- Opowiadanie: Niezapominajka Polna - Oczy

Oczy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Oczy

Filip po wielu latach mieszkania w mrówkowcu przeprowadził się do domku w podmiejskiej wiosce. Domek był wystarczająco duży, żeby stężona dotychczas samotność mogła rozcieńczyć się w większej przestrzeni, w bardziej znośnych proporcjach.

 

 

Już pierwszego dnia zwrócił uwagę na wysoki mur otaczający posesję naprzeciwko, jednak dopóki zajmował się rozpakowywaniem swojego dotychczasowego życia z wielkich kartonowych pudeł, starał się nie rozpraszać innymi sprawami. W ostatnim pudle znajdowały się płótna, sztalugi, palety, pędzle. Obiecał sobie, że gdy odłoży wystarczająco dużo pieniędzy, aby zamieszkać we własnym domu i nie pracować, wróci do malowania. Ostatnio malował w czasie studiów.

 

Pracownię urządził na niewielkim, ale dobrze oświetlonym poddaszu. Po znalezieniu dla każdego przedmiotu jego nowego miejsca usiadł spokojnie w fotelu z trudem wniesionym po stromych schodach. Wtedy po raz kolejny zwrócił uwagę na mur. Zaczął zastanawiać się, kto tak szczelnie odgradza się od świata. Myślał, że z poziomu poddasza uda mu się dostrzec coś więcej, jednak rozłożyste, gęsto porośnięte liśćmi drzewa rosnące na terenie posesji nie zasłaniały jedynie prostokąta czerwonego dachu, który mówił o mieszkańcach tyle samo co towarzyszące mu lipy, klony, dęby i kasztanowce.

 

Z pozostałymi sąsiadami zapoznał się w sklepie spożywczym systematycznie odwiedzanym przez wszystkich mieszkańców wioski. Można było się w nim wiele dowiedzieć, jednak nikt nigdy nie wspominał o sąsiadach mieszkających naprzeciwko Filipa. Zaczął więc pilniej przyglądać się bramie w murze i malował przy otwartym oknie. Czujnym uchem nasłuchiwał czy brama nie zmieniła zdania i nie zechciała się otworzyć. Brama nie chciała, jednak niewielka towarzysząca jej furtka pewnego dnia zaskrzypiała zawiasami. Filip podbiegł do okna, ale jedyne co zdążył zobaczyć to ruch mosiężnej klamki zamykającej furtkę i wystający nad nią brązowy kapelusz, który szybko zniknął zakryty gałęziami najbliższego drzewa.

 

Sąsiadki spotykane w sklepie szybko spoufaliły się z nowym mieszkańcem. Zaciekawione wypytywały go o niemal wszystko, uznał więc, że również ma prawo do zadawania pytań i pewnego dnia zdecydował się zagadnąć o tajemniczy dom. Kobiety zdziwione pytaniem zamilkły na chwilę. Ciszę przerwała pani Stasia:

– Tam przecież od dawna nikt nie mieszka.

 

Filip postanowił zachować dla siebie informację o brązowym kapeluszu, ale pytał dalej

– Od dawna? Pamiętają panie kto tam mieszkał?

Widać było, że temat domu wygasł na liście roztrząsanych plotek, jednak z każdym kolejnym zdaniem nabierały rozmachu jaki zwykle towarzyszył im przy obgadywaniu sąsiadów:

– Tam mieszkała rodzina z dzieckiem. Już dawno się wyprowadzili. Tam podobno kot zagryzł dziecko i matka nie mogła patrzeć na kąty w których się bawiło i wyjechali nie wiadomo gdzie.

– Co też pani wygaduje. To złodziej włamał się i jak dziecko zaczęło płakać to udusił, żeby nie pobudziło rodziców. A kot wtedy wydrapał złodziejowi oczy.

– Ja widziałam nieraz tę dziewczynkę, jak ten kot za nią wszędzie chodził i nie pozwolił nikomu jej ruszyć. Na pewno nie kot ją zagryzł.

– To były tylko plotki – wtrąciła sklepowa – ludzie sobie wymyślili to wszystko. Oni się wszyscy wyprowadzili, widziałam przez okno ze sklepu jak ta matka niosła dziecko na rękach do samochodu.

– Ja słyszałam, że ktoś widział, że to nie dziecko tylko lalka. Ta matka zwariowała i z lalką chodziła. A kota nikt już nie widział po tym wszystkim.

Nie czekając na ustalenie spójnej wersji wydarzeń, Filip przerwał wywody sąsiadek:

– I nikt się na ich miejsce nie wprowadził?

Popatrzyły na Filipa jakby zabrał im coś cennego.

– Nie – odpowiedziała jedna z nich, a na jej twarzy malowało się pytanie „kto normalny wprowadziłby się do takiego domu” i wiedział, że na pewno nie ona.

– Dziękuję paniom za rozmowę. Życzę miłego dnia – powiedział Filip zostawiając je z nowym tematem.

Wiedział już wszystko co chciał wiedzieć. Tragedia, wyprowadzka, pustka, wszystko na tyle dawno żeby stowarzyszenie plotkarskie z siedzibą w sklepie spożywczym przestało się tym interesować. Po co zajmować się brakiem ludzi, brak ludzi jest nudny na dłuższą metę.

 

 

Filip wrócił na swoje poddasze i kontynuował swoje obserwacje. Nie zobaczył już nigdy brązowego kapelusza. Nie widział też nigdy, żeby ktoś wychodził z tajemniczego ogrodu. Zauważył natomiast, że czasami wchodzą tam różni ludzie, ale nigdy z sąsiedztwa. Każdego widział pierwszy i ostatni raz w życiu. Zaczął podejrzewać, że przesypia pory, w których wychodzą z ogrodu, zmienił więc swój tryb życia z dziennego na nocny. Pomimo tego ciągle widywał tylko wchodzących ludzi. Pomyślał, że może jest stamtąd jakieś inne wyjście, może tajne, zamaskowane.

 

Filip chodził coraz bardziej zamyślony. Jakaś niewidzialna siła ciągnęła go w stronę niewielkiej furtki i pewnego dnia postanowił tam wreszcie wejść. Jednak gdy już miał położyć dłoń na klamce coś sprawiło, że zawrócił. Coś jakby go odepchnęło. Przystanął jeszcze obserwując okolicę i zobaczył mężczyznę, który nadszedł od strony przystanku autobusowego. Sprawiał wrażenie jakby miał iść dalej, ale niespodziewanie zatrzymał się przy furtce. Spojrzał na Filipa stojącego po drugiej stronie wąskiej drogi. Wymienili się spojrzeniami, po czym mężczyzna wszedł do ogrodu a Filip natomiast ukrył się na strychu. Nie rozumiał co nie pozwoliło mu wejść do ogrodu. Nie rozumiał kim są i skąd się biorą nieznajomi. Nie rozumiał dlaczego nie wychodzą z ogrodu. Nie rozumiał obojętności wiecznie ciekawskich sąsiadów i nie rozumiał dlaczego nie czują potrzeby sprawdzenia co kryje się za kamiennym murem.

 

Tej nocy czuwał w fotelu na strychu. Jego oczy nieprzerwanie skierowane w stronę furtki wyczekiwały mężczyzny, z którym nawiązał kontakt wzrokowy. Nad ranem zmęczone oczy przegrały walkę ze snem.

Gdy po obudzeniu Filip zerwał się na równe nogi, było już po południu – przespał prawie cały dzień. Zrobił kilka prostych ćwiczeń, żeby rozruszać zmęczone niewygodną pozycją ciało, zbiegł na dół i przechodząc przez kuchnię zerknął na zegar wskazujący godzinę siedemnastą. Wyszedł z domu kierując swoje kroki w stronę furtki. Poczuł opór powietrza tuż przed wejściem, ignorując go nacisnął klamkę i tym razem siła pchająca go do ogrodu okazała się silniejsza.

 

Ogród był piękny, nie wyglądał na opuszczony. Ktoś musiał dbać o kwiaty, którymi wypełnione były liczne rabatki. Gdy szedł alejkami przyglądając się kwiatom, miał dziwne wrażenie, że one jemu również się przyglądają, nie zauważał jednak w nich nic szczególnego. Ogród podczas spaceru wydawał się jeszcze większy niż z zewnątrz. Spacerował długo, ale nie spotkał nikogo. Zaglądał przez okna do domu, w którym była tylko pustka jaka zostaje zwykle po wyprowadzce. Gdy słońce zaczęło malować chmury różem Filip zobaczył na jednej ze ścieżek kota. Zwierzę spokojnie idące alejką nie wyglądało na dzikie i nie spłoszyło się na jego widok. Filip poszedł za nim czując podobną siłę, jak ta która kazała mu wejść do ogrodu.

 

Kot doprowadził Filipa do zakątka, do którego wcześniej nie trafił. Na skraju ogrodu, w najbardziej oddalonym od wejścia miejscu, przy murze stało drzewo z zawieszoną na gałęzi wielobarwną, drewnianą, dziecięcą huśtawką, na której siedziała mała dziewczynka. Gdy kot wskoczył jej na kolana, podniosła głowę i spojrzała na Filipa wielkimi, czarnymi, smutnymi oczami. Filip nie czuł niepokoju, czuł tylko, że musi wytrzymać jej spojrzenie, że to jest jak gra, którą nieraz prowadził ze znajomymi, gra: kto pierwszy odwróci wzrok ten stawia piwo, gra którą zawsze wygrywał. Gra, przy której jego pierwsza i jedyna dziewczyna mówiła zawsze, że oczy są zwierciadłem duszy – śmieszył go ten banał, ale brzmiało to uroczo w jej ustach. Teraz patrzył w oczy małej dziewczynki, oczy napełniające się światłem zachodzącego słońca. Patrzył długo, dłużej niż kiedykolwiek, jednak w końcu nie wytrzymał, spuścił wzrok. Upuścił go. Wzrok spadając na ziemię rozbił się na maleńkie drobinki, nasionka, z których wyrosły kwiaty, ich środeczki wypełniały oczy, oczy które znał bardzo dobrze, oczy w które codziennie spoglądał w lustrze, oczy teraz zmienione tylko zdziwieniem, niepokojem.

 

Dziewczynka posmutniała jeszcze bardziej i opuściła głowę. Wtedy wszystkie pozostałe kwiaty otworzyły oczy, podniosły przykryte słupkami i pręcikami jaskrawożółte powieki. Filip pomiędzy wpatrzonymi weń klombami rozpoznawał oczy nieznajomych przechodniów, rozpoznał też oczy mężczyzny, który trafił tu dzień wcześniej. We wszystkich czaiła się rozpacz i szaleństwo.

Filip, chcąc natychmiast wrócić do normalnego świata, pobiegł najszybciej jak mógł w stronę furtki, a gdy wyszedł poza nią spotkał panią sklepową, wracającą właśnie z pracy. Odruchowo ukłonił się i lekko drżącym głosem życzył miłego wieczoru, a ona, jak nigdy wcześniej, zignorowała go. Przeszedł się po wsi, spotykając po drodze sąsiadów wracających z pracy, czy wychodzących na piwo do jedynego tutaj, niewielkiego baru. Nikt nie zwrócił uwagi na Filipa, nie odpowiedział na grzeczne „dobry wieczór”, nie przeprosił potrącając na ulicy, nie zareagował na „przeprosiny” po potrąceniu.

 

Wrócił do ogrodu i odnalazł dziewczynkę; łzy spływały po jej policzkach. Chciał pomóc, ale nie potrafił. Dziewczynka zdawała się nie zauważać Filipa, w przeciwieństwie do kota, który przeszywał go zimnym spojrzeniem. Filip dopiero wtedy kątem oka dostrzegł snujących się między drzewami ludzi. Rozpoznawał twarze, chociaż każdą z nich widział tylko raz w życiu. W ich oczach była pustka.

Koniec

Komentarze

Sympatyczna historyjka. Ale musisz powalczyć z przecinkolozą, powtórzeniami i przeładowanymi zdaniami.

Do takich opowieści, wydaje mi się, zasadne są dwa podejścia --- albo elementu nadnaturalnego nie wyjaśniasz, ale za to bardzo mocno skupiasz się na opisie przeżyć bohatera w zderzeniu z rzeczonym elementem, albo zostawiasz nijakiego bohatera, za to tworzysz ciekawą intrygę wokół elementu. W tym tekście zostało wybrane niestety trzecie podejście --- czyli po łebkach. Szkoda, bo za tym wyborem kryje się, czy stworzysz tylko opowiastkę, czy też przyzwoite opowiadanie.

Postaraj się bardziej rozbudować kolejne opowiadanie.

pozdrawiam

I po co to było?

Dobrze mi się czytało, ale pozostał niedosyt. Zabrakło mi wyjaśnienia, dlaczego dziewczynka wabiła nieznajomych, albo co ich ciągnęło do domu. Wiem, że tak jest bardziej tajemniczo, ale brakuje mi jakoś związku przyczyna-skutek.

A niezamierzonych powtórzeń sporo. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Filip po wielu latach mieszkania w mrówkowcu przeprowadził się do domku w podmiejskiej wiosce - ja napisałabym w podmiejskiej miejscowości

Dziękuję paniom za rozmowę. Życzę miłego dnia – powiedział Filip zostawiając je z nowym tematem. - pominęłabym dziękuję paniom za rozmowę, bo zabrzmiało to trochę, jak w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej do nowej pracy.

Filip wrócił na swoje poddasze i kontynuował swoje obserwacje - a to przykład niezamierzonego powtórzenia.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zmorą tego tekstu są powtórzenia i błędy interpunkcyjne. Całkowicie zgadzam się z bemik, brakuje tu wyjaśnienia, o co chodzi. Delikatna aluzja by wystarczyła. Jedno zdanie. Równoważnik zdania. W tej formie opowiadanie, dla mnie, jest nieskończone.

Ciekawe, ale tak jak wyżej pisali mankamentem tego tekstu są powtórzenia i brak odpowiedzi na pytanie" o co w tym chodzi?

Dziękuję za wszystkie opinie. 

Jeśli chodzi o przecinki, to przyznaję, że nie zadbałam o nie, następnym razem postaram się poświęcić im więcej uwagi.  Natomiast  powtórzenia często są retoryczne i zostały wprowadzone celowo, żeby coś podkreślić. Ale rzeczywiście niektóre nie są zamierzone, jak np. powtórzenie słowa "swoje" w przykładzie podanym wyżej. 

Rozwiązanie było jaśniejsze w pierwszej wersj tego opowiadania, ale usunęłam wszystko co mi się wydawało zbyt oczywistym wyjaśnieniem sytuacji, żeby zostawić czytelnikom większe pole do interpretacji. Sądząc po komentarzach usunęłam za dużo. Delikatne aluzje tam są, ale widzocznie zbyt delikatne.  Być może dlatego, że w tekście, który powstał w mojej głowie zbyt wiele rzeczy dla mnie jest oczywistych. Cieszę się więc, że mogę poznać opinie z zewnątrz. I już wiem, że z niejasnością też nie można przesadzać. Intencja autora często rozmija się z tym co prezentuje tekst, chciałabym nauczyć się nad tym panować i wszelkie uwagi będą pomocne, byłabym wdzięczna szczególnie za konkretne przykłady błędów wyrwane z mojego tekstu tak jak w komentarzu Bemika.

Ej. To jest straszne, że piszę tylko pochwały...ale jak inaczej, gdy czytając te teksty, na prawdę dobrze się bawię?

Tematyka na duży plus jak dla mnie.

Pozdrawiam ciepło:)

Nowa Fantastyka