- Opowiadanie: karczmarz.ano - Zimna furia c.d.

Zimna furia c.d.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zimna furia c.d.

***

Ostatnio prześladował go pech. Każdą napotkaną robotę starał się dociągnąć do końca tak jak to potrafił najlepiej, jednak żaden pracodawca nie był zadowolony z jego usług. Cięcie po kosztach, brak wypłaconej pensji za uczynek. Trafiał go szlag, bo w sakiewce miał zaledwie sześć groszy. Dwa grosze na kojące nerwy piwo z karczmy, półtora grosza za małą porcję kaszy z potrawką, a już nie myślał nawet o bardziej wyszukanej strawie, dzięki której mógł faktycznie zaspokoić swój głód. Nawet spoczynek kosztował go tak jak za dzban dobrego, czerwonego wina z Habaskii. Dzisiejszą noc był nawet zmuszony spędzić na ulicach Daghii, które nie słyną z gościnności dla takich osób jak on. Ciężki jest ostatnio los oprycha, bo tylko tak potrafili ludzie skwitować jego pracę. Trudnił się wieloma zadaniami. Drobne wymuszenia, groźby, rozboje, nawet parę razy trafiło mu się podpalenie magazynów konkurencyjnych kupców, którzy dla jego pracodawców byli wrogo nastawieni na wspólne interesy. Było już zdrowo koło południa bo rydwan Ojca Słońce dochodził do połowy swojej podróży. Nie wiedział gdzie ma się podziać. Ostatni człowiek, z którym współpracował nawet nie zagadnął by zjawić się u niego następnego dnia po wykonaniu ostatniego zlecenia. Późnym popołudniem Znalazł się jednak w karczmie u Ano. Siedział zamyślony przy kuflu zlewek z piwa gdyż na cały kufel świeżego trunku nie było go stać, a przynajmniej wolał zaoszczędzić to co jeszcze miał w sakiewce. Nawet nie zorientował się kiedy do jego małego stolika dosiadł się tajemniczy mężczyzna w ciemno fioletowym płaszczu z workowatym kapturem nasuniętym na czoło. Widać było, że nie jest stąd. Wyglądał bardziej na cudzoziemca z Krainy Brugii, chociaż Khail sam nie orientował się zbytnio jakie Państwa się tam znajdują. Nieznajomy spytał z początku czy mógłby mu towarzyszyć przy kolejnej kolejce piwa, którą sam z resztą rad był postawić. Khail nie należał do ludzi, którym łatwo przychodzi bratać się z obcymi. Wiedział, że w jego fachu nie należy łapać szybko przynęty. Był jednak na tyle przybity swoją sytuacja, że wolał zaryzykować. Napił się z nieznajomym mężczyzną w płaszczu. Rozmowa nie wskazywała, aby cudzoziemcowi chodziło o coś konkretnego. Pytał o port, najlepszych kupców, ostatnio słyszane wieści z miasta. Mówił, że dawno nie zawitał do miasta trzech słońc i rad byłby usłyszeć nowe wieści z tego pięknego miasta. po drugiej kolejce, z której Khali był zupełnie zadowolony, nieznajomy zagadnął o jego profesję. Wahał się z odpowiedzią. Wiedział, że ludzie nie są nigdy dobrzy w całości, jednak nie był pewien czy ów nieznajomy popiera jego fach, którym się zajmuje. Sam jednak ciągnął temat. Cudzoziemiec zagadnął czy Khali nie chciał by pracować u niego, za całkiem dobrą stawkę. Nie czekał nawet na odpowiedź jeno zostawił list z pieczęcią kupiecka i powiedział by Khali zjawił się u niego jutro w Kryształowym Koniku Morskim. Na odchodne zostawił małą sakiewkę jako zaliczkę i odszedł.

Khali nie spodziewał się, że pod koniec dnia będzie miał jeszcze większy zamęt w głowie niż z samego rana.

 

***

Kac to kiepski kompan, kiedy Świat wynurza się ze snu podążając na widnokręgu za złocistym rydwanem Ojca Słońce. Khali, jako, że ostatnio nie powodziło mu się zbyt dobrze, postanowił sobie odbić owe niepowodzenia i uszczuplić nieco zawartość sakiewki, którą wczoraj otrzymał z rąk nieznajomego podróżnika. Ów kupiec kazał mu zjawić się dziś o nieludzkiej porze jak dla kogoś, kto wczoraj obrócił dwa dzbanki smoczego wina z Kriny. W liście, który był dołączony do sakiewki znajdowały się wybiórcze informacje mające zapewne wstępnie przygotować Khaliego do zadanie, jakie mu będzie zlecone. Kac powoli zaczął puszczać, kiedy Khali zbliżał się coraz bardziej do Kryształowego Konika Morskiego. Ten gościniec położony w dzielnicy portowej nie cieszył się zbytnią sławą. Raczej niesława huczała od samego progu. Khali nie dziwił się, zatem zbytnio, dlaczego skutki wczorajszego upojenia ustępują narastającemu niepokojowi. Na nadgarstku pod lewym rękawem miał przypięty krótki sztylet, z którym nigdy się nie rozstawał, gdy chodziło o "szlachetne" jak je określają kupcy interesy. Z instrukcji podanych przez nieznajomego w liście wynikało, że gdy tylko Khali znajdzie się w Kryształowym Koniku Morskim ma zagadnąć gospodarza o pokój na poddaszu. Za pieniądze dane jako zaliczka miał on wynająć ów pokój na trzy dni. Przed wejściem do budynku Khali nerwowo przeliczył raz jeszcze ile groszy zostało mu po wczorajszym rozgardiaszu alkoholowym w karczmie "U Ano". Z tego co się orientował podsłuchawszy nie jednych plotek kupców i żeglarzy z ochłapów pozostałych w sakiewce powinno starczyć na wynajęcie skromnych czterech ścian w tej ruderze. Gorzej z zaspokojeniem głodu, który nadejdzie po tym cholernym kacu – pomyślał. Wiedział jednak, ze nie powinien o tym rozważać teraz. Teraz najważniejsze było dostosować się do danych mu instrukcji. Nieznajomy widać musiał obracać na codzień sporymi sumami gdyż tak hojnej sumy jako zaliczki Khali jeszcze nigdy wcześniej nie dostał. Przełamując narastające napięcie i niepokój, wszedł i wynajął dokładnie taki pokój, o którym nieznajomy wspomniał w pozostawionym przez niego liście. Kolejnym krokiem, który Khali musiał wykonać była krótka podróż do kantoru kupca Bragi trudniącego się sprowadzaniem i sprzedażą wysokiej jakości tkanin i materiałów z egzotycznych krain. Tam miał zostawić jak sam się domyślił, zaszyfrowaną notkę starszemu opiekunowi, który pełnił w tym czasie swoją wartę, karcąc pracowników, którzy zwalniali tempa.

 

Zbliżało się późne popołudnie, a Khali już od dobrych paru godzin siedział w małym pokoju na poddaszu Kryształowego Konika Morskiego, czekając jak to było wyrażone w kupieckim liście, na nadejście Srebrnego płomienia. Tuż po zmroku najwyraźniej miał się ktoś zjawić. Jednak, co było dziwne nieznajomy kazał mu siedzieć na życi i czekać w tej małej klitce, gdy tylko pozałatwia wcześniej wymienione przez niego rzeczy na mieście. Khali wychodził z siebie nie wiedząc, w którą stronę skierować swoje myśli. Nie lubił czekać, bardzo tego nie lubił. Jego Ojciec puki jeszcze żył na tym marnym świecie powtarzał mu zawsze, że człek winien być w ciągłym ruchu, ponieważ gdy człek jeno stoi w miejscu naraz naskakuje na niego tuzin złych myśli, które męczą do upadłego. Stary był głupim ochlejmordą jednak niektóre jego złote myśli potrafiły znaleźć uzasadnienie w praktyce. Przez te parę godzin niejednokrotnie Khali rozmyślał, co mu ten dzień jeszcze interesującego przyniesie. Zastanawiając się nad tym nie usłyszał odrazu pukania do drzwi. Gdy doszło do niego, że ktoś się dobija do jego małej klitki, postanowił wsiąść głęboki oddech i stanowczym głosem oznajmić – proszę wejść. Przez chwilę ten ktoś nie pukał, gdy Khali powtórzył uprzednio wypowiedziane słowa znów zapukano do drzwi, tym razem bardziej stanowczo. Zaniepokojony Khali złapał mocnej za rękojeść sztyletu, który trzymał nadal pod lewym rękawem. Gdy zapukano po raz trzeci, postanowił wstać i ostrożnie uchylić drzwi by sprawdzić, kogo tak pili, że o mało nie roznosi tych leciwych drzwi wejściowych. Zdążył tylko powoli odsunąć rygiel zamka, gdy poczuł uderzenie i tępy ból w klatce piersiowej. Nawet nie zorientował się, kiedy został pchnięty drzwiami i wylądował na pokrytej kurzem podłodze. Do pomieszczenia wpadło dwóch rosłych mężczyzn. Twarze mieli szczelnie owinięte ciemno fioletowym płutnem, spoza którego widać było jedynie nieobecny wzrok intruzów. Khali zdążył jedynie wstać opierając się na jednym kolanie, gdy poczuł jak w nieprzygotowany do ataku brzuch wtapia, się but zakamuflowanej postaci. Ponownie przewrócił się na plecy. Tym razem jednak do tępego bólu klatki piersiowej dołączyła się niemoc zaczerpnięcia oddechu i mdłości. W ułamku sekundy Khali kontem oka zauważył, że jeden z nieznajomych nosi na szyji naszyjnik kupieckiej sekty z Brugii, półksiężyc odwrócony do dołu a nad nim dwie szale złotej wagi. Dalej już nic nie pamiętał, gdyż przed oczami ukazała mu się biała plama, tracąc wraz z jej nadejściem przytomność.

Gdyby jeszcze był świadom, co się z nim dzieje z pewnością srogo by przeklną i doszedł do wniosku, iż gdy dojdzie do siebie głowa będzie go bolała gorzej niż po kacu.

Wstawaj. Przyniesłem ci jedzenie.

Otworzył powoli oczy. Lekko zamroczony przywitał się z przeszywającym bólem, który najwyraźniej upodobał sobie jego potylicę.

Słychać pokrako? Wstawaj bo kasza stygnie.

Na przeciwko Khaliego stał rosły mężczyzna z wygoloną głową. Jego twarz pokrywały tatuaże pełne burgijskich symboli. Nosił szaty podobne do nieznajomego kupca, który najwyraźniej wplątał go w tą całą aferę. Jedyne czego brakowało w jego ubiorze to orientalny zawój na głowie. Mężczyzna rzucił misę z parującym jadłem na stolik stojący pod ścianą i wyszedł ryglując drewniane drzwi. Khali spostrzegł, że znajduje się w kajucie. Nigdy się nie spodziewał, że towarzystwo hojnego nieznajomego może odbić się tak wielką czkawką. Próbował wstać, jednak przeszywający ból głowy kompletnie odebrał mu siły. Gdzie ja jestem do Szivy – pomyślał. Czuł jak całe pomieszczenie delikatnie się kołysze. Nie to na pewno nie wina urazu, z pewnością statek, na którym się znalazł płynął na pełnym morzu. Dotknął palcami tył swojej głowy i poczuł na niej zaschniętą krew. Nieźle musiał oberwać. Jedyne co pamiętał jako ostatnie z poprzedniego wieczoru to nieprzyjemne zdarzenie w Kryształowym Koniku Morskim. Cholerna rudera – pomyślał. Wiedział, że jego niepokój kiedy przekraczał próg tej speluny był w pełni uzasadniony. Zwlókł się powoli ze sterty pustych worków, w których prawdopodobnie niegdyś znajdowała się pasza dla trzody. Podszedł chwiejnym krokiem do stolika, na którym parowała jeszcze kasza z namiastką mięsnego sosu. Zdążył ledwie spróbować brei gdy usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi. Do kajuty weszła znajoma postać. Ta sama, z którą Khali bratał się dwa dni temu, pamiętnego wieczora przy kuflu dobrego piwa.

Widzę, że przerwałem ci poznawanie dobrych stron naszej gościnności. Zwą mnie Remik.

Khali nic nie odpowiedział. Puścił drewnianą łyżkę i cofną się dwa kroki do tyłu, w stronę znajomej mu już stercie brudnych worków.

Zapewne w głowie masz zamęt od natłoku myśli. Co ja tu robię, czego oni o demnie chcą. Zapewne najbardziej nurtuje Cie to kim jesteśmy?

Tego akurat nie muszę już wiedzieć. Na mile rozpoznam diabelski znak burgijskiej sekty kupców. Jeden z twoich przydupasów, którego piąchę miałem okazję poznać w Kryształowym Koniku chełpił się marnym bibelocikiem w kształcie waszego znaku, nosząc go na szyi jak Rukzyjskie kundle. Ledwo wypowiadał każde słowo. Nie miał w ustach wody ni porządnego trunku od zeszłego wieczora, co bardziej wprawiało go w nerwowy stan.

Widzę, ze miło wspominasz spotkanie z Borghiem i Suhatem. Kazałem im być jak najbardziej oficjalnym kiedy zapraszali cię na pokład mego statku.

Oj no czekaj bratku, czekaj, zostańmy choćby sam na sam to poznasz mnie po słowie – pomyślał, czując jak gniew wraz z kującym bólem wzbierały w nim coraz bardziej. Remik był w oczach Khaliego wielkim arogantem i pyszałkiem. Najbardziej jednak nie mógł przestać myśleć o tym po kiego chlu w ogóle tu się znalazł.

Dziękuję, za to piękne zaproszenie i podróż o którą nawet nie śmiałem się upominać, ale czy mogę wiedzieć po co było tak wiele trudu by uprowadzić zwykłego rzezimieszka?

Istnieje wiele pytań i odpowiedzi, które zapewne poznasz we właściwym czasie. Na tą chwilę radził bym, abyś zmrużył nieco oko. Do lądu będziemy dobijać około wieczora. Tym czasem upajaj się wysokim standardem naszych pięknych kajut.

Koniec

Komentarze

Ciężkawe. Gdyby dało radę uczynić ten tekst lekkim, może by to było nawet niezłe.
Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka