wtedy powietrze się skończyło. Dziewczyna złapała się za gardło i opadła na kolana. Wstrzymała oddech.

 

– Nie rób tego! Oddychaj Dario! – najpierw zignorowała jego słowa, ale po chwili zaczęło rozrywać jej płuca. Wzięła ostrożny wdech. Gaz palił jej gardło i drogi oddechowe. Kolejne cztery próby również były bardzo bolesne. Potem było już lepiej.

 

Przesunęła się pod ścianę i oparła się o nią plecami. Oddechy, które brała, były coraz głębsze.

 

– Świetna robota! Widzisz, już po wszystkim – Daria rzuciła mu lekki uśmiech, po czym uświadomiła sobie, ze opiekun przecież jej nie widzi. Wsłuchała się w swój oddech. To nowe powietrze było nieprzyjemne. Miała wrażenie, że jej płuca pobierają je z jękiem.

 

– Jak się czujesz? – usłyszała troskę w głosie naukowca.

 

– Chyba dobrze. Trochę dziwnie.

 

– To przejdzie. Cieszę się, ze nic ci nie jest. Byłaś tak cicho, że zacząłem się… CO WY… – usłyszała jakiś łoskot. Gdy opiekun znów się odezwał, mówił pełnym napięcia szeptem.

 

– Dario, posłuchaj. Musisz pozostać na dole jak najdłużej to możliwe .

 

– Dlaczego?

 

– Sprawy na górze trochę się pokomplikowały. Obiecaj mi.

 

– Ale…

 

– Jak najdłużej! O Bożę… Muszę już… – głos się urwał i Daria odniosła nieprzyjemne wrażenie, ze więcej się nie odezwie. Zamknęła oczy i znów wsłuchała się w swój oddech. Nie wiedziała, ile czasu jeszcze zjeżdżała.

 

 

Po pewnym czasie w tunelu pojawiła się maleńka, słaba lampka. Niemal nie dawała światła, ale i tak w pierwszym momencie poraziła Darii oczy. Potem pojawiła się mocniejsza żarówka, później było ich więcej. Aż w końcu zobaczyła pomieszczenie z konsolami i platforma stanęła. W szybie pojawiły się drzwi i Daria w końcu mogła wyjść.

 

Jednym susem znalazła się poza kabiną. Rozejrzała się. Pomieszczenie było bardzo podobne do tego na powierzchni, ale nieco mniejsze. Zauważyła jakiś ruch po prawej. Obejrzała się. W sąsiedniej tubie właśnie pojawił się Tomek. On również jak najszybciej ją opuścił. Spojrzał na dziewczynę i zrobił minę jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Podszedł do konsoli badawczej. Daria poszła w jego ślady.

 

Z ulgą zauważyła, że tu nie ma tylu przycisków. Kiedy uruchomiła aparaturę, nadjechała reszta nastolatków. Zastanawiała się, czy powinna im powiedzieć o wiadomości od naukowca. Uznała że tak. Po zakończonym badaniu podeszła do grupy. Umilkli gdy się zbliżyła.

 

– Mówili wam coś dziwnego podczas jazdy? – Karol tylko uniósł brwi, Marta tez wyglądała na zdziwioną. Za to Robert i Tomek spojrzeli po sobie.

 

– Babka codo mnie mówiła i nagle krzyknęła i już się nie odezwała – powiedział Tomek.

 

– U mnie podobnie – mruknął Robert. – A u ciebie?

 

– Powiedział mi, że sprawy się pokomplikowały i mamy jak najdłużej zostać na dole.

 

– Myślicie, że coś się stało? – po raz pierwszy Marta zabrała głos w rozmowie. Nikt na to nie odpowiedział, jedynie wymienili spojrzenia.

 

– W sensie, że mamy siedzieć tutaj? – zdziwił się Karol. – Myślicie, ze coś tu jeszcze w ogóle jest?

 

– Mieliśmy przejść do jakiegoś pomieszczenia z kolejnymi tubam i– zauważył Tomek. – Może są tu inne pokoje.

 

– Myślicie, że coś się stało? – powtórzyła pytanie Marta. – Bo dlaczego mielibyśmy nie wracać? – po raz kolejny nikt nie chciał na to odpowiedzieć. Ciszę przerwała Daria.

 

– Myślę, że tak, że coś nam zagraża – miała lekka nadzieję, że ktoś zaprzeczy lub wybuchnie śmiechem, ale nikt się nie odezwał. Wszyscy mieli złe przeczucia.

 

– To co robimy? – kolejne pytanie padło z ust Marty. W odpowiedzi Robert tylko wzruszył ramionami.

 

Daria postanowiła dokładniej przyjrzeć się pomieszczeniu, w którym byli. Po przejściu go wzdłuż i wszerz musiała przyznać, że nie ma tu zupełnie niczego. Tylko tuby i konsole. Zaczęła więc nerwowo przechadzać się tam i z powrotem, zastanawiając się, co teraz. Towarzysze tylko śledzili ją wzrokiem.

 

– Już nie mogę! – poderwał się nagle Karol. – Rozejrzyjmy się chociaż.

 

– Dla mnie bomba – stwierdził Tomek. – Ale jeśli jeszcze powiesz, że powinniśmy się rozdzielić to cię zdzielę. I tak czuje się jakbym występował w jakimś popapranym filmie – zaśmiał się niemrawo. Powoli wszyscy podeszli do drzwi.

 

Popatrzeli po sobie, zastanawiając się, kto zrobi pierwszy krok w nieznane.

 

– Panie mają pierwszeństwo, co nie? – z nieco wymuszoną wesołością zapytał Karol. Kiedy jednak dziewczyny rzuciły mu przeczące spojrzenia, wzruszył ramionami.

 

– Mogę być też ja – wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę.

 

 

Drzwi otworzyły się całkiem zwyczajnie. Żadnych wybuchów, płomieni czy strzałów. Całe nagromadzone w nastolatkach ciśnienie zeszło razem ze śmiechem.

 

– Jacy jesteśmy dziecinni – wydukał Robert, miedzy spazmami śmiechu. Już rozluźnieni zaczęli przygotowywać się do wyjścia. Daria nagle spoważniała.

 

– I tak powinniśmy być ostrożni.

 

– Wyluzuj mała, pełna czujność – rzucił jej nonszalancko Tomek. Jednak dziewczyna nie mogła pozbyć się złych przeczuć.

 

Za drzwiami ciągnął się długi korytarz. Na wprost znajdowały się drzwi. Z lewej strony była goła ściana, a po prawej po chwili znajdowało się rozgałęzienie. Ciągnęło się na trzy czwarte korytarza.

 

– Ja stawiam, ze naprzeciwko jest pokój z tymi tubami do góry – powiedział Karol. – Ale co jest po prawej?– nie otrzymał odpowiedzi, więc wzruszył ramionami i z pogodną miną przekroczył próg, a reszta podążyła za nim.

 

Gdy zbliżyli się do rozgałęzienia chłopak zaczął się karykaturalnie skradać. Przywarł plecami do ściany i wyjrzał za róg. Szybko się wycofał przerażony.

 

– O co… – chciał zadać pytanie Robert, ale Karol uciszył go, potrząsając energicznie głową i przykładając palec do ust. Pokazał im że muszą wrócić do pomieszczenia z tubami. Zdziwieni spojrzeli po sobie. Tomek prychnął.

 

– No przezabawne – zignorował przerażone znaki Karola. – Ładnie to tak straszyć dziewczyny? – chciał wyminąć kolegę i wyjść do przejścia, ale ten go przytrzymał, wciąż kręcąc głową.

 

– Daruj juz sobie, dobrze? – Tomek wyszarpnął rękę i wyszedł na otwarta przestrzeń.

 

Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Przyjaciele zobaczyli jak w jednej chwili oblicze kolegi zbladło, a usta ułożyły się w grymasie niedowierzania połączonego ze strachem, a w następnej, przy wtórze huku, jakaś siła cisnęła nim o ścianę. Stali jak sparaliżowani, podczas gdy podłoga przybierała czerwony kolor. Wtedy rozległ dźwięk, jakby coś ciężkiego się przesunęło i cała grupa jednocześnie pobiegła do pierwszego pokoju. Robert zatrzasnął drzwi, oparł się o nie i spojrzał po reszcie przerażony.

 

 

Nikt nie był w stanie niczego powiedzieć. Marta stała na środku pomieszczenia i szlochała. Karol podszedł do niej i ją przytulił. Wtuliła twarz w jego pierś, mamrocząc coś o Tomku. Robert wciąż opierał się o drzwi i z szeroko otwartymi oczami patrzył na parę. Daria siedziała na ziemi z twarzą ukryta w dłoniach. Nie byli juz pewni niczego. Nerwowo oczekiwali momentu, w którym ktoś wyważy drzwi i wszystkich powystrzela. Nic takiego się nie stało.

 

Gdy Robert się już jako tako otrząsnął z szoku, zapytał Karola, co ten zobaczył za rogiem.

 

– Tam stał jakiś wielki robot bojowy. Miał jakby armatę wycelowana we mnie.

 

– Wie, ze tu jesteśmy? – zapytała Marta.

 

– Chyba nie. Na początku bałem się, że nas usłyszy, ale wtedy już by tu był, co nie? – zamyślił się. – Pewnie ma wbudowany jakiś czujnik ruchu, który odpala pocisk, gdy cos zarejestruje.

 

– Dlaczego chcą nas zabić? – zdziwił się Robert. – Sądziłem, że mamy przeżyć, żeby udowodnić, że tym świństwem można oddychać.

 

– Może to nie ci – powiedziała Daria. – Gdy opiekun mówił mi, że mamy tu zostać, był naprawdę przerażony. Więc u góry coś musiało się stać. Ale nie sądził, że na dole możemy być w niebezpieczeństwie.

 

– To bezsensu. Przecież to wszystko jest piekielnie dobrze strzeżone. Jak ktoś mógł przemycić na dół tę armatę? – zwątpił Karol.

 

– Może mają tam zdrajcę – wzruszyła ramionami. – Teraz ważniejsze dla nas to jakoś przeżyć.

 

– Możemy już wrócić do góry? – spytała Marta.

 

– Być może – powiedział Robert – ale jak uruchomić te tuby? – rozejrzał się po pokoju. Stały tam panele badawcze, ale nigdzie nie było widać tych do sterowania.

 

– Cholera… – mruknął. – To może jakieś pomysły, jak ominąć robota? – zapadła cisza.

 

 

Robert ostrożnie wyjrzał za drzwi. Pomachał ręką, że droga wolna i wyszedł. Reszta ruszyła za nim. Powoli posuwali się wzdłuż ściany, aż do krawędzi bezpiecznej strefy. Chłopak delikatnie wysunął głowę i obejrzał robota.

 

Był wysokości człowiek i szerokości komody. W jego centralnej części znajdowała się duża lufa, a nad nią jakieś urządzenie z obiektywem, zapewne czujnik ruchu.

 

Robert odwrócił się z powrotem do grupy i zaczął opowiadać co zaobserwował, ale inni go nie słuchali. Ze zgrozą wpatrywali się w zwłoki Tomka, które leżały w przejściu, niczym ostrzeżenie. Przedstawiał straszny i zarazem okropnie smutny widok. Robert głośno przełknął ślinę.

 

– Ludzie, musimy się skupić – niechętnie na niego spojrzeli.

 

– Jak mam się skupić, skoro on tu leży? – chlipnęła Marta.

 

– Bo jak nie, to skończymy jak on!

 

– To co z tym robotem? – zapytała Daria.

 

– Wielki. Ma na czubku czujnik. Myślę, że jeśli się go strąci, to nie będzie mógł nas zobaczyć.

 

– Jak chcesz to zrobić? – odezwał się Karol. – Nawet jak znajdziemy coś, czym można by rzucić, to trzeba by wyjść zza rogu, a wtedy cię zastrzeli – Robert przyznał mu rację ruchem głowy i zasępił się.

 

– To może rzucimy czymś, żeby odwrócić jego uwagę? – zaproponowała Daria.

 

– To lepszy pomysł – zgodził się Robert. – Ale wciąż nie mamy czym rzucać. – Wszyscy zaczęli się zastanawiać. Daria spojrzała na nieruchome ciało Tomka.

 

– NIE! – ryknęli wszyscy równocześnie, a dziewczyna wzruszyła ramionami

 

– Wróćmy do pokoju, może tam coś znajdziemy – zaproponował Karol bez entuzjazmu.

 

Po raz kolejny obeszli pomieszczenie.

 

– To bezsensu! – żachnął się Robert. – Pięć razy już je przeszukaliśmy, kolejny raz niczego nie zmieni! – walnął pięścią w jedną z tub. Zrobił minę, jakby wpadł na pomysł i zaczął okładać szkło.

 

– Co ty robisz?– chciał dowiedzieć się Karol.

 

– Próbuję ją zbić – odparł Robert. – Można rzucać kawałkami szkła i przy okazji może uszkodzimy to cholerstwo – jednak jego wysiłki nie przyniosły efektu i w końcu się poddał. Chwilę mruczał coś o głupich, kuloodpornych szybach i oparł się o tubę, nadąsany.

 

– Ej, a co powiecie – odezwała się Marta – żebyśmy rzucali butami?

 

Wszyscy spojrzeli po sobie. Pomysł nie wydawał się być głupi.

 

– W sumie… mamy aż cztery pary – przyznał Karol.

 

– Nawet pięć – zauważyła Daria.

 

– Ty chyba nie myślisz o…

 

– Jemu już się nie przydadzą, a nam mogą – powiedziała i musieli niechętnie się z nią zgodzić. Ponownie wyszli z pokoju.

 

Zatrzymali się przed granicą. Ciało kolegi leżało poza strefą bezpieczeństwa.

 

– Jak go ściągniemy? – zastanawiał się Karol. Nikt nie miał pomysłu, jak tego dokonać, bez narażania się, więc musieli porzucić pomysł wykorzystania jego obuwia. Właściwie, przyjęli to z pewną ulgą. Pierwszy buty zdjął Karol.

 

– I co teraz? – spytał.

 

– Rzucisz butem gdzież za robota, ten się obróci i ktoś przebiegnie– wzruszył ramionami Robert. – To kto pierwszy? – rzucił z udawaną wesołością. Daria przygryzła wargę.

 

– Ja pójdę.

 

– Jesteś pewna? – zapytał Karol. Dziewczyna przytaknęła. Nagle podeszła do niej Marta. Przytuliła ją i kazała jej na siebie uważać. Po chwili chłopcy poszli w jej ślady i Daria trochę się wzruszyła. Nastrój psuła tylko wizja śmierci za rogiem.

 

– Ja rzucę – powiedział Karol. – Powiedz, gdy będziesz gotowa. Daria ustawiła się w pozycji startowej. Wzięła głęboki oddech i dała znać koledze.

 

– JUŻ! – wystrzeliła. Pilnowała by patrzeć tylko przed siebie. Koniec korytarza był coraz bliżej. Jeszcze tylko kawałek.

 

– STÓJ! – nie! Nie teraz, błagam, pomyślała, ale posłusznie się zatrzymała.

 

– Ani drgnij! – w głosie Karola brzmiało wielki strach i napięcie. – Odwrócił się do ciebie, ale nie widzi cię, póki się nie ruszasz.

 

Daria wstrzymała oddech i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że biegła w akompaniamencie strzałów. Miała wrażenie, że cała drży. Zganiła się w myślach i skupiła nie nieruszaniu

 

Grupa również wstrzymała oddech. Karol silił się na spokój.

 

– No dobrze, za chwilę znowu rzucę butem i zawołam, kiedy masz pobiec. Tylko nie wystrzel za szybko! – podniósł przedmiot i zważył go w dłoni. Rzucił nim mocno, mocniej niż poprzednio. But wylądował za robotem i ten cały się obrócił. Wystrzelił salwę i zamarł. Karol oniemiał. Spojrzał na Darię, która stała już bezpiecznie po drugiej stronie. Uśmiechnęła się. Odpowiedział jej i poinformował resztę o zmianie pozycji robota.

 

Ostrożnie wyszli. Mimo, że wiedzieli, że robot ich nie usłyszy, bali się wziąć głębszy oddech. Na szczęście maszyna nawet nie drgnęła i bez przeszkód dotarli na miejsce.

 

Daria wypuściła powietrze z ulgą, gdy nadeszli. Nie wiedziała, że robot się obrócił, bo była zbyt przerażona, by wychylić się zza rogu. Uściskała towarzyszy. W dość dobrym nastroju podeszli do kolejnych drzwi.

 

Wyglądały tak samo jak pierwsze, jednak obawiali się co znajdą za nimi. Bez słów porozumieli się i ustawili po bokach. Robert, który stał najbliżej klamki, nacisnął ją i szybko się odsunął. Drzwi otworzyły się po cichu. Chłopak zerknął do środka.

 

– Droga wolna – rzucił i wszedł pierwszy.

 

Pokój był lustrzanym odbiciem tamtego. Jedyną różnicą były panele. Na tych znajdowały się przyciski. Daria podeszła do jednego i przyjrzała się mu. Z wielka ulgą odnalazła guzik oznaczony etykietą POWRÓT. Powiedziała innym.

 

– Możemy już jechać? – zapytała Marta, ale nikt nie potrafił jej odpowiedzieć.

 

– Nie wiem. A ile tu w ogóle jesteśmy? – chciał dowiedzieć się Karol. – Parę godzin na pewno.

 

– Czy ja wiem? Mam wrażenie, że dopiero co tu zjechaliśmy – wzruszył ramionami Robert.

 

– A ja, jakbym spędziła tu wieczność – odezwała się Marta, jak zwykle niespodziewanie. Daria co jakiś czas całkiem zapominała o obecności koleżanki, ta, tak rzadko się odzywała. Jednak musiała przyznać jej rację.

 

– Wydarzyło się tyle, ze musiało to trwać parę godzin. A jeszcze więcej przesiedzieliśmy w tamtym pokoju, myśląc co dalej– zbarczyła brwi. – Nie wiem, co stało się u góry, ale chyba nie ma co dłużej czekać – pozostali się z nią zgodzili. Uruchomili panele i weszli do tub. Po chwili znów przemieszczali się w całkowitych ciemnościach i ciszy. Trwało to długo.

 

 

Darii znów dłużył się czas. Potrafiła myśleć tylko o tym, co ich czeka na górze, a wtedy robiło jej się trochę słabo. Więc starała się w ogóle nad niczym nie rozmyślać.

 

Nagle poczuła ukłucie w płucach. Dopiero teraz przypomniała sobie, że przez cały ten czas nie oddychała powietrzem. Tym razem nie panikowała. Ból zelżał bardzo szybko. Właściwie to po chwili w końcu poczuła się dobrze. W nieco lepszym nastroju czekała na to, co nastąpi.

 

Gdy w końcu zobaczyła pierwszą lampkę, z trudem powstrzymała okrzyk radości. Coraz bardziej się niecierpliwiła. I… Nareszcie! Platforma zatrzymała się w pomieszczeniu. Przestępując z nogi na nogę Daria wyczekiwała na pojawienie się drzwi. To jednak nie nastąpiło. Wyjrzała przez szklaną ścianę w poszukiwaniu naukowców, ale w pomieszczeniu nie było nikogo. Poza uwięzioną czwórką nastolatków, oczywiście.

 

W tubie po prawej stała Marta. Z rękami i głową opartą o ściankę, wyrażała absolutną rozpacz. Po lewej był Karol. Siedział na platformie i chwała twarz w dłoniach. Za to u Roberta sytuacja wyglądała inaczej. W ścianie jego tuby widniała dziura wielkości pięści i chłopak wściekle ją atakował.

 

Daria z ostrożną nadzieją obserwowała jego zmagania. Inni po chwili też zwrócili na nie uwagę. A Robert coraz zapalczywiej walił w szkło. I w końcu pojawiło się kolejne pęknięcie. Przyjaciele nagrodzili chłopaka oklaskami i okrzykami. Ten pracował dalej, aż wreszcie roztrzaskał szkło. Wyszedł z komory, ignorując poranione dłonie. Zwycięsko uśmiechnął się do reszty i podszedł do Karola. Spojrzał na niego i zmarszczył brwi, zastanawiając się jak uwolnić kolegę.

 

Daria wytężyła wzrok, by zobaczyć panel sterowniczy. Szukała i szukała, aż znalazła przycisk opatrzony etykietką Drzwi. Zawołała Roberta i powiedziała mu o tym. Chłopak po kolei wszystkich uwolnił.

 

– Nie podoba mi się, że nikogo tu nie ma – mruknął Karol. Reszta mu przytaknęła. Pamiętali, że kiedy byli tu ostatnio, w pomieszczeniu roiło się od naukowców. Powoli ruszyli w stronę wyjścia. Daleko przed nimi majaczyły tuby, którymi zjechali na dół.

 

Nagle Marta wrzasnęła i pokazała coś ręką. Spojrzeli we wskazanym kierunku i zamarli. Na podłodze leżały czyjeś zwłoki w kiedyś białym kitlu, teraz czerwonym. Ze zgrozą podeszli do ciała. Był to młody mężczyzna, zginął w wyniku postrzelenia.

 

Ruszyli dalej. Co chwila znajdowali kolejnych ludzi. Byli w różnych pozycjach, ale wszyscy umarli od kulki. Tyle ciał… Co tu się stało?1 Na końcu pokoju Daria znalazła swojego opiekuna. Przykucnęła przy nim, starając się powstrzymać łzy. Choć znała go tylko chwilę, zdążyła naprawdę go polubić. Pociągnęła nosem i już miała odejść, gdy coś przyciągnęło jej uwagę. W kitlu opiekuna, na piersi, była kieszeń, z której wystawała kartka. Widniało na niej imię Darii. Drżącą ręką sięgnęła po nią. Wstała, a wokół zebrała się reszta grupy.

 

Dziewczyna stała niezdecydowana. Spojrzała na innych. Karol pokiwał głową zachęcająco, więc rozłożyła kartkę. Była na niej mapa, najprawdopodobniej plan budynku. Czerwonym długopisem były naniesione strzałki. Na dole, tym samym kolorem, ktoś dopisał „uważaj na siebie! Oni mogą wciąż się tu kręcić”.

 

Daria była przerażona całą sytuacją. Po twarzach innych poznała, że ich też to przerosło.

 

– Co tu się stało? – zapytała szeptem Marta i Karol ponownie ją przytulił.

 

– Co wy na to, żeby w końcu się stąd wynieść? – zaproponował Robert. Inni musieli się z nim zgodzić.

 

– Musimy uważać – zauważyła Daria. – Nie chcę spotkać tych ze spluwami – podeszli do drzwi i wyszli.

 

 

Znaleźli się w laboratorium. Obok biurka leżał naukowiec, który wcześniej nakrzyczał na Darię. Tu się nie zatrzymywali. Za drzwiami czekał na nich istny labirynt korytarzy i przejść. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie mapę i znalazła na niej kropkę, opatrzoną dopiskiem „tu jesteś”. Od punktu biegła strzałka w lewo.

 

– A jeśli to zasadzka? – odezwał się Karol. – Jeśli to ci źli podrzucili mapę, żeby nas złapać?

 

– Masz paranoje – odpowiedział Robert.

 

– Zgadzam się – przytaknęła mu Daria. – Sądzę, że oni uważają nas za martwych. Bo ten robot na dole, to na pewno ich sprawka. Teraz tylko musimy nie wyprowadzać ich z błędu.

 

– No nie wiem – mruknął Karol i nieprzekonany poszedł za resztą.

 

Co chwila sprawdzając mapę, przeszli spory kawałek, gdy nagle usłyszeli zbliżające się korytarzem kroki i głosy. Błyskawicznie wskoczyli do najbliższego pomieszczenia i zamknęli drzwi. Szybkie spojrzenie po pokoju upewniło ich, ze są sami. Robert przyklęknął i przyłożył oko do dziurki od klucza.

 

Korytarzem nadchodziło dwóch mężczyzn. Rozmawiali półgłosem i rozlewali coś pop podłodze. Robert przez chwilę zastanawiał się, co to może być, ale po chwili zaczął rozchodzić się zapach benzyny i nie mógł mieć już wątpliwości.

 

– Co tak śmierdzi? – zapytała szeptem Marta.

 

– Kłopoty – odszepnął ponuro Karol.

 

Daria w tym czasie studiowała mapę. Przed nimi był jeszcze spory odcinek do pokonania. Strzałki prowadziły do głównego wyjścia, ale tam zapewne są „ci źli”. Zaraz tez może pojawić się ogień, co dodatkowo utrudni sprawę. Co robić? Dziewczyna zwróciła uwagę na prostokąty przy ścianach niektórych pomieszczeń. Jeśli to okna, to być może jest dla nich jakaś nadzieja. Najbliższe znajdowało się trzy pokoje od nich. Zawołała po cichu towarzyszy i poinformowała ich o odkryciu.

 

Robert pokiwał głową i uznał, że okno to dobry pomysł.

 

– Tylko jak się tam dostaniemy? Tamci faceci mogą w każdej chwili wrócić, albo przyjdzie ktoś inny – zmarszczył brw i– możemy nie obawiać się towarzystwa, tylko gdy już wszystko podpalą. Ale wtedy możemy się obawiać ognia. Beznadziejna sprawa– żachnął się.

 

– No to pytanie, czego boimy się bardziej? – zauważył Karol. – To co proponujecie?

 

– No to otwórzmy drzwi – zaczęła Daria. – Jeśli usłyszymy kroki, to wracamy tutaj. Jeśli będzie cicho to szybko do tamtego pokoju. To blisko, kilka kroków.

 

Nikt nie potrafił zaproponować niczego lepszego, więc przystanęli na to.

 

Robert wrócił do drzwi i wyjrzał przez dziurkę. Oznajmił, że droga wolna i otworzył drzwi. Jednak, gdy tylko przekroczyli próg, usłyszeli kroki. Szybko się cofnęli. Załamani, czekali w ciszy. Chłopak obserwował jak jeden z mężczyzn niedbale zapalił papierosa. Zaciągnął się z dwa razy i rzucił go na ziemię, która natychmiast zajęła się ogniem. Dwójka zniknęła za rogiem, a Robert poderwał się na nogi.

 

– Już się pali. Szybko!

 

Wyszli z pomieszczenia i biegiem przecięli płomienie. Dotarli do drzwi. Ich modlitwy najwyraźniej zostały wysłuchane, bo nie były zamknięte na klucz. Wpadli do środka. Tam znaleźli całkiem zwyczajne okno. Było to, z całą pewnością, najpiękniejsze okno, jakie w życiu widzieli.

 

Robert szybko zrzucił z parapetu jakieś szpargały i otworzył je na oścież. Natychmiast owiał wszystkich chłód, co przyjęli ze sporym entuzjazmem. Jako, że budynek był parterowy, wyjście przez okno, nie sprawiło im problemu.

 

 

Na zewnątrz było naprawdę zimno i mżyło lekko . Karol mruczał coś o braku butów i przeziębieniu, ale nikt nie brał poważnie jego marudzenia. Ruszyli, posuwając się powoli przy ścianie. Zatrzymali się przy rogu. Wyjrzeli. Z podjazdu właśnie ruszał furgon. Jechał bardzo szybko i już po chwili zniknął im z oczu. Zaczął się rozchodzić smród spalenizny. Rozpoczęli wędrówką.

 

Droga im sie dłużyła. Karol spojrzał w niebo.

 

– Spójrzcie jak jest jasno – zamyślił się. – Pamiętacie, o której nas wtedy zgarnęli?

 

– Niee – mruknął Robert. – Zbyt dawno – dopiero teraz dotarło do nastolatków, że od wieków nie mieli niczego w ustach. Bardzo brakowało im też snu.

 

W końcu dotarli do szlabanu. Nie było przy nim oczywiście wartowników. Poszli dalej. Dla Darii każdy kolejny krok był coraz trudniejszy. Świat lekko wirował jej przed oczami. Nagle jakiś kształt obok niej dziwnie się poruszył. Obejrzała się. Coś leżało na ziemi. A może ktoś? Tak, to chyba Marta. Inne kształty (chłopcy?) pochyliły się. Daria tez przykucnęła. Ziemia. Ona zawsze była tak blisko? Jaka miękka… Co to? Po lewej zamajaczyły jakieś światła. Nieważne. Ta ziemia jest cudowna…

 

 

Gdy Daria otworzyła oczy, nie wiedziała gdzie się znajduję. Leżała na kozetce. Podniosła się na łokciach i niemal wrzasnęła , gdy zobaczyła kobietę w białym kitlu. Ta spojrzała na nią z troską i powiedziała, że jest już bezpieczna. Daria rozejrzała się po pokoju i doszła do wniosku, że jest w szpitalu. Nie miała pojęcia jak się tu znalazła, ale tak naprawdę, to w ogóle jej to nie obchodziło. Z powrotem zamknęła oczy.

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Szczerze powiedziawszy, do końca dotarłem z pewnym trudem. Już nawet nie chodzi o to, że twoja historia jest zła - pomysł jest jak najbardziej fajny, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Postacie są skonstruowane mało realistycznie, a wszystko wydaje się trochę naiwne i momentami infantylne. Jedyne, co mogę ci w tej chwili poradzić to ćwiczyć pisanie w nadziei, że następny tekst będzie lepszy.

    Niemal klasyczne opowiadanie z serii: "Zabili go, a on jednak uciekł".  I nie jest to komplement.

Pomysł (jak juz napisał Vyzart) jest jak najbardzie fajny i ma potencjał. Wykonanie takie sobie.

To co mnie najbardziej zakłuło mnie w  oczy: 

 „Po chwili jej twarz była pod poziomem podłogi i niczego już nie widziała.” – to zdanie jakieś niezgrabne. 

Mu już się nie przydadzą,” – ja napisałbym: „Jemu już się nie przydadzą”

Dziękuję wszystkim za konstruktywną krytykę.

Ciekawa fabuła i miło się czyta. Mogłabyś bardziej rozwinąć zakończenie :) . Pozdrawiam.

Dziękuję i też pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka