- Opowiadanie: kowal57 - Skromność to szlachetna cecha

Skromność to szlachetna cecha

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Skromność to szlachetna cecha

Witam ponownie.

Tak wiem, wiem. Za często. Ale to chyba ostatni raz. Jako, że dzisiaj czytelnik to gatunek na wymarciu, dlatego spieszę Go odzyskiwać. Zwłaszcza, że kilku z Was wyrażało życzliwe zainteresowanie moją pisaniną. Pierwsza część w wydawnictwie, dlatego tu przedstawiam początek drugiej części książki: -Dom bez wyjścia-

Jasiek Wilk -góral z Wierchów– ponownie odwiedza rodzinny dom chłopaka. Ten, ma nadzieję usłyszeć dalszą część strasznej historii góralskiego rodu. Ale najpierw dorośli muszą poważną sprawę załatwić.

Pismo do Urzędu napisać.

 

 

Skromność to szlachetna cecha.

Długo oczekiwany Jasiek Wilk znowu do nich zawitał. Tym razem chyba przez nikogo nie wzywany. Znaczy się w swojej sprawie. Właściwie to po drodze mu było, przecież z jarmarku w mieście wracał. Mógł na swoje szczyty inną drogą dojechać. Ale i przez to siedlisko można na wierch Gołuszkowej Góry dotrzeć. Chociaż podjazdy bardziej strome.

Wozem przyjechał.

Najpierw konia napoił, wiechciem słomy spocone boki przetarł, potem worek z owsem za uszami powiesił, i przyszedł do izby. Wnet okazało się po co tu, dawno nie widziany, akurat dzisiaj zawitał.

Przywitał się, dużą flaszkę na środku stołu postawił, zaraz skromnie usiadł. Oczywiście dopiero wtedy, kiedy został grzecznie poproszony.

Teraz, człowiek gór, ogładę mający, przymilnie gospodynię o kieliszek poprosił. Z kredensu wyjęła, czystą szmatka przetarła, pod światło skontrolowała. I podała.

Przejął cienkie szkło z jakimś zakłopotaniem, delikatnie na stole postawił, zaraz flaszkę płynnym ruchem ze stołu zgarnął, o kolano denkiem stuknął. Aż korek sam z butelki wyskoczył. Nalał sobie ledwie połowę, i do gospodarza przepił.

Naturalnie najpierw do gospodyni dobre słowo skierował:

-Dał Bóg. Na zdrowie-

Grzecznie podziękowała.

Sama się nie napije, ale przyzwolenie daje.

Rytuał powitania zakończony.

Niespiesznie. Dopiero po drugiej kolejce, gość wyjawił po co go tutaj dobre duchy sprowadziły.

No jak tak, no to trzeba jeszcze po jednym.

Niepotrzebne drżenie rąk uspokoić, i rozchełstane myśli zebrać.

Do naukowej pracy się gotować.

Jeszcze po jednym.

Gospodarz tego domu był takim, nieoficjalnym pisarzem wioskowym. Podania, skargi, petycje do różnych urzędów okolicznym, mniej z piórem obeznanym sąsiadom redagował. Nieskładnie opowiadane, nagromadzone w wzburzonych głowach, prawdziwe krzywdy, albo i tylko wyimaginowane pretensje, skargi, niesprawiedliwości, potrafił w okrągłe, logiczne zdania uformować. Ostro wypowiadane lawiny słów ocenzurować, niepotrzebne odrzucić, zaś spolegliwym słowem właściwie problem nakreślić.

Do urzędowej osoby należy grzecznie, krótko, zwięźle, i na temat.

Ale bez podlizywania się.

Wszak to mocno upierdliwy typ człowieka, który prędko się nudzi przy czytaniu.

Albo do jednego nie w smak mu podchodzącego słowa się zrazi.

I odrzuci.

Cała robota, czas i gorzałka, na marne wtedy idzie. A konkurent może się lepiej spisać.

I wygra.

 

Co najważniejsze to w poprawnym języku trzeba petycję uskładać.

Urzędnik po to się kilka lat uczy, żeby zapomnieć.

Języka ojców się zaprzeć.

Wszyscy przecież wiedzą, że to syn, czy córka, kogoś z niedalekiej okolicy.

Kogoś, kto po naszemu gada.

Wiemy, że ojciec uczciwie mówić swoje dzieci uczył.

Po naszemu.

Jednak gówniarz do szkoły posłany, kosztem wzmożonego trudu całej rodziny kształcony, w miarę zdobywania wszelakiej wiedzy, rodzinnego języka zapomina.

Już tylko w poprawnej polszczyźnie czytać umie.

Nie przyjmie niczego, gdzie choć nutka gwarowej ojcowizny pobrzmiewa.

Sklerotyk jakiś, czy zaprzaniec?.

Z tego to powodu, wioskowy pisarz największe utrapienie z zamawiającymi pisma miał.

Za tłumacza przysięgłego musiał dodatkowo robić.

Przysięgłego.

Po wielekroć przysięgać musiał, że nasze słowo, przy którym pokrzywdzony obstaje, aby koniecznie w podaniu się znalazło, tak właśnie po polsku brzmi.

Nieprzekonany.

-Koniecznie napisz jak ja gadam, niech bestyjo wie-

-Nie, tak nie można. To jest w mieście obelżywe słowo-

Czasem to i do lekkiej zwady dochodziło, zazwyczaj kiedy mozolnie epistołę układający męczennicy już po kolejnym kielichu byli. Pokrzywdzony, pierwszy raz w życiu takie słowo słyszał, zaś piszący nie zawsze wiedział kiedy „rz', a kiedy „ż”.

Czy słowo”namolny”, ma jeszcze jakieś inne znaczenie?. Oprócz”upierdliwy”.

Był także inny powód do waśni przy tym układaniu równiutkich wierszy.

O honor szło.

Za cholerę, jednomyślnie, gruby gospodarz, jak i wioskowy biedocina, nie pozwalali używać słowa: ”Proszę”.

-Jo mom prosić?. Przecież to mnie ukrzywdziły te psiekrwie!!!-

Co zapalczywszy, albo większą krzywdą uderzony, walił pięścią w stół z groźnym okrzykiem: -Wciórności!-

Niektórzy znali jeszcze gorsze przekleństwo:

Sakramencki buc!-

  • Wtedy zgorszone matki dzieciom uszy zatykały i na podwórko wypędzały.

Jeżeli oczywiście pogoda, i pora dnia pozwalały.

Ale zazwyczaj gość szybko się orientował, że przeholował, i przepraszał.

Poprawne pisanie w jednym z najtrudniejszych na świecie języków, wymaga maksymalnego skupienia uwagi.

Jak przy przeciskaniu wiotkiej nitki przez ucho igielne.

To się nie uda bez okadzania rozumu kłębami dymu papierosowego, częstego przepłukiwania gardła, no i otwartego okna.

Bo to ciężka robota.

Człowiek bardziej się poci, niż przy wyrzucaniu obornika.

Pismo zredagowane. Flaszka wypita.

 

Ale to jeszcze nie koniec.

 

Jeszcze poprawki interpunkcyjne, wielkie litery, ortografia, nowe wątki, to co się w ferworze walki na głowy nagle przypomniało.

Jednym słowem, adiustacja.

Jak się, co nie daj Boże, za dużo tych poprawek nazbierało, trzeba było całość od nowa pisać.

Zaś strata papieru, atramentu, nerwów i czasu.

W końcu się udało.

Teraz najważniejsze.

 

Własnoręczny podpis.

 

O, z tym to poleku!. Znaczy – powoli.

Należy spocone ręce o kapotę uczciwie wytrzeć, gazetę pod łokcie podłożyć. Miejsce afirmacji wyznaczyć. Ująć malutkie pióro w zgrabiałe, nienawykłe paluchy, pochylić się nad onieśmielająco bielutkim papierem i……zastanowić się.

Maksymalna koncentracja.

Trzeba wstać z krzesła, postawę zasadniczą przyjąć, dwa mocne sztachy dymem papierosowym, zaraz go do popielniczki odłożyć. Teraz chwilę głęboko oddychać. Przygotowany.

Wargi mielą bezgłośnie. Nie wiadomo, modlitwy czy przekleństwa. Uszy czerwienieją, włosy dęba stają.

Co za mordęga.

Po pierwsze: -Jak się to dziwne słowo pisze?– A po drugie: -Jak uspokoić rozedrgane emocje-, żeby ta zbierająca się na końcu stalówki kulka atramentu nie spadła na papier.

 

Kleks i klęska.

 

Gospodarz poszedł do kredensu po kolejną flaszką.

Swoją częstuje. Bo żal mu się męczennika zrobiło.

Skazaniec wypił jednym haustem. Dla kurażu. [śmiałości]

I zaś ręce wyciera, koncentruje się, gazetę poprawia, stalówkę ogląda, łokcie pod odpowiednim kątem ustawia.

Garbi się pod brzemieniem odpowiedzialności.

Wreszcie chlast, raz kozie śmierć.

 

Podpisał.

 

Co się śmiejecie?.

To nie takie proste!.

Podpisałeś, to tak jakbyś sam te nieznane sobie słowa całemu światu ogłaszał.

Twój podpis. Na ciebie wyrok.

Nie wiadomo jakie z tego konsekwencje będą.

Słowo pisane, słowo święte.

Prawie jak książeczka do nabożeństwa.

To z powodu poczucia odpowiedzialności mądrzy panowie wiele spraw na gębę załatwiają.

Podpis jest jak cyrograf. Musi być dotrzymane.

Zaś, tylko powiedziane…wiatrem uleci.

 

Świadek zapomni.

 

Teraz trzeba pismo urzędowe, od dziś powagą podpisu własnym życiem natchnione, na czworo poskładać.

Pierwszy grzbiet wzdłuż?, czy na poprzek?. Pisanym do środka?, czy na zewnątrz?.

Po dłuższym deliberowaniu, zamawiający dochodzi do wniosku, żeby tą delikatną czynność jakieś dziecko wykonało. Giętkie paluszki dokładniej to zrobią.

No i są czyściejsze, mniej spocone.

Zresztą, on już całą koncentrację utracił. Ileż czasu można w skupieniu trwać?.

 

Dziecku to dobrze.

 

Do szkoły chodzi, pisanie za zwykłą, nawet obmierzłą czynność uważa. Leniuchuje przy tak ważnej czynności.

Niektóry bieglejszy, to potrafi nawet gadać przy pisaniu.

No i jeszcze te rączki.

Nie do końca czarnym trudem przesiąknięte.

Mimo tego nie zaszkodzi, jeżeli szkrab, przed zbożną czynnością ręce umyje.

Tak na wszelki wypadek. On też nie jest święty.

Szkoda by pokalać tę niewinną biel kartki.

Upierdliwy urzędnik ma sokole oko. Dojrzy plamkę, z obrzydzeniem, sercem spłodzone dzieło odrzuci.

 

Jak śmieć jaki.

 

Ponad pół roku upłynęło od ostatniej wizyty Wilka. Śniegi zeszły, ciepły kwiecień suszy i do życia woła. Jeszcze kilka słonecznych dni, wiaterku południowego, i będzie można siew jarego zboża zaczynać.

Dzisiaj jeszcze zbyt mokro jest. Dlatego nikomu się nie spieszy.

Zwłaszcza, że umęczeni tworzeniem dzieła mężczyźni, radzi chwilkę czymś zafrasowane głowy ukoić.

No jednym słowem, o tę drugą, prawie pełną flaszkę chodzi.

To dobre dwie godziny miło spędzonego czasu.

Tylko, że wtedy zamawiający dłużny się poczuje. Na remis w stawianiu wyszło.

Będzie musiał honorowy chłop znowu tu przyjść.

Kolejną flaszkę postawić.

Nic to.

Co to jest kilka kilometrów górskiej wspinaczki wobec poczucia godności.

 

Chłopak, który całą, niegdysiejszą opowieść w pamięci na wszystkie strony przenicował, poukładał, strasznie jest ciekawy dalszego ciągu mrocznej legendy.

Ze szkoły wrócił prawie wtedy, gdy ojciec z Wilkiem nad jakimś słowem skargi czy zażalenia zaciekle dyskutowali. Jeden krzyczy, że dokładnie tak w piśmie ma stać, a drugi, że to obraźliwe słowo.

Młody zjadł coś, przy południowym obrządku w oborze mamie pomógł, Wilkowemu koniowi pusty worek od pyska odjął, napoił, i wiązką siana poczęstował.

Ciężka droga czeka tego niewielkiego konika.

 

Młodzik wrócił do izby i w misce myje ręce.

Akurat teraz, kiedy gość kombinuje jakby pismo poskładać, a nie upaćkać.

 

Napatoczył się.

 

Nieśmiało poproszony, [do umiejących pisać trzeba delikatnie], wnet kartkę akuratnie poskładał. W mgnieniu oka. Nawet w środek grubej gazety włożył i podał zainteresowanemu.Wystarczyło za pazuchę wcisnąć. Co wdzięczny odbiorca z pewnym ociąganiem zrobił. Bo właśnie następny dylemat w głowie roztrząsał.

-Wykosztować się na nową kopertę?. Czy może wystarczy użyć tej, w której listonosz pismo urzędowe przyniósł. Przecież jest czysta. Tylko parę słów w prawym, dolnym rogu.

Znaczek się delikatnie nad parą odklei.

Ech. Trzeba nową zmarnować. Rozrzutny urzędnik może sobie za lekceważenie chłopską oszczędność poczytać-

Operacja pod kryptonimem”Podanie” szczęśliwie zakończona.

No to po jednym.

Zamiast podziękowania uczynny chłopak usłyszał: -Chcesz wiedzieć co było dalej?-

Takie tajne porozumienie. Nikt inny w domu nie pamiętał już opowiadania sprzed paru miesięcy. Tylko ci dwaj.

Starszemu pewnie ta zadra zawsze w zakamarkach pamięci siedzi, a młodszy jest bardzo ciekawy takich opowieści.

Do długiej przemowy się przygotowując, Jasiek Wilk grzecznie mamusię o drugą szklankę wody poprosił.

Wnet trzyma w ręce parzącą zimnem krynicę, z dodatkiem malinowego soku.

Pycha.

Zaczyna się raj dla uszu małego słuchacza.

 

Chcecie to słuchajcie.

Kto nie chce, zawsze może sobie jakieś inne zajęcie znaleźć.

 

Czy innego zajęcia nie mieli, czy ich zaciekawiło, wszyscy słuchali.

Nawet o kieliszku zapominali.

Flaszka, nie na dwie godziny, ale do przedwieczora wystarczyła.

Wstyd przyznać, to mamusia gościowi o przepitce przypominała: -Napijcie się, bo Wam w gardle zaschnie-

Oczywiście wodę miała na myśli.

Zazwyczaj jednak, gadający z przejęciem opowiadacz, opacznie miłe słowa rozumiał.

Może z wrodzonej skromności, po małe, nie po większe szkło najpierw sięgał.

 

Na zdrowie.

Koniec

Komentarze

Drogi Kowalu. Tekst, owszem, nienajgorszy. Ale lekko zalatuje minionym. Może i książka się sprzeda, ale wielkiej kariery nie b ędzie. Mija już moda na Nikiforów i przaśne opowiastki. Ponadto to portal "Fantastyki", a nie regionalnych opowiastek. Wytrzymaliśmy taktownie dwa pierwsze teksty, ale "chwatit". Owszem masz talent---ja bym go nazwał drugoligowymi możesz pisać w tygodnikach regionalnych. Jeżeli chcesz nas zainteresować to napisz o jakieś tatrzańskiej,

albo podhalańskiej baśni, ale tak, aby nie znudzić.Pozdrawiam---hej...

W tej chwili górale samodzielnie wypełniają wnioski o dotacje unijne. Pozdrawiam.

Fabula moze byc. Nie powala, ale tez nie jest nabrzmiala patetyzmem, wiec ok. Jednak styl pisania mi sie nie podoba i to sie juz nie zmieni.

PS. PS. Przepraszam za brak polskich znakow.

Mialo byc jedno PS... Ech... Edycja komentarzy naprawde by sie przydala...

     Ale --- kiedy to wszystko się właściwie dzieje? Jeszcze za Austryjaków? No i --- gdzie nasz dzoielny bohater właściwie mieszkał? Oczywiste błędy w literackim konstruowanu przedstawianego świata.

Roger ---czy ty przypadkiem nie masz czegoś do powiedzenia w sprawie edycji komentarzy? Cholery można dostać. Co

chcę poprawić coś w tekście, to komputer staje mi dęba, jak spłoszony góralski konik.

Uwaga. Tekst do moderatorów.

      Proszę. Szczerze proszę. Usuńcie wszystkie, moje teksty z tego forum. Popełniłem[ teraz widzę] oczywisty błąd. To nie jest miejsce dla mnie. Tu jest fantastyka, tu moje staroświecko-sentymentalne moralitety absolutnie nie pasują. Proszę, wywalcie. Sam bym  to zrobił, ale nie umiem. Ja nawet nie wiem jak, słusznie mi wytknięte błędy, w 24-godzinny okresie ochronnym usunąć. Dziękuję.

     Edycja  komentarzy? Dj Jajko tego nie przyrzekł, choć był to jeden z przedyskutowanych postulatów. A oto link do wątku w tych sprawach: ---> http://www.fantastyka.pl/10,7550.html

Mam nadzieję, że Cię nie posłuchają i nie usuną Twoich tekstów:). Nie ma w nich fantastyki? I trudno. Zdarzają się tu też takie. A Twoje teksty są takie inne. I nie jest to zarzut. Nie do końca moja bajka, ale to nieistotne. Przeczytałam je z zainteresowaniem, właśnie m.in. z tego powodu, że tak różnią się od wszystkich innych:). To prawda, to portal fantastyczny, ale osobiście chciałabym, żeby te zamieszczone już tu zostały. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

Tu chyba chodzi o czasy równoległe do "Konopielki" Redlińskiego, jeżeli to wspomnienia autora. Ten sam klimat, tylko u

Redlińskiego było śmieszniej. Zgadzam się z ---Ochą, tekst może mieć wartość szkoleniową dla młodych. Pozdrawiam.

Um, wybacz Autorze, ale Twój komentarz tutaj zabrzmiał trochę tak: "Nie chwalą mnie tu, więc zabiorę moje zabawki i pójdę do innej piaskownicy". To, że ktoś nie wyraża się w samych superlatywach, nie oznacza, że nie chce dobrze (oczywiście pomijając tę lakoniczno-nieprzyjemną część komentarzy).

 

Od siebie dodam, że ja - niestety - również nie kupuję rozdmuchanego wstępu poświęconego pisaniu pisma. Może dlatego, że realia nie moje. Może dlatego, że jest naprawdę długi. Może przez błędy interpunkcyjne, a nade wszystko przez dziwną manierę pisania niemal każdego zdania od nowego akapitu. Po co? Wprowadza to wrażenie, że tekst i zdania są takie urywane, jakby nie łączyły się w jedną całość. Dziwi mnie też zapis dialogów, te kreseczki po drugiej stronie.

Ogólnie styl jest dla mnie męczący, dłuższego tekstu bym nie przetrwała. Jest nieco dziwny i powolny. Może jakby się coś działo, to tak, ale wstęp z pismem raczej nie zachęca.

 

To nie znaczy jednak, że nie masz czego szukać na tym forum, przecież. Tylko że tutaj raczej nie całe powieści, a krótsze rzeczy znajdują wzięcie. Ot, internauta zwierzę niecierpliwe. Jak nie zainteresuje się z miejsca, to nie przeczyta.

Ale nie zrażaj się, próbuj dalej!

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Witaj joseheim. I to są konkretne uwagi. Masz rację. Ta interpunkcja, myślniki i inne "cuda" ortografii to moja "kulawa" noga. Fakt. Przeniesione zdania? -tu są przeniesione, w książce- nie. Długie? A oglądałaś niektóre epistoły tu zamieszczane?. I to traktujące -o...niczym! No, kilka słów, może zdań wyrzucę. Dla płynności. To jest. tzw. pierwsze pisanie. Surowiec. Książka celuje w starszych, sentymentalnych czytelników, nie w młodych, gniewnych. Takiego czytelnika należy powoli w temat wprowadzać. Ciężko do uśmiechu namówić. To nie kabaret, gdzie na sam widok artysty ludziska się śmieją. Mówisz, że się stąd wynoszę. No a co mam powiedzieć na np. wpis Twojego poprzednika. Jak zjadliwie ze staruszka się naśmiewa!. A potem łaskawie pozwala na portalu pozostać. Pozdrawiam.

Wiem, wiem, różnie czasem bywa, o zrozumienie i ludzki odruch czasem tu trudno. ; )

Powodzenia, dokądkolwiek się udasz.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ależ obraźliwy ten "staruszek" . W zetknięciu z twardymi realiami czytelniczymi czeka go jeszcze niejeden zawód.

Pozdrawiam ---nie naśmiewający się z nikogo czytelnik.

 

"Skromność to szlachetna cecha", To dotyczy również autora.

Szkoda, że Ty, ryszardzie, sobie tego do serca nigdy nie wziąłeś.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Drogi Berylu --- sądzisz, że to opinia powszechna? A co powiesz o swym zadufaniu?Pozdrawiam.

Ja nie jestem zadufany. A po prostu pamiętam niektóre Twoje odpowiedzi pod adresem krytyków ; ) Raczej niemiłe i świadczące o braku skromności. No, ale już, już.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A ja pamiętam twoje kpiny i próby napuszczania mnie na Rogera. Nie ubieraj szatek jedynego sprawiedliwego. Pozdrawiam.

Drogi Ryszardzie, a w co mam ubrać te szatki? ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

 

Wybacz, Berylu, ale nie zrozumiałem. Widocznie jestem za głupi.

Autorze, rób swoje, pisz dalej i rozwijaj swój unikalny styl. Sam tekst z fantastyką nie ma wiele wspólnego, ale to nic nie szkodzi. W dowcipny sposób opisałeś stosunki przeciętnego człowieka z urzędnikiem. Moim zdaniem ująłeś wady biurokracji w pigułce, co mi się podoba. Potem także zabawnie opisałeś elementy polskiej gościnności. Przyjemnie mi się to czytało. A sięganie najpierw po mniejsze szkło, z wybuchem salwy śmiechu, ładnie zamknęło tą skromną opowieść. Pisz dalej i publikuj. Teksty utrzymane w takim stylu też są potrzebne na tym portalu ;-)

Pozdrawiam 

Nowa Fantastyka