- Opowiadanie: Aeandril - Dyferencja - Podróż Azuceny

Dyferencja - Podróż Azuceny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dyferencja - Podróż Azuceny

Azucena z zapartym tchem obserwowała taniec złotego krążka na sporej wielkości Ołtarzu Ofiar, znajdującym się przy rozstaju dróg. Amulet od dłuższej chwili wirował wokół własnej osi i nic na Niebie czy Ziemi nie wskazywało na to, żeby miał przestać. Kobieta odetchnęła z ulgą. Była to tylko chwilowa rzeczywistość wykreowana przez jej podświadomość. Słowem – Azucena śniła. Wiedziała o tym, gdyż w innym wypadku, amulet po krótkiej chwili wytraciłby impet obrotu i wdzięcznie przewrócił się na powierzchnie, po której wirował. Całe szczęście. To miejsce nie było światem, w którym jakikolwiek szaman chciałby rozpoczynać swoją podróż w Astralu. Azucena jeszcze raz wzięła głęboki oddech i rozejrzała się wokół siebie. Ołtarz spływał krwią dopiero, co zaszlachtowanej młodej kobiety. Dookoła leżały trupy rycerzy zakutych w ciemnozielone kolczugi. Nad moczarami z wolna zaczynały krążyć kruki, które szybko zwęszyły łatwy łup.

 

– Że też takie cholerstwo zgotowała mi moja własna podświadomość – mruknęła Azucena.

 

Jeszcze raz rozejrzała się po ponurej okolicy, dziękując losowi, że rzeczywistość okazała się jej własnym snem i przysiadła na ołtarzu. Musiała się teraz skupić i skoncentrować, aby wskoczyć w Astral. Podczas podróży w wyższe światy, świadomość szamana może zostać przechwycona przez jego własną podświadomość. Na ogół nie jest to niebezpieczne. Chyba, że czarownik nie potrafi odróżnić snu od rzeczywistości astralnej. Wtedy zaczynają się problemy. Azucena wzięła głęboki oddech i skoncentrowała całą swoją uwagę na Axis Mundi, Osi Światów. Przejście przebiegło bez komplikacji.

***

 

W tym samym czasie uzdrowiciel Turuk, zasępiony wpatrywał się w ciemności szałasu, w którym się znalazł. Obok niego leżał umierający człowiek, balansujący na granicy dwóch światów. Tym człowiekiem był jego przyjaciel, potężny i dzielny Aeandril, który teraz toczył swą największą walkę. Turuk westchnął ciężko i wrócił do obserwacji rytuału. Smukłe ciało Azuceny wyginało się rytmicznie w rytm bębna, na którym grała. Uzdrowiciel wiedział, o jak wielką stawkę dziewczyna toczy grę. Aeandril, jej ukochany, podczas jednej z wypraw został trafiony strzałą, której kraniec został zanurzony w żywicy Drzewa Śmierci. Gdyby nie to, że Włóczęga był zaprawionym w bojach herosem, już dawno pożegnałby się z światem żywych.

 

Inni wojownicy przynieśli go do wioski, gdy nie dawał żadnego znaku życia. Azucena szybko kazał wnieść swojego ukochanego do szałasu i wezwać uzdrowiciela Turuka. Jednak wiedza starca okazała się bez użyteczna. Sposób, aby zniwelować działanie trucizny był tylko jeden. Należało odnaleźć i pokonać Ummarr Tha – demona trucizny. A nie był to byt, który łatwo dawał za wygraną.

 

– No dziewczyno. Wszystko w twoich rękach – westchnął Turuk nabijając fajkę zielem.

***

 

Azucena powoli odzyskiwała świadomość. Leżała na zimnej posadzce w pachnącym wilgocią pomieszczeniu. Nie musiała używać amuletu, aby wiedzieć gdzie jest. Moc tego miejsca była tak ogromna, że bez wątpienia był to Zaświat. Kobieta ostrożnie podniosła się na rękach i otworzyła oczy. Znajdowała się w ogromnej bibliotece. Dębowe regały, które uginały się pod ciężarem ton woluminów opierały się, o zdające się sięgać samego nieba, ściany. Mrok pomieszczenia był rozświetlany przez wątły blask słoneczny, wpadający do Biblioteki przez maleńkie okno. Po środku pomieszczenia stał mały stół. Jego rozmiar nadawał mu naprawdę groteskowy wygląd. Nie chodzi o to, że był nie wiadomo jak mikrych rozmiarów, jednak ogrom pomieszczenia domagał się spojrzenia na niego z innej perspektywy. Przy stoliku znajdowały się dwa krzesła. Na jednym z nich siedział mężczyzna, który od dłuższej chwili wpatrywał się intensywnie w twarz Azuceny. Był to mężczyzna w średnim wieku, odziany w prosty habit zakonny, o spojrzeniu ciepłym, a zarazem bystrym. Po jego oczach można było wywnioskować, że mężczyzna był o wiele epok starszy niż by się to mogło wydawać po jego wyglądzie. Poczekał, aż Szamanka podniesie się i usiądzie na krześle. Chwilę siedzieli w milczeniu, po czym mnich odezwał się przyjemnym niskim głosem:

 

– Witaj młoda Adeptko. Jest dla nas zaszczytem gościć Cię w tych murach. Czy wiesz, dlaczego się tu znalazłaś?

 

Azucena spróbowała skupić się na pytaniu i przypomnieć ostatnie kilkanaście godzin życia. Nie było to łatwe zadanie. Jej głowa zdawała się przeżywać właśnie kolejną szarżę ciężkiej jazdy, gdyż huczała i pękała z bólu.

 

– Witaj Ojcze. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale znajduję się tutaj, aby odnaleźć i pokonać straszliwego Ummarr Tha. Jednak nie wydaję mi się, aby był w tym miejscu mile widziany, dlatego nie wiem, jaki cel ma tutaj także moja obecność.

 

– Popatrz się za mnie córko. Co widzisz za moimi plecami?

 

Kobieta skupiła rozbiegany wzrok. W końcu rozbłyski błękitu i żółci złożyły się w znajomy kształt. Za plecami mnicha znajdował się Portal.

 

– To przejście do wyższych światów Ojcze. A więc tam znajdę Demona?

 

– Nie mogę ci obiecać, moja córko, że spotkasz go zaraz po wyjściu z Portalu, jednak na pewno przejście przez niego przybliży cię do pojedynku z tym Upiorem.

 

– A więc nie mam czasu! Pilno mi w drogę! – krzyknęła Azucena i poderwała się z krzesła. Chłodne spojrzenie mnicha szybko przyprowadziło ją do porządku.

 

– Nie tak prędko dziecko. Jak wiesz, w wyższych światach każda przysługa ma swoją cenę. W tym wypadku zapłatą będzie twoja wiedza. Jeśli odpowiesz na moją zagadkę, pozwolę ci przejść przez Portal. Jeśli pomylisz się lub nie odpowiesz, będziesz musiała wrócić, a twój ukochany zginie. Czy zgadzasz się na takie zasady?

 

Azucena skinęła głową. Nie miała wyboru.

 

– A więc dobrze. Oto Twoja zagadka:

 

Moc, której Śmierć oddać pokłon musi.

 

Siła, która każde zło i potęgę zdusi.

 

Ta, która największych wrogów z sobą brata.

 

Która jest fundamentem i podporą świata.

 

Azucena zasępiła się. Była wielką szamanką. Miała okazję rozmawiać zarówno z Panami Niebios, jak i Królami Ciemności. Znała większość wyższych bytów. Znała potęgę Magii Runicznej i Rytualnej. Nawet Chaos i jego praktyki nie były dla niej tajemnicą. Jednak im bardziej zastanawiała się nad pytaniem, tym głębiej zaczynała wierzyć w to, że nie ma na nie odpowiedzi! Przecież żaden z bogów czy demonów, żadna z potęg tego świata nie była aż tak potężna! Silniejsza niż sama śmierć? „I ta wkrótce odwiedzi twoje domostwo” powiedział lodowaty głos w jej głowie. Myśli szamanki pomknęły ku Aeandrilowi. Jej ukochany umierał, a ona nie mogła nic na to poradzić. Zawiodła. I w momencie, gdy już prawie pogodziła się z porażką, z jej ust prawie bezmyślnie wydobył się krzyk. Ostatnia myśl związana z Aeandrilem podsunęła jej odpowiedź.

 

– Miłość ! – rozdarł ciszę triumfalny okrzyk.

 

Mnich podniósł głowę i uśmiechnął się ciepło do Azuceny.

 

– Zaprawdę, mądrość kroczy wraz z tobą Córko Lilii. Portal stoi dla ciebie otworem. Powodzenia.

 

Po wypowiedzeniu tych słów tajemnicza postać znikła. Azucena wstrzymując oddech wstała od stołu i przybliżyła się do Portalu. Jego moc zdawała się emanować na całe pomieszczenie. Podróż dopiero się rozpoczynała.

***

 

Mrok powoli zaczynał nabierać kształtów, jednak sceneria, w którą poczynał się układać wcale nie podobała się kobiecie. Azucena wyjęła z sakwy amulet i zakręciła nim na ubitej ziemi. Niestety, moneta szybko przewróciła się i spoczęła bez ruchu.

 

– Wyższe światy, tak? – powiedziała ze złością. Nie miała pojęcia, gdzie wylądowała, jednak kraina ta z pewnością nie była domeną Duchów Opiekuńczych i bytów przyjaznych człowiekowi. Za to z pewnością można było natknąć się tu na złośliwe demony. Pewność ta brała się u Azuceny z faktu, że jeden właśnie zmierzał w jej stronę. Szyderczo uśmiechające się oczy uporczywie wpatrywały się w kobietę. Ich posiadacz smukły byt, przypominający człowieka o granatowym odcieniu skóry był coraz bliżej. Szamanka, nie marnując czasu zerwała się na równe nogi dobywając miecza przewieszonego przez plecy. W pozycji walki z rozwianymi włosami wyglądała naprawdę widowiskowo.

 

– Nie zbliżaj się kreaturo!

 

– No, no! Skąd taka agresja u takiej ślicznotki – zaśmiał się demon – Pozwól, że się przedstawię. Jam jest Narcizmorum, demon pychy. Przybyłem tutaj, aby móc udowodnić ci wyższość w wybranej przez ciebie konkurencji.

 

– A niby, dlaczego miałabym się zgadzać na twoje warunki? – prychnęła gniewnie Azucena.

 

– Ano może dlatego, że jesteśmy na moim terenie, więc zgodnie z zasadami mogę cię zabić bez żadnych konsekwencji. Po drugie, dlatego, że takim jak ja się nie odmawia. Po trzecie, wiem, gdzie jest Ummarr Tha, którego szukasz i mogę sprawić, że i ty posiądziesz tą wiedzę oraz umożliwię ci spotkanie z tą przyjemną osóbką, które z pewnością będzie niezwykle sympatyczne i pouczające – zakończył z drwiącym śmiechem.

 

– W jaki sposób pomożesz mi dostać się w miejsce bytowania Ummarr Tha?

 

– Widzisz tego ptaka szybującego nad nami? To Srebrny Pelikan, ostatni z zacnego niegdyś rodu Pelikanów. Jak pewnie wiesz, może zanieść cię w dowolne miejsce w Astralu, a tak się składa, że jest mi winny przysługę. Ty oczywiście i tak będziesz musiała okupić tą podróż, ale to już nie moja sprawa.

 

– A co jeśli przegram?

 

– Cóż…. Demony też mają swoje potrzeby. – odparł, uśmiechając się lubieżnie. Szamanka aż za dobrze wiedziała o co mu chodzi, jednak i tym razem zmuszona była zaryzykować.

 

– Bieg – wycedziła przez zęby. – Wybrałam dyscyplinę. Biegniemy do uschniętego drzewa, z którego w tym momencie, w powietrze wzbił się sęp. Przyjmujesz moją propozycję demonie, czy jednak za bardzo obawiasz się przegranej?

 

Narcizmorum tylko zaśmiał się głośno i ustawił do startu. Azucena stanęła koło niego.

 

– Startujemy na mój znak – oznajmił – raz, dwa, Poszli!

 

Szamanka wystrzeliła do przodu niczym strzała. Całą swą siłą woli przynaglała mięśnie do wzmożonego wysiłku. Jednak pomimo jej starań Demon nie pozostawał z tyłu. Czuła na plecach jego oddech. Azucena biegła coraz dalej i dalej, jednak drzewo zdawało się robić to samo. Szamanka biegła do momentu, w którym jej mięśnie zaczął trawić ogień, a krew zdawała się zamienić miejscami z jakąś tajemną substancją, która zamknęła w sobie esencję bólu. A później pobiegła jeszcze dalej. Kiedy oparta o drzewo obserwowała zmęczoną twarz demona, z której wyczytała tylko wściekłość. Tuż obok nich wylądował Srebrny Pelikan.

 

– O to twoja nagroda szamanko – rzucił Narcizmorum z pogardą, po czym odwrócił się i pomknął w przeciwną stronę. Mądre oczy ptaka wpatrywały się w kobietę.

 

– Witaj Azuceno, Córko Lilii. Zaszczytem dla mnie jest cię poznać.

 

– Witaj Srebrny Pelikanie, Synu Wiatru. Honorem jest móc rozmawiać z Tobą. – odpowiedziała na powitanie Azucena i uśmiechnęła się pięknie – zmuszona jestem prosić Cię o przysługę. Otóż Aeandril, mój ukochany, umiera trafiony zatrutą strzałą. Jedyną szansą na ratunek dla niego jest podjęcie przeze mnie pojedynku z Ummarr Tha i zwyciężenie go. Zaprowadź mnie do niego Srebrny Pelikanie. Winnam Ci przysługę i wdzięczność.

 

– Jestem do Twojej dyspozycji córko. Jednak musisz dać mi coś, czym nie jest w stanie obdarzyć mnie żadna inna osoba w całym Uniwersum.

 

Azucena spojrzała w bystre oczy ptaka i z nich wyczytała odpowiedź. Wyjęła zza pasa nóż i uczyniła nim głębokie nacięcie na własnym przedramieniu, z którego szybko popłynęła krew. Aby uratować Aeandrila szamanka musiała złożyć symboliczną ofiarę z samej siebie. Oczy ptaka zdawały się patrzeć na nią z aprobatą.

 

– Lećmy Córko Lilii. Nie masz czasu do stracenia.

***

 

Turuk nerwowo przechadzał się po izbie. Dłonie Azuceny wygrywały na bębnie coraz szybszy rytm, a ciałem zaczęły wstrząsać spazmatyczne ruchy. Uzdrowiciel popatrzył na niedającego znaku życia Aeandrila.

 

– Pospiesz się dziecko. – mruknął – masz coraz mniej czasu.

***

 

Biała koza prychnęła z dezaprobatą i odskoczyła niechętnie, gdy Srebrny Pelikan wylądował w miejscu, w którym przed sekundą znajdował się jego grzbiet. Azucena zręcznie zeskoczyła z grzbietu Pelikana. Jego głębokie spojrzenie zdawało się przebijać ją na wylot. Szamanka ukłoniła się głęboko.

 

– Dziękuję ci Pelikanie… Wiedz, że zawsze znajdziesz sprzymierzeńca w Córce Lilii. Niech Wiatr będzie łaskawy dla twoich skrzydeł!

 

– Pokój i z tobą Dziecko! Niech Pan Losu rozświetli nad tobą swe oblicze! Spójrz za siebie. Oto strumień Menthra North. Pójdź za jego biegiem, a znajdziesz tego, którego szukasz. Jednak spiesz się! Czasu masz coraz mniej.

 

– Bywaj zdrów Przyjacielu.

 

Pelikan odpowiedział skinieniem głowy i wbił się w powietrze. Azucena pozostała sama. Rozpoczęła się żmudna wędrówka w górę strumienia.

***

 

Podróż nie była łatwa. Azucena mozolnie wspinała się po obsypujących się kamieniach, za wszelką cenę starając się nie tracić z oczu strumienia, który płynął w parowie po jej prawej stronie, ograniczony dwoma stromymi zboczami. W pewnym momencie Szamance zdawało się, że usłyszała dźwięk. Początkowo uznając go za wiatr, Azucena nie przejęła się nim bardzo, jednak z każdym kolejnym krokiem odgłos stawał się coraz wyraźniejszy. Zaintrygowana Szamanka przyspieszyła kroku, aby sprawdzić z jakiego miejscu wydobywa się dźwięk przywodzący na myśl ludzkie łkanie. Po pewnym czasie, gdy była już pewna, że ktoś płacze, zza ogromnego głazu wyłoniła się starsza kobieta odziana w zniszczone łachmany. Trzymając w dłoniach pordzewiały kubek, patrzyła z przerażeniem na Azucene. „Uff… to tylko jeden z duchów opiekuńczych ogniska domowego jakich tysiąc w Zaświecie. Nie ma się czego obawiać…. Ale dość już! Zbyt wiele myślę o sobie! Może opiekunka potrzebuje pomocy?”– pomyślała Azucena, po czym postanowiła się jednak odezwać:

– Witaj kobieto!

 

– Wi-witaj śliczna pani – zająknęła się staruszka. – przepraszam, jeśli mój szloch przeszkodził w spokoju podróży, najjaśniejsza Pani.

 

– Dajcie spokój Opiekunko! – roześmiała się Szamanka – I żadna tam ze mnie pani. Mów mi Azucena. Czy mogę Ci w czymś pomóc?

 

– Nie chciałabym robić kłopotu, bo co ciebie, Pani, mogą interesować problemy biednej staruszki… Widzisz, bardzo chce mi się pić, a nie mam sił, aby zejść do strumienia po wodę.– I tak nieszczęsna usycha z pragnienia, chociaż zdrój nie jest tak daleko….

 

Azucena nie odpowiedziała. Jednym zwinnym skokiem znalazła się przy strumieniu i prędko napełniła swój bukłak z wodą. Kolejne dwa sprawiły, że Szamanka z uśmiechem pojawiła się na brzegu.

 

– Proszę Opiekunko! To dla Ciebie.

 

Kobieta drżącymi dłońmi ujęła w ręce bukłak i przełknęła jeden łyk, po czym bez śladu rozpłynęła się w powietrzu. Azucena ze zdumieniem zatrzepotała rzęsami. Po kobiecie nie zostało ani śladu, natomiast u jej stóp leżał pięknie zdobiony miecz. Gdy Azucena ujęła go w dłoń wiedziała, co trzyma w ręce. Było to Ostrze Dusz. Najpotężniejszy oręż, niedostępny nawet dla herosów. Szamanka zrozumiała, że miała okazję pomóc samej Gardeniel, Pani Dobroci. Grota, w której znajdował się Ummarr Tha była coraz bliżej.

***

 

Azucena wyczuła niebezpieczeństwo wcześniej niż zdołała je zauważyć. Jej palce instynktownie zacisnęły się na mieczu i skierowały go w zwinnej paradzie na spotkanie żelaznego ostrza, które miało rozpłatać Szamankę na pół. Azucena spojrzała w oczy napastnika. Ummarr Tha odpowiedział paskudnym uśmiechem i zwinnie odskoczył od kobiety. Demon był wysoką, smukłą istotą odzianą w płaszcz z szerokim kapturem. Chociaż przypominał człowieka, jego oczu za nic w świecie nie można było pomylić z ludzkimi. Mieszkała w nich śmierć.

 

– Witaj Szamanko! Nie spodziewałem się tu Ciebie tak wcześnie. Ba! Szczerze mówiąc w ogóle wątpiłem w Twoje przybycie. Ale skoro już jesteś… Może zatańczysz ze mną swój ostatni taniec?

 

Azucena milczała. Przedłużająca się droga pozbawiła ją resztek cierpliwości, których nigdy nie miała za dużo. Ponownie uniosła miecz i rzuciła się na demona w wściekłym szale. Zaskoczony Ummarr Tha osłoni swoją głowę, zręcznym ruchem przesuwając się na wysokość ramiona Azuceny i odwijając się w pół piruecie. Jednak Szamanki nie było już w tym miejscu. Wyprzedzając ruch demona, uciekła z pola cięcia miecza, odwracając się w jego stronę. Ummarr Tha zaatakował ponownie. Jednak i tym razem precyzyjne cięcie wznoszące, które pozbawiło już życia nie jednego wojownika pozostało bezskuteczne. Kobieta była zbyt szybka. Po krótkiej wymianie ciosów Demon odsłoni swą twarz, aby sprowokować uderzenie. Zbyt późno zrozumiał swój błąd. Azucena przewidując zasadzkę zamarkowała atak, jednak gdy zły duch ciął na odlew, zeszła zręcznie z drogi miecza, jednocześnie kierując Ostrze Dusz pod ramię demona. Ciepła posoka trysnęła w twarz Szamanki. Ummarr Tha zawył rozpaczliwie. Posłał Azucenie ostatnie pełne wściekłości spojrzenie po czym rozwiał się niczym dym. Świat Szamanki wypełniła ciemność…

***

 

Aeandril stopniowo otwierał oczy. Ciemność, która zdawała się otaczać go przez wieczność, przestała być jego udziałem. Głowa ciążyła mu tak, jak gdyby na jego czole ktoś ustawił kopiec z tysiąca kamieni. Wędrowiec zamknął oczy i próbował sobie przypomnieć, co się stało. Wracał z wyprawy z Gór Mglistych, gdy ugodziła go strzała. Później wszystko działo się tak szybko… pamięta powrót do domu, pogarszający się stan zdrowia i tę twarz… Twarz

 

– Azucena!!

 

– Co drzesz japę? Chcesz ją obudzić? – głos Turuka ostatecznie wyrwał go ze świata snów. Jednak Aeandril nie dawał łatwo za wygraną.

 

– Co z nią? Wiesz gdzie ona jest?

 

Turuk prychnął ze złością: – A kto ma wiedzieć jak nie ja? Przed chwilą wyszła z transu, jest całkowicie wyczerpana. Śpi w pokoju obok. Możesz iść do niej, ale spróbuj mi ją obudzić…

 

Aeandrilowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, pomknął do Azuceny niczym strzała wypuszczona z cięciwy… No cóż, być może strzała nie zaliczyłaby spotkania z podłogą, dwoma ze ścianami, pięcioma z framugami… W każdym razie, po krótkiej chwili Aeandril był już przy Azucenie. Kobieta leżała pod lnianą derką. Na jej twarzy widać było wyczerpanie, a kosmyki czerwonych włosów, mokrych od potu oblepiały jej policzki. Aeandrilowi mocniej zabiło serce. Wiedział, że gdyby nie Ukochana już dawno błąkałby się po świecie zmarłych. Położył się najciszej jak mógł obok kobiety i objął ją ramieniem. Dwie zbłąkane cząstki na nowo utworzyły jedność.

Koniec

Komentarze

Starałem się przeczytać

Jakie romantyczne.

Oczywiście, postać Azuceny do złudności przypomina O. Może to tylko moje wrażenie...ale nie sądzę. :)

Doczytała. Twój styl poprawia się w zastraszającym tempie. Genialnie. Niech tak pozostanie. Podobają mi się Twoje zabiegi stylistyczne. Esencja starej fantastyki, z szamankami, duchami, baśniami.

Jedyne do czego mogę się przyczepić, bo wiem, że i to czasem pomaga w lepszym pisaniu, to ten miecz, po tym jak Staruszka się napoiła. :) Heh. Nie powiem. Ot początku gdy ten Duch się pojawił, wiedziałam, że to jak w baśniach, próba, którą "nieliczni przechodzą". Dlatego. To mnie nie zadziwiło, ale reszta...Na prawdę super.

Tak trzymaj!

Pozdrawiam.

Mi się nie podoba. Już mniejsza z fabułą, ale sam zapis... Enigmatyczne prowadzenie tekstu, coś się dzieje, ale skąd i po co niewiadomo. Trzeci akapit (pomijając dialogi) zmęczył mnie na tyle, że resztę już tylko przejrzałam. Przedzierać się przez tekst jakoś nie mam ochoty. Niestety.

Maja, postać Azuceny nie przez prypadek przypomina O. tak jak Aeandril nie przez przypadek jest łudząco podobny do K. :p Nie ukrywam że gdy piszę to w większości posiłkuję się historiami które gdzieś już usłyszałem/przeczytałem (jak chyba każdy początkujący pisarz) dlatego często mogą nie zaskakiwać. Prokris: co do enigmatyczności sam bym się doczepił, postaram się nad tym więcej popracować. Dzięki piękne za komentarze :)

 Aeandril i Azucena. Piękni i młodzi. Zbuntowani przeciwko całemu światu. Aż trudno uwierzyć, ale uczucie to nie jest w żaden sposób przejaskrawione. Przygody - a owszem. Ale kto dzisiaj lata na wielkim Pelikanie i ściga się z bóstwem?: )

Nowa Fantastyka